Zaczęłam coś tworzyć i myślę, czy to kontynuować. Oto fragment:
Na dworze był szary, zimny listopadowy wieczór, deszcz lał strumieniami. Krople spływały powoli po szkle. Przez szybę widać było jedynie upstrzony deszczowymi zaciekami mur po drugiej stronie ulicy. Za oknem stała młoda, wysoka ciężarna kobieta. Była nieprzeciętnie chuda, mimo ciąży było widać jej żebra. Ósmy miesiąc nie zmienił jej figury. Miała kościste ramiona i mały biust, co było wyraźnie widać, bo była ubrana w cienką, zwiewną białą koszulę nocną. Porcelanowa cera, sine usta i podkrążone oczy nadawały jej trupiego wyglądu. Tęczówki miała w kolorze nocnego nieba: głęboki granat z jasnoniebieskimi pigmentami. Oczy były otoczone grubymi i gęstymi rzęsami, nad nimi rosły równo wyregulowane blond brwi, na które wchodziła rzadka blond grzywka. Włosy w kolorze zimny blond były cienkie, połamane i nieco rozczochrane. Spływały naturalnymi falami na twarz dodając całej postaci jeszcze więcej smutku. Całość dopełniały mocno widoczne kości policzkowe i wystający podbródek.
Mimo tego, iż była za chuda by być uznawaną za piękną, miała bardzo szlachetną twarz i idealne proporcje ciała. Była więc, tak czy inaczej, piękną kobietą.
Wyraźnie na kogoś czekała. Stała i wpatrywała się w ulicę oczekując na czyjeś przybycie. Po kilku minutach odwróciła się tyłem do okna i rozglądnęła się po pokoju.
Stała w ubogiej kuchni. Ze ścian płatami schodziła bura farba, a całe jej wyposażenie to była stara chłodziarka, prehistoryczna gazowa kuchenka, turystyczny stolik i dwa plastykowe taborety. Podłogę pokrywało starte linoleum.
Kobieta podeszła do stolika i usiadła na taborecie. Chwyciła leżący na stoliku pordzewiały nóż i sięgnęła po chleb.
Nagle do jej uszu doszło stłumione tupanie, skrzypienie drzwi i pospieszne kroki w korytarzu, które urwały się przy drzwiach do kuchni. Stał w nich brunet w wieku zbliżonym do kobiety. Był równie wysoki i równie chudy jak ona. Mimo młodego wieku czarne włosy z tyłu głowy były nieco przyprószone siwizną, a z przodu rzucały się w oczy zakola i kilku dniowy zarost. Miał ciemne, prawie czarne oczy i nienaturalnie powykrzywiany nos- niedawno złamany i krzywo zrośnięty. Pod prawym okiem widniało całkiem pokaźnych rozmiarów limo, a niżej, na policzku widać było grubą, długą szramę biegnącą od żuchwy aż do nosa – ranę zrobioną zapewne nożem.
Mężczyzna powoli przekroczył próg i spojrzał chłodno na kobietę. Ta udawała, że go nie zauważyła, spokojnie zaczęła kroić chleb.
-Katie...? – spytał się zduszonym głosem mężczyzna. –Wszystko w porządku? Jak się czujesz?...
Nie odpowiedziała. Dalej go ignorowała.
-Coś się stało? Coś cię boli? – pytał dalej, z wyraźnym niepokojem w głosie. Po chwili ciszy podszedł, kucnął przy jej nodze i spojrzał jej w oczy. Były spuchnięte i przekrwione.
-Płakałaś...?
Oparł głowę na jej udzie i dalej się w nią wpatrywał, a ta niewzruszona kroiła chleb.
-Katie... – powtórzył cicho. Chciał coś dodać, ale urwał.
Kobieta przerwała wreszcie czynność i spojrzała na niego troskliwym wzrokiem. Położyła rękę na jego głowie i delikatnie go pogłaskała.
-Znowu...? – spytała go z lekką pretensją. Ten spuścił wzrok i wbił wzrok w ścianę.
-Powiedz tym gościom żeby się odpieprzyli – dodała. –Czego oni od ciebie chcą?
Mężczyzna zabrał głowę z jej nogi, wstał i podszedł do okna. Katie śledziła go wzrokiem.
-Jimmy, odpowiedz.
Milczał. Zacisnął zęby i spuścił głowę, wbijając wzrok w buty.
-Nigdy nie mówiłem ci prawdy.
-Jakiej prawdy? – spytała zdumiona.
-Nie pracuję w porcie.
Katie opuściła głowę i odwróciła się od Jima.
-Znaczy, pracuję. Ale nie jako doker.
Urwał i spojrzał na Katie.
-Nie jestem dokerem – powtórzył.
Katie zerwała się z miejsca i odeszła na drugi koniec kuchni.
-A kim? – spytała krótko. Miała złe przeczucia.
-Wiem co sobie myślisz. Nie jest tak – zaprotestował.
-A jak?
-Inaczej.
Prychnęła. Nerwowo przygryzła wargę.
-Jak inaczej?
Jim milczał.
-Wcześniej tak nie było. Ale od ostatniego miesiąca ciągle przychodzisz pobity. Podbite oko to już standard. Powiedz mi, czemu jacyś ludzie ciągle cię śledzą? Czego od ciebie chcą? – powtórzyła.
Jimowi poszerzyły się źrenice.
-Skąd wiesz?
Katie spuściła głowę, zamknęła oczy.
-Od jakiegoś czasu coraz częściej pod murem stoi beemka. Czarna, bez tablic. Zatrzymują się i stoją kilkanaście minut. Potem odjeżdżają. A dzisiaj...
Przerwała.
-Co się dzisiaj stało? – spytał niecierpliwie Jim.
Skrzyżowała ręce na piersi i zgarbiła się lekko.
-Wytłumacz mi o co chodzi... – poprosiła.
-Powiedz co się dzisiaj stało –urwał jej szybko.
-Wytłumacz mi.
-Nie. Powiedz co się stało.
Podszedł do Katie i delikatnym szarpnięciem odwrócił ją do siebie, po czym mocno trzymając ją za ramiona spojrzał jej w oczy. Ta spuściła głowę i wbiła wzrok w ziemię.
-Masz mi powiedzieć.
-Zostaw mnie... – powiedziała błagalnym tonem.
-Powiedz – rozkazał.
-Zostaw mnie!
-Masz mi powiedzieć!
-Puść mnie!
Katie zaczęła się szarpać, a Jim coraz mocniej ją trzymał. Potrząsnął nią i znowu powtórzył:
-W tej chwili powiedz.
Katie zaczęła płakać. Szamotała się coraz bardziej, a im mocniej się szamotała, tym brutalniej Jim ją przytrzymywał.
-PUŚĆ MNIE! – krzyknęła. Jim od razu ją puścił, Katie straciła równowagę i upadła. Próbował ją złapać, lecz ta odsunęła się od niego i skuliła na podłodze w kącie.
-Zostaw mnie...odejdź... – powtarzała raz po raz szeptem. Cofnął się pod przeciwną ścianę i głośno wypuścił z płuc powietrze. Katie dalej łkała w kącie.
Po chwili, gdy ochłonął, podszedł do Katie i kucnął. Wysunął rękę w kierunku jej twarzy, lecz ta odtrąciła ją i skuliła się jeszcze głośniej szlochając.
-Powiedz mi, kochanie. Te skurwysyny nigdy więcej nie zobaczą świata jeżeli coś ci zrobili.
Katie dalej płakała, jeszcze bardziej dramatycznie. Jim na chwilę odwrócił głowę w bok, czekając, aż jej trochę przejdzie. Nie przechodziło, więc zbliżył się jeszcze bardziej i usiadł obok niej. Katie zareagowała jeszcze głośniejszym szlochem.
-Co się stało, kochanie? – spytał troskliwie. Katie podniosła głowę i przygryzła wargę usiłując powstrzymać się od płaczu.
-Oni cię zabiją...! – rzuciła i znowu wybuchnęła płaczem. Jim podniósł rękę i powoli zbliżył ją do jej twarzy. Katie się nie opierała, więc otarł jej łzy, po czym delikatnie ją pocałował. Katie chwilowo przestała płakać, ale zwinęła się jeszcze bardziej i odwróciła od niego głowę.
-Powiedz... – zaczął Jim. Nie skończył, bo Katie nagle zerwała się z zamiarem opuszczenia kuchni, lecz nim to zrobiła, zasłabła i zsunęła się na ziemię. Jim nie zdążył jej złapać, doskoczył do niej i sprawdził, czy sobie nie rozbiła głowy. Jako że wszystko było w jak najlepszym porządku, wziął ją na ręce i wyszedł z kuchni do korytarzyka, przeszedł przez niego i wszedł do niewielkiego pokoiku z zielonym fotelem i żółtą, rozkładaną sofą, na której położył Katie. Sam usiadł obok niej. Odgarnął jej włosy z czoła, podłożył pod głowę poduszkę i pogłaskał ją po brzuchu.
Nie potrafił cieszyć się z dziecka. Od czterech miesięcy, czyli od czasu, kiedy Katie powiedziała mu o ciąży, ciągle był tym zszokowany. Nie umiał zaakceptować tego, że będzie ojcem. Nawet nie byli małżeństwem.
Wrócił do kuchni, nalał szklankę wody i zaniósł ją do sypialni. Podał jej, lecz ta nie zwróciła na nią uwagi. Przeleciała po suficie błędnym wzrokiem, a gdy zobaczyła nad sobą Jima, chwyciła jego głowę i zbliżyła ją do siebie. Czuł jej niespokojny oddech na twarzy. Zamknął oczy. Pocałował ją. Katie odwzajemniła pocałunek. Po chwili wysunął się z jej objęć i usiadł u jej stóp. Ta podniosła się i spojrzała na niego smutno, wciąż jeszcze nieco otępiała. Wzięła od niego szklankę z wodą, wypiła do dna i odstawiła.
-Jim, oni powiedzieli że cię zabiją.
Wbił wzrok w buty i westchnął udając, że nie dosłyszał.
-Nic ci nie zrobili? – spytał pospiesznie.
-Nie – zaprzeczyła. –Nic mi nie zrobili.
-Nic? – spytał ponownie. –Na pewno nic?
Katie zamrugała i otarła łzę.Złożyła kolana do piersi i objęła je.
-Podjechali jak zwykle pod mur. Kilka minut stali, po czym jeden z nich wysiadł z beemki i zadzwonił do drzwi. Schowałam się w kuchni w kącie za chłodziarką. Zadzwonił raz jeszcze, a potem usłyszałam, że wchodzi do domu.
-Nie zamknęłaś drzwi? – przerwał cicho Jim. Katie pokręciła przecząco głową.
-Zamknęłam. Miał klucze.
Jim zacisnął szczęki i pokręcił głową z niedowierzaniem.
-Wszedł do klatki i trochę krążył po domu, szukając kogoś, albo czegoś. Chciałam uciec, i już wybiegłam z domu, ale przy furtce stał drugi dryblas. Szedł w moim kierunku szeroko się uśmiechając. Zawróciłam więc do domu.
-A tamten cię złapał... – dokończył ponuro.
- Wykręcił mi rękę i przyłożył nóż do gardła...
Przerwała i głośno wciągnęła powietrze.
-Powiedział że masz się sprężać. A jak się nie pospieszysz, to dziecko nie będzie miało ojca... – wyszeptała.
-Potem... – zaczęła, lecz przerwała. –Potem uciekli.
Jim pocałował ją w głowę i położył ręce na jej brzuchu.
-Jak się czujesz?
Nie odpowiedziała.
-Jimmy...powiedz mi, czemu oni chcą cię zabić? – spytała po chwili. -Nie chcę cię stracić...tak bardzo cię kocham...
-Wytłumacz mi, proszę – dodała po chwili milczenia.
Jim pokręcił głową.
-Nie będę cię w to mieszać.
Katie przygryzła wargę.
-Już zostałam w to wmieszana. Chcę wiedzieć dlaczego chcą cię mi odebrać. Mówiłeś coś o tym, że nie jesteś dokerem. Ma to jakiś związek...?
Jim ukrył twarz w dłoniach.
- Odbieram z portu narkotyki i dostarczam je dilerowi – rzucił szybko. Katie pokręciła głową z niedowierzaniem.
-Znowu narkotyki... – szepnęła załamana.
Jim podniósł głowę i spojrzał w oczy Katie.
-Nie biorę, przysięgam.
-Znowu zacząłeś.
Pokręcił głową.
-Brałem jak byłem gówniarzem.
-Kilka lat temu. Teraz zacząłeś znowu... – stwierdziła i skuliła się. Ukryła twarz między kolanami.
-Nie mam kasy. Nie biorę, przyrzekam!
Katie znowu zaczęła płakać.
-Dlaczego ty się ciągle w coś pakujesz?
-Może to z miłości...? – rzucił szybko Jim próbując zmniejszyć napięcie. Jednak Katie wściekle się wyprostowała i zerwała z miejsca.
-Powiedz mi w tej chwili co się dzieje.
Jim westchnął.
-Przepadł towar i myślą że to ja. A ja go dostarczyłem! To diler coś zakosił...
Wstał i podszedł do Katie. Położył jej rękę na ramieniu. Nim zdążył zareagować, ta uderzyła go w twarz. Potem wybiegła z płaczem z pokoju.
Zdumiony dotknął swój obity policzek i oniemiał. Dłuższą chwilę stał tak z szeroko otworzonymi ustami.
Nagle dosłyszał zduszony pisk i odgłosy szamotaniny. Wybiegł z sypialni i pobiegł do kuchni, bo stamtąd dobiegały te podejrzane odgłosy. Przerażony zatrzymał się w drzwiach.
Zaraz przed nim, na środku kuchni, łysy dryblas szarpał się z jego ukochaną.
Jim rzucił się jej na pomoc, jednak drugi łysol złapał go i przytrzymał. W tym czasie dryblas, który szarpał się z dziewczyną, uderzył jej głową o ścianę i ją puścił. Katie zsunęła się na podłogę i straciła przytomność.
Brak tytułu (kryminał/romans)
1
Ostatnio zmieniony śr 15 kwie 2009, 23:35 przez Kathleen, łącznie zmieniany 1 raz.