Dzień II
Obudziłem się dzisiaj rano z potwornym uczuciem głodu i pustą sakiewką. Rozważyłem wszystkie możliwości zarobienia i ruszyłem w stronę Wielkiej Katedry. Na placu przed świątynią prawie nikogo nie było, ale wkrótce ludzie zaczną tu ściągać na uroczystości z okazji Pogorzy. Dzisiaj nie wypada nie złożyć choćby najmniejszej jałmużny.
Niemal wszędzie w tym czasie przed kościołami powstają miasteczka nędzarzy, żebraków oraz wszelkiego rodzaju oszustów. W związku z tym w Madarenie panuje pewne nietypowe prawo: pod Wielką Katedrą może być z góry ustalona ilość żebraków, każdy nadmiarowy zostanie brutalnie potraktowany przez straż.
Drogi czytelniku, dziwny jest ten świat. Spotyka się grupa ludzi wyrzuconych poza nawias społeczeństwa. I co robią? Tworzą następną społeczność o niemal takich samych zasadach, co system, który ich wyrzucił. Tworzą podział społeczny. Zawsze w takiej grupie powstanie jakaś „elita”. Właśnie elita nędzarzy może żebrać pod Wielką Katedrą.
Gdy podszedłem, całe towarzystwo popatrzyło na mnie z nienawiścią. W końcu jestem dla nich konkurencją. Strażnicy szybko zauważyli nadterminowego żebraka. Odchodzę na bok i czekam. W końcu jeden z członków elity wstaje i idzie załatwić swoje potrzeby w jakimś zaułku. Podążam za nim. Po chwili wracam już sam. By uspokoić ciebie Czytelniku dodam, że nie zabiłem tego biedaka.
Zajmuję wolne miejsce. Elita nędzarzy jest wzburzona, ale nic nie może zrobić, bo zaczynają przychodzić klienci. Zakładam opaskę na oko i kładę obok siebie kule zdobyte na poprzednim rezydencie tego miejsca.
Ludzie mijają mnie i czasem rzucą jakiegoś miedziaka ślepemu na jedno oko kuternodze. Elita nędzarzy szemrze i pewnie spiskuje przeciwko uzurpatorowi. Sam zaś walczę. Z czym? Z własną dumą i sławą, czy raczej wspomnieniem o niej.
Wtedy przychodzi cień mojej przeszłości. Wysoki, barczysty ubrany w aksamitne szaty podbite futrem. U boku ma długi miecz, raczej zabawkę z ogromną ilością złoceń, ale dobrze wiem, że ten człowiek doskonale włada bronią. Nagle zatrzymuje się i patrzy w moją stronę. Znieruchomiałem i licząc, że mnie nie pozna.
- Kasztelanie, coś się stało?
- Nic ważnego. Przez chwilę zdawało mi się, że zobaczyłem mojego przyjaciela. Ale on niestety nie żyje od dwóch lat – usłyszałem charakterystyczny baryton.
Tak, masz rację przyjacielu. Tamten rycerz w lśniącej zbroi już nie żyje. Został jedynie brudny uciekinier ukrywający się pod fałszywym imieniem, by nie splamić swojej dawnej sławy.
Uśmiechnął się tajemniczo i rzucił mi pełną sakiewkę. Czyżby… nie to niemożliwe. Biorę jałmużnę, nawet nie sprawdzając jej zawartości. Elita nędzarzy zaczyna głośniej szemrać na widok udzielonej mi łaski.
Powoli Wielka Katedra zaczęła się wypełniać ludźmi. Nadchodzący tłum coraz bardziej rzednie. Wstaję i odchodzę stąd. Zarobiłem na co najmniej kilka dni mojej podróży. Może w końcu kupię nowe ubranie i zażyję kąpieli w łaźni. Kusząca myśl.
Zauważyłem, że ktoś mnie śledzi. Elita nędzarzy wysłała za mną trzech obdartusów uzbrojonych w pałki i noże. W końcu władza nie znosi konkurencji. Głupcy pewnie nie zauważyli krótki miecz ukryty w obszernych łachmanach, w które jestem ubrany.
Zbliżam się do wschodnich murów miasta. Widzę baszty: Szewską i Rzeźnicką. Wysłannicy elity nawet nie próbują się kryć z tym, że mnie śledzą. Zapach krwi z mijanych jatek pobudza moje zmysły. Chcę się zatrzymać i chłonąć ten aromat każdą częścią mego ciała. Ledwo się powstrzymuję i idę dalej.
Wtedy go zobaczyłem. Jeszcze niedawno nazywałem go Przyjacielem. A teraz? Nie wiem. Zmienił się. Ma na sobie kolczugę i resztki czegoś, co kiedyś było jego płaszczem. Zmierzwione, brudne włosy oraz broda w jeszcze gorszym stanie. Szaleństwo w oczach. Nie przypomina już pięknego rycerza, na którego widok wszystkie panny traciły dech w piersiach. Chociaż z drugiej strony ja wyglądam pewnie znacznie gorzej.
Twarz Przyjaciela wykrzywił obłąkańczy uśmiech. Wyciągnął miecz i ruszył w moją stronę, by kontynuować ten szalony pościg. Stoję jak wryty. W końcu zaczynam biec ile mam sił w nogach i skręcam w najbliższy zaułek. Uciekam. Ile razy to się już powtarza? Nawet nie chcę już tego wiedzieć. Jednak któregoś dnia mnie złapie, a ja nie będę w stanie go pokonać. Nigdy go nie zabiję, a on nie przerwie polowania.
Słyszę jakieś przepychanki. Uciekaj durniu. Odwracam się odruchowo. Wysłańcy elity nędzarzy zderzyli się w wąskim przejściu z Przyjacielem.
- On jest nasz! – krzyknął któryś z nich i spróbował go pchnąć nożem.
Odwróć się, idioto! W końcu zgadzam się z głosem rozsądku i biegnę dalej. Gdyby ci durnie wiedzieli, kogo zaatakowali. Ważne, że dali mi trochę cennego czasu. Uciekam wąskimi uliczkami Madarenu. Słyszę w oddali krzyk.
- Jeszcze ciebie złapię wilkołaku! Złapię i wypruję flaki. Nigdy nie zapomnę, co zrobiłeś. Słyszysz?
Słyszę. Pędzę jeszcze szybciej. Uciekam. Przed nim, przeszłością, wyrzutami sumienia i słowem, którego echo ciągle dudni mi w uszach.
Wilkołak.
"Elita nędzarzy" - [fantasy, fragment opowiadania]
1
Ostatnio zmieniony śr 18 lut 2009, 17:56 przez Barven, łącznie zmieniany 1 raz.