Natasza [obyczaj]

1
Nie lubię zaczynać, ale to zrobię. Oto moje pierwsze "poważne" opowiadanie, które nie jest wprawką. Powędrowało na konkurs, dlatego też samo w sobie jest krótkie i płytkie jednocześnie. Wieje patosem - będę z wami szczera, nie umiem zachęcać.



Proszę o opinie, oceny, krytykę w najczystszej postaci, wskazanie wad i błędów oraz przekazaniu kilku wskazówek. Do dla mnie bardzo ważne.







„Pamiętam, że światło najpierw pojawiło się u góry drzwi balkonowych wzmagającą się jasnością zza koronkowych zasłon. Oczy me otworzyły się niczym liście lilii wodnej o promienistym poranku. Leżałam błogo, niczym bogata księżna na swym aksamitnym łożu. Czysta poezja. Było mi tak dobrze.

Wreszcie. Promienie słońca przedarły się przez okna, rzucając cień koronek na podłogę i na skąpaną w blasku słońca postać młodej kobiety. Ciekawym spojrzeniem przyglądałam się jej niczym jakiejś obcej istocie. Pragnęłam ją obudzić, lecz ciepło słońca zrobiło to za mnie. Odrzuciła nieświadomie kołdrę, nie budząc się. Wtedy słońce zaczęło świecić jej prosto w oczy. Zacisnęła powieki. Światło tańczyło żwawo po stole, powoli zbliżało się i ku mnie. Czułam je na rękach, złożonych na kołdrze, a wreszcie i na twarzy. Leżałam w łóżku, myśląc o ostatnich wydarzeniach. Siostra uśmiechnęła się do mnie ciepło i zapytała:

- Długo już nie śpisz?

Cieszyłam się, że już nastał cień. Noc, brr. Nienawidzę i zawsze nienawidziłam ciemności i wszystkiego co z nią związane. Wszyscy mi mówią, że to jakaś poważna fobia, ale tak naprawdę nie przeszkadza mi to specjalnie w życiu codziennym.

- Bo ja wiem- odparłam wzruszając ramionami – właśnie miałam cię budzić.

Młoda kobieta przyglądała mi się z niemałą ciekawością. Właściwie to nie była moją rodzoną siostrą, tylko przyrodnią. Oczywiście wtedy nie wiedziałam, co to znaczy. Tym bardziej nikt nie próbował mi tego tłumaczyć. Nawet teraz jak o tym myślę, wydaje się to zbyt skomplikowane.

Jako dziecko byłam strasznie niecierpliwa. Toteż nie czekając nawet na odpowiednią okazję, jeszcze przed naszym wyjściem z łóżka wypaliłam:

- Kiedy rodzice przyjdą?

Zmieszała się. Powędrowała wzrokiem w prawo, aż w końcu powiedziała z wymuszonym spokojem:

- Jak coś załatwią słonko. Niedługo, nie martw się.

Rodzice od dawna się kłócili. Kiedy pytałam ich, czy coś się stało, zawsze odpowiadali tak samo. „Nic, nie przejmuj się kochanie”.

Domyślałam się, że coś jest nie tak. Szczeniara, chciała znać prawdę. I dupa. Nie zrozumiałabym. Nadal nie rozumiem. Tylko komplikacje i problemy, w miejscu gdzie słowo nie może oznaczać prawdy. Ma być stosowne. Miałam dość i jeszcze jako gimnazjalistka buntowałam się przeciwko tej propagandzie. Mieszkałam w Białorusi i nie chcę tam wracać. To miejsce zmusiło mnie do wielu wyrzeczeń. Do popełnienia wielu błędów, jakich nigdy bym pewnie nie popełniła. Do stracenia zaufania i szacunku w oczach moich najbliższych. Sądzę, że rodzice naprawdę mnie kochali. Kochali, bo teraz… nie wiem. Pewnie nie. Ostatni raz widziałam się z nimi ze dwa lata temu?

Przynajmniej jako jedno z niewielu dzieciaków z mojego środowiska, miałam naprawdę miłe i pełne ciepłych wspomnień dzieciństwo. Nie kradłam, nie biłam, nie znęcałam się. Byłam, dobra. Wartości, tak to się nazywa.

Reszty już musiałam przekonać się sama. Szkoda, że ich praca poszła na marne. Stoczyłam się na dno i koniec. Moralne oczywiście, ale z własnego wyboru. No co? Przecież nie mam zamiaru płakać.

Właściwie to wspominam tamten moment prawie codziennie. Może dlatego, że nie było ich przy mnie i byłam tak rozgoryczona. W soboty zawsze spędzaliśmy czas wspólnie. Ta... codziennie. Dopiero potem wszyscy mieliśmy coraz mniej czasu. Jeszcze było coś. Ach, jasne. Ogromny dębowy stół w naszej kuchni. W święta zbierała się przy nim cała rodzina. Potem Andżela straciła na nim swoje dziewictwo. Pomińmy to. Było miło, przed tym straceniem dziewictwa. W sumie, jeszcze dziś jestem w stanie wszystko dokładnie odwzorować w swojej głowie. Cholera, nie tą Andżelę. Moją rodzinę. Ją. Wtedy to były takie świetny czasy. Naprawdę.

Szkoda, że już nie powrócą.

No co? Przecież nie mam zamiaru płakać ”



***



Siedząc zgarbiona i skrzywiona na samą myśl o minionym dniu, paliła papierosa. W barze było już prawie pusto, może z wyjątkiem kilku śpiących na blatach stołów klientów, lub tych wyjątkowo przybitych, co spowiadało się barmanowi. Przynajmniej myśleli, że jest barmanem.

Na zewnątrz była noc, nieprzyjemna plucha i nostalgia, przytłaczająca nawet tych silnych oraz niezależnych od niczego i nikogo. Oparła papieros o popielniczkę i bez specjalnego pomysłu zaczęła naciskać klawisze.

Jasne włosy falami okalały jej twarz, spoczywały na ramionach. Trzasnęły drzwi, tym samym wpuszczając do pomieszczenia obcy chłód.

Natasza wstała, podciągając stare i wytarte dżinsy. Zdawkowo uśmiechnęła się do przybysza i stanęła za barem, opierając się o blat łokciami. Podsunęła mu popielniczkę, za co podziękował skinieniem i wyciągnął papierosa.

- „Słodko jest nocą patrzeć na niebo, gdy kochasz różę, która znajduje się na jednej z gwiazd. Wówczas wszystkie gwiazdy są ukwiecone.”

Wnet omiotła krytycznym spojrzeniem całe pomieszczenie.

- „Mały Książę” – mruknęła obojętnie.

- Przynajmniej z pamięcią i oczytaniem jest u ciebie dobrze- odpowiedział jej dobroduszny męski głos.

-Sprawdzasz mnie?- wysunęła podejrzenie, zaciskając mocno pięści- to w twoim stylu.

Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem.

-Oj, droga Nataszko- westchnął ciężko i poważnie na nią spojrzał- Naprawdę dziękuje ci, że pomagasz mi w prowadzeniu pubu. Ale... sądzę, że powinnaś poważnie zastanowić się nad powrotem do szkoły.

Chyba se jaja robisz

- Nie – odparł ponuro i wyciągnął z jej dłoni niedopalonego papierosa, gasząc go szybkim ruchem ręki o blat baru.

-...i rzuć to świństwo.

- Sam rzucaj

- Okej. Ale w tym wieku to cie zabije, serio. Ja rzucam od poniedziałku.



***



Wszędzie gdzie nie spojrzała, widziała jedynie smutną twarz swojej córki. O dziwo, nie potrafiła sobie w tej chwili przypomnieć jej uśmiechniętej.

- Smutne...- wyszeptała sama do siebie, zdumiona jednocześnie swoim dziwactwem.

Średniego wieku kobieta, siedziała na krześle w gabinecie. Miała żabie oczy i usta jak podziurawiony ponton. Oczami świdrowała tablicę z reklamą cudownego preparatu na odchudzenie. Ciemne włosy opadały jej na policzki, przysłaniając częściowo ich chudość , oraz nienaturalny koloryt, który rzucał się w oczy zawsze przy pierwszym spotkaniu.

Poprawiła sweter, obciągając go na biust i zerknęła na zegarek. Dwadzieścia po drugiej? Tak. Wstała i przez otwarte okno wyjrzała na ulicę. Istne pustki na zewnątrz, z wyjątkiem kilku mróweczek drepczących tu i ówdzie. Zmarszczyła brwi. Czyżby coś poszło nie tak? Czyżby się nie udało? Obiecał wrócić szybko. Nie mogła go winić.

Opadła na krzesło i ponownie zerknęła na zegarek. Cudownie, dwadzieścia cztery po. Zaczęła kiwać się na krześle z nudów. Nie, to nie przykre wspomnienia z dzieciństwa.

-Pani Madina? -od progu odezwał się miły, dziwnie znajomy głos. Odwróciła się , penetrując sylwetkę mężczyzny - dzierżył w ręce coś, coś za co mogła zabić, każdego. Prawie.

Szeroka biała koperta. Kiwnęła głową , wpatrując się w nią wygłodniałym, opętanym wręcz wzrokiem.

-Pani mąż, kazał przekazać, że wszystko się udało- oznajmił wyraźnie- proszę oto dalsze instrukcje- wręczył kobiecie Przedmiot Destrukcji, po czym pożegnał się i opuścił korytarz. Szybko i bez zwlekania.

-Wreszcie... wreszcie zobaczę cię Nataszko- wyszeptała i zacisnęła mocno swą dłoń na skrawku spódnicy.



* * *



- Niby jak ja mam wrócić?! Teleportować się tam?- wrzasnęła na cały lokal, nie dbając nawet o swoją reputację u klientów. Im i tak było wszystko jedno.

-Coś na pewno da się wymyślić. Słuchaj…- spojrzał na nią znacząco, ściszając głos.

Ty nic nie rozumiesz- krzyknęła- uciekłam! O-opuściłam ich w momencie, w którym najbardziej mnie potrzebowali! O-okłamałam wszystkich, w tym i ciebie. Zabrałeś mnie za granicę, bo kłamałam! A wcześniej to myślisz, że byłam aniołkiem? Wyrzucili mnie ze szkoły! O-okradłam najbliższych. Kurcze... wiesz czemu. Sam widzisz! Aż trzy negatywne rzeczy na O! Zrozum, sprawiłam mamie i tacie dostatecznie dużo kłopotów. Może jeszcze niedawno, by i mi przebaczyli. Ale nie teraz. Takich rzeczy się nie zapomina. Fuck... Nawet najbliższym.-Rzuciła z impetem czerwoną ściereczką prosto na blat i ze łzami w oczach wybiegła z pubu. Usiadła nieopodal na schodkach kuląc nogi i ponuro wpatrując się w swoje odbicie w brudnej kałuży. Cała sytuacja przytłaczała ją choć nie chciała tego przyznać. Nawet przed samą sobą.

Mężczyzna zaraz potem wyszedł za nią na zewnątrz i usiadł tuż obok na schodach.

- Wiem, że jest ci ciężko - westchnął kładąc swą dłoń na jej szczupłym ramieniu- … rozpamiętywać przeszłość. Masz dopiero kilkanaście lat, a już tak wiele przeszłaś.

-Odczep się ode mnie- odpowiedziała twardo, wycierając rękawem mokry policzek.

-Moglibyście zacząć nowe życie, tutaj w Londynie. Znasz język, twoi rodzice …

-Przestań przewidywać! Oni są tam, a ja tutaj! Już dwa lata temu mieliśmy się niby spotkać, dwadzieścia sześć miesięcy załatwiają im te głupie lewe papiery! Dlaczego dla mnie nie było z tym problemu, a dla nich jest? Cholera, wiem. Nienawidzą mnie i nie chcą mnie widzieć. Dlatego.

Mężczyzna przekręcił przecząco głową.

- Być może ty nie jesteś w stanie jeszcze tego zrozumieć, ale rodzice zawsze wybaczają swoim dzieciom. Nigdy nie przestaną ich kochać, cokolwiek by one nie zrobiły, Nataszko. Ty i tak nie zrobiłaś nic strasznego. Przechodzisz okres buntu, twoi rodzice nadal to rozumieją i cię wspierają. Chcą być z tobą, jak najdłużej to możliwe, bo wiedzą, że już wkrótce opuścisz ich, być może na zawsze.

Przestań pieprzyć – wysapała przegryzając nerwowo wargę. Nie miała zamiaru przy nim płakać, cała ta sytuacja była dla niej już dostatecznie żenująca.

Ukryła twarz w kolanach i krótko zaszlochała.

-...ładne dziś niebo, prawda?

Bezsens. Czysty bezsens.

-Pieprze je. Pieprze cały kosmos

Kwintesencja beznadziejności. Zaiste.

Wstała nagle ze schodków i gdy już miała odejść od tej kompromitującej rozmowy, poczuła na swej dłoni mocny uścisk.

- Słuchaj, jest coś co ci muszę powiedzieć. Widzisz, jeśli chodzi o te papiery…- przeciągnął- to. Kurcze. No wiesz, chciałem ci zrobić niespodziankę, ale jakoś nie miałaś dziś humoru. Dobra, nie chcę już przewlekać, bo pewnie mnie zaraz zdzielisz i pójdziesz do tych podejrzanych typków – obdarował ją swoim ciepłym uśmiechem i chciał przedłużyć tę chwilę niepewności, ale zdając sobie sprawę z dennego dowcipu, postanowił nie owijać w bawełnę.

- Cóż. Prawdopodobnie twoi rodzice dostaną te papiery dziś lub jutro. Przylecą na dniach do miasta- rzekł zadziwiająco krótko i na temat.

Targnęło nią dziwne uczucie. Na początku nie było nic, a potem jak czarna dziura z każdą sekundą powiększało się, promieniując jej umysł z zaciekłością. Wnet niczym w kamień obrócona znieruchomiała. Zastanawiając się nad sensem tych słów, uniosła gwałtownie czubek głowy i spojrzała na niego tępo.

-Coś ty powiedział?



***



W poczekalni było strasznie tłoczno, choć samolot wylądował już dawno temu. Natasza czuła tak ogromne napięcie, że w tej chwili mogłaby choćby wyskoczyć z okna i jeszcze pobiec dobre kilka kilometrów w las. Ta dzikość, jak i bicie serca pobudzały jej silnik psychiczny z ogromną szybkością. Każda sekunda zdawała się być godziną. Niemalże ciągle zerkała na zegarek, lecz czas jakby się zatrzymywał, co chwila, gdy tylko jej wzrok stykał się z drgającą wskazówką.

Minuty jednak w jakiś sposób mijały… a jej rodziców nadal nigdzie nie było. Głowa latała jej we wszystkie kierunki, niestety nikogo nie wypatrzyła. Czuła się oszukana, rozgoryczona i okropnie rozczarowana. Po powrocie do domu, niemalże od razu ukryła twarz w poduszkach i zaczęła rzewnie szlochać.

Obudziła się około jedenastej wieczorem, kiedy to gdzieś w domu zadzwonił telefon. Ślepa jak kret krążyła po pokoju w celu zlokalizowania przełącznika światła, lub jakiejś lampki. Słyszała głos wuja, ale żadna nie działała, podobnie zresztą jak na całym osiedlu.

- Wujku! Gdzie jesteś, proszę powiedz! Nic nie widzę! - zawołała cienkim głosem, czując jak łzy ponownie zaczynają podchodzić jej do oczu. Od zawsze bała się ciemności, na wspomnienie o rodzicach, obraz jeszcze bardziej stawał się rozmazany. Jeszcze ten mrok. Jako dziecko zawsze musiała zasypiać przy zapalonej lampce, lub telewizorze. Nikt oczywiście o tym nie wiedział. Poza najbliższą rodziną.

- Wujku!- krzyknęła ponownie, tym razem głośniej. Nie musiała długo czekać. Wzdrygnęła się zaraz, gdy poczuła na swym ramieniu czyjąś dłoń,

- Spokojnie Nataszko… -powiedział do niej spokojnie- Już dobrze.

Odwróciła się do niego i mocno przytuliła. Pękła w niej bariera. „Głupia pieprzona bariera”. Znów płakała.

- Myślę, że boisz się ciemności... bo myślisz, że nic po za nią nie ma. Bałaś się jej zawsze, sądziłaś, że kiedyś noc zapadnie na zawsze w twoim sercu, gdy zabraknie twoich rodziców. Pamiętaj kochana. „Nie bój się cieni. One świadczą o tym, że gdzieś znajduje się światło.”





I tak wcale to do mnie nie dotarło. Miałam to głęboko gdzieś.

Mama?

Tata?

Kim oni są?

Czy ja ich kiedykolwiek widziałam?

Nigdy potem ich "więcej" (?)nie zobaczyłam. Nie. Nie ma happy endu.”

2
Coz, przeczytalam dwie pierwsze czesci, ktore nie zachecily mnie do dalszego czytania. Stanowczo za dlugie, za nudne. Pierwszy akapit powala swa poetycka wymowa i pewnie o to ci chodzilo, ale tych poezji w prozie jest na dzien dzisiejszy tyle, ze kiedy przychodzi mi czytac kolejny twor tego rodzaju, jedyne, co sobie mysle to: „O, nie ! Litosci” (Zwroc, prosze uwage, ze jest to tylko moje osobiste odczucie i moze inni podchodza do tego bardziej entuzjastycznie).
Cieszyłam się, że już nastał cień.
Cien ? A nie dzien ?

Jest pewien szczegol w Twoim stylu, ktory drazni niemilosiernie. Przyklady:

Nienawidzę i zawsze nienawidziłam ciemności.

Oczywiście wtedy nie wiedziałam, co to znaczy. Tym bardziej nikt nie próbował mi tego tłumaczyć. Nawet teraz jak o tym myślę, wydaje się to zbyt skomplikowane.

Nie zrozumiałabym. Nadal nie rozumiem.

Sądzę, że rodzice naprawdę mnie kochali. Kochali, bo teraz… nie wiem. Pewnie nie.



Jak by to wytlumaczyc. Sa towedlug mnie zdania, ktore nie potrzebnie odsylaja najpierw do przeszlosci, a potem do terazniejszosci. Zamieszanie kompletne. Nie mowie, ze tak nie mozna, ale u Ciebie jest tego za duzo. I tak pierwsze zdanie moznaby napisac, np. „Od zawsze nienawidze ciemnosci.”

Albo
Pomińmy to. Było miło, przed tym straceniem dziewictwa. W sumie, jeszcze dziś jestem w stanie wszystko dokładnie odwzorować w swojej głowie. Cholera, nie tą Andżelę. Moją rodzinę. Ją. Wtedy to były takie świetny czasy.
Znowu powracanie do tego, co juz zostalo powiedziane. Wiem, ze chodzilo Ci o odwzorowanie mowy i to na dodatek mowy dziewczyny, ktora sie stoczyla, ale nie powinnas stosowac tego samego schematu naokraglo.
Domyślałam się, że coś jest nie tak. Szczeniara, chciała znać prawdę. I dupa. Nie zrozumiałabym.
I kto to mowi ? Wyrwane z kontekstu calkowicie. Najpierw casz przeszly, druga osoby l. poj. Potem nagle 3 os. A potem 1 os, ale trybie przypuszczajacym. Za duzo tej roznorodnosci. Balagan. Podkreslam, ze domyslam sie, iz chcialas, by przypominalo to wypowiedz tej nieogladnej dziewczyny, ale przeszkadzasz tym w czytaniu.

Duzo by jeszcze mowic, ale musze bieg na zajecia. Radze troche poupraszczac zdania, troche je uporzadkowac mimo nieladu osobowosci bohaterki, a bedzie o wiele lepiej. Pozdrawiam.
Kiedyś lodówka była dla mnie wystarczającym powodem, by wytknąć głupotę cynikom. Dziś dzięki lodówce mogę z dumą powiedzieć, że się z nimi zgadzam. Życie to nie bajka, a lodówka od miesięcy pozostaje pusta.

3
Pamiętam, że światło najpierw pojawiło się u góry drzwi balkonowych wzmagającą się jasnością zza koronkowych zasłon(...)
Niezrozumiałe, jak dla mnie. Wyobraż sobie sytuację: cieplutki pokoik, łóżeczko i nieodzowne - drzwi balkonowe. A teraz puntk kulminacyjny. WSTAJE SŁOŃCE. Zgodnie z "przyrodniczym prawem" jasno robi się najpiew niziutko, kolejno stopniowo w górę. Bo tak właśnie wschodzi słońce. Pozostawiam jednak pole do obrony (bo jakże by inaczej :D), w postaci przedmiotu zasłaniającego dolną część drzwi. I tu sprawa może się skomplikować. Jakby to dobrze powiedzieć... NIE WIDZĘ TEJ HISTORII. Przynajmniej początku.


Leżałam błogo, niczym bogata księżna(...)
Nie wiem, jak można "błogo leżeć"; jeśli się mylę, ktoś napewno wyprowadzi mnie z błędu.


Promienie słońca przedarły się przez okna, rzucając cień koronek na podłogę i na skąpaną w blasku słońca postać młodej kobiety(...)
Ola, solidnie namieszałaś z tymi cieniami, promieniami i słońcami...


Ciekawym spojrzeniem przyglądałam się jej niczym jakiejś obcej istocie. Pragnęłam ją obudzić, lecz ciepło słońca zrobiło to za mnie. Odrzuciła nieświadomie kołdrę, nie budząc się. Wtedy słońce zaczęło świecić jej prosto w oczy. Zacisnęła powieki(...)
Z Twojego pichcenia miała wyjść zupa, a goście dostali kisiel. Budzi się... NIE. Jednak się nie budzi. Chwila... coś drgnęło! I tak dochodzimy do sedna - ten fragment jest kiepsko "ugotowany", albo po prostu nie stanowisz elity POLSKICH KELNERÓW i pomyliłaś stoliki :D. Olka, tak lubię to imię! Muszę jednak korygować niedopatrzenia. Bo to wynika z NIEDOPATRZENIA, a nie braku umiejętności. No, co najwyżej umiejętności czytania własnego tekstu. Rób to, na miłość boską!


Młoda kobieta przyglądała mi się z niemałą ciekawością(...)
To zabrzmiało, conajmniej, jakby były sobie zupełnie obce. Siostra. Siostra!


Rodzice od dawna się kłócili. Kiedy pytałam ich, czy coś się stało, zawsze odpowiadali tak samo. „Nic, nie przejmuj się kochanie”(...) Ostatni raz widziałam się z nimi ze dwa lata temu?
Jakaś telepatia? Czy to czas pędzi nieubłagalnie szybko, zdecydowanie zbyt szybko...?







Po trochu nie rozumiem, jaki sens niesie ze sobą to opowiadanko. Że rodzice zbyt często robią na w jajo? Że przez błędy tracimy coś na zawsze? Że MAŁY KSIĄŻE był ulubioną lekturą Nataszy? Nie publikowałaś tutaj żadnch "poprzednich części", ale wnioskuję, że to fragment dłuższej całości i moja hipoteza, o fabularnym bezsensie, się załamie. Ręki jednak, nie dam sobie odciąć.



Umiejętnościowo nie stoich na najniższym stopniu. Zresztę, przecież niejeden o tym napomniał. Zdarzają się potknięcia, typowo warsztatowe, np. z cyklu JAK TO BOHATER ZADAJE PYTANIE I ODPOWIADA NA NIE W URYWANYM DIALOGU (to powinna być kwestia bohaterki); zwróć uwagę.
Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem.

-Oj, droga Nataszko- westchnął ciężko i poważnie na nią spojrzał- Naprawdę dziękuje ci, że pomagasz mi w prowadzeniu pubu. Ale... sądzę, że powinnaś poważnie zastanowić się nad powrotem do szkoły.

Chyba se jaja robisz

- Nie – odparł ponuro i wyciągnął z jej dłoni niedopalonego papierosa, gasząc go szybkim ruchem ręki o blat baru.

-...i rzuć to świństwo.
Albo to z tym przegryzaniem wargi. Ha ha, chodziło raczej o PRZYGRYZANIE; wargi się ma jedne, nie wolno ich zjadać.



Oprócz negatywów, tekst dysponuje mocną stroną pozytywną. I tak jak się spodziewałem - w dalszej części jest bardzo obrazowy, zwróćmy uwagę na fragmnet, w którym Natasza przybliża nam losy PRZYBRANEJ siostrzyczki. Taak, bardzo obrazowy :D.



Jednoznacznie do przełknięcia. Aczkolwiek - i niestety - błędów sporo.

Bywaj Olka, do usłyszenia!

[ Dodano: Sob 20 Cze, 2009 ]
Pamiętam, że światło najpierw pojawiło się u góry drzwi balkonowych wzmagającą się jasnością zza koronkowych zasłon(...)
Niezrozumiałe, jak dla mnie. Wyobraż sobie sytuację: cieplutki pokoik, łóżeczko i nieodzowne - drzwi balkonowe. A teraz puntk kulminacyjny. WSTAJE SŁOŃCE. Zgodnie z "przyrodniczym prawem" jasno robi się najpiew niziutko, kolejno stopniowo w górę. Bo tak właśnie wschodzi słońce. Pozostawiam jednak pole do obrony (bo jakże by inaczej :D), w postaci przedmiotu zasłaniającego dolną część drzwi. I tu sprawa może się skomplikować. Jakby to dobrze powiedzieć... NIE WIDZĘ TEJ HISTORII. Przynajmniej początku.


Leżałam błogo, niczym bogata księżna(...)
Nie wiem, jak można "błogo leżeć"; jeśli się mylę, ktoś napewno wyprowadzi mnie z błędu.


Promienie słońca przedarły się przez okna, rzucając cień koronek na podłogę i na skąpaną w blasku słońca postać młodej kobiety(...)
Ola, solidnie namieszałaś z tymi cieniami, promieniami i słońcami...


Ciekawym spojrzeniem przyglądałam się jej niczym jakiejś obcej istocie. Pragnęłam ją obudzić, lecz ciepło słońca zrobiło to za mnie. Odrzuciła nieświadomie kołdrę, nie budząc się. Wtedy słońce zaczęło świecić jej prosto w oczy. Zacisnęła powieki(...)
Z Twojego pichcenia miała wyjść zupa, a goście dostali kisiel. Budzi się... NIE. Jednak się nie budzi. Chwila... coś drgnęło! I tak dochodzimy do sedna - ten fragment jest kiepsko "ugotowany", albo po prostu nie stanowisz elity POLSKICH KELNERÓW i pomyliłaś stoliki :D. Olka, tak lubię to imię! Muszę jednak korygować niedopatrzenia. Bo to wynika z NIEDOPATRZENIA, a nie braku umiejętności. No, co najwyżej umiejętności czytania własnego tekstu. Rób to, na miłość boską!


Młoda kobieta przyglądała mi się z niemałą ciekawością(...)
To zabrzmiało, conajmniej, jakby były sobie zupełnie obce. Siostra. Siostra!


Rodzice od dawna się kłócili. Kiedy pytałam ich, czy coś się stało, zawsze odpowiadali tak samo. „Nic, nie przejmuj się kochanie”(...) Ostatni raz widziałam się z nimi ze dwa lata temu?
Jakaś telepatia? Czy to czas pędzi nieubłagalnie szybko, zdecydowanie zbyt szybko...?







Po trochu nie rozumiem, jaki sens niesie ze sobą to opowiadanko. Że rodzice zbyt często robią na w jajo? Że przez błędy tracimy coś na zawsze? Że MAŁY KSIĄŻE był ulubioną lekturą Nataszy? Nie publikowałaś tutaj żadnch "poprzednich części", ale wnioskuję, że to fragment dłuższej całości i moja hipoteza, o fabularnym bezsensie, się załamie. Ręki jednak, nie dam sobie odciąć.



Umiejętnościowo nie stoich na najniższym stopniu. Zresztę, przecież niejeden o tym napomniał. Zdarzają się potknięcia, typowo warsztatowe, np. z cyklu JAK TO BOHATER ZADAJE PYTANIE I ODPOWIADA NA NIE W URYWANYM DIALOGU (to powinna być kwestia bohaterki); zwróć uwagę.
Mężczyzna uśmiechnął się pod nosem.

-Oj, droga Nataszko- westchnął ciężko i poważnie na nią spojrzał- Naprawdę dziękuje ci, że pomagasz mi w prowadzeniu pubu. Ale... sądzę, że powinnaś poważnie zastanowić się nad powrotem do szkoły.

Chyba se jaja robisz

- Nie – odparł ponuro i wyciągnął z jej dłoni niedopalonego papierosa, gasząc go szybkim ruchem ręki o blat baru.

-...i rzuć to świństwo.
Albo to z tym przegryzaniem wargi. Ha ha, chodziło raczej o PRZYGRYZANIE; wargi się ma jedne, nie wolno ich zjadać.



Oprócz negatywów, tekst dysponuje mocną stroną pozytywną. I tak jak się spodziewałem - w dalszej części jest bardzo obrazowy, zwróćmy uwagę na fragmnet, w którym Natasza przybliża nam losy PRZYBRANEJ siostrzyczki. Taak, bardzo obrazowy :D.



Jednoznacznie do przełknięcia. Aczkolwiek - i niestety - błędów sporo.

Bywaj Olka, do usłyszenia!

4
Oczy [1]me otworzyły się [2]niczym liście lilii wodnej o promienistym poranku. Leżałam błogo, [3]niczym bogata księżna na swym aksamitnym łożu. Czysta poezja. Było mi tak dobrze.


Pomijając, że plastyka tego zdania mi się nie podoba przez patetyczne porównanie, jest tak:



[1] - archaizm. Usuń. To jest dobre (?) w poezji.

[2] - Takie porównanie przy zdaniu opisowym jest szpilką w oczy.

[3] - Powtórzenie!


Ciekawym spojrzeniem przyglądałam [1]się jej [2]niczym [3]jakiejś obcej istocie.


[1] i [3] - się jej jakiejś? To prawdziwa zaimkoza.

[2] - Powtórzenie.



Zobacz teraz na to zdanie z perspektywy czytelnika. Przy takim potykaniu się autora, jak można to płynnie czytać? Winą obarczam złą konstrukcję zdania. Nauczysz się unikać zaimków, zaczniesz pisać znacznie lepiej. Zobacz:

Ciekawym spojrzeniem spoglądałam na obcą istotę.



Można? Można.


Czułam je na rękach, złożonych na kołdrze, a wreszcie i na twarzy.


Tworzysz łączniki jak w zdaniach naprzestawnych. Tutaj nie jest na to miejsce. Zobacz:



Czułam je na rękach, złożonych na kołdrze i, wreszcie, na twarzy.


Cieszyłam się, że już nastał cień


(!) Dzień?


Młoda kobieta przyglądała mi się z niemałą ciekawością.
jakoś nie pasuje mi, że bohaterka tak wprowadza siostrę. Brzmi nie dość, że sztucznie, i to jeszcze bez emocji - nawet, jak jest przyrodnią siostrą.


Tym bardziej nikt nie próbował mi tego tłumaczyć.


Nie znalazłem żadnego odnośnika w tym zdaniu, ani w poprzednim, do którego owo BARDZIEJ mogło się odnieść. Wyciąłbym to.


...jeszcze dziś jestem w stanie wszystko dokładnie odwzorować w swojej głowie.


Terminologia: Odtworzyć


klientów, lub tych wyjątkowo przybitych, co spowiadało się barmanowi.


spowiadali się...


Na zewnątrz była noc
I stała oparta o ławkę. Bo w barze jej nie było, prawda? Widzisz, jak łatwo takie zdanie "mówione" wyszydzić? Dodaj plastyki, ukróć toporności mowy potocznej:



Na zewnątrz panowała noc


stanęła za barem, opierając się o blat łokciami.


...łokcie o blat...


Miała żabie oczy i usta jak podziurawiony ponton.


Ciekawe...


wyszeptała i zacisnęła mocno [1][2]swą dłoń na skrawku spódnicy.


[1] - archaizm

[2] - zbędny.



Opowiadanie jest bardzo słabe w każdym aspekcie. Przede wszystkim kłuje w oczy mowa potoczna użyta w narracji - zwłaszcza, ciągi narracyjne pisane tym stylem. Miejscami (kilka linijek) jest wyjątkowo, co kontrastuje z ogółem. Tekst jest źle poskładany, brakuje spacji przy dialogach, niektóre dialogi same w sobie są źle rozpoczęte (brak znaków), przecinki, nadmiar (!) zaimków. Wszystko to tworzy chaos estetyczny. Efektem pogłębiający ten stan rzeczy jest słaba plastyka sytuacyjna - opisy są zdawkowe, to nawet dobrze dla tej formy, jednak sposób ich zapisu (forma) pozostawia wiele do życzenia. Opowiadanie nie wciąga, bo bohaterzy są bezbarwni, nie przekazują nic ciekawego i są mi zupełnie obojętni. Nie było zdania, żebym z radością lub złością przeczytał o ich losach - wszystko jest utrzymane w dalekim dystansie, skąd emocje nie docierają. Wiele pracy przed tobą. Polecę na początek: drukowanie własnego tekstu, odłożenie go na kilka dni i przeczytanie z ołówkiem w ręku.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

5
Pamiętam, że światło najpierw pojawiło się u góry drzwi balkonowych wzmagającą się jasnością zza koronkowych zasłon. Oczy me otworzyły się niczym liście lilii wodnej o promienistym poranku. Leżałam błogo, niczym bogata księżna na swym aksamitnym łożu. Czysta poezja. Było mi tak dobrze


Wszystko tu jest straszne! Epoka Żeromskiego minęła jakiś czas temu i żeby dotrzeć do czytelnika, nie masz mu zamieszać w głowie mnóstwem archaizmów, porównań i zbędnych słów, tylko przekazać jakąś emocję w prosty sposób - kopniakiem w ryj. To wszystko można zapisać prościej, tak żeby było lekko stylizowane, ale przyjemne dla oka. Spróbuję (ale nic nie obiecuję - nie lubię pisać takich rzeczy) ci pokazać:

"Pamiętam, że światło delikatnie przeniknęło przez koronkowe zasłony. Otworzyłam oczy i leżałam błogo, zupełnie jak jakaś księżniczka. Czysta poezja. Było mi tak dobrze"


- Bo ja wiem
No, w warstwie narracyjnej jedziesz rażącą staropolszczyzną, a tu JEBUDU i takie, bądź co bądź, podwórkowe powiedzenie. Wtedy ta postać przestaje być spójna


Odwróciła się , penetrując sylwetkę mężczyzny
OLABOGA! Biedny facet





Strasznie chaotyczny tekst, w dodatku o niczym, bez wyrazu, nudny i kiepawo napisany. Wybacz, ale jeszcze trochę musisz popracować. Kompletnie nie wiem, co się działo, tekst ani trochę mnie nie zaciekawił, końcówka nie dała mi nic do myślenia. Według mnie - opowiadanie do zapomnienia, zacznij coś nowego. I tak w kółko, aż twoje teksty będą średnie, nie najgorsze, dobre, świetne, a potem rewelacyjne. Powodzenia



Trzymaj się!

6
Dzięki wam wielkie za ocenę i poprawienie błędów. Napewno bardzo mi się to przyda :) Wiem, że jeszcze długa droga przede mną, bo nie wiem czy mam w sobie wystarczająco dużo cierpliwości i wytrwałości, ale będę próbować - teraz kiedy wiem na czym stoję.



Pozdrawiam :D
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”