Witajcie. Chciałbym zaprezentować Wam, pierwszy rozdział mojej powieści. Postarałem się uniknąć poprzednich błędów. To, czy udało mi się badź nie, pozostawiam Waszej ocenie.
*****
Gdzieś na zachodzie, w krainie, łączącej Wschód z Zachodem zwanej Lithen,
spomiędzy niskich, białych zabudowań, otoczonych starym, gdzieniegdzie brakującym, brukiem wyłonił się On – wysoki, ciemnowłosy młodzieniec odziany w czarną, skórzaną zbroję. Jego zielone oczy, ukrywające się pod krzaczastymi, czarnymi brwiami, spokojnie wpatrywały się w skraj puszczy okalającej miasto.
*****
Powiadali potem, ludziska, że ów mąż przybył zza oceanu. W skórze ludzkiej nie przybył – mawiali- lecz w postaci wilka.
- Mości Helgardh…? – zapytał brodaty mężczyzna, odziany w stary, spłowiały szlafrok.
- Słucham, barmanie?
- Czy, twe oczy ujrzały to, przed czym onegdaj uciekliśmy?
- Nie, nie ujrzały - odparł Helgardh.
- Powiedz mi, czy jest prawdą, że te diabelstwo obrało sobie legowisko u stóp naszych gór?
- W to, akurat, nie mam żadnych wątpliwości – odrzekł rzeczowo młodzieniec. – Sądzę, że bestya czeka na odpowiedni moment… Uważam, że kiedy temu paskudztwu z głodu w brzuchu zaskwierczy, pojawi się nad waszym miastem.
- Pewne są twe słowa? – zapytał, z nutą nadziei w swym głosie brodaty mężczyzna.
- Jak czystość waszej królowej.
- No, to nie-e-e-e z-zbyt pewne...- zająknął się, przyłożył swe grube, sinawe usta do ucha Helgardha. - W tych cza-a-a-asach, lepiej mieć gębę na kłódkę, zapamiętaj to, wojowniku
- Czyżby miała miejsce mała pochędóżka królowej z wieśniakami?- gdy zauważył, wychodzące z orbit oczy barmana, szybko zmienił temat.- Potwora nie widziały moje oczy, lecz słyszały uszy
- Rad jestem, że zrozumiałeś. Słuchaj no, Bracie Wilka, czy jak cię tam zwą, masz mi przynieść dowód istnienia bestii - oczy Helgardha zapłonęły czerwonym ogniem.- Wtedy wezmą się do roboty te obiboki, z zamku naszego króla!- wyjaśnił jęczącym tonem.
- Więc co chcesz? – spytał. – Mam tobie przyprowadzić potwora? Wtedy poprosisz go o dwa siekacze, zaniesiesz je królowi, a ten skróci o łeb bestyę?
- Wiesz dobrze o co cię proszę, panie – przerwał. - Wróć z głową tego Jaszczyra – Helgardh uniósł brwi, po czym wymownie spojrzał na niskiego, brodatego barmana.
- Przypuśćmy, że wyruszę. Nie sądzisz jednak, że będę nastawiał karku za tępi grosz, co ?
- Ależ skąd, panie. Ile sobie zażyczysz….
- Raczej tyle, ile możesz dać- twarz barmana pobladła. - Wybacz, nadchodzą srogie czasy, a ubicie tego potwora nie jest głównym celem mojej wyprawy
- Prawdziwe są twe słowa, lecz nie przedłużajmy tej rozmowy. Powiedz, czy trzysta złotych kerenów wystarczy, abyś unicestwił Jaszczyra, siejącego postrach i zamęt wśród ludności lasu?
- Trzysta pięćdziesiąt i konia z rzędem, barmanie, a wyruszę jutro z rana - odrzekł stanowczym tonem Helgardh.
- Niech Cię diabli, Anderuthil, połowę życia mi zabierasz – wsunął rękę do kieszeni szukając swej skórzanej sakiewki - ale w końcu żywot jest jeden.
- Tak mówią – odparł młodzieniec wyraźnie zadowolony z ugody.
- I jeszcze jedno – rzekł barman widząc odchodzącego już wojownika – pamiętasz, chyba, że przyrzekałeś tej nocy bronić miasta?
- Pamiętam, pamiętam. Idź już, bo żona pomyśli żeś w paszczy potwora – odrzekł ciemnowłosy mężczyzna, zakładając swój stalowy, dwuręczny miecz na plecy, po czym odszedł i zniknął w cieniu karczmy.
***** Następnego ranka, Helgardh, po nieprzespanej nocy, wyruszył do głównego sztabu obrony miasta. Po drodze pewien nietypowo odziany człowiek zaczepił go, mówiąc:
- Chwała niech ci, z podziemi i niebios, będzie dana, Anderuthilu.
- Witaj Trygonie – rzekł bez uśmiechu na twarzy wojownik.
- Widzę, żeś nie bez roboty – odparł. – Eandur nieźle sobie poczyna. Przypominasz sobie tego chłystka cośmy go razem, na północy, potraktowali?
- Pod Wrzosami?
- Ciszej – przyłożył swe szerokie, blade usta do ucha przyjaciela. – On ma wszędzie swoich szpiegów. Szuka ludzi, ku nam podobnych.
- Czy ty wiesz, co mówisz? – spytał zaniepokojony wojownik.
- To ty jeszcze nie wiesz? - uniósł wzrok, aby okazać swoje zdumienie.- On jest teraz królem Centralnej Marchii! Zniżył podatki dla chłopstwa, zniósł zakaz handlu z krasnoludami i...zawarł pokój z leśnymi goblinami! Ten, to ma pomysły, co nie?
- Ciekawe wieści przynosisz ze sobą, Trygonie. Chcesz mi coś jeszcze rzec? – spytał z narastającą ciekawością.
- Tak. Słuchaj – kontynuował ściszonym głosem - powiadają, że na północy osiadł przeklęty duch. On to, podobno, nawiedza ludy zamieszkujące te tereny, siejąc śmierć i zniszczenie swoimi mrocznymi sługusami - po chwili dodał. - Niektórzy twierdzą, że to Latos - podupadły bóg, powrócił w pełni mocy i niezrównanej sile - parsknął śmiechem, opluwając przy tym twarz przechodnia.
- Nie oni jedni – rzekł, widząc zdumienie na twarzy Trygona – Czuję, jak gorący robi się mój pierścień. Czuję go. Zartugh nadchodzi.
- Tak, czy inaczej – rzekł, próbując zmienić atmosferę - nie zamierzam w tym roku wracać w tamte strony i tobie też tak radzę.
- Twe rady nie zawsze bywają słuszne.
- Zrozum, bardziej się przydasz w mieście jako wojownik, niż w górach jako mięso dla potworów. Proszę ciebie, pozostań w obrębie Lustrzanej Rzeki.
- Zło czai się wszędzie Trygonie. Nawet tu. Krążą słuchy, że legendarny Jaszczyr powrócił. Barman Negon polecił mi ją ubić. - odrzekł, poprawiając swój skórzany pas.
- Od kiedy to, zajmujesz się zabijaniem potworów, Helgardh ? Wiem, że orężem to ty walczyć potrafisz – wskazał przechodniemu swą okropną, głęboką bliznę- Lecz ta bestia jest wyjątkowa.
- Naczytałeś się ksiąg druidów- spojrzał na czerwone niebo zachodzącego Słońca.- Może i ja będę następnym, który polegnie u jej stóp, ale powiedz mi, kto może to wiedzieć? Druidzi?
- No cóż – spojrzał z przestrachem na przechodzący oddział rycerzy, a potem na dwóch, w czerń odzianych, ludzi, którzy świetnie udawali każdy ruch mieszczan. - Mogę wyruszyć z tobą?
- A co sprawiło, że tak szybko zmieniłeś zdanie? - spytał drwiąco Helgardh.
- Oni – wskazał ruchem oczu dwóch podejrzanych typów.
- Może masz rację, co do tych szpiegów? Dobrze, możesz iść ze mną, ale pamiętaj, że już tu nie wrócisz.
- Nie rozumiem...
- Nie zrozumiesz. – powiedział, a następnie odszedł śpiesznym krokiem na północ miasta.
.
- Witaj, panie – przywitał go jeden z wartowników pełniących wartę przy białym namiocie, ukazując mu wnętrze siedziby żołnierzy.
*****
W pomieszczeniu panowała cisza, przerywana jedynie cichymi szeptami dowódców bądź lekkimi szarpaniami strun lutni barda. Większą część namiotu zajmowały rozległe stoły, na których spoczywały rozstawione szeroko mapy, pokreślone cyrklem strategów. Oczy żołnierzy odzianych w połyskujące srebrem zbroje spozierały na przechodzącego, do części tronowej, Helgardha. Król Puszczy spoczywał na brązowym tronie, gdzieniegdzie wykładanym złotem.
- Spodziewałem się ciebie dzisiaj u mnie ujrzeć, Bracie Wilka – rzekł, ujrzawszy klęczącego przed nim ciemnowłosego młodzieńca.
- Bądź zdrów, królu lasu – Helgardh powstał i kontynuował zwykłym, miękkim tonem – Niejaki Negon, gospodarz karczmy położonej na skraju miasta, zlecił mi pewną misję, która może położyć kres panującemu tu chaosowi – celowo zarzucił wzrokiem po obozie – Jaszczyr, pradawny potwór, który jakoby nie daleko stąd obrał sobie siedzibę, zagraża miastu. Wyruszam tam, aby sprawdzić wartość jego słów, władco.
- Pamiętaj, że nie wszystek tego, co mówi nasz barman jest warte takiego poświęcenia – król wstał poprawił złotą koronę i kontynuował- jednakowoż me królestwo wiele ci zawdzięcza, toteż zezwalam ci na opuszczenie Lithen.
- Dziękuję.
- Tak. Jak podejrzewam, już nigdy tu nie wrócisz? Może to i dobrze. Szkoda, aby taki wielki wojownik uległ chorobie bądź klimatowi. - władca szarpnął Helgardha za łokieć, po czym obaj wyszli z namiotu.- Za górami, na wschodzie, coś się wydarzyło. Czuję to. Czuję również, że spotka nas wkrótce to samo. Jakby tego było mało, Północne Krainy stały się siedliskiem Złego, a Eandur szykuje wojska nieopodal Lustrzanej Rzeki. Może kiedyś dane nam będzie się znów zobaczyć. Poczujesz wtedy w ustach gendryjskie piwo i smak ust tamtejszych kobiet.
- Mam nadzieję, że to nastąpi - rzekł Helgardh, ukłonił się, po czym opuścił namiot, wychodząc na brukowany plac. Przedzamcze otoczone było ciemnością, rzucaną nań przez wysoką, żelazną bramę, na której wyryto słowa : „Idź i pozdrów las, Dziecko Puszczy”
- Przyjacielu! – wykrzyczał oblany potem Trygon, przebijając się przez tłum, skupiony wokół targowiska amuletów.– Dzięki bogom, siódmy tydzień Kana jest najpaskudniejszym dniem roku. Zachciało im się, kurna, obrony magicznej przed wilkołakami! - idiota, pomyślał Anderuthil.
- Jesteś gotów? – zapytał, marszcząc swe zmęczone czoło.
- Tak, przyjacielu.
- Dobrze więc, ruszajmy. Masz przepustkę?
- Hh… - westchnął. - Nie pojmiesz, jak cholernie trudno było ją zdobyć. Pozwól, że posłużę ci poradą - lepiej się pobierać z trzeźwym umysłem i po więcej niźli jednej nocy znajomości. Ot, taka moja skromna rada.
- Niech mnie łajno Andegara trafi. Podpieprzyłeś ją żonie? – spytał półgębkiem Helgardh, przekraczając próg bramy.
- Nie. Powiedzmy, że ją pożyczyłem - odrzekł Trygon, po czym i on zniknął w nieprzeniknionej ciemności nocy.
Helgardh - Brat Wilka (fantasy)
1
Ostatnio zmieniony sob 07 mar 2009, 14:57 przez Ollars, łącznie zmieniany 1 raz.
wyje za mną ciemny, wielki czas