Dziadku
- Dziadku, powiedz mi, czy to prawda, co mówią?
- A co mówią?
- No że… że utopiłeś tego pana.
Chłopiec spuścił wzrok i zaczął miąć swoją koszulkę. Małe paluszki żywo przebierały materiał.
- A kto tak mówi? Zresztą… Nieważne.
- Ale zrobiłeś to, czy nie?
- To cholernie niesprawiedliwe, że na trudne pytania zawsze są proste odpowiedzi. – Dziadek chwycił wnuka i usadził go sobie na kolanach. Chłopiec nadal był trochę speszony, ciekawy, mimo wszystko, ale speszony. – To były inne czasy, inni ludzie. Jesteś za mały, nie zrozumiesz. Może jak będziesz duży…
- Nie! Nie jak będę duży! Powiedz mi teraz! – wtrącił głosem na granicy płaczu, coraz szybciej ucierając koszulę w rączkach.
Staruszek westchnął głęboko.
Wszystko to przez mięso. Zawsze o mięso się rozchodziło. Gdyby fundamentem socjalizmu był wegetarianizm, a nie Marks i Lenin, to do dzisiaj podśpiewywałbym sobie międzynarodówkę. Wyklęty powstań ludu ziemi… Psia jego mać!
Nie pamiętam drugiej takiej wiosny. Wieprz płynął jak zawsze, wiatr wiał, słońce świeciło, ale nawet ta cholerna natura była jakaś podejrzana.
Jak dobrze sobie przypomnę, wszystko zaczęło się od Dzierżyńskiego. Jakiś „artysta-grafik” postanowił umalować go białą farbą, no a że dopiął swego, my postanowiliśmy zająć się motywem i genezą jego twórczości.
Nasz przełożony sprawę potraktował dość entuzjastycznie. Miasteczko uchodziło za spokojne i nie miał do tej pory czym się wykazać przed swoim wojewódzkim mecenatem. Wsiedliśmy ze Stefanem do Nyski i pojechaliśmy do parku odwiedzić Feliksa. Nie było to daleko. Od komendy to tylko parę kroków, ale jakoś nie lubiłem się w mundurze na ulicy pokazywać. Te spojrzenia przechodniów, nieludzkie. Obojętne.
Na miejscu już byli żołnierze i szorowali pomnik rozpuszczalnikiem. Pamiętam, że okrutnie capiło. Szweje nam trochę ponarzekali, my ponarzekaliśmy im… Czasem trzeba ponarzekać, ale rzadko kiedy znajdzie się ktoś, kto tego będzie słuchał.
Nie było u nas większych zakładów, nikt nie strajkował. Równie dobrze Dzierżyńskiego mógł umalować jakiś Marsjanin. Jedyne, co nam przyszło do głowy, to sprawdzić studentów KUL-u. Okazało się, że pod ręką był tylko jeden. Mieliśmy swojego koziołka.
Stefan stał obok i poprawiał na klapie odznakę honorowego krwiodawcy. Zapukałem dwa razy i wydarłem się: „Milicja!” Zero odzewu. Było tuż po dzienniku, więc wszyscy powoli wracali ze spaceru. Patrzyli się na nas jak na karkówkę. Zapukałem raz jeszcze. „Otwierać!” Znów zero reakcji. W końcu nacisnąłem na klamkę, było otwarte. Popatrzyliśmy po sobie ze Stefanem i obdarzyliśmy się uśmiechem pełnym zrozumienia. W środku nikogo nie było, to postanowiliśmy trochę poszperać. Poszedłem do łazienki. Na pralce leżał karton pasty do butów, w środku były może trzy puszki. Pomyślałem, że widocznie jakiegoś pucybuta przeszukujemy. Obok, przy wannie, stały dwa brutale. Wziąłem tego nie otwartego i schowałem za kurtkę. Chyba wtedy Stefan wrzasnął z pokoju obok. Pobiegłem tam błyskawicznie. Stał przy otwartym tapczanie pełnym czystej bibuły. Już wiedzieliśmy, że trafi się nam za to nie byle premia. Do piwnicy zbiegliśmy szybko. Przedrukowywali tam te solidarnościowe pisemka, ojciec i syn. Młody się coś burzył i rękoma wymachiwał, to go trochę bananem uspokoiłem. Potem był już grzeczny. Spytaliśmy go, czy to on wymalował Dzierżyńskiego, ale zaprzeczył. Czy przyznał by się, czy nie i tak jego sytuacja była dość niekomfortowa.
Wsadziliśmy ich do aresztu i przesłuchaliśmy. Stary drukował całość w piwnicy, a młody rozprowadzał po studentach. Sypali wszystkich, których znali z imienia. Kto im dał bibułę, kto załatwił pastę, czyje były teksty. Może liczyli na jakąś łagodniejszą karę. W sumie, przesłuchanie obyło się bez nadmiernego brutalizmu. Żeby ich nadto nie przygnębiać, odpuściliśmy im tego Feliksa w oskarżeniu. Pamiętam, że Stefan nawet herbatę im zrobił.
Wyszedłem z pracy już po godzinie policyjnej. Na zewnątrz było ciemno i pusto. Od pewnego czasu tylko nocą mogłem się spokojnie przejść. Denerwowała mnie obecność innych. Dlatego wyrobiłem w sobie nawyk do spacerów nad rzeką. Nic tam mi nie zawracało głowy, nikogo tam nie było. Tylko świeże powietrze. Cichy szmer wody, wiatru przemykającego między chaszczami. Wtedy go zauważyłem. Szedł brzegiem z rozpiętą kurtką. Nie widział mnie, to się na niego przyczaiłem za drzewem. Miałem ochotę na małe „akuku!”. Gdy mnie minął, wyszedłem za nim i poprosiłem o dokumenty. Nawet się nie odwrócił, zaczął biec. Nie był dobrym sprinterem, szybko go złapałem, ale szarpał się niemiłosiernie. Wyciągnąłem pałkę i przejechałem mu przez łeb od tyłu. Puknęło, jakby w środku nic nie było. Zwalił się do wody z pluskiem. Otrzepałem się trochę i poprawiłem marynarkę. Facet cały czas leżał w tym błocku i w ogóle się nie ruszał. Nie spodobało mi się to. Krzyknąłem do niego, żeby przestał się wygłupiać.
Porobiłem parę dziur. Dorzuciłem do worka jeszcze kilka większych kamieni. Do dzisiaj nie wiem, jak znalazłem siły, żeby przerzucić to przez barierkę.
- Franek, gdzie jesteś?
- Tu jest! Siedzi sobie ze mną.
Matka z uśmiechem stanęła w drzwiach i założyła ręce na krzyż, opierając się o framugę.
- No proszę, dziadek z wnusiem. A tobie co jest, Franek?
- Bo dziadek nie chce mi powiedzieć!
- Czego?
Na najtrudniejsze pytania są tylko proste odpowiedzi. Na tym polega ich trudność, a można przecież opowiedzieć coś innego. Czymś to zbyć. Można.
- Że dziadek utopił pana – matka zamarła w drzwiach.
- Ech, Franek…
- Tak dziadku?
- Utopiłem świnię w Wieprzu.
Wnuczek podniósł wzrok na dziadka. Przez chwilę patrzył mu głęboko w oczy. Tylko on wie, co w nich zobaczył. Przytulił go mocno.
3
Błędów wypisywac nie będę. Ba! W ogóle ich nie dostrzegłam. Przeczytałam tekst bez przypatrywania się zdaniom, jakbym czytała dobrą książkę.
Świetny tekst. Jak dla mnie - najlepszy jaki czytałam na tym forum. Jeden z lepszych, jakie w ogóle czytałam. Leci się przez tekst gładko, dialogi nie hamują sztucznością, jest porządnie warsztatowo - choć, powtarzam, za bardzo się zdaniom nie przyglądałam!. A styl? Ech, gdyby każdy tekst był tak napisany, to bym z przyjemnością czytała równiez twory o niczym. Zakończenie zaskakuje, jest takie przyjemne, początek podobnie. Dziadek jest jak prawdziwy dziadek, wnuczek jak prawdziwy wnuczek. Zero sztuczności.
Chylę czoła. Świetny tekst.
Pozdrawiam
Patka
Świetny tekst. Jak dla mnie - najlepszy jaki czytałam na tym forum. Jeden z lepszych, jakie w ogóle czytałam. Leci się przez tekst gładko, dialogi nie hamują sztucznością, jest porządnie warsztatowo - choć, powtarzam, za bardzo się zdaniom nie przyglądałam!. A styl? Ech, gdyby każdy tekst był tak napisany, to bym z przyjemnością czytała równiez twory o niczym. Zakończenie zaskakuje, jest takie przyjemne, początek podobnie. Dziadek jest jak prawdziwy dziadek, wnuczek jak prawdziwy wnuczek. Zero sztuczności.
Chylę czoła. Świetny tekst.
Pozdrawiam
Patka
4
Z wielkiej brutale, bo to nazwa własna? Hej, niech tu przyjdzie jakiś prawdziwy weryfikator i rozstrzygniestały dwa brutale

He he he, eh. Eh.- Utopiłem świnię w Wieprzu.
No. I po co to tu wrzucać, Nazz? Po co?
Nie rozumiem. Ale się cieszę. Poziom zawyżasz, nobilitujesz forum, to są fakty.
1/ styl, opisy, dialogi - wiesz, super.
2/ pomysł, puenta - j.w.
3/ się pytam, czemu to tu a nie gdzieś na papierze, w okładkach?
Zuz
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek
uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek
Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat
uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek
Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat
5
Coś pięknego. Rocznik 89+ nie zrozumie, nawet jeśli zna z opowieści :-D Widać Nazz, że Ci bardzo malowniczo opowiadano :-)Patrzyli się na nas jak na karkówkę.
'ad maiora natus sum'
'Infinita aestimatio est libertatis' HETEROKROMIA IRIDUM
'An Ye Harm None, Do What Ye Will' Wiccan Rede
-------------------------------------------------------
http://g.sheetmusicplus.com/Look-Inside ... 172366.jpg
'Infinita aestimatio est libertatis' HETEROKROMIA IRIDUM
'An Ye Harm None, Do What Ye Will' Wiccan Rede
-------------------------------------------------------
http://g.sheetmusicplus.com/Look-Inside ... 172366.jpg
7
Na miejscu byli już żołnierze.Na miejscu już byli żołnierze i
Oj, tutaj poległa składnia. Te zdanie można zbudować ze spójnikiem, ale inaczej umiejscowionym.Przedrukowywali tam te solidarnościowe pisemka, ojciec i syn
Ojciec z synem przedrukowywali w niej te solidarnościowe pisemka
Nic tam mi nie zawracało głowy,
Nic tam nie zawracało mi głowy.
Tutaj wygląda to dziwnie, ponieważ we wcześniejszym zdaniu napisałeś, że nic bohaterowi nie zawracało głowy, a teraz czytam, że tylko świeże powietrze. Dodałbym tutaj jakiś czasownik i okolicznik: Było tam świeże powietrzeTylko świeże powietrze.
... i stała się nowym Jezusemi założyła ręce na krzyż,

Skrzyżowała ręce

Dobre opowiadanie i podobało mi się. Lekki, ale wciągający styl w połączeniu z bogatym słownictwem sprawiają, że obcowanie z tekstem należało do rzeczy przyjemnych. Na uwagę (Nauka dla czytających!) zasługuje spójna, przemyślana całość.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
8
To twój najlepszy tekst, jaki czytałam
(chyba ci o tym już na gadu wspomniałam XD)
Zapewne dlatego, że nie jest stylizowany na Sienkiewicza
(wiadomo, o co chodzi). Klimatyczny, zwięzły, treściwy. Pewnie, jako przedstawicielka pokolenia (praktycznie) postkomunistycznego (rocznik '87), nie do końca umiem docenić te przeróżne "karkówki", ale i tak jest cudnie 

Zapewne dlatego, że nie jest stylizowany na Sienkiewicza


"To, co poczwarka nazywa końcem świata, reszta świata nazywa motylem." Lao-Cy, Księga Drogi i Cnoty
"Litterae non erubescunt." Cyceron
"Litterae non erubescunt." Cyceron