
Głód
Ciemność mroźnej, gwieździstej nocy osłaniała ze wszystkich stron małą polankę w samym sercu posępnego lasu. Wątłe światło gwiazd rzucało delikatny cień na powierzchnię. Nic nie zakłócało ciszy panującej w tym, zdawałoby się, odciętym od świata miejscu, tylko niekiedy, dobrze się skupiając, można było usłyszeć głuche wycie wiatru w dalszych, wyżej położonych partiach terenu.
Po pewnym czasie, zmarznięta trawa, usztywniona szronem zaczęła cicho trzeszczeć pod naciskiem stóp średniego wzrostu istoty, skrywającej się w cieniu drzew i idącej tuż przy krawędzi małej łąki. Trwało to chwilę, po czym znów zapanowała idealna cisza. Nie minęło pięć albo sześć minut, kiedy podobny, lecz o wiele silniejszy trzask rozległ się po drugiej stronie polany. Tym razem donośniejszy dźwięk zdawał się kaleczyć harmonijny spokój, który jeszcze przed chwilą tu panował. Drugą postacią była średnio wysoka, zgrabna i o ponętnych kształtach kobieta, która wyszedłszy spośród drzew skierowała się na środek „laguny” i przystanęła. Jej strój był całkowicie nieadekwatny do miejsca, w jakim się znalazła a także do panujących warunków atmosferycznych. Cienkie, wręcz prześwitujące szaty, koloru niebieskiego lśniły pod wpływem muskającego je światła milionów obecnych na nieboskłonie gwiazd a także okrąglutkiego księżyca w pełni. Długie, jasne włosy opadały za ramiona kobiety, nie były ani związane ani niczym spięte. Co chwilę widać było mały obłoczek na wysokości jej ust, które ta trzymała lekko rozchylone dając tym samym możliwość swobodnego i automatycznego cyrkulowania powietrza w jej wnętrzu, w skutek czego klatka piersiowa, bogato wyposażona przez naturę, delikatnie pulsowała, jeszcze bardziej podkreślając krągłości kobiety. Gdyby nie strój, można by było przypuścić, że to leśna wróżka, nimfa albo po prostu złudzenie mamiące wzrok nieuważnych mężczyzn.
Było mroźno, lecz kobieta zdawała się nie zważać na temperaturę, wodziła wzrokiem po skraju łąki, jakby wypatrując czegoś... albo kogoś. Oddychała coraz szybciej, podekscytowanie rozgrzewało ją wewnętrznie, tym samym niwelując efekty pogody i tego, że stała całkiem boso na ziemi. Mimo iż jej stopy poczęły czerwienieć, zaś delikatne dłonie zdrętwiały, nie zwracała na to najmniejszej uwagi, stała dalej i coraz łapczywiej pochłaniała powietrze wydychając coraz większe i wyraźniejsze obłoczki pary. Ekscytacja i adrenalina wzięły górę - kobieta poddała się emocjom, przez co niewiele obchodziły ją w tym momencie przyziemne sprawy jak chłód czy cielesny ból, których teraz jednak nie czuła i nawet o nich nie myślała.
Kilka minut oczekiwania tylko rozgrzało piękną kobietę. Czerwona na twarzy, czy to z gorąca czy to z zimna, wciąż wlepiała oczy w ciemność wyczekując, jednak nic nie dostrzegła. Po chwili cichutki trzask zamarzniętych kłosów trawy rozległ się w miejscu, w które patrzyła, zaś ją samą przeszył dreszcz emocji. Chciała ruszyć krok naprzód, ku miejscu skąd dźwięk się wydobył, lecz nagle poczuła niespodziewany uchwyt na swej lewej dłoni, po czym, niemal w tym samym momencie ktoś zamaszystym, acz delikatnym ruchem obrócił w miejscu jej ciało o sto osiemdziesiąt stopni. Zamknęła na chwilę oczy poddając się „oprawcy”, który, mimo iż również stał na środku polany, to tkwił w cieniu, tak jakby to było jego jedyne środowisko, w jakim może istnieć. Stał, osłonięty od światła postacią kobiety, tuż przy niej, mężczyzna tego samego wzrostu, w ciemnozielonym, prawie czarnym płaszczu i uśmiechał się lubieżnie patrząc spod kaptura prosto w jej oczy. Ona za chwilę ocknęła się po nagłym wydarzeniu i również uśmiechnęła do świecących, zmrużonych oczu, jedynych jasnych punkcików, które mogła dostrzec w stojącej przed nią postaci z cienia. Mężczyzna, wciąż trzymając mocno dłoń jasnowłosej w jednej ręce, drugą sięgnął do jej twarzy i delikatnie, najlżej jak potrafił musnął lodowatymi palcami rozgrzane policzki kobiety sprawiając, że ta przymknęła oczy, wstrzymała oddech i lekko wygięła głowę ku górze cicho mrucząc i odsłaniając szyję. Dłoń mężczyzny powoli, rozkoszując się gorącem, jakie napotkała, przesuwała się to w górę, to w dół po policzku i szyi, sam zakapturzony uśmiechał się dalej, wciąż obserwując reakcje kobiety, która po chwili ocierała się o jego dłoń, niczym spragniony pieszczoty kot. Na chwilę przystopował, tylko po to, aby przekonać się, iż rzeczywiście jej lekkie, kocie ruchy głową wciąż będą kontynuowane i bez jego pomocy. Wciąż trzymając drobną rękę kobiety, niespodziewanie pomknął drugą dłonią ku jej rozpiętej koszuli nocnej i położył na płask w miejscu znajdującym się nieco ponad klatką piersiową. Zakładał, że kobieta gwałtownie odsunie się po styczności z lodowatym dotykiem, lecz tak się nie stało. Tylko przez chwilę mógł poczuć jak po jej ciele przechodzi dreszcz. Uśmiechnęła się, powoli rozwarła powieki i spojrzała brązowymi oczyma wprost na niego. On jednak przesunął dłoń po jej szyi z powrotem ku górze, skierował na prawą część twarzy i znów rozpoczął pieszczoty, tym razem intensywniejsze. Zamknęła oczy, gdy on głaskał ją, wodził dłonią po jej policzku, szyi, uchu. W końcu lekko odgarnął złociste włosy i przystopował. Przysunął się do niej jeszcze bardziej, tak, że spokojnie mogli czuć swoje wzajemne oddechy. Delikatnie pociągnął dłonią jej głowę ku sobie, nachylił się lekko nad jej twarzą, po czym najlżej jak potrafił musnął wargami jej usta.
Ostatni ruch mógł trwać pięć, sześć sekund, po czym gwałtownie został przerwany przez niego. Odsunął się nagle, sprawiając, że kobieta stęknęła cicho i chciała go złapać rękoma, przytrzymać za wszelką cenę przy sobie. Nie udało jej się, mężczyzna odsunął się pół kroku w tył, wciąż jednak trzymał jej ucho w palcach i leciutko pocierał opuszkami o jej skórę coraz delikatniej i słabiej tak, aby po chwili przestać zupełnie. Puścił ją, po czym uśmiechnął się ironicznie i czekał na reakcję kobiety. Ona jednak stała dalej w miejscu, coraz bardziej rozpalona, niecierpliwa. Czuła jak zbliża się do granic wytrzymałości, jak trzyma demona pożądania na łańcuchu i, choć ten coraz mocniej się wyrywa, to z całych sił próbuje nad nim zapanować, nie pozwolić mu się w żadnym razie wyswobodzić. Stała dalej z zamkniętymi oczyma w bezruchu i uśmiechała się również w dziwny sposób. Oj tak, znała jego metody, swego rodzaju... sposoby. Jeśli teraz zaatakuje go, to nici z przyjemności. Stała więc dalej ze spuszczoną głową, ciężko oddychając przez rozchylone usta i, zamknąwszy oczy, skupiła całą swą uwagę na uczuciu poprzedniej, wspaniałej chwili. Mężczyzna zamyślił się, po czym wykonał delikatny gest przytaknięcia. Zrozumiał, że wreszcie nauczył ją swojej specyficznej gry. Gdyby zajrzeć do jej wnętrza... gdyby dostrzec te ognie kłębiące się w jej duszy, te paszcze pożądania łaknące strawy, głodujące przez tyle czasu a teraz warczące i rozdrażnione do granic możliwości, gdyby mógł to zobaczyć... Ale wiedział, czuł, znał to doskonale, lubił, tak, cholernie lubił patrzeć na nią w takim stanie i wiedzieć co będzie za jakiś, tak niedługi przecież, czas...
Zakapturzony przysunął się bliżej, kucnął tuż przy jej nogach i wyciągnął małe zawiniątko przyczepione do buta. Odkręcił cienką szmatkę, w którą, jak się okazało, był owinięty drobnej budowy sztylet, po czym zanurzył go w szronie nabranym do dłoni. Przetarł go, powstał i zbliżył twarz do głowy kobiety.
- A teraz... – szepnął wprost do jej ucha, lekko popieścił je ustami, po czym dodał spokojnie tym samym, przeciąganym głosem:
- ... stój spokojnie.
Złapał jej szyję dość mocnym i lodowatym, lecz, o dziwo, jednocześnie niezwykle delikatnym chwytem, lekko wypuszczając z ust ciepłe powietrze wprost do jej ucha. W drugiej dłoni trzymał zimny sztylet, którym, gdy kobieta znów przymknęła oczy i poddała się jego działaniom, poruszał wprawnie pod jej koszulą nocną ku górze wzdłuż pleców. Gdy leciutko, czubkiem ostrza przesunął po jej ciele, w tej samej chwili poczuł jak ogarnęła ją gęsia skórka, która, nawet mimo zimna, wcześniej się nie pojawiała. Jedną ręką wciąż mocno trzymając szyję kobiety, leciutko przygryzł płatek jej ucha, po czym, zgodnie z oczekiwaniem, słysząc cichy jęk, zmienił taktykę.
Był niczym cień, mimo iż stał koło niej, to ona nie mogła go zobaczyć w pełnej krasie, jedynie te świecące, szafirowe oczy... On jednak widział wszystko doskonale, każdy szczegół jej stroju, każdą krągłość ciała, każdy oddech. Tak, mężczyzna w pokrętny sposób sterował nawet jej oddechem, który był w tej chwili niemalże materialny i zdawał się być wyznacznikiem przyjemności – wstrzymanie, chwila napięcia, zbliżenie, jak zwykle zaskakujący dotyk, akcja, po chwili zwolnienie, chwila wytchnienia – paru sekundowego odpoczynku, jednak zaraz ponownie narastające pożądanie, przyśpieszona cyrkulacja powietrza i znów – powrót – przetrzymanie i pauza – napięcie, dotyk. Bawił się nią, robił co chciał, wzmagał pożądanie w niej niczym pan pokazujący szynkę zgłodniałemu psu, lecz niedający mu ani kawałka, jedynie wabiący cudownym zapachem i śmiejący się, gdy ten ślini się na samą myśl o zaspokojeniu głodu.
Doprowadzając jej zmysły do szału w końcu puścił szyję i odsunął głowę od ucha, wciąż jednak trzymając sztylet przy plecach. Spróbowała odetchnąć głęboko, lecz gdy już wciągała powietrze poczuła przerażające zimno i wygięła się pod naciskiem nowego „narzędzia” tortur, tym razem położonego na płask – zimnym ostrzem na jej nagim ciele. Mężczyzna kierował sztylet zgodnie z ruchem kobiety, która nieświadomie przesuwała się do przodu pod jego lodowatą presją. Po chwili, nie mogąc już się bardziej odsunąć, zrobiła krok przed siebie. Zważywszy, że do tej pory cały czas stała w tym samym miejscu i zdążyła rozgrzać trawę pod stopami nie czując chłodu, to teraz, gdy ciepłą stopą natrafiła na „świeże zimno”, poczuła jak lodowy nóż wbija się od spodu w głąb jej nogi, którą w konsekwencji zmuszona była ugiąć. Mężczyzna wziął sztylet z powrotem i popatrzył z uśmiechem jak kobieta upada na ziemię całym ciałem, prościutko w lodowatą trawę. Zaśmiał się cicho, gdy nagle ocknęła się z zamroczenia w którym jeszcze przed chwilką była pogrążona. Powoli wstała. Zimno zadziałało orzeźwiająco na jej psychikę, jednocześnie bardziej wyostrzając, i tak już rozpalone, zmysły.
- Chcesz więcej...? – cicho spytał ze złośliwym uśmieszkiem mężczyzna kręcąc sztyletem w dłoniach. Nie patrzył na nią, skupiał się na trzymanym „narzędziu”. Słyszał doskonale jak kobieta ciężko oddycha, w końcu lekko uniósł głowę i zobaczył, że wciąż stoi nieruchomo patrząc na niego z dzikim uśmiechem.
- Zgadnij – jej twarz wykrzywił ironiczny grymas zaś słowa wypowiedziała z niekrytą złością. Po sekundzie ruszyła ku niemu, ale on szybko cofnął się.
- Znowu? – spytała na wydechu, drżącym z podniecenia głosem, po czym momentalnie zatrzymała się. Teraz jego postać była lepiej widoczna, aczkolwiek wciąż przypominała cień – promienie nikłego światła rozjaśniły tylko małą część twarzy znajdującej się pod kapturem, dzięki czemu kobieta dostrzegła wyraźny, drwiący uśmiech. Wiedziała, że musi poczekać na jego ruch, tylko ten osobnik mógł decydować w tym momencie o jej rozkoszy i doskonale zdawała sobie z tego sprawę. Fakt, mogła zmienić tę zabawę w każdej chwili, ale to, do czego doszłaby własnymi metodami nie imało się ekstazie, do której potrafił doprowadzić ją on. Zmrużyła oczy i czekała na dalszy ciąg.
Zakapturzony wolnym krokiem, tym samym rozpalając ponownie w jej oczach płomień żądzy, podszedł znów i zwinnym ruchem dłoni przymknął jasnowłosej oczy. Powiódł dłonią po jej głowie, głaszcząc ją delikatnie, czasem na granicy czucia, chcąc tym znów wzniecić gorąco w jej ciele. Zapewne i jego zimny dotyk dłoni, jak też i myśl o tym, co może się w niedługim czasie zdarzyć sprawiły, że kobieta faktycznie znów zaczęła przeżywać niedawny stan rozkoszy, jednak wciąż, czemu trudno się dziwić, była niezaspokojona. Na chwilę umilkłe demony znów zaczęły dawać o sobie znać, powarkiwały wewnątrz jej umysłu, wywołując uśmiech przyjemności ale i grymas rozdrażnienia, przez co dość głośno mruknęła przy kolejnym zimnym pogładzeniu jej szyi. Jedyne, czego pragnęła, jedyne, co teraz tkwiło w jej umyśle niczym rozżarzony metalowy pręt, i nie dawało spokoju, zdawało się być tak blisko, parę centymetrów, sekund, oddechów... a zarazem zdawało się oddalać. Jednak nie, znów wracało z kolejnym, delikatnym gestem mężczyzny, który niemalże śmiał się w duszy widząc wijącą się pod jego dotykiem kobietę. Do perfekcji opanował swoje techniki, był z nich dumny, mógł dzięki nim dokonać z nią teraz praktycznie wszystkiego, wznieść na wyżyny głodu i jednocześnie, chwilę po tym – ekstatycznego zaspokojenia. Gdy docierała do granicy tego pierwszego, dawał jej ulgę, chwilową, małą cząsteczkę spełnienia, która tylko w rezultacie jeszcze bardziej rozbudzała pożądanie.
Zabawa trwała długo, w końcu mężczyzna gwałtownie cofnął rękę, dotknął drugą, zimną dłonią pleców kobiety i, mocnym, niemal brutalnym pociągnięciem szarpnął ją ku sobie wydobywając z jej ust jedynie krótkie, podrażnione stęknięcie. Momentalnie przywarła do niego, jednak nie chwyciła go, nie zrobiła nic, bowiem wciąż była w tym dziwnym transie. Chciał spojrzeć w głębię jej oczu, ale nie mógł – odruchowo zamknęła je w obawie, że jak otworzy to czar pryśnie. Powoli przeciągnął lodowatą dłonią w dół jej rozgrzanych pleców, a następnie w górę, wywołując w kobiecie dość mocne dreszcze, które, z racji tego iż stał bardzo blisko niej, również i on odczuł na swoim ciele. Czuł na swej twarzy jej szybki oddech, przerywany, ale w pewien sposób rytmiczny i ustalony. Czuł jednocześnie, że tak jest dobrze, w końcu sam przygotował ten miarowy takt, w pewnym sensie pokierował nieświadomymi odruchami ciała kobiety w sobie znany sposób. Nachylił się nad jej uchem, po czym szepnął otulając jej lewą część twarzy kojącym i ciepłym powietrzem:
- Starczy tej zabawy...
Przeciągał te słowa akcentując każdą sylabę. Kobieta nie poruszyła się, wciąż trwała w niedawnym transie ustalonego oddechu i rozedrganych zmysłów. Mężczyzna wysunął dłoń spod jej przezroczystej koszuli nocnej, jednocześnie lekko wodząc palcem po rozpalonym ciele. Znów sięgnął po sztylet. Mimo iż szaty jasnowłosej były u góry rozpięte, to jednak na dole panował właściwy porządek rzeczy – zapinki zgodnie z własnym przeznaczeniem trzymały razem poły ubrania. Dało się słyszeć przenikliwy świst powietrza, po czym ciche, parokrotnie powtórzone puknięcia – to mężczyzna jednym, zamaszystym ruchem odciął wszystkie zapinki chroniącego kobietę ubioru. W tym samym momencie, drugą ręką zsunął jedwabne szaty delikatnie po jej ciele. Stało się to tak szybko, że kobieta nawet nie zauważyła najmniejszego ruchu. Dopiero zimny podmuch opadającej tkaniny spowodował jej ocknięcie się i otwarcie powiek. Niewiele mówiąc, zakapturzony chwycił obiema zimnymi dłońmi ramiona niewiasty i przyciągnął ją ku sobie patrząc prosto w jej brązowe, szkliste oczy wyrażające tylko jedno pragnienie – niepohamowany, potworny wręcz psychofizyczny głód cielesności, który już za małą chwilę ma zostać w pełni zaspokojony...