Polska Psychodela [Urban SF]

1
UWAGA! Tekst zawiera wulgaryzmy i jest przeznaczony dla osób, które ukończyły 18 rok życia! Czytasz na własną odpowiedzialność!

BRACIE, RAZ TO SOBIE ZAPAMIĘTAJ: MAŁO RÓB, A DUŻO STĘKAJ napisane jest kruczoczarnymi literami na frontowej ścianie opuszczonej, zdemolowanej masarni niedaleko nowego wspaniałego hotelu, a napis jest dostatecznie duży i wyraźny, by można go było dostrzec z kilkudziesięciu metrów - gdzie zlokalizowany jest przystanek (bez żadnego szyldu czy oznakowania) - lecz gdy Jacek Krupski zauważa te słowa, nadjeżdża stary, obszerny pickup - z reklamą serków homogenizowanych na masce - zasłaniając widok, ale Krupski - który chwyta się dorywczych, nisko płatnych prac i ma dwadzieścia pięć lat - nie zwraca na to uwagi, ponieważ zawiewający pod płaszcz wiatr zmusza go do skulenia głowy, którą czasem - nie wiadomo czy obecnie - ma ochotę sobie obciąć... a co najmniej mocno poturbować. Półciężarówka zatrzymuje się, a kierowca, Wietnamczyk, wystawia czaszkę (swoją) przez okno i ledwo zrozumiale krzyczy:

- Poczuje twych!

Dwóch młodych, odzianych w strój roboczy mężczyzn wskakuje na tył pickupa, używając w tym celu jednej ręki, co tylko dowodzi ich sprawności.

- Zapić psy! - tak zdaje się brzmi okrzyk kierowcy, kiedy z uśmiechem na twarzy rusza z miejsca z piskiem opon.

- Jestem anonimowy - stwierdza Krupski - jestem kompletnie zaniedbany, jestem jak te muchy umorusane w gównie... nie czuję przywiązania, nie wiem, czym jest ojczyzna... jestem młody, pozbawiony zahamowań, posiadam chłonny umysł i nieprzeciętnie sprawne ciało. Mówiąc krótko: społeczeństwa nie stać na to, żebym istniał. Jestem zbyt mało wart - milknie i poprawia kołnierz - na którym widnieje słowo PRACA - w taki sposób, że stoi teraz do góry i zasłania mu pół policzka.

- Zdarza się...

- Znam wszystkie reklamy na pamięć. Chciałbym kiedyś pracować w marketingu - recytuje i szuka czegoś w kieszeniach, zaciskając przy tym zęby i strojąc groźną minę, którą i tak nikogo nie przestraszy.

- Możesz zostać krytykiem... nie, ty już nim jesteś... dla samego siebie...

- Wiesz, w czym rzecz? Nienawidzimy tej roboty, nikt jej nie lubi... nie wmawiaj mi, że coś cię przy niej trzyma... właśnie, tu jest problem, jesteśmy uzależnieni, mechanizm nas ubezwłasnowolnił. Przestać pracować? To żadna alternatywa. Gdzie niby mamy skończyć? Pod mostem? Nie po to zmarnowałem osiem lat życia, żeby dać się teraz wymanewrować przez los. To COŚ pozwala nam w miarę normalnie funkcjonować. Wiesz, co to jest? - robi pauzę i czeka na odpowiedź, ale gdy jej nie dostaje, peroruje dalej. - Nadzieja. Nadzieja, bracie... wierzymy... Czy naprawdę nie uważasz, że to, co zarabiamy, jest kpiną?

- Co zrobić...

- Powieś się - kpi Kurski, a po chwili dodaje: - Nie, to nie dla mnie... jestem przywiązany... do życia... podobno to głupota, a może... nie, nie popełnię samobójstwa... wykluczone, przynajmniej nie w tym wcieleniu... a ty? Co o tym myślisz?

Pod przystanek podjeżdża drugi pickup - nieco nowszy i lepiej zadbany, ale ciągle klekocze i "stęka". Na boku ktoś wymalował palcem w kurzu słowo BRUDAS.

- Kiedyś nam się powiedzie - szepcze Jacek z wyczuwalnym wahaniem w głosie - jak nie mnie, to tobie, jak nie tobie, to komuś innemu... rozumiesz? To jest niemożliwe... nie można do końca życia tkwić w tych odpadkach.

- Gównie - poprawiam go. - Odpadki kojarzą się z utylizacją. Gówno to gówno.

- Nie bądź dosadny - mamrocze Krupski. - Gasisz całą nadzieję.

- Potrzebuję trzech! - wrzeszczy kierowca, wychylając się przez okno i machając niebieską czapką. Jest pulchny, a hitlerowski wąsik sprawia, że staje się farsą totalitaryzmu.

- Dokąd? - drze się mężczyzna stojący kilka metrów od nas. - Jaka? Ile?

- Będziesz zadowolony - zachęca kierowca, pstrykając palcem.

- Pamiętaj, że jestem pamiętliwy - mówi mężczyzna i wchodzi na pakę - a ty charakterystyczny.

- W każdej chwili mogę przestać być... wystarczy żyletka - śmieje się kierowca. - Ale jeśli w głowie ci głupawe zemsty i zabawy w podchody, to mówię: nie będziesz miał sposobności, przyjacielu... jestem uczciwy... - robi dłuższą pauzę i dodaje (ledwo słyszalnie): - ...podobnie jak uczciwy jest ten świat.

Jacek patrzy na mnie, ja kiwam głową, a nad niezadaszonym przystankiem przelatuje ptak i sra dokładnie na wolną przestrzeń między nami. Wsiadamy na tył pickupa, na którym znajduje się pięć osób: dziewczyna ogolona na łyso, facet bez ręki, pozostali są naszej postury, płci i wieku. Staram się nie patrzeć w ich skołatane gęby, ale gdy słyszę dziewczęcy głos: "Witamy w piekle", nie pozostaje mi nic innego, jak odpowiedzieć: "Droga do nieba nie może zaczynać się od zjazdu." Samochód rusza, a po nabraniu prędkości wiatr wierci nam piaskiem w oczach malusieńkie dziurki, od których mój wzrok nie przypomina już tego choćby sprzed pół roku.

- Czy rzeczywiście jedyną godną uwagi perspektywą ma być przestępstwo? - zwraca się do mnie Krupski, nikt inny go nie słyszy, a przynajmniej nic na to nie wskazuje.

- Najpierw potrzebujesz okazji - odpowiadam szeptem.

- Co, czego, jak?... Nie słyszę - zarzeka się, przybliżając głowę do mojej piersi.

- Ogłuchłeś?

- Co? Tak... nie - poprawia się natychmiast.

- Znam cię kilka lat - mówię, unosząc brew do góry w geście niedowierzania i lekkiego, udawanego flirtu. - Ukrywałeś tak wielką ułomność?

- Co? - pyta, patrząc na mnie i nieświadomie przybliżając się j e s z c z e b l i ż e j.

- Są takie przypadki, wiesz, nieparlamentarne, ciężkie do wytłumaczenia... tajne organizacje... odcięte od świata, skupione na... no właśnie: na czym?

- Nie rozumiem.

- Na pewno?

- Chyba bym wiedział, gdybym rozumiał... tak to funkcjonuje, nie?

- Tak-tak-wiem, nie, nie wiem... - mówię, nie myśląc nad tym, czy ma to sens - ...przemienność, wymienność i zmienność... tak, nie, ej, tak czy nie?

- Co? - mówi i patrzy na mnie, jakby zobaczył...

- Nie możesz być pewien - stwierdzam, nie patrząc w jego zielone oczy.

- Pewien czego? - pyta totalnie skołowany.

- Dopiero teraz budzi się w tobie homoseksualizm? - mówię z powagą w głosie, jestem z reguły poważnym człowiekiem.

- Ciekawe - mówi, śmiejąc się i oddalając na bezpieczną, komfortową odległość - coś w tym jest.

- W otwieraniu się człowieka na drugiego dopiero po pewnym czasie? - sugeruję.

- Tak... zresztą... co za różnica? Czy jestem otwarty, czy jestem zamknięty, jestem tym samym, kurwa... tą samą... istotą... człowiekiem bez majątku, bez czasu... bez przyjemności... hej, czy nie powinienem się cieszyć, że niektórzy mają gorzej?

- Najpierw - mówię - musiałbyś ich wyprodukować.

- Nie przypominaliby naszego gatunku - wzdycha.

- Przestępstwo dla samego przestępstwa nie ma sensu - stwierdzam, drapiąc się po nosie.

- Tak? - dziwi się Krupski.

- Tak jakby - mówię. - Logika, nie?

- Tandetna.

- Mówi to znawca jakości - zaczynam - wychowany na wodzie mineralnej... z kranu.

- Kto powiedział, że mam się stać przestępcą dla samej sztuki i satysfakcji? - pyta, uśmiechając się półgębkiem.

- Świat... rzeczywistość, człowieku - mówię i oglądam swoje paznokcie, które były kiedyś takie ładne i zadbane. - W ten biznes nie można się wkręcić... musisz zostać wkręcony. Nie jest to łatwe... przejrzyste... czy klarowne.

Mijamy bilbord reklamowy, na którym namalowana jest puszka z szynką, a obok ukazuje się napis KONSERWA NIE DLA PLEBSU. Lekko mnie to irytuje, gdyż z chęcią zakosztowałbym tego smaku, lecz nigdy nie było mnie stać na tak burżujską markę.

- Czy to ten sam świat zrobił z nas pedałów? - pyta Krupski, udając (a może nie) powagę.

- Odwal się - odkasłuję pył, który wpadł mi do ust. - Mów, frajerze, za siebie, ja nie mam zamiaru stawać się pedałem, nawet jeśli świat ode mnie tego wymaga.... to sprzeczne... sprzeczne... po prostu: sprzeczne.

- Przeleciałbyś mnie dla sławy? - pyta Krupski i oblizuje wargi.

- Co? - Nie mogę uwierzyć w to, co usłyszałem. - Miałbym obcować z takim... brudasem? Nie, zapomnij - mówię stanowczo. - Mam resztkę... godności.

- I resztkę miedziaków w kieszeni... jeśli nie wydałeś - dogaduje Jacek.

- Pierdol się - próbuję go zbyć.

- Chwilę byś pocierpiał, a potem... raj... niemalże niebo... Ale czy... Kto powiedział, że masz cierpieć? Wszystko może być przyjemnością - mówi Krupski, głaszcząc swój zarost.

- P i e r d o l się - ponawiam, widząc nieskuteczność swojej zagrywki - raj i niebo to synonimy.

- Mnie nie oszukasz. Widziałem, jak patrzysz na nieosiągalne kawałeczki wołowiny.

- A co? - odwracam się do tyłu i spoglądam na znikającą za rogiem masarnię. - Miałem podziwiać piękne widoki? Pytam się tylko: czego? Gdzie jakieś widoki?

- Perspektywy... cudowne są, prawda? - mówi rozmarzonym głosem, po czym odchodzi od tego tonu. - Jest mały problem... my tych perspektyw nie mamy.

- Nie użalaj się nad sobą, żal prowadzi... do większego żalu - zakładam kaptur na głowę, bo przypominam sobie, że przecież mam taką możliwość.

- Nie macie rękawic, chłopaki? - mówi łysa dziewczyna, a ja wzruszam pobolewającymi mnie od wczoraj ramionami, zdziwiony. Krupski robi jedną - ma ich w repertuarze bardzo dużo - ze swoich debilnych min.

- Do nas mówisz? - pytam.

- Nie - przeczy dziewczyna - do siebie... mam schizofrenię... wiecie... marzenia za utraconą płcią - chichocze po męsku, zakrywając ręką ubytki w uzębieniu.

- Co? - robię minę podobną do Krupskiego.

- Mama cię nie kochała? - pyta Krupski, wydaje się zmieszany swoją wypowiedzią, poprawia: - Przepraszam, nie zrozum mnie źle, ale czy twoja matka miała, no, wiesz, awersję do chłopców? - Odwraca się do mnie. - Może jakiś kompleks palanta, który ją spłodził?

- Albo j e j spłodził - zgaduję szeptem, po czym dodaję (głośniej niż normalny mój głos): - Krupski... z ciebie niezły flirciarz.

- O co ci chodzi? - pyta zakłopotana dziewczyna i taksuje wzrokiem mojego przyjaciela.

- Czy ty tak zawsze? - Krupski ciągnie wątek.

- Co zawsze? - pyta dziewczyna, jeszcze bardziej zdezorientowana.

- Udajesz kogoś, kim nie jesteś...

- Nic nie udaję - zapiera się dziewczyna.

- Krupskiemu chodzi o to - mówię i postanawiam złagodzić sytuację. - To jest Krupski - wskazuję na Jacka. - To jestem ja - wskazuję na siebie - czyli Baden, Mat Baden... tak trochę z angielskiego, szwedzkiego, a trochę z... eee, zapomniałem. - Odwracam się do dziewczyny. - A...

- Don - kończy za mnie dziewczyna. - Miło mi... choć nie do końca.

- Czy Don to nie imię męskie? Nie powinnaś przypadkiem nazywać się Donna? - pyta niegrzecznie Jacek Krupski.

- To jest moja sprawa... Kupo? Dobrze zapamiętałam? Tak do ciebie mówią? - dogryza Don.

- Krupskiemu chodzi o to - wyjaśniam - że sam chyba miał matkę, która, wiesz, doznała
szoku w związku z jego narodzinami, nie, nie fizycznego... psychicznego. Spodziewała się, co tu dużo mówić, dziewczynki, a dostała... dziewczynkę z siusiakiem.

- Fajna teoria - mówi Krupski. - Szkoda, że...

- Ubierała go - wtrącam - w damskie ciuszki, więc automatycznie szuka bratniej duszy, a ty, nie obraź się, jesteś w jego typie - próbuję powstrzymać się od wybuchu spazmatycznego śmiechu. Dziewczyna uśmiecha się dwu-, a nawet "trójznacznie".

- Nie, nie, ja pierdolę - narzeka Krupski. - Coś ty ze mnie zrobił?

Odwracam się do Jacka i pouczam: - Trzeba było samemu zapewnić sobie przyszłość... A teraz? Śmietana zabita... przez kogo?

- Jestem czysty - stwierdza i zdaje sobie sprawę, że coś tu nie gra, a raczej śmierdzi.

- Sam sobie przeczysz... przepraszam, ale węch jeszcze mam - poświadczam.

- Zabawni jesteście... chłopcy - mówi Don - przepraszam... mężczyźni. Mam dzisiaj takie tolerancyjne poczucie humoru.

- Szkoda, że ja go nie mam - stwierdza Krupski.

- Ty jesteś tu... hm... najbardziej zabawny - mówi niepewnie Don i drapie się dłonią w okolicach biustu.

- Zostawmy przeszłość na boku - proponuje Krupski.

Mijamy rząd przydrożnych, plastikowych toalet, na jednej jaskrawożółtymi literami napisano: SPUSZCZASZ RAZ - EFEKT DŁUGOTRWAŁY.

- Zostawmy przeszłość na boku - odpowiada Don z wielką aprobatą i nadzieją w głosie, pragnie coś dopowiedzieć, ale milknie.

- Ja tak tylko z ciekawości - zaczyna Jacek - niekoniecznie na twoim przykładzie... tak ogólnie, ok, mogę zapytać?

- Nie krępuj się - zachęca go Don, wyczuwając niepewność w głosie Krupskiego.

- Czy Don to w ogóle jest imię? Nie przyjmuj tego do siebie, nie o to chodzi. A może przezwisko? Nie jest to bardziej tytuł? Ja rozumiem, że czujesz się... no, wiesz, ale czy... - przerywa, patrząc na dziewczynę, która zjada go wzrokiem. - Nie, w porządku, zostawmy to - pokazuje otwarte dłonie - tak, nie wracajmy do wątku.

- Bije od was wiochą - mówi facet bez ręki i przytula się do dziewczyny - taką ostrą... zabitą deskami.

- Odezwał się miastowy - rzuca Krupski.

Wyciągam palec w ich kierunku i macham nim bezwiednie... a może poznawczo?

- To wy razem? - pytam. Odpowiadają milczeniem.

- Warci siebie - mamrocze Krupski - rzemieślnicy zasrani.

- Kurwa - szepczę w kurtkę - nie myśl... nie od tego masz mózg.

- Ty też jesteś - zaczyna Jacek, patrząc na mężczyznę bez ręki - że tak powiem, eee, niedorobiony?

- To tylko brak ręki - sapie mężczyzna, siląc się na sarkazm, i podnosi kikuta do góry.

- Nie, mnie nie o to - wyjaśnia Krupski. - Mnie raczej o to drugie... płeć - kończy, jakby miał się za chwilę porzygać.

- Nie - mówi zdawkowo mężczyzna i uśmiecha się pobłażliwie.

- Nie jesteście przypadkiem w niewłaściwych ciałach? - pyta Jacek.

- Krupski, kurwa - wyrywam się - to ty miałeś dziś czołowe spotkanie z dewiacją, nie oni.

- Co? - spogląda na mnie z wyrzutem.

- No, wiesz, homoseksualizm zapukał w twoje drzwiczki - tłumaczę, ale jest to na całej linii jałowe.

- Ty cały czas o tym? - wzdycha, grzebiąc w czymś (nie da się powiedzieć, co to jest) nogą.

- Nie ja byłem inicjatorem - bronię się, wzruszając ramionami.

- Homoseksualizm jest normalny, rozumiesz? Jesteś, przypuśćmy, laską i kochasz się w laskach, proste i logiczne, nie?

Robię krzywą minę, patrzę na mijane obskurne kamienice i mówię:

- Nie do końca.

- Daj spokój... - odwraca się ode mnie jako protest. Odwraca się z powrotem, tym razem z nowym animuszem do działania. - Problem jest wówczas, kiedy kochasz się w dziewczynie, ale nie jako dziewczyna, którą jesteś, a jako mężczyzna, którym nie jesteś, i tylko to sprawia ci satysfakcje. Nierealne wyobrażenia o samym sobie.

- Krupski, skurwysynu - wypuszcza głośno powietrze - nie jestem kobietą.

- Dlaczego?

- Dlaczego nie jestem kobietą? - dziwię się. - Nie wiem... tak samo jak nie wiem, dlaczego nie jestem mrówkojadem wielkim.

- Dlaczego mi nie wierzysz?

- Czy odpowiedź: "jesteś niewiarygodny" jest satysfakcjonująca? - pytam.

- Bynajmniej nie - ocenia.

- W takim razie... bynajmniej nie masz szczęścia. - Dotykam ręką karku, jest ubrudzony jakąś mazią, ścieram ją, używając w tym celu rękawa, teraz rękaw jest zapaskudzony, a ja czysty. - Jesteś... jesteś taki... nie taki.

Krupski się śmieje. - Racjonalne i logiczne wytłumaczenie, nie ma co. Zostań tym, jak mu tam... tłumaczem.

- Lepiej komunikatorem zwierzęcym, większy pożytek - mówi niespodziewanie mężczyzna bez ręki.

Wskazuję na niego palcem i stwierdzam: - A wydawał się taki sztywny.

- Pozory, pozory - mamrocze mężczyzna, bardzo dumny i zadowolony.

- Jestem spełniony... w niespełnieniu - oświadcza Jacek Krupski. - Do czego byłbyś zdolny w drodze do wygody? Pamiętaj, to tylko hipotetyczna chwila niewygody.

- Krupski... - Otwieram i zamykam lewą rękę. Nie wiem, dlaczego lewą i nie wiem, dlaczego otwieram ją i zamykam. Z nerwów...? - ...dlaczego zmieniasz zdanie co pięć minut?

- Cztery - mówi i czeka na moją reakcję, jestem wmurowany w swoje zdziwienie. - Cztery minuty... Może dlatego, że nie mam zdania. Czy rzeczywiście ma jakieś znaczenie to, co mówię? Mam w sobie cząsteczkę kobiecą... jestem zmienny.

- I boli cię głowa zawsze wtedy, kiedy akurat nie powinna, kiedy przez przypadek dzieje się coś ważnego - konstatuję.

Krupski mizdrzy się specyficznie, uwodzicielsko. - Wróżka-podróbka?

Wybuchamy śmiechem.

- No więc jak, macie te rękawiczki - przerywa nasz rechot Don - czy nie macie? Wiecie, ile chorób można podłapać przez gołe ręce?

- No - Krupski nabiera powietrze w płuca - można złapać kurzajkę.

Śmieje się nawet mężczyzna skulony w kącie i przykryty kocem. Zapomniałem, że jest mi zimno. Zapomniałem, że jestem wrakiem człowieka.

- Ciężka sprawa, odgryźć nie można, bo na usta się przeniesie, a z dwojga złego wybieram jednak... rękę, szanowne mniejsze zło - konkluduję.

- Braliście coś, chłopaki? - pyta się facet bez ręki.

- Tak - przyznaje się Krupski i udaje, jakby wciągał kokę z kciuka - jesteśmy uzależnieni... od powietrza.

Nigdy jeszcze nie byliśmy (ja i Krupski) w tak dobrym humorze o tak wczesnej porze. To pewnie kasandryczne...

- Rękawiczki to konieczna ochrona - mówi Don. - Też myślałam, że to głupota. Nabawiłam się raka. Stąd ta łysina. Z drugiej strony to dobrze... druga strona jest zawsze gorsza... dlatego jest druga. - Nie wiem, co powiedzieć. Pewnie dlatego milczę. Wszyscy milczą, wsłuchani w słowa. - Miałam długie włosy, naturalny blond, gustownie spływające po ramionach, mocne, a zarazem delikatne. Piękno kobiety poznaje się, gdy ta pozbawiona jest ozdobników. Nie ciężko być piękną, mając na sobie tonę cudownych pereł i upiększaczy, one same w sobie są wspaniałe, nie potrzebują manekina, nie wymagają zawieszania. Jeżeli kobieta przypomina kobietę, będąc bez włosów, znaczy to, że jest bardzo ładna... może być symbolem seksu... co z tego, że po przejściach?

- Podobają ci się łysi faceci? - zastanawia się Krupski. - Chyba wejdę do akceleratora.

- Jak można nabawić się raka przez brak rękawiczek? - dziwię się.

- Nie słyszałeś o dziadostwie, które atakuje skórę, nie słyszałeś o raku skóry? - dziwi się moim zdziwieniem Don.

- Ale...

- Zobaczysz, gdzie jedziemy, pobędziesz tam chwilę i sam ocenisz: nazwiesz mnie wariatką albo inteligentną kobietą, która miała pecha - mówi dziewczyna, dając mi tym samym temat do rozmyślań.

- Ale tak dla ścisłości: ojciec cię nie molestował? - upewniam się.

- A co to ma do rzeczy? - uśmiecha się Don, patrząc na mnie spode łba.

- Rozeznanie sytuacji - wyjaśniam.

- Że niby zainteresowany?

- Że niby zajęta?

- Nie do końca. - Don wskazuje na faceta bez ręki. - To mój brat.

- Przyrodni?

- Nie wiem jaki - śmieje się. - Urodziłam się i już był.

- Może kiedyś zrobimy testy genetyczne - mówi mężczyzna bez ręki. - Kiedy staniemy się na tyle bogaci, że wyrzucanie pieniędzy będziemy uważać za gustowne.

- Podniecające i seksowne - dodaje Don.

- Czasem lepiej, oczywiście nic nie sugeruję, pozostać nieświadomym - strzelam moralitetem.

Spoglądam (właściwie samo mi się spogląda) za siebie, gdzie widzę ławkę, na której ktoś namalował nóż wbijający się w goły, prostacko przedstawiony, blady odbyt, a slogan obok głosi: UWAŻAJ, GDZIE SIADASZ. Widok znika, gdy samochód skręca tak ostro, że prawie wypadam.

- Życie, praca... - wzdycham i czuję kropelkę deszczu, która uderza o moją gołą dłoń. - Kurewska pogoda... i środowisko.

Jedziemy jeszcze jakiś czas i kiedy jestem już tak znużony, że zaczynam zasypiać, słyszę głos kierowcy: - Przejażdżka skończona! - po czym pojazd gwałtownie się zatrzymuje, a większość pasażerów leci bezwładnie w kierunku szoferki.

- Wysiadać! - ponawia wrzask kierowca.

- Cóż - mówi Don, powoli zsiadając z paki, robi to nad wyraz interesująco - pozostaje mi życzyć wam dużo, dużo szczęśliwych zbiegów okoliczności, będziecie ich, niestety, potrzebować.

Wpatruję się w nią (razem z Krupskim) z jakąś dziwną, a zarazem infantylną nadzieją.

- Choć zawsze możecie się wycofać - dodaje brat Dona, przewieszając jedną nogę przez barierkę - ale nasuwa się pytanie: Za co przeżyjecie? Przepraszam, możecie mieć oszczędności. Macie oszczędności? - śmieje się, a my w natchnieniu naszej mądrości udajemy niemowy. - Tak myślałem.

Jesteśmy ostatnimi, który opuszczają pickupa. Spóźniamy się przez to do pracy. Tną nam i tak minimalną już pensję. Nie kupujemy więc posiłku podczas przerwy obiadowej.

[ Dodano: Sob 01 Sie, 2009 ]
Jak tak dalej pójdzie, to sam się zweryfikuję:-)
Ostatnio zmieniony ndz 02 sie 2009, 14:53 przez tafennasal, łącznie zmieniany 1 raz.

2
Świetne opowiadanie! Podoba mi się sposób w jaki prowadzisz narrację, w jaki wplatasz poszczególne, mniej lub bardziej ważne, myśli w tekst.

Na Twoje szczęście, a ku mojej uciesze, nie udało mi się wyłapać jakichkolwiek błędów. Nie wiem, co jest tego przyczyną. Być może jakość tekstu, która powoduje, że wbija się on w moją pamięć. Będzie się tam trzymał przez jakiś czas, znacznie jednak dłuższy niż w przypadku poprzedników, jakie miałem okazję przeczytać. To z pewnością jeden z najlepszych tekstów, jakie czytałem na tym forum. Ciesz się, szczególnie, że konkurs na tekst miesiąca już tuż tuż...

Mankamentem jest mnogość i brak wyrazistości w dialogach, co powoduje, że bohaterowie jakby zlewają się w jedno. To utrudnia czytanie, szczególnie że rozróżnienie postaci nie jest w takich tekstach łatwą sztuką. Musisz się postarać i ułatwić czytelnikowi to zadanie przez proste napomknięcia, kto jest autorem wypowiadanych słów.

Piszesz, Autorze, językiem prostym i łatwym do zrozumienia, a jednocześnie takim, który wskazuje na mnogość słownictwa, jakim dysponuje Twój kilkukilogramowy komputer, na który w zimie nakładasz wygodną i ciepłą czapeczkę. Mam nadzieje, że znajdzie się w nim miejsce na dobry pomysł, bo tylko takiego potrzeba, żeby zrobić tutaj furorę. Wszystko, co potrzebne pisarczykowi w Twoim wieku, posiadasz. Następnym razem skonstruuj niebanalną fabułę, dodaj do tego szczyptę humoru, jakim przepoiłeś ten tekst, i czekaj na piorunujący efekt. A na pewno w końcu przyjdzie. Czasem pojawia się zupełnie nieproszony, a wtedy zaskoczenie przeistacza się w niewymowną radość. To właśnie jest ten moment, kiedy brakuje słów. Często miewam takie "kontuzje", co wcale nie znaczy, że pisuję zaskakując mnie samego utwory. Prawdę powiedziawszy chcę napisać o czymś, o czym w efekcie nie piszę. Taka jest suma wysiłków, jakie podejmuję.

Myślę, że ty nie musisz się martwić o podobne - jak to ładnie nazwałem - kontuzje. Nie grożą ci. Potrafisz się znakomicie wysłowić, zaminować tekst ładunkiem emocjonalnym, który rozrywa wprost czytelnika - to właśnie przemawia za Tobą jako pisarzem i Twoimi utworami, jako dziełami.

Przy ogromie tych pochwał nie zapomnę także o krótkim i zwięzłym napomnieniu. Nie zapominaj o zadaniu, jakie sam sobie wybrałeś, o wyzwaniu, jakiego się podjąłeś - pracuj, a wkrótce nadejdą adekwatne do włożonych starań wyniki. Twoja praca sama Cię nagrodzi.

3
Rzeczywiście. Bardzo ciężko napisać jest dynamiczną i zarazem długą rozmowę kilku osób bez wtrącania co kwestię, kto mówi. Czasami coś, co wydaje się dla autora nudnym obowiązkiem, dla czytelnika jest wybawieniem. I tak momentami jest tym razem.

Wielkie dzięki za komentarz!

4
§ 3. Jeżeli tekst zawiera wulgaryzmy lub treści nieodpowiednie dla nieletnich, należy koniecznie napisać to tuż pod tytułem tematu, a także nad samym tekstem, podczas umieszczania go na forum. Wzmiankę o tym (w samym temacie) należy pogrubić i zaznaczyć na CZERWONO (przy użyciu opcji edycji tekstu)
Powód, dla którego daję ostrzeżenie.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

5
Jest Nietzche w pierwszym zdaniu, więc zobaczmy co kryje się w środku.
BRACIE, RAZ TO SOBIE ZAPAMIĘTAJ: MAŁO RÓB, A DUŻO STĘKAJ napisane jest kruczoczarnymi literami na frontowej ścianie opuszczonej, zdemolowanej masarni niedaleko nowego wspaniałego hotelu, a napis jest dostatecznie duży i wyraźny, by można go było dostrzec z kilkudziesięciu metrów - 1 gdzie zlokalizowany jest przystanek (bez żadnego szyldu czy oznakowania) - lecz gdy Jacek Krupski zauważa te słowa, nadjeżdża stary, obszerny 2 pickup - z reklamą serków homogenizowanych na masce - zasłaniając widok, ale Krupski - który chwyta się dorywczych, nisko płatnych prac i ma dwadzieścia pięć lat - nie zwraca na to uwagi, ponieważ zawiewający pod płaszcz wiatr zmusza go do 2 skulenia głowy, którą czasem - nie wiadomo czy obecnie - ma ochotę sobie obciąć... a co najmniej mocno 3 poturbować.
Domyślam się, że to było celowe. Nie chodzi oczywiście o cytat, ale o długość i złożoność zdania. Wielokrotne złożenia mogą być piękne. Można pisać jak Andrzejewski w Bramach Raju - bez rozdrabniania się na wiele zdań :) Ale warto robić to dobrze. W Twoim zdaniu brakuje piękna, bo jego receptura jest zbyt prosta: wziąć kilka zdań prostych, połączyć je ze sobą spójnikami. Sprawdzić czy wystarczy linijek tekstu na pełen akapit, a jeśli nie, to wrzucić kilka wtrąceń, najlepiej dość neutralnych, żeby nie było ciekawie. Gdy okazuje się, że jeszcze za mało, to dorzucamy zdanko w nawiasie. Przy okazji tego miksowania pojawia się kilka stylistycznych potknięć.
1. [...] zobaczyć z kilkudziesięciu metrów, gdzie zlokalizowany jest przystanek. Rozumiem, że nie chodziło o to, że przystanek był zlokalizowany w trzydziestu metrach. Przekombinowane. Żeby było poprawnie:
[...] można było zobaczyć nawet spod odległego o kilkadziesiąt metrów budynku, przy którym znajdował się pozbawiony oznaczeń i szyldu przystanek.
2. Nie ma takiego słowa w słowniku języka polskiego. Jest natomiast pikap. Jeśli wyraz pochodzenia obcego nie jest rejestrowany przez polskie słowniki zapisujemy go w wersji orginalnej. Wtedy byłoby pick-up. Ale w tym przypadku wyraz uległ spolszczeniu i funkcjonuje w słowniku, więc nie ma o czym mówić.
3. Skulić oznacza «podkurczyć części ciała» i jakoś nie pasuje mi to do głowy. Może bardziej pasowałoby schylić, pochylić? Można też użyć "skulić się" w znaczeniu «przygarbić się, kurcząc członki ciała»
4. Poturbować znaczy «pobić kogoś lub zranić» więc też nie jest tu zbyt adekwatnym słowem.
Półciężarówka zatrzymuje się, a kierowca, Wietnamczyk, wystawia czaszkę (swoją) przez okno i ledwo zrozumiale krzyczy:
No i tak nakombinowałeś w poprzednim zdaniu, że kolejne wygląda głupio. Po pierwsze nawiasy. Ich użycie nie jest błędem, bo to znak interpunkcyjny jak każdy inny. Ale przyglądnij się pisanej współcześnie dobrej prozie. Nawiasów tam nie uświadczysz zbyt wiele - bo są nieeleganckie. To moje zdanie. Po drugie uparłeś się, żeby bohater "skulał głowę", którą chciałby sobie obciąć i biedny Wietnamczyk musi wystawiać czaszkę. Żeby uniknąć skojarzeń z Hamletem jesteś zmuszony do dodania (swoją). Efekt jest dość pokraczny. Czasem warto pokombinować nie tylko z synonimami, ale również z treścią zdania. I wywalić jedną z głów.
Dwóch młodych, odzianych w strój roboczy mężczyzn wskakuje na tył pickupa, używając w tym celu jednej ręki, co tylko dowodzi ich sprawności.
To zdanie spodobało mi się niezmiernie. Wizja dwóch facetów, wciśniętych w pomarańczowy kombinezon roboczy, wskakujących na jednej ręce na tył cięzarówki rozbawiła mnie do łez. No ale do rzeczy. Powinno być:
Dwóch młodych [mężczyzn - podmiot zbiorowy], odzianych w kombinezony [liczba mnoga, bo podmiot jest zbiorowy. Słowo zmieniłem, bo bardziej mi się podoba, a strój kojarzę z ubraniami bardziej eleganckimi] robocze mężczyzn wskakuje lekko na tył pikapa.[Tę jedną rękę sobie podarowałem, bo nie wiem jak opisać skakanie na rękach]
[w nawiasach kwadratowych wyjaśnienia]
Tak mogłoby to wyglądać:
Dwóch młodych, odzianych w kombinezony robocze mężczyzn wskakuje lekko na tył pikapa.

Niestety, tekst jest tak najeżony tego typu błędami, że nie dam rady go czytać pokazując wszystkie detale. Spróbuję się skupić na fabule.
- Zapić psy
Naprawdę? Zapięli pasy na tyle półciężarówki?
Jacek patrzy na mnie, ja kiwam głową
Jacek patrzy na Jacka Krupskiego? Zaczynam się gubić.
- Pewien czego? - pyta totalnie skołowany
No właśnie. Czytelnik też jest już skołowany. Wie co prawda, że to monolo wewnętrzny bohatera, ale zaczyna się zastanawiać dlaczego dialog prowadzony jest ze wszystkimi didaskaliami, jakby rozmawiały dwie osoby fizycznie obecne na scenie.
stwierdzam - pyta, mówię - mówi, sugeeruję, mówę - wzdycha, stwierdzam - dziwi się, mówię, zaczynam
To, wypisana z tekstu, seria słów rozpoczynających wtrącenia narracyjne w dialogach. Po krótkim czasie staje się to monotonne mimo, że widać Twoje starania o jak najmniejszą liczbę powtórzeń. Żadko kiedy puszczasz jedno zdanie w dialogu samotnie. Ani razu nie używasz wtrąceń narracyjnych innych niż te związane z samym aktem mowy.Spróbujmy coś pomieszać:
- Nie możesz być pewien - stwierdzam, nie patrząc w jego zielone oczy.
- Pewien czego? - pyta totalnie skołowany.
- Dopiero teraz budzi się w tobie homoseksualizm?
- Ciekawe. - Oddala się na bezpieczną odległość ze śmiechem. - Coś w tym jest.
- W otwieraniu się człowieka na drugiego dopiero po pewnym czasie?
- Tak... zresztą... co za różnica? Czy jestem otwarty, czy jestem zamknięty, jestem tym samym, kurwa... tą samą... istotą... człowiekiem bez majątku, bez czasu... bez przyjemności... hej, czy nie powinienem się cieszyć, że niektórzy mają gorzej?
- Najpierw - mówię. - Musiałbyś ich wyprodukować.
- Nie przypominaliby naszego gatunku.
- Przestępstwo dla samego przestępstwa nie ma sensu - stwierdzam, drapiąc się po nosie.
- Tak? - Krupski patrzy na mnie ze zdziwieniem.
- Tak jakby - mówię. - Logika, nie?
- Tandetna.
Przy okazji zerknij na poprawiony zapis dialogów.
- Ciekawe - mówi, śmiejąc się i oddalając na bezpieczną, komfortową odległość - coś w tym jest.
Po "odległość" kropka. "coś" zaczynasz z wielkiej litery. Twój zapis byłby poprawny gdyby wtrącenie narracyjne rozdzielało jedno zdanie na dwie części. Tutaj mamy do czynienia z dwoma zdaniami. (W zasadze z równoważnikiemi ze zdaniem)
Krupski robi jedną - ma ich w repertuarze bardzo dużo - ze swoich debilnych min.
To już jest kuriozum wtrąceniowe. Przeczytaj z uwagą to co teraz napiszę. Bardzo często - muszę to przyznać, bo długo już się do tego zbieram - starasz się - i mam wrażenie, że na siłę - robić w tekście wtrącenia, które - jeśli są stosowane z umiarem - są doskonałym zabiegiem, ale - i to już będzie koniec przykładu - stosowane w nadmiarze stają się męczące.
W tym przypadku wrzuciłeś wtrącenie, zanim pojawiło się dopełnienie. A przecież wtrącenie dotyczyło właśnie dopełnienia (miny). Miej czasami na uwadze czytelnika, który biedzi się nad tekstem i stara się zrozumieć co do niego piszesz.
- Cóż - mówi Don, powoli zsiadając z paki, robi to nad wyraz interesująco - pozostaje mi życzyć wam dużo, dużo szczęśliwych zbiegów okoliczności, będziecie ich, niestety, potrzebować.

1. Powinno być "robiąc" jeżeli dotyczy mówienia (choć trudno mi jest wyobrazić sobie interesujący sposób mówienia "coż". Natomiast jeśli wysiadanie "robiła nadzwyczaj interesująco" to albo po przecinku wrzuć spójnik "a" lub myślnik, albo napisz to inaczej - tak, żeby było jasne o co chodzi.

W tym miejscu niestety znudziłem się. Nie potrafię przeniknąć głębi przemyśleń bohaterów. Może jestem zbyt zmęczony, a może to wszystko jest tak płytkie jak mi się wydaje. A sprawia wrażenie, przykro mi to stwierdzić, pseudointelektualnego bełkotu. Gdyby jeszcze styl był dobry to doczytałbym do końca, ale potykając się na licznych błędach nie dałem rady. Nie podobało mi się.

6
Tak, pierwsze zdanie to jakieś monstrum. I wydaje mi się, że Autor użył takiego zabiegu celowo, i zgodzę się z Maladrillem - zdanie nie ma sobie krzty piękna. Pamiętaj, najważniejszy jest czytelnik - a takie coś na początku potrafi skutecznie zniechęcić.

Tekst jest przegadany. Trudno przemycić całą treść w dialogach. Zauważyłam ostatnio taką tendencję w forumowych tekstach. Pozwól czytelnikowi poznać ludzi, o których piszesz, niekoniecznie przedstawiając ich rozmowy. Równie dobrze mogłabym podsłuchiwać, stojąc w sklepowej kolejce... wiem o czym rozmawiają i mogę się domyślać całej reszty. A przecież nie chodzi o to, żeby podczas lektury snuć domysły. Ty jesteś autorem, opowiadaj więc. To Twoje zadanie.

Pozdrawiam.
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."

.....................................Wallace Stevens

7
Maladrill pisze:Skulić oznacza «podkurczyć części ciała
Skulić - skurczyć, pochylić jakąś część, jakieś części ciała. Proponowałbym nie bazować jedynie na słowniku internetowym, w dodatku uproszczonym.
Maladrill pisze:Cytat:
- Zapić psy

Naprawdę? Zapięli pasy na tyle półciężarówki?
tafennasal pisze:- Zapić psy! - tak zdaje się brzmi okrzyk kierowcy, kiedy z uśmiechem na twarzy rusza z miejsca z piskiem opon.
Czy wszyscy muszą mieć dwa razy wyjaśnione każde zachowanie?
Maladrill pisze:Poturbować znaczy «pobić kogoś lub zranić» więc też nie jest tu zbyt adekwatnym słowem.
Nie można pobić samego siebie? No, rzeczywiście, pewnie nie praktykujesz...
Maladrill pisze:- Najpierw - mówię. - Musiałbyś ich wyprodukować.
To jest poprawiona przez Ciebie wersja. Jak. To brzmi? Najpierw. Musiałbyś ich wyprodukować.
Maladrill pisze:Bardzo często - muszę to przyznać, bo długo już się do tego zbieram - starasz się - i mam wrażenie, że na siłę - robić w tekście wtrącenia, które - jeśli są stosowane z umiarem - są doskonałym zabiegiem, ale - i to już będzie koniec przykładu - stosowane w nadmiarze stają się męczące.
Wreszcie zaczynasz pisać z sensem.
Maladrill pisze:Cytat:
- Ciekawe - mówi, śmiejąc się i oddalając na bezpieczną, komfortową odległość - coś w tym jest.

Po "odległość" kropka. "coś" zaczynasz z wielkiej litery. Twój zapis byłby poprawny gdyby wtrącenie narracyjne rozdzielało jedno zdanie na dwie części. Tutaj mamy do czynienia z dwoma zdaniami. (W zasadze z równoważnikiemi ze zdaniem)
Zgadza się, dziękuję za korektę. Powinienem umieścić dwukropek po "ciekawe" i przed "coś". Następnym razem będę zwracał uwagę na takie detale.
Maladrill pisze:zaczynasz z wielkiej litery.
No i proszę, taki detalista językowy, a przyłapany na szkolnym błędzie. Nie masz już moich oczach dużego autorytetu.
Maladrill pisze:Niestety, tekst jest tak najeżony tego typu błędami, że nie dam rady go czytać pokazując wszystkie detale.
Bo jeżeli ktoś wstawia notkę, która świadczy o tym, że jest tak "detalistyczny", tak świetnie wyłapuje błędy (nawet gdy ich nie ma), to powinien przynajmniej być świadom swoich własnych.
Maladrill pisze:Cytat:
Jacek patrzy na mnie, ja kiwam głową

Jacek patrzy na Jacka Krupskiego? Zaczynam się gubić.
To pewnie ta późna pora. Dla wyjaśnienia. Jacek patrzy na mnie, więc automatycznie nie na samego siebie, proste?

8
tafennasal pisze:Skulić - skurczyć, pochylić jakąś część, jakieś części ciała. Proponowałbym nie bazować jedynie na słowniku internetowym, w dodatku uproszczonym.
Racja - mój błąd.
tafennasal pisze:Czy wszyscy muszą mieć dwa razy wyjaśnione każde zachowanie?
Nie wszyscy. Publikujesz tutaj, to znaczy, że wyrażasz zgodę na to, by inni się czepiali. Wywnioskowałem coś z tekstu i zadałem pytanie. To się nazywa dyskusja. Nie chcesz odpowiadać? Twoja sprawa.
tafennasal pisze:Nie można pobić samego siebie? No, rzeczywiście, pewnie nie praktykujesz...
Można. Nie praktykuję. Bohater chciał poturbować nie siebie . Postanowił poturbować swoją głowę. Nie spodobało mi się to więc Ci powiedziałem. Nie interesuje Cię ta opinia, to możesz ją zignorować.
tafennasal pisze:To jest poprawiona przez Ciebie wersja. Jak. To brzmi? Najpierw. Musiałbyś ich wyprodukować.
zagalopowałem się z kropką.
tafennasal pisze:To pewnie ta późna pora. Dla wyjaśnienia. Jacek patrzy na mnie, więc automatycznie nie na samego siebie, proste?
W pierwszym akapicie narracja wskazywała na to, że bohaterem jest Krupski (Jacek). Może ze zmęczenia zasugerowałem się fragmentem: "lecz gdy Jacek Krupski zauważa te słowa". Uznałem, że "Ja" to Jacek krupski z pierwszego akapitu. Mój błąd. Z drugiej strony narrator wszystkowiedzący w narracji pierwszoosobowej? Chyba, że wiesz kiedy stojący naprzeciw Ciebie Jacek, błądząc wzrokiem w oddali zauważa napis. Mnie się to nie podoba, a Ty rób z tym co chcesz.

Podsumowując: faktycznie, zawaliłem z tymi błędami, które zrobiłem. Każdemu się zdarza, ale wstyd i tak wielki. Co do mojego odbioru tekstu nie zmienił się po powtórnym przeczytaniu. Bez możliwości zwalenia winy na zmęczenie ,:) z powodu sobotniego lenistwa, nadal mi się nie podoba.

9
Tak czy siak dzięki za komentarz. Jak to mówią, najbardziej uskrzydla opinia negatywna.
Maladrill pisze:Publikujesz tutaj, to znaczy, że wyrażasz zgodę na to, by inni się czepiali. Wywnioskowałem coś z tekstu i zadałem pytanie. To się nazywa dyskusja. Nie chcesz odpowiadać? Twoja sprawa.
Też mnie trochę poniosło z odpowiedzią, jakiej udzieliłem. Już wyjaśniam. Okrzyk, żeby pasażerowie zapięli pasy na tyle półciężarówki był na wpół ironią, a na wpół ostrzeżeniem przed gwałtowną jazdą, którą preferował kierowca.

Twoją prywatną opinię bardzo szanuję. Jeśli się nie spodobało, przykro mi, tak bywa. Jedyne co mnie odrobinkę zbulwersował to ten buńczuczny, który sugerował, że to Ty jesteś weryfikatorem i wiesz lepiej właśnie dlatego, że jesteś weryfikatorem, i jeżeli coś Ci się nie podoba, znaczy to, że jest mizerne. Rozumiem, że spowodowane było to zapewne moim wstępem na forum, takim trochę nieokrzesanym, bo domyślam się, że wolisz stagnację. Odebrałem to trochę jako zemstę, może zresztą słuszną.

I w związku z tym chciałbym wyjaśnić jedną sprawę. Napisałeś, że takich od takich - mniejsza o to jakich - błędów w tekście się aż roi. Więc pytanie: Czy na pewno są to błędy, czy tylko zwroty, które Tobie do gustu nie przypadają. Bo ja ich nie widzę. Nie wiem, może jestem ślepy, może moje -0,5 nie pozwala mi na prawidłową ocenę sytuacji.

Co to kwestii dialogowej. Nieprawdą jest to, co napisałeś odnośnie rozpoczynania kontynuacji dialogu dużą literą po wtrąceniu, w którym użyte jest zdanie złożone. Wielu autorów coś takiego stosuje. Choćby Huxley, w trzech książkach jego autorstwa, jakie czytałem, jest to wręcz nagminne. Bret Easton Ellis też coś takiego stosuje. Rozumie, że może Ci się nie podobać, rozumiem, że może nie wygląda to pięknie, że czytelnik się gubi, ale nie jest to błędem per se.

A teraz do Łasica. Rozumiem, że nie jesteś zwolenniczką opowiadań napisanych dialogiem, zapewne nie jesteś też specjalistką od dialogów, być może sama nie czujesz też języka mówionego, niemniej nie powinnaś skreślać pewnych sposobów pisania. Ale dobrze, że wyraziłaś swój pogląd na kwestię. Ja nigdy nie strawię żadnej książki fantasy, odwieczny wstręt, także znam te dolegliwości.

10
Masz rację, przyczepiłem się do tekstu nadmiernie. Pośród błędów rzeczywistych wymieniłem takie, które błędami nie są. Jeżeli wtrącenie narracyjne jest pośrodku zdania, to druga część zdania leci z małej litery - co do tego nie ma dyskusji. Czytając uznałem - błędnie - że to nie jest jedno zdanie, a dwa. Mój błąd.

Natomiast nie jest prawdziwe stwierdzenie, że to pod wpływem Twojego wystąpienia na forum. Dopiero jak o tym wspomniałeś zerknąłem na historię Twoich postów i zorientowałem się o co chodzi. Oceniam każdy tekst według własnego uznania. Jeśli znam inne teksty tego samego autora pozwalam sobie na porównanie ich jakości. Nic więcej.

Twój tekst przeczytałem dwa razy. Za pierwszym razem nie spodobał mi się, a po kolejnym czytaniu nie zmieniłem zdania. Kwestia gustu - przecież nasze opinie nie są ostatecznymi wyznacznikami jakości.

Co do błędów. Jest ich dużo , nawet bez tych, które sobie wyimaginowałem. Parę przegapiłem.
- Zapić psy! - tak zdaje się brzmi okrzyk kierowcy, kiedy z uśmiechem na twarzy rusza z miejsca z piskiem opon.
To jest obiektywnie błędne zdanie. Okrzyk kierowcy rusza z piskiem opon. Nie podoba mi się to zdanie, to fakt. Ale nie ulega wątpliwości, że jest błędne.
Dwóch młodych, odzianych w strój roboczy mężczyzn wskakuje na tył pickupa, używając w tym celu jednej ręki, co tylko dowodzi ich sprawności.
To zdanie też mi się nie podoba. Czy nie ma w nim błędu?

Gdy czytam opowiadanie po redakcji (chodzi o rzeczy wydane drukiem) prawie nigdy nie natrafiam na zdania, które są językowo niepoprawne (zawierają błędy językowe w jakiejkolwiek formie). Czasem znajduję zdani, które mi się nie podobają. Ale przy większości tekstów literackich nie "potykam się" podczas czytania - jadę przez tekst płynnie i z zadowoleniam. Natomiast w Twoim tekście oprócz rzeczy, które mi się nie podobały, były też zdania zawierające błędy. Tekst liczy sobie kilka stron, a błedów jest dużo. Czytało mi się źle. Skoro uważasz, że się mylę (a wiedz, że zajmuję się językiem wyłącznie amatorsko) to nie poprawiaj tekstu - możliwe, że jest to arcydzieło, którego w swej prostocie nie byłem w stanie doświadczyć. Jeśli uważasz, że w swym pisarstwie osiągnąłeś stan doskonałości, lub bliski takowemu, to nie publikuj tutaj, by poddać się ocenie amatorów, tylko prześlij swoje utwory do wydawnictw. Jeśli to ja jestem w błędzie, niedługo natrafię na Twoją publikację w druku i pokajam się publicznie w tym miejscu - w końcu każdy ma prawo do błędu.

Na koniec odniosę się do Twojego stwierdzenia, że "wolę stagnację". Mylisz się. Wolę ferment intelektualny i rzeczową dyskusję, a nie udawanie półgłówka (którym nie jesteś, bo powyższy tekst nie wyszedłby spod pióra takiej osoby) w sytuacji, gdy wystarczyłoby przeczytać regulaminy, uwagi przy każdym z tematów na forum i już wszystko byłoby dla Ciebie jasne. Zrobiłeś zamieszanie wokół siebie, krótkotrwałe zresztą i niezbyt zapadające w pamięć i nic nie osiągnąłeś. Jeżeli to forum popadło w stagnację (choć ja tak nie uważam), to takimi zabiegami niczego nie zmieniłeś. To tak, jakbyś wpadł do pubu, pokrzyczał w kącie, łyknął piwo, zaczął krzyczeć kto ma klucz do toalety i wybiegł w pośpiechu. Po Twoim wyjściu nic się nie zmienia, a klienci wracają do rozmów. Może niektórzy pokiwają głową ze zrozumieniem, ktoś rzuci jakimś tekstem, ale po chwili i tak wszytstko będzie jak dawniej.

Malutki Edit Martiego.
Ostatnio zmieniony sob 15 sie 2009, 14:16 przez Maladrill, łącznie zmieniany 1 raz.

11
Zgadza się. Te dwa zdania nie są podręcznikowe. Pomijam już fakt narracji pierwszoosobowej, która jakiś tam margines przywar i błędów zostawia. Dziękuję, poprawię. Chciałbym się jednak zapytać, co dla Ciebie znaczy dużo? Czy jest to cyfra, czy już jednak liczba? Rzeczywiście znalazłeś dwa błędy logiczne i jeden gramatyczny. Są dwa wyjścia: Albo nie chciało Ci się wypisywać (w co osobiście wątpię), albo po prostu użyłeś takiego sformułowania ot tak, dla sportu. Jeżeli jednak błędy inne, niż wymieniłeś, istnieją, bardzo bym prosił o ich wymienienie. Oczywiście wiem, że tekst Ci się wyjątkowo nie podoba, jednak gdybyś znalazł chwilkę, byłbym wdzięczny.

[ Dodano: Nie 16 Sie, 2009 ]
Ewentualnie, jeśli ktoś inny by znalazł, również się ucieszę.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”