"Elita nędzarzy" - [fantasy, fragment opowiadania]

1
Dzień II



Obudziłem się dzisiaj rano z potwornym uczuciem głodu i pustą sakiewką. Rozważyłem wszystkie możliwości zarobienia i ruszyłem w stronę Wielkiej Katedry. Na placu przed świątynią prawie nikogo nie było, ale wkrótce ludzie zaczną tu ściągać na uroczystości z okazji Pogorzy. Dzisiaj nie wypada nie złożyć choćby najmniejszej jałmużny.

Niemal wszędzie w tym czasie przed kościołami powstają miasteczka nędzarzy, żebraków oraz wszelkiego rodzaju oszustów. W związku z tym w Madarenie panuje pewne nietypowe prawo: pod Wielką Katedrą może być z góry ustalona ilość żebraków, każdy nadmiarowy zostanie brutalnie potraktowany przez straż.

Drogi czytelniku, dziwny jest ten świat. Spotyka się grupa ludzi wyrzuconych poza nawias społeczeństwa. I co robią? Tworzą następną społeczność o niemal takich samych zasadach, co system, który ich wyrzucił. Tworzą podział społeczny. Zawsze w takiej grupie powstanie jakaś „elita”. Właśnie elita nędzarzy może żebrać pod Wielką Katedrą.

Gdy podszedłem, całe towarzystwo popatrzyło na mnie z nienawiścią. W końcu jestem dla nich konkurencją. Strażnicy szybko zauważyli nadterminowego żebraka. Odchodzę na bok i czekam. W końcu jeden z członków elity wstaje i idzie załatwić swoje potrzeby w jakimś zaułku. Podążam za nim. Po chwili wracam już sam. By uspokoić ciebie Czytelniku dodam, że nie zabiłem tego biedaka.

Zajmuję wolne miejsce. Elita nędzarzy jest wzburzona, ale nic nie może zrobić, bo zaczynają przychodzić klienci. Zakładam opaskę na oko i kładę obok siebie kule zdobyte na poprzednim rezydencie tego miejsca.

Ludzie mijają mnie i czasem rzucą jakiegoś miedziaka ślepemu na jedno oko kuternodze. Elita nędzarzy szemrze i pewnie spiskuje przeciwko uzurpatorowi. Sam zaś walczę. Z czym? Z własną dumą i sławą, czy raczej wspomnieniem o niej.

Wtedy przychodzi cień mojej przeszłości. Wysoki, barczysty ubrany w aksamitne szaty podbite futrem. U boku ma długi miecz, raczej zabawkę z ogromną ilością złoceń, ale dobrze wiem, że ten człowiek doskonale włada bronią. Nagle zatrzymuje się i patrzy w moją stronę. Znieruchomiałem i licząc, że mnie nie pozna.

- Kasztelanie, coś się stało?

- Nic ważnego. Przez chwilę zdawało mi się, że zobaczyłem mojego przyjaciela. Ale on niestety nie żyje od dwóch lat – usłyszałem charakterystyczny baryton.

Tak, masz rację przyjacielu. Tamten rycerz w lśniącej zbroi już nie żyje. Został jedynie brudny uciekinier ukrywający się pod fałszywym imieniem, by nie splamić swojej dawnej sławy.

Uśmiechnął się tajemniczo i rzucił mi pełną sakiewkę. Czyżby… nie to niemożliwe. Biorę jałmużnę, nawet nie sprawdzając jej zawartości. Elita nędzarzy zaczyna głośniej szemrać na widok udzielonej mi łaski.

Powoli Wielka Katedra zaczęła się wypełniać ludźmi. Nadchodzący tłum coraz bardziej rzednie. Wstaję i odchodzę stąd. Zarobiłem na co najmniej kilka dni mojej podróży. Może w końcu kupię nowe ubranie i zażyję kąpieli w łaźni. Kusząca myśl.

Zauważyłem, że ktoś mnie śledzi. Elita nędzarzy wysłała za mną trzech obdartusów uzbrojonych w pałki i noże. W końcu władza nie znosi konkurencji. Głupcy pewnie nie zauważyli krótki miecz ukryty w obszernych łachmanach, w które jestem ubrany.

Zbliżam się do wschodnich murów miasta. Widzę baszty: Szewską i Rzeźnicką. Wysłannicy elity nawet nie próbują się kryć z tym, że mnie śledzą. Zapach krwi z mijanych jatek pobudza moje zmysły. Chcę się zatrzymać i chłonąć ten aromat każdą częścią mego ciała. Ledwo się powstrzymuję i idę dalej.

Wtedy go zobaczyłem. Jeszcze niedawno nazywałem go Przyjacielem. A teraz? Nie wiem. Zmienił się. Ma na sobie kolczugę i resztki czegoś, co kiedyś było jego płaszczem. Zmierzwione, brudne włosy oraz broda w jeszcze gorszym stanie. Szaleństwo w oczach. Nie przypomina już pięknego rycerza, na którego widok wszystkie panny traciły dech w piersiach. Chociaż z drugiej strony ja wyglądam pewnie znacznie gorzej.

Twarz Przyjaciela wykrzywił obłąkańczy uśmiech. Wyciągnął miecz i ruszył w moją stronę, by kontynuować ten szalony pościg. Stoję jak wryty. W końcu zaczynam biec ile mam sił w nogach i skręcam w najbliższy zaułek. Uciekam. Ile razy to się już powtarza? Nawet nie chcę już tego wiedzieć. Jednak któregoś dnia mnie złapie, a ja nie będę w stanie go pokonać. Nigdy go nie zabiję, a on nie przerwie polowania.

Słyszę jakieś przepychanki. Uciekaj durniu. Odwracam się odruchowo. Wysłańcy elity nędzarzy zderzyli się w wąskim przejściu z Przyjacielem.

- On jest nasz! – krzyknął któryś z nich i spróbował go pchnąć nożem.

Odwróć się, idioto! W końcu zgadzam się z głosem rozsądku i biegnę dalej. Gdyby ci durnie wiedzieli, kogo zaatakowali. Ważne, że dali mi trochę cennego czasu. Uciekam wąskimi uliczkami Madarenu. Słyszę w oddali krzyk.

- Jeszcze ciebie złapię wilkołaku! Złapię i wypruję flaki. Nigdy nie zapomnę, co zrobiłeś. Słyszysz?

Słyszę. Pędzę jeszcze szybciej. Uciekam. Przed nim, przeszłością, wyrzutami sumienia i słowem, którego echo ciągle dudni mi w uszach.

Wilkołak.
Ostatnio zmieniony śr 18 lut 2009, 17:56 przez Barven, łącznie zmieniany 1 raz.

2
Po pierwsze: nie masz ty literówki w tytule?



Barven, ja się w pełni z tobą zgadzam, tylko mam mieszane uczucia co do poniższego zdania. "Obudziłem się dziś rano" - w moment pojąłem, że gdybyś wyciął dwa ostatnie słowa, efekt byłby identyczny. No bo po co grodzić czytelnikowi dalszą drogę zbędnymi tworami? Przecież on pragnie by przyjemność napływała do niego szybko, a na przeszkody natrafiać nie chce!!! - to po drugie. :D

 – Zrozumiano generale?

Odpowiedź:

 – Szeregowy... NIE ROZKAZUJCIE MI! :D
Obudziłem się dzisiaj rano z potwornym uczuciem głodu i pustą sakiewką.

Zakładam opaskę na oko i kładę obok siebie kule zdobyte na poprzednim rezydencie tego miejsca.
A nie powinno być "po"? Głupio mi będzie, jeśli się mylę, bo ludzie gotowi by pożreć, ale zaryzykuję. A to WSZYSTKO specjalnie dla twojego dzieła! No i tych bezpośrednich zwrotów do CZYTELNIKA, rozumiesz? :D


Wtedy przychodzi cień mojej przeszłości. Wysoki, barczysty ubrany w aksamitne szaty podbite futrem. U boku ma długi miecz, raczej zabawkę z ogromną ilością złoceń, ale dobrze wiem, że ten człowiek doskonale włada bronią. Nagle zatrzymuje się i patrzy w moją stronę. Znieruchomiałem i licząc, że mnie nie pozna.
A tu taka niespodziewana zmiana... (uu, zapomniałem jak to się nazywa). Chodzi o to, że w jednym zdaniu sytuacja opowiadana jest tak: zatrzymuje się, patrzy. A w drugiej z kolei: znieruchomiałem. Winien żeś raczej pisać "nieruchomieje". No, na miłość, jak to się nazywa? :D Ktoś wie?

W końcowej fazie fragmentu, mowa o ostatnim zdaniu, wkradł się niepotrzebny spójnik "i", albo urwałeś zdanie.


Głupcy pewnie nie zauważyli krótki miecz ukryty w obszernych łachmanach, w które jestem ubrany.
A co to? "Krótki miecz"? Raczej "krótkiego miecza ukrytego...". No i gites. Wstydź mi się ty, wstydź takich zdań. Nie wolno! - jak dzieciakowi będę tłumaczyć :D



Kuuurde! Bardzo fajnie zaprezentowałeś fragmencik. Chciałbym się dłużej rozwodzić na temat narracji, jaką władasz. Ale po co to wszystko, skoro sam dobrze wiesz, jak jest. Dobrze jest, no! Podobało mi się, jakżeby inaczej. A ty, jako CZŁOWIEK DOBREJ WOLI, byłbyś tak dobry i zaprezentował dalszą część tego wszystkiego. No może inaczej, TEGO WSZYSTKIEGO, zasłużyło by z dużej litery pisać. Naprawdę.



Trzymaj się ciepło. Siii juuu! :D

3
Dzięki za weryfikację. Jeśli chodzi o te rady to w sumie masz rację. Rzeczywiście w tytule jest literówka:/ A to coś to chyba jest niespójność czasowa.

Dlaczego pisze bezpośrednio do czytelnika to jest wyjaśnione w notatce z pierwszego dnia.

Jeśli chodzi o dalszą część to jest mały problem. Ten tekst pierwsz y raz pisałem rok temu. Utknąłem gdzieś na 4 dniu dziennika i przerwałem. Po dłuższej przerwie wróciłem do tekstu. Zobaczyłem największe błędy i zacząłem pisać od nowa. Miałem niezły pomysł na zmianę drugiego dnia i wczoraj skończyłem go poprawiać. Reszta tekstu albo nie istnieje lub muszę go poprawić:( Wrzucę go od razu jak napiszę

4
Dziwne są dla mnie opowiadania, w których bohater zwraca się do czytelnika, zwłaszcza takie jak twoje. O tym będzie dalej.


Obudziłem się dzisiaj rano z potwornym uczuciem głodu i pustą sakiewką.


Nie wiem czemu, ale ja bym podzielił to zdanie na dwie części, czy to przecinkiem czy kropką. Zestawiasz ze sobą głód i pustą sakiewkę. Jedno jest efektem drugiego, może dlatego mi się to wydaje... Nie wiem jak to określić. Dziwne po prostu.


Strażnicy szybko zauważyli nadterminowego żebraka.
Nie rozumiem jak wyłapali tego nadterminowego żebraka. Zapamiętali twarze wszystkich wcześniej przybyłych? Czy zobaczyli jak nadchodzi? A może nosili specjalne opaski mówiące - "jestem tu legalnie"?



Tworzą następną społeczność o niemal takich samych zasadach, co system, który ich wyrzucił. Tworzą podział społeczny.
Tworzą, tworzą.


By uspokoić ciebie Czytelniku dodam, że nie zabiłem tego biedaka.
Czy na pewno czytelnik potrzebuje uspokojenia? Mógłbyś później w tekst wpleść zdanie, że członek elity leży w zaułku związany czy ogłuszony. Na przykład, że znaleźli go idący do katedry. Nie wiem, nie lubię takich ostentacyjnych zwrotów do czytelnika.


Elita nędzarzy jest wzburzona, ale nic nie może zrobić, bo zaczynają przychodzić klienci.
Ależ dlaczego nie mogą nic zrobić? Samo nadejście... A właśnie, dlaczego klienci? Zupełnie nie pasuje mi tutaj to słowo. Nie widzę tutaj wymiany sprzedawca - klient. Jedynie ofiarę, w tym przypadku raczej żebracy są klientami, korzystają z usług "banku" jakimi są ludzie zmierzający do świątyni.


Elita nędzarzy wysłała za mną trzech obdartusów uzbrojonych w pałki i noże.
Szli tak ulicą machając na prawo i lewo swoją bronią? Czy bohater jest wszechwiedzący i w dodatku widzi przez ubrania? Nie wydaje mi się żeby śledzili go z orężem na widoku.



Ech... Takie niezbyt ciekawe to opowiadanie. Jestem tylko ciekaw dlaczego bohater został nazwany "wilkołakiem". Nic więcej. Jednak poczekam na dalszą część żeby się dowiedzieć.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

5
Pierwsze zdanie - czas przeszły.

Pierwsze zdanie drugiego akapitu - teraźniejszy :/

Pierwsze zdanie trzeciego akapitu - on mówi do mnie! O_o <nie znosi tej narracji...>

Pierwsze zdanie czwartego akapitu - czas przeszły <tak będzie w kółko? >


Strażnicy szybko zauważyli nadterminowego żebraka.
nadterminowy? Jaki to jest nadterminowy? że był umówiony w innym terminie?


Podążam za nim. Po chwili wracam już sam. By uspokoić ciebie Czytelniku dodam, że nie zabiłem tego biedaka.
po pierwsze primo - co z tymi krótkimi zdaniami? O_o dynamizm tutaj wprowadzasz? ale jego tu nie ma O_o

po drugie primo - ja nawet nie pomyślałam, że bohater mógł go zabić O_o



Klienci żebraków? O_________o


Znieruchomiałem i licząc, że mnie nie pozna.
rozumuję, że "i" to przypadek?


Kod: Zaznacz cały

Głupcy pewnie nie zauważyli krótki miecz ukryty w obszernych łachmanach, w które jestem ubrany. 
nie zauważyli - kogo? czego?- krótkiego miecza


Zapach krwi z mijanych jatek pobudza moje zmysły.
wyskakujesz z jakimiś jatkami? O_o jakimi jatkami?!

<Arri edit: wszechwiedząca Pika mówi, że jatka to takie miejsce przed rzeźnią -> jeśli o to chodzi, to nie błędu - i ja przepraszać - boziu, jak ja nie lubię tej gupiej fantastyki>


Słyszę jakieś przepychanki. Uciekaj durniu.
to do mnie? O_o



O ja.

Styl mi się zupełnie nie podoba. Zdania raz krótkie, raz długie - zupełnie nie czułam dynamiki w czasie ucieczki. Nic, bach, bum, płasko. Rozbijałam się przez te literki i próbowałam czytać dalej ale z każdym zdaniem czułam jak idę na dno... jak Tytanic... dlaczego di Caprio musiał umrzeć? Trudno to się czyta - chaos stylowy i jak dla mnie dużo pracy przed tobą zanim będziesz uczytywalny.

Fabuła - nie lubię fantasy :P miecze, sakiewki, krew i wilkołaki - w tak krótkim fragmencie ciężko oceniać fabułę, bo może dalszy ciąg jest lepszy. Póki co - znowu trafiłam na górę lodową. No bo, w tym fragmencie rozumiem masz nas zaciekawić. Czytelnik ma sobie myśleć - hoho, co to się stało, że jest żebrakiem? dlaczego przyjaciel na niego poluje? co ma mu za złe? czy on serio jest wilkołakiem? -> nie udało się. Nawet o tym nie myślę. Nie interesuje mnie to.

Może to też kwestia stylu - że nie chcę dalej czytać czegoś, czego czytanie przychodzi mi z tak wielkim trudem<bólem?>. No nie wiem, subiektywnie oceniając - pomysł też mi się nie podobał.

Póki co - na nie. Pisz dalej, czytaj, ćwicz i rób co tam robisz - będzie lepiej ;)



Pozdrawiam serdecznie :)
"It is perfectly monstrous the way people go about, nowadays, saying things against one behind one's back that are absolutely and entirely true."

"It is only fair to tell you frankly that I am fearfully extravagant."
O. Wilde

(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.

6
nadterminowy? Jaki to jest nadterminowy? że był umówiony w innym terminie?
Pod Katedrą jest ustalona ilość wolnych miejsc dla żebraków. Nadterminowy jest rzeczywiście raczej złym określeniem. Może lepiej byłoby użyć nadmiarowy, dodatkowy lub inny synonim
Klienci żebraków
Tak, klienci. Są Pogorza, w tym czasie ludzie powinni złożyć jałmużnę dla biednych. Jednak robią to dla tradycji nie z powodu potrzeby duchowej. Po prostu kupują sobie spokój ducha.

Uciekaj mówi sam do siebie.

Co do czasu... To rzeczywiście trochę go mieszam:/

7
To raczej szkic opowiadania (dobry), które mogłoby powstać.

Jest tu zarys akcji, problem, bohater, tło społeczne - elita nędzarzy. Podoba mi się. Natomiast nie podoba mi się statyczna narracja i tłumaczenia w stylu bezpośredniego zwrotu do Czytelnika: uspokoję cię, nie zabiłem go.

A czemu właściwie masz uspokajać?

Właśnie masz nie uspokajać. Ma być napięcie, niepokój, dwuznaczność.

Przypomina mi się taki film z Samuelem L. Jacksonem, Negocjator. Tam jest główny bohater, który został oskarżony o złe rzeczy. Bierze zakładników i próbuje wmówić widzom, że walczy o swoje dobre imię i sprawiedliwość. Sięga (jest zmuszany przez nieokreślone, ale wrogie siły) po drastyczne środki. Wyprowadza zakładnika do pokoju i tam strzela. To dramatyczny moment. Jako widz jestem przekonana, że zabił człowieka. I zaczynam wątpić, czy rzeczywiście bohater jest niewinny. Czy - nawet jeśli na początku był niewinny - teraz nie posunął się za daleko. Przez tę jedną scenę przewartościowuję całą historię. Zastanawiam się. Dopiero pod koniec okazuje się, że bohater zainscenizował morderstwo. Tylko strzelił, człowiek żyje. Leży związany i zakneblowany. To miało uwiarygodnić bohatera w oczach jego wrogów i w moich jako widza, że jest już zdesperowany, że gotów jest sięgnąć po ostateczne środki i przed niczym się nie cofnie.

U ciebie mogłoby to być podobnie rozegrane. Nie jest. Jeszcze nie zdążysz naładować pistoletu a już krzyczysz: uwaga, podpucha!
- Nic ważnego. Przez chwilę zdawało mi się, że zobaczyłem mojego przyjaciela. Ale on niestety nie żyje od dwóch lat – usłyszałem charakterystyczny baryton.

Tak, masz rację przyjacielu. Tamten rycerz w lśniącej zbroi już nie żyje. Został jedynie brudny uciekinier ukrywający się pod fałszywym imieniem, by nie splamić swojej dawnej sławy.

Uśmiechnął się tajemniczo i rzucił mi pełną sakiewkę.
To chyba ważny w opowieści fragment ale napisany tak tajemniczo, że nic z tego nie rozumiem. To znaczy: sens zdań pojmuję, ale rozumem tego nie ogarniam :)

Pisać prosto. Kolejno stawiać problemy, otwierać i zamykać wątki - to naprawdę ma sens. Bardzo źle się czyta opowiadania, w których efekt tajemnicy, grozy i narastającego napięcia Autor chce stworzyć i utrzymać przez pisanie tak hermetycznych tekstów, jakby sam fakt wspominania o pewnych sprawach groził jemu i Czytelnikowi śmiercią w okrutnych męczarniach. Stąd pisze o bohaterze nie podając jego imienia, nie mówi co robi, dokąd zmierza, kim jest, co właściwie mu się przydarza. A teraz Czytelniku się baw i czytaj i próbuj to pojąć i zrozumieć.

Czytelnik to zwierzę dość leniwe i płochliwe. Zajrzy, nie zainteresuje się, nie zwiąże emocjonalnie z bohaterem w ciągu kilku stron i przepadło. Na resztę historii, choćby to było pisane złotymi literami - ani spojrzy. Więcej, zapamięta sobie, żeby tego Autora łukiem szerokim omijać.

A nie o to chodzi.

Czyli tak:

1/ wprowadzenie do historii, przedstawienie trochę bohatera, przynajmniej niech ma jakieś imię (może być zmyślone, byle jakie, nadane przez przypadkową dla historii osobę), ale niech Czytelnik ma go jak w myślach nazwać

2/ budować napięcie a nie uspokajać Czytelnika, że nic się strasznego nie dzieje.



Podoba mi się zakończenie. To ostatnie słowo jest dla mnie nadzieją, że coś tam się ma zadziać, coś tam nosisz w sobie :) Może dałabym się skusić na dalszy ciąg.



Zuzanna
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek

uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek

Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”