Nienawiść, ból, agonia, strach, miłość... Nie mam pojęcia...

1
Jest to fragment wymyślonego przeze mnie dzisiejszej nocy opowiadania (jedyny, który na razie napisałam). Fragment z końcówki.

Bardzo ogólnie: O uczniach liceum tanecznego w Sopocie (nie mam pojęcia czy takowe istnieje). Ci dwoje pracowali razem nad występem turniejowym. Obojgu bardzo zależało na stypendium. Było dla nich niezbędne, jeśli chcieli studiować. Igor, choć z zamożnej rodziny nie mógł liczyć na poparcie ze strony rodziców odnośnie wybranego przez siebie zawodu. Karolina (zwana Iną), jest z domu dziecka i sam fakt uczenia się w tym liceum zawdzięcza stypendium.

Igor i Ina maja bardzo silne charaktery i nieustannie się kłócą. W końcu dziewczyna przeżywa załamanie i po kolejnej kłótni postanawia wrócić do Warszawy. W Warszawie ma wypadek...



***



Obudziłam się, jednak nadal nie otwierałam oczu. Wspomnienia powoli napływały do mojej świadomości. Bolał mnie każdy skrawek ciała. Przy moich uszach coś nieznośnie pikało, czułam też, że w nosie mam jakieś rurki. Chcąc odwrócić swoją uwagę od bólu zaczęłam liczyć piknięcia. Jedno, drugie, trzecie, czwarte, piąte (…) sto dwudzieste pierwsze, sto dwudzieste drugie (…) czterysta piętnaste... Strasznie zachciało mi się pić. Walczyłam przez chwilę z powiekami. W końcu uniosły się lekko i jasność pomieszczenia w którym leżałam oślepiła mnie na chwilę.

Ina?

Kilkanaście sekund zajęło mi zorientowanie się, kto przede mną siedzi.

Igor?

Miałam bardzo zachrypnięty głos, więc zabrzmiało to raczej jak chrząknięcie. Ku mojemu zdziwieniu zrozumiał jednak co do niego mówię i odpowiedział.

Tak to ja.

Patrzyłam na niego zdezorientowana. Po co przyszedł? Tylko jedno rozwiązanie przyszło mi do głowy. Chciał się pochwalić, że wygrał. Udowodnić mi, że świetnie sobie beze mnie poradził. Nie przypuszczałam, że jest aż takim chamem.

Jak zawody? - Starałam się przybrać swobodny ton, lecz nawet ja dosłyszałam w nim nutkę agresji.

Ku mojemu zaskoczeniu, zamiast ze złośliwym uśmiechem pochwalić się swoim sukcesem, wzruszył ramionami.

Jeszcze trwają. Zuza obiecała, że zadzwoni po wszystkim i powie mi kto wygrał.

Sens jego słów docierał do mnie bardzo powoli. Jak to „jeszcze trwają”? To co on tu robi?

Ty... - Nie wiedziałam jak skończyć pytanie.

Zrezygnowałem. - Znów wzruszył ramionami. Pikanie przy moim uchu gwałtownie przyspieszyło. Moje usta poruszały się, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk. Jak to „zrezygnowałem”? Co to – do cholery jasnej – znaczy „zrezygnowałem”? W końcu odzyskałam głos.

Czyś ty zidiociał do reszty?! Co to znaczy „zrezygnowałem”?! Popierdoliło cię?! A stypendium?! Studia?! Kretynie!

Musiałem. - Znowu wzruszył ramionami.

Oprócz tego nadal siedział niewzruszony. Wpatrywał się we mnie intensywnie spod zmarszczonych brwi, między którymi powstała pionowa zmarszczka. Czyli był na nie zły? Jakim prawem?! Załatwiłam mu partnerkę. Mógł też zatańczyć sam. W każdym z tych wypadków by wygrał. Co do tego, nikt nie miał wątpliwości. Zamiast tego jednak przychodzi tutaj i zaraz z pewnością oskarży mnie o to, ze zabrałam mu szansę! Przed chwilą miałam go za chama. Teraz wiedziałam, że to niedomówienie. Jakkolwiek obraźliwego epitetu bym użyła, żaden nie oddawał w pełni tego jak wielkim był niegodziwcem

Wynoś się stąd. - Wycedziłam przez zaciśnięte zęby.

Najpierw musisz mnie wysłuchać.

Niczego nie muszę! - Krzyknęłam, próbują usiąść, ale całe moje ciało odmówiło mi posłuszeństwa. Nie byłam nawet w stanie unieść głowy.

Ale to zrobisz. - Przez cały czas nie zmienił ani pozycji ani miny.

Skąd ta pewność?

Znów wzruszył ramionami.

Nie możesz się ruszać.

Miał rację. Leżałam przed nim sparaliżowana i bezbronna, czekając na atak. Zastanawiałam się, gdzie do jasnej cholery podziały się pielęgniarki i kto go tu wpuścił. Myślałam, że na OIOM nie można wejść sobie ot tak.

Igor długo milczał. Cały czas wpatrywał się we mnie intensywnie. Kiedy dokładniej się mu przyjrzałam zauważyłam, że był nie tyle zły co zmartwiony... Czyżby jednak zostały w nim te śladowe pokłady człowieczeństwa i odczuwał wyrzuty sumienia, dręcząc mnie kiedy byłam w takim stanie? W końcu odezwał się.

Jakby to... Zacznę od początku. To znaczy od jednego z początków...

Nie miałam pojęcia o czym mówi. Jakiego „jednego z początków”? Nie spytałam jednak. Chciałam mieć to jak najszybciej za sobą. Wpatrzyłam się intensywnie w sufit. Gdybym w oczach miała laser, z pewnością wypaliła bym w nim dziurę.

Kiedy... Kiedy powiedziałaś, że nie wystąpisz na turnieju naprawdę się zezłościłem. Właściwie nie rozumiałem dlaczego. Mogłem wystąpić z Laurą czy Justyną. Każda z nich z pewnością opanowała by układ. Może nie perfekcyjnie, ale na tyle dobrze, że dostalibyśmy się do drugiej rundy. Praca z nimi była by też na pewno łatwiejsza niż z tobą... - Zrobił krótką pauzę i zachichotał nerwowo, od razu się opanowując. - Ostatecznie mogłem też wystąpić sam. Nie było by z tym żadnego problemu. Gdybym skłamał i powiedział, że nikt nie opanuje układu w tak krótkim czasie, ze względu na wyjątkowe okoliczności od razu zmienili by moje zgłoszenie... Mimo to nadal chodziłem wściekły. Nie wiedząc czemu, poczułem, że nie mogę tańczyć do piosenki którą wybraliśmy. Przesłuchiwałem kilkadziesiąt kawałków dziennie, próbując dorobić do nich choreografie. Na próżno. Nic z tego nie wychodziło. Tymczasem turniej się zbliżał a ja musiałem powiadomić Bałowicza co zamierzam zrobić. Kiedy... Kiedy leżałem na łóżku nadal bez żadnego planu... - Przerwał na chwilę a z jego gardła wydobył się jęk. Spojrzałam na niego i zdumiona odkryłam, że w oczach ma łzy. - Zuza wbiegła rozhisteryzowana. Pawła nie było, siedział u Marty. A ona... Trzęsła się cała. Dostała histerii, nie była w stanie nic powiedzieć. - Mówił coraz szybciej a jego głos drżał z emocji. - Posadziłem ją na łóżku i próbowałem uspokoić. Kiedy mogła już oddychać w miarę normalnie, powiedziała, że... Że miałaś wypadek i … Leżysz nieprzytomna w szpitalu w fatalnym stanie... Nie wiadomo nawet czy... - Łzy pociekły z jego oczu. Nie zwrócił na nie uwagi. - Nie rozumiałem co do mnie mówi. Nie mogłem tego do siebie dopuścić... Teraz to ona musiała uspokajać mnie... Najpierw zrobiło mi się słabo a potem wpadłem szał. Rozwaliłem wieże i połamałem większość płyt... Zupełnie się nie kontrolowałem... - Patrzyłam na niego, nie dowierzając temu co widzę i słyszę. - Pomyślałem, że... Że muszę cię natychmiast zobaczyć. Okazało się, że leżysz w szpitalu mojego ojca... Wziąłem tylko portfel i telefon i wybiegłem na pociąg. Od razu przyszedłem tutaj. Ojciec przeżył szok kiedy mnie zobaczył. Wypytałem go. Powiedział, że... Że właśnie cię operują i, że nic nie jest jeszcze pewne... Musieli podać mi środki uspokajające... Potem operacja się skończyła, a ty nadal nie odzyskiwałaś przytomności... Kategorycznie odmówiłem powrotu do szkoły czy domu. Rodzice przynieśli mi czyste ubrania i pozwolili zostać w szpitalu... Sypiałem po trzy godziny na dobę w gabinecie ojca, a resztę czasu spędzałem siedząc przy tobie i modląc się żebyś się obudziła... - Trząsł się cały, jakby powtórnie przeżywał agonię. - Bałowicz zadzwonił do mnie z awanturą, że mam natychmiast przyjeżdżać i przygotowywać się do turnieju. Nawrzeszczałem na niego i rozłączyłem się. Inni też dzwonili, kilkanaście razy dziennie, ale wiedzieli, że nie przyjadę. Cały czas dopytywali się o ciebie. Kiedy mówiłem im, ze nadal jesteś nieprzytomna... - Potrząsnął głowa, jakby chciał wyrzucić coś z pamięci. - Miałem gdzieś to pieprzone stypendium. Jedynie co było ważne to to, żebyś przeżyła... Czułbym się winny, gdyby... Gdybyś... - Nie dokończył. Zamiast tego złapał się rękami za włosy i pociągnął je mocno, próbując zastąpić ból psychiczny fizycznym. Dopiero teraz zorientowałam się, że też płaczę. - Wiedziałem, że to moja wina... Gdybym był dla ciebie milszy... Gdybym po prostu nie był w stosunku do ciebie tak wielkim chamem, nie wyjechała byś i wtedy nic by ci się nie stało... - Otworzyłam usta by zaprzeczyć, ale głos uwiązł mi w gardle. Igor oddychał głęboko, chcąc się uspokoić. - Kiedy... Kiedy dowiedziałem się o tym wszystkim zrozumiałem dlaczego przeszła mi ochota na turniej. Na początku chodziło tylko o zawody, ale potem... Potem chodziło już o zawody z tobą... Gdybyś... Czuję się z tym podle, ale odczuwał bym coś silniejszego od wyrzutów sumienia... Stratę. Tak potężną, że wszystko zeszło by na dalszy plan... Podczas tych wszystkich dni, kiedy... Wiem, że mnie nienawidzisz, że mnie wyśmiejesz, ale muszę to powiedzieć... Podczas tych wszystkich dni, kiedy czekałem, aż otworzysz oczy... Uświadomiłem sobie, że... Uświadomiłem sobie, że... Kocham cię...

Ostatnie dwa słowa wypowiedział tak cicho, że ledwie je usłyszałam. Mój nierówny oddech na chwilę zamarł zupełnie. Czułam łzy spływające po szyi na pościel. Igor schował głowę w rękach i położył ją na kolanach. Trząsł się cały, łapiąc spazmatycznie powietrze.



***

Powtórzenia i chaos w wypowiedzi Igora są zamierzone.

Bardzo przepraszam za błędy. Jestem dyslektyczką i choć błędy ortograficzne poprawiłam (chyba wszystkie), jestem pewna, że jeśli chodzi o przecinki, znajdziecie ich całą masę...

[ Dodano: Pią 05 Cze, 2009 ]
Choć staram się je wyłapywać i poprawiać!

[ Dodano: Pią 05 Cze, 2009 ]
Ja się zastrzelę... Myślniki zaczynające dialogi mi się nie wczytały! Czy możliwe, że to dlatego, że pisałam tekst w OpenOffice (tam myślniki robiły się automatycznie)? Nie znam się na tym...

Wiem, że powinnam poprawić, ale padam na twarz... Przepraszam za utrudnienia.

2
Racja. Tekst czyta się fatalnie. Czasami nie rozróżniałem kwestii.

Nie wiem czy to fragment już gotowego opowiadania, czy fragment opowiadania na razie tylko wymyślonego. Dając fragment przeważnie wybiera się jakiś najlepszy, albo przynajmniej dobry. Ten nie należy do żadnej z tych dwóch kategorii. Jest przeciętny. Historia opowiedziana na początku jest również słaba i w ogóle niepotrzebna. Fragment sam powinien się "obronić" - klarownie ukazać "co i jak", albo w ogóle nie pokazywać nieistotnych informacji. Biorąc pod uwagę historię opisaną na samym początku to śmierdzi mi strasznie tymi filmami o tańcu, You Can Dancem i Tańcem z Gwiazdami, czyli komerchą.

Postacie są nienaturalne. Ina wydaje się głupia. Czy ona w ogóle nie widzi co się stało i gdzie jest? Człowiek po przebudzeniu z narkozy na początku próbuje zorientować się gdzie jest i co się stało, a nie wdaje się w dyskusję z odwiedzającymi. Zresztą w sumie wie, gdzie się znajduje i pamięta co się stało, ale człowiek po wypadku nie zachowuje się tak spokojnie. Igor też jest strasznie nierealistyczny. "Nie możesz się ruszać" - powiedzieć spokojnie tak do kogoś, kto jest sparaliżowany po wypadku? Co najmniej brak taktu. No i cały ten dialog o tych tańcach w momencie, gdy laska się przebudziła (powinna być zmęczona i zdezorientowana i raczej do niej nie dochodzi wszystko cacy) wydaje się również nie na miejscu. Wystarczyłoby "Nie mogłem Cię stracić. Kocham Cię" i koniec - wiadomo, wtedy nie byłoby opowiadania.

Styl jest przeciętny. Nie jakiś konkretnie zły, ale niczym się nie cechuje. Piszesz, bo piszesz. Język dobry, ale gdzieniegdzie interpunkcja szwankuje i znalazłem powtórzenia. Generalnie nie podobało mi się.

Pozdrawiam.
Piotr Sender

http://www.piotrsender.pl

3
Bolał mnie każdy skrawek ciała.
Raczej nie takie słowo należało użyć, bowiem
skrawek
1. «mała cząstka odcięta od całości»
2. «nieduża powierzchnia lub przestrzeń, często tworzące skraj czegoś»
Szcególnie w znaczeniu pierwszym skojarzenia są dość makabryczne.
Przy moich uszach coś nieznośnie pikało, czułam też, że w nosie mam jakieś rurki. Chcąc odwrócić swoją uwagę od bólu zaczęłam liczyć piknięcia.
Po pierwsze zaimki są zbędne. Nie ma innych bohaterów, narracja pierwszoosobowa, więc do kosza. Cały tekst jest podobnie usiany nadmiarowymi zaimkami. Czasami nie wystarczy usunięcie - trzeba zmienić zdanie.

Kolejny problem - bohaterka odzyskuje świadomość i (przypominam narracja pierwszoosobowa!) zaczyna liczyć piknięcia. Każdy człowiek coś myśli, coś czuje. Ona czuje ból, słyszy dźwięki i nie zastanawia się. Jeśli podejmujesz się pisania w pierwszej osobie, musisz się liczyć z tym, że trzeba opisać myśli boahatera. Jedną z zalet narracji w trzeciej osobie jest to, że nie musisz zagłębiać się w uczucia bohatera, w jego myśli, wrażenia - wystarczy że dokonasz opisu "zewnętrznego", opisu zdarzeń, a z dialogów czytelnik domyśli się, co też bohater czuje. Narracja pierwszoosobowa służy bliskości z czytelnikiem - łatwiej jest mu zrozumieć, lecz należy pamiętać, że bohater musi być bardziej wiarygodny. Stąd też w pierwszej osobie warto pisać, gdy opis nabierze już pewnej swobody, plastyki. Brak doświadczenia w znacznej mierze czyni to zadanie niewykonalnym. Tutaj zdecydowanie nie wyszło Ci.
Ina? [...]
Igor?
To jest dialog, lecz w żaden sposób tego nie zaznaczasz zapisem. Powinnaś zacząć od kreski dialogowej. Tak jest w całym tekście. Bardzo irytujący błąd.
Kilkanaście sekund zajęło mi zorientowanie się, kto przede mną siedzi.
W tym miejscu również opis zawodzi. Sucha relacja. Nadaje się na trzecioosobowy opis, natomiast tu razi surowością. Aż się prosi o to, by widziała plamy, mgłę, nie mogła skupić wzroku, by dojrzała ciemną plamę na tle jaskrawego światła. Trzeba pomyśleć i opisać wrażenia, a nie dawać bohaterce "kilkanaście sekund na zorientowanie się".
Czyś ty zidiociał do reszty?! Co to znaczy „zrezygnowałem”?! Popierdoliło cię?! A stypendium?! Studia?! Kretynie!
W tym momencie stężenie absurdu w tekście zniechęciło mnie do Twojego opowiadania. Gdyby była to humorystyczna, slapstickowa historyjka, kwestia bohaterki byłaby na miejscu. A tak? Mamy dziewczynę, po wypadku, która zamiast zastanawiać się nad swoim położeniem, myśleć co też zaszło drze się na faceta, że zrezygnował z zawodów.
Pikanie przy moim uchu gwałtownie przyspieszyło. Moje usta poruszały się, jednak nie wydobył się z nich żaden dźwięk.
Co do tego, nikt nie miał wątpliwości. Zamiast tego jednak przychodzi tutaj i zaraz z pewnością oskarży mnie o to, ze zabrałam mu szansę!
Powtórzenia. A stwierdzenie "moje usta poruszały się" jest niedorzeczne. To nie jest niezależna część ciała. Rozumiem zamysł, ale daj bohaterce trochę władzy nad sobą.
"Chciałam coś powiedzieć, otwarłam usta, starając się wydobyć z siebie słowa protestu/niedowierzania, lecz bezskuteczne."

Potem jeszcze pełna patosu wypowiedź chłopaka i tekst kończy się. Dziewczyna nawet nie zwraca uwagi na to, że (chyba) jest sparaliżowana. Bez sensu.
Nie spodobało mi się. Stylistycznie nie jest nawet źle, choć dużo jeszcze pracy przed Tobą. Gorzej natomiast z obrazowością opisów i psychologiczną wiarygodnością bohaterki - a właściwie z ich brakiem. Nie udało Ci się również wyważyć spowiedzi chłopaka i stała się tak wzniosła, że aż śmieszna. W sam raz do amerykańskiego filmu. Niestety.
No i pomysł jakoś nie przypadł mi do gustu. Przykro mi to pisać, ale sprawa nadaje się jako epizod do "Klanu", natomiast jako opowiadanie razi swoją sztampowością.

4
Cześć. Postanowiłem poczytać sobie twoje opowiadanie, a jak już to zrobiłem. to wypada skomentować, co nie?
Rzecz pierwsza. Tytuł. Nie wiem, czy to wisielczy żarcik, ale mnie nie śmieszy. W życiu nie wziąłbym do ręki książki podpisanej "Władca pierścieni... cholera z tym, chrzanić do, do diaska!". Mam nadzieję, że to tytuł roboczy, bo tytuł to istotna sprawa (sam miewam z nimi wielkie problemy i czasami zostawiam dzieło bez tytułu, czekając, aż mi się jakiś nawinie), a twój nie jest... no, nie należy do najlepszych.
Druga rzecz. Styl. Nie jest zły, choć mógłbym doczepić się drobiazgów - ale zostawię to tobie. Daj tekstowi odleżeć, zapomnij o nim, a potem wróć do niego. Wtedy wszystko będzie wyraźniejsze. Jeżeli jesteś słuchowcem, możesz także poczytać go na głos - jest kilka metod. Ogólnie język do lekkiej szlifierki, ale nie ma tragedii - to dobrze, oznacza, że masz wyczucie, a więc i potencjał.
Trzy. Fabuła, pomysł. Tu zaczynają się lekkie schody. Nie powiem, że jest to schematyczne - bo nawet schematyczne rzeczy mogą być przyjemne do poczytania. Twój tekst jest mdły. Facecik (pewnie do tego przystojny i wysportowany - tak, wiem, szydzę :P) wraca do dziewczyny. Dziewczynie wydaje się, że jest gburem, jednak facecik zaczyna ten swój płaczliwy słowotok, w którym oznajmia dziewczynie, że mu na niej zależy oraz - a jakże! - ją kocha. Nie powiem, skąd to znam, bo musiałbym wymienić wszystkie komedie romantyczne, jakie widziałem (trochę tego było - i, uprzedzając pytanie, nie, nie z własnej woli). Kiedy widzę taką końcówkę, mam ochotę zwymiotować - może to tylko ja, nie wiem, musiałabyś spytać więcej osób. Jeżeli czytam romans - a dzieje się to raz na jakieś piętnaście lat - to oczekuję czegoś nieogranego, zaskakującego, wywołującego albo chęć zapłakać, albo przyjemną satysfakcję.
Jak już mówiłem, mógłbym czepiać się przecinków i literówek (te mogłabyć wyłapać sama) oraz słownictwa, ale zrobili to już moi poprzednicy, a ja problem dostrzegam na innej, dużej trudniejszej do zreperowania płaszczyźnie - twój tekst jest psychologicznie nieciekawy.
Proponuję, żebyś to dokończyła - podszkolisz warsztat, rozpiszesz się, nabierzesz tempa i wprawy, ale fabułę do następnego dzieła postaraj się bardziej przemyśleć. Będzie większa przyjemność i dla mnie, i dla ciebie

Trzymaj się!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron