Mały eksperyment. Rachel jest przebudowywana.
PIERWSZY
A l i x n a w i e d z i ł koszmarny sen. Śniła, że jakaś istota wyrywa ją ze Świata, trzymając jej ciało w długich łapach. W jednej chwili znalazła się przed Wrotami, drżąc z zimna. Istota, znajdująca się za nią, ponownie złapała ją za ramiona i razem wbiły się w otchłań Wrót, a wówczas… ogarnęła ją ciemność.
Nic nie widziała, nic nie słyszała, nie mogła się poruszyć. Pragnęła, by ten sen się skończył i mogła wstać z łóżka, aby napić się szklanki soku pomarańczowego. Nie kończył się jednak.
Leżąc na czymś miękkim, Alix poczuła woń mięty. Ten zapach drażnił jej nozdrza, i poczuła, że wreszcie może się ruszyć, a nawet otworzyć oczy. Otwarła je, a to co przed sobą ujrzała, skłoniło ją, by ponownie je zamknąć. Ujrzała bowiem postać niezwykle piękną, z długimi, srebrzystymi włosami. Nie znała jej, więc uznała, że sen jeszcze trwa. Zamrugała i ponownie podniosła powieki. Stojąca nad nią kobieta trzymała w ręku kadzidełko, tchnące wonią mięty. Gdy ich oczy spotkały się, kobieta odstawiła kadzidełko na bok i położyła jej ręke na czole. Była ciepła i czuła. ‘Więc to nie jest taki straszny sen’, pomyślała Alix, ‘czy ja umarłam?’
- Nie – powiedziała nagle kobieta. Jej głos był piękny, niczym świergot skowronka o poranku. Duże, błękitne oczy spojrzały na Alix z troską.
Alix nagle doszła do wniosku, że to nie jest sen, a kobieta pochylająca się nad nią, nie może być złudzeniem.
- Gdzie ja jestem? – zapytała na głos Alix, nie mogąc obrócić głowy. Widziała przed sobą tylko kobietę na tle bladego światła.
Kobieta odetchnęła cicho, i wyprostowała się. Była smukła, wysoka, a jej twarz piękna i zatroskana, połyskiwała nieco.
- Witamy w Pałacu. Jak się czujesz?
Alix poczuła, że może już swobodnie się poruszać. Leżała na łóżku, a wokół niej był… las. Drzewa, krzaki, mech, trawa… to wszystko było wokół jej łóżka. Z błękitnego nieba świeciło coś w rodzaju słońca, oświetlając okolicę. Ona sama nadal miała na sobie domową koszulkę nocną, lecz nie było jej zimno. Wokół śpiewały ptaki. Alix wpadła w panikę. Nie pamiętała jak się tutaj dostała, i coś jej mówiło, że nie znajduje się we własnym Świecie.
- Co się ze mną stało? Kim pani jest i jak ja się tutaj dostałam? – rzuciła ochryple potok pytań, przykrywając się śnieżnobiałą kordłą.
Nieznajoma usiadła na skraju łóżka, poprawiając srebrzyste włosy.
- Odpowiem po kolei. Mogłabyś się zapytać: co się ze mną nie stało? Razem z wszystkimi w Pałacu martwiłam się, czy przeżyjesz pokonanie Bezkresu. W końcu masz tylko szesnaście lat, według rachyby czasu twojego Świata. Na szczęście udało się ciebie w miarę bezpiecznie przetransportować.
Alix uniosła brwi, patrząc na kobietę. Zastanawiała się, czy ona sama nie uderzyła się w głowę, przed pójściem spać. Nic nie rozumiała z tego, co jej tamta mówiła.
- Co do drugiego twojego pytania. Nazywam się Księżniczka, jestem córką władcy Pałacu, Króla. Opiekowałam się tobą przez trzy tygodnie, i szczerze mówiąc, straciłam już nadzieję, że się obudzisz. Chwała Pałacowi, że żyjesz, bowiem potrzebujemy cię.
Alix teraz naprawdę się przestraszyła. Chciała jak najszybciej obudzić się we własnym łóżku. Księżniczka dostrzegła strach w jej oczach i powiedziała kojąco:
- Nie masz się czego obawiać, Alix. Jesteś w Pałacu, nic ci się nie stanie.
- A co to ten Pałac? – burknęła Alix.
Księżniczka wstała i rozłożyła szeroko ręce. Zdawała się emanować jakimś blaskiem.
- Jest to kraina mlekiem i miodem płynąca! Znajduje się na Wschodzie Bezkresu i jest najpiękniejszym Światem tego rejonu! Wszyscy żyką ze sobą w zgodzie, panuję tu harmonia i wesołość. Tym jest Pałac.
- Nadal nie rozumiem. Co to jest Bezkres? Po co ja jestem wam potrzebna? I czy mogę wrócić do mojego Świata? - zapytała Alix, czując, że strach ją opuszcza.
Księżniczka usiadła znowu na łóżku, poważniejąc nagle. Jej długie włosy falowały na małym wietrze.
- Bezkres to przestrzeń oddzielająca Światy. Jest bardzo niebezpieczna, czają się w niej Wygnańcy. Ale to nie oni stanowią problem, gdyż nie są w stanie przedrzeć się do jakiegokolwiek Świata. Probleme są Żywiołaki. Potrzebujemy cię z ich powodu.
Widząc minę Alix, dodała pospiesznie:
- Żywiołaków jest pięciu. Ogień, władający płomieniami. Posiada Berło Ognia i jest bardzo niebezpieczny. Woda, królowa Mórz i Oceanów, posiadająca Berło Wody. Sieje spustoszenie falami, kwaśnymi i zabójczymi deszczami. Żywiołak Ziemi, budzący wstrząsy i wznoszący góry za pomocą Berła Ziemi. Wiatr – piękna królowa wichru i tornad, które wywołuje swym Berłem Wiatru. I jeszcze jeden… Żywiołak Burzy. Najpotężniejszy z nich wszystkich, jest w stanie strącić Gwiazdę, która spali Pałac. Posyła pioruny i sztormy za pomocą Berła Burzy.
Zapadła cisza. Alix zastanawiała się, czego od niej wymagają.
- Gdzie są teraz? I po co jestem wam potrzebna?
- Żywiołaki są tam, gdzie ich żywioły – rzuciła krótko Księżniczka.
- Czyli… tutaj?
- Niekoniecznie, choć nie wykluczamy takiej możliwości. Najprowadopodobniej skazili inne Światy. I dlatego cię potrzebujemy – twoim zadaniem jest oczyszczenie Światów i zniszczenie Żywiołaków.
Alix otworzyła szeroko oczy, wstając nagle. Czarne włosy opadły na jej przerażone oczy.
- Co!? Czemu ja?
Księżniczka położyła ręke na ramieniu Alix, zmuszając ją by usiadła. Opadła na łóżko, drżąc lekko.
- Ty, nie kto inny, dlatego, że jesteś dziedziczką Berła Słońca.
I Księżniczka wyjęła zza pazuchy długi, złoty przedmiot. Wyglądał jak statuetka, z tą różnicą, że na końcu znajdowało się zaokrąglenie, w kształcie słońca. Podałą go jej. Alix wzięła go ze strapioną miną.
- Nie mam rodziców – mruknęła, wpatrując się w berło. – Ani tym bardziej żadnych więzów krwi z innymi Światami.
- To Słońce cię wybrało – powiedziała stanowczo Księżniczka. - Nigdy się nie myli. Jesteś powiernikiem Berła Słońca i posiadasz olbrzymią moc, Alix. Wyzwól nas i inne Światy od Żywiołaków. To twoje przezaczenie. Gdy go dopełnisz, wrócisz do domu.
- Więc szantaż – prychnęła Alix odrzucając berło na pościel. To wszystko jej się nie podobało. Nie chciała walczyć, ani być jakąś dziedziczką. Chciała tylko się znaleźć w ciepłym łóżku, w swoim Świecie.
- Nazywaj to jak chcesz, Alix – oznajmiła Księżniczka wstając. – Czy zechcesz się wybrać do Króla?
Alix przytaknęła ponuro. Bądź co bądź król to król, może uda się jej go nakłonić, aby puścił ją do domu. Wolała nie myśleć, o tym, że pani McGoov odchodzi od zmysłów, po tym jak zorientowała się, że Alix nie ma w łóżku. Poszukała wzrokiem ubrania.
- Nie mam ubrania – fuknęła Alix.
- Nie szkodzi, dzisiaj jest bardzo ciepło, nie zmarzniesz – powiedziała pogodnie Księżniczka, wyciągając rękę. Alix nie chwyciła jej.
- Mam iść do króla w koszulce nocnej? – zapytała z zażenowaniem. – To się nie godzi.
Księżniczka westchnęła i odeszła na jakiś czas, znikając wśród wysokich drzew. Alix została sama, bez jakiejkolwiek broni, ubrana jedynie w koszule nocną, leżąc w dużym, białym łóżku. Zastanawiała się, co się dzieje w sierocińcu po odkryciu jej zniknięcia. Nie miała pojęcia ile minęło czasu od jej zniknięcia. Dzień? Tydzień? A może kilkanaście miesięcy? Zadrżała.
O innych Światach słyszała tylko w bajkach. Podobno prowadziły do nich poszczególne Wrota, choć w swoim Świecie Alix żadnych nie odnalazła. Teraz czułą się jak w jednej z bajek.
Księżniczka wróćiła, niosąc w rękach zawiniątko. Rzuciła je na Alix i powiedziała:
- Ubieraj się, Król cię oczekuje.
Alix spojrzała na nią wymownie. Księżniczka westchnęła ponownie i odwróciła się. Wciągnęła na siebie długie, jasne spodnie i biały golf, przepasany apaszką. Na stopy założyła długie brązowe kozaki. Każda część stroju pachniała wodą lawendowa. Poczuła się świeżo. Rozejrzała się jeszcze i pochwyciła leżące na łóżku Berło Słońca. Założyła go za pas, myśląc o nadchodzącej, zapewne ciężkiej rozmowie z Królem.
- Chodź za mną – mruknęła Księżniczka, widząc, że jest gotowa. Wzruszając ramionami, Alix podążyła za przewodnikiem.
Przechodziły koło drzew przez kilka minut, lecz tutaj czas zdawał się stać w miejscu. Słońce świeciło raźno, opatulając swym blaskiem zielone krainy i brązową ścieżkę, którą podążały. Przypiekało lekko plecy Alix, która idąc za Księżniczką, musiała odpierać ataki jej włosów, targanych wietrzykiem. ‘Tutaj jest naprawde pięknie’, pomyślała Alix, ‘ale chciałabym wrócić do domu.’
Dotarły do brukowanej, białej drogi, na końcu której piętrzył się potężny pałac. Zbudowany był z białych kamieni, które mieniły się w promieniach słonecznych. Zwodzony most był opuszczony; woda pod nim chlupotała wesoło. Księżniczka podeszła do stojących nieopodal wartowników. Byli oni wysokimi, potężnie zbudowanymi ludźmi z długimi mieczami. Skinęła na Alix i ta przeszła obok nich, idąc krok w krok za przewodnikiem.
Znalazły się w ogromnej sali, o ścianach pokrytych złotem. Tchnęła przepychem, a brukowana kamiennymi płytami posadzka błyszczała intensywnie. Na jej końcu, na tronie siedział król, Król. Był człowiekiem w średnim wieku, o brązowych włosach i poczciwej twarzy. Na głowie miał dużą, piękną koronę. Po jego lewej stronie miała swe miejsce królowa: piękna kobieta, o nieskazitelnie pięknej cerze i długiach, złotych włosach. Podobnie jak jej córka, miała duże, niebieskie oczy. Alix skłoniła głowę, a Księżniczka podeszła by coś szepnąć ojcu. Ten po chwili wstał i z entuzjazmem rozłożył ręce.
- Bądź pozdrowiona, dziedziczko Berła Słońca! Jestem królem Pałacu. Domyślam się, że jesteś głodna i zjadłabyś coś niecoś?
Alix pokiwała skwapliwie głową. Dopiero teraz uświadomiła sobie, jak bardzo jest głodna. Król klasnął w ręce i nagle, zupełnie bez jakiegokolwiek ostrzeżenia, pojawił się przed nimi długi, pozastawiany potrawami i trunkami stół. Król, siadając przy nim obok małżonki, wskazał Alix miejsce przy swej córce. Alix czuła się dziwnie mała przy tak wielkich osobistościach. ‘Trudno’, pomyślała, ‘Po prostu chcę wróćić do domu’.
Była tak głodna, że nawet nie patrzyła co zjada, aczkolwiek bardzo jej te potrawy smakowały. Popiła je dużą ilością czerwonego wina i odstawiła kufelek.
- Dziękuję, Królu – powiedziała, wyciągając się w fotelu tak, na ile pozwalały maniery. Ten pokiwał głową, pałaszując coś, co wyglądało jak sałatka z kiełków. Skrzywiła się z niesmakiem.
Gdy królewska rodzina przestała jeść, Król zatarł dłonie i podobnie jak Alix, oparł się wygodnie o oparcie krzesła.
- Czekaliśmy bardzo długo na ciebie, Alix – powiedział oficjalnym tonem Król. – Znaleźliśmy cię w stosownym momencie, gdy stwory Żywiołów poczęły napadać na inne Światy. Czas położyć im kres. I ty to zrobisz. Zrobisz to, prawda? – dodał niepewnie.
Spojrzał z dumą na dziewczynę, która spłonęła rumieńcem. Musi coś powiedzieć. Musi.
- Królu – zaczęła ochryple Alix. – Wymagasz ode mnie dużo, lecz ja nic nie wiem. Czy możesz mi wyjaśnić aktualną sytuację?
Sama się zdziwiła swoimi słowami. ‘Przecież miałam odmówić!’, zbeształa się w duchu. Król wyraźnie był zadowolony. Już otwierał usta, gdy uprzedziła go królowa:
- Dawno temu, daleko w Bezkresie istniał Świat, noszący nazwę ‘Dalekim Światem’. Żyli tam najpotężniejsi wojownicy i królowie w całym Bezkresie. Wiatr, Ogień, Ziemia, Woda i Burza. Byli po naszej stronie, do czasu, gdy zostali uwiedzeni.
- Przez kogo? – zapytała Alix.
Zauważyła, że królowa rzuca małżonkowi nerwowe spojrzenie. Ten kiwnął głową.
- Przez Wszechpotężnego.
Alix zadrżała na same wymienienie tej nazwy. Poczuła, że ten ktoś musi być zły do cna.
- Kim… jest?
- Był – poprawiła ją ponuro Księżniczka, - Pokonaliśmy go i ostatecznie strąciliśmy do Pętacza. To więzienie w Bezkresie. Nie jest to zwykłe więzienie – dodała szybko, widząc spojrzenie Alix. – Wraz z upływem czasu, jego więźniowi zaczyna brakować tlenu.
Alix, wstrząśnięta tymi metodami, wyprostowała się w krześle. Może jednak to wszystko miało sens…
- Tak czy inaczej – ciągnęła Księżniczka. – Umarł, ale pociągnął za sobą cały Świat.
- Jak to?
- To… był nasz błąd – wyjaśnił pokornie Król. – Nie upilnowaliśmy go i używając swej potężnej mocy, zniszczył Daleki Świat. Pięciu Wojowników zdeprawował i ocalił. Przed śmiercią, przelał w nich swoje okrucieństwo. Stali się jego klonami – pięć jego części, zamknionych w ciałach. Myśleliśmy, że zginęli… lecz tak się nie stało. I zaczęliśmy szukać ciebie.
- Co nie było łatwe – wtrąciła królowa. – Słońce, te nad twoją głową, wskazało nam miejsce twojego pobytu. Dowiedzieliśmy się, że przebywasz w Świecie, zwanym Ziemią.
Alix przytaknęła z bólem. Co sobie o niej pomyśli pani McGoov i cały sierociniec?
- Wysłaliśmy więc Gryfa, by cię do nas przytransportował. Pałac to najpiękniejszy i najbezpieczniejszy Świat, lecz nawet jemu grozi zagłada w chwili, gdy Pięciu przystępuje do ataku.
Alix słuchała, myśląc gorączkowo. Uderzyła ją pewna myśl.
- Więc... Ziemia też jest w niebezpieczeństwie?
- Obawiamy się, że tak. Przykro nam panienko. Musisz ich powstrzymać – powiedział z naciskiem Król.
Alix westchnęła. Więc nie ma wyboru. Tak by chciała znaleźć się w ciepłym łóżku! Starając nie dać po sobie poznać strachu, zapytała:
- Skąd wiemy, że Pięciu atakuje?
Księżniczka spojrzała smutno na Króla, ten na królową. Ta, pod naporem spojrzeń, przemówiła z westchnięciem.
- Zniszczyli już jeden Świat. Naszego Sąsiada. Bezlitośnie zabili wszystkich mieszkańców, nie dając im za grosz litości i szans. Zrobią to samo z pozostałymi Światami.
Alix zwiesiła głowę. Właściwie to podjęła już decyzję, tylko próbowała sama siebie oszukać, że to wszystko jest snem. Gdzieś w oddali rozległ się świergot ptaków: spokój, który wkrótce miał mieć swój kres.
- Jak zniszczyć Żywiołaków? – spytała Alix, wpatrując się w berło. Zdawało się lśnić w jej rękach. Jakimś sposobem, przykuwało jej uwagę. Wyglądało całkiem zwyczajnie, lecz Alix czuła w nim coś, czego nie mogła pojąć.
- Trzeba odebrać im serca, czyli berła. Potem zwyczajnie, mieczem. Lecz nie jest to łatwe i graniczy z samobójstwem. Ale ty… ty jesteś inna – rzekł Król.
Alix podniosła brwi. Cóż było w niej niezwykłego? Zwyczajna szesnastoletnia dziewczyna, o długich czarnych włosach i szczupłej sylwetce.
- Nie ma we mnie nic niezwykłego. To musi być nieporozumienie. Jestem zwyczajną sierotą, która znalazła się w nieodpowiednim czasie i w nieodpowiednim miejscu! – zawołała Alix ponuro. To wszystko zdawało się być jakimś koszmarem, z którego nie mogła się wybudzić, pomimo najwyższych chęci. ‘To jest chore’, pomyślała z przekonaniem. Rozważała nawet heroiczną ucieczkę, w poszukiwaniu Wrót, wiodących na Ziemię.
- Jesteś niezwykła, Alix – stwierdziła stanowczo Księżniczka. – Tyś Wybranką Słońca, powiernikiem jego Berła, insygnia władzy prawowitego dziedzica. I tobie jest sądzone unicestwienie Pięciu Wielkich. A my, dopomożemy ci w tej sprawie, w miarę możności.
Alix uśmiechneła się blado, czując tępy ból w głowie. Właściwie sama nie wiedziała, jak do tego wszystkiego doszło. Nagle, z ciepłego łóżka w domu, przemieściła się do nieznanego jej Świata, i podejmowała się (trochę wbrew jej woli) zadania, które bez wątpienia przekraczało jej możliwości. ‘Nie dam rady’, dumała Alix.
- Jestem pewna, że dasz sobię radę – powiedziała nagle Księżniczka, jakby czytając w jej myślach. Alix przypomniała sobie, jak pomyślała, czy umarła. Wówczas usłyszała przeczącą odpowiedź córki Króla. Czy to możliwe, że widzi jej myśli? Natychmiast próbowała oczyścić swój umysł. Bez skutku.
- Cóż mam zrobić? – pomyślała nagle na głos.
Na te słowa Księżniczka powstała i gestem ręki przywołała ją do siebie. Alix z trudem podniosła się z siedzenia i poczłapała do córki Króla.
- Dobrze, więc… Ojcze, zabieram Alix na jakiś czas. Kiedy wrócimy, będzie spała w mojej komnacie. Bywaj! – skłoniła głowę przed Królem i pociągnęła Alix za ramię. Wyszły z komnaty i zniknęły za rogiem; odgłos ich kroków niósł się echem po korytarzu.
Król oparł głowę na poręczy tronu i zwrócił się do małżonki:
- Nie jest taka, jak sobie ją wyobrażałem. Mam wątpliwości, czy podoła…
Królowa spojrzała na niego z wyrzutem.
- Jeśli ona tego nie zrobi, nie będzie już nadziei.
Alix i Księżniczka szybkim krokiem dotarły do dużych, masywnych drzwi. Księżniczka pchnęła je i weszły do dużej, szerokiej izby, wyładowanej półkami i hakami. Ciężkie powietrze uderzyło Alix w nozdrza.
- Zbrojownia – wyjaśniła krótko Księżniczka.
Alix zrobiła niepewny krok do przodu, wzbudzając malutki obłoczek kurzu, który niemal natychmiast podrażnił ją po twarzy.
- Czy ktoś tu z-zaglądał… przez ostatnie s-sto l-a-at? – wykrztusiła Alix, kichając głośno. Nawet w jej pokoju było czyściej.
- Nie było potrzeby – oznajmiła pogodnie Księżniczka, przechadzając się między półkami. – Chodź, pomóż mi z tym cackiem – dodała, zatrzymując się przed sporą, drewnianą skrzynią z zamkniętym wiekiem. Wyglądało to jak trumna.
- Chwyć za drugi koniec – poprosiła, łapiąc swoją część z lewej strony. – Na trzy. Raz… dwa… trzy!
Wieko ustąpiło i osunęło się na podłogę, wzbudzając ogromny tuman kurzu, który na chwilę oślepił Alix. Kichając i kaszląc, wycofała się, zakrywając twarz apaszką. Gdy obłok opadł, zobaczyła, że w skrzyni leży długi miecz w futerale, wykładanym srebrem. Wystawała złota rękojeść; wyryto na niej kształt słońca. Zdawał się być w nienaruszonym stanie, nie naruszony płynącym czasem. Księżniczka podeszła do skrzyni i chwyciła za miecz. Chwytając go obiema dłońmi, zwróćiła go rękojeścią w stronę Alix, o dziwo, klękając przed nią na jedno kolano, nie zważając na nieprzeniknione tumany kurzu. Alix zrobiło się gorąco. Chcąc, by przyjaciółka wstała z zakurzonej posadzki, chwyciła za rękojeść i podniosłą miecz pionowo, na wysokość piersi. Trzymając w rękach klingę, poczuła w sobie nowe życie i pragnienie walki. To uczucie zdziwiło ją bardzo.
- Ten miecz należał niegdyś do wojownika, imieniem Słońce. Zarówno miecz jak i berło, były niegdyś jego insygniami. Teraz należą do ciebie. Jesteś jego dziedziczką, choć nie łączą cię z nim żadne więzy krwi – wyjaśniła Księżniczka, powstając.
- Więc, dlaczego ja? – zapytała smętnie Alix, opuszczając miecz i opierając się na nim.
- Nie w tym rzecz. Nie wybieramy losu i nie możemy go zmienić. Naszym zadaniem jest się do niego dostosować.
Alix przytaknęła w zadumie, patrząc na obskurną posadzkę. ‘Co by było, gdybym obudziła się teraz u siebie w domu?’, przemknęło jej przez głowę. Księżniczka spojrzała na nią dziwnie. Po raz kolejny Alix poczęła przypuszczać, że doskonale wie, co pomyślała.
Alix: Pięciu [High Fantasy]
1
Ostatnio zmieniony czw 12 mar 2009, 16:54 przez Snakedot, łącznie zmieniany 1 raz.