W sieci

1
Z racji tego, że opowiadanie miało(ale coś się nie udało...) być na konkurs o temacie "przesłanie do młodzieży" ostrzegam - miniaturka ma pewne cechy moralizatorskiej historyjki. Stężenie co prawda nie groźne, lecz w pewnej ilości jest.



W sieci






Każda historia ma początek i koniec. Ta zaczęła się niewinnie, na szkolnym korytarzu, gdzie prowadziłem interesującą konwersację na temat postępów XXI wieku. Mogłem zacząć coś podejrzewać, bo tak miły dzień, zaczęty od kawy i odpytywania uczniów, po czym wstawiania chwalebnych ocen, z których najwyższą była trójka, musi skończyć się tragicznie. Jednak jak mogłem w spokoju analizować te zjawiska, gdy moje myśli skupiały się na nowej pani pedagog i jej zgrabnym… czole.

- Paweł. Hej ho, Paweł.

- Mówiłeś coś? – zapytałem nieprzytomnie, odwracając wzrok od nauczycielki matematyki, która niebezpiecznie oddalała się w stronę toalety, spoza zasięgu moich oczu.

- Tak. Pytałem się, czy uważasz za bezpieczne udostępnianie Internetu dzieciakom takim jak te – mój przyjaciel wskazał dyskretnie na chichoczącą grupkę szóstoklasistek, spoglądających w naszą stronę.

- A dlaczego miałyby nie zapoznawać się z nowoczesną techniką rzeczywistości? A to, że mają gorsze oceny to, no cóż, nie nasz problem. W końcu od czegoś są rodzice.

- Ty naprawdę mnie nie słuchałeś – mruknął zawiedzony Kuba.

Musiał nieźle się produkować na temat tego całego Internetu, w końcu jest informatykiem.

- Zacznijmy od początku – westchnął z bólem.

Będę miał wyrzuty sumienia, pomyślałem z rozpaczą i tym razem słuchałem uważnie słów zafascynowanego mężczyzny. Według niego komputer jest jak pajęczyna. Łapie ofiary, które są na tyle bezmyślne, by zbliżać się do niej aż tak blisko. Ludzi, którzy nie zostali poinformowani o jej potędze. Potem zostaje już tylko czekać. Wreszcie zza różnych plików wyłania się Internet, nasz potencjalny pająk. Tylko nieliczne osoby zdołały wyplątać się z pułapki. Reszta zatraciła się w odmętach dysku twardego. Odkrywali tajemnice sieci, a pająk tylko na to czekał. Uśpił czujność swoich ofiar, więc teraz przyszedł czas na pokazanie im prawdziwego oblicza Internetu, co wiązało się z nieprzyjemnymi wypadkami lub skrzywioną psychiką do końca życia. I wszystko sprowadzało się do głównego tematu – biednych, nieuświadomionych nastolatków.

- Aha – zdołałem wydukać. – Rozumiem, że fanatyzm się szerzy?

- Znów nie słuchałeś?! – wydarł się Kuba, patrząc na mnie tak zbolałym wzrokiem, jakbym skrzywdził co najmniej pięć jego ukochanych komputerów.

- Nie, oczywiście, że uważałem. Za kogo ty mnie masz?

Mój przyjaciel obrzucił mnie taksującym spojrzeniem.

- Na pewno chcesz znać odpowiedź? – upewnił się, na wszelki wypadek oddalając się ode mnie o kilka metrów.

- Nie ma to jak mieć poparcie wśród znajomych – wymamrotałem.

- Nie ma to jak mieć słuchających znajomych.

- Poszukaj sobie masochistę, może cię wysłucha – zaproponowałem.

- Przestań mnie denerwować, bo naprawdę… - zagroził mężczyzna, a ja starałem się nie wybuchnąć śmiechem.

Miałem zamiar zakończyć tę głupią kłótnię, lecz uprzedził mnie dzwonek, zapowiadający koniec lekcji na dzisiaj.

- No, to do zobaczenia jutro, stary – pożegnałem się przyjacielsko, szczerząc zęby w niewinnym uśmiechu.

- Jasne – prychnął Kuba. – Na urodziny kupię ci kalendarz, głąbie jeden. Jest piątek.

Zamurowało mnie na chwilę. Już weekend?

- Wiedziałem, że to będzie udany dzień.

- Ta, a czy za godzinę nie przywożą ci komputer do domu? – zapytał informatyk, marszcząc znacząco brwi.

- Jesteś wielki, zawsze to powtarzałem. Łeb jak sklep, a pamięć jeszcze lepsza – zawołałem do niego przez ramię, pędząc do samochodu.

To dlatego od rana jestem taki wesoły. Wreszcie będę miał w domu własnego laptopa, a na dokładkę Internet! Wiedziałem. Coś biło, ale nie w tym kościele.
*
- Dobra. Zatem tu jest spacja – zacząłem mruczeć, oglądając pospiesznie grubą instrukcję obsługi, która mogła spokojnie upodobnić się do książki telefonicznej. – To coś w rogu jest niejakim Shiftem.

Byłem z siebie dumny, w niecałe pół godziny udało mi się włączyć komputer i nauczyć podstaw jego używania. Czułem, że osiągnąłem szczyt swoich możliwości. Oczy zaczęły szczypać, a do tego przedmioty zaczęły mi się rozmazywać.

- Czas spać – powiedziałem sam do siebie.

Zwlokłem się z krzesła i niemrawo zacząłem iść w stronę łazienki. To teraz tylko gorąca kąpiel i łóżko. Spać!

W wannie rozważałem słowa mojego przyjaciela. Kuba, fanatyk informatyczny, uwielbiający uczyć i uważający, że każdy dzień w szkole to istny dar. Od kilkunastu lat próbował wbić uczniom do głowy tezę, iż Internet to jedna wielka pułapka dla takich małych dzieci jak oni. Tym samym został ochrzczony imieniem „Komputerowa mamka świr”.

Zawsze byłem ciekaw, co jest w środku tej całe sieci. System dowodzenia? Czysta technika? Dane zapisane w wielkiej pamięci Internetu? A może zielone ufoludki, które planują podbić Ziemię, tak jak inne planety w rozległym wszechświecie?

Właśnie wtedy przyszedł mi do głowy ten chory pomysł. Może gdybym tyle nie myślał, nigdy nie przyznałbym racji mojemu przyjacielowi i nadal nie miał oporów przed korzystaniem z komputera?

- Kurczę, chciałbym chociaż na jeden dzień znaleźć się w sieci i odkryć, co tak naprawdę nią steruje. Naukowcy, głupi uczeni, twierdzący, że ta technika i człowiek do siebie pasują. Jak można, u licha, w to wierzyć? Wystarczy posłuchać wiadomości lub przejrzeć poranną gazetę. Szczęście, tylko tyle pozwoliło nam przeżyć. Dinozaury pewnie się w grobie przewracają. Homo sapiens? Homo sapiens non intellectum, jeśli już.

Tylko skąd miałem wiedzieć, że moje głupie życzenie zostanie wysłuchane?
*
To było chore. Jak chory był świat, wzdłuż i wszerz, to było chyba najgorsze, czego doznałem w mym – mówiąc szczerze – niedługim życiu.

Koło mnie przemknął plik o kontrowersyjnej nazwie „goła.ania”. Nawet nie próbowałem zrozumieć, co się wokół dzieje. Irracjonalna prawda, niemożliwa do objęcia ją umysłem.

Zniknął pokój, w którym spałem, nowy komputer, jeszcze niedawno zakupiony i szafki z książkami. Nie było tu żadnych rzeczy z mieszkania, nawet okna z widokiem na całkiem przyjemny ogród. Obecnie obserwowałem niebieskie dane w postaci ludzików przypominających te z klocków lego. Strony WWW pojawiały się jako małe obrazki z pocztówek. Za to pliki były zamkniętą kopertą, zapieczętowaną dużym adresem, z którego zostały ściągnięte. Z przerażeniem odkryłem, że nie ma nawet podłogi. W ogóle, żadnego podłoża. Na niczym nie stałem, czułem się jakbym leciał, a każdy krok wydawał mi się stąpaniem po rozmoczonej wacie.

- Internet. Jestem w Internecie! – wykrzyknąłem skołowany. – Nie. Zwariowałem? Pomyślmy logicznie… Położyłem się spać. Sen? Czuję głód, mam możliwość analizowania i – uszczypnąłem się w ramię -, ała, nie jestem odporny na ból. Halucynacje? Też nie. Za dużo komputera? I wykładów Kuby?

To wszystko mnie przerosło. Skoro nie mogłem wymyślić, co się ze mną dzieje, to był czas najwyższy na zwiady. Nie zaszkodzi, skoro utknąłem w tej… dziwnej, nierealnej sytuacji.

Pomknąłem w stronę najbliższego korytarza, z którego wylatywało najwięcej plików. Opatrzony był ostrzeżeniem: „Jeśli nie skończyłeś…”, dalej niestety nie doczytałem, ponieważ bezlitośnie poleciałem dalej. Jest tu jakiś hamulec? Wsteczny?

Nigdy później nie mogłem bez obrzydzenia spojrzeć na moje uczennice, szóstoklasistki. Niektóre uważałem za naprawdę inteligentne. Trzy z nich zawsze siedziały cicho i były uosobieniem wszelkich cnót. Cóż, a przynajmniej tak mi się zdawało.

Na czacie o nazwie „Tryska…” byli wszyscy z klasy szóstej b i połowa piątej. Nie miałem wątpliwości, że Emila Radziecka to ta sama dziewczyna, która jest w szkolnym samorządzie. A Darek Kowalski jeszcze wczoraj poprawiał kartkówkę! Rozmowa była prywatna, lecz dla mnie, niejakiego wirusa sieciowego, nie było problemu dostać się do archiwum czatu.



Ania Kalisza napisał(a):

Mówię ci, on poszedł za Majewską do kibla i…

Darek Kowalski napisał(a):

Ta, widziałaś?

Ema Radziecka napisał(a):

Pewnie sama w tym uczestniczyła xD

Ania Kalisza napisał(a):

Powiedziała ta, co sama.

Kasia Balik napisał(a):

Spokój, bez wyzwisk, proszę.






Gwałtownie przerwałem lekturę. Zupełnie wystarczyło mi to, co przeczytałem po wypowiedzi Balik. I ona ma wzorowe na semestr!

Ja chcę stąd wyjść, jęknąłem w myślach. Z całych sił powstrzymywałem się od zatrzymywania wzroku na jednym punkcie. Takich rozmów jak ten było kilkanaście, a pewnie połowa osób udzielających się tam, nie jest pełnoletnia. Ba, przecież czat uczniów z mojej szkoły, których znam i nawet lubię, jest pełna nieodpowiednich słów dla ich wieku. Cały ten folder, serwer czy coś, jest dozwolone od osiemnastu lat i w górę! Dlaczego tu są? Kto im pozwolił? Od jak dawna urządzają takie… spotkania?



Z życzeniami trzeba ostrożnie, roześmiała się złośliwie moja podświadomość.

2
Ocenię w paru podpunktach, bo tak będzie najwygodniej:



a.) opis Internetu "od środka" - bez klimatu i typowy; kiedy przychodzi do opisywania tego typu przestrzeni, najczęściiej dominuje kolor niebieski, te wszystkie ikonki, dziwny wymiar itp. nie pokazałaś (eś? :) ) tutaj nic ciekawego, a szkoda bo pole do popisu było spore - miejsce na jakieś ciekawe pomysły, puszczenie wodzy wyobraźni, zbudowanie atmosfery;



b.) w dużej mierze nierealistyczne:

- zachowanie bohatera w Internecie - strasznie na luzie to przyjął, zaczął przejmować się tym, co gadają jakieś dzieciaki, a nie tym, że siedzi w środku wirtualnej rzeczywistości; poza tym... naprawdę był takim naiwniakiem, że widział dzieciaki, które uczy jako takie, jakie prezentują się one na lekcji? Że skoro X jest wzorowa to w życiu nie przeklnie? Dziwne to, na codzień nauczyciele są bardzo podejrzliwi wobec uczniów i zdają sobie sprawę, że wszystko jest grą;

- rozmowa dzieciaków... skoro jest stylizowana na czatową pogaduchę (emoty choćby) to czemu są wielkie litery, interpunkcja itp.? Szóstoklasiści tak dbają o poprawny język? I gdzie te bluzgi, o których mówi bohater? Co jest złego w najgrzeczniejszej wypowiedzi Balik, którą bohater tak przeżywa?;

- jak on właściwie dostał się do tego Internetu? Wiem, że jako czytelnicy nie musimy dostawać odpowiedzi, jednak strasznie to takie "znienacka" i bez żadnego budowania klimatu, czy czegokolwiek. Nie ma go w Internecie, jest w Internecie - mocno nienaturalne;

- rozmowa Pawła z Kubą też taka plastikowa; nie brzmi; musisz poćwiczyć dialogi, aby brzmiały one jak najswobodniej. Tutaj nie widzę prawdziwej rozmowy na szkolnym korytarzu, tylko bardziej dwóch nierozgarniętych aktorów podczas próby spektaklu;



c.) nie rozumiem przesłania tekstu, nawet tego moralizatorskiego; co ma właściwie ten Internet do zachowania dziaciaków? Przecież tak samo zachowują się w rzeczywistości, kiedy nauczyciele nie patrzą, te rzeczy w łazienkach też się same nie robią. Internet to tutaj najzwyklejsze narzędzie, żeby pogadać o tym, co robili w rzeczywistości. Nie widzę tutaj w ogóle tej złej strony wirtualnej rzeczywistości;



d.) drobne uwagi:


gdy moje myśli skupiały się na nowej pani pedagog i jej zgrabnym… czole.

- Paweł. Hej ho, Paweł.

- Mówiłeś coś? – zapytałem nieprzytomnie, odwracając wzrok od nauczycielki matematyki, która niebezpiecznie oddalała się w stronę toalety
Pedagog czy matematyczka? ;)



- skoro to jest w Internecie, to czemu dzieciaki nie mają nicków? Napewno nie pojawiałyby się pod swoimi imionami i nazwiskami.



To chyba tyle uwag. Ogólnie tekst nieciekawy i naciągany, mimo że napisany przystępnym językiem - dzięki temu doczytałem do końca.



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

3
Mogłem zacząć coś podejrzewać, bo tak miły dzień, zaczęty od kawy i odpytywania uczniów, po czym wstawiania chwalebnych ocen, z których najwyższą była trójka, musi skończyć się tragicznie.


Powtórzenie.

Zdanie jest zdecydowanie za długie i zbyt złożone. Przekazujesz w nim zbyt wiele informacji: ocena trójka, kawa, miły dzień, koniec dnia, tragiczność, odpytywanie uczniów...


- Mówiłeś coś? – zapytałem nieprzytomnie, odwracając wzrok od nauczycielki matematyki, która niebezpiecznie oddalała się w stronę toalety, spoza zasięgu moich oczu.
Chyba: poza zasięg moich oczu


Od kilkunastu lat próbował wbić uczniom do głowy tezę, iż Internet to jedna wielka pułapka dla takich małych dzieci jak oni.


jak one...


Koło mnie przemknął plik o kontrowersyjnej nazwie „goła.ania”.


W tekście taki zwrot brzmi równie dobrze jak "szprycha mnie" :)



Obok mnie...


byli wszyscy z klasy szóstej b i połowa piątej.
"b"



O tekście: diabelnie oryginalny pomysł z wielkim potencjałem. Praktycznie, nieograniczony jak sam internet. Rozumiem, że opowiadanko na konkurs miało wytyczone ramy i sądzę, że jest przez to dobre - mimo ograniczeń. Zdecydowanie kuleje interpunkcja, a dokładnie przecinki. Kilka zgrzytów nie wpływa na odbiór tekstu. Ciekawa jest też rozmowa bohatera z informatykiem - kilka narracyjnych odnośników skutecznie ją urozmaica i czyni naturalną.



O stylu: Narracja jest plastyczna, zwięzła i miła w odbiorze. Nie zabijasz setką niepotrzebnych informacji i nie przynudzasz długimi opisami. W zasadzie, nie ma tam opisów szkoły, co jest dużym plusem, umiejętne wycięcie tła przez nakreślenie jedynie sytuacji to zabieg niebezpieczny, ale tobie się udał, przez co tekst nabiera na przekazie. Tekst jest średni - ale to za sprawą "sterylności wykonawczej" narzuconej przez ramy.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron