Trzecia i, jak na razie, ostatnia z planowanych odsłon cyklu "Byt, czy kit" na WM. Starałem się zastosować do wszystkich uwag, jakie mieliście do moich poprzednich opowiadań. Ponownie proszę o wytykanie wszelkiej maści błędów.
Nie przedłużając:
O tym, jak w kablu telewizji zabrakło…
- Myśl o naszym wspólnym obiedzie trzymała mnie przy życiu cały dzień… - westchnął Darek, wpatrując się głęboko w oczy swej drugiej połówki.
- Mnie też, misiu pysiu… - z uśmiechem odparła Hanuś, trzepocząc zalotnie rzęsami.
- Mam nadzieję, że będzie ci smakować. To najlepsza włoska knajpa w okolicy. Obsługa jest miła, ceny niezłe. Tylko ciężko znaleźć stolik.
- Ale nam się udało… - stwierdziła rozpromieniona kobieta.
- Owszem. – Przytaknął Siepacz, nachylając się, by skraść pocałunek od swojej wybranki.
Świdrujący dźwięk telefonu wyrwał się z darkowej kurtki.
- Przepraszam. – Właściciel komórki nerwowo sięgnął za pazuchę. Widząc na wyświetlaczu swój domowy numer, zdenerwował się nieco. – S-słucham?
- Tu Marvus. Jest problem. – odparł chrypliwy głos po drugiej stronie.
- Domyśliłem się. Co jest, sąsiadka z dołu znowu kogoś zabiła?
- To nie jest śmieszne. Wiesz ile wysiłku kosztowało mnie wybicie numeru telefonu? Chciałem wyręczyć się listonoszem, ale on chyba wykorkował na zawał, jak mnie zobaczył.
- Mam martwego listonosza w mieszkaniu?
Pozostali klienci restauracji skierowali swą uwagę na stolik Darka, a Hanuś zakrztusiła się popijaną właśnie wodą.
- Tak, ale ja nie z tym dzwonię. Chodzi o kablówkę. – wytłumaczył Marvus. – Wygląda na to, że padła. Telezakupy śnieżą od kwadransa.
- Uśmierciłeś pracownika poczty, bo pieprzona telewizja nie działa? – Darek wyszeptał nieco dyskretniej do słuchawki.
- Mniej więcej.
- Świetnie.
- Podsumowując… - Niezbyt rozgarnięty funkcjonariusz policji zerknął do notatek, podczas gdy przybyli na miejsce sanitariusze uwijali się z nieproszonym ciałem. – Wrócił pan do domu i zastał obywatela Lesława Nosiwora leżącego na podłodze.
- Zgadza się – przytaknął Dariusz.
- A jak ów obywatel znalazł się w pańskim mieszkaniu?
- Cóż… - Po skroni Darka spłynęła pojedyncza kropla potu. – Wychodzi na to, że zostawiłem otwarte drzwi do mieszkania. Ten pan zapewne wszedł do środka licząc, że ktoś jednak jest w domu. A tam pewnie dostał zawału i, co tu dużo mówić, kopnął w kalendarz.
- Lepiej bym tego nie wydedukował. – Uśmiechnął się policjant, zakładając służbową czapkę. – W takim razie dobrej nocy życzę i zapraszam jutro na posterunek, dopełnimy formalności.
- Oczywiście. Do widzenia! – Siepacz pożegnał służby publiczne i zatrzasnął za nimi drzwi.
- Zawsze twierdziłem, że nie ma lepszego alibi niż zbiorowa hipnoza – stwierdził Marvus, pojawiając się znikąd tuż obok Darka.
- Kiedy zorientują się, że coś z nimi nie tak?
- Powinni ocknąć się jutro, jak już wszystkie papiery będą podpisane, ciało będzie w kostnicy, a oni będą zbyt oszołomieni, żeby zadawać dalsze pytania.
- A tak w ogóle, to jestem w szoku, że aż tak mi pomogłeś.
- Nie robię tego za darmo – wytknął fantom. – Masz naprawić kablówkę, inaczej wszystko odkręcę, a ty zawrzesz nowe znajomości na Montelupich.
- Wspominałem już, że cię nienawidzę?
- Dzisiaj jeszcze nie.
- Umrę w tej kolejce… - westchnął Darek, siedząc pomiędzy setką innych petentów w ogonku.
- Przypomina mi się historia, którą słyszałem za komuny – odezwał się Marvus, urzędując jak zwykle w zestawie słuchawkowym darkowej komórki. – Podobno jakaś kobieta dostała zawału w kolejce, bo policzyła, że rzucili za mało pralek, żeby starczyło i dla niej.
- To w sumie nic nadzwyczajnego. Wtedy mało czego starczało dla wszystkich.
- Ale to jeszcze nie koniec! – dodał fantom. – Jak się później okazało, w domu tej babki były już dwie pralki i żadna z nich nie działała, bo nie było bieżącej wody!
- Cóż… - Siepacz uśmiechnął się pod nosem. – Nie od dziś księża grzmią, że konsumpcjonizm nas zgubi.
- A propos księży, jak tam twój brat? – zainteresował się Marvus. – Podobno miał wczoraj jakąś poważną akcję na mieście. W moich kręgach aż huczy!
- To nic takiego. Odprawiał egzorcyzmy nad jakąś uczennicą. Na końcu okazało się, że panienka nie była opętana. Przez tych pieprzonych emo ciężko stwierdzić, komu musi pomóc egzorcysta, a komu psychiatra.
- Smutne, ale prawdziwe.
Stare jak świat neonówki bez ostrzeżenia zamigotały, by po chwili zgasnąć. Jęk zawodu odbił się echem w pełnym ludzi korytarzu.
- Proszę wszystkich o spokój – zarządził jeden z techników, który akurat opuścił swój pokój. – Z powodu awarii zasilania jesteśmy zmuszeni zawiesić przyjmowanie petentów w dniu dzisiejszym. Proszę wszystkich państwa o udanie się do wyjścia.
- To by było na tyle, jeśli chodzi o twoją kablówkę – stwierdził Darek, podnosząc się z miejsca.
- Szlag! – warknął Marvus. – Znowu nie dowiem się, ile kosztuje ten nowy grill elektryczny z funkcją samoczyszczenia…
- Nie łam się – Siepacz pocieszał towarzysza, wolnym krokiem oddalając się od budynku. – Obejrzysz sobie maraton „Sunset Beach” i jakoś dożyjesz jutra.
- Dziękuję, postoję – uciął fantom. – Nie oglądam tego gówna odkąd ślub trwał dwanaście odcinków i w końcu się nie odbył.
- Każdy ma prawo do wątpliwości…
Jasny rozbłysk niebieskiego światła przerwał Siepaczowi w pół zdania. Obróciwszy się dostrzegł, że źródłem jasności było nic innego, jak stojąca przy ulicy Gorzelniczej 102a siedziba kablówki.
- Ktoś źle zwarł kable, czy jak? – zastanowił się.
- Sam żeś jest źle zwarty! – burknął fantom. – Ta buda jest nawiedzona. Wracamy.
Jeszcze niedawno pełny ludzi budynek teraz świecił pustkami, nawet urocza recepcjonistka Agatka ulotniła się ze stałego miejsca za ladą.
- Jest tu kto?! – krzyknął Dariusz w głąb korytarza, lecz odpowiedziało mu tylko echo.
- Możesz nie drzeć mi się do ucha? – z wyrzutem spytał fantom, pojawiając się w całej, czerwonookiej krasie tuż obok towarzysza.
- To znaczy gdzie? Bo przy twojej luźno zdefiniowanej anatomii ciężko poznać, gdzie owe uszy są.
- Goń się!
- Oczywiście zdajesz sobie sprawę, że nie mam sprzętu, żeby rozprawić się z jakimkolwiek duchem, a tym bardziej czymś gorszym. – Siepacz zmienił temat.
- Trzeba było chociaż zabrać ze sobą srebrną zastawę. Może akurat by zadziałało? – odparł Marvus.
Wraz z zachodzącym słońcem ciemniały opuszczone korytarze. Wreszcie, po obejściu całego budynku Darek doszedł do następującej konkluzji:
- Wszyscy wsiąkli…
- Jak do tego doszedłeś? – spytał fantom. – Naprowadziła cię cisza, brak odpowiedzi na nawoływania, czy może strzelałeś?
- Zamiast zrzędzić, rzuciłbyś jakiś pomysł, jak ich odnaleźć.
- Przepraszam, ale byłem odcięty od telezakupów już około osiemnaście godzin, więc nie dziw się, że jestem spięty.
- Co ty robiłeś, zanim w ogóle wynaleziono kablówkę? – zainteresował się Siepacz.
- Czytałem nekrologi w gazetach. To były cieeemne czasy…
- Zostało nam do sprawdzenia jeszcze jedno pomieszczenie… - stwierdził Darek.
- Nieupoważnionym wstęp wzbroniony. Brzmi zachęcająco – dodał Marvus.
- Zamknięte. – Mocując się z klamką wystękał mężczyzna. – Trzeba to będzie wyważyć.
- Nie ma takiej potrzeby – odparł fantom i zbliżył się do zamka. Mechanizm zgrzytnął, uwalniając drzwi. – I po krzyku.
- I pomyśleć, że ja zmieniam za ciebie kanały w telewizji…
Widok, jaki zastali po drugiej stronie drzwi był zaskakujący. Cała obsługa kablówki, około dwudziestu osób, siedziała pośrodku ciemnego pokoju przed rozstawionym projektorem, na którym wyświetlany był 11291 odcinek „Mody na sukces”. Seans odbywał się w całkowitej ciszy, bez dźwięku.
- Zbiorowa hipnoza, gdzie się nie obrócisz, wszędzie ona – ocenił Marvus.
- To jakiś idiotyzm… - skwitował Darek.
- Ano… - Fantom skinął głową. – Po jaką cholerę oglądać stare odcinki, skoro nowe lecą na bieżąco?
Cichy, rozpraszający uwagę szmer dobiegł z drugiego końca pomieszczenia.
- Czyżby szczury? – zastanowił się Siepacz, sięgając po leżący na podłodze metalowy pręt. – Nienawidzę szczurów.`
- Co ty, w sosie własnym są pycha! – odparł rozradowany fantom. – Poza tym, w nawiedzonym budynku kablówki szczury są ostatnią rzeczą, jaką musimy się przejmować.
- I to mówi ktoś, kto wykorkował, bo przestraszył się myszy.
- To podłe kłamstwa! – zagrzmiał Marvus. – Nie udowodnisz tego!
Dwa ziejące żółcią ślepia zaświeciły się w kącie.
- Zamawiałeś oświetlenie sceniczne? – spytał Dariusz, odruchowo zasłaniając oczy.
- Ja nie, ale Jim Morrison w drugim pokoju na pewno się ucieszy.
- Witam panów… - odezwał się głęboki, ponury głos. – Dlaczego tak długo kazaliście na siebie czekać?
- Bo ten idiota nie chciał uwierzyć, że ta buda jest nawiedzona – odparł fantom, wskazując na nieco oszołomionego Darka. – Swoją drogą, kopę lat Avier!
- Chcesz powiedzieć, że znasz tę chodzącą latarkę? – spytał Darek.
- Oczywiście idioto, to mój brat! Nie widzieliśmy się od…
- Od trzydziestego siódmego… – dokończył Avier.
- Racja. Od naszej wycieczki na Hindenburgu… - przytaknął Marvus. – To była impreza.
- Taa. A ci debile ciągle myślą, że to był wypadek – zarechotał żółtooki, „wypływając” z cienia.
- Jeśli grilla można nazwać wypadkiem, to mają rację. No, powspominaliśmy dawne czasy, ale wciąż jeszcze nie wiem, dlaczego odciąłeś mi kablówkę!
- To proste. Żeby cię tu zwabić i unieszkodliwić.
Niezręczna cisza zapadła na zapleczu.
- Widzisz… – kontynuował Avier. – Twoje ostatnie poczynania, a szczególnie zawiązanie dziwacznej spółki z tym… indywiduum, bardzo martwią całe środowisko. Ilość duchów i demonów pozbawionych miejsc zamieszkania mocno ostatnio wzrosła, podobnie zresztą jak ich niezadowolenie.
- To tłumaczy dlaczego nie wpuszczono mnie ostatnio na imprezę na Saskiej Kępie… - skwitował Marvus.
- Dlatego też, jako twój brat, zostałem poproszony o pokojowe rozwiązanie sporu i doprowadzenie cię do porządku. Bo chyba nie chcesz zadzierać z Szefem?
- Skąd. Z kim bym wtedy grał w karty?
- Otóż to. A teraz, jako gest dobrej woli, pozbędziesz się tego wypierdka. Pokaż, że wciąż jesteś jednym z nas. Wyślij go do wariatkowa, albo zrzuć z budynku… - zaproponował Avier.
Marvus i Darek spojrzeli na siebie pytająco.
- Wysłanie go do łóżka i zafundowanie maratonu telezakupów oczywiście nie wchodzi w grę? – spytał czerwonooki.
- Też mi kara. Fundujesz mi to za każdym razem, jak chcesz pójść na panienki. A potem ja muszę tłumaczyć się Hanuś, że „coś mnie opętało” – skwitował Siepacz.
- Wiesz, nie ułatwiasz mi ratowania twojego żałosnego tyłka. – Ponuro odparł Marvus.
- Zabierzesz się w końcu do roboty, czy to ja mam pokazać ci jak teraz pozbywamy się natrętnych śmiertelników? – spytał wyraźnie poirytowany Avier.
- „Nie poganiaj mnie, bo tracę oddech” – zanucił czerwonooki, po czym szeptem zwrócił się do swego towarzysza. – Darius, powiedz mi, jak szybko potrafisz zwiewać?
- Byłem mistrzem szkoły na setkę – odparł dumnie Siepacz. – Szkoda tylko, że mowa o setce wódki.
Marvus ze zrezygnowaniem przewrócił czerwonymi gałami, dzięki czemu zauważył, że pierwotnie spokojnie siedzący ludzie teraz stoją naokoło z tępymi wyrazami twarzy.
- MÓÓÓÓZG!!! – zakrzyknął zgromadzony tłum.
- Zawsze twierdziłem, że „Moda na sukces” szkodzi… - skwitował Darek.
- Cóż, skoro nie kwapisz się do roboty, nie pozostaje mi nic innego, jak wyręczyć cię, a potem doprowadzić przed oblicze Szefa. – Avier poinformował brata, wycofując się powoli za zgromadzonych ludzi.
Wianuszek bezmózgich telefanów ściśle otoczył towarzyszy.
- Nie budziłem takiego zainteresowania od studniówki. – Dariusz otarł gromadzący się na czole pot. – Masz może jakiś genialny pomysł, który nas z tego wyciągnie?
- Kilka. Tyle tylko, że wszystkie biorą pod uwagę ratowanie mojego przewiewnego tyłka i zostawienie ciebie na pastwę fanów Ridge’a Forrestera… - odparł fantom, odlatując nieco na bok. – Sorry Dariusz, ale nie mogę sobie pozwolić na odcięcie od swojego światka, nawet kosztem twojego zabawnego towarzystwa i stałego dostępu do telezakupów.
Siepacz zdębiał. Został sam pomiędzy odurzonymi zbiorową hipnozą pracownikami kablówki.
- Niech cię szlag… - warknął pod nosem, przygotowując się na nieuniknione.
- Proszę, proszę, nie spodziewałbym się, że odejdziesz od swojego ziemskiego kompana ot tak, po prostu – przyznał Avier, obserwując żółtymi ślepiami, jak jego czerwonooki brat powoli wycofuje się za krąg.
- Karty z szefem przeważyły szalę… - odparł Marvus, zrównując się z bratem w zaciemnionym kącie. – Co zamierzasz z nim zrobić?
- Nic szczególnie nowatorskiego. Zrzucenie z budynku, albo doprowadzenie do szaleństwa i zrzucenie z dachu.
- Nie no, co ty. – zaśmiał się fantom o czerwonych gałach. – Radzę coś lepszego. O, wmówimy im, że Darius to Brooke Logan Forrester, rozszarpią go na strzępy!
Avier z politowaniem spojrzał na rozentuzjazmowanego brata.
- Za dużo telewizji Marvus, o wiele za dużo…
Tymczasem otoczony wianuszkiem „fanów” Darek wciąż nie mógł opracować sensownego planu działania.
- A mogłem złożyć wniosek o przyznanie broni palnej… - Myślał głośno obserwując, jak jego przestrzeń życiowa zmniejsza się z chwili na chwilę. – Poparłbym wniosek zeznaniem, że sąsiadka z dołu żyje w jednym mieszkaniu z zamordowanym mężem w ścianie…
Wreszcie, gdy Siepacz wciąż zastanawiał się nad swoim marnym losem, jedna z recepcjonistek, zaatakowała. Z obłędem w oczach i „móóóóóózgiem” na ustach pani Agatka rzuciła się na Darka, niemalże powalając go na podłogę.
- Spadaj idiotko! – krzyczał, miotając się na boki. – Odwal się do cholery…! NIE!!! Zostaw włosy!!! Wszystko, tylko nie włosy!!!
Mieszanie we fryzurze było tym jednym krokiem za daleko. Zirytowany Siepacz sprzedał dziewczynie uderzenie łokciem w brzuch, które przekonało ją, by poszukać okazji gdzie indziej.
Niestety, to był dopiero początek. W chwilę po panience z recepcji na scenę wkroczyła główna księgowa. Kobieta o słusznej posturze, nosząca bezkształtny sweter i kraciastą spódnicę. Ani gabaryty, ani nieprzystosowany do walki ubiór nie zatrzymały jej jednak przed wykonaniem długiego wślizgu i dosłownym ścięciem Dariusza z nóg. Głuche tąpnięcie i tumany kurzu wypełniły pomieszczenie.
- To by było chyba na tyle… - skwitował Avier widząc, że Siepacz nie ma siły wrócić do pionu. – To co, dokończ go, a potem spadamy na Wawel. Szef pewnie się niecierpliwi.
- Ja mam go dobić? – spytał Marvus niepewnie.
- A dlaczego to ja mam odwalać całą robotę? – obruszył się żółtooki. – Okażże trochę dobrej woli i dobij sukinsyna!
Krąg zahipnotyzowanych rozstąpił się, a czerwonooki podpłynął nad poległego ekstowarzysza.
- Nienawidzę cię… - wykrztusił Darek, plując krwią.
- Jak bym nie wiedział… - usłyszał w odpowiedzi. – To co, gotowy na zakończenie przedstawienia?
- Nie.
- Trudno…
Marvus zbliżył się do Siepacza, przejmując jego ciało. Czerwonooki człowiek podniósł się z gleby, ocierając krew spływającą z rozwalonej wargi.
- Grawitacja potrafi przywalić… - skwitował obrażenia.
- Nie potrafisz skończyć z człowiekiem bez opętania go? Starzejesz się – stwierdził Avier.
- Powiedzmy, że polubiłem to ciało. Świetnie się na nie wyrywa panienki.
- Co mam przez to rozumieć? – spytał fantom o żółtych ślepiach.
- Mniej więcej tyle, że Szef jednak będzie musiał znaleźć sobie czwartego do brydża…
W te słowy Marvus zerwał się do biegu i, chwyciwszy w locie pilota od projektora, włączył 11292 odcinek „Mody na sukces”.
- Riiiiiidge…! - zawyło z zachwytu zebrane audytorium.
- I tym miłym akcentem… - uśmiechnął się przejęty przez Marvusa Darek. - … jestem zmuszony zarządzić strategiczny odwrót. Cześć braciszku!
Czerwonooki człowiek złapał leżące na podłodze krzesło i rzucił nim w zasłonięte żaluzjami okno. Trzask tłuczonego szkła rozległ się w pomieszczeniu. Już prawie był przy parapecie, gdy, zupełnie zaskoczony, znów został sprowadzony na glebę.
- Nie tak prędko… - ponętnym głosem rzuciła recepcjonistka Agatka, z uśmiechem trzymając nogę Darka. Sądząc po żółtym zabarwieniu tęczówki, również nosiła w sobie pasażera na gapę. – Nie wyjdziesz chyba bez pożegnania, co… braciszku?
- Avier, na litość, kobiety się wyhacza, a nie opętuje! – skrzywił się Marvus.
- W przeciwieństwie do ciebie mam gdzieś takie sentymenty – usłyszał w odpowiedzi. – Ludzie są instrumentami, więc można z nich dowolnie korzystać. Na ten przykład, ta niewinna osoba spędzi weekend swojego życia w miłym lokalu bez klamek, gdy już z nią skończę. Ale to dopiero, kiedy twój bieda-towarzysz spocznie dwa metry pod ziemią, a ty odpowiesz przed Szefem za zdradę.
- Daj spokój! – zaśmiał się człowiek o czerwonych oczach, zbierając swe potłuczone cztery litery z podłogi. – Nie wsypałbyś rodzonego brata ot tak! Szczególnie, kiedy ów rodzony brat wie to i owo o twojej bogatej przyszłości.
Szeroki uśmiech zniknął z twarzy młodej recepcjonistki.
- Nie zrobisz mi tego. – Kobiecym głosem burknął Avier.
- A co mnie zatrzyma? – Na pobitą twarz Siepacza spłynął szelmowski uśmiech. – Rusz się choćby o krok, a pierwszą rzeczą jaką z rana usłyszą wszystkie byty w mieście, będą informacje o tym kto zastrzelił JFK i zatopił Lusitanię. A jak będę miał zły humor, dorzucę do tego wzmiankę o twoim niechlubnym udziale w śmierci Diany.
- Mówiłem ci sto razy, to nie ja prowadziłem to białe uno! – wybuchła niewiasta o żółtych oczach. – Z resztą nieważne. Jeszcze chwilę, a będziesz śpiewał zupełnie inaczej.
W te słowy Avier wyciągnął ukrywaną za plecami, zasilaną bateriami lampę. Na sam widok urządzenia oblicze Siepacza pobladło.
- I co ty na to braciszku? – spytał żółtooki. – Gotowy na małe opalanko? Trochę ultrafioletu jeszcze nikomu nie zaszkodziło. No, może poza kilkoma fantomami…
- Nigdy nie lubiłem solarium… - jęknął Marvus, mimowolnie cofając się. – Daj spokój, chyba nie zabiłbyś mnie przez jakiegoś człowieka?
- Czemu nie? Narzekałeś kiedyś, że wieczne życie cię nudzi. Może czas powiedzieć „pas”?
- A może czas powiedzieć… oure voir frajerze! – Krzyknął czerwonooki jednocześnie wykopując urządzenie z ręki brata i, wykonując przewrót w tył, wyskakując przez okno.
- Szlag! – krzyknęła żółtooka Agatka, wyglądając na pogrążone w ciemnościach podwórze. Jeden ze stojących na parkingu samochodów z piskami opon wycofywał się na drogę.
- Idiota znowu dał się zrobić w przysłowiowego ciula… - zadowolony z siebie Marvus wjechał skradzionym samochodem w wąską ulicę. – Darius miał jednak rację. Jazda samochodem jest jak skręcanie karków, tego się nie zapomina…
Potężny, dochodzący zza samochodu huk zmącił sielankową atmosferę.
- Ki czort? – Czerwonooki Darek z niedowierzaniem wbił oczy we wsteczne lusterko by zobaczyć, jak, kilkanaście metrów za nim, osiedlową drogą toczy się rozpędzona betoniarka, spychając na boki zaparkowane pojazdy. Dwa żółte ślepia rozświetlały szoferkę gnającej ciężarówki. – Uparty osioł…
Nawet tak niedoświadczony kierowca jak Marvus wiedział, że dowolny samochód osobowy jest szybszy od załadowanego betonem wozu. Z chytrym uśmiechem wcisnął pedał sprzęgła i złapał za dźwignię zmiany biegów. Zgrzyt skrzyni i smród spalenizny obwieściły, że coś poszło zdecydowanie nie tak.
- Właśnie w takich momentach wolę automat… - Skrzywił się czerwonooki, mocując się z lewarkiem. Na darmo. Dźwignia spoczęła w pozycji opisanej numerem „4” i ani myślała ruszyć się w którymkolwiek kierunku.
Uciekający wóz rozpaczliwie lawirował po osiedlowych uliczkach, tracąc coraz więcej cennej prędkości. Niedaleko za nim potężna betoniarka cięła zakręty, nie szczędząc słupów i hydrantów.
- Zaczynam żałować, że to on opętał kiedyś Enzo Ferrari, a nie ja… - jęknął Marvus, kręcąc nieporadnie kierownicą.
Wreszcie, gdy oba wozy wjechały na prostą, stało się nieuniknione. Betoniarka dopadła uszkodzony samochód, gnąc plastikowy zderzak osobówki.
- Dość! – Warknął zniecierpliwiony czerwonooki, odpinając pasy. Zamachnąwszy się wybił łokciem szyberdach i, nie myśląc wiele, wygramolił pożyczone ciało na dach.
Oczywiście, Avier nie był w ciemię bity. Widząc, że jego brat opuszcza swój środek transportu w czasie jazdy, wykonał szybki ruch sporą kierownicą ciężarówki. Wytrącony z równowagi samochód obrócił się lewą stroną do kierunku jazdy, a przeciwną do atrapy chłodnicy betoniarki. Jęk giętej blachy i piszczących opon obudziłby umarłego.
Zaskoczony obrotem spraw Marvus wybił się z dachu wozu i, złapawszy się zewnętrznego lusterka ciężarówki, uwiesił się tuż przed żółtymi oczami Agatki. Rychło w czas – pogruchotana osobówka nie wytrzymała naporu pędzącej betoniarki i odskoczyła na bok niczym rzucona przez dziecko zabawka.
- Jak znajdujesz przejażdżkę?! – krzyknął Avier.
- Jest fajnie! – Uśmiechnął się czerwonooki Siepacz. – A będzie jeszcze fajniej… niż jest!
W te słowy Marvus roztrzaskał pięścią boczną szybę i chwycił kierownicę. Szybki ruch wystarczył, by rozpędzony wóz zjechał z drogi. Zaskoczony żółtooki nie zdążył nawet zareagować i tylko patrzył, jak wytrącona z toru jazdy ciężarówka zmierza w kierunku chodnika.
Krawężnik. Znak drogowy. Kiosk Ruchu. Wreszcie ściana budynku. Dokładnie w tej kolejności betoniarka „spotykała się” z otoczeniem. Zastygłszy w bezruchu w witrynie salonu fryzjerskiego, zakończyła swą szaleńczą podróż.
Zaskoczony Marvus otworzył czerwone oczy. Wciąż okupował ciało swojego „nosiciela”, co oznaczało, że Darek wciąż żył. Fantom podniósł z chodnika obolałe cztery litery.
Gęsty dym wydobywał się z wkomponowanej w budynek ciężarówki. Czerwonooki nie miał jednak czasu na podziwianie demolki. Szybkim krokiem wbiegł do budynku i, otwarłszy drzwi od strony kierowcy, wyciągnął półprzytomną, ale wciąż zółtooką Agatkę.
- To co, Avier? – rzucił do brata. – Masz ochotę na małe opalanko?
Nie czekając na odpowiedź, wrzucił kobietę do małego pomieszczenia, które okazało się przynależącym do salonu fryzjerskiego stojącym solarium. Zamknąwszy drzwi na zamek, odpalił lampy na maksymalną moc i odetchnął z ulgą.
Kobieca ręka przebiła cienkie, paździerzowe drzwi.
Z ogłuszającym krzykiem żółtooka dziewczyna złapała mężczyznę o czerwonych oczach za gardło i pociągnęła do siebie. Drzwi złamały się pod naporem, przez co Darek i Agatka wpadli wraz ze swymi pasażerami na gapę w strefę działania lamp…
- Panie Dariuszu? – Słowa zagrzmiały w głowie Siepacza niczym dzwon Zygmunta. – Słyszy mnie pan?
- Taa… - jęknął, otwierając obolałe oczy. – Co… gdzie ja…?
- Spokojnie. – Przerwała mu ponętna pani doktor. – Jest pan w szpitalu. Miał pan wypadek.
- Jaki cholera… wypadek? We łbie mam same telezakupy…
- Policja nie ustaliła jeszcze wszystkich okoliczności, ale znaleźliśmy pana wraz z niejaką Agatą Fijołek w solarium przy ulicy Totalnej. Lampy spowodowały u pana lekkie oparzenia, a reszta obrażeń to zapewne skutek zderzenia betoniarki z budynkiem.
- Nic z tego nie kumam… - odparł.
- Spokojnie, proszę odpoczywać. Za kilka dni przyjdą do pana policjanci i postarają się ustalić, co zaszło – zakończyła lekarka.
- Już się nie mogę doczekać… - skwitował kwaśno Siepacz.
- Panie Dariuszu, ksiądz Mariusz do pana! – Kilka dni później obwieściła pielęgniarka.
- Niech wejdzie. – Tonem godnym Ojca Chrzestnego rzucił hospitalizowany.
- Cześć brat! – Z drzwi wychylił się naczelny krakowski egzorcysta. – Jak się czujemy?
- Nie wiem jak ty, ale ja dość dennie – skrzywił się Darek. – Leżę tu już piąty dzień, nie wiem nawet dlaczego, a do tego ciągle plączą się tu policjanci.
- Starają się poskładać do kupy całą tą historię, a nie jest to proste zadanie – zaśmiał się mężczyzna w koloratce.
- Powiedz… nie wiesz co mogło stać się z Marvusem? Nie kontaktował się ze mną od wypadku.
- Cóż… - Mariusz Podrapał się po głowie. – Sądząc po tym, że znaleźli was w solarium, wydaje mi się, że zarówno on, jak i jego brat udali się na spoczynek.
Darek otworzył oczy ze zdziwienia.
- To znaczy, że co, że oni są… no wiesz… kaput? – zapytał hospitalizowany.
- Trudno powiedzieć. Z tego, co słyszałem, fantomy giną pod ultrafioletem. Do wynalezienia lamp kwarcowych powszechnie myślano, że nie da się ich zabić. A oni dostali taką dawkę światła w solarium, że nie zdziwiłbym się, gdyby wyparowali na dobre…
- Świetnie – sucho skwitował Darek. – Zostanę bez wspólnika w interesach, bez pracy, z policją na głowie…
- Policją się nie przejmuj. – Mariusz poklepał brata po ramieniu. – Odprawiałem egzorcyzmy nad żoną komendanta, pociągnę za sznurki. A co do Marvusa… może jeszcze wróci.
- Taa – burknął Siepacz. – Może.
Podręczne radyjko zacharczało. Dariusz sięgnął do pokrętła, by wyregulować falę.
- … A teraz, z dedykacją dla wszystkich cierpiących na poparzenie słoneczne, znana piosenka zespołu Blondie… - Zapowiedział prezenter.
„The tide is high, but I’m moving on,
I’m gonna be your number one…”
Szeroki uśmiech spłynął na twarz Siepacza.
- Może... - powtórzył
[ Dodano: Nie 03 Maj, 2009 ]
Dopiero teraz zauważyłem, że opowiadanie wkleiło się dwukrotnie. Stąd moja mała prośba do kogoś władnego w tej kwestii: czy można by wyedytować to tak, aby usunąć dubla?
Byt czy kit: O tym, jak w kablu telewizji zabrakło...
1
Ostatnio zmieniony ndz 03 maja 2009, 17:36 przez Biodro, łącznie zmieniany 1 raz.
All you need is a clear horizon...