Instynkt [fantasy]

1
Tak oto wrzucam tekst do Weryfikacji. Trochę się boję, jednak uważam, że krytyka to podstawa. Dlatego też nie pokazuję moich tekstów znajomych. Boję się, że po ich braku obiektywizmu zderzenie z rzeczywistością będzie jeszcze straszniejsze. Zdaje sobie sprawę, że przede mną długa droga, jednak bez drogowskazów iść ciężko. Dlatego czekam na wszelką krytykę, rady jeszcze milej widziane :)

*

*



Brakowało mu już sił. Widział pot skapujący z przydługich kosmyków. Za nic w świecie by jednak tego nie okazał. To był jego pomysł, by wynieś Hetha na spacer. Poprawił chłopca na plecach.

-Nie jest ci zimno? – Byle uspokoić oddech! Był Fortysem! Osiągał piętnaście centymetrów! No dobra, tylko raz osiągnął, gdy pomógł mu trochę wiatr. To nie jest istotne! Zganił sam siebie. Babcia zawsze twierdziła, że wiara w siebie, to już połowa potęgi.

Czuł, że chłopiec drży, usłyszał jednak ciche jak szmer westchnienie.

-Nie... Jest wspaniale!- Heth nigdy do tej pory nie był nocą na wzgórzu i on postanowił to zmienić. Przy pełni księżyca, rozciągał się stąd niesamowity widok. Teoretycznie wszystko wyglądało pięknie. Gdy dowlekł się nareszcie na górę, nie mógł złapać oddechu i było mu nieziemsko gorąco.

Oparł chłopca o samotną wiśnie i oddał mu swoją bluzę.

- Kiba! Zmarzniesz, a ja nie..

- Nie... naprawdę... ciepło mi...- Wysapał skrajnie wyczerpany. Co go podkusiło by za pierwszym razem od razu taka wyprawa?

Wbrew wszelkiej logice położył się na wilgotnej trawie i wpatrywał w bezksiężycowe, usiane gwiazdami niebo.

- Kiba?- Heth nie lubił, gdy chłopak wpadał w te długie okresy mrocznej ciszy. Nie oczekiwał odpowiedzi. On nigdy dużo nie mówił. Nigdy się też nie litował. Za to go lubił.

- Mógłbyś zerwać wiśnie?- Nie to chciał powiedzieć. Nigdy nie mógł powiedzieć tego co zamierzył. Po prostu nie przeciskało się to, przez ściśnięte nagłą, niewyjaśnioną obawą gardło.

Ciężko mu było pytać o cokolwiek, ponieważ, on nie miał o czym opowiadać. Nic ciekawego w życiu nie widział. Nic nie dokonał.

- Po cholerę mam zrywać jak masz w plecaku? – Chłopiec zaczerwienił się. Dobrze, że było ciemno.

- Kiba?

- Wyduś to z siebie, bo zaraz ci się zachce ciepłego mleka, a nie będę leciał.

- Jak to jest w mieście co? Ludzie w zajeździe opowiadają o wysokich budynkach. O teatrach! O wielkich i kolorowych jarmarkach! O ulicznych śpiewakach! – Zamilkł wpatrzony nagle w swój piękny i kolorowy świat wyobraźni. Przez dłuższą chwilę milczeli obaj. Chłopiec tracił już nadzieję, gdy towarzysz odpowiedział.

- A opowiadają o brudnych i cuchnących rynsztokach, w których płynie dosłownie wszystko oprócz czystej wody? Pewnie nie wspominają o całym brudzie miasta. O biedocie, która zamieszkuje w kamienicach takie dziury, że nasz Maurycy nie postawiłby tam łapy. A jeśli już, potem lizałby ją tydzień.

Miasto Heth... Miasto jest piękne i kolorowe, kiedy jesteś bogaczem i po rozmokłej plusze jeździsz karetą. Kiedy masz na obiad tylko w mieście dostępne dziwne przysmaki. Jest jednak tylko śmierdzącym więzieniem, kiedy po śniegu biegasz w „kapciach” zrobionych ze starego worka, a rarytasy wąchasz grzebiąc w śmietniku koło restauracji. – Umilkli obaj. Chłopiec rozważał powoli. Zdecydował jednak, że woli obraz pięknego i kolorowego miasta. Idylli. Lubił takie małe ziemskie Arkadie. Wiedział, że ich nie ujrzy, jednak świadomość ich istnienia dawała mu dziwną radość.

Cisza znów dzwoniła w uszach. Chyba pierwszy raz w życiu Hetha było tak cicho.

W klasztorze zawsze były dźwięki. Miliony drobnych, pojedynczych odgłosów, które rozpoznawał z chirurgiczną precyzją. Brak jakiegokolwiek, spowodowanego przebywaniem ludzi szmeru, niepokoił go.

Czuł się bardzo mały i samotny w obliczu całej tej mrocznej natury. Zadrżał pod mocnych podmuchem i otulił się ciepłą kurtką towarzysza. Obecność obok kogoś tak mocno stąpającego po ziemi była... wspaniała. Miał wrażenie, że bez niego rozpłynąłby się gdzieś pomiędzy cykaniem owadów, a podmuchem wiatru. On był kotwicą która łączyła go z ludzkością.

- Znowu dumasz, co? – Głos wytrącił go z zamyślenia. Spojrzał na młodzieńca przeciągającego się obok i zazdrościł mu po raz setny, w tym samym momencie wstydząc się tego uczucia. Zwinnie jak małpa Kiba wspiął się na drzewo i zerwał kilka wiśni.

- Masz. Ale teraz musisz to zjeść. – Wcisnął mu w garść świeże owoce. Heth bojaźliwie obracał wiśnię w palcach.

- Babcia mówi, że..

- Nie je się nie mytych rzeczy bo wypadną ci włosy i zżółkną paznokcie- Dokończył drugi Fortys i uśmiechnął się do gwiazd.

- Uwierz, zjadłbyś gorsze rzeczy i miałbyś wszystkie zęby. Poza tym, przyda nam się jak wypadnie nam trochę włosów, będzie mniej roboty – Obaj mieli bujne czupryny. Delikatne blond włosy Hetha budziły zachwyt, srebrne włosy Kiby niepokoiły. Nikt nie chciał nazywać ich siwymi. Wcinający brudne owoce chłopiec wiedział. W końcu w każdym wieku można osiwieć prawda? Nie trzeba być starcem.



*

- Zatrzymaj bluzę. Trzymasz się?

- Nie jestem za ciężki?

- Jesteś. - Powoli wstał i chwycił mocno pod łokcie bezwładne nogi chłopca.

W dół będzie jednak łatwiej, prawda? Musi być. Poprawił swój żywy dobytek i ruszył w drogę powrotną.

Błysk poraził ich oboje, chociaż Heth później upierał się, że dostrzegł drzwi. Kiba instynktownie sięgnął by ściągnąć chłopca z pleców, jednak nie zdążył. Wybuch odrzucił ich o dwa metry dalej.

*

- Och Kiba! – Heth odwrócił się na swoim mobilnym krześle i wbił spojrzenie w kolegę. Dojrzał szybko powiększający się ślad po Mknącym Kosturze Babci.

- Obudziła się. – Mruknął pocierając czoło, na którym wznosił się majestatyczny guz.

- Babcia nikogo nie wpuszcza, a jak powiedziałem, że należy się znaleźne to sam wiesz. – Chłopiec pokiwał głową.

- Gert mówi, że ona nic nie pamięta. – Na chwilę umilkli, zatopieni w myślach. Gdy Heth chciał się odezwać zrobił to jego towarzysz.

- Trock prześledził sygnały na wieżach. Mówią, że najnowszy mutant zrobił multiplację dziesiątego stopnia i porozrzucał sporą część naszego i wrogiego wojska, by ukryć gdzie uciekł. – Kaleka szeroko otworzył oczy. Multiplacja? Przecież to oznacza, że…

- Sądząc po śladach przeszła przez osiem portali. Babcia mówi, że niekoniecznie, ale odźwierny jest przekonany, że ześwirowała.

- To niewiarygodne. Dlaczego jej nie rozerwało? Ten portal, który mi widzieliśmy. Był strasznie niestabilny. – Dostrzegł, że Fortys zaciska i rozprostowuje palce.

- Nienawidzę tych mutantów. Ona najprawdopodobniej umrze, więc reszta pewnie też. – Heth zamyślił się na dłuższą chwilę. Zadrżał w momencie gdy sobie coś uświadomił.

- Kiba… multiplacja dziesiątego stopnia?

- Tak. W domu też mówią, że to niemożliwe. Dziesięciu Fortysów z bestią nie dałoby rady utrzymać dziesięciu zwykły portali. Tamten mutant, jeszcze zrobił z nich multiplację. Wiesz co to dokładnie jest? – Chłopiec pokręcił głową. Kiba wyprostował się.

-Widziałem coś takiego w mieście. Trzech mutantów stworzyło dwa portale i wrzuciło w nie człowieka. On przebywa drogę z portalu do portalu. Jakby odbijając się od nich. Z momentem upływu mocy, portale stają się niestabilne i…

- Zrozumiałem. – Zamilkli znów i Heth wpatrzył się ze współczuciem w towarzysza.

*

- Plameno. Teraz wprowadzę chłopców, którzy cię znaleźli. Dobrze? – Spojrzała na dziewczynę i ta otworzyła oczy. Uśmiechnęła się szeroko. Wyraz niesamowitej radości na jej twarzy rozjaśnił malutki pokoik. Było tu przytulnie, podczas gdy na dworze szalała ulewa.

- Tak Babciu! – Poderwała się i podbiegła do małej sukienki leżącej na krześle. Vita musiała pożyczyć ją od jednej ze służących. Ubranie dziewczyny, które po długich oględzinach, zdawało się być żołnierskim mundurem, było w fatalnym stanie.

Pomimo dużego bandaża obejmującego udo, dziewczyna poruszała się zwinnie i zgrabnie.

Babcia przyjrzała się jej z niepokojem. Multiplacja musiała zostawić jakieś zniszczenia także w jej umyśle, biorąc pod uwagę jak potraktowała jej ciało. Może dziewczyna nie odczuwa już bólu tak jak inni? A może po prostu tak jak twierdził stary Rom jest wariatką. Pytanie wytrąciło ją z równowagi.

- Mogę ją założyć prawda? Nie mogę przyjmować gości w piżamie. Będę mogła złożyć tę sukienkę? Oh jaka ona piękna! – Pokręciła głową. Dwa dni temu Plamenie, jak ją nazwano na cześć patronki niezapowiedzianych gości, wróciła część wspomnień. Kilka urywków z dzieciństwa, zdarzenia, słowa, emocje. Zbyt mało by choćby skompletowała z nich członków rodziny. Wystarczająco jednak by było wiadomo, że urodziła się i wychowała w najgorszych slumsach.

- Oczywiście, że możesz. Jesteś głodna? – Spojrzała na jej nagły rozmarzony uśmiech. – No tak, głupie pytanie. Karzę podać drugie śniadanie.- Dziewczyna rzuciła się na nią i uścisnęła mocno. Po czym z radosnym śmiechem zakręciła się wokół swojej nowej zdobyczy.

- Jak ona się czuje? – Zaniepokojony głos bibliotekarza i smuga szarego dymu doprowadziły ją do załomu korytarza, gdzie staruszek przycupnął na niskim taborecie. Zmieniali się by jej pilnować.

- Ja nie wiem Adam. Ja naprawdę nie wiem. Wydaje się zdrowa. – Pokręciła powoli głową, on za to pokiwał.

- Martwi cie ta jej radość? Była kiedyś taka piosenka Pomyleni mają w głowie słoneczko. -

Na dźwięk skrzypiących drzwi obrócili się oboje. Była niziutka i tak wychudzona, że była jak Plama na sztandarze wojska. Dawno jednak ustalili, że nie mogła być zwyczajnym żołnierzem. Pewnie pracowała w szpitalu wojskowym, lub była gdzieś zwyczajnym popychadłem.

Jej długie włosy były tak skołtunione, że tylko ścinając je bardzo krótko, mogła sobie poradzić. Na oko mogła mieć jakieś piętnaście lat, chociaż po zbadaniu jej potencjonometrem wiedzieli, że ma siedemnaście i jest trzycentymetrowcem.

Miała duże niebieskie oczy, okolone długimi gęstymi rzęsami. Brązowe włosy po kilkakrotnym myciu i czesaniu okazały się nawet lśniące.

Zakręciła się w miejscu i wbiła w nich wyczekujące spojrzenie jasnych oczu. Nie była jednak ładna, co już wcześniej bezlitośnie dostrzegł Kiba. Urody także nie dodawały jej zadrapania i ranki powstałe podczas multiplacji.

- Jak wyglądam? – Zakręciła się jeszcze raz. A bibliotekarz ostatkiem sił odgonił od siebie pokusę by powiedzieć Jak wieszak

- Świetnie. Twarzowy kolor. – Mruknął cicho. Sukienka była zgrzebna i szara. W zasadzie ten komplement, był obrazą dla twarzy dziewczyny.

- Idziemy Babciu? Chciałabym poznać chłopaków. No i podziękować. – Roześmiała się. Głos miała bardzo przyjemny. Taki miękki. Staruszka rzuciła mu kolejne długie spojrzenie i poprowadziła schodami na dół. Dziewczyna cały czas mówiła coś wesoło.

Przecież powinna być zagubiona w tym miejscu. Zła na tego mutanta. Sfrustrowana. Nie wiem jeszcze jaka, z pewnością jednak nie taka wesoła! Zezłościła się na swoje myśli. To, że ona była zgorzkniała i stara, nie znaczyło, że ktoś tak młody musi być wariatem by się cieszyć.

Zastanawiała się jak zareaguje na widok chłopców. Czy zastanowi ją widok ruchomego krzesła Hetha? Odważy się zapytać, czy przemilczy to? Ta jednak wpadła jak burza do pokoju i ze śmiechem wyciągnęła rękę ku niemu.

- Cześć jestem Plamena. Chociaż mów mi Plama. Bardzo się cieszę, że mogę cię poznać Hethie! Wiele o tobie słyszałam! – Chłopiec spojrzał na nią zdziwiony, jej brakiem zaskoczenia. Tak naturalnie przeszła nad jego kalectwem, jak jeszcze nikt.

Dłużej za to zatrzymała się przed Kibą. W jej umyśle zapłonęła jakby informacja. Zna taki typ człowieka. Twardy od obijania się o bruk. Był młody, niewiele od niej starszy. Widziała zaciśnięte mięśnie pod jego wydatną szczęką. Duże zielone oczy spoglądały nieprzyjaźnie spod ściągniętych brwi. Był bardzo przystojny. Wiedziała jednak, na kogo by wyrósł spędzając w slumsach trochę więcej czasu. Uśmiechnęła się a on drgnął.

- Miło mi cię poznać. – Chłopak patrzył na nią tym samym zimnym szacującym wzrokiem, gdy okrążała stół i zasiadła na swoim miejscu.

Po chwili Plama zagłębiła się w dyskusje z Hethem. Czekał i nie pomylił się. Już po chwili przyznała, że pamięta strzępki dzieciństwa w slumsach. Wystarczył jej jeden rzut oka, by wiedziała, kim on jest. Zacisnął zęby w bezsilnej złości.

Tyle ćwiczeń, by zmienić akcent. Samokontrola by nie rzucać się na jedzenie, tak jak ona w tej chwili. Ocean czasu by odciąć się od ludzi, których ona teraz mu reprezentowała. Wszystko na nic W mgnieniu oka wiedziała i był świadom, że w tej chwili Plama zna go na wylot.

[ Dodano: Czw 07 Maj, 2009 ]
Przepraszam, zapomniałam dodać, że to początek, niewiele mówi o fabule. Nazwy i szczegóły są wyjaśniane w dalszych częściach, które wrzucę, jeżeli ktoś wyrazi chęć. Na razie tekst krótki by nie zamęczyć/ zniechęcić :)

2
nenek pisze:Brakowało mu już sił. Widział pot skapujący z przydługich kosmyków. Za nic w świecie by jednak tego nie okazał.
Z tego wynika, że na nic na świecie nie okazałby, że widział pot skapujący z przydługich kosmyków. A zapewne nie o to Ci chodziło ; )


Czuł, że chłopiec drży, usłyszał jednak ciche jak szmer westchnienie.
Po co tam jest to 'jednak'?


Nie... Jest wspaniale!- Heth nigdy do tej pory nie był nocą na wzgórzu i on postanowił to zmienić. Przy pełni księżyca, rozciągał się stąd niesamowity widok. Teoretycznie wszystko wyglądało pięknie. Gdy dowlekł się nareszcie na górę, nie mógł złapać oddechu i było mu nieziemsko gorąco.
Błąd zapisu dialogów. To po myślniku ma być wtrąceniem narracyjnym dot. danej wypowiedzi, ewentualnie krótkim komentarzem narratora, ewentualnie myślami bohatera. A Ty pociągnąłeś tam fabułę.


Oparł chłopca o samotną wiśnie i oddał mu swoją bluzę.
Skoro bluzę, to i wiśnię.


- Kiba?- Heth nie lubił, gdy chłopak wpadał w te długie okresy mrocznej ciszy. Nie oczekiwał odpowiedzi. On nigdy dużo nie mówił. Nigdy się też nie litował. Za to go lubił.
Pogubiłem się. Kto nie oczekiwał odpowiedzi i kto kogo lubił?


- Po cholerę mam zrywać jak masz w plecaku? – Chłopiec zaczerwienił się. Dobrze, że było ciemno.
Kto się zaczerwienił? Z cytatu wynika, że ten, co mówił, ale coś mi się wydaje, że w zamierzeniu miał się czerwienić Heth. Dialogi leżą i kwiczą, autorze.


Miasto Heth...
Zwykle nie wytykam przecinków, chyba że zmieniają całkowicie sens zdania. I tutaj, autorze, brak przecinka zmienia sens i to znacznie. Zgaduj do trzech, gdzie tu brakuje przecinka ;> Poza tym umknął Ci tam myślnik rozpoczynający wypowiedź.


Miliony drobnych, pojedynczych odgłosów, które rozpoznawał z chirurgiczną precyzją.
Może się i czepiam, ale chirurgiczna precyzja w rozpoznawaniu dźwięków mi tak jakoś zgrzyta.


Zwinnie jak małpa Kiba wspiął się na drzewo i zerwał kilka wiśni.

- Masz. Ale teraz musisz to zjeść. – Wcisnął mu w garść świeże owoce. Heth bojaźliwie obracał wiśnię w palcach.
Zgrzytnęło mi to. Podał mu te owoce, siedząc ciągle na drzewie? Czy też zdążył zejść? Zbyt duży skrót myślowy.


- Znowu dumasz, co? – Głos wytrącił go z zamyślenia. Spojrzał na młodzieńca przeciągającego się obok i zazdrościł mu po raz setny, w tym samym momencie wstydząc się tego uczucia.
Znów pogubiłem się w tym, kto do kogo mówi, kto zazdrości, a kto się przeciąga.


- Nie je się nie mytych rzeczy bo wypadną ci włosy i zżółkną paznokcie- Dokończył drugi Fortys i uśmiechnął się do gwiazd.
?


- Zatrzymaj bluzę. Trzymasz się?

- Nie jestem za ciężki?

- Jesteś. - Powoli wstał i chwycił mocno pod łokcie bezwładne nogi chłopca.
Zacząłeś tym nowy podrozdział. Wypada więc zaznaczyć, kto wstał, tak będzie zwyczajnie zgrabniej.


Dojrzał szybko powiększający się ślad po Mknącym Kosturze Babci.
Ten Mknący Kostur Babci to jakaś nazwa własna? Hm... : )


Mruknął pocierając czoło, na którym wznosił się majestatyczny guz.
Gdyby to była jakaś groteska lub humoreska, to wznoszący się na czole i do tego majestatyczny guz jeszcze by uszedł. Ale w Twoim tekście brzmi to okropnie. Prędzej niech będzie coś w stylu - "Malował się okazały guz" jeżeli już koniecznie chcesz o tym guzie popoetyzowac : )


- Trock prześledził sygnały na wieżach. Mówią, że najnowszy mutant zrobił multiplację dziesiątego stopnia i porozrzucał sporą część naszego i wrogiego wojska, by ukryć gdzie uciekł. – Kaleka szeroko otworzył oczy. Multiplacja? Przecież to oznacza, że…

- Sądząc po śladach przeszła przez osiem portali. Babcia mówi, że niekoniecznie, ale odźwierny jest przekonany, że ześwirowała.
Nic nie rozumiem. I nie dlatego, że nie znam reszty utworu, tylko dlatego, że masz problemy z podmiotem. Kto przeszedł przez osiem portali? Multiplacja czy babcia? Kto ześwirował babcia, czy multiplacja? ;)


Dlaczego jej nie rozerwało? Ten portal, który mi widzieliśmy. Był strasznie niestabilny.
A dlaczego Twoje zdanie rozerwało na dwa mniejsze i bez sensu?


- Nienawidzę tych mutantów. Ona najprawdopodobniej umrze, więc reszta pewnie też. – Heth zamyślił się na dłuższą chwilę. Zadrżał w momencie gdy sobie coś uświadomił.

- Kiba… multiplacja dziesiątego stopnia?

- Tak. W domu też mówią, że to niemożliwe. Dziesięciu Fortysów z bestią nie dałoby rady utrzymać dziesięciu zwykły portali. Tamten mutant, jeszcze zrobił z nich multiplację. Wiesz co to dokładnie jest? – Chłopiec pokręcił głową. Kiba wyprostował się.

-Widziałem coś takiego w mieście. Trzech mutantów stworzyło dwa portale i wrzuciło w nie człowieka. On przebywa drogę z portalu do portalu. Jakby odbijając się od nich. Z momentem upływu mocy, portale stają się niestabilne i…

- Zrozumiałem. – Zamilkli znów i Heth wpatrzył się ze współczuciem w towarzysza.
No a ja właśnie w tym momencie przestałem rozumieć cokolwiek. Więc machnąłem ręką na dalsze czytanie. Ja wiem, autorze, że to potem wszystko miało by się w większym lub mniejszym stopniu rozjaśnić da czytelnika i pisarze czasem stosują taki chwyt. Jednak Ty ten chwyt zastosowałeś na tyle nieumiejętnie, że zamiast budzić u czytającego ciekawość, sprawiasz, że czytający drapie się po głowie, a gdzieś w połowie macha ręką, jak ja. Bo i tak gówno rozumie z samej fabuły, multiplacji, portali i mutantów, a jakby tego było mało to jeszcze dodatkowo sam zapis dialogów sprawia, że czasem nie wiadomo, kto, do kogo co mówi. Nietopsie, nietopsie.



Ogólnie mówiąc - piszesz bardzo nierówno. Dialogi strasznie kuleją. Raz stawiasz kropki przed jednym myślnikiem, raz przed drugim. Gubisz podmiot, czytający czasem musi się zatrzymać tylko po to, by się zastanowić, co autor miał na myśli. A to bardzo źle.



Napisałem, że piszesz nierówno, bo jak nie męczysz dialogów, to opisy miewasz niezłe. Czytając, zdarzyło mi się ze dwa razy pomyśleć - o, jak fajnie napisane. : ) Potencjał jest, jakieś wyczucie pióra też, szkoda tylko że ginie to gdzieś wśród technicznych błedów z dialogami i dochodzeniu, co też autor miał na myśli.



Proponuję, zamiast fragmentu, wrzucić tu jakaś miniaturkę, która stanowi zamkniętą całość. Bo wiele na podst. powyższego się niestety powiedzieć nie da.



Pozdrawiam.

[ Dodano: Czw 07 Maj, 2009 ]
Ups, umknęła mi gdzieś po drodzę między portalem, a multiplacją płeć autorki. Jeżeli użyłem gdzieś formy męskiej, przepraszam :)

[ Dodano: Czw 07 Maj, 2009 ]
Jeszcze jedna rzecz, o której zapomniałem - masz spore problemy z przecinkami. Ja choć żadnego przecinka Ci nie wytknąłem (prócz jednego), to co rusz napotykałem na błąd interpunkcyjny; w większości z braku przecinków. Polecałbym pouczyć się zasad stawiania tych znaków. Może ktoś po mnie, kto ma więcej cierpliwości i czasu, te przecinki Ci wskaże.

3
Dziękuję bardzo za taki szybki odzew! Wezmę do serca i spróbuje "znormalizować" dialogi by można je było zrozumieć. :D Z miniaturkami mam niestety problem, ponieważ pomysł u mnie w głowie rodzi się nagle i fabuła rozwija się i rozdyma natychmiast. Wiem, że powinnam się wprawiać w formach krótszych i pracuje nad tym. Dzięki za chęci :)

4
Jest jednak tylko śmierdzącym więzieniem, kiedy po śniegu biegasz w „kapciach” zrobionych ze starego worka


Nie potrzeba cudzysłowów. Z tekstu dokładnie widać, o jakie kapcie chodzi.


- Jak wyglądam? – Zakręciła się jeszcze raz. A bibliotekarz ostatkiem sił odgonił od siebie pokusę by powiedzieć Jak wieszak


Zrób z tego jedno zdanie. Przecinek i już.





Teraz przyznam, że masz prawo być na mnie zła. Nie jestem w stanie tego zweryfikować. Czytałem to już dwa razy, za każdy razem gdzieś mi się odechciewa. Tekst w ogóle nie przypadł mi do gustu, mało tego, ma to "coś" co sprawia, że ja go nie czytam, tylko oczka mi lecą po literkach. Może to przez początek? Tak, chyba, tak. Dialogi, szczególnie te dłuższe, są pisane w dziwny, naprzestawny sposób. Przy opisach miasta widać to wyraźnie - albo są stylizowane (co wychodzi źle) albo po prostu brakuje ci wprawy (ten sam efekt). Nie jestem w stanie ocenić tego tekstu...



[ Dodano: Sro 17 Cze, 2009 ]

EDIT: To już 3 post, z którego mnie wyrzuca :(
Ostatnio zmieniony śr 17 cze 2009, 08:46 przez Martinius, łącznie zmieniany 1 raz.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

6
Przeczytałem, mniej więcej do połowy.
Jest sporo błędów. Wiele z nich zostało wyłapanych przez poprzedników. Trochę tego za dużo jak na tak krótki tekst. Musisz poćwiczyć zapisywania myśli w logicznym ciągu, bo czasem się on gubi i ciebie.
Tekst ma raczej wydźwięk opowiastki dla dzieci. Nie wiem czy to dobrze czy źle. Literatura dziecięca jest bardzo fajna, ale podobno dzieci są okropnie wymagającymi czytelnikami.

Popieram rady przedmówców, sam nie mam chyba innych spostrzeżeń w tym przypadku.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”

cron