Czas próby
I
– Zamykać wrota! – wykrzyknął strażnik.
W tym samym czasie wszyscy ustawiali fortyfikacje obronne.
– Przygotować się od strzału! – wydał następne polecenie stojący na murach wartownik. Było ono skierowane do ludzi obsługujących maszyny obronne jak i do ludzi z bronią dystansową..
Łucznicy naprężyli cięciwy i z elficką dokładnością śledzili ruchy wroga.
– Strzał!
Wszędzie dało się słyszeć świst strzał przecinających powietrze. Pocisków było tak dużo, że przez chwilę przyćmiły niebo, a uderzając na wroga siały zniszczenie. Lecz było to jeszcze za mało by powstrzymać wiedzmy, czarnoksiężników i inne paskudztwa od natarcia na zamek.
– Przygotować się do strzału! – krzyknął po raz któryś strażnik.
– Strzał! – te polecenie dzisiejszego dnia było wydawane często, ale to chyba nikogo nie zdziwi.
Strzały w prawdzie były celne, ale niestety czarownice jednym machnięciem ręki je niszczyły.
– Panie to już nie działa. – jeden z obrońców zwrócił się do samego władcy. – Są już bardzo blisko.
– Pierwej umrę, niż te odrażające potwory zajmą moją twierdzę. Szykować broń do walki w ręcz! Dajmy im to, na co zasługują!
– Słyszeliście, do ostatniego tchu! Walczcie z honorem i gińcie z honorem! Bogowie są po naszej stronie!
Wszyscy wyciągnęli bronie, każdy u boku miał oręż. Jedni miecze, inni topory, a jeszcze inni wiekiery, tasaki bądź młoty tak zwane kafary.
Spojrzeli na siebie, na mury, na króla i wykrzyknęli:
– Loren Hait – tak, bowiem nazywało się owe miasto.
Jako że śmierć za króla, w obronie miasta, przy boku walecznego, równego przyjaciela jest czymś więcej niżeby honor, to zaszczyt.
Wszyscy byli przygotowani na atak lecącym ku nim czarownicom. Wyglądały niczym wieśniaczki na miotłach. Ich elementem rozpoznawczym były czarne płaszcze i czarne szpiczaste kapelusze. Wraz z nimi lecieli czarnoksiężnicy także ubrani na czarno, miotali wszelakimi zaklęciami. Najmniejszą grupę, lecącą na samym tyle stanowiły stworzenia z wyglądu przypominając gnomy. Było ich znacznie mniej, a sam ich udział w walce był zaskoczeniem. Na czele leciała dowódczyni, wyróżniała się ze wszystkich bynajmniej strojem. Jej płaszcz był ciemno czerwony, a nawet krwawy. Na jej miotle zawieszone były czaszki, zapewne ofiar, których dopuściła się zabić.
Dla obrońców ten moment dłużył się. Ogarniał ich strach, ale na samą myśl o zwycięstwie i że tuż za nimi jest król, przyglądając się dokonaniom i odwadze swych rycerzy odradzał się w nich hart ducha i moc walki. Sam władca siebie traktował równo jak i podwładnych, ukazywał to biorąc czynny udział w walce. Jego bronią byłą wielka niczym drzewo halabarda. Trzymał ją w jednej ręce, zaś drugą podniósł leżącą obok niego włócznie. Nagle zrobił jeden potężny krok, który był zamachem do wyrzucenia jej w powietrze prosto w grupę tych ponurych istot. Leciała na wprost dowódcy, lecz ona uchyliła się i uniknęła jej. Włócznia przebiła jedną z czarownic, która niczym piorun spadła na ziemię, a jej miotła za nią. Ten jeden moment był początkiem zajadłej bitwy, która właśnie się zaczęła.
Łucznicy, kusznicy, ludzie obsługujący balisty i katapulty ciągle strzelali. Co róż wysyłając niczym czarne chmury serię strzał, bełt i pocisków. Lecz tylko część z nich trafiała do wcześniej wytyczonego celu. Król stał w bezruchu w jednej ręce trzymał swoją ogromną halabardę. Czekał na natarcie. Po chwili wykrzyknął:
– Teraz!!
Wszyscy przygotowali broń na sztorc. W mgnieniu oka na zamku zaroiło się od czarownic, czarnoksiężników i wargoli – tak, bowiem nazywała się rasa przypominająca gnomy.
Zaczęła się zajadła bitwa. Wszyscy walczyli niczym osy w obronie swojego ula przed trzmielami.
Wroga armia była o wiele liczniejsza, ale rycerze walczyli z zapałem i hartem ducha, którego brakowało przeciwnikom. Król szedł przed siebie w kierunku dowódcy. Jednym ruchem ranił kilka czarownic na raz. Był niepokonany, jego siła i męstwo przewyższała wszystkich. Bez większego wysiłku przedzierał się przez atakujące, wrogie armie. Jego ofiary padały pod halabardą, niczym muchy pod klepką. Nikt nie miał szans. Niektórzy widząc go z obawy wycofywali się. Gdy doszedł do dowódczyni, ona jedyna została na swoim miejscu, nie cofnęła się. Spojrzała na niego spod kapelusza, jej wzrok był przenikliwy jak gdyby już wiedziała, co się wydarzy. Zaklęcia rzucane przez czarownice i czarnoksiężników w prawdzie trafiały go, lecz zbroja ze złoto smoczej skóry tylko je odbijała. W około trwała walka. Król szedł w kierunku czarownicy, która stała jak gdyby nie wiedziała, co ją czeka.
2
Dobra, z twoimi tekstami (o ile dobrze kojarzę, że były twoje) jest jeden podstawowy problem - są technicznie bardzo słabe. Błędów jest zbyt dużo by przeprowadzać korektę i zbyt dużo by sam tekst bezboleśnie czytać. Nie wiem co napisać oprócz sformułowania porady przydatnej nie tylko tobie ale i mnie, pozostałym forumowiczom, weryfikatorom...
Więcej ćwiczyć to więcej umieć, więcej umieć to szybciej pisać, szybciej pisać to więcej wydawać, więcej wydawać to lepiej zarabiać.
Oczywiście żartowałam;)
Więcej ćwiczyć to więcej umieć, więcej umieć to szybciej pisać, szybciej pisać to więcej wydawać, więcej wydawać to lepiej zarabiać.
Oczywiście żartowałam;)
Sprzeczne sprzeczności są podniecające. Taki mały zabieg a cieszy.
3
Zgadzam się z przedmówczynią. Niestety, brak poprawy, a przynajmniej ja jej nie dostrzegłem.
Zakładam,że sam czytasz dużo, to w końcu warunek konieczny do tego, by móc dobrze (choć może powinno być: w ogóle) pisać. Zatem pisz, nawet dużo, jak masz o czym, a następnie odkładaj teksty do leżakowania. Na warsztat bierz je wtedy, gdy złapiesz dystans. Może to da ci jaśniejszy ogląd sytuacji? Czytaj swoje teksty i poprawiaj, po wielokroć nawet, ale tylko tak będziesz w stanie ukształtować tego wrednego duszka, który zwie się "wenętrznym krytykiem".
Jeśli nie nauczysz się pisać dobrze technicznie, nie będziesz w stanie skonstruować żadnej interesującej fabuły. Nie ma szans. Do roboty
Zakładam,że sam czytasz dużo, to w końcu warunek konieczny do tego, by móc dobrze (choć może powinno być: w ogóle) pisać. Zatem pisz, nawet dużo, jak masz o czym, a następnie odkładaj teksty do leżakowania. Na warsztat bierz je wtedy, gdy złapiesz dystans. Może to da ci jaśniejszy ogląd sytuacji? Czytaj swoje teksty i poprawiaj, po wielokroć nawet, ale tylko tak będziesz w stanie ukształtować tego wrednego duszka, który zwie się "wenętrznym krytykiem".
Jeśli nie nauczysz się pisać dobrze technicznie, nie będziesz w stanie skonstruować żadnej interesującej fabuły. Nie ma szans. Do roboty

4
– Zamykać wrota! – [1]wykrzyknął strażnik.
W tym samym czasie [2]wszyscy ustawiali fortyfikacje obronne.
Sam początek i dwa poważne zgrzyty.
[1] - wystarczyło napisać: krzyknął i już jest dobrze.
[2] - Kto to są ci wszyscy? Na początku ( a to jest początek ) powinienem mieć chociaż mizerne pojęcie o otoczeniu. A tutaj taki klops, że trzeba głowić się, co miałeś na myśli.
Było ono skierowane do ludzi obsługujących maszyny obronne jak i do ludzi z bronią dystansową..
Polecenie zostało skierowane do... Wywalasz zaimek, unikasz niechlujnego rozpoczęcia zdania (w tym konkretnym przypadku) i jest lepiej.
[1]– Strzał!
Wszędzie dało się słyszeć świst [a1]strzał przecinających powietrze. Pocisków było tak dużo, że przez chwilę przyćmiły niebo, a uderzając na wroga siały zniszczenie. Lecz było to jeszcze za mało by powstrzymać wiedzmy, czarnoksiężników i inne paskudztwa [2]od natarcia na zamek.
[1] i [a1]Jak już wiesz z cytatu, zapętliłeś się w homonimie. Jeżeli dla broni czarnej/prochowej używa się wyrażenia Pal! (również homonim) to tutaj spokojnie można napisać Puść! (dotyczy puszczenia cięciwy a tym samym, wystrzelenie pocisku).
[2] końcówka to pokraka, którą powinieneś zapisać tak:
... i inne paskudztwa nacierające na zamek.
te polecenie dzisiejszego dnia było wydawane często, ale to chyba nikogo nie zdziwi.
Pomieszanie czasu względem narracji. Powinno być nikogo nie dziwiło. Zwrot chyba wlepia zbędną utratę klimatu, dodając niepewności co do słuszności osądu narratora.
– Panie to już nie działa. – jeden z obrońców zwrócił się do samego władcy.
Wiemy już, że zwrócił się do władcy bezpośrednio, dlatego wtrącenie samego jest zbędne i niepotrzebnie zwalnia narrację.
Spojrzeli na siebie, na mury, na króla i wykrzyknęli:
– Loren Hait – tak, bowiem nazywało się owe miasto.
Podzieliłeś sprawny kawałek na trzy części i znowu wyszła pokraka bez klimatu. Wystarczy zamienić na:
Spojrzeli na siebie, na króla i wykrzyknęli nazwę bronionego miasta:
– Loren Hait!
To jest zarys ogólny...
Jako że śmierć za króla, w obronie miasta, przy boku walecznego, równego przyjaciela jest czymś więcej niżeby honor, to zaszczyt.
Jestem inny, to wiem. Ale w ogóle nie pojmuję tego kawałka.
Wszyscy byli przygotowani na atak lecącym ku nim czarownicom. Wyglądały niczym wieśniaczki na miotłach. Ich elementem rozpoznawczym były czarne płaszcze i czarne szpiczaste kapelusze.
Ekhem. Zgubiłeś podmiot. Czyim elementem rozpoznawczym był ten strój: czarownic czy wieśniaczek?
Na czele leciała dowódczyni, wyróżniała się ze wszystkich bynajmniej strojem.
wyróżniająca się...
Bynajmniej strojem? Nie widzę tego

Na jej miotle zawieszone były czaszki, zapewne ofiar, których dopuściła się zabić.
O rety. Nie chodziło przypadkiem o to, że: ofiar, których zabiła?
Ogarniał ich strach, ale na samą myśl o zwycięstwie i że tuż za nimi jest król, przyglądając się dokonaniom i odwadze swych rycerzy odradzał się w nich hart ducha i moc walki.
Tego w ogóle nie rozumiem.
Sam władca siebie traktował równo jak i podwładnych, ukazywał to biorąc czynny udział w walce.
Siebie traktował na równi z podwładnymi, czy traktował ich równo i siebie równo?
Zwróć uwagę też na przecinek przed biorąc - sens zdania został zmieniony i brzmi ono zgoła komicznie.
Nagle zrobił jeden potężny krok, który był zamachem do wyrzucenia jej w powietrze prosto w grupę tych ponurych istot.
Silny krok? Masywny? Jak to widzisz?
Poza tym - rzucił halabardą wielką niczym drzewo? Nieeeeeee
Włócznia przebiła jedną z czarownic, [1]która niczym piorun spadła na ziemię, [2]a jej miotła za nią. Ten jeden moment był [3]początkiem zajadłej bitwy, która właśnie się [a3]zaczęła.
[1] - porównanie rewelacja. Jak ty to widzisz? Że spadła z błyskiem? Zrobiła dziurę w ziemi? Spaliła grunt?
[2] - Miotła spadłą za nią: w ten sam sposób?
[3] i [a3] - Początek początku?
Król stał w bezruchu w jednej ręce trzymał swoją ogromną halabardę.
(!) Magicznie, halabarda pojawiła się z powrotem w ręku króla! Cud!
Zaczęła się zajadła bitwa.
Ekhm. To już trzeci raz się zaczyna ta bitwa. Nie licząc początku, napisanego na początku

[1]Wszyscy [2]walczyli niczym osy w obronie swojego ula przed trzmielami.
[1] - Któreś z kolei zdanie zaczynasz od tego wyrażenia.
[2] - Przenośnia jak kulą w płot. Ja widzę, że zamiast wojska, miotali się jak oszołomy latając po zamku (twierdzy) bez celu. W zasadzie, z trzymaną bronią sami by się posiekali. Wystarczy poczekać.
jacy znowu niektórzy? Jego sprzymierzeńcy czy wrogowie? Bo ja, będąc jego giermkiem bym na ten przykład uciekł.Niektórzy widząc go z obawy wycofywali się.
Spojrzała na niego spod kapelusza, jej wzrok był przenikliwy jak gdyby już wiedziała, co się wydarzy. Zaklęcia rzucane przez czarownice i czarnoksiężników w prawdzie trafiały go, lecz zbroja ze złoto smoczej skóry tylko je odbijała. W około trwała walka. Król szedł w kierunku czarownicy, która stała jak gdyby nie wiedziała, co ją czeka.
Rany! Czy TY TO CZYTAŁEŚ???
O tekście: o zgrozo, że to powiem, ale (!) jest już lepiej, od dwóch poprzednich. Niedowiary, nie? Też się dziwię. Nie mniej, tekst leży jak długi. Pal licho przecinki (!) bo tutaj nic nie pomoże i niech diabli wezmą fabułę - zabijasz tekst skutecznie nielogicznością, drewnianymi postaciami z których robisz kukiełki, a życie chcesz w nie tchnąć równie drewnianymi (!) podkreśleniami, jacy to oni mężni albo źli nie byli. Ten tekst to katastrofa i tonie z każdą kolejną linijką. Brakuje tutaj przede wszystkim pomysłu na przekazanie widzianego przez ciebie obrazu.
O stylu: Rozumiem chęć budowania atmosfery przez przenośnie, ale zauważ, że są one totalnie chybione i zamiast owy klimat budować są klimatozabijaczami. Koniecznie popracuj także nad akapitami, bo w obecnej formie, bryła tekstu jest mało czytelna a jak zapewne wiesz, akapity stopniują akcję i dostarczają odpowiednio informacje, które chcesz przekazać. Jak wspomniałem na początku, jest lepiej niż poprzednio, ale lepiej oznacza to, że w całym tekście dostrzegłem dwie, może trzy dobre linijki, które już coś rokują. Zdecydowanie polecę ci, abyś odstawiał tekst na kilka tygodni, przeczytał go a później ewentualnie wklejał na forum. Fragment nie podobał mi się.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
5
Dziękuję serdecznie za wszystkie porady;)
Postaram się do nich zastosować. Postaram się aby następny tekst bedzie lepszy;)
Pozdrawiam
P.S.
Chodziło że rzucił włócznią.
Halabardę trzymał w drugim ręku.
[ Dodano: Czw 04 Cze, 2009 ]
Znaczy się drugiej ręce;)
W cytacie ucieło Halabarda.
Powinno brzmieć:
Postaram się do nich zastosować. Postaram się aby następny tekst bedzie lepszy;)
Pozdrawiam

P.S.
Chodziło że rzucił włócznią.

Pewnie za mocno zakręciłem;)Karl78 pisze:Jego bronią byłą wielka niczym drzewo. Trzymał ją w jednej ręce, zaś drugą podniósł leżącą obok niego włócznie. Nagle zrobił jeden potężny krok, który był zamachem do wyrzucenia jej w powietrze prosto w grupę tych ponurych istot. Leciała na wprost dowódcy, lecz ona uchyliła się i uniknęła jej. Włócznia przebiła jedną z czarownic
[ Dodano: Czw 04 Cze, 2009 ]
Znaczy się drugiej ręce;)
W cytacie ucieło Halabarda.
Powinno brzmieć:
Karl78 pisze:Jego bronią byłą wielka niczym drzewo halabarda. Trzymał ją w jednej ręce, zaś drugą podniósł leżącą obok niego włócznie. Nagle zrobił jeden potężny krok, który był zamachem do wyrzucenia jej w powietrze prosto w grupę tych ponurych istot. Leciała na wprost dowódcy, lecz ona uchyliła się i uniknęła jej. Włócznia przebiła jedną z czarownic
Is not this simpler? Is this not your natural state? It's the unspoken truth of humanity, that you crave subjugation. The bright lure of freedom diminishes your life's joy in a mad scramble for power, for identity. You were made to be ruled. In the end, you will always kneel.
6
Tu sprawdza się powiedzonko: "liczy się nie ilość, ale jakość!" Dlaczego nie mógłbyś napisać tak:– Przygotować się od strzału! – wydał następne polecenie stojący na murach wartownik. Było ono skierowane do ludzi obsługujących maszyny obronne jak i do ludzi z bronią dystansową
"- Przygotować się do strzału! - ryknął stojący na murze wartownik do obrońców"
?
Atakowały ich skórki od bananów, puszki po piwie i inne paskudztwa!wiedzmy, czarnoksiężników i inne paskudztwa
A po co mi ta informacja? Nikt nie chciał ich powstrzymywać przed uciekaniem, gdzie pieprz rośnieLecz było to jeszcze za mało by powstrzymać wiedzmy, czarnoksiężników i inne paskudztwa od natarcia na zamek
No wybacz, niby tolerancja i w ogóle, ale akurat to zdanie nie ma prawa żyć!Strzały w prawdzie były celne, ale niestety czarownice jednym machnięciem ręki je niszczyły
Zapraszam do zapoznania się z utworem Wojciecha Młynarskiego pt. "Bynajmniej", a potem ze znaczeniem tego słowawyróżniała się ze wszystkich bynajmniej strojem
Wiesz, co mi się wydaje? Że chcesz, żeby twój tekst był jak najdłuższy. Pierniczysz w kółko o tym samym - nie chodzi o to, żebyś napisał 1000-stronicową książkę, której treść dałoby się wiernie zawrzeć w dwustu.Ten jeden moment był początkiem zajadłej bitwy, która właśnie się zaczęła
Co róż

Hm... czy ona nie zaczęła się dwa razy trzy akapity wcześniej?Zaczęła się zajadła bitwa
Tekst jest tragiczny. Fabularnie nieciekawy, stylistycznie po prostu straszny. Ale zapomnijmy o tym. Najważniejsze jest to, żebyś się nie poddawał - jeżeli nie będziesz próbował, to nigdy ci się nie uda. Życzę tedy wytrwałości i owoców pracy
Trzymaj się!