parafren[strach]

1
Spojrzałem w stronę opustoszałego placu zabaw.

Czekał tam. Byłem pewien, że wypatruje mnie tymi żółtymi ślepiami od wielu godzin. Miał szary płaszcz i cesarski bikorn na głowie. Zwolniłem kroku; wiedziałem, że nie mogę wzbudzać podejrzeń. Parłem naprzód. Tamten ani drgnął.

Wszedłem do spożywczego: było w nim zupełnie pusto. Kiedy zacząłem nerwowo rozglądać się wokół, dwie ekspedientki pojawiły się na stanowiskach jak duchy.

Wrzuciłem kilka rzeczy do koszyka, przeszedłem wzdłuż półek z konserwami, stanąłem przy mięsnym, poprosiłem kiełbasy z tych tłustszych i dziesięć deko szynki. Zapłaciłem za wszystko w kasie i spakowałem do dwóch torebek.

– Czy mógłbym skorzystać z telefonu? – zapytałem.

– Nie mamy telefonu – powiedziała ekspedientka.

– Nie mamy telefonu! – krzyknęła ta z mięsnego.

Wyszedłem. Miałem nadzieję, że pod pozorem zakupów spokojnie wrócę, skąd przybyłem. Nadzieja jest matką głupich. Czekał na mnie tuż przy drzwiach. Wysunął zza kłów rozdwojony język.

– Hej – charknął – co ty tu robisz?

– Nic ciekawego – odparłem – umówiłem się z kolegą. Pójdziemy do niego, zjemy coś i obejrzymy program w telewizji.

– W takim razie poczekam z tobą – wlepiał we mnie żółte gały. Miałem wrażenie, że wyskoczą z tej twarzy i wezmą się za mnie. Skinął na ognia. Wyjąłem z kieszeni zapałki i podałem mu. Rozżarzył końcówkę papierosa. Bikorn opadł mu na czoło.

Prosiłem Boga, by zesłał przechodniów. Gdzie dorośli, gdzie dzieci, gdzie wszyscy się podziali? Wiatr zadął gwałtownie. Ze sklepu dobiegał głośny dźwięk rozdzwonionego telefonu. Nikt nie odbierał. Szpicel spojrzał w stronę sklepu i sygnał natychmiast umilkł.

Za sprawą Boga lub nie, na ulicę wjechała kolorowa taksówka. Zbliżała się powoli, ostrożnie, jak gdyby kierowca jednocześnie studiował mapę albo szukał czegoś w schowku. Pomyślałem, że może przypatruje się dziwnemu jegomościowi, że widzi przerażenie wymalowane na mojej twarzy, że uchyli szybę i krzyknie:

– Hej, ty! Wskakuj!

Kiedy samochód był naprawdę blisko, poczułem dreszcz, zrobiłem kroczek do tyłu. Przyszedł moment zawahania. Zwyciężyłem. Rąbnąłem z całej siły w tę trupią twarz. Rzuciłem zakupy na padającego szpicla. Chyba miałem resztki jego oczu na knykciach. Wbiegłem na jezdnię i zamachałem rękami ponad głową. Taksówka zatrzymała się. Podbiegłem do przednich drzwi i zacząłem szarpać za klamkę. Usłyszałem klik elektronicznie otwieranych zamków i po sekundzie byłem w środku.

– Jedź pan!

Taksówkarz nie ruszał. Nie miał zamiaru. Jego ramię wystrzeliło ku mnie z siłą rozpędzonej ciężarówki. Zdążyłem tylko szarpnąć się jak ryba z haczykiem w gardle. Wbił dłoń w mój bok jak w masło. Nie krzyczałem – byłem na to zbyt przerażony.

Silnik warknął; zrozumiałem, że zaczynamy rozwijać prędkość. Odjeżdżamy. Głowa opadła mi na ramię. Poczułem, że tracę przytomność. Nie poddałem się. Kierowca wciąż trzymał rękę w moich bebechach. Wymacałem za sobą klamkę, odchyliłem ją i naparłem całym ciężarem ciała na drzwi. Obraz przed oczyma zawirował, błysnął i nastała ciemność. Moje kości zmierzyły się z betonem. Był to niesprawiedliwy pojedynek.



W szpitalu mój lekarz prowadzący powiedział:

– To szczęście, że pan przeżył.

Mój lekarz prowadzący miał na głowie cesarski bikorn.

2
Podobało mnie się. Nawet mocnowato. Niczego nie wyjaśniasz i dlatego reszta, to moja sprawa. Domyślić się, dopowiedzieć, wymyślić historię zdarzenia. Fajnowate.

:)
"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll

4
Miał szary płaszcz i cesarski bikorn na głowie.


Bikorn no może w XIX wieku, ale chyba nie współcześnie; przynajmniej ja sobie nie potrafię tego wyobrazić.


 Skinął na ognia.


Skinął na ognia? Pierwszy raz coś takiego słyszę chociaż mogę się mylić, ale napisałby to zupełnie inaczej.


Chyba miałem resztki jego oczu na knykciach
.



Resztki jego oczu? Zrozumiałbym, że krew ścieka po jego knykciach, ale resztki jego oczu? Trochę taki mdłe i słabe.


Jego ramię wystrzeliło ku mnie z siłą rozpędzonej ciężarówki.


Ja bym zapisał to raczej tak: Jego ręka ….



Trochę pomarudziłem. No, ale do rzeczy.

Sama fabuła mi się spodobała. Czytelnik sam nie wie o co dokładnie chodzi i sam sobie dopowiada dalszy ciąg historii. Ciekawi są bohaterowie owiani pewną tajemnicą. Autor (czyli ty) nie zagłębia jej i tu znowu pole do popisu ma wyobraźnia czytelnika. Trochę mnie dziwi zachowanie ekspedientek w sklepie, które miały telefon, a nie użyczył go bohaterowi. Tak to wygląda jakby cały świat był przeciwko niemu. No i ten taksówkarz. Kim on do jasnej cholery mógł być? Ciekawe co sobie nasz bohater pomyślał widząc tego lekarza z nałożonym na głowie bikornem :wink: ( chociaż jak pisałem ten bikorn mi trochę nie pasuje).

Zacząłem od plusów to czas na minusy.

Czytało mi się to dość topornie. Następnym minusem jest to, że tekst jest bardzo krótki, chociaż można by rozwinąć ten temat. Z tego też powodu mało można powiedzieć o stylu autora. Niektóre zwroty są jak dla mnie bezsensowne.

Nie jest źle, ale mogło być lepiej :wink:.



Pozdrawiam

Kat

5
Nazywam się Zuz. Teraz zweryfikuję Twój tekst, ha ha ha! <śmieje się złowieszczo, aż gasną gwiazdy odbite w oczach martwych dziewic>.



1/ Tytuł: Parafren

rozumiem, że źródłosłowem do niego jest wyraz: parafrenia, czyli choroba psychiczna w której występują urojenia i omamy.

Skąd skrót i jaki jego cel?

Tytuł jest dobry, krótki, nietypowy, zaciekawiający, ale użyto słowa, którego przeciętny Czytelnik nie zrozumie. Przydałoby się dać przypis końcowy.

2/
Miał szary płaszcz i cesarski bikorn na głowie.
Miodzio, o takie szczegóły się bijemy w literaturze. Wariackie i intrygujące. Anegdotyczne. Metaforyczne. Deliryczne. Psychiatryczne.

Jestem na duże tak.

Musi być przypis.

3/
– Czy mógłbym skorzystać z telefonu? – zapytałem.

– Nie mamy telefonu – powiedziała ekspedientka.

– Nie mamy telefonu! – krzyknęła ta z mięsnego.

Ze sklepu dobiegał głośny dźwięk rozdzwonionego telefonu. Nikt nie odbierał.


Świetne zderzenie, dobra scenka. Czytelnik jest zbity z tropu, zdezorientowany, ale już na tropie pewnych podejrzeń. Ponieważ nikt nie odbiera, Czytelnik oblewa się zimnym potem. Niby nic się nie dzieje, a atmosfera gęstnieje.


Szpicel spojrzał w stronę sklepu i sygnał natychmiast umilkł.
Niepotrzebne to zdanie, bo wprowadza wątek magiczny a powinien pozostać przy psychiatrycznym. To jest bardzo płynne przejście ale intuicyjnie czuję, że to zdanie zaburza całą grozę tej sceny, należy je usunąć i zamknąć ją w momencie, w którym Czytelnik zdaje sobie sprawę, że przecież tam ten telefon nie powinien dzwonić.

A on nie tylko dzwoni ale jeszcze nikt go nie odbiera. Dlaczego nie odbiera?

Pojawia się jakieś straszliwe podejrzenie... i na tym musisz stanąć. Z tym podejrzeniem musisz Czytelnika zostawić.



4/
Skinął na ognia.
Może: skinął, chciał ognia.



5/
Chyba miałem resztki jego oczu na knykciach.
Uprawnione, choć wykorzystałabym zakrwiawione, ubrudzone materią ciała ręce do upewnienia Czytelnika, że w sklepie stało się coś, o czym nie mówisz.

Rozumiesz, co się właśnie dzieje? Historia tworzy nowe tropy :)



6/
Podbiegłem do przednich drzwi i zacząłem szarpać za klamkę. Usłyszałem klik elektronicznie otwieranych zamków i po sekundzie byłem w środku.
Ten fragment wytraca impet w tej dynamicznej scenie.

Relacjonujesz zdarzenie poprzez czynności oczywiste, to nuży.



7/
Jego ramię wystrzeliło ku mnie z siłą rozpędzonej ciężarówki.


Matrix! :)

W tym akapicie zdania są za długie. Treść ok, tylko zdynamizuj opowiadanie poprzez krótkie równoważniki zdań, zdania pojedyncze, skondensowane o ile można treściowo - do jednego słowa. To sprawi, że Czytelnik poczuje presję, napięcie, mięśnie same mu się napną podczas czytania.



8/
Moje kości zmierzyły się z betonem.
Nie zmierzyły - to słowo jest za słabe znaczeniowo i emocjonalnie. Tu przydałoby się coś w stylu: zmiadżony, strzaskany, wklepany w asfalt... rozumiesz? :) Chodzi o efekt.



9/ Puenta:
W szpitalu mój lekarz prowadzący powiedział:

– To szczęście, że pan przeżył.

Mój lekarz prowadzący miał na głowie cesarski bikorn.
Powracający motyw. Dobre słowo ostatnie, tu powinien być przypis przy nim.



Ogólnie: całkiem nieźle.

Gratuluję.

Zuz
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek

uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek

Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat

6
Błędów/zgrzytów/usterek/potknięć wymieniać nie będę, zrobiła to już Zuzanna. Zgadzam się z nią we wszystkim.



Podobało mi się. Widać, że tekst ten ma coś w sobie. Dobrze się czyta i nie uważam, by potrzebne było rozwinięcie. Wręcz przeciwnie - taka forma jest dobra, trafia do czytelnika, wydłużenie spowodowałoby to, że tekst zacząłby się wlóc nie wiadomo po co. A tu jest napięcie i nie znika ono nawet po końcówce - tzn, że jest ona dobra.



Pozdrawiam

Patka
Zajrzyj, może znajdziesz tu coś dla siebie

Jak zarobić parę złotych

8
Świetne! Opowiadanie z bardzo dobrym klimatem. Podoba mi się, że nie dajesz żadnej odpowiedzi, że trzymasz wszystko dla siebie - to powoduje, że moja wersja jest właściwa, że widzę to tak jak chciałbym ujrzeć, a do tego moje zakończenie jest najlepsze. Pomysł i konstrukcja opowiadania stoi na bardzo dobrym poziomie. Gorzej natomiast wypada stylistyka: tutaj jest kilka potknięć, które mogłeś ominąć, rozwijając lekko zdania. Wiem, że chciałeś uniknąć powtórzeń i zaimków, nie tracąc przy tym klimatu tajemniczości, ale przez to ani jedno ani drugie nie zostało do końca uzyskane. Nie mniej, pomijając wszystkie błędy, to opowiadanie broni Cię samo :)



Bardzo się podobało!
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.

9
Z całą pewnością przypominam sobie, że pisałam post w tym temacie... a uleciał w nicość. Dziwność.

Opowiadanie świetne. Bardzo dobrze oddaje rzeczywistość widzianą z innej perspektywy.
'ad maiora natus sum'
'Infinita aestimatio est libertatis' HETEROKROMIA IRIDUM

'An Ye Harm None, Do What Ye Will' Wiccan Rede
-------------------------------------------------------
http://g.sheetmusicplus.com/Look-Inside ... 172366.jpg

10
Popieram poprzedników. Bardzo mi się podobało. Stworzyłeś świetny klimat i w niemalże idealny sposób poprowadziłeś akcję - jest napięcie, jest niepokój, jest ciekawa postać, jest osaczony bohater, a jednocześnie nie wiemy właściwie, o co się rozchodzi. Każdy może sam sobie dopowiedzieć.



Podobało mi się także (ogólnie większość rzeczy mi się podobała, ale na tą jakoś mam ochotę zwrócić uwagę ;) ) to, o czym wspomniała już Zuza - pytanie o telefon i później rozdzwoniony aparat. Działa na wyobraźnię. Tak samo jak bikorn, ostatnie zdanie i cała reszta.



Naprawdę świetna robota. Ruszyło mnie.



Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”