– Jak sobie radzisz, Jack?
Własny głos wydał jej się zimny i obcy. Zapytała, bo nie wiedziała co innego może powiedzieć by rozpocząć wymianę zdań, ściągnąć na siebie choć trochę uwagi. Leżała obok niego, naga, nieco wyczerpana, czując na sobie ciężar kołdry. Rozmowa była wszystkim, czego potrzebowała Abby.
– W porządku. A ty?
– Straciłam pracę – odpowiedziała, i przed oczami przebiegły jej wszystkie wydarzenia poprzedniego miesiąca. Przypomniało jej się, jak rozcięła sobie palec krojąc wielki, tłusty schab; jak rana krwawiła i nie chciała goić się przez ciągłą pracę, aż w końcu wdało się zakażenie i palec stał się siny, gorący i napuchnięty i zaczęła w nim zbierać się śmierdząca ropa. Pamiętała też dobrze jegomościa w brązowym deklu, który obserwował ją bacznie, kiedy pakowała dla niego potężny udziec świński. Był stałym klientem i zamawiał dużo mięs każdego tygodnia; zapewne był to właściciel któregoś z okolicznych szynków. Potem nadeszło wspomnienie pana Forside, który zawsze wpadał do sklepu w środy. Tym razem był zły, spojrzał na Abby i jej dłonie układające towar za szybą lodówki. Zadrżała przed jego surowym wzrokiem. Pan Forside dyszał z wściekłości tak, że jego gęsty, wypielęgnowany wąs uginał się pod naporem powietrza uchodzącego z nozdrzy. Abby zawsze była taka słaba i bojaźliwa.
– Jak to się stało? – zapytał Jack.
Ale ona milczała.
Poczuła na szyi rozpalony oddech nasycony alkoholem, gorącą dłoń na piersiach, brzuchu, udach, poczuła przylegające do niej ciało mężczyzny. Ten dotyk ją parzył; nie chciała go. Było jej trudno.
3
Yhy.
No właśnie. Zatkało mnie - to jest miniatura? Ja tu widzę fragment z potencjałem, a nie miniaturę! I do tego ostatnie zdanie - bleeee.
Dobrze napisane. Minimalna ilość dialogów zacieśnia i tak duszną atmosferę. W kilka zdań zbudowałeś scenę łóżkową - to przed i to po "wszystkim". Wyszło zgrabnie. Retrospekcja ciekawa, niedopowiedziana, ale wymowna. Też tutaj pasuje. Całość jako fragment podoba mi się - zdecydowanie - rozwiń to w coś większego. Jako miniatura, to tragedyja. Wybierz, co lepsze
No właśnie. Zatkało mnie - to jest miniatura? Ja tu widzę fragment z potencjałem, a nie miniaturę! I do tego ostatnie zdanie - bleeee.
Dobrze napisane. Minimalna ilość dialogów zacieśnia i tak duszną atmosferę. W kilka zdań zbudowałeś scenę łóżkową - to przed i to po "wszystkim". Wyszło zgrabnie. Retrospekcja ciekawa, niedopowiedziana, ale wymowna. Też tutaj pasuje. Całość jako fragment podoba mi się - zdecydowanie - rozwiń to w coś większego. Jako miniatura, to tragedyja. Wybierz, co lepsze

„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
4
Pamiętała też dobrze jegomościa w brązowym deklu, który obserwował ją bacznie, kiedy pakowała dla niego potężny udziec świński.
Niepotrzebne. Czytelnik dopowie sobie to sam.
Pan Forside dyszał z wściekłości tak, że jego gęsty, wypielęgnowany wąs uginał się pod naporem powietrza uchodzącego z nozdrzy.
Nie spodobało mi się to określenie. Nie potrafię sobie wyobrazić uginającego się wąsa.
O tekście. Spodobał mi się bardzo. Długo nie wiedziałem co napisać. Lubię nieoczywistości, sprawia mi przyjemność doszukiwanie się ukrytych znaczeń. Twoja miniaturka dostarczyła mi właśnie takich wrażeń. Szczególnie co najmniej dwuznaczny tytuł.
Dobry tekst.
6
Jak dla mnie, to mógłby być zarys sceny do filmu, którego scenariusz byłby oparty na krótkich historiach z życia przypadkowych ludzi, które w ostatnim momencie połączą się w jedną całość:)
Duży plus za dialog, który w swej skromności jest bardzo wymowny.
Duży plus za dialog, który w swej skromności jest bardzo wymowny.
"Tylko dwie rzeczy są nieskończone: Wszechświat i ludzka głupota. Chociaż, co do tego pierwszego mam pewne wątpliwości."
Einstein.
Einstein.
8
Mam to samo pytanie co kolega wyżej, o czym to jest? Jakie znaczenie ma mięso układane przez kobietę albo rozzłoszczony pan Forside? Można się domyślać, dorabiać swoje znaczenia, trochę strzelać, ale trudno odczytać myśli autora, tak więc - możemy prosić o małe wytłumaczenie dla ludu prostego? 
