ROZDZIAŁ PIERWSZY
Loup-Garou
Późny wieczór, blask okrągłego, pełnego księżyca opiewającego ziemię, był jednym z najlepszych widoków, które można było ujrzeć dziś i chodź nie było dużego ruchu jak na lato to, co jakiś czas dało się usłyszeć krzyki i dźwięki samochodów. Na placu Wolności w Poninie, co chwilę przemykali różni ludzie, wśród nich była kobieta wysoka brunetka o smukłej twarzy i ciemnej karnacji. Ubrana była w ciemny komplet spodni i bluzeczkę granatową. Co chwilę oglądała się, była lekko przestraszona i szła dość szybkim krokiem, zakręciła w prawo obok baru mlecznego, a tam weszła w wąską uliczkę prowadzącą do bloków i tylnego wejścia do baru, a za nią mężczyzna zakapturzony, lekko zgarbiony, gdy kobieta zakręciła za barem przyśpieszył swój marsz. Wszedł w uliczkę, ale nikogo tam nie znalazł, szukał wzrokiem po wejściach i zakamarkach. Po prawej stronie zauważył kontener a za nim wystawał kawałek buta. Chcąc to sprawdzić zaszedł za kontener i ku jego oczekiwaniu to była kobieta, skulona na kolanach trzymała torebkę i drżała chodź było ciepło, bała się podnieść głowy, ale jak widać odwaga i ciekawość zwyciężyła. Spojrzała na twarz napastnika i chodź była ona ukryta pod kapturem to ujrzała jej zarysy. Chciała krzyczeć, lecz ręka napastnika była szybsza i przytknął jej ją do buzi, był dość silny. Drugą ręką wyciągnął zza paska pistolet i po cichu powiedział:
-Jeden pisk i koniec z tobą!
Kobieta skinęła głową. A mężczyzna zabrał rękę i po chwili powiedział:
-Torebka!
Brunetka powolnym ruchem ręki podała ją, zaś drugą trzymała z tyłu.
-Szybciej. Wstań, co tam masz z tyłu?!- Powiedział piskliwym głosem.
Bandyta łapiąc ją za ramiona podniósł, a gdy to zrobił z jej ręki wypadła torebka a z drugiej telefon.
Napastnik szybko się schylił i podniósł go, a na wyświetlaczu zobaczył:
Łączenie z numerem 112
Szybko anulował i znowu powiedział:
-Ty szmato myślałaś, że mnie wykiwasz!- Uderzył ją z otwartej dłoni, kobieta przekrzywiła się i złapała za prawy policzek, który automatycznie zrobił się bordowy.
Mężczyzna zaczął szperać w torebce, wcześniej chowając telefon do kieszeni. W torebce znalazł portfel, a w nim 500zł, które także schował do kieszeni tyle, że drugiej, resztę wyrzucił na chodnik, wyleciała: szminka, chusteczki tusz do rzęs i lusterko, które w kontakcie z twardą powierzchnią roztrzaskało się i w tej właśnie chwili rozległ się głos z tyłu:
-Chyba wiesz, że zbicie szkła oznacza pecha!- Był to bardzo twardy i ochrypły głos.
W tym momencie głowy bandyty i młodej kobiety skierowały się w stronę głosu. Stał tam mężczyzna jakieś metr osiemdziesiąt pięć, dobrze zbudowany, ale w cieniu i nic więcej nie można było o nim powiedzieć.
-Co ty piszczysz?- Rzekł oburzony mężczyzna i wycelował w niego, po czym strzelił.
W tym samym czasie nieznajomy odskoczył na ścianę, na której zawisł, następny strzał mężczyzna odbił się o niej, kula zrobiła głębokie wgłębienie, śmierdziało siarką. Nieznajomy wyglądał jak bestia był cały w sierści, która zostawała w niektórych miejscach na przykład takich jak: ściana. Kobieta stała w bezruchu, czułą się jak w jakimś filmie akcji z powiązaniem horroru. Nieznajomy mężczyzna wyskoczył na wysokość koło dwóch metrów i stanął tuż przed bandytą, jego ruchy były rytmiczne i zgrane. Teraz był bardzo szybki ruch głową, tak mocny, że zakapturzony mężczyzna zalał się krwią wywalając do tyłu. A do kobiety wskazał ręką by podeszła, wyciągnął telefon oraz pieniądze i podał jej własność. Brunetka chwilę popatrzyła się na „bestię” jak by szukała jakieś przesuwki czy to nie kostium a że nie znalazła odwróciła się złapała swoją torebkę, zebrała swoje rzeczy, po czym uciekła.
*
W komendzie głównej w Poninie komisarz szybko założył kurtkę, wziął klucze i wybiegł na dwór, do swojego samochodu. Komisarz Marek przejechał obok Lombardu, przy salonie Orange zwolnił i tuż za barem zakręcił stając na chodniku przed zaułkiem. Wyszedł na dwór było ciepło, ale wiał lekki wiatr. Skierował się do miejsca gdzie żółta taśma policyjna opasywała miejsce tuż od wejścia aż za kontener. W środku stało już Trzech funkcjonariuszy, którzy bacznie przeszukiwali miejsce w celu odnalezienia i zabezpieczenia jakichś pomocy śledczych, ale jak widać słabo im to wychodziło. Marek nie zdążył jeszcze zrobić kroku a z tyłu doszedł do niego czyjś krzyk:
-Proszę się nie ruszać a reszta opuścić miejsce zbrodni.
Mundurowi wyszli z terenu oznakowanego taśmą.
-Teraz tą sprawą my się zajmiemy, to do nas był ten telefon. Mam nadzieje, że nie zniszczyliście tajnych dowodów.- Mężczyzna zakładał białe rękawiczki.- I pewnie zostawiliście kupę odcisków. Podejdźcie do mojego samochodu Citroena, tam na was czeka kolega, by zebrać od was odciski, aby następnie wyeliminować je z miejsca zbrodni.
Inspektor Fiedling przeszedł przez żółtą taśmę i skierował się do kontenera. Aura nocy nie pomagała w tej sytuacji, ale było jasno i jeszcze te lampy-reflektory prawie jak za dnia. Fiedling podszedł do ściany gdzie była dziura a tuż za nim szedł Tolibar jego zastępca bacznie przyglądał się.
-Dziwne, po co ktoś strzelał tak wysoko? Chyba, że nie był orłem w tej dziedzinie.- Te słowa wzbudziły ironiczny uśmiech na twarzy Tolibara.
-Panie inspektorze, ale tu są śladu butów, jak by ktoś tu stał!
-Co za głupoty opowiadasz, jak można stać na pionowej powierzchni.
-Fiedling zniżył wzrok i ujrzał lekkie zabrudzenia od butów, rzeczywiście, masz rację! A kto do nas dzwonił?
-Zlokalizowaliśmy ją, jest to młoda uczennica liceum Beata Drabik.
-To, na co jeszcze czekasz, wezwać tu ją, a niech ktoś przyniesie lampę luminescencyjną.
-Już idę!- Powiedział Tolibar i szybkim krokiem skierował się do wyjścia, po chwili znikł za murami bloków.
*
Na drugim piętrze rozległ się dzwonek. Młoda kobieta ledwo zeszła z łóżka, niewyspana podeszła do drzwi i spojrzała przez „szpiega” ujrzała w nim dwóch mężczyzn w czarnych garniturach. Otworzyła drzwi i jeden z nich wyciągnął zza marynarki odznakę, po czym powiedział:
-Pani Beata Drabik. To pani chciała się dodzwonić na numer 112, zgadza się?
-Tak, a przepraszam, o co chodzi?
-Jest pani potrzebna jako naoczny świadek zdarzenia, morderstwa muszę panią zaprowadzić do inspektora Fiedlinga, który aktualnie znajduje się na miejscu zbrodni.
-Panowie może wejdą, a ja szybko się przebiorę.
-W porządku tylko proszę się pośpieszyć.
*
Inspektor ustawił lampę luminescencyjną, czyli źródło światła z łukiem elektrycznym, które emituje energię świetlna 450 nanometrów na fali o szerokości pasma 20 nanometrów. Dzięki temu zabezpieczonemu plastikową osłoną żeby nie przenieść żadnych odcisków i dowodów, ale właśnie dzięki temu urządzeniu można wykryć wszystkie dowody nie widoczne gołym okiem takich jak: krew, odciski, narkotyki, płyny ustrojowe itp.
Fiedling założył żółte okulary, po czym włączył maszynę. Tam gdzie skierował światło, to miejsce zdawało się być jak by kosmosem, na którym widniały niczym gwiazdy, niebieskie włosy krótkie jak sierść. Odcisków też było całkiem sporo, ale to nie zdziwiło inspektora, ponieważ to miejsce jest powszechnie dostępne dla mieszkańców tego miasta i lokatorów pobliskich bloków. Inspektor szukał dalej, mocny niebieski słup światła skierował na kontener. Obok niego także było dużo sierści i oczywiście ciało mężczyzny, ale na samym kontenerze były jakieś dziwne kreski. Fiedling podszedł bliżej i zaczął je oglądać – były to ślady pazurów a obok był napis:
Loup-Garou
-Co to oznacza?- Pomyślał. Zrobił zdjęcie temu napisowi i oglądał dalej.
*
Dwóch agentów i młoda dziewczyna wjeżdżali na chodnik tuż przy miejscu zabójstwa, na miejscu, które dla Beaty nie kojarzyło się dobrze jeszcze niedawno tej nocy mogła tu zostać okradziona, pobita i nie wiadomo, co jeszcze. Powoli wyszli z auta i skierowali się do żółtych taśm. Przeszli przez nie i jeden z agentów wykrzyknął:
-Wyłącz to! Nie chcę być ślepy na stare lata. Mamy świadka.-Wskazał ręką na kobietę.
Fiedling z wyłączył lampę i idąc do nich ściągnął okulary chroniące przed światłem.
-A, więc była pani podczas morderstwa. Czy uczestniczyła pani w nim?
-Nie! Ten mężczyzna chciał mnie okraść.- Wskazała na ciało leżące obok kontenera.- I pobić.- Obróciła lekko twarz z widocznym siniakiem.
-I, co zabiła go pani?- Na cisnął Fiedling.
-Nie! Gdy mnie uderzył i przetrząsnął moją torebkę pojawił się nieznajomy owłosiony mężczyzna.
-Gdzie?
-Dokładnie tam.- Pokazała wejście, przez które przebiegała żółta taśma.
-I się, co dalej wydarzyło?
-Ten mężczyzna powiedział coś i szedł w naszym kierunku. Jego głos był groźny taki lekki ochrypły i twardy.
-A przypadkiem pani nie pamięta, co on powiedział? To było zaledwie trzy godziny temu.
-Bandyta przetrząsając moją torebkę zbił lusterko.-Kobieta wskazała na kawałki szkła koło kontenera.-Po czym nieznajomy pojawił się i powiedział coś w rodzaju: „zbicie szkła oznacza pecha”.
-Hmm- Agent tylko mruknął pod nosem i szybko zapytał- A czy wie pani, po czym jest ta dziura.- Wskazał na ścianę.
-Tak. Gdy szedł w naszym kierunku, złodziej wyciągnął pistolet i strzelił do niego, on zaś nie potrafię tego wytłumaczyć skoczył na ścianę i siedział przez chwilę na niej, bandyta oddał następny strzał zaś nieznajomy unikając strzału zeskoczył z niej, lądując tuż przed zbirem.
-No i dochodzimy do setna sprawy jak go zabił?
-To było tak gwałtowne, że trudne do opisania, gdy już spadał wychylił się do tyłu i poprzez mocny wymach uderzył go głową.
-I pani jak z tamtą wyszła czy panią też chciał zaatakować?
-Nie zabrał bandycie moje rzeczy, po czym oddał je mi, wzięłam je i uciekłam, byłam przestraszona, nie wiedziałam czy to się dzieje naprawdę.
-Wspominała pani, że ten mężczyzna był cały w sierści.
-Tak miał jej aż tak dużo, że aż gubił, nie pachniał przyjemnie, ale przyglądałam mu się dokładnie czy to przypadkiem nie kostium jakieś przebranie i zaskoczyło mnie to, bo nie znalazłam żadnego suwaka, przesuwki bądź zapinki czy czegoś w tym stylu.
-Czyli pani, że był jak zwierze- w sierści i ta nad ludzka skoczność. Lubi pani komiksy bądź rysuje.
-Nie rysuję, a za oglądaniem ich także nie przepadam.
-Pani historia wydaje się nie prawdopodobna, jak by z koloryzowana.
-Alę mówię prawdę. Nie mam, po co kłamać! Był to dla mnie bohater.- Pomógł mi.
-A czy mówią pani coś słowa Loup-garou?
-Nie, a co to oznacza?
-Jeszcze nie wiem, myślałem, że pani nam to powie!
-Myślę, że jest to w innym języku, przypuszczam, że w francuskim bądź hiszpańskim, ale go w szkole nie mam.
-Gdzie jest Tolibar on dobrze zna język francuski. Zawołajcie go.
*
Tolibar siedział samotnie w samochodzie, był bardzo senny, światła rozstawione w miejscu zbrodni nie docierały do niego. Ogarniał go ciemność! Odsunął szybę by nie usnąć, wilgotne chłodne powietrze wpadało do samochodu orzeźwiając zmęczonego Tolibara. Po chwili ze strony pasażera otworzyły się drzwi i Henryk pochylił się, po czym powiedział:
-Szef chce cię widzieć, podobno znasz dobrze francuski.
-Tak trochę, uczyłem się kiedyś!
Tolibar wyszedł z samochodu, w którym został Henryk. Przyśpieszył kroku, chciał jak najszybciej skończyć tę sprawę i pojechać do domu, odpocząć. Gdy już był przed Fiedlingiem zapytał:
-O, co chodzi?
-Na kontenerze znalazłem napis Loup-garou i nie wiem, co to oznacza czy to po francusku.
-Tak „Loup” oznacza wilk, ale to drugie słowo: „garou” nie wiem, co oznacza, jeszcze się z nim nie spotkałem. A to pewne, że zostało teraz napisane?
-Tak i nie zgadniesz, czym?!- Powiedział z ironią Fiedling.
-Pewnie nożem.
-W tym rzecz, że jak by pazurem.
-Jak to, po co miał by ktoś bawić się w takie rzeczy. Może jeszcze nie wyrósł.-Powiedział jeszcze z większą ironią podśmiewująć się, Tolibar.
-I jeszcze ta kobieta mówi, że był w sierści jak zwierze, przebieraniec jeden, niby wilk.-Bardziej ironicznie powiedział Fiedling jak gdyby się ścigali między sobą, kto bardziej śmiesznie powie.-To jak by, co to zajmij się tym, „garou” co oznacza. Jutro rano musimy wiedzieć, co to oznacza. Najpóźniej! Masz tu laptopa z internetem.
-Nie został w domu.
-To szybko zajmij się tym na razie nie będziesz tu taj potrzebny.
-Dobra, dzięki postaram się.
Tolibar zaczął wracać się do swojego samochodu.
-Czy coś jeszcze ważnego wydarzyło się, o czym pani nie powiedziała?
-Powiedziałam wszystko.
-Ale na wszelki wypadek gdyby pani sobie coś przypomniała, proszę to mój telefon.-Fiedling podał swoją wizytówkę.- I dziękuję może pani jechać do domu, dobranoc.
-Dziękuję dobranoc.-Beata skierowała się do wyjścia, ale po chwili usłyszała:
-A przecież niech pani powie Tolibarowi, pewnie siedzi w swoim Golfie by panią odwiózł, a jeżeli już odjechał to któremuś innemu to obojętne, tak czy tak będziemy się zbierać, dzisiaj już nic nie zrobimy.
Kobieta kontynuowała marsz i gdy doszła do samochodu pochyliła się i powiedziała:
-Może mnie pan odwieźć, szef powiedziałbym do pana przyszła, a i tak za chwilę kończycie, bo Fiedling mówił, że dzisiaj już nic nie zrobicie.
-A tak jasne wsiadaj już miałem jechać do domu, ale dla kolegów to chyba najlepsza informacja, jaką usłyszeli dzisiaj.
Tolibar odpalił silnik i ruszyli.
-Gdzie mieszkasz, bo nie wiem gdzie mam cię odwieźć.-Odparł uśmiechając się do młodej kobiety.
-Mieszkam na Kopernika.
-To niedaleko, a co ci się stało w policzek?
-To ten przeklęty złodziej.
-Takich ludzi trzeba tępić, bić kobietę, niech się postawi równemu sobie, chociaż widać jak się skończyło to spotkanie. Masz na wszelki wypadek to moja wizytówka. Niedawno wyrobiłem, a nie mam już, co z nimi zrobić, myślałem, że się przyda.
-Dziękuję. O to tutaj!
Samochód się zatrzymał i na zewnątrz wyszła kobieta, po czym skierowała się do bloków, za którymi znikła. Wszyscy rozjechali się do domów, wcześniej zabezpieczając miejsce i chowając swoje sprzęty.
ROZDZIAŁ DRUGI
Sagittarius Serpentarius
Noc jeszcze się nie skończyła było koło godziny drugiej. Nieznajomy owłosiony człowiek biegał wśród wąskich uliczek, łuszczył się i zostawiał za sobą śladowe ilości sierści, miotał się po ścianach być może z bólu, zrywał z siebie złuszczoną warstwę skóry wraz z kawałkami sierści, było to wręcz obrzydliwe, nikomu nie pozazdrościć takiego widoku. Widza mógłby przeszyć także strach przed bestią tego pokroju. Mężczyzna próbował panować nad sobą, spojrzał przed siebie na stojący domek, był on nie duży, jak by opuszczony. Podszedł do niego, swoimi pazurami chwycił za klamkę i przechylił ją do dołu. Drzwi były zamknięte. Wilkołak tak tylko można było nazwać stworzenie o takim zachowaniu i wyglądzie półczłowieka, półzwierzęcia, człowiek zmieniający się w straszliwą bestie zwaną właśnie wilkołakiem, wziął duży zamach i uderzył w drzwi w miejsce dziurki zwanej „szpiegiem” w drzwiach była teraz duża dziura wielkości głowy. Nieznajomy otworzył zamek a następnie drzwi. W domu nikogo nie było, wszędzie pajęczyny i porozwalane rzeczy, jak by ktoś się z pośpiechem wynosił, pakował, meble po otwierane pulki po przewracane, panował chaos i bałagan. W rogu stało łóżko mężczyzna położył się, chcąc usnąć, ale coś mu nie pozwalało, ciągle drapał się ściągając z siebie złuszczone kawałki skóry z wraz przylegającymi „wysepkami” sierści. Szybko przechylił głowę jak by coś usłyszał, ale było zupełnie cicho, czyżby jego słuch był aż tak ostry, aby słyszeć więcej niż normalny człowiek? Wstał i skierował się ku wyjścia, szubki skok i był już na jednej ze ścian budynku wspiął się dość wysoko, aby widzieć okolice i móc jak najdokładniej usłyszeć wszystko. Dobrze wsłuchując się, skręcił w prawo i tam zobaczył budynek z szyldem Jubiler w jednym z okien szyba była rozbita, przez co rozbrzmiewał się sygnał alarmowy, co dziwne nikt nie reagował jak by nikt tego nie słyszał. Te stworzenie jest wręcz doskonałe, usłyszeć coś, czego inni nie słyszą i te ruchy, skoki ta gimnastyczność tego zwykły człowiek nie potrafi. Gdy był już przy sklepie z rozbitą szybą w środku zamaskowany mężczyzna kominiarką ubrany bardzo elegancko w garnitur pakował wszystko do worka. Ściągał wszystko z półek przeróżne drogocenne naszyjniki, pierścionki i wyroby tego typu, co oznaczało, jakąkolwiek wartość. Wilkołak szedł powoli w stronę bandyty jak by chciał go przestraszyć można powiedzieć nawet się skradał, złodziej wyglądał na przestraszonego zachowywał się na amatora w tym fachu i rozglądał się by nikt go nie zobaczył i aż go zatkało, pierwsza jego reakcja to strach przestraszył się istoty, „włochaty mężczyzna”, ale po chwili z lekką ironią powiedział jak by wcale nie był zdziwiony wyglądem istoty:
-Ty, czego tu! Fajny strój, ale łupami się nie dzielę.
-Ja nie po łupy, ale odłóż to i odejdź stąd!- Odpowiedział warcząc.
-A to niby, dla czego? Zrobię, co zechcę!- Wykrzyknął mężczyzna sięgając za marynarkę.
Wilkołak rzucił się w jego kierunku i prawą łapą przejechał po jego lewej ramieniu, barku zaś lewą ściągnął kominiarkę, ale przeciwnik był sprytny w tym samym czasie wyciągnął zza marynarki broń i wystrzelił, pocisk przeleciał przez ciało mężczyzny i odbił się od kulo odpornej szyby. Mężczyzna automatycznie wyłożył się na ziemi zaś bandyta zebrał z ziemi kominiarkę wziął worek z tym, co zdążył zapakować do niego i uciekł. Po kilku minutach włochaty mężczyzna się ocknął wstał, krew leciała dość mocno, ale jeszcze miał dość siły, podszedł do kasy z pobliskiego biurka ściągnął obrus i zacisnął tuż przed raną i na niej tak, aby opanować krwawienie, zbyt duży ubytek krwi może doprowadzić do śmierci. Obok kasy leżał flamaster podjął go i próbował nim coś napisać na podłodze, ale okazało się, że jest on wyczerpany, więc ten wyczerpany flamaster zaczął przykładać do kałuży krwi znajdującej się na podłodze w miejscu, którym leżał, wyglądało to jak by pisał piórem, co chwile maczając je w atramencie, którym tutaj była kałuża krwi.
*
Policja już była przy jubilerskim sklepie. Henryk wraz ze swoim kolegą skierowali się do budynku, w rękach mieli przygotowane bronie, szli do budynku szybko, ale bardzo ostrożnie obaj schyleni z oczyma na celownikach, nie wiedzieli, na co mogą być przygotowani spoglądali jeden po jednej stronie drugi po drugiej wypatrują złowrogich osób bądź nie przyjaznych ruchów. Gdy weszli do środka zobaczyli wielką plamę krwi na posadzce, była jeszcze świeża bez żadnych zakrzepów, rozglądali się dokładnie, ale ofiary nie znaleźli.
-Co to ma znaczyć, gdzie jest osoba, do której należy ta krew przecież nie mogła sobie nigdzie pójść. Tracąc tyle krwi mogła się wykrwawić.
-Też chciałbym to wiedzieć.-Odpowiedział Henryk z lekką złością.
-Nam to się zawsze trafi sprawa o największym zagmatwaniu.
-Ta, jedzie wsparcie.
Przed budynkiem pojawił się Wolskvagen Golf, a z niego wyszedł Tolibar wyciągnął broń i dołączył do dwóch policjantów.
-Nikogo tu nie ma możecie opuścić i schować pistolety-Powiedział Henryk.-A ty, co miałeś jechać do domu.-Skinął na Tolibara.
-Tak, ale wiesz jak jest nawet cię z łazienki zerwą, ich nie obchodzi, co robisz, masz być to masz być, a wiesz, jaki jest Fiedling.
-Nie znam go długo, ale od tego czasu, gdy przyszliście do naszego biura to trochę się przekonałem.
Drugi policjant tylko spoglądał raz na Henryk a raz na Tolibara jak by nie wiedział, o co chodzi.
-Weź próbkę krwi do analizy.-Powiedział Tolibar.- Będzie to chyba najlepsze poszlaka.
-Już się robi.- Odpowiedział żywo Henryk.
-A, możesz skoczyć do mojego samochodu, tam w bagażniku jest lampa luminescencyjna może być potrzebna, w końcu to robota złodzieja a skoro kradzież to i odciski palców.
-Jest, otwarty?- Zapytał bez życia Tomek.
-Tak tylko szybko Z życiem, bo czeka nas wigilia z takimi ruchami!
-Co z próbką, jak chcesz mogę ją jutro zanieść do badania.- Powiedział Henryk pobierają krew z podłogi.
W raz z przyjazdem Tolibara pojawiła się werwa do pracy, każdy dostał przydział, co ma zrobić. Wszystko się bardziej się ożywiło. Policjanci nie byli tak wcześniej ospali i leniwi, współpracując z detektywem szło im lepiej.
*
Dla nie znajomego mężczyzny ostatnie minuty potoczyły się bardzo szybko, były porównywalne z sekundami można nazwać to wyścigiem z czasem. Na mazał jakieś wyrazy na podłodze i wyszedł jak najszybciej. Zaszedł za budynek i z stamtąd skierował się zawiłymi uliczkami do drewnianego domu. To było bardzo dziwne jego rana zrastała się w przyśpieszonym tempie, chodź czas szedł do przodu normalnie. Gdy był w domu czuł się znacznie lepiej sierść, która mu odpadała nie pojawiała się powtórnie, lecz była normalna skóra. Mężczyzna położył się na łóżku i udało mu się zasnąć.
*
Tolibar już przyniósł lampę, trzej mężczyźni założyli okulary i lampa została włączona po raz drugi tej nocy emitując tzw. Czarne światło. Automatycznie na podłodze zaiskrzyły się małe kawałki włosów, były prawie wszędzie a najwięcej w okolicy plamy krwi, która jaśniała jak słońce, zaś dalej był napis z krwi aż się jarzył:
Sagittarius Serpentarius
-Co to oznacza?- Zapytał cicho Henryk.
Ale poniżej był jeszcze jeden napis:
Żółw
A w około pełno włosów. Tolibar wyciągnął aparat i zrobił zdjęcie temu dziwnemu napisowi. Oglądał wszelkie zakamarki w budynku, ale niczego więcej nie znalazł. Henryk podszedł do napisu i zaczął rozmyślać nad jego sensem. Po kilku minutach do niego dołączyli inni, ale nic z tego nie wyszło. Było więcej pytań niż odpowiedzi na nie.
-Co oznacza to „Sagittarius Serpentarius” czy jak to tam, bo jeszcze z czymś takim się nie spotkałem. – Odparł Henryk – I jeszcze te włosy to tak jak tam koło kontenera na Placu Wolności.
-Ta, ale ta nazwa to chyba z łacińskiego ostatnio po francusku i jeszcze ten „Żółw”, co to ma znaczyć? Ten ktoś musi mocno krwawić. Adrian zadzwoń na pobliskie szpitale by rejestrowali osoby przyjęte, a najważniejsze z ranami… Hmm- Mruknął, Tolibar i schylił się.-Łuska, czyli postrzałowymi, a nawet prze strzałowymi. – Spojrzał na okno z pęknięciem od kuli. – Gdzieś tu musi być i kula, ale ty zajmij się szpitalami my damy sobie radę, szybko!
-Już się robi!- Młody policjant poleciał do samochodu.
Tolibar chodził koło okna odstawiając stoły i krzesła aż natrafił na kulę była mocno zniszczona z licznymi wcięciami jak by otarła się o metal przynajmniej o coś twardego. Schował ją razem z łuską do foliowej torebki i włożył do kieszeni.
-Nic tu więcej nie ma!- Poszedł do lampy i wyłączył ją, ściągnął okulary i złożył wszystko, po czym zaniósł do swojego samochodu z obok stojącego citroena wyszedł młody policjant – Adrian, po czym powiedział:
-Panie Tolibar do tej pory nie zarejestrowano żadnych ofiar, ale nadal będą kontrolować sytuację.
-To dziwne, ale może się jeszcze zgłosi.- Powiedział Tolibar wkładając lampę z okularami do bagażnika.- To chyba tyle zaraz rozwieszę tylko taśmę by nikt nie zbliżał się do miejsca zbrodni, chociaż co najważniejsze już mamy. Czyli to na dzisiaj koniec, możecie jechać.
-Do widzenia to znaczy dobranoc.- Powiedział Henryk, zaś Adrian odpalił samochód i odjechali.
-Dobranoc. –Powiedział z lekką ironią, gdy już odjechali mówiąc to jak by do siebie.
Tolibar wyciągnął żółtą taśmę i obkleił miejsce w około na wysokości kolan i brzucha, po czym schował ją i sam odjechał.
*
Nastał spokojny, ciepły ranek, słońce przygrzewało i rzucało swoje promienie wszędzie odbijając się od szkieł, luster, blach samochodów itp.. Do drewnianego domu wpadające promienie tworzyły kolumny ich jasność się powiększała poprze okna, przez które przechodziły. Taka jedna kolumna opadała właśnie na twarz Filipa, tak mu było na imię, teraz nie miał sierści był niczym zwykły człowiek tyle, że jego ubranie było porwane i nie kompletne z licznymi dziurami przesiąknięte krwią i potem posklejane sierścią. Smukła sylwetka nie długie, ciemne włosy, średniego wzrostu o dość jasnej karnacji i delikatnej cerze czy można by go o coś takiego posądzać? Wydaje mi się, że nie, ale pozory mylą. Łóżko, na którym leżał wyglądała jak by ktoś porwał pierzynę i cała zawartość leżała właśnie na nim, tyle, że zamiast piór leżała sierść. Młody chłopak właśnie gwałtownie wstał, otworzył oczy jak by był przestraszony, rozglądał się z niedowierzaniem, ale wcale nie był tym zbytni zaskoczony, był chyba już lekko przyzwyczajony, do swojego przekleństwa, przyjął już to, nie walczył żył w symbiozie. Następnie ręką przejechał po ciele dokładnie badając okolice klatki piersiowej, miejsca, w którym w ubraniu była dziura, włożył tam palca, ale ciało było zrośnięte jak gdyby nic się nie stało. Chłopak rozejrzał się dokoła siebie zerkając po kątach pokoju.
*
Tolibara o godzinie coś koło 7.30 obudził telefon niechętnie wstał i podniósł słuchawkę, a w niej usłyszał:
-Dzień dobry, mam nadzieje, że nie obudziłem cię wierzę, że jesteś w drodze do biura i chciałbym wiedzieć, co się stało w sklepie jubilerskim i co oznacza brak dowodów na moim biurku!- Powiedział oburzonym tonem inspektor Fiedling.
-A tak mam dowody za chwilę postaram się je dowieźć, wczoraj odbyło się to wszystko tak późno, że zapomniałem.
-Czekam w biurze!- Po tych słowach Fiedling się rozłączył.
-On nigdy nie da ludziom odpocząć!!- Powiedział do siebie Tolibar z wyraźnym zmęczeniem.- I jeszcze te głupie napisy.
Mężczyzna przebrał się i skierował do kuchni wziął bułkę, którą rozkroił na pół i zrobił szybką kanapkę z szynką, po czym jedząc ją szedł do garażu. Miał być szybko w biurze, więc wszystko robił w pośpiechu, ale o drzwiach pamiętał zamknął je za sobą i ruszył do biura swoim Golfem. Ruch na drodze nie był duży, nikomu nie śpieszyło się, był chyba jedyną osobą, która dzisiaj z pośpiechem gdzieś dążyła. Dojechał do biura trwało to jakieś 150 minut. Gdy Tolibar wszedł na komisariat gdzie obecnie pracował od czasu, gdy w życie wprowadzono plan, który mówił o tym by detektywi współpracowali z policją na polepszenie jakości wykonywanej pracy, ujrzał wszystkich na swoich stanowiskach w ciszy zajętych pracą, takie warunki panowały zawsze, gdy w biurze przebywał Fiedling. Skierował się do gabinetu inspektora, zapukał lekko się denerwując, ale po chwili usłyszał:
-Tak, proszę wejść!
Gdy otworzył drzwi i wszedł do środka Fiedling ciągnął dalej:
-To ty Tolibar myślałem, że już nie przyjdziesz, za takie spóźnienia dawałem kary pieniężne, czy ty wiesz w ogóle, która jest godzina? Spóźniłeś się ponad godzinę.
Tolibar spojrzał na zegarek obie wskazówki leżały na siódemce, po czym powiedział:
-Jest siódma trzydzieści pięć, a dzisiaj przecież mam wolne po całej nocy.
-Jakiej od razu całej nocy. Dzisiaj dzwoniłem do ciebie i gdybyś odebrał nie za piętnastym razem, lecz za pierwszym to byś był punktualnie, dzisiaj przymknę na to oko, pokaż, co tam masz.
Tolibar z marynarki wyciągnął foliową torebkę z nabojem i łuską i dwa zdjęcia. Fiedling wziął to do rąk i zaczął oglądać, chwilę się zatrzymał na zdjęciu, po czym powiedział:
-I, co to ma oznaczać ten „sagittarius serpentarius” i „Żółw”, czemu jest on taki czerwony?
-Jest on napisany przy pomocy krwi.
-Po, co ktoś mazał krwią jakieś zwariowane nic nieznaczące słowa?
-Nie wiem właśnie zamierzam się tego dowiedzieć.
-A, wiesz, co oznacza to, „Loup-Garou”?
-Jeszcze nie, ale pracuję nad tym.
- -To szybko na biurku przed trzynastą chcę mieć to wszystko. Zrozumiane?
Tak, dobrze.- Po czy wyszedł i skierował się do swojego biurka, włączył komputer, załogował się jakimś bardzo zawiłym hasłem, i wszedł do Internetu, jego skrzynka była prawie pusta, dwie jakieś reklamy najprościej mówiąc śmieci, które nikomu do niczego nie są potrzebne, jeżeli chodzi o jego pracę. Po usunięciu spamu wszedł na google, po czym wpisał Loup-garou, na pulpicie wyświetliło się:
Akt Harry’ego Dresdena (utwór) – Wikopedia, wolna encyklopedia
Loup-garou najbardziej przypomina potwora z legend, aczkolwiek również tutaj … Staje się maszyną do zabijania, z nad naturalną prędkością, Loup-garou można …
pl.wikopedia.org/wiki/Akta_Harry’ego_Dresdena_(książka) – Kopia – Podobne strony
Loup Garou – 2002- Dobb’s Ferry
- ( Tłumaczenie strony)
-Nie.- Pokręcił głową.
Przeciągnął myszką na sam spód gdzie wyświetliły się słowniki, kliknął na jeden z pierwszych:
Ling.pl║ Największy darmowy słownik online – angielski …
Tam jeszcze raz wpisał: Loup-Garou
A to, co się wyświetliło zdziwiło go trochę:
Webster’s Dictionary of English
Loup-Garou
(n.) A werewolf; a lycantrope.
ECTACO słownik francusko- polski
ECTACO słownik francusko- polski
Słowniki elektroniczne Ectaco do nabycia u wydawcy
LOUP-GAROU
MRUK
LOUP-GAROU
ODLUDEK
LOUP-GAROU
WILKOŁAK
Bez większego zastanowienia zaznaczył całość i nacisnął drukuj, po czym wszedł powrotem do google i tam wpisał:
Pełnie księżyca
Natychmiast wyskoczyły mu strony kliknął pierwszą:
http://księżyc.numi.biz/
Były tam fazy księżyca, które także wydrukował. Zebrał kartki i flamastrem coś zaznaczył na obu a następnie wziął je kierując się do Fiedlinga, ledwo zdążył zapukał, gdy już usłyszał odpowiedz:
-Proszę wejść.
Wszedł, położył kartki na biurku inspektora, po czym powiedział:
-To dziwne nie wiem, po co ktoś miał pisać taki wyraz na kontenerze.- Wskazał palcem na kartce:
WILKOŁAK
-A ja wiem, aby nas zając albo przestraszyć, ale chyba mu to słabo to wyszło.
-Nie do końca, proszę zobaczyć na drugą kartkę.- Powiedział Tolibar.
Fiedling oglądał drugą kartkę, ale jak widać nic dziwnego tam nie dostrzegł, po krótkim milczeniu powiedział:
-Co to ma znaczyć i o co chodzi z tym osiemnastym czerwca. Po co go zaznaczyłeś?
-Bo tak składa się, że jedno z drugim ogromnie się wiąże, wczoraj była pełnia a jak pan wie w legendach jest mowa, że wilkołaki właśnie przy pełni się ujawniały, ktoś był bardzo sprytny łącząc te wszystkie elementy.
-Bujda.
-Też w to nie wierzę, ale coś tu śmierdzi.
-A to drugie to coś na „s”?
-Jeszcze nie wiem.
-A czekaj to znaczy, że następna pełnia jest w lipcu dokładnie osiemnastego lipca.- Powiedział Fiedling spoglądając na kartkę, z której właśnie to odczytał.
-Tak zgadza się.- Powiedział Tolibar idąc w stronę drzwi.
*
Widząc go teraz a w nocy to całkowita różnica. Jedno do drugiego nie pasuje, niczego wspólnego żadnego elementu zaczepienia. Teraz Filip był ubrany normalnie w dżinsy i koszulkę prawdopodobnie znalazł w szafie, która tera była otwarta i wszystkie inne rzeczy: bluzki, spodnie leżały na ziemi, rozglądał się i chcąc już wychodzić usłyszał wibracje telefonu, odchodzące z jego starych porwanych pełnych w sierści leżących na łóżku ubrań podszedł do nich i wyciągnął telefon, po czym odebrał połączenie na głośno-mówiącym i usłyszał:
-Czemu cię nie ma szkole, nauczyciel pytał się o ciebie, nie było cię w domu a miałeś wrócić już wczoraj. Gdzie ty teraz jesteś i czemu nie odbierasz moich połączeń, te trzy dni już cię psują.
-Jestem Jeszcze u kolegi na wsi i nie zdarzyłem na autobus, ten czas za szybko leci!- Kłamał jak z nut ukrywając prawdę, której z pewnością nie zaakceptowałaby jego ciotka.
-„Czas się nie śpieszy, to ty nie nadążasz” masz zaraz być w szkole, bałam się o ciebie, myślałam, że coś ci się stało.
-Mi? Nie martw się, kończę w tym roku już siedemnaście lat i umiem o siebie zadbać. Już jestem w drodze do szkoły, przy tych słowach chyba z głodu zaburczało mu w brzuchu, ale na szczęście było to zbyt ciche, aby mogła to usłyszeć pani Teresa przez telefon.
-Mam taką nadzieję, do popołudnia, na razie.
-No cześć!- Rozłączył połączenie i telefon schował do kieszeni.
Wyszedł domu szedł prosto koło sklepu jubilera gdzie były wybite szyby i były zaklejone trzema paskami żółtej taśmy. Nie zbyt to go interesowało, szedł prosto nie oglądał się za siebie, jeszcze jakieś sześćset metrów dzieliło go ze szkołą. Śpieszył się, bo i tak był już spóźniony jakąś godzinę. Spojrzał na zegarek i odczytał godzinę dziewiątą siedemnaście, przyśpieszył kroku po pięciu minutach był już przy wejściu. Wszedł na korytarz szkolny i był całkowicie zdziwiony jego klasa siedziała na ławkach bez obecności nauczyciela, teraz zdał sobie sprawę, że pośpiech, który mu towarzyszył był całkowicie zbędny. Podszedł do kolegów, aby się przywitać. Spoglądał po korytarzu rzucając wzrokiem na wszystkie kąty czy przypadkiem nigdzie nie czai się nauczyciel, ku jego oczekiwaniom nigdzie go nie znalazł. W klasie było więcej nieobecnych, był to koniec roku szkolnego i większość sobie odpuszczała, oceny były już postawione i frekwencja wyliczona, Nawet nie stawiano nie obecności. Szkoła była opustoszała, na korytarzu siedziała tylko jego klasa.
-Dzisiaj po tej godzinie idziemy na komputery, bo nie mają i tak, co z nami zrobić, mogliby nas puścić do domu. Prawie nikogo w szkole nie ma, nie ma to sensu.- Powiedział Grzesiek spoglądając na wybitego z życia Filipa.
-To dobrze, już tylko jutro.- Powiedział z westchnieniem Filip.
-Opłacało się ci przychodzić żeby posiedzieć na ławce?
-Właśnie chyba nie, ale nie wiedziałem, że dzisiaj tak będzie, a tak w ogóle to byłem niedaleko i wstąpiłem zobaczyć, co się tutaj dzieje.- Powiedział z wymuszonym uśmiechem Filip.
-Chyba, że tak. Tak za piętnaście minut będziemy się zbierać nie?
-Chodźmy pod salę.- Powiedział Wojtek.
-To idziemy.
2
Poprosiłeś, Karl, więc postaram się skomentować.
1. Tekst wymaga POTĘŻNEJ obróbki. Moim zdaniem, powinieneś siąść nad wydrukiem i ciężko popracować przez parę godzin.
2. Nie przeczytałem tekstu do końca i nie zrobię tego z bardzo prostego względu - nie mam siły przedzierać się przez kłębowiska BRZYDKICH zdań. Tekst sprawia wrażenie kompletnie nieedytowanego (przez Ciebie) przed opublikowaniem. Mam taką wadę, powiem wprost, nie lubię traktowania czytelnika w ten sposób.
3. Żeby nie być gołosłownym pokażę o co mi chodzi na przykładzie pierwszego akapitu:
Już pierwsze zdanie przyprawiło mnie o zawroty głowy. Ale po kolei:
1. Wydziel to jako pierwsze zdanie (równoważnik zdania), niezbyt pasuje jako pierwsza część zdania wielokrotnie złożonego. A przynajmniej tego, które serwujesz nam po przecinku.
2. Opiewać, znaczy "śpiewać pieśń o czymś". Bez komentarza.
3. Krzyki i dźwięki samochodów? Ilość absurdów na jedno zdanie przekroczona. Śpiewający księżyc i wrzeszczące auta.
4. A wszystko to zdarzyło się, dlatego, że nie potrafisz formułować zdań wielokrotnie złożonych. To trudna sztuka, trudno się nie zgodzić, ale niezbędna gdy chcesz być w stanie dokonać sugestywnego opisu. Oczywiście nikt nie oczekuje od ciebie, żebyś został drugim Andrzejewskim (Jerzym, autorem "Bram Raju") i całą powieść zawarł w dwóch zdaniach. Ale MUSISZ zdobyć tę umiejętność, żeby komukolwiek chciało się czytać Twoje teksty. Z tym oczywiście wiąże się konieczność poznania zasad interpunkcji.
5. Okrągły, pełny księżyc? Albo powiedz, że jest w pełni, albo upeć misterną metaforę, bądź postaraj się na jakieś malownicze porównanie.
6. Co to znaczy, że księżyc był jednym z najlepszych widoków? Jeżeli to miało zbudować nastrój, to nie udał Ci się ten zabieg. Zabrzmiało to śmiesznie, niepoważnie wręcz. Najlepszy widok masz wtedy, gdy ci nikt go nie zasłania. Tutaj pasowałby raczej najpiękniejszy.
7. Chciałeś upchnąć do jednego zdania następujące informacje:
a) późny wieczór
b) księżyc w pełni
c) piękny widok
d) lato
e) mały ruch na ulicach
f) ale jednak jakiś był
g) odgłosy: krzyki ludzi i warkot samochodów.
Sądzę, że gdybym chciał to opisać jednym zdaniem, jego wymyślenie zajęło by mi z godzinę, ale nawet wtedy nie byłbym pewien czy jest poprawne. Poza tym czy uważasz, że ma to sens?
To są dwa zdania, lecz z powodu nieumiejętnie zastosowanego znaku interpunkcyjnego sprawiają wrażenie jednego.
1. Na placu ludzie stali, natomiast przemykali przez plac
2. domyślam się, że byli różni. Tego się nie robi. Chyba, że na odwrót - tacy sami - wtedy dajesz do zrozumienia, że mamy do czynienia z klonami. Tu jednak sprawa jest prosta - ludzie.
3. Interpunkcja, to pierwszy zarzut. Drugi to schematyczność opisu jak z kroniki policyjnej: wzrost, sylwetka, kolor włosów ubranie. To wszystko warto dozować, dać szansę czytelnikowi, by obraz nabierał w jego wyobraźni ostrości. W jednym zdaniu powiedz "szczupła kobieta". W następnym powiedz, że poprawiła ciemne włosy. Dwa zdania później napomknij o żakiecie itd.
Ile było par spodni w komplecie? Dwie, trzy pary?
Chodziło Ci niewątpliwie, że miała na sobie ciemny komplet. Spodnie i bluzeczkę granatową. Ups, udziela mi się styl - oczywiście, że granatową bluzeczkę. Szyk przestawny brzmi nienajlepiej.
Zdanie - koszmar. Gramatycznie jest to kilka zdań, ale potraktowałeś je jako człony zdania wielokrotnie złożonego. Niedobrze.
Podążała szybkim krokiem, co chwilę oglądając się za siebie z przestrachem. Kilkanaście kroków za nią podążał zakapturzony mężczyzna. Skręciła w wąską uliczkę prowadzącą w kierunku bloków. I tak dalej.
lekki przestrach? Przecież jakiś żul za nią idzie w środku nocy!
Na dodatek przyspieszył swój marsz, tfu, przyspieszył kroku, gdy weszła w ciemną uliczkę. Swoją drogą, co za idiotka? Z rynku w ciemną uliczkę i za śmietnik? Wiem, zabieg fabularny, ale tak strasznie oklepany, że nie zdziwiłbym się, gdyby w następnym akapicie z dachu opuścił się Batman ratując biedaczkę z opresji.
Wszedł, ale może wzrokiem to szukał jej, a nie po czymś. Inna opcja to przebiegł, przeleciał wzrokiem (choć tu wpływamy na niebezpieczne wody kolokwializmu).
1. Za nim nie wystawał, lecz zza niego
2. Zaszedł? Ja zajdę po Ciebie, on mógł podejść do kontenera, zbliżyć się, obejść go.
3. Ku jego oczekiwaniu. Spodziewał się ją tam zobaczyć, oczekiwał tego, ku jego zadowoleniu była tam. Ale nie mieszaj związków frazeologicznych (bo tak się to mam nadzieję nazywa)
4. Miał jak rozumiem wątpliwości, bo wcześniej się nie zorientował jakiej jest płci?
5. Skuliła się na kolanach? Brak przecinka sprawił, że wyszło źle.
6. Podnieść głowę - niewłaściwy przypadek
7 No to bała się, czy była ciekawa i odważna. Absurd, który zabiłby klimat, gdyby do tej pory udało się go zbudować.
2. Przytknął ją do buzi, czy zakneblował, zatkał usta.
3. Dość silny? Wystarczy silny
1. Wyszeptał, wychrypiał bardziej by pasowało.
2. Dialog jak z drewna.
- Morda w kubeł, bo ci łeb rozwale suko!
- Zamknij ryj, bo ci go rozj****
- Muszę panią ostrzec, że jeśli wyda pani z siebie jeszcze jeden dźwięk, z przykrością będę musiał ją zastrzelić - powiedział z oksfordzkim akcentem mężczyzna w meloniku.
To są uwagi tylko do jednego akapitu! Nie dałeś czytelnikowi szansy zapoznać się z Twoim tekstem. Jedno głośne czytanie sprawiłoby, że większość błędów sam byś dostrzegł. Styl bardzo słaby. Innych rzeczy nie jestem w stanie ocenić. Natomiast obiecuję przeczytać tekst poi poprawkach, ale gruntownych.
Do pracy! Nie zniechęcaj się. Czytaj, pisaj i poprawiaj
1. Tekst wymaga POTĘŻNEJ obróbki. Moim zdaniem, powinieneś siąść nad wydrukiem i ciężko popracować przez parę godzin.
2. Nie przeczytałem tekstu do końca i nie zrobię tego z bardzo prostego względu - nie mam siły przedzierać się przez kłębowiska BRZYDKICH zdań. Tekst sprawia wrażenie kompletnie nieedytowanego (przez Ciebie) przed opublikowaniem. Mam taką wadę, powiem wprost, nie lubię traktowania czytelnika w ten sposób.
3. Żeby nie być gołosłownym pokażę o co mi chodzi na przykładzie pierwszego akapitu:
1Późny wieczór, blask okrągłego, pełnego księżyca 2opiewającego ziemię, był jednym z najlepszych widoków, które można było ujrzeć dziś i chodź nie było dużego ruchu jak na lato to, co jakiś czas dało się usłyszeć 3krzyki i dźwięki samochodów4.
Już pierwsze zdanie przyprawiło mnie o zawroty głowy. Ale po kolei:
1. Wydziel to jako pierwsze zdanie (równoważnik zdania), niezbyt pasuje jako pierwsza część zdania wielokrotnie złożonego. A przynajmniej tego, które serwujesz nam po przecinku.
2. Opiewać, znaczy "śpiewać pieśń o czymś". Bez komentarza.
3. Krzyki i dźwięki samochodów? Ilość absurdów na jedno zdanie przekroczona. Śpiewający księżyc i wrzeszczące auta.
4. A wszystko to zdarzyło się, dlatego, że nie potrafisz formułować zdań wielokrotnie złożonych. To trudna sztuka, trudno się nie zgodzić, ale niezbędna gdy chcesz być w stanie dokonać sugestywnego opisu. Oczywiście nikt nie oczekuje od ciebie, żebyś został drugim Andrzejewskim (Jerzym, autorem "Bram Raju") i całą powieść zawarł w dwóch zdaniach. Ale MUSISZ zdobyć tę umiejętność, żeby komukolwiek chciało się czytać Twoje teksty. Z tym oczywiście wiąże się konieczność poznania zasad interpunkcji.
5. Okrągły, pełny księżyc? Albo powiedz, że jest w pełni, albo upeć misterną metaforę, bądź postaraj się na jakieś malownicze porównanie.
6. Co to znaczy, że księżyc był jednym z najlepszych widoków? Jeżeli to miało zbudować nastrój, to nie udał Ci się ten zabieg. Zabrzmiało to śmiesznie, niepoważnie wręcz. Najlepszy widok masz wtedy, gdy ci nikt go nie zasłania. Tutaj pasowałby raczej najpiękniejszy.
7. Chciałeś upchnąć do jednego zdania następujące informacje:
a) późny wieczór
b) księżyc w pełni
c) piękny widok
d) lato
e) mały ruch na ulicach
f) ale jednak jakiś był
g) odgłosy: krzyki ludzi i warkot samochodów.
Sądzę, że gdybym chciał to opisać jednym zdaniem, jego wymyślenie zajęło by mi z godzinę, ale nawet wtedy nie byłbym pewien czy jest poprawne. Poza tym czy uważasz, że ma to sens?
1Na placu Wolności w Poninie, co chwilę przemykali 2różni ludzie, 3wśród nich była kobieta wysoka brunetka o smukłej twarzy i ciemnej karnacji.
To są dwa zdania, lecz z powodu nieumiejętnie zastosowanego znaku interpunkcyjnego sprawiają wrażenie jednego.
1. Na placu ludzie stali, natomiast przemykali przez plac
2. domyślam się, że byli różni. Tego się nie robi. Chyba, że na odwrót - tacy sami - wtedy dajesz do zrozumienia, że mamy do czynienia z klonami. Tu jednak sprawa jest prosta - ludzie.
3. Interpunkcja, to pierwszy zarzut. Drugi to schematyczność opisu jak z kroniki policyjnej: wzrost, sylwetka, kolor włosów ubranie. To wszystko warto dozować, dać szansę czytelnikowi, by obraz nabierał w jego wyobraźni ostrości. W jednym zdaniu powiedz "szczupła kobieta". W następnym powiedz, że poprawiła ciemne włosy. Dwa zdania później napomknij o żakiecie itd.
Ubrana była w ciemny komplet spodni i bluzeczkę granatową.
Ile było par spodni w komplecie? Dwie, trzy pary?
Chodziło Ci niewątpliwie, że miała na sobie ciemny komplet. Spodnie i bluzeczkę granatową. Ups, udziela mi się styl - oczywiście, że granatową bluzeczkę. Szyk przestawny brzmi nienajlepiej.
Co chwilę oglądała się, była lekko przestraszona i szła dość szybkim krokiem, zakręciła w prawo obok baru mlecznego, a tam weszła w wąską uliczkę prowadzącą do bloków i tylnego wejścia do baru, a za nią mężczyzna zakapturzony, lekko zgarbiony, gdy kobieta zakręciła za barem przyśpieszył swój marsz.
Zdanie - koszmar. Gramatycznie jest to kilka zdań, ale potraktowałeś je jako człony zdania wielokrotnie złożonego. Niedobrze.
Podążała szybkim krokiem, co chwilę oglądając się za siebie z przestrachem. Kilkanaście kroków za nią podążał zakapturzony mężczyzna. Skręciła w wąską uliczkę prowadzącą w kierunku bloków. I tak dalej.
lekki przestrach? Przecież jakiś żul za nią idzie w środku nocy!
Na dodatek przyspieszył swój marsz, tfu, przyspieszył kroku, gdy weszła w ciemną uliczkę. Swoją drogą, co za idiotka? Z rynku w ciemną uliczkę i za śmietnik? Wiem, zabieg fabularny, ale tak strasznie oklepany, że nie zdziwiłbym się, gdyby w następnym akapicie z dachu opuścił się Batman ratując biedaczkę z opresji.
Wszedł w uliczkę, ale nikogo tam nie znalazł, szukał wzrokiem po wejściach i zakamarkach.
Wszedł, ale może wzrokiem to szukał jej, a nie po czymś. Inna opcja to przebiegł, przeleciał wzrokiem (choć tu wpływamy na niebezpieczne wody kolokwializmu).
Po prawej stronie zauważył kontener a za nim wystawał kawałek buta. Chcąc to sprawdzić zaszedł za kontener i ku jego oczekiwaniu to była kobieta, skulona na kolanach trzymała torebkę i drżała chodź było ciepło, bała się podnieść głowy, ale jak widać odwaga i ciekawość zwyciężyła.
1. Za nim nie wystawał, lecz zza niego
2. Zaszedł? Ja zajdę po Ciebie, on mógł podejść do kontenera, zbliżyć się, obejść go.
3. Ku jego oczekiwaniu. Spodziewał się ją tam zobaczyć, oczekiwał tego, ku jego zadowoleniu była tam. Ale nie mieszaj związków frazeologicznych (bo tak się to mam nadzieję nazywa)
4. Miał jak rozumiem wątpliwości, bo wcześniej się nie zorientował jakiej jest płci?
5. Skuliła się na kolanach? Brak przecinka sprawił, że wyszło źle.
6. Podnieść głowę - niewłaściwy przypadek
7 No to bała się, czy była ciekawa i odważna. Absurd, który zabiłby klimat, gdyby do tej pory udało się go zbudować.
Była ukryta, czy nie?! Niezdecydowany narrator mnie wkurzył.Spojrzała na twarz napastnika i chodź była ona ukryta pod kapturem to ujrzała jej zarysy.
1. Ręka szybsza od czego? Od krzyku, czy jej chcenia.Chciała krzyczeć, lecz ręka napastnika była szybsza i przytknął jej ją do buzi, był dość silny.
2. Przytknął ją do buzi, czy zakneblował, zatkał usta.
3. Dość silny? Wystarczy silny
Drugą ręką wyciągnął zza paska pistolet i po cichu powiedział:
-Jeden pisk i koniec z tobą!
1. Wyszeptał, wychrypiał bardziej by pasowało.
2. Dialog jak z drewna.
- Morda w kubeł, bo ci łeb rozwale suko!
- Zamknij ryj, bo ci go rozj****
- Muszę panią ostrzec, że jeśli wyda pani z siebie jeszcze jeden dźwięk, z przykrością będę musiał ją zastrzelić - powiedział z oksfordzkim akcentem mężczyzna w meloniku.
To są uwagi tylko do jednego akapitu! Nie dałeś czytelnikowi szansy zapoznać się z Twoim tekstem. Jedno głośne czytanie sprawiłoby, że większość błędów sam byś dostrzegł. Styl bardzo słaby. Innych rzeczy nie jestem w stanie ocenić. Natomiast obiecuję przeczytać tekst poi poprawkach, ale gruntownych.
Do pracy! Nie zniechęcaj się. Czytaj, pisaj i poprawiaj

3
Dziękuję
Ćwiczenie czyni mistrza. A więc jeszcze trochę poćwiczę
Postaram się w niedługim czasie zamieścić krótszy tekst, nowszy. Oczywiście liczę na komentarz, czy chociaż w małym stopniu się poprawiłem ;P

Ćwiczenie czyni mistrza. A więc jeszcze trochę poćwiczę

Postaram się w niedługim czasie zamieścić krótszy tekst, nowszy. Oczywiście liczę na komentarz, czy chociaż w małym stopniu się poprawiłem ;P
Is not this simpler? Is this not your natural state? It's the unspoken truth of humanity, that you crave subjugation. The bright lure of freedom diminishes your life's joy in a mad scramble for power, for identity. You were made to be ruled. In the end, you will always kneel.
4
Spróbuję kontynuować. Choć po pierwszych zdaniach wiem, że będzie ciężko.
Kobieta posłusznie skinęła głową. Mężczyzna zabrał rękę i warknął:”
Poza tym, z racji czepliwości, nie widzę powodu, dla którego mężczyzna miałby ofiarę odkneblować.
Niemniej, torebka nie mogła wypaść kobiecie z ręki, gdyż już podała ją (torebkę) napastnikowi, a to (jeśli nie ma dookreślenia, że jej nie przyjął) sugeruje czytelnikowi, że ją wziął.
Kiedy bandyta podniósł ją za ramiona, z jej ręki wypadła komórka.
Kursywa – moc zastrzeżeń. Raz – jak to się przekrzywiła?! Wygięło ją o 90° w lewo/prawo? Dwa – policzki nie robią się automatycznie czerwone. Nie to słowo. Mógł się natychmiast zrobić bordowy albo mógł poczerwienieć gwałtownie.
Co z resztą nie było tak łatwo zauważalne w mrocznym zaułku, jak sądzę.
Mężczyzna schował telefon i zaczął szperać w torebce. Znaleziony wypchany portfel również wsunął do kieszeni, a resztę wyrzucił na chodnik. Posypały się kobiece utensylia, okrągłe lustereczko roztrzaskało się o betonowe płytki.
- Chyba wiesz, że zbicie szkła oznacza pecha! – odezwał się ktoś zza pleców złodzieja.
Aczkolwiek nie powiem, że to powyżej też genialne.
Aha, i nie można odwrócić się w kierunku głosu. Prędzej w kierunku, z którego dochodził głos.
Kursywa – no nie, stał w cieniu i nie widać było żadnych szczegółów, ale bez problemu można było dokładnie określić wzrost, który w ciemności trochę się tak jakby rozmywa? Gdzie tu sens?
Poza tym to drugie zdanie jest cudacznie zbudowane – żadnej logiki wypowiedzi. Mężczyzna wysoki, ale w cieniu, dobrze zbudowany – tak by o można przestawić, żeby lepiej zobrazować, o co chodzi. A miał być ciąg przyczynowo – skutkowy, tak?
Bandyta i jego ofiara momentalnie odwrócili głowy w kierunku, z którego dobiegł ich ten twardy, ochrypły głos.
Obok zepsutej latarni rysowała się wysoka, barczysta postać mężczyzny, ale z powodu półmroku trudno było dostrzec szczegóły.
Trzy szczegóły, które najbardziej mi się rzuciły w oczy:
1. Dwukropek użyty tylko po to, żeby wymienić jedne element to już przesadyzm.
2. Rytmiczne ruchy występują raczej w tańcu lub marszu, w walce raczej się tego nie uświadcza. A zgranych ruchów w ogóle sobie nie wyobrażam.
3. Chyba masz na myśli suwaki.
Wow, udało mi się pokonać jakieś ¾ sceny. Ale bardzo mi przykro, więcej nie dam rady tak szczegółowo.
No, może jeszcze to:
2. W swoim dziele naprawdę nie musisz wszystkiego wyjaśniać, no, chyba że to coś nie istnieje. W innym wypadku czytelnik sam może się dokształcić i poszukać, co to za lampa.
3. Poszukałam. Czy to wszystko jest o świetlówce? o.O”
I w ogóle Beata zachowuje się nieludzko. Trzy godziny wcześniej była świadkiem niesamowitego, brutalnego morderstwa – powinna być w szoku, a nie być wyrwana z łóżka, gdzie słodko spała! Inne zastrzeżenia – czy ona mieszkała sama, że musiała zrywać się i otwierać drzwi w środku nocy (rodziców brak?). I drażni niekonsekwentne określanie wieku – cały czas to była „kobieta”, a potem nagle „młoda licealistka”, „dziewczyna”, potem znów „kobieta”.
Interpunkcja również nawala:
Wyczuwam tu jakieś nieścisłości…
OK., teraz ogólnie.
Udało mi się doczytać do końca! A trzeba przyznać, że nie było łatwo.
Bardzo ciężka, brzydka narracja. Absolutnie nie panujesz nad zdaniami, wszystkie są rozwlekłe, można by skutecznie podzielić na kilka albo nawet powstawiać osobne akapity. Tak, tak, w jednym zdaniu potrafisz poruszyć kilka niewiążącym się ze sobą kwestii.
Tekst strasznie niechlujny, są tzw. „głupie błędy”, jakieś literówki, przecinki w absurdalnych miejscach, błędy ortograficzne… pełen asortyment. Zła jest gramatyka, stylistyka, frazeologia, ale pal licho to wszystko, bo fabuła wydaje się nieprzemyślana, zwłaszcza zachowania bohaterów. Są nielogiczne, nierealne, aż się biedny czytelnik łapie za głowę. A szkoda, bo z pomysłu, który nam zarysowałeś, dałoby się już w pierwszych rozdziałach więcej wyciągnąć, a przynajmniej zaciekawić odbiorcę. Sama – przepraszam, ale muszę to przyznać - przeczytałam to tylko ze względu na zamiłowanie do wilkołaków i z weryfikatorskiego obowiązku (bo się ostatnio opuszczam ; P).
Cóż, autorze, musisz przede wszystkim popracować nad obrazowaniem, umiejętnym operowaniu słowem – a tu proszę, czasem są słowa wrzucone od rzeczy (ten „opiewający księżyc”).
Przyda się więc dobra lektura, słowniki i pisanie ze zrozumieniem. Musisz myśleć o tym, o czym piszesz, a jeśli czegoś nie jesteś pewien – sprawdzać, pytać. I obserwować ludzi.
Wrzuć za jakiś czas dalsze fragmenty, zobaczymy, czy nastąpiła poprawa.
Pozdrawiam serdecznie : D
Oprócz wskazanych przez Maladrilla usterek mamy jeszcze problem z podmiotem, a to przez rozbestwione zaimki. Ze zdania wynika, że „jej” tyczy się ręki, która ma buzię, do której przytknięto kobietę (sic!).Chciała krzyczeć, lecz ręka napastnika była szybsza i przytknął jej ją do buzi, był dość silny.
Za sztywna narracja. Są inne sposoby przedstawienia, że ktoś coś mówi niż „powiedział”. A „a” jest zbędne. Może by to tak zapisać na przykład:Kobieta skinęła głową. A mężczyzna zabrał rękę i po chwili powiedział:
Kobieta posłusznie skinęła głową. Mężczyzna zabrał rękę i warknął:”
Poza tym, z racji czepliwości, nie widzę powodu, dla którego mężczyzna miałby ofiarę odkneblować.
Znów podmioty. Drugą ją, czyli torebkę, tak? Czyżby ta brunetka miała przy sobie cały majątek? ; > Do poprawy.Brunetka powolnym ruchem ręki podała ją, zaś drugą trzymała z tyłu.
W takim momencie napastnik raczej używałby tylko zdań pojedynczych. I wątpię, żeby był tak uprzejmy, nawet jeśli się bał, co sugeruje piskliwy głos. (?)-Szybciej. Wstań, co tam masz z tyłu?!- powiedział piskliwym głosem.
Podkreślenie – przepraszam, ale składnia leży i kwiczy. Jest z nią nawet gorzej niż w dalszej części zdania.Bandyta łapiąc ją za ramiona podniósł, a gdy to zrobił z jej ręki wypadła torebka a z drugiej telefon.
Niemniej, torebka nie mogła wypaść kobiecie z ręki, gdyż już podała ją (torebkę) napastnikowi, a to (jeśli nie ma dookreślenia, że jej nie przyjął) sugeruje czytelnikowi, że ją wziął.
Kiedy bandyta podniósł ją za ramiona, z jej ręki wypadła komórka.
Powtórzenia.Bandyta łapiąc ją za ramiona podniósł, a gdy to zrobił z jej ręki wypadła torebka a z drugiej telefon.
Napastnik szybko się schylił i podniósł go, a na wyświetlaczu zobaczył:
To o wielu innych możliwościach wprowadzenia informacji o dialogu nadal aktualne…Szybko anulował i znowu powiedział:
Podkreślenie – uderzył ją otwartą dłonią, jeśli już. Ale lepiej by było, gdyby ją spoliczkował.-Ty szmato, myślałaś, że mnie wykiwasz!- Uderzył ją z otwartej dłoni. Kobieta przekrzywiła się i złapała za prawy policzek, który automatycznie zrobił się bordowy.
Kursywa – moc zastrzeżeń. Raz – jak to się przekrzywiła?! Wygięło ją o 90° w lewo/prawo? Dwa – policzki nie robią się automatycznie czerwone. Nie to słowo. Mógł się natychmiast zrobić bordowy albo mógł poczerwienieć gwałtownie.
Co z resztą nie było tak łatwo zauważalne w mrocznym zaułku, jak sądzę.
Nie, nie, nie. Naprawdę nie trzeba aż tak dokładnie wszystkiego opisywać, tak krok po kroku. Ta raz. Dwa – fragment do przebudowy, choćby po to, żeby uniknąć powtórzeń (ale głównie po to, żeby ogarnąć chaos), np.:Mężczyzna zaczął szperać w torebce, wcześniej chowając telefon do kieszeni. W torebce znalazł portfel, a w nim 500zł, które także schował do kieszeni tyle, że drugiej, resztę wyrzucił na chodnik, wyleciała: szminka, chusteczki tusz do rzęs i lusterko, które w kontakcie z twardą powierzchnią roztrzaskało się i w tej właśnie chwili rozległ się głos z tyłu:
Mężczyzna schował telefon i zaczął szperać w torebce. Znaleziony wypchany portfel również wsunął do kieszeni, a resztę wyrzucił na chodnik. Posypały się kobiece utensylia, okrągłe lustereczko roztrzaskało się o betonowe płytki.
- Chyba wiesz, że zbicie szkła oznacza pecha! – odezwał się ktoś zza pleców złodzieja.
Aczkolwiek nie powiem, że to powyżej też genialne.
Podkr. – czy mam rozumieć, że głowy urwały się im i powędrowały w kierunku właściciela głosu?W tym momencie głowy bandyty i młodej kobiety skierowały się w stronę głosu. Stał tam mężczyzna jakieś metr osiemdziesiąt pięć, dobrze zbudowany, ale w cieniu i nic więcej nie można było o nim powiedzieć.
Aha, i nie można odwrócić się w kierunku głosu. Prędzej w kierunku, z którego dochodził głos.
Kursywa – no nie, stał w cieniu i nie widać było żadnych szczegółów, ale bez problemu można było dokładnie określić wzrost, który w ciemności trochę się tak jakby rozmywa? Gdzie tu sens?
Poza tym to drugie zdanie jest cudacznie zbudowane – żadnej logiki wypowiedzi. Mężczyzna wysoki, ale w cieniu, dobrze zbudowany – tak by o można przestawić, żeby lepiej zobrazować, o co chodzi. A miał być ciąg przyczynowo – skutkowy, tak?
Bandyta i jego ofiara momentalnie odwrócili głowy w kierunku, z którego dobiegł ich ten twardy, ochrypły głos.
Obok zepsutej latarni rysowała się wysoka, barczysta postać mężczyzny, ale z powodu półmroku trudno było dostrzec szczegóły.
Który z mężczyzn to powiedział? Brakuje konkretów.-Co ty piszczysz?- Rzekł oburzony mężczyzna i wycelował w niego, po czym strzelił.
Tu już panuje taki chaos, że przestałam to ogarniać. Zdania są bardzo brzydkie, stanowczo za długie. Owszem, nagromadzenie czasowników wskazuje na szybkość akcji, ale przydałyby się zdania pojedyncze, pozbawione określeń czasu, np. „W tym samym czasie…”W tym samym czasie nieznajomy odskoczył na ścianę, na której zawisł, następny strzał mężczyzna odbił się o niej, kula zrobiła głębokie wgłębienie, śmierdziało siarką. Nieznajomy wyglądał jak bestia był cały w sierści, która zostawała w niektórych miejscach 1. na przykład takich jak: ściana. Kobieta stała w bezruchu, czułą się jak w jakimś filmie akcji z powiązaniem horroru. Nieznajomy mężczyzna wyskoczył na wysokość koło dwóch metrów i stanął tuż przed bandytą, 2. jego ruchy były rytmiczne i zgrane. Teraz był bardzo szybki ruch głową, tak mocny, że zakapturzony mężczyzna zalał się krwią wywalając do tyłu. A do kobiety wskazał ręką by podeszła, wyciągnął telefon oraz pieniądze i podał jej własność. Brunetka chwilę popatrzyła się na „bestię” jak by szukała 3. jakieś przesuwki czy to nie kostium a że nie znalazła odwróciła się złapała swoją torebkę, zebrała swoje rzeczy, po czym uciekła.
Trzy szczegóły, które najbardziej mi się rzuciły w oczy:
1. Dwukropek użyty tylko po to, żeby wymienić jedne element to już przesadyzm.
2. Rytmiczne ruchy występują raczej w tańcu lub marszu, w walce raczej się tego nie uświadcza. A zgranych ruchów w ogóle sobie nie wyobrażam.
3. Chyba masz na myśli suwaki.
Wow, udało mi się pokonać jakieś ¾ sceny. Ale bardzo mi przykro, więcej nie dam rady tak szczegółowo.
No, może jeszcze to:
1. Coś tu nie gra. Przeczytaj to sobie.Inspektor ustawił lampę luminescencyjną, czyli źródło światła z łukiem elektrycznym, które emituje energię świetlna 450 nanometrów na fali o szerokości pasma 20 nanometrów. Dzięki temu zabezpieczonemu plastikową osłoną żeby nie przenieść żadnych odcisków i dowodów, ale właśnie dzięki temu urządzeniu można wykryć wszystkie dowody nie widoczne gołym okiem takich jak: krew, odciski, narkotyki, płyny ustrojowe itp.
2. W swoim dziele naprawdę nie musisz wszystkiego wyjaśniać, no, chyba że to coś nie istnieje. W innym wypadku czytelnik sam może się dokształcić i poszukać, co to za lampa.
3. Poszukałam. Czy to wszystko jest o świetlówce? o.O”
Zestresowane licealistki tak nie mówią. Bardziej prawdopodobne byłyby krótkie, urywane zdania, może lekki nieład. Ale na pewno nie tak rozbudowane zdania złożone. Dalej tak samo.-Tak. Gdy szedł w naszym kierunku, złodziej wyciągnął pistolet i strzelił do niego, on zaś nie potrafię tego wytłumaczyć skoczył na ścianę i siedział przez chwilę na niej, bandyta oddał następny strzał zaś nieznajomy unikając strzału zeskoczył z niej, lądując tuż przed zbirem.
I w ogóle Beata zachowuje się nieludzko. Trzy godziny wcześniej była świadkiem niesamowitego, brutalnego morderstwa – powinna być w szoku, a nie być wyrwana z łóżka, gdzie słodko spała! Inne zastrzeżenia – czy ona mieszkała sama, że musiała zrywać się i otwierać drzwi w środku nocy (rodziców brak?). I drażni niekonsekwentne określanie wieku – cały czas to była „kobieta”, a potem nagle „młoda licealistka”, „dziewczyna”, potem znów „kobieta”.
Interpunkcja również nawala:
Cała rozmowa jest tak nierealna, że aż abstrakcyjna. : /–Nie, zabrał bandycie moje rzeczy, po czym oddał je mi, wzięłam je i uciekłam, byłam przestraszona, nie wiedziałam, czy to się dzieje naprawdę.
(…)
-Tak, miał jej aż tak dużo, że aż gubił, nie pachniał przyjemnie, ale przyglądałam mu się dokładnie, czy to przypadkiem nie kostium, jakieś przebranie i zaskoczyło mnie to, bo nie znalazłam żadnego suwaka, przesuwki bądź zapinki czy czegoś w tym stylu.
(...)
-Ale mówię prawdę. Nie mam po co kłamać! Był to dla mnie bohater - pomógł mi.
Wykrzyknik absolutnie nie na miejscu, nie tylko tu…-Tak trochę, uczyłem się kiedyś!
Auć. Jakby. Bo ortograf…!-W tym rzecz, że jak by pazurem.
Czy pomiędzy tymi wydarzeniami cofnął się w czasie?Tolibara o godzinie coś koło 7.30 obudził telefon (…)Dojechał do biura trwało to jakieś 150 minut.(…) -Jest siódma trzydzieści pięć, a dzisiaj przecież mam wolne po całej nocy.
Wyczuwam tu jakieś nieścisłości…
OK., teraz ogólnie.
Udało mi się doczytać do końca! A trzeba przyznać, że nie było łatwo.
Bardzo ciężka, brzydka narracja. Absolutnie nie panujesz nad zdaniami, wszystkie są rozwlekłe, można by skutecznie podzielić na kilka albo nawet powstawiać osobne akapity. Tak, tak, w jednym zdaniu potrafisz poruszyć kilka niewiążącym się ze sobą kwestii.
Tekst strasznie niechlujny, są tzw. „głupie błędy”, jakieś literówki, przecinki w absurdalnych miejscach, błędy ortograficzne… pełen asortyment. Zła jest gramatyka, stylistyka, frazeologia, ale pal licho to wszystko, bo fabuła wydaje się nieprzemyślana, zwłaszcza zachowania bohaterów. Są nielogiczne, nierealne, aż się biedny czytelnik łapie za głowę. A szkoda, bo z pomysłu, który nam zarysowałeś, dałoby się już w pierwszych rozdziałach więcej wyciągnąć, a przynajmniej zaciekawić odbiorcę. Sama – przepraszam, ale muszę to przyznać - przeczytałam to tylko ze względu na zamiłowanie do wilkołaków i z weryfikatorskiego obowiązku (bo się ostatnio opuszczam ; P).
Cóż, autorze, musisz przede wszystkim popracować nad obrazowaniem, umiejętnym operowaniu słowem – a tu proszę, czasem są słowa wrzucone od rzeczy (ten „opiewający księżyc”).
Przyda się więc dobra lektura, słowniki i pisanie ze zrozumieniem. Musisz myśleć o tym, o czym piszesz, a jeśli czegoś nie jesteś pewien – sprawdzać, pytać. I obserwować ludzi.
Wrzuć za jakiś czas dalsze fragmenty, zobaczymy, czy nastąpiła poprawa.
Pozdrawiam serdecznie : D
Piszcząco - podskakująca fanka Mileny W.
5
Dziękuje postaram się poprawić i zamieścić coś lepszego.
W prawdzie ten tekst już trochę zmieniłem opierając się na wskazówkach innych weryfikatorów. Była to by przesada zamieszczać go jeszcze raz. Teraz spróbuję pokazać jakiś dalszy fragment, lub tekst który dopiero napiszę.
Jeszcze raz dziękuję za tak dogłębną weryfikacje i pozdrawiam ;D
W prawdzie ten tekst już trochę zmieniłem opierając się na wskazówkach innych weryfikatorów. Była to by przesada zamieszczać go jeszcze raz. Teraz spróbuję pokazać jakiś dalszy fragment, lub tekst który dopiero napiszę.
Jeszcze raz dziękuję za tak dogłębną weryfikacje i pozdrawiam ;D
Is not this simpler? Is this not your natural state? It's the unspoken truth of humanity, that you crave subjugation. The bright lure of freedom diminishes your life's joy in a mad scramble for power, for identity. You were made to be ruled. In the end, you will always kneel.