Zamach Stanu
- …A jebał cie pies! – warknął zniecierpliwiony Macierecki do anemicznego premiera, wymachując ręką w gipsie – to nie na twoje życie był zamach!
- Panie prezydencie – odparł premier Bobrecki siląc się na spokój – nasze służby pracują nad tym.
- Pracują! – prychnął Macierecki – nie udawaj głupszego niż jesteś. Doskonale wiemy kto za tym stoi.
Premier otworzył usta chcąc coś powiedzieć, ale napotkawszy nieustępliwe spojrzenie prezydenta zamilkł i poprawił się nerwowo w fotelu. Macierecki krążył niespokojnie po gabinecie trzymając się z daleka od okien.
- Wysłanie wojsk do Czeczenii i Kazachstanu chyba rzeczywiście nie był najlepszym pomysłem – stwierdził posępnie prezydent – ale kto mógł przypuszczać, że TAK zareagują… wszystko się pali i wali, a z nikąd pomocy. Czy jest odpowiedź z Niemiec?
- Kanclerz stwierdził, że nie może nam sprzedać więcej ropy. Sami potrzebują. Anglicy obiecali pomoc najszybciej za dwa tygodnie, a…
- Dwa tygodnie! – warknął prezydent – do tego czasu ruscy zajmą Warszawę! Ba, nawet nie muszą przekraczać granic… Czy Pomorski Okręg Wojskowy jest gotowy na atak?
- Tak, panie prezydencie – odparł premier Bobrecki – wracając do kwestii Sułkowskiego okazał się bezkonfliktowym i dyskretnym filantropem. Nic na niego nie mamy. Do tego jest bezpartyjny. Nasze sondaże lecą na łeb, na szyję, a on zyskuje na popularności krytykując poczynania rządu.
Prezydent przystanął na chwile i poprawił rękę w gipsie. To nie możliwe, żeby był czysty – myślał Macierecki - nikt w tym kraju nie jest bez skazy.
- Spytaj ministra obrony, jak mu tam? No mniejsza. W końcu to jego następca, musi coś wiedzieć.
- A jeśli nie? – zapytał nieśmiało premier.
Prezydent spojrzał na niego drwiąco.
- W archiwach jest pełno pustych teczek. Tak żeśmy zniszczyli Turowicza, zniszczymy i jego. Czy sądzi pan, że zdoła przeforsować ustawę o wycofaniu wojsk?
- Nonsens – odparł Bobrecki uśmiechając się – większość posłów jest mu przeciwnych, nawet w obecnej sytuacji. Wszyscy pamiętają go, jako zwolennika rządów twardej ręki, kosztem demokracji. Reszta jest pochłonięta kłótnią o cenzurę wojskową. Nikt go nie poprze.
- To wszystko – powiedział prezydent – może pan odejść.
Premier wyszedł odetchnąwszy z ulgą - to już koniec. Spotkania z Maciereckim należały do tej grupy wątpliwych przyjemności, które się omija z daleka, a i tak cie dopadają. Prezydent włączył radio i usiadł w fotelu. Odkąd pewien snajper zainteresował się jego skromną personą nie lubił ciszy. Cichy głos Macieja Orłosia popłynął z głośnika działając odprężająco na nadwątlone nerwy. Wszystkie podejrzane szmery nagle ucichły.
- …Mija piąty dzień stanu nadzwyczajnego w kraju, odkąd Federacja Rosyjska, na skutek trzęsienia ziemi na Kaukazie, ograniczyła dostawy ropy i gazu do Ukrainy i Polski o połowę. Rosyjski minister spraw zagranicznych zapewnia, że prace naprawcze będą prowadzone w tempie ekspresowym, choć mogą potrwać nawet dwa tygodnie. Zostały uszkodzone nie tylko rurociągi, ale też niektóre stacje wydobywcze.
Mam dość wszystkich i wszystkiego. Niezłego gówna naważyłem…
- Mimo, że zapasy krajowe mogą wystarczyć na miesiąc, rząd nadal podtrzymuje swoje stanowisko. Przypomnijmy, że wszelkie loty cywilne zostały zawieszone. Prąd jest dostarczany do prywatnych odbiorców tylko między szóstą rano, a dziewiątą wieczorem. Paliwo wydaje się tylko samochodom transportowym. Premier na specjalnej konferencji prasowej uspokajał:
Słysząc wzburzony głos wątłego Bobreckiego mimowolnie uśmiechnął się.
- Bez obaw. Wszelkie służby porządkowe i instytucje publiczne będą pracować tak, jak dotychczas. Każdy potrzebujący pomocy otrzyma ją.
Hmm” instytucje publiczne”. Ach tak, burdel to świetny importer. Nawet ruscy tego nie mogą zmienić.
- Nasz specjalny wysłannik w Bośni i Hercegowinie donosi o czternastu polskich żołnierzach, którzy zostali ranni w walkach z Serbami na północy kraju. Ich życiu nie zagraża niebezpieczeństwo. Wśród miejscowych pojawiły się plotki o rzekomym mordzie dokonanym przez Chorwatów na bośniackich żandarmach. Zagrzeb dementuje pogłoski. NATO rozpoczęło dziś bombardowanie Sarajewa. Jedna polska maszyna została zestrzelona, a jego załoga wylądowała bezpiecznie za miastem, gdzie przechwyciła ich bośniacka partyzantka.
A teraz wiadomości z świata. Prezydent Stanów Zjednoczonych podczas przemowy na Kongresie podsumował niedawną interwencję w Panamie, jako „akcje zakończoną całkowitym sukcesem”. Potępił tamtejszy rząd za próbę przejęcia amerykańskich baz wojskowych, które od blisko sześćdziesięciu lat znajdują się na terytorium Panamy. Prezydent dziękował również Polakom za okazaną pomoc, „dzięki zaangażowaniu ich jednostek specjalnych, interwencja przebiegła szybko i sprawnie…”
…Ładnie nas chwali, ładnie, ale co z tego…to miała być dla mnie odskocznia, a stała się kotwicą…
- …Publiczne środki transportu cieszą się rekordowymi zyskami. W Kazachstanie i Czeczenii bez większych zmian. Lada moment rozpocznie się w Sejmie zebranie Zgromadzenia Narodowego, by wysłuchać orędzia prezydenta. Rząd również został zaproszony, choć ministrowie nie kryją zdziwienia…
Nawet jakbym zadusił kilku z nich, byliby mocno zdziwieni…już czas wytknąć tym wieprzom, co mi leży na sercu…
- Witam na tajnym zebraniu partii centralnych.
- Nie wiedziałem, że mamy jakieś centrum – szepnął Sułkowski do siedzącego obok generała. Wstał i potoczył wzrokiem po sali – witam państwa. Jesteście bardzo zajęci, wiec przejdę do sedna. Za chwile na Zgromadzeniu zostanie przedstawiona specjalna ustawa. Według konstytutki prezydent ma do tego pełne prawo…
- Konstytutki?
- Tak nazywam naszą konstytucje. – wyjaśnił. Na twarzach zebranych pojawił się wyraz zdziwienia, a nawet myślenia - Każdy kto chce może ją wykorzystać, a jak zrobi swoje zapomina o jej istnieniu. Przypomina sobie dopiero, jak coś poszło źle i nie wie co zrobić, do kogo się zwrócić. Wracając do meritum. Ustawa jest utajniona i nie…
- Co to za tajna ustawa?!
- Proszę nie przerywać! – rzekł twardo generał.
- Nie jest zawarta w oficjalnym porządku dnia. Dotyczy aktualnego burdelu, który przewrotnie nazywa się kryzysem. Trzeba to zakończyć, a ona to umożliwia.
- Rozumie pan, że nie możemy udzielić poparcia, jeśli nic o niej nie wiemy.
- Niech panowie tylko napomkną zaufanym posłom. Tylko dyskretnie. To wszystko, dziękuje panom.
Kiedy zostali sami generał szepnął.
- Teraz całe Zgromadzenie będzie wiedzieć.
- I o to chodziło – odparł spokojnie.
-…Jednak nadal uważam, że opinia publiczna powinna mieć pełen dostęp do informacji na temat działań naszych jednostek.
- Bzdura! – krzyknął ktoś z sali.
- Dziękuje panie pośle – rzekł marszałek – teraz wygłosi orędzie prezydent Rzeczypospolitej Polskiej.
Macierecki już się podnosił, kiedy za drzwiami wybuchło poruszenie i do sali wkroczyło kilkadziesiąt osób. Żandarmeria niosąc czarne torby ustawiła się pod ścianą blokując wyjścia. Kilku wojskowych na czele z cywilem w garniturze przechodziło między kolejnymi rzędami napotykając zaskoczone twarze. Zebrani nie przejęli się zbytnio, nie takie rzeczy już widywali. Dotarłszy do prezydium otoczyli mównice.
- Sułkowski! Ocipiałeś?! – szepnął wściekle prezydent siedzący w pierwszym rzędzie - Co to znaczy?!
- Zdaje się, że ma pan jakieś orędzie – odparł zgryźliwie – niepotrzebnie się pan trudził.
Sułkowski wstąpił na mównice i omiótł spojrzeniem zebranych. Głosy zaczęły cichnąć, w powietrzu czuć było napięcie.
- Witam państwa! Mniemam, że nie musze się przedstawiać, więc od razu przejdę do rzeczy. Od paru dni dręczy nas ten sam problem, a WY nie robicie NIC, żeby go rozwiązać. Siedzicie grzecznie czekając, aż Rosjanie naprawią rurociąg. A nie mają powodu by się śpieszyć. Wysłanie jednostek do Czeczenii i Kazachstanu było najbardziej idiotycznym pomysłem, na jaki byliście w stanie wpaść. – spojrzał wymownie na prezydenta – . uderzyliście w interesy oligarchów, więc teraz się mszczą. Wszyscy jesteście winni, bo żaden wasz protest nie przyniósł pożądanych efektów. Mogę się tylko domyślać co opozycja za to dostała. Wasze polityczne gierki są o b r z y d l i w e Zakało Narodu.
Po sali przetoczył się pomruk oburzenia. Kilku dziennikarzy na trybunach zaczęło bić brawo.
- Tak, jesteście zakałą narodu. Nawet więcej! Jeśli miałbym znaleźć tu jednego dobrego polityka reprezentującego wole społeczeństwa musiałbym wyjść z sali.
Paru senatorów uśmiechnęło się pod nosem. Co chwile ktoś zerkał na Żandarmerie stojącą za plecami.
- Przesadza pan – rzekł ktoś z trybun.
- Czyżby? Wszyscy Polacy odczuwają ten problem i liczą na ludzi, na których głosowali. Pomijam już całkowicie kwestie obietnic wyborczych, bo to czysta fantastyka. Przy was Tolkien i Sapkowski to amatorzy. Gdyby zebrać z tej sali całą złośliwość oraz dbałość o własne interesy, i zamienić na ropę, czy gaz, bylibyśmy jednym z największych eksporterów w Europie. – nie przerywając mowy skinął ukradkiem na żołnierza z walizką. Na trybunach pojawiło się na chwile nerwowe poruszenie. Zdezorientowani operatorzy kamer wzruszali ramionami. Dziennikarze klnąc po cichu chwytali za notatniki i starali się nadal wszystko uwiecznić w taki, czy inny sposób.
- Skoro zostaliśmy sami – ciągnął dalej Sułkowski – panie marszałku, szanowne zgromadzenie. Nie przyszedłem tu, aby mówić co boli społeczeństwo, choć musze przyznać, że to przyjemność w najczystszym wydaniu. Na początek pan prezydent chciał, zdaje się, złożyć rezygnacje z urzędu…
Na sali zawrzało. Każdy chciał omówić to z sąsiadami, co w praktyce oznacza ta nowa sytuacja, czy poważnie zagraża partii i ich posadom.
- Cisza! – krzyczał marszałek próbując ogarnąć zgiełk – proszę o cisze!
- Tak, ale skąd…- zaczął prezydent próbując zrozumieć.
- Apeluje więc do pana w imieniu dobra ojczyzny, aby zgodnie z ostatnią poprawką do konstytucji wyznaczył pan następcę w mojej osobie.
- Może to zrobić tylko w przypadku wojny – wrzasnął ktoś z sali.
- JUŻ mamy wojnę! – zagrzmiał Sułkowski – nie widzicie tego? W ciągu 2 tygodni wyczerpią się nasze zapasy, a jeśli do tego czasu nie zostanie naprawiony rurociąg i jeśli Białoruś nie dogada się z Rosją staniemy w obliczu katastrofy. Na kogo spadnie odpowiedzialność? Opinia publiczna nie łączy tych wydarzeń z waszą interwencją na wschodzie, ale możecie być pewni, że im wszystko wyjaśnię...
- Pan nam grozi!?
- Gdzież bym śmiał – odparł Sułkowski uśmiechając się – panie prezydencie. Jako zwierzchnik sił zbrojnych nie ma pan już rzeczywistej władzy. Zdołałem uzyskać poparcie Sztabu Generalnego, a dowódcy Żandarmerii Wojskowej i Garnizonu Warszawa oddali się pod moją komendę. Kilku się wacha. Aby upewnić zgromadzenie, że mówię prawdę zaprosiłem kilku generałów. Aby potwierdzić resztę mogę wyprowadzić czołgi i Dziki na ulice, wystarczy jeden telefon…
Znów na sali zawrzało. Kilku posłów z ostatnich rzędów rzuciło się do wyjść, ale Żandarmeria uświadomiła im, że to jednak nie był dobry pomysł. Wycierając krew z ust powrócili zgięci w pół na miejsca.
- Zdrada!... oburzające!... Niech ktoś wezwie straż marszałkowską!
- Racja. Oburzające. I pomyśleć, że sami do tego doprowadziliście. Panie prezydencie, jeśli jest pan niezdolny do dalszego pełnienia swej funkcji…
- To zamach stanu!
- Zamach stanu?! – oburzył się Sułkowski - Bynajmniej panowie. Udowodnię wam, że wybierzecie mnie w sposób demokratyczny i zgodny z prawem.
- NIGDY!
- Przekonamy się? – spytał drwiąco Sułkowski. Pewność siebie, która od niego promieniowała, zbiła z tropu część zebranych. Dał znak Żandarmerii, która wyjęła broń z czarnych toreb. W tylnych rzędach zaczął się popłoch. Posłowie wyskoczyli ze swych rzędów i pobiegli do przodu.
- SPOKÓJ – grzmiał marszałek.
- Nikomu nie stanie się krzywa – powiedział Sułkowski – proszę o cisze.
Dopiero szczęk odbezpieczanej broni i ładowanych magazynków uciszył najpierw tylne rzędy, apotem całą salę. Zebrani uświadomiwszy sobie, że to nie przelewki; siedzieli spokojnie czekając na pierwsze strzały
- Nie będzie tu żadnej rzezi, choć po części zasłużyliście. Panie prezydencie. Czekamy.
Macierecki przez cały czas cicho siedział rozmyślając. Czołgi na ulicach! Skoro przyszedł z uzbrojonymi ludźmi do Sejmu…Może to rzeczywiście jest wyjście? Po zamachu władza straciła swój dawny, wykwintny smak. Stała się niebezpieczna. Z chęcią oddałbym stanowisko, zresztą i tak miałem się go zrzec. Jeśliby narzekali, zawsze mogłem powiedzieć, że nie było wyboru…
- Wygrałeś Sułkowski – rzekł z rezygnacją. Wstał i ze spokojem zwrócił się do zebranych – wobec niemożności sprawowania urzędu z przyczyn… oczywistych, składam urząd na ręce pana Sułkowskiego. A co do generałów, to powinni odpowiedzieć, za sprzeniewierzanie się swemu zwierzchnikowi.
- Dziękuję panu – odparł Sułkowski kłaniając się – a teraz Zgromadzenie Narodowe uchwali ustawe powołującą tymczasowy wybór Naczelnika Państwa. Spokojnie! Tylko na okres pięciu miesięcy, bez względu na to czy sytuacja się poprawi. Choć wierze, że nastąpi to już niebawem. Żebyście nie czuli się pokrzywdzeni jednocześnie uchwalicie projekt nowych wyborów.
- Jak to „pokrzywdzeni” ? – spytał nieśmiało poseł premiera, który tylko modlił się o koniec zebrania.
- Projekty muszą być wpisane do rozkładu wystąpień w Sejmie – krzyknął ktoś z trybun.
- I są drodzy państwo – odparł Sułkowski tryumfalnie – Marszałek też jest moim stronnikiem. A nie mówiłem, że wszystko będzie zgodnie z prawem? Głosujmy.
W barze tuż przy sali Sejmu kilku posłów, którzy zwyczajowo spóźnili się na posiedzenie, dyskutowało o niedawnym wkroczeniu generałów. Na ścianie wisiał płaski telewizor.
- Nowy, a już się popsuł – skarżył się barman wskazując na zaśnieżony ekran.
- A ja ci mówię, że to orędzie będzie mieć jakieś poważne konsekwencje. Ten cały kryzys…
Nagle w telewizorze pojawił się obraz. Prezydent coś ogłaszał. Dźwięk był niewyraźny. Zgromadzenie coś uchwalało. Twarze zebranych były rozgoryczone. Z tyłu stała spokojnie Żandarmeria przyglądając się politykom z obojętnością.
- Dziękuję zebranym – powiedział Sułkowski z mównicy – powierzony mi obowiązek naprawy sytuacji w kraju będę się starał wypełnić ze wszystkich sił. Już jako Naczelnik pragnę wyrazić wdzięczność panu Maciereckiemu, który zrzekł się urzędu…
Posłowie słuchali z niedowierzaniem. Jeszcze nigdy w ciągu pół godziny nie zaszły takie zmiany. Pochłaniali chciwie każde słowo – pierwszy raz w życiu.
Mowa końcowa Sułkowskiego była krótka i zwięzła.
- Wszyscy posłowie i senatorowie są wolni – rzekł spokojnie – korytko odjechało, widzimy się na wyborach za pięć miesięcy. Będziecie mieli czas na rozmyślanie. Panie premierze! Proszę zebrać rząd w Sali Kolumnowej, mamy dużo spraw do omówienia. Panie i panowie! Istnieją tylko dwa wyjścia. Albo mi się uda, albo mnie przeklną.
Zszedł powoli z mównicy. Cieszył się z powodzenia planu, ale ciągle miał wątpliwości.
- Dorwij dziennikarzy z trybun i zabierz im wszystkie notatki – szepnął do Żandarma – później działaj według planu.
Wszyscy wstali oddając mu chcąc, nie chcąc, honory głowy państwa. Wstępował na kolejne stopnie amfiteatru w martwej ciszy. Bez najmniejszego szmeru, czy złośliwej uwagi. Żołnierze zasalutowali i otworzyli drzwi. Ogłuszyła go burza oklasków i pytania dziennikarzy. Dwóch Żandarmów torowało mu drogę przez tłum.
- Pan Naczelnik wygłosi teraz krótkie oświadczenie! – powiedział generał
- W tym nadzwyczajnym czasie Zgromadzenie Narodowe postanowiło wybrać naczelnika, który szybko i sprawnie zażegna kryzys. Wierze, że przy współpracy rządu osiągniemy sukces. Rozwiązałem Sejm i Senat z powodu ich nieudolności, mieli mianowicie jedną wadę: brak im było zalet. Mają państwa pytania?
- Kto przygotował ustawę i czy prawdą jest, że Żandarmi mieli broń na posiedzeniu?
- Ustawę przygotowały partie centrowe. Broni oczywiście Żandarmi nie mieli, prócz służbowej. Dwoma pistoletami nie można doprowadzić do zamachu, co pani usiłuje udowodnić.
- Posłowie jednak stanowczo to potwierdzają.
- A co pani by zrobiła na ich miejscu? Stracili prace, więc próbują się bronić. Państwo wybaczą, ale musze się udać na zebranie rządu.
Pożegnały go oklaski i dalsze pytania. Wojskowi pomogli mu przedostać się przez ciągle powiększające się zbiegowisko. Idąc korytarzem zatrzymał się przy drzwiach do gabinetu marszałka.
- Zaczekajcie tu chwile. Szefa sztabu i dowódcę garnizonu proszę za mną.
Wszedł do pustego przedpokoju i usiadł ciężko na krześle.
- Dajcie mi chwilkę – rzekł dysząc ciężko – wody…
Generał podał mu drżącą ręką plastikowy kubeczek.
- Udało się – powiedział głucho po dłuższej chwili milczenia – szanse były małe, a jednak się udało – westchnął ciężko - o Boże, tyle strachu się nie najadłem od czasu kiedy ostrzelali mój śmigłowiec.
- Rząd oczekuje na Naczelnika – powiedział generał
- Na kogo? – zdziwił się Sułkowski – dobrze. Bierzemy się do roboty!