Mgła - Rozdział Pierwszy [Fantasy/Horror]

1
Krótki z zamiaru.



PIERWSZY



PRZEWODNIK





Srebrzysta mgła napierała na odrapany, przydrożny znak. Pomimo jej fałd, nie było problemu z odczytaniem znajdującego się na nim napisu: ‘Straż Graniczna’.

Dzisiejszej nocy księżyc bardzo się uszczuplił, rzucając wątłe światło na postawione nieopodal posterunki. Za nimi stały ostrokoły, odgradzające wejście na Najdłuższy Most, jedyne przejście do Podświata.

Żołnierze na wieżyczkach obserwacyjnych wypatrywali choćby najmniejszego ruchu we mgle, okrywającej drogę na Moście. Dobrze wiedzieli, że nie była ona dzieckiem natury.

Z jednego z posterunków wychynął mężczyzna w średnim wieku. Oświetlając drogę światłem z latarki, wyszedł na spotkanie drugiej postaci, uzbrojonej po zęby.

Zasalutowała i odmaszerowała w kierunku najbliższej wieży.

Pułkownik Croyde zatrząsł się z zimna i ze zgrozą patrzył na fałdy mgły, zgrabnie połączone z ciemnymi chmurami.

- Przez tą przeklętą mgłę widzimy tylko Przedsionek. Kolejna diabelska sztuczka. – mruknął pod nosem, poprawiając pas.

Zimny wiatr począł dąć od strony Mostu, niosąc dźwięk bicia dzwonów. Pułkownik Croyde z trzepoczącym sercem, wyjął i odbezpieczył broń. Zapadła cisza, przerywana żałobnymi, głośnymi uderzeniami.

Croyde podszedł do ostrokołu, zatrzymując się gwałtownie. Szeroko otwartymi oczyma, próbował przebić mgłę. Wyglądało to tak, jakby się z czymś zmagał. Drżącymi rękoma pogładził wierzch ostrokołu. Poczuł dotkliwe uszczypnięcie. Pojedyńcze, ciężkie uderzenia dzwonów wypełniły jego umysł.

- Nie – wychrypiał, jakby w transie. Stał jak wryty, nie idąc naprzód, lecz także się nie cofając. Wiatr zaczął głośno wyć, wtórując powolnemu biciu. Wszystko to brzmiało jak jakaś złowieszcza muzyka.

Nie wiedząc co czyni, zaczął wchodzić na ostrokół, raniąc się dotkliwie. W tej chwili jednak nie czuł bólu, liczyło się tylko Wezwanie…

- Pułkowniku!

Do Croyda podbiegli dwaj żołnierze, odciągając go w tył. Sami wpatrywali się we mgłę jak urzeczeni, lecz całą swą siłę i umysł skupili na ratowaniu swego człowieka.

- Nie… - wychrypiał sennie Croyd – odejdźcie. Już czas…

Uderzając jednego łokciem w brzuch, szarpnął się do przodu. Drugi żołnierz jednak wciąż go przytrzymywał za ramię.

- Simons, puść go! – wrzasnął leżący żołnierz, przekrzykując wycie wiatru i bicie dzwonów.

Croyd szarpnął się ponownie, tym razem uwalniając się od Simonsa. Stanął po drugiej stronie ostrokołu, wpatrując się w swoich podwładnych. Jego poranione dłonie przeładowały broń. Podniósł ją na wysokość oczu, celując do towarzyszy. Ci, nie śmiąc wycelować w pułkownika, patrzyli tylko na jego zdeformowaną, zmienioną twarz. Wtem wiatr ucichł, a powietrze przeszył ostatni huk dzwonu, niosący się echem w powietrzu.

Croyd opuścił broń, wyciągając ręke w kierunku drogi, niknącej we mgle. Trwając w tej pozycji, szepnął tak cicho, że prawie go nie dosłyszeli:

- Odliczanie… Dzwony ucichły. Heretycy, macie na rękach krew swych najbliższych…

Odwróćił się niezgrabnie i zaczął zmierzać w czeluść mgły. Trzymając opuszczoną broń wzdłuż ciała, zniknął pośród białego wiatru. Gdzieś w oddali rozległ się wystrzał.





W tym samym momencie, pięćdziesiąt mil dalej, ta sama mgła znacznie ograniczała widok młodej guślarce Świata Żywych. Przetarła chusteczką przednią szybę samochodu. Z powodu zepsutych wycieraczek, musiała wyczyścić szybę ręcznie. Było już bardzo ciemno i odczuwała lekki niepokój. Ile to już razy w Daily News ostrzegali przed przebywaniem w zasięgu Promienia po północy? Starała się o tym nie myśleć.

Przklinając pod nosem, sięgnęła po następną chusteczkę. W obrębie Promienia istniało duże prawdopodobieństwo, że usłyszy Wezwanie. Nie była jeszcze tak bardzo doświadczonym guślarzem, by stawić mu czoło, nie mówiąc już o odmówieniu mu.

Zimno dawało jej się we znaki. Zmarzniętą ręką schowała chusteczki do kieszeni, pędząc z powrotem do samochodu.

Bedąc w środku, złapała za telefon i wystukała numer do ojca. Licząc długie, przerywane sygnały, usłyszała automatyczną sekretarkę.

- Cześć tato – powiedziała cicho. – Tu Lisa. Będę w domu trochę później, więc nie czekaj na mnie. I nie martw się… nic mi nie jest. Kocham cię. Pa.

Z westchnieniem rzuciła komórkę na fotel obok i przekręciła klucze w statyjce. Rozległo się znajome warknięcie.

Droga była całkowicie opustoszała, tak więc pozwoliła sobie nieco mocniej docisnąć pedał gazu. Zawsze lubiła szybko jeźdźić, zwłaszcza teraz, gdy istniał ku temu powód.

Światła ledwo przebijały się przez mgłę, ale ufała bezgranicznie swemu instynktowi. Jako ucząca się wciąż guślarka, musiała na ten element zwracać szczególną uwagę. Instynkt uznawano za szósty zmysł, który guślarz musiał opanować całkowicie.

Prosty odcinek drogi dłużył się w nieskończoność. Lisa zauważyła pierwszą kropelkę wody na przedniej szybie samochodu. Biorąc pod uwagę niedziałające wycieraczki, mocniej wcisnęła pedał gazu.

By poczuć się nieco raźniej, włączyła radio. Odbiór nie był zbyt wyraźny, gdyż wciąż znajdowała się w obrębie Promienia. Według spikera, dzisiejsza noc jest najbardziej mglista w historii Świata Żywych. Porównywano ją nawet do mgły wiszącej na Najdłuższym Moście, prowadzącym do Podświata.

Skierowała lusterko na twarz, widząc swoje wściekle zielone oczy. Nadal nie dopatrywała się w nich doświadczenia, pomimo, że dziś kończyła dziewiętnaste urodziny. Od dwóch lat czekała na swego Przewodnika, który wskaże jej Ścieżkę, jaką powinna podążyć. Objawienie się Przewodnika oznaczało dojrzałość i przejście do dorosłości guślarskiej. Dopóki jej się nie ujawnił, uważała się za pół-guślarza, wciąż kształtującego swe zdolności.

Zobaczyła, jak te zielone oczy się powoli przymykają… jest taka zmęczona, dlaczego jeszcze nie jest w domu?

Nagle tuż przed maską zobaczyła jakiś kształt. Reakcja była jednak za późna. Rozpaczliwie skręciła w lewo, czując uderzenie. Z piskiem opon zatrzymała się na ulicy, wyskakując z samochodu, oszołomiona. Chwyciłą latarkę z tylnych siedzeń i rozejrzała się.

Wokół panowała śmiertelna cisza. Mgła złowieszczo ją otaczała. Nie mogła pozbyć się wrażenia, że ktoś ją obserwuje. Nie było księżyca. Wydawało jej się, że słyszy pomruki. Serce waliło jej jak młotem, jednak poszła naprzód, szukając istoty, która wychynęła jej przed maskę.

Niczego jednak nie było. Miała podłe wrażenie, że otaczająca ją mgła napiera na nią, mrucząc złowieszczo. Wątłe światło latarki nie mogło jej przebić.

Znajdowała się na pustej drodze, wokół nie było nikogo. W dodatku, wciąż była w obrębie Promienia, więc groziło jej niebezpieczeństwo. Drżąc z zimna, zawróciła w kierunku samochodu.

Gdy otwierała drzwi, w końcu coś zobaczyła. Srebrzysta postać z długimi, czarnymi włosami, stała przed maską, wpatrując się w dziewczynę. Widząc ją, Lisa aż się wzdrygnęła. Cofając się o pół kroku, próbowała wedrzeć się do umysłu postaci, by sprawdzić, czy pochodzi ze Świata Żywych. Odpychała jednak jej ataki i Lisa poczuła okropny ból głowy.

- Czym… jesteś? – zapytała w myślach, rezygnując z prób wdarcia się do umysłu postaci.

Nie odpowiedziała, świdrując ją wzrokiem. Lisa w końcu to poczuła: kobieta, która przed nią stała, pochodziłą z Podświata. Nie płynęła w niej krew, nie oddychała. Lisa zastanawiała się jednak w co uderzyła. W zjawę?

- Zaśnij – szepnęła Lisa, zamykając oczy i wyciągając dłoń w jej kierunku. – Odejdź. Zbłądziłaś. Pomogę ci.

Nadal nie odpowiadała, majacząc przed Lisą.

Nie była pierwszą, którą Lisa posyłała do Podświatów. Nigdy jednak się jej nie przydarzyło, by któraś zjawa stawiała opór. Pomimo bolącej głowy, całą swą uwagę skupiła na wdarcie się do umysłu umarłej kobiety. Natrafiała jednak na barierę, której nie mogła przebić. Nagle coś ją uderzyło: czy właśnie nie zobaczyła…

- Jesteś Przewodnikiem? – wyszeptała Lisa, przybliżając się nieco.

Delikatny grymas wykrzywił wargi kobiety. Zdawała się być zimna jak lód, dążąca do wypełnienia swego zadania w Świecie Żywych. Lisa wpatrywała się w te bezkresne, martwe oczy, czując, jak nogi odmawiają jej posłuszeństwa. Jej życie może się zmienić właśnie tu, na tej drodze…

- Pokażesz… mi moją Ścieżkę? – wychrypiała Lisa, słysząc łomotanie swojego serca. – Jak się nazywasz?

Zjawa poruszyła się nagle i podeszła do Lisy. Pomimo tego, że była duchem, stąpała po ziemi. Lisa stwierdziła, że była niezwykle piękną kobietą, umarłą prawdopodobnie w tragicznych okolicznościach. Zobaczyła to w jej oczach.

Jedynym ruchem ręki, zjawa dotknęła swego czoła, dając dziewczynie do zrozumienia, by wdarła się do jej umysłu. Lisa, ostatkami sił, zamknęła oczy i przełamała barierę.

Przeszła przez chmury i ujrzała światło. Po chwili przed nią pojawił się ponury, zamglony Most. Zobaczyła młodą dziewczynę, przemierzającą go. Miała ciemne, długie włosy i jasną cerę. Szczupła sylwetka zatopiła się we mgle…

Powróciła do Świata Żywych, czując potworne mdłości. Nie wytrzymała i zwymiotowała na pobocze. To, co ujrzała, było spełnieniem jej najgorszych koszmarów. Drżąc na całym ciele, poczęła głośno oddychać. Poczuła smak słonych łez. Zjawa patrzyła na nią bez emocji. Lisa zebrała się w sobie i zapytała, choć znała odpowiedź.

- Ta kobieta… to byłam ja?

Wysłannik ze Świata Zmarłych znowu wykrzywiła wargi, co Lisa uznała za potwierdzenie. Przeszyła ją wzrokiem. Lisa, czując senność zamknęła oczy. Poczułą się słabo, lecz opanowała się natychmiast. Gdy podniosła powieki, kobieta zniknęła, tak jak cała wymarzona przyszłość Lisy.

2
Zachęcił mnie tytuł.


Srebrzysta mgła napierała na odrapany, przydrożny znak
Czy przypadkiem nie akcentujesz przesadnie mocno? Zastanów się czy mgła może napierać. Jak dla mnie, przez to jedno określenie przekoksowałeś sterydami całe zdanie.
Miała podłe wrażenie, że otaczająca ją mgła napiera na nią
O, tu dla przykładu się nie przyczepię. Zaznaczyłeś bowiem , że napieranie jest subiektywnym odczuciem wystraszonej kobietki.


Pomimo jej fałd,
Fałdy mgły? Niby ok, ale brzmi dziwnie. Lepiej by to brzmiało w fromie jakiejś metafory, czy porównania, a nie stwierdzenia, tak jakby każdy człowiek wiedział, że mgła tworzy fałdy.


Z jednego z posterunków wychynął mężczyzna w średnim wieku
Bogate słownictwo to zaleta, ale używanie udziwnionych słów, których nikt na codzień nie stosuje, i które można w dodatku zastąpić bardziej przystępnym synonimem, to już raczej wada.


ze zgrozą patrzył na fałdy mgły, zgrabnie połączone z ciemnymi chmurami.
To chmury są, a wcześniej księżyc świecił? Jakże to panie się dzieje? No dobra, czasem i świeci przez cienkie chmury, ale trzeba to łopatologicznie wyjaśnić, bo każdy kojarzy na zasadzie "są chmury, nie ma księżyca". Choć podejrzewam, żeś się pogubił w opisywaniu miejsca akcji.



Wydaje mi się, że cierpisz na coś, co ja nazywam syndromem wielkich liter. Bombardujesz czytelnika zwykłymi słowami przerobionymi na nazwy własne (Ściezka, Promień, Most). Osobiście tego nie lubię. Jeśli w tekście występuje tylko jeden most, niech więc ten jeden bedzie po prostu mostem z małej. Albo możesz wymyślić jakąś nazwę własną (np. u mnie jest most imienia drucha Piekiełki, pasowałoby do Twojego :-D )



Nie wiem, czy dobrze zrobiłeś, używając w kraju anglosaskim (jak wnioskuje po imionach) słowa "guślarz", które chyba funkcjonuje tylko w kulturze słowiańskiej. Może warto poszukać bardziej uniwerslanego określenia?

Może nieuważnie czytałem, ale nie wiem, czym ta dziewczyna-guślarz miałaby się konkretnie zajmować. Jakie to tajniki wiedzy paranormalnej ona zgłębia? Gada z duchami? Tylko tyle? Jaka jest jej rola w tekście? Ma przejść przez most? Po kiego?



Nawet mi się podobało. Tylko prosiłbym więcej horroru. Ja tu widze materiał na książke, a nie na opko.

Pozdrawiam.

3
Dziękuję za ocenę :)



Jedna uwaga:


Ma przejść przez most? Po kiego?
Toma się dopiero wyjaśnić. Ona sama tego nie wie, więc czytelnik, który powinien iść razem z bohaterką, także. Zresztą, drugi rozdział wiele wyjaśni... no i ma zaskakujący początek, który zachęci do dalszego czytania.

Pozdrawiam ciepło.

4
Napiszę krótko, bo zupełnie nie mogę się skoncentrować.



Przede wszystkim:

- interesujący pomysł, zaciekawiłeś mnie, szczególnie w pierwszym fragmencie z pułkownikiem; kreowany przez Ciebie świat zapowiada się intrygująco;

- umiesz tworzyć atmosferę, ta mgła, zagrożenie i alienacja do mnie przemówiły;

- Alan ma rację z tymi wielkimi literami - osobiście nie mam nic przeciwko nim, ale w takim natężeniu zaczynają prezentować się śmiesznie i niszczą klimat;

- końcówka, tj. spotkanie Lisy z duchem wypadło jakoś blado (pewnie dosłownie ;) ), w ogóle nie czułem atmosfery, widmo nie robiło wrażenia, straciłem emocjonalną łączność z bohaterką; wydaje mi się, że mogłeś trochę za bardzo się tam spieszyć i przez to wyszło jak wyszło;

- stylistycznie jest neutralnie z dodatkowym plusem, bo udalo Ci się stworzyć ciekawą atmosferę; było parę drobnych potknięć (rzuciły mi się w oczy trzy z tego co pamiętam), ale to małe błędy, które wynikają raczej z nieuwagi, ew. nierozgrzanego pióra (klawisza).



Zaciekawiłeś mnie. Treść na plus (pomijając spadek napięcia na koniec), forma neutralnie - do wyćwiczenia (za pomocą pisania i czytania, rzecz jasna).



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"

5
Z jednego z posterunków wychynął mężczyzna w średnim wieku. Oświetlając drogę światłem z latarki, wyszedł na spotkanie drugiej postaci, uzbrojonej po zęby.


Tutaj mamy zarys dwóch postaci: jedna w średnim wieku, a druga uzbrojona po zęby. Dziwne to zestawienie, zwłaszcza, że samo uzbrojony po zęby może każdemu wydać się czymś innym. Ja na przykład, zobaczyłem karykaturę Johna Rambo, ale w wersji z Hot Shots 2 - a jestem pewien, że nie było to twoim zamierzeniem, aby prześmiewać się z tej sytuacji.


trzepoczącym sercem


Niesforna metafora. Zdanie może być poprawne, ale nie powinno skłaniać do zastanawiania się nad jego poprawnością tylko umożliwić łatwe wyobrażenie sobie twoich myśli.


Croyde podszedł do ostrokołu, zatrzymując się gwałtownie.
Błąd zapisu. Nie mógł podejść zatrzymując się. Podszedł samo w sobie oznajmia, że przemierzył odległość z punktu A do punktu B, wobec czego, zatrzymał się po pokonaniu wyznaczonego odcinka.


Stał jak wryty, nie idąc naprzód, lecz także się nie cofając
Podobny błąd z narracji. Stał nie idąc i nie cofając się? Zobacz na mój podpis...



O tekście: Jest napisany dobrze lecz z małymi potknięciami. Nie jest to istotne w tym konkretnym wypadku, bo fabuła przykuła moją uwagę znacznie bardziej i tutaj przejdę do dalszej cześci wypowiedzi.



O fabule: Konstruujesz wyraźny horror z dreszczem, który wciąga. Wprowadzasz mnie w świat, który chce poznać i zrozumieć, ale zaczynam mieć obawy, czy chce zobaczyć to, co zamierzasz odkryć i to jest niesamowite. Opowiadanie ma mroczny klimat. Niestety, w paru miejscach na własne życzenie zabierasz go:


Wysłannik ze Świata Zmarłych znowu wykrzywiła wargi, co Lisa uznała za potwierdzenie.
Tutaj piszesz w sposób "pamiętnikowy", na zasadzie No było to i tamto. W wielu miejscach widzę, że wiesz co chcesz napisać, ale pomijasz to, stosując właśnie taki "pamiętnikowy" zabieg. Fakt, pozwala to iść dalej z tekstem, ale umożliwia też gubienie klimatu.



PS: Nadmiar dużych liter też nie służy tekstowi.



Podsumowując: tutaj nie ma potencjału, bo to jest dobre opowiadanie z dawką emocji. Odpowiednie wypolerowanie tekstu sprawi, że będzie perełką.
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”