Deszcz bębnił o szyby. Ciągle padało. Już nie pamiętam, kiedy świeciło słońce. Niebo ciągle spowite chmurami już mi się znudziło. Nienawidziłam wtedy monotonii, która dziś stała się moją codziennością.
Niestety moje ówczesne życie tak jak dziś przypominało w kółko powtarzającą się piosenkę: praca-dom, dom-praca. Choć raz w życiu chciałabym przeżyć coś ciekawego, niesamowitego, fantastycznego. Niestety, każdego ranka witałam dzień trzema słowami: Witaj szara rzeczywistości. Chociaż… Ech, już przez moją sklerozę na starość prawie o tym zapomniałam.
Wybacz, zapomniałam powiedzieć Ci, kim jestem, ale myślę, że bardziej zainteresuje Cię, kim byłam wtedy.
Przenieśmy się, zatem do czasów, kiedy nazywałam się, Sara Grey i miałam 25 lat.
I
Kolejny szary dzień w Chicago. Sara obudziła się o pół godziny za wcześnie. Znowu śnił jej się koszmar. Ten sam, co zawsze. Pidżama przylegała do jej spoconego ciała, uwydatniając jej kobiece kształty. Wstała i poszła wziąć długi i gorący prysznic, żeby uspokoić nerwy. Znów płakała. Czuła, że traci kogoś jej bliskiego, ale temu uczuciu zawsze towarzyszyło wrażenie, że ta osoba nie należy do tego świata. Dziewczyna wiedziała, że jej miejsce jest gdzie indziej. Nigdy nie czuła się tu swojo.
Wysuszyła swoje długie, proste, brązowe włosy. Przynajmniej z nimi nie miała problemów. Marzyła, że któregoś ranka obudzi się i wszystko będzie tak proste jak pasma jej włosów. Żadnych trosk, żadnych zmartwień, a przede wszytskim żadnego użerania się z tym idiotą – jej szefem.
Po chwili rozmyślań ubrała się i wyszła z mieszkania, sprawdzając przed wyjściem czy wyłączyła z prądu żelazko, suszarkę, czy założyła pranie i czy ogrzewanie jest ustawione na 20 stopni. Nie lubiła marznąć.
Do pracy dotarła przed czasem, a i tak Joseph ochrzanił ją, że przyszła za późno. Szczerze nienawidziła swojego szefa. Gdyby tylko miała okazję udusiłaby go. Jedyne, co do niego czuła do obrzydzenie oraz szczerą i czystą nienawiść. Zawsze gapił się na jej krągły tyłek i wydatne piersi. Był dla niej wredny, bo odrzuciła jego zaloty, jeśli można tak nazwać przystawianie się na imprezie po pijaku. Niestety pamiętał o tym i to aż za dobrze. W akcie zemsty przydzielił jej najbardziej brudną i zadymioną część Café Rouse do obsługiwania. W tej części kawiarni siedzieli najwięksi dziwacy, szaleńcy, mamroczący coś po nosem, grupy „zbuntowanych” nastolatków, którzy na jej nieszczęście byli stałymi klientami ‘Róży’.
Pomieszczenie było ciemne, oświetlone tylko dwiema lampkami z energooszczędnymi żarówkami. Joseph stwierdził, że nie ma co inwestować „w ten zapyziały” kąt, schowany za ścianą odgradzającą go od reszty lokalu. Kupił tylko kilka podstawek pod świeczki, które klienci najczęściej przynosili ze sobą. Drewniane stoły i przystawione do nich krzesła, z czego każde było z innego zestawu. Można było tam palić, a jedynym sposobem, żeby dym wydostał się z tego pomieszczenia było małe okienko, które i tak cały czas było zamknięte. Nie tylko Sara nie lubiła zimna. Przez to klitka zawsze wypełniona była dymem, który gryzł oczy i drażnił nozdrza. Kelnerka nie mogła się do tego przyzwyczaić. Cierpiała z tego powodu. Odór dymu towarzyszył jej przez cały czas pracy i do póki nie wzięła porządnego prysznica w domu nie mogła się go pozbyć. Dym z papierosów i innych, przeróżnych wyrobów tytoniowych przenikał przez jej włosy, skórę i ubranie. Co gorsza stroje pracowników prane były tylko raz w tygodniu. W sobotę odór był już nie do wytrzymania.
II
21 marca w dawny, kalendarzowy, pierwszy dzień wiosny od wielu dni Sara miała wolne. A i tak musiała przyjść do ‘Róży’ po wypłatę. Wstała koło 10, poszła do łazienki odświeżyć się i nałożyć makijaż. Ubrała ciepłą, brązową kurtkę, szalik, czapkę i rękawiczki. Tego roku zima trzymała długo. Pierwsze roztopy przewidują dopiero w maju. Dużo się zmieniło od czasu rozbłysku.
"Niby ludzie posługują się wysoce zaawansowaną technologią, a do tej pory nie potrafią wyjaśnić, co to było" – pomyślała.
Wiadomo tylko, że miał on wpływ na Ziemię. Od tamtego czasu nie sposób przewidzieć, na którą porę roku przyjdzie czas po zimie. Zima jest jedynym pewnikiem, choć nigdy nie wiadomo ile będzie trwała.
"Obawiam się, że za niedługo ta pora roku zdominuje pozostałe i będzie trwała 12 miesięcy. W końcu, co roku trwa coraz dłużej. Już prawie zapomniałam, co to lato. Wspomnienia prawie zatarte. Kąpać się w promieniach słońca, pływać w ciepłych, morskich falach, przesypywać piasek na plaży leżąc na kocu lub założyć słuchawki na uszy i patrzeć jak na plaży bawią się dzieci. Marzenia…."
Gdy dotarła na miejsce zdziwiła ją jedna rzecz. Kawiarnia była zamknięta. Tak nie powinno być. Joseph powtarzał przecież trzy razy, że DZIŚ ma przyjść po pieniądze, bo nie chce mu się o tym później pamiętać, zwłaszcza, że pojutrze ma wyjechać na kilka dni.
"Pewnie kłamał. Nie mógł sobie odpuścić i musiał mnie tu ściągnąć. No jasne! Przecież ma wolne, a on nie odpuści okazji, żeby mi dopiec. Przecież jutro mogłam spokojnie odebrać wypłatę, w końcu wyjeżdża dopiero za dwa dni. Aargh! Nienawidzę go, jeszcze bardziej niż kiedykolwiek! Żeby mnie tu bezczelnie ściągać!
Tylko, dlaczego jest zamknięte… Akurat dzisiaj, kiedy zawsze jest duży ruch."
Weszła bocznymi drzwiami. W środku było nieprzyjemnie cicho. Przyzwyczajona do zgiełku i pośpiechu, Sara czuła się nie swojo w Café Rouse. Poza tym wnętrze było jakby przymglone, ale nie było czuć charakterystycznego smrodu papierosów. Ten dym przenikał całe ciało. Mroził ją od wewnątrz. Nagle osunęła się na ziemię, nie wiedziała, czemu. Spróbowała poruszyć nogą, nie udało się. Ręce zaczęły być ociężałe, jakby zamiast kości i mięśni miała dwa ciężkie kloce drewna. Zdała sobie sprawę, że w nich też już straciła czucie. Zaczęło jej się kręcić w głowie. Ściany zaczęły niebezpiecznie szybko wirować. Zanim straciła przytomność zobaczyła jak jakaś postać zbliża się do niej. Miał długi płaszcz i miecz przy boku. Nie wiedziała skąd, ale czuła, że go zna i, że jego imię brzmi… Norrick.
III
Światło ją oślepiło. Nie wiedziała, co się dzieje, a przede wszystkim gdzie się znajduje. Dookoła było zielono. Za zielono jak na miejsce, w którym była zanim straciła przytomność. Świeże powietrze uderzyło w jej nozdrza, a silny powiew wiatru przywrócił jej zmysły. Gwałtownie poderwała się z ziemi i zaczęła chaotycznie rozglądać się dookoła. Chciała krzyczeć, choć nie mogła wydobyć z siebie głosu. Żadnego dźwięku. Nic też nie słyszała. Poczuła jak całe jej ciało wiotczeje. Zaczęły nią targać różne emocje, z których nawet nie zdawała sobie sprawy. W końcu ogarnął ją spokój.
Usiadła, na soczystozielonej trawie, skupiła myśli i głęboko odetchnęła.
"Ostatnie, co pamiętam to jak przyszłam do kawiarni na prośbę Josepha."
Przeklęła jego imię. Znów poczuła przypływ nienawiści, wobec tego aroganckiego sukinsyna o nalanej twarzy i wiecznie przetłuszczonych włosach związanych w kucyk. Ale tym razem jej nienawiść była inna, czystsza i bardziej odczuwalna niż kiedykolwiek. Wytwarzała charakterystyczną aurę. Sara czuła to swoim sercem i umysłem. Postanowiła jednak najpierw uporządkować wydarzenia i ocenić swoją sytuację.
"Upadek, potem utrata przytomności. A, tak! Przecież jeszcze on. Jak mu było… Norrick! Właśnie, Norrick. Gdzie on jest? Skoro tam był, to znaczy, że ma coś wspólnego z moim przybyciem do Soldornu."
Tak po prostu. Nie wiedziała skąd, ale wiedziała gdzie się znajduje. Znała nazwę tej krainy, a co ją zdziwiło najbardziej, znała tę krainę. Czuła się z nią związana całą duszą i całym ciałem. Tu jest jej miejsce.
Po chwili zza drzew, wyłoniła się sylwetka biegnącego mężczyzny. Gdy zbliżył się do dziewczyny zdyszany, zaczął do niej mówić:
- Wszędzie Cię szukałem, Księżniczko. Jak dobrze, że nic Ci nie jest. Generał Norrick chyba by mnie zabił, gdyby coś Ci się stało. Pani, czy wszystko dobrze? Co się stało? Czyżbyś mnie nie poznała?
Sarę zamurowało. Nie wiedziała, co się dzieje. Jego też znała, ale nie potrafiła sobie przypomnieć.
- Och, wybacz. Widocznie podczas teleportacji doznałaś urazu pamięci. A więc, jestem Marius. Przyjaciel i towarzysz Norricka, generała wojsk jej Królewskiej Mości - Raven. Razem z generałem mamy Cię odeskortować do Kalastry, gdzie zajmą się Tobą i przedstawią obecną sytuację Soldornu. I nie martw się Pani o swój, kraj. Królestwo Tagor jest bezpieczne, a Twoi rodzice czekają w Kalastrze. Zatem, chodźmy, bo Nor jest dość niecierpliwy i nerwowy. Sam nie rozumiem jak Jej Mość Raven może ufać takiemu narwańcowi jak on. Księżniczko, czy wszystko dobrze?
Powoli docierały do niej słowa Mariusa. Musi iść. Raven, to imię łączyło w sobie wielką potęgę i władzę. Zaraz, czy on powiedział, że w Kalastrze czekają jej rodzice?! Przez całe swoje ziemskie życie sądziła, że jest sama, że jej rodzice porzucili ją, kiedy była mała, a teraz dowiaduje się, że Oni żyją... Dlaczego nie czuła ich obecności, tak jak czuła, że nie należy do tamtego świata?! Coś było nie tak.
- Norrick! Norrick! Gdzie jesteś? Norrick, pomóż mi! Norrick!
Wiedziała, że jest zagrożona. To nie jest Marius. Wyglądał jak on, mówił jak on i był niemal identyczny, ale Marius nigdy nie zwracał się do niej oficjalnie. Nigdy. Mówił do niej 'Rei'. Ku pamięci jej przyjaciółki z dzieciństwa, a jego córki. Zginęła, a Sarah chciała jakoś ulżyć pogrążonemu w bólu Mariusowi. Lubiła go. Opiekował się nią i był dla niej jak wujek. Dlatego pozwalała tak do siebie mówić.
- Dlaczego krzyczysz Pani? Przecież mówiłem Ci już, że na Ciebie czeka. Wystarczy, że pójdziesz ze mną.
- Nie! - krzyknęła stanowczo, a jej oczy zabłysnęły z wściekłości.
Nie powinna była odmawiać. Z pewnością by ją pojmano, ale przeciwstawianie się Garli było równoznaczne z cierpieniem, jakiego nikt nie potrafił sobie wyobrazić.
Nagle całe ciało Mariusa zaczęło drżeć. Mgła, w której zniknął uniosła się i oczom Księżniczki ukazała się kobieca postać, w krwisto czerwonej sukni wykończonej złotem. Pośrodku wstęgi, którą była przepasana, złowrogo błyszczał kryształ, dla którego musiała zginąć niezliczona ilość dziewic z wszystkich znanych i nieznanych krajów. Długie do pasa, kruczoczarne loki ozdabiały czarownicę, której uroda zwiodła już niejednego przeciwnika. Jednak Sara wiedziała, że musi teraz uważać. Znała potęgę czarownicy. Bała się jej, ale nie dała się sparaliżować przez strach. Zwłaszcza teraz, gdy stoi z nią oko w oko, nie wolno jej się było zdekoncentrować choćby na chwilę. Wszystkie mięśnie były w gotowości, a umysł trzeźwy jak nigdy dotąd.
Błysk...
Sara ze zwinnością antylopy uniknęła pierwszego ataku. Szkarłatna błyskawica. Niewielu potrafi używać tak wysoce zaawansowanych czarów. Jeśli ktoś w mgnieniu oka potrafi przyzwać Szkarłatną oznacza to, że posiada wielką moc, albo poświęcił treningowi wiele czasu. Nie. W przypadku Garli drugiej opcji nie można brać pod uwagę. To przez kryształ i wszystkie istnienia w nim uwięzione, to one dawały jej taką moc. Sama jest zwykłą, podrzędną wiedźmą.
- Jak śmiesz mi się przeciwstawiać?! – wiedźma grzmiała z wściekłości. - Jesteś bezczelna! Sprzeciwiać się mnie, Wszechmocnej Garli?! Właśnie wydałaś na siebie wyrok! Idiotko, trzeba było pójść ze mną, a zachowałabyś życie! Teraz zginiesz, a ja posiądę Twą duszę. Ha ha ha ha!
Jej śmiech był przerażający. Całe ciało Sary pokryła gęsia skórka.
"Skoncentrować się. Nie mogę teraz zginąć. Muszę dotrzeć do Kalastry. Niezależnie od tego czy moi rodzice żyją czy nie, są tam ludzie, którzy mnie potrzebują, tak jak ja ich.
Norrick. Gdzie on jest? Dlaczego pojawił się wtedy, a teraz znikną? Jeśli to ta podła wiedźma mnie tu ściągnęła to od razu powinnam trafić do jej kryjówki, a tak wylądowałam bezpiecznie na polanie. To jego zasługa. Dlaczego więc teraz go tu nie ma?"
Kolejny unik. Bystre oczy przyszłej władczyni królestwa Tagor potrafiły dostrzec ledwo zauważalny ruch palców czarownicy i przewidzieć kolejny atak.
"No jasne! Wtedy byłam całkiem bezbronna! Sztylet. Mój sztylet!"
Szybkimi ruchami doskoczyła miejsca, w którym odzyskała przytomność. Zdezorientowana Garla w swej bezradności była jeszcze bardziej rozzłoszczona. Ale nie to było dla jej ofiary najważniejsze, teraz jedyną istotną rzeczą było odnalezienie jej królewskiego sztyletu. Marcus wiedział, co robi, gdy ofiarował go Księżniczce. Broń wykonana w świątyni Reny, bogini walki, był niezniszczalny, a błogosławione przez samą boginię ostrze mogło zabić każdego, kto chciał zranić jego właściciela.
"Jest!” Sara pochwyciła broń tak by wiedźma tego nie dostrzegła. Potem dała się ranić błyskawicą. Nieświadoma niczego, Garla podeszła do swej ofiary z wyraźną satysfakcją. Przez moment była zwycięzcą. Rzuciła ranionej nienawistne spojrzenie, które było tak silne, że aż wyczuwalne. Wystarczył jeden szybki ruch. Celne trafienie i czarnowłosa kobieta osunęła się na ziemię. Jej działo zaczęło drżeć. Przerażona czarownica nie wiedziała, co się dzieje, panika ogarnęła ją błyskawicznie. Nie panowała nad swoim ciałem, jej dusza zaczęła rozpadać się na kawałki. Krzyki. Potworne krzyki atakowały jej umysł. Nagła cisza. Nóż zniszczył kryształ, a dusze przez moment chaotycznie atakowały swoją oprawczynię. Teraz księżniczka widziała jak zbierają się nad ciałem pogrążonej w panice istocie, której ciało było tak zdeformowane, że nie można było określić, czym ten stwór teraz jest. Cisza nie trwała długo, bo po krótkiej chwili nastąpił atak ostateczny. Wszystkie dusze jednocześnie zaatakowały serce i umysł stwora, zadając mu cios ostateczny. Wielki rozbłysk i potworny krzyk ogarnęły całe otoczenie. Przez moment wszystko, co znajdowało się w zasięgu wzroku potwora odczuwało straszny ból, cierpienie i rozpacz, jakie on odczuwał. Potem nastąpił koniec. Zszokowana dziewczyna stała jak wryta nie mogła uwierzyć w to co się tu wydarzyło.
Zimny podmuch wiatru zabrał to, co zostało z miejsca walki, a oszołomiona Sara skuliła się i położyła na trawie. Potem zemdlała.
IV
- Pomóż nam! Pomóż nam!
- Odejdźcie! Zostawcie mnie! Mamo! Tato! Norrick! Ratujcie!
- Już nikt Ci nie pomoże! Ha ha ha ha. Jesteś sama, a Twoja dusza już niedługo będzie należała do mnie. Już nikt Ci nie pomoże, nawet ta przeklęta Raven. A wiesz, czemu? Bo jej już nie ma. Nie ma!
- Nie!
V
- Sara. Sara! Obudź się! Sara!
-Nie! – Sarah obudziła się krzycząc. Kiedy dotarło do niej, że jest bezpieczna zaczęła się uspokajać.
– Ach, to Ty, Norrick. Co się stało?
- Miałaś zły sen, ale już w porządku. Jesteś bezpieczna, jestem przy Tobie.
Sara uśmiechnęła się łagodnie. Norrick objął ją ramieniem, a ona wtuliła się w niego. Siedzieli tak przez dłuższą chwilę. Gdy Sara uspokoiła się całkowicie, dotarło do niej, że nie jest już na polanie, a oboje siedzą na miękkim łóżku w jakimś pokoju. Norrick widząc jej zdziwienie wytłumaczył jej, co się stało. Po walce z Garlą znalazł ją na polanie ranną i nieprzytomną. Zabrał ją do Ratany, wsi gdzie ma przyjaciół, na których zawsze mógł liczyć. Nie zawiedli go i tym razem. Przez trzy dni leczyli rany księżniczki i opiekowali się nią. On w tym czasie nawiązał kontakt z Kalastrą i odebrał rozkazy. Czeka ich długa podróż.
- Norrick, dziękuję Ci za opiekę, ale powiedz mi skąd się tu wzięłam, dlaczego Garla chciała mnie zabić i dlaczego po moim przybyciu do Soldornu nie było Cię w pobliżu?!
- Wybacz Księżniczko, ale nie mogłem być przy Tobie podczas walki, bo sam wpadłem w pułapkę Garli. Zabrałem Cię z tamtego wymiaru, bo już nadszedł Twój czas. Twoja moc rozwinęła się wystarczająco, a poza tym takie były rozkazy Sayi. Uważa, że teraz jesteś potrzebna tutaj. Mamy ważne zadanie, ale o szczegółach nie mogę Ci powiedzieć. Wszystko zostanie Ci wyjaśnione w Kalastrze.
- Kim dla mnie jest Raven? Kto to jest? A Saya? Dlaczego decyduje o moim życiu?!
- Raven jest prawowitą władczynią Soldornu, niestety podczas Pierwszej Wielkiej Wojny straciliśmy ją. Saya jest regentem tronu mianowanym przez samą Raven, dlatego jej rozkazy jak i autorytet są niepodważalne. I dlatego jako poddana tronu Soldornu masz obowiązek stawić się na jej wezwanie.
- A jeśli nie chcę, przecież ja...
- Przykro mi, ale w tym wypadku nie masz nic do powiedzenia. Wszystkie królestwa są w najwyższym stanie gotowości.
-Dlaczego?
- Wybacz, ale nie mogę powiedzieć nic więcej. Musisz poczekać, aż przybędziemy do Kalastry, ale bądź gotowa na wiele niespodzianek w czasie podróży. Wielu wrogów, będzie próbowało nam przeszkodzić w dotarciu tam.
- A jakie jest Twoje zadanie?
- Jestem Twoim strażnikiem. Moim zadaniem jest bezpiecznie Cię odeskortować i dopilnować, aby nic Ci się nie stało w czasie podróży. A teraz wybacz, ale muszą wszystko przygotować. Wyruszamy za dwa dni. Odpoczywaj, bo musisz być w pełni sił.
Po wyjściu Norricka, Sara nadal czuła.... coś. To uczucie pojawia się za każdym razem, gdy on jest w pobliżu. Wie, że może mu zaufać. Po chwili uśmiechnęła się sama do siebie i położyła się spać. Po jutrze wyruszają w podróż. Czeka ich ciężka i długa droga, ale księżniczka myślała tylko o nim i o tym, że w jej życiu wreszcie coś się dzieje.
VI
Słońce mocno grzało. Sara przyodziana w lnianą, krótką sukienkę z gracją dosiadła przydzielonej jej klaczy. Norrick w swej ciemnozielonej zbroi wyglądał niesamowicie. Aż jej dech zaparło na jej widok.
„Opanuj się. To twój strażnik! On mnie tylko chroni, a ja nie utrudniam mu zadania.”
Strażnik uśmiechnął się do niej łagodnie i gestem przywołał ją do siebie.
- Jeśli mam Cię skutecznie chronić musisz trzymać się kilku zasad.
- Tak, jest! – powiedziała Sara z entuzjazmem.
- Nie oddalaj się ode mnie. Zawsze muszę mieć Cię w zasięgu wzroku. Gdy chcesz się oddalić mówisz mi o tym. Chcesz zrobić postój, nie zatrzymujesz się sama, tylko mnie informujesz, znajdę bezpieczne miejsce i wtedy możemy rozbić obóz. Śpisz w namiocie obok.
Z sakiewki przy swym boku, Nor wyjął małą obrączkę i wręczył ją Sarze.
- Co to jest? – spytała z lekkim zaskoczeniem.
- Spokojnie to nie są oświadczyny. W obrączce znajduje się lokalizator, dzięki któremu zawsze będę mógł Cię znaleźć. I pod żadnym pozorem nie wolno Ci go ściągnąć. Wszystko jasne?
- Tak. Norrick...
- Słucham?
- Dziękuję.
VII
Gdy wyruszyli Sara nie miała pojęcia jak daleka czeka ich podróż. Nie miała również pojęcia jak bardzo zmieni się jej życie. Kiedy Seres – klacz Sary, zrobiła pierwszy krok barmanka z Café Rouse stała się księżniczką królestwa Tagoru, która musi stawić się na wezwanie królestwa Soldorn i spełnić swe obowiązki wobec Tronu Soldornu.
Jechali traktem przez lasy Sawros. Przed słońcem chroniły ich korony gęsto rosnących drzew. Między nimi przechadzał się powiew świeżego wiatru przynoszący ulgę podróżnikom zmęczonym upałem. Konwój był krótki. Składał się z 4 jeźdźców na przedzie, jednego wozu, na którym umieszczono bagaże i dwóch jeźdźców za wozem.
Norrick spojrzał ukradkiem na Sarę. Promienie słońca, które przebiły się przez gałęzie oświetlały jej twarz i dekolt. Wyglądała pięknie. Włosy związane w kucyk odkryły jej wąską, długą szyję, a niebieska sukienka byłą idealnie dobrana do jej błękitnych oczu.
Sara rozglądała się dookoła zachwycając się otoczeniem. Kolorowe liście, soczystozielona trawa, wielobarwne ptaki, sarny, zające i inne zwierzęta, których nigdy wcześniej nie widziała. I ten lekki zapach lasu. Zawsze marzyła o wyrwaniu się z miasta, gdzie wieczne rządy sprawowali hałas, bród i pośpiech. W lasach Sawros było coś magicznego, coś, co przynosiło ukojenie duszy i sprawiało, że każdy był spokojny i radosny.
„Tu będę przyjeżdżała na odpoczynek” – Sara uśmiechnęła się do swoich myśli.
Norricka trochę zaskoczył uśmiech, który zupełnie bez przyczyny pojawił się na twarzy jego podopiecznej. Szybko odwrócił od niej wzrok.
„Czyżby zauważyła mój wzrok? Niemożliwe.”
- Zatrzymać konwój!
- Co się stało generale? – zapytał jeden z żołnierzy.
- Chyba nadłożymy drogi.
Most, którym mieli przekroczyć szeroką i rwącą rzekę był zawalony. Niestety, rzeka była zbyt głęboka, a prąd zbyt silny by przekroczyć ją chodząc po jej dnie. Norrick patrząc na swoje dłonie myślał o czymś przez chwilę. Nie. Zrezygnował.
- Musimy jechać wzdłuż rzeki dopóki nie znajdziemy innego mostu!
- Jedziemy ku źródłu czy w stronę ujścia, generale?
- W stronę ujścia, na południe. W ten sposób będziemy mieli mniej drogi do nadrobienia.
- Generale Norrick!
- Tak księżniczko?
- Za niedługo zajdzie słońce, musimy znaleźć miejsce, gdzie można rozbić obóz.
- Do zachodu mamy jeszcze trzy godziny. Będziemy jechać jeszcze godzinę. Potem zrobimy rozeznanie w terenie i znajdziemy miejsce na obóz. To zostawi nam godzinę na rozbicie namiotów i przygotowanie wszystkiego na noc. Potem wyznaczę warty. Czy wszyscy wiedzą co mają robić?
- Tak, panie generale! – żołnierze i reszta podróżników odkrzyknęła zgodnie.
Sarze zaimponował widok Norricka wydającego rozkazy. Znów poczuła to uczucie. Otrząsnęła się i ruszyła za swym protektorem.
VIII
Blask księżyca konkurował ze światłem ogniska. Namioty zostały rozstawione zadziwiająco szybko. Dwa skrajne namioty przeznaczono dla pachołków, następnie przydzielono strażnikom, w samym środku namiot księżniczki, a obok namiot generała. Jednak oba były puste.
Sara zatrzymała się na jeziorem. Księżyc odbijał się w niewzruszonej tafli wody. Nagle ktoś od tyłu pociągną Sarę za ramię i przyciągną do siebie.
- Zwariowałaś?! Co ci mówiłem?
- Ale ja tylko...
- Masz nie oddalać się ode mnie! Mówiłem, że jeżeli chcesz gdzieś iść masz mi o tym mówić! Jak myślisz, dlaczego jestem twoim Strażnikiem?! Mam cię chronić, ale jeśli mam cię chronić skutecznie to muszę wiedzieć gdzie jesteś i co robisz!
- Nie krzycz, nie jestem głucha! Poza tym jak widzisz nic mi nie jest! – Sara wzięła kilka głębszych wdechów. – Chodziłam po lesie, bo nie mogłam zasnąć, Norrick. Naprawdę wszystko w porządku. Zobaczyłam jezioro i chciałam przy nim chwilę odpocząć. Nie masz się o co martwić. – skończyła i uśmiechnęła się pobłażliwie.
- Skoro jesteś taka mądra to spójrz na dno jeziora. Tylko zrób to przy brzegu i pod żadnym pozorem nie dotykaj wody.
Sara niepewnie weszła na płaski głaz leżący tuż przy brzegu jeziora. Spojrzała w dół pewna, że nic jej nie zdziwi. Nie mogła uwierzyć w to co zobaczyła. Na dnie spoczywały szkielety przeróżnych zwierząt. Ale nie to przeraziło ją najbardziej. Najwięcej szkieletów było ludzkich, a zamiast gładkiego dna ujrzała uformowane z mułu ludzkie twarze wykrzywione z bólu i krzyczące. Upadła na kolana i łzy pociekły jej po policzkach. Norrick widząc reakcję Sary podszedł do niej i położył jej rękę na ramieniu.
- Co... Co się z nimi stało? – zapłakana spojrzała na jego surowe oblicze.
- To jezioro Mort. Kiedyś miała tu miejsce wielka bitwa, która pochłonęła mnóstwo ludzkich istnień. Przed bitwą woda w jeziorze była czysta i nieskalana, po bitwie duch jeziora pragnął tylko nowych istnień. Teraz woda w jeziorze jest prawie czarna, a samo jezioro przeklęte. Ktokolwiek dotknie wody zostanie przez nią pochłonięty, a zanim umrze przeżywa straszliwe męki.
Cisza.
- Zabierz mnie stąd. Proszę.
Generał westchną i zabrał Sarę do obozowiska. Gdy księżniczka szła spać ciągle myślała o tych, którzy stali się ofiarami złudnego piękna jeziora.
IX
Rano Sara czuła się o wiele lepiej. Jednak wspomnienie wczorajszej nocy nie zniknie tak szybko jakby tego chciała. Gdyby nie generał ona też stałaby się jedną z ofiar jeziora Mort.
„Chyba jednak wolę odpoczywać w bardziej bezpiecznym miejscu” – uśmiechnęła się smutno.
Ubrała się i wyszła na zewnątrz. Słońce przywitało ją ciepłym promykiem. Mimo tego wróciła do namiotu po płaszcz, gdyż na zewnątrz było jeszcze chłodno. Podeszła do ogniska i zajrzała do garnka. To co tam zobaczyła nie wyglądało smacznie.
- Nie bój się, Pani. Wygląda strasznie, ale zapewniam, że jest zjadliwe i szczerze powiedziawszy nie najgorsze.
Jeden ze strażników podszedł do Sary, uśmiechnął się zachęcająco i podał jej drewnianą miskę i łyżkę. Nałożył jej sporą porcję i sam też postanowił zaspokoić swój głód. Dziewczyna pokonała opór i spróbowała dziwnie pachnącej i dziwnie wyglądającej breji. Oboje ze strażnikiem zjedli dwie porcje polowego specjału i dopiero wtedy zaspokoili poranny głód.
- Gdzie się wszyscy podziali? – zapytała.
- Dwóch strażników trzyma wartę, ja zostałem w obozie, aby zapewnić Pani bezpieczeństwo, służba szuka gałęzi, którymi można by zatrzeć ślady obozowiska, a Generał z czwartym żołnierzem wyruszyli przed wschodem słońca poszukać mostu.
- Ciekawe ile jeszcze będziemy jechać.
- Jeszcze długa droga przed nami, Pani, a narazie musimy się spakować.
- Dobrze. Dziękuję za posiłek.
- Zawsze do usług, Księżniczko.
Sara weszła do namiotu i zaczęła pakować swoje rzeczy. Na szczęście było tego niedużo. Kilka sukienek podróżnych, bielizna na zmianę, szczotka, małe lusterko, żeby mogła się uczesać i jeszcze inne drobiazgi. Zaczęła rozmyślać o Kalastrze i o wszystkich związanych z tym miejscem. Zastanawiała się ile lat mógł mieć żołnierz, z którym rozmawiała przed chwilą. 19, może 20 lat, nie więcej.
„Ta Saya nie ma serca. Żeby zaciągać do wojska tak młodych ludzi. Pewnie sama nigdy nie trzymała miecza w ręku i jeszcze śmie wymagać, by tacy młodzieńcy poświęcili się służbie w JEJ wojsku. Ma też czelność ściągać mnie tutaj, bo ma jakieś tam widzimisię.”
Od pierwszej chwili nie lubiła Sayi. Nie zdążyła jej poznać, a już czuła do niej awersję. Czarno widziała tą znajomość.
X
Gdy wyruszyli o świcie Sara była w pełni sił. Teraz po czterech dniach podróży czuła takie zmęczenie, że najchętniej przespałaby następne dwa dni. Jednak nie chciała się zatrzymywać. Chciała jak najszybciej dotrzeć do Kalastry, by poznać odpowiedzi na nurtujące ją pytania. Ale najbardziej pragnęła spotkania z Sayą. Nie żeby jej złożyć ukłon i posłusznie wypełniać jej rozkazy. O, nie. Miała zamiar stanąć z nią jak równy z równym i wygarnąć jej co o niej myśli. To, że Raven przekazała jej władzę nie oznacza, że ma władzę nad życiem Sary. „Niech jej się nie wydaje, że może wszystko.”
Nagłe szarpnięcie w tył i Sara wylądowała na ziemi. Oszołomiona nie widziała co się dzieje. Jej klacz zaczęła rżeć przerażona. Na szczęście ktoś ją uspokoił zanim stratowała Sarę. Przerażona dziewczyna rozglądała się dookoła i wtedy jej wzrok skoncentrował się na drzewie, a raczej na strzale, która w nim tkwiła. Ta strzała była przeznaczona dla niej.
Norrick trącił konia w bok i ten galopem zmierzał w stronę wzgórza. Po dotarciu na szczyt w mgnieniu oka zeskoczył ze swego rumaka i szybkim ruchem dobył miecza, a raczej miecz wysunął się z jego dłoni. Szybkimi ciosami chciał unieszkodliwić wroga, ale ten okazał się szybszy niż generał mógł się spodziewać. Znaleźli się naprzeciw siebie. Patrzyli sobie prosto w oczy.
- Kim jesteś? Dlaczego nas atakujesz? Dla kogo pracujesz?
...
- Odpowiadaj!
Zamachowiec tylko uśmiechnął się z pogardą. Wydobył schowany sztylet i przyjął pozycję do ataku. Jego twarz zobojętniała. Nie można było z niej wyczytać co on zamierza i kiedy zaatakuje. Norrick był czujny. Nie po to tyle lat spędził w wojsku trenując razem z Raven i Sethem, żeby teraz dać się zabić przez jakiegoś przebierańca.
Wróg ruszył. Był na tyle szybki, że Norrickowi udało się tylko w części odeprzeć jego atak. Rozcięte ramię bolało. Drugi sztylet. Głupiec, nie docenił Wilka. Technika walki była przecież tak charakterystyczna. Dlaczego nie poznał od razu: szary strój, twarz do połowy zakryta czarną maską i ten sztylet z wyrytym w rękojeści wilkiem. Klan Wilków – zabójców do wynajęcia.
Drugi atak, Norrick mocno stanął na ziemi. Już nie wiedział czego ma się spodziewać, ale nie mógł dać się ponownie ranić. Trucizna z poprzedniego ciosu już trafiła do jego krwioobiegu. Szczęk stali i każdy z nich z całych sił starał się powalić drugiego. Unik, cios i trafienie. Ramię Wilka zaczęło obficie krwawić. Raniony cofnął się o kilka kroków, wtedy Nor zaatakował. Cios i chybienie. Za wolno. To przez truciznę - spowolniła jego ruchy. Teraz to zabójca zadał cios i kolejny raz ranił Strażnika. Tym razem w bok. Ból był nie do zniesienia. Zielony kryształ w mieczu zabłyszczał. Generał skoncentrował się i zebrał wszystkie siły jakie mu jeszcze pozostały. Musi wykonać zadanie. Musi ochronić Sarę. Tylko ona się teraz liczy. Nie może jej stracić. Nie kiedy znów ją spotkał, kiedy znów była blisko niego. Nie mógł jej tak po prostu stracić.
Na twarzy Wilka wymalowało się przerażenie. Jeszcze nigdy czegoś takiego nie widział. Wokół człowieka w zielonej zbroi zaczął tworzyć się wir. Wiatr. Ten człowiek panował nad wiatrem. Zielone pasma wiatru stały się widoczne. Nagłe uderzenie odrzuciło zabójcę. Atakujący ruszył na niego by go dobić. Kolejne uderzenie i niedoszły morderca był już półprzytomny. Norrick zamknął go w trąbie powietrznej. Skóra ofiary zaczęła pękać, na skutek dostania się do próżni wytworzonej przez trąbę powietrzną.
- Aargh. Przestań. Uwolnij mnie! Błagam!
- Niby czemu miałbym to zrobić?! – Norrick wiedział, że ma mało czasu i w każdej chwili może stracić przytomność, ale musiał wydobyć z niego jak najwięcej informacji.
- Powiem Ci wszystko co chcesz wiedzieć, tylko wypuść mnie, błagam!
Trąba powietrzna zniknęła w mgnieniu oka. Norrick podszedł do leżącego na ziemi. Pochylił się nad nim. Wilk tylko czekał na ten moment. Jak przystało na zabójcę nie chciał zdradzić ani swego klanu, ani pracodawcy. Ukradkiem wysunął broń zza pasa. Jeden szybki cios powyżej talii wystarczył, by generał legł na ziemi.
„Tak łatwo dać się zabić? Nie tak miało być. Raven. Tyle razy powtarzałaś, żebym nie oceniał wroga po pozorach. Wybacz mi. Wybacz, że zawiodłem...”
- Giń! – zawył najemnik.
Wilk skierował ostrze sztyletu tak, by skutecznie oddzielić głowę ofiary od ciała. Norrick przygotował się na śmierć. Silny podmuch wiatru przyniósł przegranemu spokój i ukojenie. Cios.
Ciało osunęło się bezszelestnie na ziemię. Ziemia przybrała brunatny kolor krwi. Zapach śmierci i krwi unosił się w powietrzu. Niebo pociemniało i po chwili z czarnych chmur zaczął padać deszcz. Sarah poczuła, że coś jest nie tak. Wybiegła na wzgórze jak szybko mogła. W miejscu, gdzie przed chwilą trwałą walka leżał trup silnie zbudowanego mężczyzny. Z oczu Sary popłynęły łzy.
2
Ostatni chyba to post, kiedy zaznaczam, iż oceniam w trakcie czytania... 
We wstępie sugerujesz, iż bohaterka pragnęła przeżyć coś niezwykłego, jednocześnie zaznaczasz, iż obecnie (i ciągle) żyje absolutną nudą, czyli w gruncie rzeczy nie doświadczyła niczego ciekawego. A jednak sięga pamięcią do pewnych zdarzeń, kiedy nazywała się inaczej i chyba była inną zupełnie osoba, czyli doświadczyła czegoś, co diametralnie zmieniło jej życie - tu nie może być mowy o monotonii. Powinnaś zaznaczyć, że do pewnego momentu było nudno, nagle bach! i nagły zwrot akcji. A dziś stara babcia na bujaku, czy coś w tym stylu. Niby wyłapuję o co chodzi, ale wstęp do przeredagowania.
W pierwszych dwóch akapitach pierwszego rozdziału nadużywasz zaimka "jej". Kolejnym błędem jest niesamowicie mechaniczny opis rzeczywistości - Sara jest taka i taka, nie lubi tamtego i owego. - to chyba bolączka początkujących pisarzy (nie twierdzę, iż u mnie taki bład nie występuje, ale w obcym tekście łatwiej to wyłowić
)
Hmm, że klienci przynoszą do lokalu świeczki? Dziwne...
Przyznam się, pracowałem w spożywczaku (na wsi, o zgrozo!!!) i sam sobie musiałem prać fartuszki - bez komentarza - więc co, Sara nie mogła wziąć stroju do domu i przeprać, tylko czekać na cotygodniowe mycie?
W pierwszym akapicie drugiego rozdziału mieszasz czasy.
Wspomnienia bohaterki o zimie, że ma ochotę popływać dowalone tak ni z gruchy ni pietruchy, zmieniłbym. Samo wstawienie cudzysłowiu i pisanie w pierwszej osobie nie wystarczy.
W myśli bohaterki powinien zostać wpleciony komentarz narratora, a nie cała myśl - narrator.
Nie, no ten koleś z mieczem przy boku, to mnie totalnie zniechęcił do dalszego czytania... ale walę, jednak walę! I przyznam, że ten akapit jest najlepszym do tej pory.
Kiedy się obudziła, targały ją emocje, z których nie zdawała sobie sprawy? Dziwne, może czuła chaos w głowie, nie wiedziała, na czym skupić myśli, ale emocji na pewno była świadoma, tylko nie wiedziała jakich. I dalej, kiedy próbowała sobie przypomnie co i jak - "Kawiarnia... przyszłam do kawiarni... Zemdlałam" - nie tak byłoby lepiej?
Echhh, kelnereczka okazuje się księżniczką, ale nic, pomysłu się nie czepiam, wszak zaznaczałem nie raz, że tu, na forum szlifujemy warsztat, nie pomysły.
To nie jakieś oficjalne pismo, by używać form grzecznościowych.
Wprowadzasz za dużo informacji na raz. Jakiś Marius, Norrick, Rave, jakieś królestwo, coś tam jeszcze. Rozumiem zabieg, chcesz zaciekawić czytelnika, zrodzić chęć poznania kto jest kim w tym odmiennym świecie - nie udaje Ci się. Samo wrzucenie nieznanych nazw nie zdaje egzaminu, do tego potrzeba pewnej plastyczności, stopniowego podsycania tajemnicy, a Ty strzelasz nowymi dawkami info jak z karabinu.
Wybacz, odpadam, żeby dalej czytać
Ciężki dzień za mną, a muszę zbierać też siły na 47 rajd PK
jutro skończę.
Pozdrrrrr!!!
[ Dodano: Czw 30 Kwi, 2009 ]
Piąty rozdział...
Leżeli na łóżku dłuższą chwilę, po upływie której Sara dopiero zorientowała się, gdzie jest? Trochę naciągane, a by było mniej, powinnaś coś wspomnieć o stanie ducha bohaterki - rozdygotana, oszołomiona, ale i szczęśliwa, że tonie w czułościach u ukochanego.
Sara zachwycała się sarnami i zającami, jakich nigdy wcześniej nie widziała? Powinnaś pominąć te dwa pluszaki i wspomnieć, iż podziwiała wielobarwne ptaki i inne zwierzęta, byłoby lepiej.
Jezioro z trupami w środku, duchy - gdzieś to już było, tylko gdzie? Chyba w jakimś klasyku
Wspominałem chyba już coś o pomysłach, ale tu pojechałaś zbyt bezpośrednio. Tyklo we "Władcy" były jakies bagna, tak?
No nie, fragment o tym, kiedy Sara się oburza na wiek żołnierzy, na to, iż tak młodo idą do wojska mnie rozbroił. Dwadzieścia lat to mało? To co, kiedy mają iść? Poza tym, cała ta historia zakrawa na coś a'la średniowieczny klimat, dwadzieścia lat, to już owjak jest, prawdziwy żołnierz.
Poza tym, liczne powtórzenia, już mi się nie chciało ich wypominać <bijęsięwpierś>
Doczytałem i jestem bogatszy o doświadczenia, jak nie pisać. Nie chcę po Tobie jechać, właściwie robiłem to do tej pory cały czas, choć i tak nie wytknąłem wszystkich błędów.
Co mnie najbardziej zraziło? Otóż przeczytałem kilka historii, gdzie nagle coś się działo, bohater trafiał do innego wymiaru, był wrzucany w wir wydarzeń, ale to wszystko było ładnie, zgrabnie przedstawione, a tu? Jest bar i nagle las, nowe informacje i czytelnik ma się w tym wszystkim połapać. Wspominałem, powtórzę, samo zakręcenie fabuły o sto osiemdziesiąt stopni nie wystarczy. Błąd popełniłaś z tymi rozdziałami. Uważasz, że jeśli opisujesz jakąs akcję, to najlepszym pomysłem na przejście do następnej części fabuły będzie zwykłe: "V ... (akcja) ... VI" ??? To, co opisałaś, możnaby połączyć w całość, a Ty sprawiłaś wrażenie, jakbyś tego nie umiała zrobić i wybrnęła z tego problemu w najgorszy sposób, ucinasz i tworzysz nowy rozdział!
Wiesz, jaki jednak dostrzegam plus? Napisałaś, od początku do końca opowiadanie, a nie "Pierwszy rozdział mojej powieści... " czego tu na forum jest na pęczki. Na tym tekście będziesz się uczyć, szlifować styl, technikę i za kilka opowiadań, kiedy spojrzysz na to coś, uśmiechniesz się z łezką w oku. Tylko wyjdź ze szkoły, bo to opowiadanie ma niesamowicie twardy, szkolny styl.
Pozdrrrrr!!!

- dziwnie skonstruowane zdanie. Odnoszę wrażenie, iż dziś bohaterka również żyje ową monotonią, aczkolwiek przechodzi wobec niej ze wzruszeniem ramion, kiedyś jednak nienawidziła.Nienawidziłam wtedy monotonii, która dziś stała się moją codziennością.
We wstępie sugerujesz, iż bohaterka pragnęła przeżyć coś niezwykłego, jednocześnie zaznaczasz, iż obecnie (i ciągle) żyje absolutną nudą, czyli w gruncie rzeczy nie doświadczyła niczego ciekawego. A jednak sięga pamięcią do pewnych zdarzeń, kiedy nazywała się inaczej i chyba była inną zupełnie osoba, czyli doświadczyła czegoś, co diametralnie zmieniło jej życie - tu nie może być mowy o monotonii. Powinnaś zaznaczyć, że do pewnego momentu było nudno, nagle bach! i nagły zwrot akcji. A dziś stara babcia na bujaku, czy coś w tym stylu. Niby wyłapuję o co chodzi, ale wstęp do przeredagowania.
W pierwszych dwóch akapitach pierwszego rozdziału nadużywasz zaimka "jej". Kolejnym błędem jest niesamowicie mechaniczny opis rzeczywistości - Sara jest taka i taka, nie lubi tamtego i owego. - to chyba bolączka początkujących pisarzy (nie twierdzę, iż u mnie taki bład nie występuje, ale w obcym tekście łatwiej to wyłowić

- a nie? Ileż to ciąż w ten sposób zostało zainicjowanych :PPBył dla niej wredny, bo odrzuciła jego zaloty, jeśli można tak nazwać przystawianie się na imprezie po pijaku
- jeśli już uzywasz cudzysłowia, to rozszerz go na kąt, choć uważam, iż cudzysłów jest zbędny....że nie ma co inwestować „w ten zapyziały” kąt...
Hmm, że klienci przynoszą do lokalu świeczki? Dziwne...
Przyznam się, pracowałem w spożywczaku (na wsi, o zgrozo!!!) i sam sobie musiałem prać fartuszki - bez komentarza - więc co, Sara nie mogła wziąć stroju do domu i przeprać, tylko czekać na cotygodniowe mycie?
W pierwszym akapicie drugiego rozdziału mieszasz czasy.
Wspomnienia bohaterki o zimie, że ma ochotę popływać dowalone tak ni z gruchy ni pietruchy, zmieniłbym. Samo wstawienie cudzysłowiu i pisanie w pierwszej osobie nie wystarczy.
W myśli bohaterki powinien zostać wpleciony komentarz narratora, a nie cała myśl - narrator.
Nie, no ten koleś z mieczem przy boku, to mnie totalnie zniechęcił do dalszego czytania... ale walę, jednak walę! I przyznam, że ten akapit jest najlepszym do tej pory.
Kiedy się obudziła, targały ją emocje, z których nie zdawała sobie sprawy? Dziwne, może czuła chaos w głowie, nie wiedziała, na czym skupić myśli, ale emocji na pewno była świadoma, tylko nie wiedziała jakich. I dalej, kiedy próbowała sobie przypomnie co i jak - "Kawiarnia... przyszłam do kawiarni... Zemdlałam" - nie tak byłoby lepiej?
Echhh, kelnereczka okazuje się księżniczką, ale nic, pomysłu się nie czepiam, wszak zaznaczałem nie raz, że tu, na forum szlifujemy warsztat, nie pomysły.

To nie jakieś oficjalne pismo, by używać form grzecznościowych.
Wprowadzasz za dużo informacji na raz. Jakiś Marius, Norrick, Rave, jakieś królestwo, coś tam jeszcze. Rozumiem zabieg, chcesz zaciekawić czytelnika, zrodzić chęć poznania kto jest kim w tym odmiennym świecie - nie udaje Ci się. Samo wrzucenie nieznanych nazw nie zdaje egzaminu, do tego potrzeba pewnej plastyczności, stopniowego podsycania tajemnicy, a Ty strzelasz nowymi dawkami info jak z karabinu.
Wybacz, odpadam, żeby dalej czytać


Pozdrrrrr!!!
[ Dodano: Czw 30 Kwi, 2009 ]
Piąty rozdział...
Leżeli na łóżku dłuższą chwilę, po upływie której Sara dopiero zorientowała się, gdzie jest? Trochę naciągane, a by było mniej, powinnaś coś wspomnieć o stanie ducha bohaterki - rozdygotana, oszołomiona, ale i szczęśliwa, że tonie w czułościach u ukochanego.
- znaczy, jeśli Sara odjedzie na dwieście metrów, ale strażnik będzie ją widział, to ok? Wiadomo, o co chodzi, ale do zmiany zapisu.Nie oddalaj się ode mnie. Zawsze muszę mieć Cię w zasięgu wzroku.
- to drugie zdanie źle wplecione w tekst. Co do pierwszego, to był tylko jeden powiew, który się przechadzał między drzewami?Między nimi przechadzał się powiew świeżego wiatru przynoszący ulgę podróżnikom zmęczonym upałem. Konwój był krótki.
Sara zachwycała się sarnami i zającami, jakich nigdy wcześniej nie widziała? Powinnaś pominąć te dwa pluszaki i wspomnieć, iż podziwiała wielobarwne ptaki i inne zwierzęta, byłoby lepiej.
- Most, po którym mieli przejechać na drugą stronę był zawalony, a rzeka zbyt głęboka i rwąca, by ryzykować przeprawę wpław. Norrick spojrzał na swe dłonie, przez głowę przeleciała mu pewna szalona myśl, ale szybko ją odegnał. Była zbyt szalona, nie chciał ryzykować życia księżniczki. - Taka drobna koretka, chyba lepiej wygląda. Noi i nie wspominasz, dlaczego strażnik spojrzał, ale zrezygnował z jakiegoś pomysłu, czytelnik jest w stanie wiele sobie dopowiedzieć, ale w tym moemncie pozostawiasz go z pustką, niewiedzą. Dlaczego zaniechał pomysłu? O co się bał? I co w ogóle mu przyszło do głowy... ? Pokusiłem się na jedną, ale w tekście jest wiele, naprawdę wiele do zmiany.Most, którym mieli przekroczyć szeroką i rwącą rzekę był zawalony. Niestety, rzeka była zbyt głęboka, a prąd zbyt silny by przekroczyć ją chodząc po jej dnie. Norrick patrząc na swoje dłonie myślał o czymś przez chwilę. Nie. Zrezygnował.
Jezioro z trupami w środku, duchy - gdzieś to już było, tylko gdzie? Chyba w jakimś klasyku

No nie, fragment o tym, kiedy Sara się oburza na wiek żołnierzy, na to, iż tak młodo idą do wojska mnie rozbroił. Dwadzieścia lat to mało? To co, kiedy mają iść? Poza tym, cała ta historia zakrawa na coś a'la średniowieczny klimat, dwadzieścia lat, to już owjak jest, prawdziwy żołnierz.
Poza tym, liczne powtórzenia, już mi się nie chciało ich wypominać <bijęsięwpierś>
Doczytałem i jestem bogatszy o doświadczenia, jak nie pisać. Nie chcę po Tobie jechać, właściwie robiłem to do tej pory cały czas, choć i tak nie wytknąłem wszystkich błędów.
Co mnie najbardziej zraziło? Otóż przeczytałem kilka historii, gdzie nagle coś się działo, bohater trafiał do innego wymiaru, był wrzucany w wir wydarzeń, ale to wszystko było ładnie, zgrabnie przedstawione, a tu? Jest bar i nagle las, nowe informacje i czytelnik ma się w tym wszystkim połapać. Wspominałem, powtórzę, samo zakręcenie fabuły o sto osiemdziesiąt stopni nie wystarczy. Błąd popełniłaś z tymi rozdziałami. Uważasz, że jeśli opisujesz jakąs akcję, to najlepszym pomysłem na przejście do następnej części fabuły będzie zwykłe: "V ... (akcja) ... VI" ??? To, co opisałaś, możnaby połączyć w całość, a Ty sprawiłaś wrażenie, jakbyś tego nie umiała zrobić i wybrnęła z tego problemu w najgorszy sposób, ucinasz i tworzysz nowy rozdział!
Wiesz, jaki jednak dostrzegam plus? Napisałaś, od początku do końca opowiadanie, a nie "Pierwszy rozdział mojej powieści... " czego tu na forum jest na pęczki. Na tym tekście będziesz się uczyć, szlifować styl, technikę i za kilka opowiadań, kiedy spojrzysz na to coś, uśmiechniesz się z łezką w oku. Tylko wyjdź ze szkoły, bo to opowiadanie ma niesamowicie twardy, szkolny styl.
Pozdrrrrr!!!
"Ludzie się pożenili albo się pożenią i pozamężnią, pooświadczali się... a ja na razie jestem na etapie robienia sobie kawy...jakkolwiek można to odnieść do życia" - Hipolit
4
Przenieśmy się, zatem do czasów, kiedy nazywałam się, Sara Grey i miałam 25 lat.
Po „się” (zarówno pierwszym, jak i drugim) przecinek niepotrzebny.
Po chwili rozmyślań ubrała się i wyszła z mieszkania, sprawdzając przed wyjściem czy wyłączyła z prądu żelazko
Przed „czy” przecinek.
Jedyne, co do niego czuła do obrzydzenie oraz szczerą i czystą nienawiść.
Już wcześniej wspominałaś o tym, że go nienawidzi. Zostawiłbym samo obrzydzenie. No i oczywiście „to”, nie „do”.
Można było tam palić, a jedynym sposobem, żeby dym wydostał się z tego pomieszczenia było małe okienko, które i tak cały czas było zamknięte.
Próbowałbym inaczej zapisać to zdanie. Użyłaś trzy razy słowa „było” i nie czyta się płynnie. Tekst się tutaj zacina.
Odór dymu towarzyszył jej przez cały czas pracy i do póki nie wzięła porządnego prysznica w domu nie mogła się go pozbyć.
Dopóki! Przecinek po „domu”.
21 marca w dawny, kalendarzowy, pierwszy dzień wiosny od wielu dni Sara miała wolne.
Dziwne zdanie. Wynika z niego, że 21 marca już nie jest kalendarzowym dniem wiosny. I powtórzenie „dzień…dni”
Weszła bocznymi drzwiami. W środku było nieprzyjemnie cicho. Przyzwyczajona do zgiełku i pośpiechu, Sara czuła się nie swojo w Café Rouse.
Nieswojo!
Ręce zaczęły być ociężałe, jakby zamiast kości i mięśni miała dwa ciężkie kloce drewna.
Tutaj wystarczyłoby napisać „dwa kloce drewna”. Wspominałaś wcześniej, że są ciężkie, a słowo „kloce” wystarczająco kojarzy się z czymś ciężkim. No i mamy tutaj „ociężałe…ciężkie”.
Zaczęło jej się kręcić w głowie. Ściany zaczęły niebezpiecznie szybko wirować.
Powtórzenie. Dodatkowo te zdania, jak dla mnie są zbyt krótkie. Może coś w tym stylu (chociaż jak się komuś kręci w głowie, to wiadomo że wszystko wokół lata):
Nagle zakręciło jej się w głowie, a ściany zaczęły niebezpiecznie szybko wirować.
Nie wiedziała, co się dzieje, a przede wszystkim gdzie się znajduje.
Przed „gdzie” przecinek.
Zszokowana dziewczyna stała jak wryta nie mogła uwierzyć w to co się tu wydarzyło.
Brakuje przecinków:
Zszokowana dziewczyna stała jak wryta, nie mogła uwierzyć w to, co się tu wydarzyło.
Zabrał ją do Ratany, wsi gdzie ma przyjaciół, na których zawsze mógł liczyć.
Przed „gdzie” przecinek.
Dziewczyna pokonała opór i spróbowała dziwnie pachnącej i dziwnie wyglądającej breji.
Brei! Wystarczy te pierwsze „dziwnie”, drugie niepotrzebne.
Jednak nie chciała się zatrzymywać. Chciała jak najszybciej dotrzeć do Kalastry, by poznać odpowiedzi na nurtujące ją pytania.
Powtórzenie. „chciała…chciała”
Przed „co” przecinek.Oszołomiona nie widziała co się dzieje.
Norrick trącił konia w bok i ten galopem zmierzał w stronę wzgórza.
Pomieszałaś czasy. Zmień „zmierzał” na „zmierzył”, a w ogóle to bym napisał po prostu „ruszył.”
Po dotarciu na szczyt w mgnieniu oka zeskoczył ze swego rumaka i szybkim ruchem dobył miecza, a raczej miecz wysunął się z jego dłoni.
Wynika, że miecz wypadł mu z ręki. Wysunąć – wyjść, wsunąć – wejść. Chociaż ani jedno, ani drugie mi tu nie pasuje.
Szybkimi ciosami chciał unieszkodliwić wroga, ale ten okazał się szybszy niż generał mógł się spodziewać.
Tutaj też coś z czasami nie tak. Raczej powinno być: „okazał się szybszy niż spodziewał się generał.”
Nie można było z niej wyczytać co on zamierza i kiedy zaatakuje.
Przed „co” przecinek.
Atakujący ruszył na niego by go dobić.
Przed „by” przecinek.
Sporo błędów interpunkcyjnych i kilka pomieszczanych czasów i ortów. Styl nienadzwyczajny, ale nie męczyłem się zbytnio czytając. Temat opowiadania trochę sztampowy, ale trafianie bohaterów w inne wymiary nadal jest na topie. Tekst nie wywołał u mnie głębszych uczuć, więc raczej jestem na NIE.
5
Deszcz bębnił o szyby. Ciągle padało. Już nie pamiętam, kiedy świeciło słońce. Niebo ciągle spowite chmurami już mi się znudziło. Nienawidziłam wtedy monotonii, która dziś stała się moją codziennością.
Niestety moje ówczesne życie tak jak dziś przypominało w kółko powtarzającą się piosenkę: praca-dom, dom-praca. Choć raz w życiu chciałabym przeżyć coś ciekawego, niesamowitego, fantastycznego. Niestety, każdego ranka witałam dzień trzema słowami: Witaj szara rzeczywistości. Chociaż… Ech, już przez moją sklerozę na starość prawie o tym zapomniałam.
Wybacz, zapomniałam powiedzieć Ci, kim jestem, ale myślę, że bardziej zainteresuje Cię, kim byłam wtedy.
Przenieśmy się, zatem do czasów, kiedy nazywałam się, Sara Grey i miałam 25 lat.
To było by nawet znośne, gdyby nie te "się". Trzeba przerobić zdania, np. na:
Przejdźmy zatem... w kółko powtarzaną... nudziło mnie...
Wiek jako zapis słowny: dwadzieścia pięć lat.
[1] - opisujesz czynności - czyli narracja.[1]Wysuszyła swoje długie, proste, brązowe włosy. [2]Przynajmniej z nimi nie miała problemów. [3]Marzyła, że któregoś ranka obudzi się i wszystko będzie tak proste jak pasma jej włosów. Żadnych trosk, żadnych zmartwień, a przede
[2] - całkowicie niepotrzebne wtrącenie. Nic nie wnosi do tekstu.
[3] - z narracji opisujesz myśli bohaterki? Nie klei się to...
[1]Jedyne, co do niego czuła do obrzydzenie oraz szczerą i czystą nienawiść.
[1] - piszesz, że czuła coś "jedynego"... i wymieniasz dwa uczucia...
Odniosłem wrażenie, że nie opisujesz kawiarenki, ale jakieś miasto. Chyba, że owa kawiarenka była gargantuicznaW tej części kawiarni siedzieli najwięksi dziwacy, szaleńcy, mamroczący coś po nosem, grupy „zbuntowanych” nastolatków, którzy na jej nieszczęście byli stałymi klientami ‘Róży’.

Kupił tylko kilka podstawek pod świeczki, które klienci najczęściej przynosili ze sobą
Jeżeli przynosili, to po co Joseph kupował?
Nie rozumiem użycia tego drugiego wyrazu...Przyzwyczajona do zgiełku i pośpiechu
Uhm???sukinsyna o nalanej twarzy i
Tak w skrócie: nie wiedziała skąd się znajduje ?Tak po prostu. Nie wiedziała skąd, ale wiedziała gdzie się znajduje.

Przez całe swoje ziemskie życie sądziła, że jest sama, że jej rodzice porzucili ją, kiedy była mała, a teraz dowiaduje się, że Oni żyją... Dlaczego nie czuła ich obecności, tak jak czuła, że nie należy do tamtego świata?! Coś było nie tak.
Oj! tutaj droga autorka spaliła swój tekst w bezpowrotny sposób. Budujesz atmosferę niepewności, nasycasz ją, sprawiasz, że czytelnik - jak i bohaterka - są zagubieni, a nagle dajesz odpowiedź. Jedno zdanie zniszczyły to, co do teraz czytałem.
Porównanie zupełnie nie trafione...Sara ze zwinnością antylopy uniknęła pierwszego ataku.
Nie ufaj WORDOWI, a swoim oczom.Dlaczego pojawił się wtedy, a teraz znikną?
Otworzyła oczy z krzykiem. Obudź się, masz już wyżej.-Nie! – Sarah obudziła się krzycząc.
Doczytałem do połowy i odpadłem. Ale napiszę coś o tym, co przeczytałem.
Wyobraź sobie, że jestem wydawcą i dostaję twój tekst. Bazowa ocena to 10/10, Arcydzieło, ale czytam, i będę odejmować po jednym punkcie za każdą rzecz, która mnie w oczu zakłuje.
9. Konstrukcja zdań - przecinki
8. Podział na działy (akapity?)
7. Błędy logiczne.
6. Brak wyjaśnień dla pewnych wydarzeń albo też płynnych, plastycznych wprowadzeń w "nowy wymiar".
5. Nadmiar bohaterów już na samym początku.
4. Spoiler, podany na początku.
3. Powtarzanie "się", "który" - "zaimkoza" ogólna.
2. Bombardowanie czytelnika nowymi informacjami. Za dużo akcji, zbyt mało budowania klimatu.
1. prolog (?) pisamy pierwszoosobowo, a dalsza część już trzecioosobowo?
I tak z 10/10 zostało się 1/10. Nieźle, nie?
Pomysł jest świetny - przypadł mi do gustu. W pewnym momencie dałem się ponieść twojej fantazji, mimo totalnego braku ładu i składu, ale im dalej z tekstem, tym wszystkie mankamenty zaczynają razić, i fabuła schodzi na daleki, trzeci plan. Ponieważ jest to twoje pierwsze opowiadanie, proponuję po prostu odstawić je - wrócić za długi czas. Miesiąc? Rok? Sama zobaczysz, jak to wszystko wychodzi w praniu - czytając, zrozumiesz pewne błędy, bo tekst nie będzie "opatrzony". A myślę, że warto do niego wrócić, poprawić. Bo temat jest bardzo ciekawy a i widać, że coś ci tam w głowie dobrego świta.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
6
Nie wiem czy ktoś to zauważył, ale robisz takie błędy w stylu:
W sumie już w tym fragmencie coś mi nie pasuje:
Heh, nie będę dalej notował, bo widzę, że jest duże prawdopodobieństwo, ze powtórzę po kimś.
Ogólnie opowiadanie płynie spokojnym tempem. Początek jakby nieco odstawał od reszty. Widać pośpiech, powtórzenia, braki warsztatowe, ale to wszystko jest do nadrobienia. Czytaj, pisz. Takie moje rady.
Czyli piszesz o pewnych czynnościach, które nie mają swojego odzwierciedlenia we wcześniejszych fragmentach. Nie wspominasz nawet słowem o tym, że używała tego żelazka, więc co sprawdzać czy je wyłączyła? Nerwica natręctw jak u Adasia Miauczyńskiego?przed wyjściem czy wyłączyła z prądu żelazko
W sumie już w tym fragmencie coś mi nie pasuje:
Dziwnie rozłożony środek ciężkości zdań. Piszesz, że deszcz bębnił o szyby, stąd wiadomo, że pada. Drugie i trzecie zdanie przekazują nam tę samą informację w trochę inny sposób. Takie powtórzenie tej samej myśli z użyciem innych słów. Jest mała różnica, delikatna. A i brakuje mi słowa w trzecim zdaniu, jest nim: "ostatnio", albo "ostatni raz". Coś w tym stylu. Jak je czytałem zatrzymałem się na chwilę, zaciąłem się tak jakbym się potknął na schodach, w których zabrakło stopnia.Deszcz bębnił o szyby. Ciągle padało. Już nie pamiętam, kiedy świeciło słońce. Niebo ciągle spowite chmurami już mi się znudziło
Czyżby gra słów? Sara - szara tylko bez "z", grey - szarość.Sara Grey
Do takich wniosków doszliśmy z poprzednich informacji, które nam podałaś. Powtórzenie informacji, udobitnienie żeby czytelnik jej nie przeoczył, ale zbędne.Jedyne, co do niego czuła do obrzydzenie oraz szczerą i czystą nienawiść.
Dlaczego raz tak, raz tak? Konsekwencja w działaniu jest potrzebna. Najlepiej nasz rodzima. Czyli wyjście drugie.‘Róży’
„w ten zapyziały”
Heh, nie będę dalej notował, bo widzę, że jest duże prawdopodobieństwo, ze powtórzę po kimś.
Ogólnie opowiadanie płynie spokojnym tempem. Początek jakby nieco odstawał od reszty. Widać pośpiech, powtórzenia, braki warsztatowe, ale to wszystko jest do nadrobienia. Czytaj, pisz. Takie moje rady.
Po to upadamy żeby powstać.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.