25 sekund słabości chochlika
Siedziałam naprzeciw Ciebie, nerwowo przygryzałam wargi i usiłowałam w końcu wypowiedzieć wszystkie słowa. Ale nie mogłam. Nie potrafiłam.
Choć rano miałam jeszcze tak silny zamiar powiedzenia Ci wszystkiego... Od samego początku. Miałeś usłyszeć wszystkie gorzkie słowa, które skrywałam w sercu. Nie bałam się ich wypowiedzieć. Byłam zdecydowana. Teraz albo nigdy! Krzyczałam w myślach, mówiłam o żalach, złości, zawodach, lękach, a przede wszystkim o skrywanym w sercu bólu. Nie byłam taka, oj nie. Nigdy nie lubiłam mówić o bólu. Na atak odpowiadałam atakiem albo odsunięciem się. Nigdy nie usiłowałam prosić, błagać, odkrywać słabości… Ja byłam silna, twarda, pewna, niezniszczalna. Nie lubiłam mówić o tym, co mogłoby to podważyć. Chciałam, żebyś taką mnie postrzegał. Silna, twarda, pewna, niezniszczalna. Ale chciałam jeszcze jednego.. Żebyś zawsze był moim oparciem, w tych rzadkich momentach, kiedy załamywałam się. Żebyś nie pytał, dlaczego, co się stało. Żebyś nie wypominał słabości. Żebyś nie mówił, ze użalam się nad sobą. Pragnęłam tylko, żebyś palcem podniósł moją brodę do góry i odwrócił moją twarz ku sobie. Żebyś spojrzał na mnie, na moje łzy bez zdziwienia. Żebyś przytulił mnie mocno, pewnie, tak bym czuła Twoją siłę. Żebyś podjął za mnie decyzję. Żebym mogła znaleźć w Tobie siłę, oparcie w tych rzadkich momentach, kiedy stawałam się przy Tobie mała, krucha, zagrożona. Twarde poranne postanowienie z każdą godziną stawało się coraz bardziej niepewne. Wciąż okazywałeś mi swoją miłość. Ale we mnie było tyle żalu…
W południe postanowiłam coś innego. Musimy się rozstać. Gdy tak analizowałam wszystko, co miałeś usłyszeć, doszłam tylko do jednego wniosku. Zbyt wiele razy zraniłeś, zbyt wiele razy bolało, zbyt wiele razy musiałam walczyć. Nie chcę dźwigać mężczyzny, z którym spędzę całe życie na barana. Więcej nie zniosę. Tej decyzji byłam pewna długo. Zastanawiałam się tylko jak to powiedzieć. Nie chciałam Cię ranić, w żadnej sytuacji tego nie chciałam. Tylko jak powiedzieć delikatnie takie słowa? Czy to w ogóle możliwe? „Powinniśmy się rozstać”? „Będzie dla nas lepiej, gdy rozstaniemy się”? „Ten związek mnie wypala”? „Więcej nie zniosę”? „Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwszy z kimś innym”? Ale do cholery, do byłoby kłamstwo! A solennie obiecałam sobie, nie Tobie, że nigdy Cię nie okłamię. Nie chciałam żebyś był szczęśliwy z kimkolwiek innym. Chciałam zapisać się w Twoim życiu jako ta jedyna, nawet, jeśli opuściłabym je przedwcześnie. Chciałam mieć Cię na wyłączność… Nie lubiłam się niczym ani nikim dzielić. A Ty byłeś mój. Rzeczy, które były moje albo zostawały moimi na zawsze albo niszczyłam je, gdy nie mogły już więcej należeć do mnie. A ludzie… Z ludźmi było podobnie. Potrafiłam być niewdzięczna, bezwzględna. Nie chciałam Cię niszczyć, chciałam Tobą zawładnąć. W końcu obudziłeś we mnie także bardziej ludzką stronę mojej natury. Kochałam Cię. A kochając Cię, czułam się odpowiedzialna nie tylko za moje uczucie, ale także za to, które w Tobie wzbudziłam. Nie można ot tak pokochać kogoś, rozkochać w sobie, a potem zostawić z ową niespełnioną miłością. Czułam ciężar Twojego uczucia, dla mnie była to naturalna oznaka, choć wielu powiedziałoby, ze to skutki długotrwałego szantażu emocjonalnego.
Przypomniałam sobie sylwestrową noc. Zadałam pytanie, czy paliłeś. Usłyszałam potwierdzenie. Spojrzałam na Ciebie zszokowana, nie takiej spodziewałam się odpowiedzi. Odwróciłam się. Przekroczyłam już próg Sali, gdzie wszyscy tańczyli, gdy poczułam Twoje silne dłonie na mojej talii. Nigdy tego nie robiłeś. Poczułam je po raz pierwszy w tak silnym uścisku. Szkoda, że teraz. Chciałam żebyś właśnie tak mnie zatrzymywał. Potrzebowałam silnej ręki mężczyzny. Ale nie odwróciłam nawet głowy. Krzyknęłam „Nie!”. Poczułam jeszcze mocniejsze szarpnięcie. Odwróciłam twarz i krzyknęłam głośno prosto w Twoją twarz „Zostaw mnie!”. Muzyka ucichła. Przerwała się w magiczny sposób, akurat w chwili, gdy wypowiadałam te słowa. Takie chwile zdarzają się często w życiu. Możemy krzyczeć głośno, ale nikt tego nie usłyszy, a potem wystarczy, że cicho szepniemy, gdy wszyscy zamilkną w najmniej odpowiednim momencie… Wszyscy patrzyli na nas. Przez ułamek sekundy usiłowałeś znaleźć odpowiedzi na trapiące Cię pytania w moich oczach, szarpnęłam się, aby uwolnić się z Twojego uścisku. Przez kolejny ułamek sekundy Twoje dłonie zacisnęły się jeszcze mocniej, syknęłam z bólu, cicho, żebyś nie usłyszał. Puściłeś mnie. Wszystko potoczyło się tak szybko… A zaledwie kilka minut później zeszłam na dół. Spotkałam Cię na drodze. Nie chciałam tego. Weszłam do kuchni, nalałam sobie zimnej wody i zaczęłam ją powoli pić. Poczułam łzy na policzku. I ciepłe dłonie na moim karku. Odwróciłeś mnie i przycisnąłeś do siebie. Łzy zawsze tak na Ciebie działały. Szczególnie moje łzy. Gdy zauważyłeś, że doprowadziłeś mnie już do takiego stanu budziły się w Tobie jakieś wyrzuty sumienia. A ja byłam wtedy już zbyt osłabiona Twoim atakiem, by sama zacząć ranić.
Miałeś przyjść wieczorem o dziewiętnastej. Pogasiłam światła w domu. Zostawiłam tylko kilka lampek. Zaparzyłam herbatę i usiadłam wygodnie w fotelu. Było ciemno, cicho… Pusty dom i ja. Lubiłam te chwile. Uczyły mnie myśleć samotnie, bez poddawania się jakiejkolwiek presji. Jedyną rozpraszającym mnie odgłosem było tykanie zegarka, który równo odmierzał czas. Ale to przecież nie mogło mnie zdekoncentrować, ale regulowało moje myśli. Stawały się systematyczne. Przyczyna, cel, skutek, przyczyna, cel, skutek, przyczyna, cel, skutek i znowu przyczyna, cel, skutek. Te, które nie miały związku z ciągiem myśli, starałam się je odrzucać. Nastawić mój umysł na jeden kierunek. Jedno uderzenie jedna myśl. Była godzina osiemnasta minut pięćdziesiąt dziewięć sekund trzydzieści pięć.
Tyle ran.
Które zostały zadane za nic.
Nieświadomie?
Sennie mi.
Och, jeszcze chwila.
Zawsze jest punktualny.
W przeciwieństwie do mnie.
Kocha wiernie.
Ale nie kocha spokojnie.
Jest nierówny
Szarpie, zostawia rany, radość, ale nie spokój.
Nie pragnę entuzjasty.
Pożądam pogodności.
Mogę obiecywać sobie, ze będzie dobrze.
Ale nie będzie.
Chcę mu pomóc..
Ale nie mogę.
Łatwo jest pomóc, gdy może potem wyjść do swojego życia i zamknąć się tam na klucz.
Gorzej, gdy potem wracamy do swojego życia, a tam spotykamy osobę, której pomagaliśmy, bo jest częścią naszego życia. Wtedy nie ma klucza, zamka, który rozdzieliłby nas, którego mogłabym użyć, uciekając od Ciebie.
Czy jestem sprawiedliwa?
Czy potrafię to skończyć?
Tylko, dlaczego przestaje dopiero, gdy doprowadzi mnie do łez?
Nie chcę.
Nie poradzę sobie bez niego.
Jestem silna.
O dziewiętnastej usłyszałam dzwonek. Moje serce zaczęło nerwowo bić. Sięgam za klamkę, naciskam ją i myślę „Pora skończyć ten związek”. Otwieram drzwi, jednocześnie uchylam usta, by od razu wypowiedzieć te słowa. Patrzę na Ciebie. Moje wargi momentalnie zaciskają się. Widzę oczy, w których widać moje przerażenie, oczy, przed którymi nic nie ukryję, oczy, które znają każdą moją myśl na wylot … i kochają mnie taką, jaką jestem. Chwyciłam Twoją dłoń i zaprowadziłam Cię do mojego pokoju. Stałeś przede mną. Duży. Tego nie da się inaczej określić. Byłeś po prostu duży. Stałeś przede mną duży, patrzyłeś pusto, Twoje rysy twarzy ściągnęły się… Usiłowałeś być opanowany, gdyż tylko o to Cię prosiłam i tylko tego wymagałam przed tą rozmową, ale zdradzały Cię spięte mięśnie. Ja stałam przed Tobą. Mała, twarda, krucha, zniszczalna, niezniszczalna… Nie wiedziałam już, kim jestem. W tym momencie wystarczyłoby, ze wyciągnąłbyś dłoń i popchnął jednym palcem, a upadłabym. Tak. Mogłeś mnie zniszczyć.
Byłam jak kot. Niewinny, miękki i ciepły, ale momentalnie prężyłam ciało i przygotowywałam się do skoku. Oj, miałam pazury. Sam o mnie mówiłeś, że chce Ci się śmiać, gdy jesteśmy razem u znajomych i widzisz nasze odbicie w lustrze. Stoję wtedy przytulona do Ciebie. Wydaję się być niewinna, mała, drobna, sympatyczna. Ale wiesz, jakim potrafię być chochlikiem. Dokładnie nikim innym tylko chochlikiem. Który rani, ironizuje, złości się. Na wszystkich zdjęciach, na których jesteśmy razem, osoby trzecie mogę dostrzec tylko piękną, radosną parę. Mnie najczęściej postrzegają jako sympatyczną dziewczynę. Tylko nieliczni, wiedzą jak głęboko moje pazury mogą zagłębić się w ich ciele, pozostawiając trwałe rany.
Przytuliłam się do Ciebie. Oparłam brodę na Twoim ramieniu, przez chwilę ciężko oddychając. Twoje dłonie niedbale objęły mnie w talii, tak jakby ktoś dał Ci pluszowego misia do zdjęcia. Objąłeś mnie tylko po to, bym nie upadła. Wiedziałeś, w jakim stanie jestem, choć jeszcze nie padło ani jedno słowo. Czułeś, że możesz mnie stracić. Ale nie złapałeś mnie silnym i pewnym uściskiem…
Po chwili siedziałam już obok Ciebie. Tak jak na ogół. Lubiłam sadzać Cię na moim łóżku. Ty siadałeś normalnie, głowę opierając o ścianę. Ja z kolei siadałam twarzą do Ciebie, po turecku. Tak śmialiśmy się razem, rozmawialiśmy, czasami, choć poddawałam się temu niechętnie udawało Ci się wytworzyć specyficzną atmosferę i wzbudzić we mnie lęk. Chociażby wtedy, gdy opowiadałam Ci w końcu o moich problemach. Chyba miałeś żal, że robiłam to tak sporadycznie... Wtedy pozwalałam się pogłaskać, pocałować, pozwalałam, żebyś poczuł, że jestem tą słabszą. Na co dzień chciałam być dla Ciebie równym partnerem. Nawet nie partnerką, tylko właśnie partnerem. Kimś idealnym do wzajemnej rywalizacji, kimś, komu nie trzeba pomagać. Wiem. Wiem. Wcześniej mówiłam cos innego. Ale tak jak powiedziałam: nie chciałam dźwigać Cię na barana, tylko chciałam iść z Tobą przez życie ramię w ramię. A tych rzadkich momentach, kiedy moja głowa bezwładnie opadała na Twoje ramię, kiedy na Twojej bluzie pojawiały się mokre, słone plamy, kiedy cicho szeptałam o problemach, chciałam być dla Ciebie kobietą, co więcej bezbronną kobietą. Patrzyłeś na mnie. Zaczęłam mówić… o tym, jaka się czuję, o tym, czego chcę. Unikałam jak zwykle opowiadania o tym, co boli. Wolałam nazwać to rzeczami, których nie masz prawa więcej zrobić. To brzmiało silniej, dodawało mi odwagi. Poruszałam kolejne kwestie, mówiłam o kolejnych sprawach. W pewnym momencie mój głos zadrżał, zaczęłam nerwowo przygryzać wargi. Spojrzałam na Ciebie. Byłam pewna, ze moje oczy muszą krzyczeć „Teraz! Teraz! Zrób coś!”. Ale Ty nawet nie patrzyłeś na mnie. Zauważyłeś tylko, że przestałam mówić, co potraktowałeś chyba z ulgą i odwróciłeś głowę w moja stronę. Schyliłam się i położyłam głowę na Twojej klatce piersiowej. Czekałam na Twój ruch. Był tak ważny, mógł zmienić wszystko, zniszczyć, naprawić. Wszystko zależało tylko i wyłącznie od Ciebie. Poczułam jak Twoje dłonie układają moje włosy.. Powiedziałeś „Zostańmy przyjaciółmi”. W zwolnionym tempie uniosłam głowę do góry. Spojrzałam przelotnie na Ciebie, nie patrzyłeś na mnie. Czułam jak znowu zagryzam wargi, w takich sytuacjach mogło to oznaczać tylko zapowiedź łez. Zbyt dobrze znałam siebie, na ogół lepiej niż chciałabym tego. Nie chciałam żebyś zauważył słone krople na skórze, unikałam Twojego spojrzenia. Musiałeś usłyszeć moje wzdychanie. Po sekundzie odwróciłam się. Nadal patrzyłeś w podłogę. A ja byłam przerażona. Zamierzałam wypowiedzieć te słowa nie raz. Zamierzałam powiedzieć to i w tym momencie, ale ubiegłeś mnie. Usłyszałam coś, czego nigdy nie chciałam słyszeć, czego nigdy nie spodziewałam się. W każdym scenariuszu w mojej głowie to ja kończyłam tą znajomość, Ty – nigdy. Gdy myślałam o naszym końcu, twierdziłam, krótki ból, szybko zapomnę, z Tobą będzie gorzej. Kiedy stanęłam w końcu przed ta sytuacją, nie wiedziałam, co będzie dalej. Patrzyłam w przyszłość i widziałam tylko Twoją twarz z nakreślonym na niej dużym wyraźnym czerwonym krzyżykiem. A dalej? Dalej było ciemno, szaro, dziwnie. Myśląc o moim życiu dzieliłam je na dwie części, tą przed poznaniem Ciebie i po poznaniu Ciebie. Pierwsza była moją przeszłością, drugą naszą wspólną przeszłością, teraźniejszością i przyszłością. Od tego momentu nie było „mojej” teraźniejszości, „mojej” przyszłości. Wszystko było nasze, wspólne. A teraz byłeś mi już zabroniony. Przerażenie. Wreszcie dotarło do mnie, co przez ten czas chciałam zrobić. A raczej to, czego nigdy nie chciałam! Nie, nie potrafiłam, nie chciałam, nie mogłam zaczynać trzeciej części. Irracjonalnie wręcz oparłam się o Twoje ramię. Irracjonalnie szukałam w nim ochrony przed tym, czego tak bardzo nie chciałam, czego tak bardzo się bałam. Choć to właśnie Ty tak bardzo mnie zraniłeś i Ty zamierzałeś zrobić to, co było każdym calu przeciw mnie, lgnęłam do nikogo innego, tylko do Ciebie.. A może chciałam stworzyć dla nas ostatnie wspólne wspomnienie. Zawsze mówiłeś, że bardzo lubię tworzyć scenariusze i wprowadzać odpowiednie sceny do mojego życia. Miałeś rację, uwielbiałam tworzyć sobie piękne życie z wyreżyserowanymi scenami. Nawet nie wiesz, jak często manipulowałam własnym losem…Pewnie było więcej powodów, dla których przywarłam do Ciebie. Ale myślałam tak szybko, dynamicznie, że nie sposób tego teraz odtworzyć… Pamiętam tylko, gdy Twoje dłonie sprawnie ułożyły mnie w swoich ramionach, odgarnęły zagubione kosmyki włosów, zacząłeś mnie kołysać i szeptać, że mnie kochasz… Byłam tak słaba jak jeszcze nigdy dotąd. Jednak po raz pierwszy czułam się przy Tobie tak bezpieczna.
2
Klimaciarstwo. Zarzucam Ci coś, co kiedyś zarzucono i mi, teraz wiem, że jest ono złe. Krótkie zdania, wyliczenia, jednym może się to podobać, innym niekoniecznie. Zapachniało blogiem. Nie rozumiem frg. gdzie zmieniasz zapis. Wcześniej pytania zadawane były po przecinku, i to o podobnym wydźwięku, a tu nagle zmiana. Bądźmy konsekwentni.
Piszesz o czymś, co przeżywa wiele kobiet, prawdopodobnie zapisujesz własne myśli, a to nadaje się bardziej na blog. Taki tekst nie porwie, najwyżej wiele nastolatek utożsami się z bohaterką. Studium psychologicznym tego nazwać nie można.
Popracuj nad interpunkcją. Gdzieniegdzie migneły mi literówki, wielka litera zamiast małej i tym podobne, drobne błędy.
Pozdrawiam,
Dźibril
Piszesz o czymś, co przeżywa wiele kobiet, prawdopodobnie zapisujesz własne myśli, a to nadaje się bardziej na blog. Taki tekst nie porwie, najwyżej wiele nastolatek utożsami się z bohaterką. Studium psychologicznym tego nazwać nie można.
Popracuj nad interpunkcją. Gdzieniegdzie migneły mi literówki, wielka litera zamiast małej i tym podobne, drobne błędy.
Pozdrawiam,
Dźibril
Heaven can wait...
3
Formalnie tekst bardzo dobry, dobrze podany itd.
Ale nie podobało mi się, bo jest przegadane i zatrąca takim... nie wiem jak to nazwać...
Może tak:
1/ przydałoby się to opowiedzieć bardziej akcją, z dialogami itd a nie suchą relacją: powiedziałeś, zapytałam, złapałeś mnie, byłeś duży, marzyłam, chciałam...
Jako Czytelnik straszliwie się znużyłam tymi opisami.
2/ za dużo opisów czynności i przymiotników przypominających tanie romanse dla kobiet (coś a la Barbara Cartland).
Przykład:
Patrz, ile napisałaś czasowników - czyli plus - bo czasowniki oznaczają ruch, działanie, akcję a jednocześnie czytając ten tekst ziewam z nudów. Dlaczego?
3/ Płaska, egzaltowana, infantylnie neurotyczna bohaterka, bohater w ogóle nijaki jakiś. Serio, na jego miejscu już dawno uciekłabym od takiej baby, gdzie pieprz rośnie. Bez urazy.
To jest taka trudna sytuacja, gdy czuję, że Autor/ka wywala mi jakieś wewnętrzne sprawy (a ja lubię podglądać cudze życie i emocje
i chętnie takie teksty czytam) i napisane nawet sprawnie na poziomie ortografii, stylistyki - ale, no... nie ma tego czegoś.
Zastanawiam się, co Ci powiedzieć, w jakim kierunku idziesz i tak sobie myślę, że gdybyś wyżej wspomnianą Cartland chciała naśladować - to na to są czytelnicy. Trochę dramaturgii, trochę tzw glamuru
z bajki dla dorosłych pań, szczypta erotyki i w okładki.
Zuz
Ale nie podobało mi się, bo jest przegadane i zatrąca takim... nie wiem jak to nazwać...
Może tak:
1/ przydałoby się to opowiedzieć bardziej akcją, z dialogami itd a nie suchą relacją: powiedziałeś, zapytałam, złapałeś mnie, byłeś duży, marzyłam, chciałam...
Jako Czytelnik straszliwie się znużyłam tymi opisami.
2/ za dużo opisów czynności i przymiotników przypominających tanie romanse dla kobiet (coś a la Barbara Cartland).
Przykład:
Czułam jak znowu zagryzam wargi, w takich sytuacjach mogło to oznaczać tylko zapowiedź łez. Zbyt dobrze znałam siebie, na ogół lepiej niż chciałabym tego. Nie chciałam żebyś zauważył słone krople na skórze, unikałam Twojego spojrzenia. Musiałeś usłyszeć moje wzdychanie. Po sekundzie odwróciłam się. Nadal patrzyłeś w podłogę. A ja byłam przerażona. Zamierzałam wypowiedzieć te słowa nie raz. Zamierzałam powiedzieć to i w tym momencie, ale ubiegłeś mnie. Usłyszałam coś, czego nigdy nie chciałam słyszeć, czego nigdy nie spodziewałam się.
Patrz, ile napisałaś czasowników - czyli plus - bo czasowniki oznaczają ruch, działanie, akcję a jednocześnie czytając ten tekst ziewam z nudów. Dlaczego?
3/ Płaska, egzaltowana, infantylnie neurotyczna bohaterka, bohater w ogóle nijaki jakiś. Serio, na jego miejscu już dawno uciekłabym od takiej baby, gdzie pieprz rośnie. Bez urazy.
To jest taka trudna sytuacja, gdy czuję, że Autor/ka wywala mi jakieś wewnętrzne sprawy (a ja lubię podglądać cudze życie i emocje

Zastanawiam się, co Ci powiedzieć, w jakim kierunku idziesz i tak sobie myślę, że gdybyś wyżej wspomnianą Cartland chciała naśladować - to na to są czytelnicy. Trochę dramaturgii, trochę tzw glamuru

Zuz
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek
uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek
Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat
uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek
Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat
4
Duża litera przy "ci i ciebie" zbędna. Za dużo tego "wszystkiego". Zrezygnowałbym z dwóch i jednego "słowa". Po prostu zbędne powtórzenia.Siedziałam naprzeciw Ciebie, nerwowo przygryzałam wargi i usiłowałam w końcu wypowiedzieć wszystkie słowa. Ale nie mogłam. Nie potrafiłam.
Choć rano miałam jeszcze tak silny zamiar powiedzenia Ci wszystkiego... Od samego początku. Miałeś usłyszeć wszystkie gorzkie słowa, które skrywałam w sercu
Według mnie, pewnie wiele osób się nie zgodzi, zbędne powtórzenie treści. W zbyt małej odległości. Nie zdążyłem zapomnieć wcześniejszego, a już przypomnienie. Miało podkreślić te słowa, ale w pewnym stopniu wyszło raczej drażniąco.Ja byłam silna, twarda, pewna, niezniszczalna. Nie lubiłam mówić o tym, co mogłoby to podważyć. Chciałam, żebyś taką mnie postrzegał. Silna, twarda, pewna, niezniszczalna.
Rzeczywiście, sporo krótkich zdań u Ciebie. Przez to czyta się tekst jak serię z karabinu maszynowego. Czasem pojawi się dłuższe zdanie i pojawia się myśl: zaciął się?
Nie wiem, co rzec o samej treści. Nie należy do moich "koników", więc nie mam żadnych głębszych przemyśleń.
Po to upadamy żeby powstać.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
5
Mac_Abra pisze:usiłowałam w końcu wypowiedzieć wszystkie słowa.
"w końcu" w sąsiedztwie "usiłowałam", które jest czasownikiem przeszłym niedokonanych, jest (chyba) błędne, może być: "postanowiłam w końcu", ale nie tak jak piszesz, bo jedno jest przez wiele, drugie na raz.
W ogóle całe zdanie:
Mac_Abra pisze:Siedziałam naprzeciw Ciebie, nerwowo przygryzałam wargi i usiłowałam w końcu wypowiedzieć wszystkie słowa.
jest mocno nieporadne, po pierwsze zaimek z dużej, czego być nie powinno, bo nie piszesz do konkretnej osoby, po drugie "i" jest złym tutaj spójnikiem, po trzecie: "wszystkie słowa"? Trochę jej się zejdzie...

Mac_Abra pisze:Ale nie mogłam. Nie potrafiłam.
najzwyklejsze dopowiedzenie, i zupełnie niepotrzebne, najlepiej po prostu napisać: "Ale nie porafiłam" i w tym tkwi, że nie mogła. Po co dopowiadać bez sensu?
tak silny zamiar
głupia podpórka, chodzi mi oczywiście o "tak", nie uznaję tego słowa, gdy nie jest zaprzeczeniem "nie" albo nie ma rozwinięcia, np.: "był tak silny, że wyrywał drzewa z korzeniami".
Mac_Abra pisze:Nie bałam się ich wypowiedzieć
brzmi, jakby bohaterka wypowiedziała te słowa, a przecież tak nie jest, ona w pewnym momencie poczuła, że chce bardzo to zrobić.
Mac_Abra pisze:Choć rano miałam jeszcze tak silny zamiar powiedzenia Ci wszystkiego... Od samego początku. Miałeś usłyszeć wszystkie gorzkie słowa, które skrywałam w sercu. Nie bałam się ich wypowiedzieć. Byłam zdecydowana. Teraz albo nigdy! Krzyczałam w myślach, mówiłam o żalach, złości, zawodach, lękach, a przede wszystkim o skrywanym w sercu bólu. Nie byłam taka, oj nie. Nigdy nie lubiłam mówić o bólu. Na atak odpowiadałam atakiem albo odsunięciem się. Nigdy nie usiłowałam prosić, błagać, odkrywać słabości… Ja byłam silna, twarda, pewna, niezniszczalna. Nie lubiłam mówić o tym, co mogłoby to podważyć. Chciałam, żebyś taką mnie postrzegał. Silna, twarda, pewna, niezniszczalna
już się nie czepiam powtórzenia treści, wspomniał o nim Weber, ja o czymś innym. A mianowicie: zaczynasz drugi akapit tym, że bohaterka miała silny zamiar kiedyś tam powiedzieć Jemu te gorzkie słowa. No i piszesz, że jest zdecydowana, nie boi się i nagle, ni stąd ni zowąd przechodzić do czegoś innego, do tego, że ona jest silna, twarda, nie lubi mówić o bólu. To tak jakby napisać:
"Pogoda jest ładna. Jest słonecznie, na niebie nie widać żadnej chmurki. Ptaszki śpiewają wesoło na drzewach, które niedługo zostaną wycięte. Tak, drwal jest moim wujkiem."
Przesadzam z tym przykładem, oczywiście, ale chciałam pokazać, że zbytnio się śpieszysz i przez to nie kończysz zaczętej myśli. I to tak dziwnie wygląda, no...
A po drugie nie potrafię sobie wyobrazić twardej, silnej osoby, która na atak reaguje odsunięciem. Gryzie mi się to ze sobą.
jednego..
jedna albo dwie kropki, zdecydowanie bardziej polecam pierwszą wersję
Mac_Abra pisze:Żebyś zawsze był moim oparciem, w tych rzadkich momentach, kiedy załamywałam się
źle konstruktywnie zdanie, powinno być na końcu: "kiedy załamuję się". Ona prosi go o coś, co ma być.
Mac_Abra pisze:Żebyś zawsze był moim oparciem, w tych rzadkich momentach, kiedy załamywałam się. Żebyś nie pytał, dlaczego, co się stało. Żebyś nie wypominał słabości. Żebyś nie mówił, ze użalam się nad sobą. Pragnęłam tylko, żebyś palcem podniósł moją brodę do góry i odwrócił moją twarz ku sobie. Żebyś spojrzał na mnie, na moje łzy bez zdziwienia. Żebyś przytulił mnie mocno, pewnie, tak bym czuła Twoją siłę. Żebyś podjął za mnie decyzję. Żebym mogła znaleźć w Tobie siłę, oparcie
te powtórzenia pewnie miały czemuś służyć - nie widzę czemu - jednak spowodowały one u mnie irytację. Ile można "żebować" i w ogole zaczynać tym samym wyrazem zdań? To nawet niepotrzebne marnowanie klawiatury. Tyle próśb można jakoś połączyć, niektóre nawet wywalić, a tak jak jest to wygląda na bardzo dużo i za cholewkę wszystkie zapamiętać.
I tym bardziej śmieszy sformułowanie: "Pragnęłam tylko". Hm... nie sądzę, żeby "tylko"
Mac_Abra pisze:Twarde poranne postanowienie z każdą godziną stawało się coraz bardziej niepewne. Wciąż okazywałeś mi swoją miłość
strzelasz tym ni z gruchy, ni z pietruchy, powinnaś dać w tym miejscu Enter, zacząć nowy akapit
"twarde poranne postanowie" - no ja rozumiem, że "poranne", ale żeby "twarde postanowienie"? Wiem, o co chodzi, ale złe określenie.
Mac_Abra pisze:Nie chcę dźwigać mężczyzny, z którym spędzę całe życie na barana
mocno nielogicznie, część przed przecinkiem nie łączy się w sensowny sposób z częścią po nim. To tak jakby powiedzieć: "Nie chcę iść do Anki, która do mnie przyjdzie."
Mac_Abra pisze:Rzeczy, które były moje albo zostawały moimi na zawsze albo niszczyłam je, gdy nie mogły już więcej należeć do mnie.
ile to może zmienić zwykły przecinek, zapomniany przez autora! Początkowo nie miałam pojęcia, occh, myślałam, ze autorowi coś się pomyliło, że zdanie jest źle skonstruowane. A tu nie - brakuje dwóch przecinków, przed obydwoma "albo"
Później masz literówkę: "ze" zamiast poprawnie "że". A dalej jeszcze piszesz "Sali", tzn że z wielkiej litery, po części rozumiem, skąd to, bo mi też edytor zmienia "sali" na "Sali". Ale trzeba uważać i poprawiać.
Mac_Abra pisze:Możemy krzyczeć głośno, ale nikt tego nie usłyszy, a potem wystarczy, że cicho szepniemy, gdy wszyscy zamilkną w najmniej odpowiednim momencie…
ech... No wiem, co powiedzieć, a dobra powiem wprost - daruj sobie takie pojedyncze wstawki, które mają zamiar pouczyć/uświadomić/ogolnie wypowiedzieć jakąś prawdę życiową, mądrość
Mac_Abra pisze:Te, które nie miały związku z ciągiem myśli, starałam się je odrzucać
zbędny zaimek "je"
Rozumiem, że utwór wierszowany jest twój. Cóż, do dobrych on nie należy, choć nie dziwi mnie jego forma.
Mac_Abra pisze:O dziewiętnastej usłyszałam dzwonek. Moje serce zaczęło nerwowo bić. Sięgam za klamkę, naciskam ją i myślę „Pora skończyć ten związek”. Otwieram drzwi, jednocześnie
zmieniasz czas niepotrzebnie, najpierw jest przyszły, później teraźniejszy, trzeba ujednolicić
Mac_Abra pisze:Wydaję się być niewinna
bez "być" - to nie angielski
Mac_Abra pisze:Byłam jak kot. Niewinny, miękki i ciepły, ale
po pierwsze, raczej "niewinna, miękka, ciepła", bo to ona, a nie on, a po drugie, jak kot może być miękki i ciepły?
Dalej nie mam siły cytować, dodam tylko, że dwa razy jeszcze pojawiła się literowka "ze-że" i chyba "sa-są" i brak spacji.
Tak naprawdę mogłabym zacytować większość zdań i napisać: "złe/okropne/klimaciarskie" itp. Ale że to by było męczące, to nie robię tego. Jest źle, tzn tekst ten nie jest dobry.
Klimaciarstwo. Niestety, ale nie jest to nic dobrego. Klimaciartswo uzyskuje się przede wszystkim przez powtórzenia, nierzadko treści, a także banalne zwroty, banalne przedstawienie uczuć. Tu tak jest. Nic forma nowego nie robisz, co zdanie, to chce się rzucić tekst w kąt i jak najszybciej zapomnieć.
Warsztatowo również kuleje, błędy na poziomie podstawówki przewijają się przez cały tekst.
Co gorsza często zdarza ci sie odejść od myśli i zacząć inną, niewiadomo, po co. Np. ten fragment o tym, że bohaterka jest chochlikiem. Chciałaś coś przekazać czytelnikowi, i fajnie, tyle że powinno to być zdecydowanie krótsze i nie przerywać główej akcji tekstu! Co byś czuła, gdyby nagle w tekście o robocie zaczęto mówić o górach?
Po następne - pomysł. Jedyna, co mi się w nim podoba, to moment, w którym on chce z nią zerwać - tekst powinien się na tym momencie zakończyć, reszta to dopowiedzenia, głupie, rzecz jasna. Podoba mi się, bo w pewnien sposób zaskakuje, bo raczej nikt się spodziewał, że to on chce z nią skończyć. Reszta jednak pomysłu na minus. Banał banalność banalnianą rózgą pogania. Nie wiadomo, który to z kolei tekst, który mówi o miłości i postanowieniu rozstania się z ukochaną osobą, ale na pewno jest to sporej wielkości liczba. Zbyt wielkiej, by wciąż dawać czytelnikom teksty o takim pomyśle.
Tekst jest też mocno naiwny, ma wzbudzać uczucia, no i wzbudza, tylko że w nie taki sposób, jaki każdy sobie życzy. Bohaterka nie należy, niestety, do osób, z którymi chciałam się zaprzyjaźnić. Mówi, że jest twarda, silna, a wciąż miałam wrażenie, że z tekstu przemawia malutka, krucha osóbka, bo łamie się po byle niepowodzeniu. Wszystko strasznie przeżywa, ty to opisujesz, jakby zawsze ktoś umarł z jej rodziny albo inna tragedia sie wydarzyła.
Dobrze, kończę. Na koniec daję radę, by uważać na powtórzenia.
Pozdrawiam
Patka