Witam,
chcialbym dac do sprawdzenia tekst, ktory napisalem rok temu. Poprawilem tylko bledy ortograficzne (jak chocby spowrotem :-/), powtorzenia itp. zostawilem. To tekst pokonkursowy.
Zapraszam do lektury ;-)
Gdyby ktoś oglądał teraz drogę łączącą wieś Psi Ogon z cywilizowanym światem, z pewnością zdziwiłby się widząc łowcę czarownic. Nie z powodu samego łowcy, gdyż Amadeusz nie wyróżniał się z wyglądu niczym szczególnym - zwykły mężczyzna w standardowym mundurze swojego zawodu. Rzecz w tym, że chyba nikt nie ma ochoty na spacer w samym środku nocy. A on najwidoczniej miał. Poza tym, kto w ogóle oglądałby o tej porze jakąś ścieżkę na skraju cywilizowanego świata?
- No akurat teraz musiała sobie wybrać moment - rzekł do siebie ze zdenerwowaniem. - W samym środku nocy, bo jakżeby inaczej! Wyć jej się, cholera, zachciało - ze złością kopnął kamyk leżący na drodze. Był zły i niewyspany, a w dodatku miał kaca.
A wszystko zaczęło się zaledwie godzinę temu, w chacie na skraju wsi...
Amadeusz leniwie otworzył oczy. Ktoś natrętnie uderzał w jego drzwi, jak gdyby chciał wyżyć się na dębowym drewnie za wszystkie smutne lata dzieciństwa. A może to tylko jego mózg dawał mu nauczkę za jego wieczorne pijaństwo?
Łowca czarownic podrapał się flegmatycznie za uchem i dla pewności sprawdził małym palcem zawartość nosa. Bez zmian. Nie licząc uderzeń, wokół panowała niemal całkowita cisza.
Odczekał jeszcze kilka chwil, aby upewnić się, że to nie wytwór jego własnej wyobraźni. Gdy stukanie nadal nie ustawało, Amadeusz wylewnie skomentował zachowanie osoby, która właśnie dobijała się do jego domu o tej porze. Następnie wstał i kołysząc się lekko, ruszył ku drzwiom. Po drodze, dla pewności, zdjął z półki kuszę i, naładowawszy ją wcześniej, powoli nacisnął klamkę.
- Czego? - rzucił niedbale, opuszczając broń. W progu stała niewielka grupka mieszkańców tutejszej wioski. Amadeusz przewrócił oczami, w myślach przeklinając dzień w którym zgodził się na tę robotę. Wioskowi idioci, pewnie znów mają problem i oczywiście musieli z nim przyjść do niego.
- Światobieżu, no, mamy problem.
Czasami żałował że był taki przewidujący. Tym bardziej, że przewidywanie rzeczy ważnych, na przykład jak bardzo będzie go bolała głowa o poranku, po trzech kuflach Wyziewu Trolla, przychodziło mu o wiele trudniej. Szczególnie wtedy, gdy próbował przewidzieć to tuż po spożyciu alkoholu.
Światobież - to był jego pseudonim zawodowy. Jeżeli chodziło o nazewnictwo, nigdy nie był zbytnio kreatywny.
- To chyba jasne, że macie problem. Inaczej nie przyszlibyście do mnie.
- Żem wam mówił, że to mędrzec! - krzyknął do reszty rudowłosy chłopak o króliczych zębach - Na pewno nam pomoże!
Amadeusz, jak każdy człowiek, miał chwile załamania nerwowego i wydawało się, że taki moment właśnie nadszedł.
Wybór tej wioski na swoje stałe miejsce zamieszkania był oczywisty. Nie mógł za to winić siebie, gdyż tylko Psi Ogon nie miał stałego łowcy czarownic. A jednak jego mieszkańcy zbyt często gubili inteligencję w kieszeniach starych spodni.
I dlatego też jego stan psychiczny był daleki od normalnego. Jednocześnie miesiące doświadczeń i badań nad tymi mało rozwiniętymi istotami pozwoliły mu na wyrobienie sobie swego rodzaju cierpliwości dla ludzkiej głupoty. I tylko dlatego jeszcze nie oszalał.
- Mówcie, o co chodzi, jest środek nocy - rzekł z roztargnieniem Amadeusz. Starał się jak najszybciej rozwiązać problem. W myślach błagał niebiosa, aby chodziło tylko o wyimaginowane diabelskie kurczaki, które rzekomo co noc nawiedzały fermę starego Huberta. Ostatnim razem zalecił zrobić staremu farmerowi lewatywę. Oczywiście pomogło, gdyż stary już nigdy więcej na nic się nie skarżył.
- No więc Światobieżu... No żem musze to powidzić! - rzekł z rozpaczą w głosie stojący najbliżej mężczyzna. Amadeusz, pomimo bólu głowy stwierdził, że facet ma na imię Czesław. - Chodzi o... Banshee! - rzekł prawie szeptem. Na sam dźwięk tego słowa reszta mężczyzn zatkała sobie uszy, a na ich twarzach wymalował się strach. Amadeusz jeszcze nigdy nie miał z żadną do czynienia, choć wiele o nich słyszał. Banshee, duch kobiety, który swym krzykiem zabijał śmiertelników. A jednak, pomimo braku zagrożenia, bali się jej jak ognia. To się nazywa autorytet.
- Dobrze więc. A gdzie jest ta wasza Ban... krzykliwa dama? - zapytał Amadeusz ze znudzeniem opierając się o framugę. Pytanie to było właściwie zbędne, gdyż domyślał się, gdzie może ją spotkać. A jednak mimo wszystko kodeks nakazywał, aby zapytać. Trzymał się kodeksu, gdyż w wielu momentach nie poradziłby sobie bez niego.
- A więc ludzie mówiom - zaczął czarnowłosy mężczyzna, przestępując z nogi na nogę. Nerwowo spojrzał na resztę, poszukując w nich oparcia, lecz nikt nie kwapił się do zdradzenia miejsca jej pobytu.
- Na bognoch siedzi poczwara! Na Księżycowej Polanie! - krzyknął chłopak o króliczych zębach, po czym zamilkł zgromiony spojrzeniami starszych.
- No to idę ją załatwić - odparł Amadeusz. Nie chcąc tracić ani chwili, zarzucił kuszę na ramię i już chciał wyjść z chaty, lecz zatrzymał się pod spojrzeniami grupki mieszkańców. Coś było nie tak, nawet tacy idioci jak oni to widzieli. Szybko odtworzył ciąg wydarzeń od momentu, gdy wstał z łóżka, aż do teraz.
- Cholera, zapomniałem się ubrać!
Amadeusz szybko maszerował ścieżką, a jego stopy w równym tempie uderzały o ziemię. Zamyślony, podążał w kierunku bagien u podnóża wioski, i nawet się nie zorientował, gdy jego buty zagłębiły się w grząskiej substancji.
- Cholera jasna! - krzyknął łowca na całe gardło, patrząc pod nogi - Smocze łajno!
Stał na brzegu małego krateru po kostki w świeżych, smoczych odchodach.
- Ludzie myślą, że jak taka wielka krowa się nażre, to potem się nie załatwia. Nauczcie się sprzątać po swoich zwierzakach, co?! - ryknął na cały głos, chcąc oznajmić to wszystkim jeźdźcom smoków w okolicy. Następnie szarpnął na próbę prawą nogą próbując wydostać ją razem z butem. Bezskutecznie. Mamrocząc pod nosem przekleństwa powoli wysunął nogi z butów i stojąc na palcach wyskoczył z wilgotnej pułapki. Choć udało mu się wydostać, wyglądało na to, że dalszą drogę będzie musiał przebyć boso.
Gdy tylko znów stanął twardo na ziemi, wysunął z kieszeni małą książkę, zatytułowaną "Czary i Klątwy dla opornych", i zaczął nerwowo ją kartkować. Gdy tylko znalazł to, czego szukał, jedną ręką chwycił tom za grzbiet, a drugą wzniósł do góry.
- Przeklinam cię istoto - zaczął recytować inkantację - Ty, któraś zostawiła tutaj dorobek swojej ciężkiej pracy. Niech dopadnie cię choroba straszna, zwąca się zatwardzeniem, tak, abyś błagała niebiosa o ustąpienie klątwy i chęć na załatwienie się! I nikt, ani nic nie pomoże Ci aż do pełni księżyca, Hagred Mrestis am Noet!
Gdy tylko skończył wymawiać zaklęcie, schował książkę z powrotem do kieszeni i ruszył w dalszą drugą.
Stękając za każdym razem gdy stawał na jakimś kamieniu, łowca czarownic Amadeusz podążał na spotkanie Banshee. Niczym bomba zegarowa napędzająca się z każdą chwilą, kroczył ścieżką gotowy wybuchnąć przy pierwszej lepszej okazji.
Wolno, aczkolwiek konsekwentnie, zbliżał się do celu swej wędrówki. Po kilku minutach zboczył ze ścieżki i wkroczył na teren bagien jednocześnie przyspieszając kroku. Choć jego gołe stopy zagłębiały się w grząskim terenie, nie zwracał na to uwagi. Chciał jak najszybciej wypełnić swoje zadanie i czym prędzej wrócić do domu. Klucząc wśród chaszczy w końcu wyszedł na twardy grunt.
W miarę jak zbliżał się do celu, coraz wyraźniej słyszał jazgot i dziwne, przerażające odgłosy dochodzące z naprzeciwka. Niektóre przypominały dudnienie, inne ryk dzikiej bestii, a wszystkie mroziły krew w jego żyłach.
Gdy tylko zorientował się, że zostało mu zaledwie kilka metrów do Księżycowej Polany, przykucnął przy krzaku dzikiego agrestu i wyciągnął z prawej kieszeni mały kubeczek, zaś z lewej kieszeni wysunął kilka fiolek z przeźroczystymi płynami. Po chwili konsternacji wybrał trzy z nich, jedną podpisaną "Wyziew Trolla", drugą "Whisky" i trzecią z nieco zamazanym napisem "Abstynt", po czym wlał zawartości do kubka. Jeszcze tylko wyjął z torby pojemnik z białym proszkiem podobnym do mąki.
- Dla poprawienia smaku i większego kopa - rzekł wsypując nieco. Szybko wymieszał miksturę i wypił jednym duszkiem. Oczy załzawiły mu lekko i potrząsł głową z wrażenia. Od razu poczuł przypływ energii czerpanej z mikstury, a odgłosy dobiegające z polany przestały go przerażać. Szybko schował kubek oraz fiolki i wyprostował się.
- Zabiłem kaca, zabiję i Banshee - rzekł do siebie Amadeusz dobywając miecza. Począł skradać się pomiędzy krzakami. Po kilku chwilach, stanąwszy za niedużą wierzbą, powoli rozchylił jej liście i spojrzał na niewielką polanę.
Na jej środku, w kółku, siedziała grupka kolorowo ubranych muzyków, a wśród nich wesoła, ciemnowłosa kobieta.
- Próba. Raz dwa, raz dwa trzy. No dobrze! Heniek daj trochę głośniej tą mandolinę bo prawie cie nie słychać. Z życiem panowie, z życiem! - władczy, wysoki głos roznosił się po polanie. - Teraz coś ostrzejszego zagramy jak zwykle, dobra? - ciemnowłosa kobieta wstała i poczęła ustawiać muzyków w dwóch rzędach. - Stefan, ty tutaj. Alojzy, z tyłu. I nastrój wreszcie ten bęben, bo psuje brzmienie. Brzmi jak ryk jakiejś dzikiej bestii. W takcie na cztery czwarte, jak zwykle. Raz, dwa, raz dwa trzy i...
- Stop! - krzyknął Amadeusz. Wyszedł zza wierzby i ruszył w kierunku ciemnowłosej kobiety. - Co tu się w ogóle dzieje?
- Jak to co? - kobieta wydawała się być zdziwiona. - Wieczorne śpiewy.
- Jakie śpiewy? W środku nocy?! Kim pani w ogóle jest? - łowca czarownic miał wrażenie, że coś jest nie tak. Grupa muzyków wpatrywała się w niego ze zniecierpliwieniem.
- Vanessa Banshee i jej wędrowna trupa, do usług. A poza tym, każda pora jest dobra na śpiewanie. Ćwiczymy przed występem, a że mamy mało czasu, to staramy się wykorzystać każdą wolną chwilę. Na tej polanie jest naprawdę niezła akustyka. A kim pan jest?
- Jestem tutejszym wioskowym łowcą czarownic. Zostałem wysłany aby przepędzić stąd Banshee... Bez urazy oczywiście. - dodał szybko. - Nie, panowie... Koniec śpiewu! - krzyknął zwracając się do muzyków. - Na dzisiejszą noc wystarczy. Jestem bardzo zdenerwowany. Obudzono mnie w środku nocy, przeszedłem tu do was szmat drogi, po drodze straciłem buty w walce ze smoczym łajnem. Nie mam nastroju, więc po prostu idźcie spać.
Vanessa zastanawiała się chwilę, lecz w końcu podjęła decyzję.
- No dobra, chłopcy, zwijamy się. Przećwiczymy to jutro - powiedziała do reszty zespołu i odeszła pakować rzeczy. Muzycy ze zrezygnowaniem zajęli się chowaniem instrumentów, a Amadeusz, zadowolony z tak szybko i bezboleśnie spełnionego obowiązku, zawrócił z powrotem do domu.
Nie minęła godzina, gdy ponownie zasnął w ciepłym łóżku.
Kilka dni później, w jedynej karczmie we wsi Psi Ogon, grupka stałych bywalców, a jednocześnie mieszkańców, zebrana przy piwie, dyskutowała na temat łowcy czarownic i jego pogromie Banshee. Lekko już pijani, przekrzykiwali się jeden przez drugiego o tym, jak było naprawdę.
- Mówię wam kumy, sam żem widział jak poczwarę srebrnym mieczem potraktował!
- Gupoty gadasz! On ją zaczarował i omamił a potem wysłał z powrotem do piekła!
- I cosik z tego, przecież ona zawsze wraca... - rzekł jeden z inteligentniejszych uczestników rozmowy.
- To znów wyślem na niom naszego łowce. Dla niego to nie ma mocnych!
I choć sprawy potoczyły się zupełnie inaczej, to nikogo to nie obchodziło. Ważne było to, że Banshee już nigdy nie nawiedzała wioski, ani jej okolic.
Gdzieś daleko, na skraju lasu, stał piękny bladoniebieski smok. Pochyliwszy smutny pysk ku ziemi, patrzył smętnymi, niewidzącymi oczami. Jego jeździec, Tom Hurlert, stał naprzeciw niego i starając się ze wszystkich sił, próbował przekonać swego pupila. Miłym głosem, powoli, niczym do małego dziecka, powtarzał ciągle to samo zdanie.
- No, zrób kupkę...
2
Witaj. Zatem przekonajmy się, co prezentuje twoje opowiadanie.
Autorze, przecinek przed "że" to podstawa...
Zapomniał waść o kropce.
Autorze, zapomniałeś o kropce. Osobiście wyrzuciłbym, to: Ty(..), a zostawił "któraś", przez co kropka, wcześniej przeze mnie wymieniona, byłaby zbędna.
Powinno być "...w dalszą drogę"
Wołacz, drogi Autorze! Przecinek przed "bo". Żargon tamtejszej ludności nie może wpływać na interpunkcję.
I znów. Oj, popraw to...
Ogólnie rzecz biorąc
Opowiadanie, widzę, niejednokrotnie czytane i poprawiane, aczkolwiek błędy i tak się w nim znalazły. Mieszanina Wiedźmina. Koniec i środek opowiadania były najlepszymi jego częsciami. Popraw wytyczone przeze mnie błędy. Bywaj!
Husiaty pisze:Czasami żałował, że był taki przewidujący.
Autorze, przecinek przed "że" to podstawa...
Husiaty pisze:- Cholera jasna! - krzyknął łowca na całe gardło, patrząc pod nogi. - Smocze łajno!
Zapomniał waść o kropce.
Husiaty pisze:- Przeklinam cię istoto - zaczął recytować inkantację. - Ty, któraś zostawiła tutaj dorobek swojej ciężkiej pracy.
Autorze, zapomniałeś o kropce. Osobiście wyrzuciłbym, to: Ty(..), a zostawił "któraś", przez co kropka, wcześniej przeze mnie wymieniona, byłaby zbędna.
Husiaty pisze:Gdy tylko skończył wymawiać zaklęcie, schował książkę z powrotem do kieszeni i ruszył w dalszą drugą.
Powinno być "...w dalszą drogę"
Husiaty pisze:Heniek,daj trochę głośniej tą mandolinę,bo prawie cie nie słychać.
Wołacz, drogi Autorze! Przecinek przed "bo". Żargon tamtejszej ludności nie może wpływać na interpunkcję.
Husiaty pisze:- Gupoty gadasz! On ją zaczarował i omamił,a potem wysłał z powrotem do piekła!
I znów. Oj, popraw to...
Ogólnie rzecz biorąc
Opowiadanie, widzę, niejednokrotnie czytane i poprawiane, aczkolwiek błędy i tak się w nim znalazły. Mieszanina Wiedźmina. Koniec i środek opowiadania były najlepszymi jego częsciami. Popraw wytyczone przeze mnie błędy. Bywaj!
wyje za mną ciemny, wielki czas
3
Wiiitaaaj, Husiaty! :))) Jakże miło Cię zobaczyć! :)))
Dobra, nie będę złośliwa, możesz mi wierzyć. To TEN tekst, prawda? Zobaczymy, co w nim drzemie. :D
Po pierwsze – wiem, że chciałeś się dowiedzieć, dlaczego „Amadeusza” spotkał taki los, jaki go spotkał, ale powiedz mi, czy sam naprawdę nie zauważasz błędów? Sam mówisz, że powtórzeń nie poprawiałeś, a więc je WIDZISZ. Trochę samodzielności, Husiaty.
Tak, wiem, chciałeś poznać opinię innych. Nie musisz mi tego tłumaczyć. :D
a) albo łączysz w/w zdania w jedno, wszystkie informacje (po skróceniu!) o Amadeuszu wydzielając jako wtrącenie,
b) albo pierwsze w/w zdanie łączysz z wcześniejszym (również skracając!), a drugie zostawiasz we względnym spokoju.
Podkr. – padło obrazowanie. Jak wygląda standardowy (sic!) mundur (sic!) łowcy czarownic? Nie wystarczy powiedzieć, że zwyczajnie. Poza tym do świata, jaki budujesz, żadne z tych wziętych kursywą słów nie pasuje.
Ach, i dołącz kolejne zdanie (A on najwidoczniej miał.) do poprzedniego, bo takie rozdzielenie nie ma sensu.
Dobra, interpunkcja to pikuś. Czasy mi tu nie leżą. Wychodzi na to (no, chyba że znowu myślę inaczej niż ludzkość), że gdzieś kiedyś w przyszłości Amadeusz żałował, że akurat wtedy (i nigdy wcześniej ani później) był przewidujący. Są też inne wersje, ale to nic. W każdym razie znów wyszło inaczej niż chciałeś. Do poprawy.
I połącz to z kolejnym zdaniem. Czemu tak drobisz? Gubisz melodyjność.
Przepraszam, że teraz ja „podrobię”, ale obowiązki wzywają (no właśnie, co ja tu jeszcze robię?!). Reszta uwag w ciągu kilku najbliższych dni, oczywiście, jeśli chcesz. :D
Masz plusa za to, że polubiłam Amadeusza.
Pozdrawiam serdecznie.
PS. Ależ mam deja-vu! Czy gdzieś to jeszcze wstawiałeś, bo wydaje mi się, że gdzieś to czytałam? :]
PS2. Ollars, przepraszam Cię bardzo, ale muszę też skomentować Twój komentarz, albowiem jak sobie autor wyźmie to do serca i sam zacznie używać takich zwrotów... Wiesz, o co chodzi. Nie można "wytyczać błędów" - można je wytykać na przykład, ale nie wytyczać. I "mieszanina Wiedźmina" z czym? Tak sama w sobie?
Dobra, nie będę złośliwa, możesz mi wierzyć. To TEN tekst, prawda? Zobaczymy, co w nim drzemie. :D
Po pierwsze – wiem, że chciałeś się dowiedzieć, dlaczego „Amadeusza” spotkał taki los, jaki go spotkał, ale powiedz mi, czy sam naprawdę nie zauważasz błędów? Sam mówisz, że powtórzeń nie poprawiałeś, a więc je WIDZISZ. Trochę samodzielności, Husiaty.
Tak, wiem, chciałeś poznać opinię innych. Nie musisz mi tego tłumaczyć. :D
Bardzo frapujące zdanie tak na dobry początek. Rzeczywiście, trudno się z nim nie zgodzić – od kogoś, kto ogląda drogę, trudno wymagać, żeby się nie zdziwił, gdyby zamiast niej zobaczył łowcę czarownic. Takiż sens wynika z tego wypowiedzenia, a wiem, że o coś innego Ci chodziło. Zastanów się sam, jak to powinno wyglądać.Gdyby ktoś oglądał teraz drogę łączącą wieś Psi Ogon z cywilizowanym światem, z pewnością zdziwiłby się, widząc łowcę czarownic.
Tu mogą być dwie opcje poprawy:Nie z powodu samego łowcy, gdyż Amadeusz nie wyróżniał się z wyglądu niczym szczególnym – zwykły mężczyzna w standardowym mundurze swojego zawodu. Rzecz w tym, że chyba nikt nie ma ochoty na spacer w samym środku nocy .
a) albo łączysz w/w zdania w jedno, wszystkie informacje (po skróceniu!) o Amadeuszu wydzielając jako wtrącenie,
b) albo pierwsze w/w zdanie łączysz z wcześniejszym (również skracając!), a drugie zostawiasz we względnym spokoju.
Podkr. – padło obrazowanie. Jak wygląda standardowy (sic!) mundur (sic!) łowcy czarownic? Nie wystarczy powiedzieć, że zwyczajnie. Poza tym do świata, jaki budujesz, żadne z tych wziętych kursywą słów nie pasuje.
Ach, i dołącz kolejne zdanie (A on najwidoczniej miał.) do poprzedniego, bo takie rozdzielenie nie ma sensu.
Więc po co to zdanie? Jak się ma do okolicznych wypowiedzeń? Nic nie wnosi, poza absurdem swego istnienia.Poza tym, kto w ogóle oglądałby o tej porze jakąś ścieżkę na skraju cywilizowanego świata?
Trochę wcześniej już było o tym, że w środku nocy. Albo to w kosmos, albo zamień pierwsze powtórzenie na bardziej formalne – u narratora bardziej będzie pasowało.- W samym środku nocy, bo jakżeby inaczej!
Pozwoliłam sobie poprawić zapis monologu.Wyć jej się, cholera, zachciało. – Ze złością kopnął kamyk leżący na drodze.
Podkr. – gdyby to były drzwi sąsiada, to byłby sens w dookreślaniu przynależności. Obecnie nie ma takiej potrzeby.Ktoś natrętnie uderzał w jego drzwi
Spójrz na to w kontekście ostatniego zdania. Wynika z tego, że mózg dawał nauczkę temu komuś tłukącemu w drzwi. Ot, zwykłe zaburzenie podmiotów. :]A może to tylko jego mózg dawał mu nauczkę za jego wieczorne pijaństwo?
Nie rozumiem. Czy te… hm… poranne czynności miały coś zmienić, czy też w nosie nic się nie zmieniło? W takim razie jaki jest związek tego ze zdaniem o niecałkowitej ciszy? o.O”Łowca czarownic podrapał się flegmatycznie za uchem i dla pewności sprawdził małym palcem zawartość nosa. Bez zmian. Nie licząc uderzeń, wokół panowała niemal całkowita cisza.
Taaak, no bo przecież mogłaby to być cudza wyobraźnia… :/ Lekkie przegadanie, Husiaty.Odczekał jeszcze kilka chwil, aby upewnić się, że to nie wytwór jego własnej wyobraźni.
Przegadanie coraz większe. Po co powtarzasz te same informacje, ubierając je w inne słowa? I jeszcze ta dokładność… Dobrze, że kroki jego nie zostały policzone. ;PGdy stukanie nadal nie ustawało, Amadeusz wylewnie skomentował zachowanie osoby, która właśnie dobijała się do jego domu o tej porze. Następnie wstał i kołysząc się lekko, ruszył ku drzwiom.
Podkr. – jaką robotę? Znów brak tych wiadomości, które by się przydały. :[Amadeusz przewrócił oczami, w myślach przeklinając dzień, w którym zgodził się na tę robotę.
A przecinków czasem nie zapomniałeś powstawiać?Czasami żałował, że był taki przewidujący.
Dobra, interpunkcja to pikuś. Czasy mi tu nie leżą. Wychodzi na to (no, chyba że znowu myślę inaczej niż ludzkość), że gdzieś kiedyś w przyszłości Amadeusz żałował, że akurat wtedy (i nigdy wcześniej ani później) był przewidujący. Są też inne wersje, ale to nic. W każdym razie znów wyszło inaczej niż chciałeś. Do poprawy.
I połącz to z kolejnym zdaniem. Czemu tak drobisz? Gubisz melodyjność.
Przepraszam, że teraz ja „podrobię”, ale obowiązki wzywają (no właśnie, co ja tu jeszcze robię?!). Reszta uwag w ciągu kilku najbliższych dni, oczywiście, jeśli chcesz. :D
Masz plusa za to, że polubiłam Amadeusza.
Pozdrawiam serdecznie.
PS. Ależ mam deja-vu! Czy gdzieś to jeszcze wstawiałeś, bo wydaje mi się, że gdzieś to czytałam? :]
PS2. Ollars, przepraszam Cię bardzo, ale muszę też skomentować Twój komentarz, albowiem jak sobie autor wyźmie to do serca i sam zacznie używać takich zwrotów... Wiesz, o co chodzi. Nie można "wytyczać błędów" - można je wytykać na przykład, ale nie wytyczać. I "mieszanina Wiedźmina" z czym? Tak sama w sobie?
Piszcząco - podskakująca fanka Mileny W.
4
Zacznę od początku, potem przejdę na osobiste odpowiedzi:
tekst od czasu, gdy wysłałem na konkurs, poprawiłem tylko w ten sposób, że wrzuciłem do Worda i tam gdzie bylo czerwone sprawdzałem, czy to imię, czy ortograf. I tyle... Wrzucilem tutaj w pełnej krasie (to jest: ze wszystkimi błędami), żeby nie było, ze boję sie krytyki albo oszukuje ;-) Po prostu: na miękko rzucam tutaj tekst, ktory byl na konkurs.
A i jeszcze jedno: drugie zakończone dzieło w całym moim życiu, z początków pisania. Dlatego i interpunkcja nieraz masakruje, ale nic na to nie poradzę juz... Staram sie ;-)
Koniec samoobrony, nie powinienem zresztą.
Teraz osobiscie:
Ollars: literówki, ortografy itp. - przepraszam. Znowu mówię - nie poprawiałem specjalnie przez ten rok.
Soi: tak, to ten tekst. Dziekuję za brak złosliwości ;-)
Chciałem sie dowiedzieć, czemu Amadeusza spotkał taki los - wydaje mi się, ze ortografy itp są do poprawienia, racja? Tak samo powtórzenia... Bardziej chodziło mi o to, co jest złego w fabule, narracji, charakterze postaci i tak dalej. Ja nie spodziewałem sie, ze wygram. Pisałem tekst w dwa dni, o ile dobrze pamiętam. Z brakiem jakiekolwiek warsztatu...
Widząc NA niej łowce? Na drodze? Przyznam, i teraz bym tego błedu nie zauwazył...
Standardowy mundur - sprobowalem komizmu, widze, ze sie nie udalo - nie ma czegos takiego jak mundur lowcy czarownic, przynajmniej w teori. To tak jak kodeks prawdziwego bohatera (zawsze polnagi i z mieczem) itp. A zdanie jest kalekie, nie mialem zbytnio pojecia, jak inaczej ulozyc.
Ostatnie zdanie w tym akapicie - nawiązanie do pierwszego zdania. Tak naprawdę, z tego co pamiętam, w wiedźminie był taki cytat: gdyby ktoś oglądał teraz ścieżkę, zobaczyłby (...). Ja to troszkę użyłem, na końcu dodając "Ale czekajcie, kto by oglądał tą ścieżkę? Więc po co to wszystko?"
Zgubilem podmiot - widze bardzo dobrze teraz... ;-)
I wiele innych, ktore pokornie przyjmuję do serca i obiecuję poprawę.
A więcej poprawiania chcę, z miłą chęcią. Nie wrzuciłem tego tutaj po to, żeby słuchać pochwał, tylko zobaczyć błędy - to znaczy, mam wrażenie że wiele z nich już się dawno wyzbyłem, ale nauki nigdy za wiele.
EDIT: włączyłem polskie litery i postarałem się podmienić wszystkie ł, ś, ć itp.
tekst od czasu, gdy wysłałem na konkurs, poprawiłem tylko w ten sposób, że wrzuciłem do Worda i tam gdzie bylo czerwone sprawdzałem, czy to imię, czy ortograf. I tyle... Wrzucilem tutaj w pełnej krasie (to jest: ze wszystkimi błędami), żeby nie było, ze boję sie krytyki albo oszukuje ;-) Po prostu: na miękko rzucam tutaj tekst, ktory byl na konkurs.
A i jeszcze jedno: drugie zakończone dzieło w całym moim życiu, z początków pisania. Dlatego i interpunkcja nieraz masakruje, ale nic na to nie poradzę juz... Staram sie ;-)
Koniec samoobrony, nie powinienem zresztą.
Teraz osobiscie:
Ollars: literówki, ortografy itp. - przepraszam. Znowu mówię - nie poprawiałem specjalnie przez ten rok.
Soi: tak, to ten tekst. Dziekuję za brak złosliwości ;-)
Chciałem sie dowiedzieć, czemu Amadeusza spotkał taki los - wydaje mi się, ze ortografy itp są do poprawienia, racja? Tak samo powtórzenia... Bardziej chodziło mi o to, co jest złego w fabule, narracji, charakterze postaci i tak dalej. Ja nie spodziewałem sie, ze wygram. Pisałem tekst w dwa dni, o ile dobrze pamiętam. Z brakiem jakiekolwiek warsztatu...
Widząc NA niej łowce? Na drodze? Przyznam, i teraz bym tego błedu nie zauwazył...
Standardowy mundur - sprobowalem komizmu, widze, ze sie nie udalo - nie ma czegos takiego jak mundur lowcy czarownic, przynajmniej w teori. To tak jak kodeks prawdziwego bohatera (zawsze polnagi i z mieczem) itp. A zdanie jest kalekie, nie mialem zbytnio pojecia, jak inaczej ulozyc.
Ostatnie zdanie w tym akapicie - nawiązanie do pierwszego zdania. Tak naprawdę, z tego co pamiętam, w wiedźminie był taki cytat: gdyby ktoś oglądał teraz ścieżkę, zobaczyłby (...). Ja to troszkę użyłem, na końcu dodając "Ale czekajcie, kto by oglądał tą ścieżkę? Więc po co to wszystko?"
Zgubilem podmiot - widze bardzo dobrze teraz... ;-)
I wiele innych, ktore pokornie przyjmuję do serca i obiecuję poprawę.
A więcej poprawiania chcę, z miłą chęcią. Nie wrzuciłem tego tutaj po to, żeby słuchać pochwał, tylko zobaczyć błędy - to znaczy, mam wrażenie że wiele z nich już się dawno wyzbyłem, ale nauki nigdy za wiele.
EDIT: włączyłem polskie litery i postarałem się podmienić wszystkie ł, ś, ć itp.
7
Ojej… Przepraszam Cię bardzo, Husiaty, po prostu przywaliło mnie innymi sprawami i nie mogę się odkopać. Nie martw się, nie zapomniałam o „Amadeuszu” i ciąży mi to na sumieniu. Zatem skomentuję kawałeczek dalej. Na czym to ja… Aha. Proszę bardzo.
Poza tym podkr. – pseudonim zawodowy kogo? Podmioty zaburzone, wychodzi na to, że alkoholu. A alkohol rzeczywiście rzadko bywa pomysłowy.
Kurde, to chyba dżin od tonika mówi. :D
Spróbowałby mędrzec nie pomóc, jak mu za to płacą. Kocham takich wieśniaków. :P
Nadto – brak logiki w drugim, trzecim i czwartym zdaniu. Oczywisty wybór nie mógł siebie winić za to, że był oczywisty, bo we wsi nie było łowcy czarownic, a mieszkańcy sioła schowali rozum w portkach. Nie rozumiem. Po prostu nie rozumiem. Autorze, spróbuj to przełożyć na polski.
Dalej…
Muszę się uodpornić na ten tekst. Co mi w ty pomoże? xP
Podkr. – dla ścisłości – złe złożenie zdania. To nie może być zdanie złożone podrzędnie wynikowe, albowiem sensu to nie ma. Pewnie problem pojawił się po „gdyż”, zastąp je więc „ponieważ” i pomedytuj nad logika tego wypowiedzenia.
„Ponieważ stary już nigdy więcej się na nic nie skarżył, lewatywa pomogła”. – taka mała podpowiedź.
Podkr. – jakkolwiek bym się nie starała, facet mi tu nie pasuje. Ja wiem, może chłopem go zrób? Albo przekształć tak poprzednie zdanie, żeby później nie trzeba było dookreślać imienia faceta. To nawet korzystniejsze.
Wyniki analizy: połączenie pierwszych dwóch zdań – Amadeusz jeszcze nigdy nie miał do czynienia z żadną twarzą, choć wiele o nich słyszał. Połączenie dwóch kolejnych zdań – duch, który krzykiem zabija śmiertelników, nie stanowi dla nich zagrożenia, nawet jeśli mają z nim problem.
Czysty bezsens, chyba dopiero spod prysznica wyszedł. :/
Muszę znowu przerwać, wybacz. Jak na razie największym Twoim problemem jest chaos nieprzeciętnych gabarytów. Kłopoty ze składnią powodują gubienie resztek sensu. Zaburzone są ciągi przyczynowo-skutkowe, co również nie ułatwia połapanie się tekście. Na siłę próbujesz wprowadzić komizm – z mizernym skutkiem. Fabuła, wyglądająca na dość oklepaną, ledwo przebija się przez warstwy błędów. Źle jest z tym tekstem, Husiaty, ale przecież jesteś w stanie to poprawić – piszesz już dużo lepiej (ten tekst o RPG na przykład).
Jak znajdę chwilę, to skomentuję resztę. Cierpliwości, autorze, o „Amadeuszu” nie zapomnę! xD
Wiesz, dobrze jest, jeśli pomiędzy poszczególnymi akapitami są ładne przejścia i widoczna łączność. Tu mamy tak ni z gruchy, ni z pietruchy – parę słów o przewidywalności i alkoholu, a zaraz o pseudonimie. Nawet jak się bardzo wysilę, to związku nie widzę.Czasami żałował że był taki przewidujący. Tym bardziej, że przewidywanie rzeczy ważnych, na przykład jak bardzo będzie go bolała głowa o poranku, po trzech kuflach Wyziewu Trolla, przychodziło mu o wiele trudniej. Szczególnie wtedy, gdy próbował przewidzieć to tuż po spożyciu alkoholu.
Światobież - to był jego pseudonim zawodowy. Jeżeli chodziło o nazewnictwo, nigdy nie był zbytnio kreatywny.
Poza tym podkr. – pseudonim zawodowy kogo? Podmioty zaburzone, wychodzi na to, że alkoholu. A alkohol rzeczywiście rzadko bywa pomysłowy.
Eee, do wódki/piwa/wina/innych typów alko przychodzi się nawet bez problemów. xD- To chyba jasne, że macie problem. Inaczej nie przyszlibyście do mnie.
Kurde, to chyba dżin od tonika mówi. :D
Boldem kropeczka.- Żem wam mówił, że to mędrzec! - krzyknął do reszty rudowłosy chłopak o króliczych zębach. - Na pewno nam pomoże!
Spróbowałby mędrzec nie pomóc, jak mu za to płacą. Kocham takich wieśniaków. :P
Znowu chaos. Nie ma związków między akapitami, ani tymi cytowanymi, ani ze zdaniem wprowadzającym wygłoszonym przez dżina. Jest nawet gorzej, niż we wcześniej wskazywanym fragmencie bezładu.Amadeusz, jak każdy człowiek, miał chwile załamania nerwowego i wydawało się, że taki moment właśnie nadszedł.
Wybór tej wioski na swoje stałe miejsce zamieszkania był oczywisty. Nie mógł za to winić siebie, gdyż tylko Psi Ogon nie miał stałego łowcy czarownic. A jednak jego mieszkańcy zbyt często gubili inteligencję w kieszeniach starych spodni.
Nadto – brak logiki w drugim, trzecim i czwartym zdaniu. Oczywisty wybór nie mógł siebie winić za to, że był oczywisty, bo we wsi nie było łowcy czarownic, a mieszkańcy sioła schowali rozum w portkach. Nie rozumiem. Po prostu nie rozumiem. Autorze, spróbuj to przełożyć na polski.
Dalej…
Stan psychiczny Psiego Ogona był daleki od normalnego, ale skąd, nieee, on wcale nie był szalony, bo przez miesiące zdobywał doświadczenie i badał mało rozwinięte istoty, w tym wypadku chyba stare spodnie, i uodparniał się na ludzką głupotę.I dlatego też jego stan psychiczny był daleki od normalnego. Jednocześnie miesiące doświadczeń i badań nad tymi mało rozwiniętymi istotami pozwoliły mu na wyrobienie sobie swego rodzaju cierpliwości dla ludzkiej głupoty. I tylko dlatego jeszcze nie oszalał.
Muszę się uodpornić na ten tekst. Co mi w ty pomoże? xP
…którego jeszcze nie znał. Prawdziwy bohater. ;]Mówcie, o co chodzi, jest środek nocy - rzekł z roztargnieniem Amadeusz. Starał się jak najszybciej rozwiązać problem.
Po raz kolejny raczysz nas zupełnie nieistotnymi szczegółami, które nawet nie mają związku z opowieścią. Bez przesady z tym budowaniem klimatu.W myślach błagał niebiosa, aby chodziło tylko o wyimaginowane diabelskie kurczaki, które rzekomo co noc nawiedzały fermę starego Huberta. Ostatnim razem zalecił zrobić staremu farmerowi lewatywę. Oczywiście pomogło, gdyż stary już nigdy więcej na nic się nie skarżył.
Podkr. – dla ścisłości – złe złożenie zdania. To nie może być zdanie złożone podrzędnie wynikowe, albowiem sensu to nie ma. Pewnie problem pojawił się po „gdyż”, zastąp je więc „ponieważ” i pomedytuj nad logika tego wypowiedzenia.
„Ponieważ stary już nigdy więcej się na nic nie skarżył, lewatywa pomogła”. – taka mała podpowiedź.
Przecinki, które byłyby mile widziane.- No więc, Światobieżu... No, żem musze to powidzić! - rzekł z rozpaczą w głosie stojący najbliżej mężczyzna. Amadeusz, pomimo bólu głowy stwierdził, że facet ma na imię Czesław.
Podkr. – jakkolwiek bym się nie starała, facet mi tu nie pasuje. Ja wiem, może chłopem go zrób? Albo przekształć tak poprzednie zdanie, żeby później nie trzeba było dookreślać imienia faceta. To nawet korzystniejsze.
Przed chwilą masz swoje siego Czesława, a tu jakaś Banshee, jakby równie swojskiej strzygi byś nie mógł nająć do roboty. Poza tym „rzekł” było przed chwileczką. Przepuść tekst przez Łorda, niech znajdzie wszystkie takie same wyrazy – unikniesz paskudnych powtórzeń.- Chodzi o... Banshee! - rzekł prawie szeptem.
Krótki fragmencik, a błędów pełno. Husiaty, pilnuj no Ty tych swoich podmiotów, dobrze?Na sam dźwięk tego słowa reszta mężczyzn zatkała sobie uszy, a na ich twarzach wymalował się strach. Amadeusz jeszcze nigdy nie miał z żadną do czynienia, choć wiele o nich słyszał. Banshee, duch kobiety, który swym krzykiem zabijał śmiertelników. A jednak, pomimo braku zagrożenia, bali się jej jak ognia. To się nazywa autorytet
Wyniki analizy: połączenie pierwszych dwóch zdań – Amadeusz jeszcze nigdy nie miał do czynienia z żadną twarzą, choć wiele o nich słyszał. Połączenie dwóch kolejnych zdań – duch, który krzykiem zabija śmiertelników, nie stanowi dla nich zagrożenia, nawet jeśli mają z nim problem.
Czysty bezsens, chyba dopiero spod prysznica wyszedł. :/
Zbędne są też te przedłużacze. Jak to uprościć, korzystając z dóbr języka polskiego: Domyślał się, gdzie można ją spotkać, jednak to pytanie było zalecane przez kodeks, którego trzymał się z przyczyn praktycznych. No, i udało się wpasować w klimat dzieła. ;]Pytanie to było właściwie zbędne, gdyż domyślał się, gdzie może ją spotkać. A jednak mimo wszystko kodeks nakazywał, aby zapytać. Trzymał się kodeksu, gdyż w wielu momentach nie poradziłby sobie bez niego.
Muszę znowu przerwać, wybacz. Jak na razie największym Twoim problemem jest chaos nieprzeciętnych gabarytów. Kłopoty ze składnią powodują gubienie resztek sensu. Zaburzone są ciągi przyczynowo-skutkowe, co również nie ułatwia połapanie się tekście. Na siłę próbujesz wprowadzić komizm – z mizernym skutkiem. Fabuła, wyglądająca na dość oklepaną, ledwo przebija się przez warstwy błędów. Źle jest z tym tekstem, Husiaty, ale przecież jesteś w stanie to poprawić – piszesz już dużo lepiej (ten tekst o RPG na przykład).
Jak znajdę chwilę, to skomentuję resztę. Cierpliwości, autorze, o „Amadeuszu” nie zapomnę! xD
Piszcząco - podskakująca fanka Mileny W.
8
Wielki come back! Jestem, mam chwilę, więc spieszę dotrzymać słowa.
Poza tym krzyczenia na całe gardło to jakieś przedszkolne mi się wydaje. Jak się drze, to z reguły nie cicho. Gdyby zawrzeszczał teatralnym szeptem, to wypadałoby to uwzględnić w narracji. Nadto są inne sposoby by wyrazić złość łowcy po wdepnięciu w odchody – krzyknięcie mimo wszystko zawiera w sobie tylko informację o głośności wypowiedzi.
Boldem przydatna kropka.
Krótka szarpanina z produktem ubocznym smoczej przemiany materii zakończyła się fiaskiem, wobec czego mężczyźnie pozostało tylko pożegnać się z obuwiem i kontynuować podróż na bosaka.
Kursywa – przecinek wywal, a że zatwardzenia samo się nie nazwało, to tekst przerób (np. „zatwardzeniem zwana”)
Poza tym chęć na załatwienie się to by smoczysko miało, jeno by to było niewykonalne…
Boldem przecinek, co być powinien.
Kursywa – jednocześnie byłoby niepotrzebne, gdyby to miało sens. Ale nie ma, bo na mokradłach z reguły się zwalnia, a nie przyspiesza. Zgadnij dlaczego.
Podkr. – nie pierwszy raz… : /
Na serio – całe zdanie jakieś pokraczne ciut…
Kursywa – zapewniam, że z przezroczystymi. Wiem, bo tam byłam.
po czym wlał zawartości do kubka i wsypał doń trochę białego proszku z pojemnika przechowywanego w torbie.
- Dla poprawienia smaku i zwiększenia kopa – rzekł, mieszając miksturę. Nabrał powietrza i wypił duszkiem napój…
Dzięki temu my poprawę w kilku zdaniach dalej.
…, od razu czując przypływ energii i odwagi. Pochował utensylia po zakamarkach płaszcza i wyprostował się, jak na wojaka przystało.
Dobra, już Ci więcej nie poprawiam, Husiaty. ; P
Bez sensu. Zabrakło kilku wyjaśnień. Czemu Amadeusz wpadł z nocną wizytą itp.
No. I po wszystkim.
A teraz parę słów ogólnie.
O ile pomysł był całkiem sympatyczny i widać trochę dobrego humoru, to skatowałeś to wszystko błędami, Husiaty. Błędami wszystkich rodzajów chyba, jakie istnieją. Szkoda. Na przyszłość musisz sprawdzać teksty zdanie po zdaniu – to nudne, ale pożyteczne, dużo potknięć można wyłapać. Strasznie logika szwankuje, sporo pleonazmów i rzeczy zbędnych. Interpunkcja też nie najlepiej, ale to szczegół – przez brak kilku przecinków pracy nigdzie nie odrzucą. Ale nad resztą popracuj, OK?
I cofam to o Banshee, widać nazwa taka a nie inna była potrzebna. ; P
Pozdrawiam serdecznie. : ]
Zaczął i urwał z nagła. Zdałby się jakiś wielokropek dla oddania niepewności mężczyzny, co nie wiedział, jak skończyć.- A więc ludzie mówiom - zaczął czarnowłosy mężczyzna
Popatrz na podkreślenia. Zaburzenia tożsamości podmiotu, ot co. Przecież widać było tę resztę, nikt nie musiał wyjawiać, gdzież ona – zatem nie o resztę chodzi. Do wygładzenia.Nerwowo spojrzał na resztę, poszukując w nich oparcia, lecz nikt nie kwapił się do zdradzenia miejsca jej pobytu.
Też się cieszę, że nie kulał. Tylko po co mi to wiedzieć, skoro i tak mówisz, że maszerował? Masło maślane.Amadeusz szybko maszerował ścieżką, a jego stopy w równym tempie uderzały o ziemię.
Kurrr… Tu cholera, tam cholera, dżumy brak. Czyż ten łowca ma tak ubogi słownik, że zna li tylko jedno przekleństwo, co najwyżej dorzucając określenia?- Cholera jasna! - krzyknął łowca na całe gardło, patrząc pod nogi.
Poza tym krzyczenia na całe gardło to jakieś przedszkolne mi się wydaje. Jak się drze, to z reguły nie cicho. Gdyby zawrzeszczał teatralnym szeptem, to wypadałoby to uwzględnić w narracji. Nadto są inne sposoby by wyrazić złość łowcy po wdepnięciu w odchody – krzyknięcie mimo wszystko zawiera w sobie tylko informację o głośności wypowiedzi.
Boldem przydatna kropka.
Słucham? Po cholerę tam krater? Skąd się wziął, co robi…?Stał na brzegu małego krateru po kostki w świeżych, smoczych odchodach.
A przed chwilą krzyczał na całe gardło…Nauczcie się sprzątać po swoich zwierzakach, co?! – ryknął na cały głos
Boldem brakujący przecinek, podkreślone powtórzenie. Ale, ale! Patrz, co język polski może zrobić z tym przydługim kawałkiem:Następnie szarpnął na próbę prawą nogą, próbując wydostać ją razem z butem. Bezskutecznie. Mamrocząc pod nosem przekleństwa powoli wysunął nogi z butów i stojąc na palcach wyskoczył z wilgotnej pułapki. Choć udało mu się wydostać, wyglądało na to, że dalszą drogę będzie musiał przebyć boso.
Krótka szarpanina z produktem ubocznym smoczej przemiany materii zakończyła się fiaskiem, wobec czego mężczyźnie pozostało tylko pożegnać się z obuwiem i kontynuować podróż na bosaka.
Wszystko wyróżnione do wyrzucenia.Gdy tylko znów stanął twardo na ziemi, wysunął z kieszeni małą książkę, zatytułowaną "Czary i Klątwy dla opornych", i zaczął nerwowo ją kartkować.
Podkreślone do wyrzucenia.- Przeklinam cię istoto - zaczął recytować inkantację – Ty, któraś zostawiła tutaj dorobek swojej ciężkiej pracy. Niech dopadnie cię choroba straszna , zwąca się zatwardzeniem, tak, abyś błagała niebiosa o ustąpienie klątwy i chęć na załatwienie się!
Kursywa – przecinek wywal, a że zatwardzenia samo się nie nazwało, to tekst przerób (np. „zatwardzeniem zwana”)
Poza tym chęć na załatwienie się to by smoczysko miało, jeno by to było niewykonalne…
Gdy tylko było przed chwilą. Znów zdanie do przerobu, nie zrobię za Ciebie wszystkiego. ; >Gdy tylko skończył wymawiać zaklęcie, schował książkę z powrotem do kieszeni i ruszył w dalszą drugą.
Źle. My to już wiemy, a informację o stękaniu mogłeś gdzie indziej przemycić.Stękając za każdym razem, gdy stawał na jakimś kamieniu, łowca czarownic Amadeusz podążał na spotkanie Banshee.
Co za porównanie. Gdzie tu zależność? Nic innego nie mogłeś wymyślić?Niczym bomba zegarowa napędzająca się z każdą chwilą, kroczył ścieżką gotowy wybuchnąć przy pierwszej lepszej okazji.
No co Ty… A już myślałam, że zaczął się cofać. : /Wolno, aczkolwiek konsekwentnie, zbliżał się do celu swej wędrówki.
Podkr. – na bagna wkroczył. Po co to omówienie?Po kilku minutach zboczył ze ścieżki i wkroczył na teren bagien, jednocześnie przyspieszając kroku.
Boldem przecinek, co być powinien.
Kursywa – jednocześnie byłoby niepotrzebne, gdyby to miało sens. Ale nie ma, bo na mokradłach z reguły się zwalnia, a nie przyspiesza. Zgadnij dlaczego.
Gdzie tu logika? Jak szedł po kamieniach to stękał, jak ma inną przeszkodę – bagno – to go to nie wzrusza… no, może dopóki go nie zacznie wciągać…Choć jego gołe stopy zagłębiały się w grząskim terenie, nie zwracał na to uwagi.
Boldem przecinek.Klucząc wśród chaszczy, w końcu wyszedł na twardy grunt.
Podkr. – nie pierwszy raz… : /
Podkr. – „z naprzeciwka” to raczej gdyby to było z jakiegoś konkretnego miejsca, którego byłby bohater pewien. A może to bardziej na lewo było niż na wprost? Kto wie?W miarę jak zbliżał się do celu, coraz wyraźniej słyszał jazgot i dziwne, przerażające odgłosy dochodzące z naprzeciwka.
Podkr. – czyich żyłach? Naprzeciwka? A, czyli to jest jak najbardziej konkretna osoba? To zwracam honor…Niektóre przypominały dudnienie, inne ryk dzikiej bestii, a wszystkie mroziły krew w jego żyłach.
Na serio – całe zdanie jakieś pokraczne ciut…
Ależ gitnie! „Gdy tylko” po raz trzeci! Sprzedane!Gdy tylko zorientował się,
Nie powiem, ale brak mi tu nazwy łacińskiej tego krzewu. ; /przykucnął przy krzaku dzikiego agrestu
Drugą kieszeń odpruj.i wyciągnął z prawej kieszeni mały kubeczek, zaś z lewej kieszeni wysunął kilka fiolek z przeźroczystymi płynami.
Kursywa – zapewniam, że z przezroczystymi. Wiem, bo tam byłam.
Nie widzę powodu, dla którego miałby być zakłopotany.Po chwili konsternacji wybrał trzy z nich
Znów do skrócenia – łączymy z poprzednim zdaniem.Jeszcze tylko wyjął z torby pojemnik z białym proszkiem podobnym do mąki.
- Dla poprawienia smaku i większego kopa – rzekł, wsypując nieco.
po czym wlał zawartości do kubka i wsypał doń trochę białego proszku z pojemnika przechowywanego w torbie.
- Dla poprawienia smaku i zwiększenia kopa – rzekł, mieszając miksturę. Nabrał powietrza i wypił duszkiem napój…
Dzięki temu my poprawę w kilku zdaniach dalej.
No dobrze… czyli przerabiamy dalej.Od razu poczuł przypływ energii czerpanej z mikstury, a odgłosy dobiegające z polany przestały go przerażać. Szybko schował kubek oraz fiolki i wyprostował się.
…, od razu czując przypływ energii i odwagi. Pochował utensylia po zakamarkach płaszcza i wyprostował się, jak na wojaka przystało.
Począł skradać się między krzakami, by po chwili zatrzymać się za niedużą wierzbą, skąd miał dobry widok na polankę – miejsce, gdzie rzekomo działy się rzeczy straszne.rzekł do siebie Amadeusz, dobywając miecza. Począł skradać się pomiędzy krzakami. Po kilku chwilach, stanąwszy za niedużą wierzbą, powoli rozchylił jej liście i spojrzał na niewielką polanę.
Dobra, już Ci więcej nie poprawiam, Husiaty. ; P
Ojej, jaki on straszny. Aż zadrżałam. : /Jestem bardzo zdenerwowany.
Nie no, spoko. Nic nie wyjaśnił, za kogo ją wzięto ani nic, jej co prawda zależało na próbie, ale co tam – poproszono ją, ba! wręcz grożono („Jestem bardzo zdenerwowany”), więc się ugięła.Vanessa zastanawiała się chwilę, lecz w końcu podjęła decyzję.
- No dobra, chłopcy, zwijamy się. Przećwiczymy to jutro
Bez sensu. Zabrakło kilku wyjaśnień. Czemu Amadeusz wpadł z nocną wizytą itp.
Dziwne. Myślałby kto, że przyjeżdżali ci bywalcy aż ze stolicy albo skądś…grupka stałych bywalców, a jednocześnie mieszkańców
No. I po wszystkim.
A teraz parę słów ogólnie.
O ile pomysł był całkiem sympatyczny i widać trochę dobrego humoru, to skatowałeś to wszystko błędami, Husiaty. Błędami wszystkich rodzajów chyba, jakie istnieją. Szkoda. Na przyszłość musisz sprawdzać teksty zdanie po zdaniu – to nudne, ale pożyteczne, dużo potknięć można wyłapać. Strasznie logika szwankuje, sporo pleonazmów i rzeczy zbędnych. Interpunkcja też nie najlepiej, ale to szczegół – przez brak kilku przecinków pracy nigdzie nie odrzucą. Ale nad resztą popracuj, OK?
I cofam to o Banshee, widać nazwa taka a nie inna była potrzebna. ; P
Pozdrawiam serdecznie. : ]
Piszcząco - podskakująca fanka Mileny W.
9
Doczekalem sie!
Dziekuje :-) Chyle glowe, bo zdaje sobie sprawe z mnogosci bledow... teraz jeszcze raz to przeczytam i postanawiam poprawe.
To byl drugi tekst w calym moim zyciu... Wedlug mnie w ten sposob wypadl nawet znosnie. Ale nie bede sie tlumaczyl - nie wypada.
Dziekuje jeszcze raz za flakowanie, Soi ;-)
Pozdrawiam,
Husiaty
Dziekuje :-) Chyle glowe, bo zdaje sobie sprawe z mnogosci bledow... teraz jeszcze raz to przeczytam i postanawiam poprawe.
To byl drugi tekst w calym moim zyciu... Wedlug mnie w ten sposob wypadl nawet znosnie. Ale nie bede sie tlumaczyl - nie wypada.
Dziekuje jeszcze raz za flakowanie, Soi ;-)
Pozdrawiam,
Husiaty
10
Soi pobawiła się już w błędy gramatyczne, stylistyczne itp. wystarczająco dużo, więc pozwól, że skoncentruję się na tych innych stronach. Zresztą, chyba tego oczekiwałeś. 
Amadeusz, jako postać, jest okej, tylko że... bardzo sztampowy. Dużo jest wyluzowanych, zmęczonych życiem i swoim zawodem, pewnych siebie bohaterów. A ten jeszcze na dodatek poluje na czarownice i przed walką pije jakiś specyfik... W połączeniu ze 'swojskim' klimatem rzeczywiście cholernie trudno nie pomyśleć o Wiedźminie (ale rozumiem, że to prawdopodobnie było zamierzone; tyle że efekt nie był powalający).
Sama historia... też klasyczna, z serii "przedstawiamy jedną z setek przygód naszego wyluzowanego, zmęczonego życiem i swoim zawodem, pewnego siebie bohatera". Muszę przyznać, że myk z Banshee i jej zespołem był fajny, chociaż nie musiałeś tak podkreślać, o co się rozchodzi, poprzez pisanie, że bęben brzmiał jak ryki. Czytelnik by się sam domyślił. Ale sam żart fajny, tak samo zaklęcie rzucone na smoka.
Ogólnie widać, że to Twoja druga skończona praca. I w niedopracowanym stylu, i sposobie w jaki wszystko prowadzisz... ale jak na drugą skończoną pracę to i tak niezły wynik. Błędów będzie coraz mniej przy następnych pracach. Budowanie klimatu i umiejętne tworzenie napięcia przyjdzie z czasem, może już przyszło, w końcu ponoć to dosyć stare opowiadanie.
Podsumowując, kilka zabawnych pomysłów zmieszanych ze sztampowością i nierozgrzanym, niedopracowanym piórem/klawiszem.

Amadeusz, jako postać, jest okej, tylko że... bardzo sztampowy. Dużo jest wyluzowanych, zmęczonych życiem i swoim zawodem, pewnych siebie bohaterów. A ten jeszcze na dodatek poluje na czarownice i przed walką pije jakiś specyfik... W połączeniu ze 'swojskim' klimatem rzeczywiście cholernie trudno nie pomyśleć o Wiedźminie (ale rozumiem, że to prawdopodobnie było zamierzone; tyle że efekt nie był powalający).

Sama historia... też klasyczna, z serii "przedstawiamy jedną z setek przygód naszego wyluzowanego, zmęczonego życiem i swoim zawodem, pewnego siebie bohatera". Muszę przyznać, że myk z Banshee i jej zespołem był fajny, chociaż nie musiałeś tak podkreślać, o co się rozchodzi, poprzez pisanie, że bęben brzmiał jak ryki. Czytelnik by się sam domyślił. Ale sam żart fajny, tak samo zaklęcie rzucone na smoka.
Ogólnie widać, że to Twoja druga skończona praca. I w niedopracowanym stylu, i sposobie w jaki wszystko prowadzisz... ale jak na drugą skończoną pracę to i tak niezły wynik. Błędów będzie coraz mniej przy następnych pracach. Budowanie klimatu i umiejętne tworzenie napięcia przyjdzie z czasem, może już przyszło, w końcu ponoć to dosyć stare opowiadanie.
Podsumowując, kilka zabawnych pomysłów zmieszanych ze sztampowością i nierozgrzanym, niedopracowanym piórem/klawiszem.

"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"