Oto jest wielkie pytanie!

1
Wiktor von Grubberhofferer nie był człowiekiem z krwi i kości. W całości składał się z brody i ścisłego umysłu, któren bił od niego na wielkie przestrzenie. W całym świecie nie było umysłu mogącego mu dorównać.

Był jednak jeden umysł mogący go przerosnąć.

- Ten parszywy Alvin von Nonkontrotter… – szeptał ze złością Wiktor, co rano zalewając wrzątkiem zioła na galopującą starość i spoglądając w okno naprzeciw, w którym jego oponent czynił to samo.

Któregoś dnia wstał bardzo wcześnie, z szuflady wyciągnął pomiętą, ale czystą kartkę papieru i napisał:



„Drogi pszyjacielu i tfurco żeczy wspaniałyh, Alvinie!

Z radościo pisze ten oto list do Cię. Dłógom bowiem czekał na odpowiedni czas, by wreżcie zaproponpować Ci spotkanie. Osiągnięć mamy obaj bez likuw. Oj durzo ich jest! Na ruwni donrzym do tego, by świat, w kturym rzyjem był pełen ulepszeń i by ludziom rzyło się dostatniej i wygodniej.

Zapraszam Cię do rywalizacyi, która sprawi, rze ludzie przestano umierać. Proponponuję Ci stwożenie serum na wżelkie choroby i niegodziwowości, które toczą luckość, pomimomo naszego w nim, wspaniałego udziału. Stwużmy lek doskonały, drogi muj pszyjacielu w Nałce!

Z wyrazami szacunkuw”

Wiktor



Po dwóch dniach, z sąsiedniego domu przyszła odpowiedź:



„Wielki nałukowcu oraz wierny muj druchu, Wiktorze!

Wieliki to dla mię zaszczyd, iż zwruciłrześ się z owym wielikim pomysuem właśnie do mię. Pomimomo rurznic nas dzieloncych, spaniałym pomysuem jest takowa wspupracaca.

Pszyjmuję renkawicę.

Z wyrazami szacunkuw

Twuj Alwin”



I obaj weszli w wir umysłowej pracy.



Spotkali się po sześciuset latach ciężkiej, umysłowej harówki. Obaj ledwo ciągnęli za sobą wózki pełne brudnopisów poplamionych inkaustem, przyprószonych ogryzionymi poza granice używalności ołówkami i gęsimi piórami.

- Jakże minął ci dzień, szanowny Alvinie, drogi mój bracie w Nauce? – spytał Wiktor, starając się ukryć zadyszkę i kołatanie serca.

- A dziękuję, wierny mój przyjacielu, Wiktorze – odpowiedział Alvin gorączkowo chowając pod odzieniem wierzchnim rozdygotane od wysiłku dłonie.

- Cóż… - westchnęli razem, po czym również jednocześnie wyciągnęli z rękawów po jednej, szalenie zniszczonej i zżółkniętej karteczce papieru.

- Ehem… - zaczął. Alvin. – Jako, że zaraz spadnie deszcz, pozwól, że przedstawię ci, mój lek na wszelakie choroby ludzkości i panującą, tu i ówdzie, niegodziwość. Przeczytał:





„La ludzi wszelkiej maści, ode mnie – Alwina von Nonkontrottera

- Opamiętać się, pacany i ośle łonki! I co rano czostku zjeść zombek, pomimomo, rze cuhnie wam z paszczy.”



- Hm… - zadumał się Wiktor, po czym pochylił się nad swoją karteczką.



„La wszelkiej maści ludzi, ode mnie – Wiktora von Grubberhofferera

- Bydź nalerzy upszejmym dla siebie, pomimomo, rze karzden inny. Jeden durzy, drugi trohe więkrzy, tszeci wysoki i gróby pszykładowo. Oraz co rano japko ugryść, lób czostku zombek zembami.”



Alvin pokiwał mądrze głową, tak samo składającą się z brody.

Nie zdołali jednak wybrać spośród siebie zwycięzcę, tej swoistej rywalizacji, bo spadł deszcz i musieli, na miarę swoich starczych sił, doczłapać się do swoich domów. A o wyrywaniu bród i waleniu po głowie laską w ogóle nie mogło być mowy.

Ludzie Nauki tak nie postępują.









(Nie wiem, jak Wam, ale mnie po napisaniu i przeczytaniu, pojawiły się w głowie dwie postaci. Tak… Konstruktorowie Trurl i Klapaucjusz. Nie śmiem równać się z Lemem, strzeliłbym sobie z kolano, gdybym choć raz porównał się do Niego! Ale i tę miniaturę ostawię, bom trochę pracy w nią włożył. Mam nadzieję, że Wam się spodoba i się uśmiechniecie.)
"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll

2
Poszedłem za radą i uśmiechnąłem się parę linijek przed końcem.



Ta miniaturka nie jest raczej na tyle zabawna, ile pouczająca. I jedno i drugie ma ze sobą wiele wspólnego. Prezentujesz dwóch "idiotów", typowych samców, którzy dążą do pokazania światu najlepszej strony, świadomie pragnąć rozgłosu i tytułu "najmądrzejszego". Po prawdzie, nie odbiega to w dużej mierze od współczesności. Na co dzień widzę to samo. Czasami nawet mimowolnie się uśmiecham. Zupełnie jak przy tym tekście. Widzę siebie jako głupca, by zaraz potem przywołać obraz mędrca. Nie wychodzi, dlatego pozostaję przy pierwszym. W końcu wariaci nie mają żadnych wytyczonych granic.



Nie szczędziłem pochwał, ale postaram się o równowagę, przy pokazaniu błędów.
Wiktor von Grubberhofferer nie był człowiekiem z krwi i kości. W całości składał się z brody i ścisłego umysłu, któren bił od niego na wielkie przestrzenie.
Nie lubię nadmiernego czepialstwa, jednak w tym wypadku muszę przyjąć taką postawę.

Nie być człowiekiem z krwi i kości, to dać zielone światło dla wejścia w szeregi innej (ja wiem?) rasy. Ale skoro bohater ma imię i konkurenta w postaci - co wielce prawdopodobne, bo tekst nijak tego nie wyjaśnia - człowieka, to najrealniej w świecie również jest człowiekiem. Mężczyzną, ze względu na brodę. Prawda? Wniosek z tego jeden - nie spotkałem się z człowiekiem bez krwi i kości. Jakby na to nie patrzeć, właśnie te elementy decydują o przynależności do ludzi. Nie zaprzeczyłeś człowieczeństwu Wiktora dosłownie, ale budując obraz bezkostnego bohatera, w którego żyłach nie płynie krew - właśnie na to wychodzi.


Nie wiem, jak Wam, ale mnie po napisaniu i przeczytaniu, pojawiły się w głowie dwie postaci. Tak… Konstruktorowie Trurl i Klapaucjusz.
A tak poza tekstem, wpadłem na jeszcze jedno. Konstruktorowie? Wydawać by się mogło, że to niepoprawny zapis. Konstruktorzy. Zapamiętaj - konstruktorzy...



Krótki tekst, toteż nie wyłapałem innych potknięć. Prawdę powiedziawszy, nie miałeś okazji.

Konstruktorzy Trurl i Klapaucjusz, mimo wszystko, nie pojawili się w moich myślach, ani na chwilę. Nie mam do powiedzenia nic więcej. Tekst jest wystarczającą obroną. To dobra mieszanka, zdolna zadowolić niejednego znudzonego czytelnika. W tym mnie. To as w Twoim rękawie. Tyle tylko, że karta ucięta jest w połowie - tę miniaturkę, z powodzeniem, można przerobić na bardziej obszerną. Wpleść ciekawy i zabawny dialog. W obecnym stanie, pozostaje obejść się smakiem.



Do zobaczenia przy kolejnym tekście,

mountain_artist

3
:) Dzięki. "Konstruktorowie" byli żartem podszyci! Ale fonetycznie, o wiele ładniej brzmią niż "konstruktorzy". :)
"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll

4
Fonetycznie. Może i masz rację. Albo po prostu - masz i tyle.

Jeśli lubisz pisać dla siebie, proszę; używaj bardziej fonetycznych wyrazów do woli. Publikacja wymaga poprawności. W tej materii zrozum czytelnika. Najlepiej postaw się na jego miejscu i przypatrz się innym okiem.



Czytanie cudzych tekstów nie idzie w parze, z pracą nad własnym. To najszczersza z prawd. Ale czasami bądź dla siebie okrutny. Nie codziennie, kanadyjczyku, bo wysiądziesz; obrazisz się na siebie, itd. Po prostu zmaterializuj się obok i oglądaj zapisane kartki zupełnie tak, jakbyś przybył z innego świata. Czasami to ekscytująca przygoda, jeśli tylko dysponujesz odpowiednią dozą fantazji.



Fantazjuj ile wlezie, a potem przejdź do działania.

Zobaczymy się przy okazji następnej publikacji! I pamiętaj o fonetyce.

5
W całości składał się z brody i ścisłego umysłu, któren bił od niego na wielkie przestrzenie.
Skrót myślowy (umysł - blask) nie prezentuje się dobrze. Umysł nie może bić, szczególnie na wielkie przestrzenie. Nawet blask nie bije na przestrzenie. Strasznie nieeleganckie zdanie.
Ponadto wydaje mi się, że stylizacja jest tutaj niekoniecznie potrzebna.
I obaj weszli w wir umysłowej pracy.
Frazeologizm brzmi "rzucić się/wpaść w wir". Rozbijanie związków frazeologicznych nie jest najlepszym pomysłem.
Obaj ledwo ciągnęli za sobą wózki pełne brudnopisów poplamionych inkaustem, przyprószonych ogryzionymi poza granice używalności ołówkami i gęsimi piórami.
1. Proponowałbym "z trudem", choć Twoja wersja nie jest błędna.
2. Przyprószonych chyba nie jest adekwatnym określeniem. Oznacza "pokrytym cienką warstwą", a tu mamy do czynienia z dużymi, bądź co bądź, przedmiotami. Nawet gdyby ułożyć je cienką warstwą na podłodze, nie pasowałoby tu określenie przyprószony.
La ludzi wszelkiej maści, ode mnie – Alwina von Nonkontrottera
- Opamiętać się, pacany i ośle łonki! I co rano czostku zjeść zombek, pomimomo, rze cuhnie wam z paszczy.”
Podkreśliłem te wyrazy, które ewentualnie mogą pozostać w obecnym zapisie. Fonetycznie różnią się od poprawnych oryginałów, więc nie jest to zbyt duży problem. Natomiast wyrazy pogrubione - w szczególności "rze" - są homofonami - pomimo różnicy zapisu. W kwesti fonemu/ów reprezentowanemu przez "h" i "ch" sprawa jest nieco bardziej złożona. Jeszcze do połowy dwudziestego wieku (czasami nawet później) istniały dwa fonemy - miękkie i twarde h. Jednak we współczesnej polszczyźnie, ta różnica niemalże już zanikła.

Jeżeli postanowisz zachować "odczyty" naukowców w kształcie obecnym, doprowadzisz do pewnej niekonsekwencji - bohaterowie mówią wcześniej normalnie (prawie), ale jak zaczynają czytać, to czytają z błędami ortograficznymi [sic!]. Sprawa warta przemyślenia.

Nie zdołali jednak wybrać spośród siebie zwycięzcę, tej swoistej rywalizacji, bo spadł deszcz i musieli, na miarę swoich starczych sił, doczłapać się do swoich domów.
1. wybrać [biernik] zwycięzcę. Ale: nie zdołali wybrać [dopełniacz] zwycięzcy.
2. Nadmiarowy przecinek
3. Co oznacza określenie "doczłapać się na miarę starczych sił"? Domyślam się, że chodziło o coś w rodzaju: Musieli dokonać wielkiego, jak na starych ludzi, wysiłku.
A o wyrywaniu bród i waleniu po głowie laską w ogóle nie mogło być mowy.
Konsekwentnie. W liczbie mnogiej wszystkie rzeczowniki. Waleniu po głowach laskami.

Pomysł mi się nawet spodobał, ale z wykonaniem było gorzej. Ortografia w listach, już na samym początku, sugeruje, że mamy do czynienia z głupolami. Mocniejszy efekt osiągnąłbyś, gdyby przez cały czas, aż do wygłoszenia oświadczeń, czytelnik był przekonany, że ma do czynienia z geniuszami. Efekt komizmu i groteski byłby potężniejszy.

Stylizacja. Nie używasz jej konsekwentnie, więc mogę śmiało stwierdzić, że ten zabieg tylko szkodzi tekstowi. Wybierz jak chcesz to zrobić i trzymaj się tego przez całą długość miniaturki. Bo obecnie wygląda to jak łupież plackowaty ;)

Ogólnie mogło być całkiem dobrze, ale nie wyszło. Prawie się uśmiechnąłem pod koniec, ale przez paskudną ortografię na początku, końcówka była przewidywalna. Nie spodobało mi się.

6
Hmm - hmm. Mniam, mniam!

Chłopcy zajęli się sprawami technicznymi, więc ja nie muszę :P Uśmiechnęłam się, nie raz. Ładnie i zgrabnie, Kan. Bardzo przyjemna miniaturka. Takie coś idealne na rozpoczęcie dnia, kiedy to leniwie dopijam kawkę, a domownicy jeszcze chrapią jak niedźwiedzie.

Uwaga Maladrilla wydaję się być jednak słuszna - gdybyśmy cały czas myśleli, że panowie to geniusze... było by mocniejsze. Ale w tej formie i tak mi się podoba.
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."

.....................................Wallace Stevens

8
Może jestem dziwny ;) Ale mi za bardzo nie przyszło na myśl, że ci geniusze są mniej genialni dlatego, że nie potrafią bezbłędnie pisać :) Pomyślałem, że te ich błędy są objawem genialności, niczym osoby, które nie są ograniczone okowami zasad językowych maluczkich ;)

Wydaje mi się, że moi poprzednicy zapomnieli o jednym zdaniu potwierdzającym ich genialność:
"
kanadyjczyk pisze:Spotkali się po sześciuset latach ciężkiej, umysłowej harówki.
;)
Leniwiec Literacki
Hikikomori
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”