
"Piórko"
Nie tak dawno temu; wysoko, wysoko w górze, gdzie słońce świeci najjaśniej i zsyła ciepło na naszą planetę; gdzie ludzkie oko nie sięga i żaden człowiek nigdy nie było, mimo lotów kosmicznych i lądowań na Księżycu; gdzie nigdy nie pada deszcz i prawie nie ma żywych stworzeń zaczyna się nasza opowieść. Mieszka tam jedna, jedyna istota, tak nie podobna do innych na Ziemi – Feniks. Jest to niezwykłą ptak; żyje bardzo długo, a gdy po pięciuset latach umiera i staje w płomieniach, odradza się z własnych popiołów. Jest strażnikiem Księgi, w której zapisano to, co się dzieje teraz i to, co będzie się działo w przyszłości[1]; nieśmiertelnym stworzeniem, od początków świata pilnującym Księgi Wieczności, które tylko raz odeszło od posterunku, kiedy tam, w dole, umarł Doskonały, przyjąwszy postać Niedoskonałego.
Nie Feniks jednak jest bohaterem tej historii, a małe czerwonozłote piórku, które, podczas śmierci tego szlachetnego ptaka, nie uległo spaleniu, lecz, pod wpływem lekkiego powiewu wiatru, uniosło się i wyfrunęło z gniazda.
Spadało długo, ze stałą prędkością, mając za nic przyspieszenie grawitacyjne; tak spokojnie i leniwie a jednak wytrwale, ku ziemi, ku ludziom.
Po pewnym czasie natrafiło na chmury. Jeszcze nigdy żadne pióro Feniksa nie znalazło się tak nisko, tak blisko powierzchni planety. Wpłynęło między obłoki, a wokół niego pojawiła się biała mgiełka. Wyglądała trochę jak ono, taka przezroczysta i leciutka, jednak nie było tym, czego piórko szukało. Nie zważając więc na protesty chmur, które chciały je zatrzymać dla siebie, pofrunęło niżej, ku światłom wielkiego miasta.
Minęło sporo czasu zanim opadło na tyle, by mogło rozróżnić budynki metropolii. Z ciekawością patrzyło na metalowe kloce okryte zimnym szkłem, za którym było widać tak podobne do siebie i tak różne stworzenia, poruszające się bez głębszego celu tam i z powrotem, nazywające siebie dumni Władcami Planety. Gdyby piórko mogło, zmrużyło by oczy by lepiej widzieć te dziwne istoty, siedzące lub biegające gorączkowo, przykładające małe przedmioty do głowy i mówiące do nich tak głośno, że wszyscy naokoło słyszą wyraźnie każde słowo. „To nie jest to czego szukam” pomyślało i pofrunęło dalej, popychane wiatrem.
Z nieba zaczął padać biały puch. Tysiące malutkich drobinek zbliżało się do piórka, śmiejąc się i tańcząc. „Jesteśmy śnieżynkami” wołały i opadały szybko na ziemię, by po jej dotknięciu roztopić się i zamienić w kropelkę wody. „Ich życie jest krótkie” pomyślało piórko. „Ale jakie szczęśliwe” i poleciało dalej, w dół, a światła miasta robiły się coraz większe.
Dużo niżej, na ulicach, byli ludzie, idący szybko przed siebie; niektórzy nieśli paczki, różnego kształtu i koloru. „Dokąd oni się tak śpieszą?” zdziwiło się piórko, latając nad ich głowami. Obserwowało ich uważnie. Minęło sporo czasu zanim ulice opustoszały. Wszyscy gdzieś znikli, tylko jeszcze parę osób chodziło po mieście. Piórko rozglądało się po we wszystkie strony. Nagle usłyszało piękną melodię i czysty, dziecięcy głos śpiewający pieśń.
…Bóg się rodzi…
„Kim jest Bóg”?
…moc truchleje…
„Jaka moc, czemu ona truchleje?”
…Pan niebiosów obnażony…
„Panem nieba jest Feniks, czy o nim jest ta pieśń?
…ogień krzepnie…
„Gdy Feniks się spala nic nie jest w stanie tego zatrzymać. Może głos śpiewa o Kimś innym?”
…blask ciemnieje…
Na niebie pojawiły się gwiazdy mrugające wesoło do piórka. „Chodź do nas, chodź!” wołały ale ono nie zwracało na nie uwagi, zasłuchane w pieśń.
…ma granice Nieskończony…
„Jak Ktoś nieskończony może mieć granice? To bezsensu…” zastanawiało się piórko i chciało podlecieć do głosu. Ale wiatr dmuchał coraz mocniej i mocniej przeszkadzając mu w dotarciu do źródła pieśni.
...wzgardzony, okryty chwałą…
Piórko stawiało opór ale gdy tylko posunęło się odrobinę do przodu, zaraz zimne powietrze cofało je.
…śmiertelny Król nad wiekami…
Głos śpiewał coraz mocniej i głośniej; pieśń zmierzała ku końcu.
…a Słowo Ciałem się stało i mieszkało między nami.
Piórko zatrzymało się w powietrzu. Powoli, powolutku zaczęło odkrywać sens tego co przed chwilą usłyszało; tego czego szukało od początku podróży… Ale potem wiatr zawiał mocniej i piórko odleciało.
Długo, długo leciało smagane zimnym wiatrem. Śnieżynki przestały je odchodzić, mimo, że tańczyły pięknie w powietrzu; na gwiazdy nie zwracało uwagi, mimo, że migotały radośnie na niebie. Rozpaczało. Zaczęło zapominać słowa pieśni. Ale jej jedno, ostatnie zdanie ciągle rozbrzmiewało echem w tej zimnej, cichej nocy.
Po chwili doleciało do wielkiego budynku z czerwonej cegły, z wysokimi, kolorowymi oknami i pięknym dzwonem na wieży. Przybliżyło się do szyby. W środku było wielu ludzi, uśmiechających się radośnie, którzy śpiewali tą samą pieśń, co wcześniej dziecięcy głos. Ale to nie oni przyciągnęli uwagę piórka. Przed nimi, na podwyższeniu, stała malutka chatka, otoczona zwierzątkami. Pod jej dachem siedziało dwoje ludzi, a koło nich leżało małe Dziecko.
Piórko zrozumiało wreszcie po co przybyło na ziemię. Ucieszyło się niezmiernie i chciało dostać się do środka budynku. Przefrunęło przez otwarte drzwi i, unosząc się ponad głowami ludzi, powoli zbliżało się do chatki z Dzieckiem. Było już tuż, tuż, gdy ktoś nagle otworzył drugie drzwi. Powiew wiatr, który się pojawił, wyrzucił piórko na zewnątrz.
Poleciało wysoko, wysoko, daleko, daleko od chatki z Dzieckiem ale nie było zmartwione. Tam, w jednej chwili, zrozumiało co je czeka. Będzie błąkać się po świecie, poznając nowe miejsca i krainy, aż w końcu, gdy Feniks spłonie po raz ostatni, przyjdzie Doskonały, który zerwie pieczęci Księgi Wieczności i skończy się ten świat. Wtedy piórko znajdzie się blisko Nieskończonego i będzie przy Nim, wielbiąc Go z radością i całą swoją wolą po wsze czasy.
[1] Egipska „ Księga Umarłych”, ok. 2000 lat p.n.e.