Tekst powstał spontanicznie w ciągu pół godziny w ramach pewnej zabawy. Zastanawiam się czy to ciągnąć (opowiadanie na kilkanaście stron) czy porzucić w kąt, aby leżało. (pewnie, że lepiej wyglądałoby z prawdziwymi akapitami, ale nie posiadłem jeszcze tej umiejętności)
Rozdział 1
[..........]Mgła o poranku przypomniała Tylerowi masywne zasłony, które jego rodzice wieszali każdej gwiazdki, aż do roku 1932, kiedy to jadąc przez nękaną burzą Warszawę, na ich drogę wkroczył aligator, kończąc żywot obojga. Głupia śmierć, parszywy los - powtarzali mniej lub bardziej znani mu ludzie, którzy zjawili się dotrzymać towarzystwa nieboszczykom w ich ostatniej drodze. Tyler nie uważał tej śmierci za głupią, nie miał też takiej opinii o aligatorach, w przeciwieństwie do większości zgromadzonych na cmentarzu.
[..........]Rozległo się pukanie do drzwi. Dyskretny wizjer pokazywał metodą rybiego oka pana Browninga, mężczyznę 45-letniego, słusznej postury, aczkolwiek nie tak słusznej jak postrzegałaby to ryba. Pan Browning był przyjacielem rodziny, łowił ryby z ojcem Tyler za jego życia. Teraz nękał opustoszały już od 12 lat dom regularnymi wizytami pod różnymi pretekstami. Dziś padło na biwak.
-Witaj, Tyler! Kopę lat! – Powiedział cotygodniowym zwyczajem. – Mam wspaniałą wiadomość!
Tyler Welles nie zrozumiał dokładnie wszystkich słów, choć nie padło ich wiele. Był rozespany, nie wypił jeszcze kawy, o której zwykł mawiać „Ponury krzyk poranka”. Tak naprawdę kawa nazywała się „Pyszna kawa”. Niezgorsza nazwa dla tego typu produktu, choć fałszująca w znacznej mierze jego walory smakowe.
-Rita urządza biwak w lasku tureckim, będzie ognisko, kiełbacha, browarek, to, co lubisz, he, he! – Ciągnął podekscytowany.
-Niech pan wejdzie. – Zripostował młodzieniec, tuszując wymuszony ton niby-chrypką.
Browning poszedł za radą.
[..........]W domu Wellesów czuł się niemal jak u siebie, znał każdy jego cal. Raz w roku taszczył cały swój sprzęt, by przeprowadzić w nim ‘darmową dezynfekcję’. Zdaniem pana Jamesa była to rutynowa konieczność. Dawał więc wycisk robalom i insektom wszelkiej maści nieprzerwanie od 20 lat. Interes przejął po swym ojcu. Od tego czasu firma zwała się „Kill the bastards”, a nie, jak mógłby przypuszczać czytelnik „Browning & son”. James Browning często silił się na oryginalność, lubił być postrzegany, jako człowiek nieszablonowy, ale z łbem na karku. W końcu przy eksterminacji pasożytów łeb najlepiej mieć właśnie tam.
-Nic się tu nie zmieniło, ech! – Sprytnie zauważył gość.
-Nic, a nic. To, kiedy ten biwak?
-Jak to kiedy, Tyler? Dzisiaj! Przecież mówię wyraźnie, że dzisiaj. – Wykrzyczał, zdziwiony pytaniem chłopca, mimo, iż wcześniej nie podał daty biwaku, choćby niewyraźnie. – Słuchaj stary, wiesz, kto się tam zjawi!? – Egzaltacji nie było końca.
-Milla!
[..........]Tak zwało się uroczę dziewczę o brunatnych włosach, które najlepiej układały się na wietrze, przynajmniej w opinii Tylera. Tym jednak, co uwiodło go, nie pozwoliło zapomnieć o dziewczynie przez długie trzy tygodnie, odkąd ją zobaczył, były zielono-szare oczy. Jedyna rzecz na świecie, która odbierała mu chwilowo mowę, a trzeba przyznać, że młody Welles był niezgorszym mówcą. Tyczy się to momentów, w których zielone oczy nie więziły w tajemniczy sposób jego języka.
2
Sprawa z akapitami jest bardzo prosta, wystarczy się dobrze porozglądać.
W miejscu, gdzie chcesz umieścić akapit wklejasz &#XXXX; (w miejsce "XXXX" podstawiasz litery "8195"). Chcą pochwalić się większymi wcięciami, wklejasz to samo polecenie kilkakrotnie. Bez cackania uzyskujesz upragniony efekt:
Bokonon, zobacz jaki numer!!!
To tyle. Teraz sprawa tekstu.
Spontanicznie napisany, po czym natychmiastowo wrzucony na forum tekst jest jeszcze nadto ciepły, żeby wykluczyć obawy o poparzeniu. Ma jednak kilka pozytywnych aspektów - dysponujesz ogólnym oglądem jak piszesz "na teraz, na chwilę obecną", poszerza się twoje ogólne pojęcie o tym, nad jakimi detalami należy szczególnie popracować. Jednak taki tekst wprost nie może się obronić niczym innym, jak tylko samym sobą. Wszakże nie każde zdanie dostaje od Ciebie równe szanse na okazanie bezbłędności i swojego piękna. To właśnie efekt spontanicznego bawienia się słowem.
Muszę przyznać, że postać Tylera Wellesa jest mi na swój sposób bliska. Nie wiem z jakiego powodu, ale to w tej chwili mało ważne - pozostawmy to nocnym rozważaniom. O ile, rzecz jasna, nie zasnę, co jest mało prawdopodobne. W każdym bądź razie chłopak ogromnie mi się spodobał i - powiem całkiem szczerze -, poczytałbym o nim jeszcze więcej. Napomniałeś, że masz w zamiarze napisać drugi rozdział, czy po prostu kontynuację tej opowieści, nie ważne ilu rozdziałową, więc zachęcam Cię - do roboty!
Twoje słowo jest jasne, a czytelnik komfortowo usadzony w fotelu na pewno nie znudzi się opowiadanymi przez Ciebie historiami. Dobrze by było, żebyś nie tworzy jednak nudziarskich przypowieści tylko twardo stąpał po ziemi, szukając natchnienia w codzienności, bo opisywanie właśnie niej - mam wrażenie - wychodzi Ci najlepiej. Wyławiam to spostrzeżenie mimo bardzo króciutkiego tekstu - chcę, żebyś to dostrzegł. To właśnie kolejny plus Twojego stylu. Możesz być z siebie dumny.
Nie czuj się jednak przewartościowany i nie myśl spocząć na laurach. Konkurencja - że tak brutalnie się wyrażę - tylko na to czeka. Wątpię, żeby Twoje zamiary opiewały na ułatwienie im pracy. Pamiętaj zatem, drogi Autorze, że trzeba wziąć się srogo do pracy, a owoce będą niespotykane.
Zwrócę Twoją uwagę na błędy, które dostrzegłem. Spójrz:
Przypatrz się także temu, że w literaturze posługujemy się zapisem słownym, a Ty w kilku miejscach wyręczyłeś go cyframi arabskimi. To tyle moich spostrzeżeń odnośnie Twojego małego dzieła. Do usłyszenia.
W miejscu, gdzie chcesz umieścić akapit wklejasz &#XXXX; (w miejsce "XXXX" podstawiasz litery "8195"). Chcą pochwalić się większymi wcięciami, wklejasz to samo polecenie kilkakrotnie. Bez cackania uzyskujesz upragniony efekt:
Bokonon, zobacz jaki numer!!!
To tyle. Teraz sprawa tekstu.
Spontanicznie napisany, po czym natychmiastowo wrzucony na forum tekst jest jeszcze nadto ciepły, żeby wykluczyć obawy o poparzeniu. Ma jednak kilka pozytywnych aspektów - dysponujesz ogólnym oglądem jak piszesz "na teraz, na chwilę obecną", poszerza się twoje ogólne pojęcie o tym, nad jakimi detalami należy szczególnie popracować. Jednak taki tekst wprost nie może się obronić niczym innym, jak tylko samym sobą. Wszakże nie każde zdanie dostaje od Ciebie równe szanse na okazanie bezbłędności i swojego piękna. To właśnie efekt spontanicznego bawienia się słowem.
Muszę przyznać, że postać Tylera Wellesa jest mi na swój sposób bliska. Nie wiem z jakiego powodu, ale to w tej chwili mało ważne - pozostawmy to nocnym rozważaniom. O ile, rzecz jasna, nie zasnę, co jest mało prawdopodobne. W każdym bądź razie chłopak ogromnie mi się spodobał i - powiem całkiem szczerze -, poczytałbym o nim jeszcze więcej. Napomniałeś, że masz w zamiarze napisać drugi rozdział, czy po prostu kontynuację tej opowieści, nie ważne ilu rozdziałową, więc zachęcam Cię - do roboty!
Twoje słowo jest jasne, a czytelnik komfortowo usadzony w fotelu na pewno nie znudzi się opowiadanymi przez Ciebie historiami. Dobrze by było, żebyś nie tworzy jednak nudziarskich przypowieści tylko twardo stąpał po ziemi, szukając natchnienia w codzienności, bo opisywanie właśnie niej - mam wrażenie - wychodzi Ci najlepiej. Wyławiam to spostrzeżenie mimo bardzo króciutkiego tekstu - chcę, żebyś to dostrzegł. To właśnie kolejny plus Twojego stylu. Możesz być z siebie dumny.
Nie czuj się jednak przewartościowany i nie myśl spocząć na laurach. Konkurencja - że tak brutalnie się wyrażę - tylko na to czeka. Wątpię, żeby Twoje zamiary opiewały na ułatwienie im pracy. Pamiętaj zatem, drogi Autorze, że trzeba wziąć się srogo do pracy, a owoce będą niespotykane.
Zwrócę Twoją uwagę na błędy, które dostrzegłem. Spójrz:
Nie wiem jaki status społeczny posiadali rodzice Tylera, ale na pewno ta droga nie należała do nichBokonon pisze:kiedy to jadąc przez nękaną burzą Warszawę, na ich drogę wkroczył aligator, kończąc żywot obojga.



Przypatrz się także temu, że w literaturze posługujemy się zapisem słownym, a Ty w kilku miejscach wyręczyłeś go cyframi arabskimi. To tyle moich spostrzeżeń odnośnie Twojego małego dzieła. Do usłyszenia.
3
Dzięki za opinie.
Jeszcze dementi. Tekst powstał wczoraj, spontanicznie, jak pisałem. Dzisiaj poprawiłem pare detali, przeczytałem dwukroć i dopiero zdecydowałem się wrzucić.
Nie jest więc tak prosto z pieca.
Dzięki za te akapity też. 8195. Już zapamiętałem.
Mam zamiar napisać kontynuację. Jeżeli każdy rozdział byłby tej objętości, to chciałbym, żeby było ich co najmniej 10. Zobaczymy co da się zrobić, najpierw zaopatrze się w pomysł, bo tekst powyżej to był freestyle.
Jeszcze dementi. Tekst powstał wczoraj, spontanicznie, jak pisałem. Dzisiaj poprawiłem pare detali, przeczytałem dwukroć i dopiero zdecydowałem się wrzucić.
Nie jest więc tak prosto z pieca.
Dzięki za te akapity też. 8195. Już zapamiętałem.
Mam zamiar napisać kontynuację. Jeżeli każdy rozdział byłby tej objętości, to chciałbym, żeby było ich co najmniej 10. Zobaczymy co da się zrobić, najpierw zaopatrze się w pomysł, bo tekst powyżej to był freestyle.

onaznim
4
Gorączkowo myśl nad pomysłem. I radzę wymyślić coś naprawdę dobregoBokonon pisze:Mam zamiar napisać kontynuację. Jeżeli każdy rozdział byłby tej objętości, to chciałbym, żeby było ich co najmniej 10. Zobaczymy co da się zrobić, najpierw zaopatrze się w pomysł, bo tekst powyżej to był freestyle.



Pamiętaj, że z ogromną chęcią przeczytam Twoje "wypociny".
5
rybie oko pana Browninga?Bokonon pisze:rybiego oka pana Browninga

złe zapisy dialogów.
Nie mam pojęcia. Za krótki fragment, żeby coś powiedzieć.Bokonon pisze:Zastanawiam się czy to ciągnąć (opowiadanie na kilkanaście stron) czy porzucić w kąt, aby leżało.
  testuje akapity

styl w miarę gładki, nie przeszkadza. poczucie humoru też jest, więc generalnie ok. tylko za mało

6
Zabawę literaturą pochwalam. Mniej pochwalam wrzucanie na szybko, ale Tobie się upiekło. Źle nie jest. I tak będę uparta, i zrzędliwa, i powtórzę: poczekajcie minimum dwa tygodnie! To nie moje widzimisię tylko dobra rada.
Fragmencik krótki, ale sympatyczny. Wstęp do biwakowania idealny. Pisz dalej, czekam. Udało Ci się stworzyć fajny klimacik, może przez te aligatory i faceta od robali. Dobre, podoba mi się.
I faktycznie, tę Warszawę bym wywaliła. Zwykle namawiam na polskie realia i polskie nazewnictwo, ale tu... no, jakoś mi pasuje zagranica.
Pozdrowionka!
Fragmencik krótki, ale sympatyczny. Wstęp do biwakowania idealny. Pisz dalej, czekam. Udało Ci się stworzyć fajny klimacik, może przez te aligatory i faceta od robali. Dobre, podoba mi się.
I faktycznie, tę Warszawę bym wywaliła. Zwykle namawiam na polskie realia i polskie nazewnictwo, ale tu... no, jakoś mi pasuje zagranica.
Popełniasz błędy w zapisie dialogu. po pierwszym myślniku musi być spacja, myślnik nie może być przyklejony do wyrazu. I jeszcze kilka rzeczy, o których proszę sobie przeczytać tu: http://www.weryfikatorium.pl/forum/viewtopic.php?t=992-Niech pan wejdzie. – Zripostował młodzieniec
Pozdrowionka!
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."
.....................................Wallace Stevens
Jedyny imperator: władca porcji lodów."
.....................................Wallace Stevens
7
Wytnij tę Warszawę. Używasz anglojęzycznych nazw, imion i nazwisk, imperialny system miar i to w ogóle nie pasuje do tekstu. Sam tekst jest poprowadzony lekko i wciąga. Wadą jest kilka nieproszonych rymów, przeskok akcji (brakuje mi tam, chociaż krótkiego, wprowadzenia) no i rozpoczęcia dialogów bez spacji. Ogólnie, warto to ciągnąć zwłaszcza, że jak widzę, ładnie budujesz zdania a i pomysł jakiś ci świta. Osobiście nie lubię, jak autor w tekście zwraca się otwarcie do czytelnika i w tym wypadku takie "puszczanie oczka" też nie przypadło mi do gustu. Napisz to całe i pokaż. Lecz wpierw odczekaj i popraw.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.