„Rychłoż się zejdziem znów!” – Powiedział Stach żymełka niewieście, która pięknie utrzymanymi dłońmi rachowała, oblizując się szyderczo, ostatnią ratę jego. „Zaprawdę zdrowym bądź! A nim minie trzydzieści dni i trzydzieści nocy, dalibóg, rychłoż się zejdziem znów!!!” – odpowiedziała mu ta strzyga, a Staszek z zagadkowym uśmiechem na rumianych jagodach opuścił dział kredytów przychylnego banku. Jasny umysł Stanisława od dawna bowiem trawił ideę, która zrewolucjonizowałaby świat usług.
„Czas ludzi przyciągnąć” – powiedział swej brzemiennej powinowatej nad garncem pełnym zaskwarzonych pyr.
„Ludzie nie magnes, mój małżonku drogi. Popatrz, onucki ci świeże zgotowałam. Naści” – powiedziała wierna żona jego.
I wtedy staszkowe usta wypowiedziały zdanie, które do dziś i na wieki wieków będzie cytowane. Zdanie będące kwintesencją staszkowości i głębokiego, ogólnie pojmowanego humanizmu. Z ust jego padły słowa, w których zawarł ogromną troskę o losy ludzkości:
„Nie oto chodzi, babo z brzuchem na wierzchu...”
I Stach zadumał się nad losem biednych owieczek bożych tułających się bez sensu i celu po obszarach głodu.
Strusie. To w nich upatrywał przyszłość swoją, swojej rodziny i całego świata!
„Te wielkie stworzenia ani nie odlecą, ani nie będą zanieczyszczać guanem naszych klap marynarkowych. Strusie znoszą olbrzymie jaja o pojemności trzydziestu jajek kurzeńczych. To znaczy, że... Wiesz, co to babo znaczy?! Wyżywimy, moja luba Etiopię, Mozambik i Wyspy Zielonego Przylądka!!! Wyżywimy Syberię i zapadłe wioski Uralu!!! Damy jeść Kenijskim saracenom i ubogim Suwałkom...”
„W Suwałkach mają co jeść.” – małżonka pokiwała głową znad ręcznej robótki.
„To będą jedli więcej, a z resztą to tylko była metafora.”
I Staszek huknął w stół do świata jako takiego.
Pół roku trwało załatwienie formalności i sfinansowanie zaskórniacze owego przedsięwzięcia. Z zakupionych w euforii czterystu jaj strusich, wylęgło się ponad trzysta ptaszyn.
Na marginesie powiem, że pokłady ich nawozu, dwieście milionów lat później nazwano agrokambrem i wykorzystywano do wydobywania i przewożenia bez celu na Plutona, gdzie spowodowało to zasianie życia opartego wcale nie na związkach białka, ale na wyziewach ze strusiowego guana. Powstałe życie niestety rozumem nie grzeszyło. Przeciwnie, było strasznie głupie.
To oczywiście daleka przyszłość. Strusiowy interes trwał trzy lata. Siedlisko rodu żymełków przez ten czas rozrosło się i rozbudowało. Ktoś, kto w tamtym okresie znalazłby się opodal ptasiej farmy, zobaczyłby równinę pełną posegregowanych olbrzymich jaj. Widok, jak z planety obcych, ósmych pasażerów w chwili decydującego starcia z rzeczywistością.
Całe to przedsięwzięcie nie przyniosło Staszkowi zysku, ale przyniosło sławę. To była jego pierwsza tak poważna porażka, której nigdy później nie zapomniał. Niestety, w napięciu strusiowego interesu, Staszek nie zapłacił ostatniej raty onegdaj wziętego kredytu studenckiego. Nieszczęsny Stach!!! Mnogie urzędy państwowe skazały go na wieloletnie bycie uczestnikiem działań biurokracji. Staszkowe wnuki sprzedając tę makulaturę, doczekały się wspaniałych emerytur i rent, choć też wstydziły się tego z cicha pęk.
A wszystko to opowiedział mi pewien znajomy znajomego, który widział Staszka zbierającego kombajnem rozrzucone na kilku hektarach strusie pióra i popłakującego w fałdy zmizerowanej kufajki. ów znajomy znajomego zaklina się, że widział, jak Staszek żymełka, za pomocą topionego wosku próbował je łączyć drżącymi palcami w skrzydła. Może chciał wyrwać się z tego świata pełnego zła, nienawiści i obłudy? świata, gdzie rządzi pieniądz i amerykański styl życia...
A co było z nim dalej?
Rychłoż się zejdziem znów...
Ikar nowych czasów (miniatura z lekkim przesłaniem
1"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll