"Złotawa rybka" - powieść obyczajowo-psychologiczn

1
Witam, przedstawiam drugi rozdział mego opowiadania: "Złotawa rybka". Będę cierpliwie czekać na zweryfikowanie. Bardzo dziękuje za poprzednie zweryfikowanie.



"Złotawa rybka"

Rozdział drugi





Przy dużym, dębowym stole siedziały trzy osoby. Dwie kobiety ubrane w stosowny strój zakrywający dogłębnie ich ciało oraz mężczyzna – Kamel, mąż i ojciec siedzących naprzeciw niego członków jego rodziny. W ciszy kończyli jedzenie obfitego śniadania. Ojciec Aiszy trzymał przed sobą szeroko rozłożoną gazetę i od czasu do czasu lekko kręcił głową.

- Źle się dzieje – rzekł w końcu i spojrzał znacząco na swoją żonę.

- Co się stało? – spytała Fatma z ciekawością, spuszczając wzrok w dół.

- Suri... – syknął mężczyzna, marszcząc przy tym czoło. Jego czarne włosy przyprószone były siwizną, zmarszczki widoczne dookoła oczu, a na dolnej wardze z łatwością można było dostrzec czarną bliznę. - Ormianka, obrzydliwa rasa, powinni ich wszystkich wymordować.

Aisza zadrżała, czuła, jak jej serce rozkurcza i kurczy się w podwójnym tempie. Nienawidziła ojca, wiedziała, że jest on zapalonym mordercą i najchętniej by poszedł w świat z armią przy boku i nawracał niewiernych. To jego obowiązek, piąty filar Koranu – Jihad – święta wojna, której boją się cudzoziemcy, to, dlatego w Turcji nie ma rzeszy turystów. Boją się muzułmanów, którzy są zdolni do zabójstwa z zimną krwią.



Suri Kasachikyan była niewysoką dziewczyną o farbowanych, platynowych włosach, w których wiły się krwistoczerwone pasemka. Szare oczy z łatwością dostrzegały wrogów, przechodzących tuż obok niej, byli nimi wszyscy muzułmanie, którzy dopuścili się karygodnych czynów, niegodnych człowieka. To przez tę obrzydliwą religię musiała się truć w miejscu, którego nienawidziła całą duszą, jej własna matka zdradziła swoich rodziców i wyszła za mąż za tureckiego obywatela, który usilnie wyznawał islam. Sama zaczęła czcić jakiegoś bożka – Allaha. Suri była chrześcijanką, matka wiele razy prosiła ją, aby przestała wierzyć w brednie o Jezusie, jako o jednym z trzech osób boskich, o Maryi, która nie została wniebowzięta i o innych plugawych dla niej rzeczach. W ciągu ostatnich lat matka Suri zmieniła się nie do poznania, a to z pewnością za sprawą męża.



Dziewczyna leżała przed wejściem do tureckiego parlamentu, owinięta była czerwonym transparentem, na którym połyskiwały białe, ogromne litery, łączące się w hasło:



„ ?1915 ROK? PAMIĘTAMY!!! „



Od rana nic nie jadła, nie piła, to był kolejny z jej licznych buntów, ona była tu prekursorem. Ostatnio, wraz z nieliczną grupą swych zbuntowanych sprzymierzeńców, spaliła w małej wiosce, niedaleko Stambułu, meczet. Jednak skazano ją jedynie na kilkanaście godzin prac społecznych, dzięki ojczymowi, który wstawiał się za nią wielokrotnie. Poprzedniego dnia przyszedł do pokoju Suri, gdzie ta przygotowywała transparent do kolejnego ekscesu. Powiedział jej, że już więcej karku za nią nadstawiał nie będzie i od tej pory jej kolejne wyskoki karane będą zgodnie z panującymi w Turcji regułami. Matka również nie miała już najmniejszego zamiaru przejmować się wybrykami córki, zachowywała się tak, jakby nie łączyły je więzy krwi, a od czasu, gdy zaszła w ciążę z ojczymem, to kompletnie przestała interesować się jej życiem.

Suri bardzo tęskniła za swoim prawdziwym krajem – Armenią, a myśl, że czekają tam na nią kochający dziadkowie nękała ją każdego wieczora, gdy kładła się spać. Planowała uciec z Turcji od bardzo dawna, lecz nie mogła. Czuła się jak w klatce, potrzebowała wolności, tu jedynie gryzła powietrze, wymiotowała nim. Była nieszczęśliwa, stała się cyniczna i bezwzględna. Nie była sobą, pragnęła przynieść matce jak największy wstyd za to, że nie chce jej wypuścić spod swych skrzydeł, wszczynała manifestacje, nawoływała do buntów.

Jej dziadkowie cudem przeżyli w roku, 1915 kiedy miała miejsce Rzeź Ormian*. W sumie zostało wymordowanych około półtora miliona obywateli Armenii. Samvel i Annie byli wtedy niemowlętami, teraz liczą po dziewięćdziesiąt cztery lata, mieszkają w swoim kraju i czekają na przybycie ich jedynej wnuczki. Osiemnastolatka bała się, że nie zdąży, chciała się z nimi zobaczyć jak najszybciej, wiedziała, że mało ludzi dochodzi do takiego pięknego wieku. Suri było coraz trudniej żyć z myślą, że mogłaby nie zdążyć zobaczyć swojej jedynej i prawdziwej rodziny, miała coraz mniej czasu, a wszystko wskazywało na to, że nie może nic na to poradzić. Właśnie, dlatego buntowała się coraz częściej przeciw matce, ale także dzięki swym ekscesom pragnęła osiągnąć coś jeszcze. Chciała, aby turecki rząd przyznał się do zbrodni, którą popełnił wiele lat temu.



Aisza siedziała na bardzo dokładnie pościelonym łóżku w swoim pokoju, z zauroczeniem patrzyła na pastelowy zachód słońca, rysujący się za oknem. Była w całkowicie innym świecie, a gdy usłyszała pukanie, podskoczyła. Wstała szybko, przesunęła dłońmi po cienkim materiale, jaki dokładnie zakrywał jej ciało i podeszła do drzwi. Otworzyła je szeroko, ukazała jej się sylwetka ojca; rosły mężczyzna spojrzał na nią z góry, a ta natychmiast spuściła nisko głowę.

- Aiszo, szybko ubieraj chimar, wychodzimy – powiedział, a dziewczyna pośpiesznie poszła po chustę i zakryła swe piękne, czarne włosy. Wyszła na korytarz i zeszła schodami na dół, przytrzymując się ozdobnej, drewnianej balustrady.

- Prędko, musimy zobaczyć upadek tej buntowniczki – zawołał głośno Khanafer.

Kamel złapał żonę za rękę, a drugą dłonią chwycił ramię swojej córki. Aisza była kompletnie skołowana, nie wiedziała, o co chodzi, lecz, gdy wyszli tylko na boczną uliczkę i ruszyli ku centrum Stambułu, do jej uszu dobiegły okrzyki i wiwaty.



Naprzeciw Błękitnego Meczetu stała duża grupa ludzi, tworzyła okrąg, z całego Stambułu nagromadzało się coraz więcej osób. Mężczyźni szli do okręgu, ściskali się coraz bardziej, Kamel zostawił rodzinę i poszedł razem z innymi. Aisza spojrzała pytająco na matkę.

- Chodźmy – mruknęła Fatma i poszła pierwsza, a córka dotrzymywała jej kroku. Kobiety doszły do kamiennych schodów, z których doskonale było widać cały plac. Dopiero wtedy Aisza dostrzegła, kto znajduje się w samym środku cały czas tworzącego się okręgu. To była ta sama dziewczyna, której zdjęcie ukazało się w porannej gazecie, wtedy Suri trzymała nad głową ogromny transparent. Natomiast teraz krzyczała jakieś obelgi w stronę wszystkich muzułmanów. Aisza musiała bardzo wytężyć słuch, aby usłyszeć, co dzieje się pod nią.

- ... wymordowaliście ich! Wymordowaliście ich wszystkich! – Podnosiła głos coraz bardziej i pokazywała palcami na stojące przed nią osoby. – Zabraliście mi moich braci i siostry! Zabraliście ich wszystkich! Niech was piekło pochłonie! – Dziewczyna krzyczała, jej włosy rozwiewał silny wiatr, czuła jak pękają jej wargi, a z jej oczu toczą się pojedyncze łzy. – Jesteście nienormalni! Mordercy! – Po chwili dziewczyna upadła, jedną dłonią zakrywała twarz, a drugą podtrzymywała ciężar ciała.

- Allah jest wszechmocny, jeszcze może cię zbawić! – krzyknął jakiś mężczyzna z nagromadzonego tłumu.

- Allah jest jedyny, najlepszy, nie odwracaj się od niego! – powiedział następny.

- Nie chcę waszego cholernego zbawienia! – krzyknęła. Suri wiedziała, że to koniec. Wiedziała, że za chwilę stanie się najgorsze, czuła jednak spokój. Całe życie walczyła ze wszystkimi, była idealistką do bólu. Uklękła na kolanach, wyciągnęła ręce do nieba.

- Boże łaskawy, oni nie wiedzą, co czynią! - To były ostatnie słowa, jakie wypowiedziała.

Po chwili obok dziewczyny upadł kamień. W następnej, kolejne zaczęły odbijać się od jej delikatnego ciała. Aisza odwróciła się, nie mogła na to patrzeć. Wiedziała, że to jest złe, ale nie mogła nic zrobić, po raz kolejny była bezsilna. Gdy leżąca na ziemi dziewczyna została uderzona z ciężkiego, szarego kamienia w skroń, padła nieżywa. Obrzucana była przez parę następnych minut. Krew sączyła się z jej ciała strumieniami. Martwą Suri zostawiono na środku placu, wśród leżących na niej kamieni, muzułmanie uważali, że dzięki temu jej dusza zostanie skazana na dożywotnie potępienie i cierpienie. Noc okryje jej ciało hańbą.



Aisza tej nocy nie mogła zasnąć, nękały ją obrazy ukamienowanej dziewczyny. Pamiętała ją jeszcze sprzed kilku tygodni, kiedy chodziła po Stambule i prosiła wszystkich mieszkańców prowincji o wsparcie dla jej małej wojny, przeciw własnej matce, i całemu tureckiemu rządowi. Gdy pewnego, słonecznego dnia zaczepiła Aiszę na jednej z bocznych uliczek, które akurat przemierzała samotnie, co zdarzało jej się naprawdę bardzo rzadko, i powiedziała, że jej oczy są zbyt piękne, aby wciąż musiały patrzeć w dół, coś w niej drgnęło.

- Wiem, że nie chcesz tu być, tak samo jak ja. Czego się boisz?

Khanafer nie odpowiedziała jej wtedy.

- Boję się śmierci – szepnęła cicho i przymknęła zmęczone powieki.

Nie chciała już o tym myśleć. Wolałaby zapomnieć o tej krwi przepływającej między kamieniami z jej ciała. Bała się jutra. Strach sparaliżował jej ciało, owijał jej klatkę piersiową niczym wąż i zabierał jej ostatnie oddechy. Przed oczami miała sylwetkę ojca, rzucającego kamienie i uśmiechającego się przy tym szeroko. Był szczęśliwy, odbierając życie młodej, pełnej energii Ormiance, która mogłaby wiele osiągnąć.

Miała pecha, znalazła się w nieodpowiednim miejscu. Urodziła się o wiele dalej od miejsca, gdzie diabeł mówi dobranoc.



_______

* Rzeż Ormian - potoczna nazwa ludobójstwa popełnionego na ludności ormiańskiej w Turcji Osmańskiej w czasie I Wojny Światowej w latach 1915-1917.
"Historia wolnego człowieka nigdy nie jest pisana przez przypadek, ale przez wybór – jego wybór."

Dwight D. Eisenhower

Re: "Złotawa rybka" - powieść obyczajowo-psycholog

2
"Dwie kobiety ubrane w stosowny strój zakrywający dogłębnie ich ciało"

Drugie zdanie i kwas. Trudno, żeby dwie kobiety były ubrane w jeden strój i żeby miały jedno ciało. Poza tym nie jestem przekonany co do zestawienia "dogłębnie zakrywać". Proponuję: "dwie stosownie ubrane kobiety" - jak stosownie, to wiadomo, że nie chodzi o spódniczkę mini i bluzkę na ramiączkach.



"Kamel, mąż i ojciec siedzących naprzeciw niego członków jego rodziny"

Argh! Niepotrzebnie kombinujesz. Nie ma potrzeby od razu mówić, kto jest kim, bo jeśli to jest ważne, wyjdzie w praniu, a jeśli nie - no to nie.



"W ciszy kończyli jedzenie obfitego śniadania"

Staraj się nie używać dwóch słów tam, gdzie wystarczy jedno. W końcu informacja o obfitości śniadania najmniej nas interesuje, dlaczego nie "w ciszy kończyli śniadanie"?



"- Źle się dzieje – rzekł w końcu i spojrzał znacząco na swoją żonę"

O! Spójrz, w tym miejscu pokazałaś, że to jest żona, z tym że tutaj to pasuje, a wcześniej nie. Tu tylko usuń "swoją"



"Nienawidziła ojca, wiedziała, że jest on zapalonym mordercą"

Zapalonym można być raczej np. szachistą albo myśliwym, czyli hobby. W tym wypadku bardziej dobitnie zabrzmiałoby samo "mordercą"



"Jihad"

Dżihad



"Szare oczy z łatwością dostrzegały wrogów, przechodzących tuż obok niej"

I tylko tych? Ja tam bym to wywalił





Problem jest następujący: nie opowiadasz, tylko zdajesz relację. Przez cały ten krótki fragmencik chciałem coś poczuć, choćby lekkie współczucie dla tego, co spotkało biedną dziewczynę, ale nie mogłem. Przeszkodziła mi jakaś bariera, którą postawiłaś między mną a bohaterką. A temat jest dobry - chętnie bym się wciągnął, gdyby tylko nie fakt, że czyta się to jak reportaż. Mała część treści mówiła o konkretnych wydarzeniach, a ta większa - ogólnie o sytuacji. Proponuję ci, żebyś opisywała dokładnie kolejne zdarzenia, ukazując po kolei tylko trochę z tego, co się dzieje.

Styl nie jest zły, choć znalazłoby się parę zdań, które wymagają przebudowy. Specjalnie dużo błędów nie było, a tych rażących - jeszcze mniej.

Ogólnie nie jest źle, ale jest nad czym pracować

Trzymaj się!

3
Dwie kobiety ubrane w stosowny strój zakrywający dogłębnie ich ciało
Faktycznie kwas, ale jaki!



Dogłębnie - znaczy do środka, do szpiku Np.: poznać dogłębnie problem - oznacza, zaznajomienie się ze wszystkimi aspektami problemu. Ale ubranie nie może być dogłębne. To jest niewłaściwe zastosowanie słowa i jego nieznajomość.


- Co się stało? – spytała Fatma z ciekawością, spuszczając wzrok w dół.
Autor tekstu nadużywa wyrażeń stylistycznych? Jeżeli ciekawość biła z jej wzroku, to NA PEWNO patrzyła w miejsce/na osobę, która ową ciekawość spowodowała.


Jego czarne włosy przyprószone były siwizną, zmarszczki widoczne dookoła oczu, a na dolnej wardze z łatwością można było dostrzec czarną bliznę. - Ormianka, obrzydliwa rasa, powinni ich wszystkich wymordować.


Tutaj brakuje orzeczeń. Piszesz, że włosy były (jakieś), a co z resztą? Zmarszczki widoczne (co z nimi), a na dolnej wardze można było dostrzec (a tak poza tym, trzeba było się wysilić? Blizna jest widoczna, albo nie jest. Tyle).


Aisza zadrżała, czuła, jak jej serce rozkurcza i kurczy się w podwójnym tempie.
O rany... a jakie tętno miała? Przy tak dokładnym opisie podaj od razu HR :)

Nie lepiej byłoby napisać, że jej serce mocniej zabiło?


Nienawidziła ojca, wiedziała, że jest on zapalonym mordercą
Ponownie nieznajomość mowy polskiej doprowadza do błędu w zdaniu. Zapalony w tym kontekście oznacza, rozochocony, maniak hobbysta, człowiek, który realizuje się (w dobrym sensie) w danej dziedzienie. Jak morderca może traktować mordowanie jako zajęcie? Należy to nazwać ODPOWIEDNIO.



O tekście: Wybrałaś bardzo ciężki, trudny temat do opisania. Zadanie to wymaga wyczucia, zagłębienia się w psychikę bohaterów, w ich świat. Nie podołałaś ani na chwilę. Stworzyłaś wyprany z emocji obraz, gdzie cała fabuła i jej moc (MOC!) przytkane są błędami logicznymi, stylistycznymi i Bóg wie jakimi (zauważ, że nawet nie wkleiłem czterech poważnych...) A szkoda. Szkoda z jednej strony, bo widzę jaki potencjał tutaj drzemie. Pierwszy raz czytam o muzełmanach na tym forum, co oznacza, nie mniej nie więcej, że pomysł masz i świeży i ambitny. Trzeba teraz tylko "zobaczyć" to przed oczami, i stworzyć historię od nowa. Bez błędów.



O stylu: Jest słabo, ale nie tragicznie. Jest nad czym pracować: narracja i zapisy. Gubisz się w czasach (tych logicznych) i skaczesz w jednym zdaniu o całe lata. Jeżeli piszesz coś, co zawiera retrospekcję, przydziel na to osobny akapit. Wtedy i Ty i czytelnik będą wiedzieć, o co chodzi. Przy prostych emocjach nadużywasz znaków, aby je opisać - nie lepiej zdać się na intuicję czytelnika?



Ponieważ temat jest tak ciężki, stwierdzam, że tekst podobał mi się od strony fabularnej. Technicznie, był słaby.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”