Poszliśmy do naszej sypialni. Edward przebrał się w białą koszulę i czarne jeansy. Swój umięśnioy tors przykrył skórzaną kurtką.
Ja natomiast założyłam czarną sukienkę sięgającą mi do przed kolan. Bardzo seksowna. Była bez ramiączek, trzymała się jedynie na moim biuście. Swoje wygogolone ramiona okryłam fioletowym, rozpinanym sweterkiem z bawełny. Na blade stopy założyłam czarne szpilki z Dolce Cabana. Całość dopełniała kanarkowa biżuteria: podłużne kolczyki, okrągłe branzoletki i naszyjnik z zawieszką z piaskowca.
Nieodłącznym elementem mojej garderoby był pierścionek zaręczynowy na prawej dłoni oraz branzoletka z dwoma zawieszkami: wilkiem i sercem na lewym nadgarstku.
Edward otworzył mi drzwi do naszego audi.
Wyruszyliśmy.
Patrzałam na swój lewy nadgarstek. Zazwyczaj starałam się nie myśleć o “moim” wilku, ale teraz pozwoliłam sobie na zatracenie. Jedna łza spłyneła mi po bladym policzku.
Edward przyglądał mi się uważnie, otarł moją łzę i pogłaskał mnie w miejscu gdzie niedawno ta nieszczęsna kropla się znajdowała.
Gdy pierwszy raz zapłakałam, a potem spytałam dlaczego nasze łzy są takie słodkie, moja siostra odpowiedziała mi, że nasze łzy to jad. Wtedy to mną wstrząsneło...
- Każda miłość trwa tak długo na ile zasługuje – szepnął – może wasza nie mogła być wieczna.
- Nie mogła. - powtórzyłam – Przepraszam, ale z każdnym następnym dniem zbliżamy się do wyjazdu z Uelen. Wyjazdu do Forks. A on będzie młody...
- Doprawdy?
- Tak, przecież wiesz.
- Może już wyćwiczył tę umiejętność...
Zamarłam. Musiałam wyglądać jak marmurowy posąg. Nie myślałam o tym w ten sposób. Jackob mógł... nie, na pewno nie.
- Bello?
- Ta-ak?
- Nic ci nie jest? - zapytał zatroskany
- Nie, nic. Po prostu nie chcę o tym myśleć.
- Ludzie są bezradni wobec losu, są ofiarami czasu. I własnych uczuć...
- Nas też to dotyczy? Czas nie ma znaczenia, przynajmniej w naszym przypadku.
- Ma, ale inne niż w przypadku człowieka.
Zamyśliłam się. Odpowiedziałam dopiero po kilku minutach.
- Masz rację, tak...
Resztę drogi rozmawialiśmy o nieistotnych sprawach.
Edward zatrzymał się na parkingu restauracji o nazwie (jak przeczytałam) La Chalet. Oczywiście, znałam ją. Najlepsza i co za tym idzie jedna z najdroższych restauracji na świecie.
Mój luby często zaprowadzał mnie do restauracji mimo iż nic nie jedliśmy. Zamawialiśmy jedynie butelkę wina i jakieś skromne danie którego i tak nie konsumowaliśmy. Lubiłam te schadzki.
Przyzwyczaiłam się, że Edward wydaje na mnie mnóstwo pieniędzy, ale niekiedy krępowało mnie to. Uśmiechnełam się do siebie. Jednak miałam coś ze starej Belli.
- Nie musiałeś, Edwardzie... - zaczełam
- Och, Bello! Mineło pięć dekad, a ty nadal się nie przyzwyczaiłaś się do tego...
- Wiem, wiem. - przerwałam mu.
Edward jedynie ledwo zauważalnie westchnął, a całe zajście podsumował stwierdzeniem “kobiety.”
Zaśmiałam się na jego słowa. Wziął mnie pod ramię i zaprowadził do drogiej restauracji.
* * *
Miejsce naszej kolacji było pięknie wyposażone.
Ściany były pomalowane na burgundowy kolor. Gdzie niegdzie stały fontanny podświetlnone na biało. Podłoga była z acajou. Ustawiono też dużo dwuosobowych stolików z ciemnego drewna na których był biały obróz, a na nim róża w szklanym wazoniku oraz dwie alabastrowe świece.
Bardzo romantycznie.
Podszedł do nas starszy mężczyzna ubrany w stylowy acz klasyczny, czarny garnitur.
- Witamy w La Chalet. Czy macie państwo rezerwację?
- Owszem, na nazwisko Cullen.
Po tym stwierdzeniu, mężczyzna spojrzał na nas z jeszcze większym szacunkiem.
Naturalnie, kto nie znał Cullen'ów?
- Oczywiście, dziękuje.
Omiotłam wzrokiem wszystkich ludzi. Seks, pieniądze, seks, seks.... Spojrzałam na staruszka który nas obsługiwał.
Piękna para, doprawdy są do siebie tacy podobni. A może to rodzoństwo? Nie... ma pierścionek. I tak na siebie patrzą...To rodzina Cullen, no tak, tak...
Uśmiechnełam się promiennie, ale po usłyszeniu pewnej myśli znieruchomiałam, a mój uśmiech znikł.
Tak, oczwiście. Proszę pisać. Ja Jackson Yorke, syn Erica Yorka i Aleny Treens oświadczam iż..
Nie słuchałam dalej. Syn Erica! Odwróciłam szybko głowę. Przy jednym ze stolików siedział młodzieniec w wieku, około siedemnastu lat. Był bardzo podobny do ojca. Chudy, z kruczo czarnymi włosami i sympatycznym uśmiechem.
Nie zauważyłam kiedy znalazłam się przy jednym ze stolików. Musiałam zrobić to automatycznie.
- Która myśl cię tak zamroczyła? - zapytał Edward. W jego cudnym barytonie można było wyczuć czyste zainteresowanie i zaintrygowanie.
- Syn Erica Yorka. - powiedziałam, uśmiechając się delikatnie – Bardzo podobny do ojca.
Edward spojrzał niezauważalnie w jego stronę.
- Masz rację. Ciekawe czy też będzie tak za tobą łaził.
Zaśmialiśmy się.
- Raczej wątpie. Wyglądam na niebezpieczną! - odparłam
Przez resztę wieczoru śmialiśmy się i żartowaliśmy. Nie przeszkodził nam nawet młodzieniec który w pewnym momencie podszedł do naszego stolika...
* * *
- Dzień dobry. - przywitał się chłopiec
- Dobry wieczór. - odparł nieco chłodno Edward. Znał zamiary chłopaka, równie dobrze co ja.
Jest piękna, tak piękna... Czy zechce ze mną zatańczyć? Ten facet dba o swoje interesy. Jakiś taki straszny jest...
- Czy mógłbym prosić panią do tańca? - spytał
Uśmiechnełam się kpiarsko do Edwarda. Często zdarzały się podobne sytuacje, ale rzadko ma się okazje tańczyć walca z synem kolegi z dawnych lat.
- Z chęcią. - odparłam, uśmiechając się zawadiacko
Chłopak dostał palpitacji serca, a ja na to jeszcze szerzej się uśmiechnełam. Starałam się jednak przy tym nie pokazywać zębów. Przestraszyłabym go.
Wziął mnie pod ramię i zaprowadził na parkiet. Tańczyliśmy przez chwilę w milczeniu. On świdrował mnie wzrokiem.
- Nazywam się Jackson Yorke
- Miło mi cię poznać, Jacksonie. - powiedziałam. Nie chciałam mu wyjawić ani mojego imienia, ani nazwiska.
- Jesteś piękna – stwierdził. Spojrzałam na niego i wysłuchiwałam jego myśli. Nic wulgarnego. Jedynie delikatne pocałunki nad jakąś rzeką. Chciałam być miła dla chłopaka gdyż nie miał wulgarnych myśli jak większość mężczyzn.
- I żonata – zażartowałam. Zdjełam prawą dłoń z jego chudego ramienia, pokazując mu piękny pierścionek.
- Wielka szkoda. - skwitował ze smutkiem.
W jednej chwili zdarzyły się trzy rzeczy na raz . Melodia została ściszona, Edward podszedł do mnie niezauważalnie, a jeden z mężczyzn posiadających mikrofon zawołało “pocałować swojego partnera tanecznego!”
Pocałowałam przelotnie, w policzek mojego nowego adoratora, a po chwili zniknełam za drzwiami, jadąc wraz z Edwardem do Uelen.
Jechaliśmy ciemną drogą. Żartowaliśmy z Jacksona i innych śmiertleników.
Gdy dojechaliśmy do domu czekała na nas już cała rodzina.
* * *
Bardzo szybko mineły następne cztery dni. Ani się obejrzałam, a wybił dzień wyjazdu do Forks.
W południe spotkaliśmy się w jadalni, aby omówić wszystkie kroki. Przyszłam wcześniej niż powinnam, ale w pokoju nie byłam sama.
- Witaj, Rosalie. - powiedziałam, siadając na krześle naprzeciwko niej.
- Dzień Dobry. - skineła głową.
- Ciesze się, że będziemy znowu razem mieszkać w Forks. - stwierdziłam bezbarwnie.
- Rodzina jak wyrok dożywocia. W naszym przypadku można to odebrać dosłownie. - skwitowała.
Nie zdążyłam się jej odszczeknąć bo do jadalni wkroczyła reszta rodziny. Edward zajął miejsce koło mnie, wpatrując się groźnie w siostre. Zauważyłam, że Rosalie bała się mojego męża. Gdy spytałam się dlaczego, odmówił odpowiedzi.
- A więc jedziemy do Forks. - rozpoczął Carlise, wyrywając mnie z zadumy. - Będzie trochę...komplikacji
- Jakich? - zapytałam
- Pierwszy, a zarazem główny to wilkołaki. Złamaliśmy pakt. Mają teraz nowego wodza, jak się dowiedziałem, i może nam to pomóc lub utrudnić zadomowienie się w Forks. - mówił ostrożnie
- Jackob?
Doktor pokiwał głową.
- Mam w tej kwesti pytanie, Bello. - odparł Carlise
- Tak?
- Jak myślisz, czy Jackob...Jak się zachowa?
Przez jakąś minute intensywnie myślałam.
- To trudne. - odparłam, wzdychając – Kiedyś powiedział, że wolałby abym umarła, że rozpocznie się wojna, ale innym razem stwierdził iż możemy zostać przyjaciółmi...
- Oby nie sprawiał kłopotów... - szepneła z nadzieją w głosie Esme
- Mam nadzieje, że tak właśnie będzie. - odparłam
- Przyjaźń jak nocnik, Bello. – powiedział Emmett wyjątkowo poważnie, biorąc pod uwagę komizm jego wypowiedzi. - Przez chwilę, te kilka lat jest twoją podporą, a potem jedynie przysparza ci kłopotów.
No tak, nie ma to jak porównanie przyjaźni do nocnika.
- Emmett, jesteś kochany. I wymyślasz cudowne metafory. - powiedziałam kąśliwie. Reszta wybuchła śmiechem.
Pierwszy opanował się Carlise.
- Druga komplikacja to zmiana nazwiska.
- Wszystko załatwiłem – odezwał się Jasper jednocześnie kładąc na stół dwa dowody osobiste i sześć legitymacji.
- Świetnie.
Edward podał mi moją. Była idealną podróbką. Isabella Carlen, lat 16...
- Będę chodzić do pierwszej klasy? - zapytałam
- Nie, do drugiej. Spójrz na miesiąc. - odpowiedział Jasper. - Edward, Bella oraz Alice będą w drugiej, a Emmett, Rose i Jasper w trzeciej klasie. - powiedział mój jasnowłosy brat.
- Jeszcze jedno: mineło trzydzieści lat. Niektórzy jeszcze żyją. - stwierdziła Rosalie.
- O to się nie martwcie. W moich wizjach nie ma nic niepokojącego.
- Obyś miała racje. - stwierdziła kwaśno Rose
Edward warknął na siostrę.
- Rosalie! - krzyknął
- Co się dzieje? - spytaliśmy chórem blondynkę.
- Nic. - mówiła bardzo cicho i szybko - Nie odpowiadam za moje myśli.
- Edwardzie? - zapytał Carlise. Mimo iż był spokojny, wyczuwałam iż jego mięśnie są napięte jak struny.
- Niech sama powie. - powiedział, świdrując wzrokiem siostre.
- Rose? - tym razem jego ton nie był taki spokojny. Edward nigdy się tak nie zachowywał w stosunku do rodziny, nawet jeśli była to blond piękność.
- Nie potrafie, nie myśleć! - krzykneła, wstając z krzesła.
- Nie potrafisz nie myśleć o sobie. - odparł lodowato Edward. On również wstał. Wpatrywał się w siostre jakby zaraz miał ją zabić.
Wzdrygnełam się.
- Edwardzie, powiedz. - poprosiła Esme, kładąc alabastrową dłoń na czarnej bluzie przyszywanego syna.
- Chciała ją zabić. - powiedział tak cicho, iż zastanawiałam się czy dobrze usłyszałam.
- Kogo? - tym razem był to Emmett. Wpatrywał się z niepokojem, a to na brata, a to na nażyczoną.
- Moją żone! - krzyknął. Zaczął warczeć coraz głośniej na siostre, przybierając pozycję do walki. Wysunął tułw do przodu, a lewą nogę do tyłu. Ręce miał nieco uniesione.
Spojrzałam błagalnie na Jaspera. Po kilku minutach mój ukochany wrócił do dawnej pozycji i przestał warczeć, ale nadal wpatrywał się w nią groźnie.
Wszyscy zaniemówiliśmy.
Rosalie stała naprzeciwko mojego lubego. Emmett cały czas był koło niej, ale teraz nieco się oddalił w stronę Carlise'a.
- Rosalie... - rozpoczął doktor. Jego głos był pełen smutku i zawodu.
- Skończę się pakować. - powiedziałam cicho, cofając się powoli.
- Poczekaj, Bello. Musimy to wytłumaczyć. - stwierdził Carlise – Usiądźmy wszyscy.
Wszyscy posłuchali prośby głowy rodziny.
- Rosalie czy zabijesz Bellę? - zapytał poważnie doktor.
- Nie. - szepneła
- Czy będziesz próbowała ją zabić?
- Nie.
- Przeproś ją. - tym razem był to surowy głos Esme.
- Przepraszam cię, Bello. Naprawdę. - powiedziała skruszona
- Wybaczam. - odpowiedziałam.
Nastąpiła chwila ciszy. Wpatrywałam się w Emmetta. Jego zachowanie mnie zaintrygowało. Siedział po między Alice, a Edwardem patrząc smutno na Rosalie.
Już miałam zapytać o co chodzi, gdy odezwał się Carlise.
- Weźcie swoje torby do samochodów. Musimy jechać dwoma bo tylko tyle zmieści się do garażu w Forks. Nie musimy jechać skromnym volkswagen. W garażu czeka na nas volvo. Ja i Esme oraz Emmett i Rosalie pojedziemy antracytowym mercedesem, a Bella i Edward oraz Alice i Jasper pojadą audi Q7, dobrze?
- Tak. - odpowiedzieliśmy wspólnie.
3
Poszliśmy do naszej sypialni. Edward przebrał się w białą koszulę i czarne jeansy. Swój umięśnioy tors przykrył skórzaną kurtką.
Tors przykrywała koszula, a na niej była kurtka. Tak wynika z opisu: wobec czego, twoje zestawienie jest błędem logicznym lub opis jest pozbawiony odpowiednich informacji.
Ja natomiast założyłam czarną sukienkę sięgającą mi do przed kolan
Częśc ciała: przed kolana? (nie ma takiej) Sukienka mogła sięgać do kolan, do połowy ud itd.
- no żesz ty w .... wygolone ramiona? Co za kobieta goli ramiona? To ma być seksi???????Swoje wygogolone ramiona okryłam fioletowym, rozpinanym sweterkiem z bawełny
wtrącenie narracji opisowej po jednym wyrazie nie jest dobrym rozwiązaniem. Przesunięcie tego na koniec lub początek zdecydowanie przysłuży się budowaniu świadomości czytelnika.- Nic. - mówiła bardzo cicho i szybko
Jest kilka potknięć, które są dla mnie nie istotne, jak całość. A owa całość to kicz: od początku zostałem zbombardowany nachalnym luksusem, który właśnie uzmysłowił mi kiczowatość opisywanego świata. Dobrze, czy źle? Sam nie wiem, bo ta sztuczność, mnie razi, ale z drugiej strony wprowadza pewien klimat, na pograniczu pastiszu.
Do tego wszystkiego muszę dołożyć swoją "łzę"... otóż w stosunkowo krótkim fragmencie, po w miarę dobrym wprowadzeniu tekst się rozkleja - traci miarowość i zaczynasz dorzucać coraz to więcej rzeczy. Poza tym, im dalej w tekst, tym więcej jest kiczu a mniej klimatu...
Volvo, Volkswagen, Audi - z dużej litery, bo to nazwy własne. Po wpisaniu w Wikipedia jak kopiujemy, to dodajemy należyte końcówki, tak aby wyszły nam poprawne zdania i nie piszemy : jechać skromnym volkswagen
I na koniec: nic tutaj z horroru.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
4
Martinius pisze:I na koniec: nic tutaj z horroru.
I dodam jeszcze: prawie nic tutaj własnego. Bohaterowie żywcem wyrwani z popularnej ostatnio wśród nastolatek serii "Zmierzch". Gdyby jeszcze ten tekst rzucał na bohaterów jakieś nowe światło, przedstawiał z innej perspektywy albo coś dopowiadał... Niestety, to tylko kiepski fanfick. Nawet nieciekawy.
Świat się zmienia, słońce zachodzi, a wódka się kończy.
<i>(Głos Rozsądku, Sapkowski)</i>
<i>(Głos Rozsądku, Sapkowski)</i>
6
wymienię kilka - bo całości kopiować i opisywać nie chce mi się
Może by tak kropka na końcu? Może by tak bez kropki po "z chęcią" ? O_o
O ja. Sorry ale jak dla mnie okropne. Zmierzchu nie czytałam, nie oglądałam, nie jara mnie itd wiec NIC Z TEGO NIE KAPUJĘ! Styl jest okropny ale zapis jeszcze gorszy. Wszystkie dialogi zapisane źle! I co to za moda, żeby nie stawiać kropek na końcu zdań? Nie mówiąc już o samych dialogach które są jak papier ścierny - krzywdzą uszy a mi skrzywdziły też nieco umysł.
Podsumuję
Styl - be, dużo pracy przed tobą.
Dialogi - jeszcze bardziej be i jeszcze więcej pracy.
Zapis - od tego zacznij.
Pomysł - chyba cudzy ale nawet jako cudzy jest be.
I tak - to nie jest horror to jest Thriller! Thriller night! <śpiewa>
Na duże Nie.
Pozdrawiam serdecznie
<uderza głową w ścianę>- Z chęcią. - odparłam, uśmiechając się zawadiacko
Może by tak kropka na końcu? Może by tak bez kropki po "z chęcią" ? O_o
wulgarny mhm już to wiemy...Nic wulgarnego. Jedynie delikatne pocałunki nad jakąś rzeką. Chciałam być miła dla chłopaka gdyż nie miał wulgarnych myśli jak większość mężczyzn.
O_o okropne, zniknęła jadąc? znaczy wyjechała przez te drzwi? O_o
Pocałowałam przelotnie, w policzek mojego nowego adoratora, a po chwili zniknełam za drzwiami, jadąc wraz z Edwardem do Uelen.
hahaha, zabawne... niePrzyjaźń jak nocnik, Bello. – powiedział Emmett wyjątkowo poważnie, biorąc pod uwagę komizm jego wypowiedzi. - Przez chwilę, te kilka lat jest twoją podporą, a potem jedynie przysparza ci kłopotów.
No tak, nie ma to jak porównanie przyjaźni do nocnika.
- Emmett, jesteś kochany. I wymyślasz cudowne metafory. - powiedziałam kąśliwie. Reszta wybuchła śmiechem.
jak w teledysku Jacksona Thriller ahahahahaZaczął warczeć coraz głośniej na siostre, przybierając pozycję do walki. Wysunął tułw do przodu, a lewą nogę do tyłu. Ręce miał nieco uniesione.
O ja. Sorry ale jak dla mnie okropne. Zmierzchu nie czytałam, nie oglądałam, nie jara mnie itd wiec NIC Z TEGO NIE KAPUJĘ! Styl jest okropny ale zapis jeszcze gorszy. Wszystkie dialogi zapisane źle! I co to za moda, żeby nie stawiać kropek na końcu zdań? Nie mówiąc już o samych dialogach które są jak papier ścierny - krzywdzą uszy a mi skrzywdziły też nieco umysł.
Podsumuję
Styl - be, dużo pracy przed tobą.
Dialogi - jeszcze bardziej be i jeszcze więcej pracy.
Zapis - od tego zacznij.
Pomysł - chyba cudzy ale nawet jako cudzy jest be.
I tak - to nie jest horror to jest Thriller! Thriller night! <śpiewa>
Na duże Nie.
Pozdrawiam serdecznie

"It is perfectly monstrous the way people go about, nowadays, saying things against one behind one's back that are absolutely and entirely true."
"It is only fair to tell you frankly that I am fearfully extravagant."
O. Wilde
(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.
"It is only fair to tell you frankly that I am fearfully extravagant."
O. Wilde
(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.