"Nie lubię niespodzianek"

1
31.12.2008

Od samego początku nic mi się nie udaje. Tak nieprzystosowana do życia jednostka nie powinna zabierać tlenu praworządnym obywatelom. łatwiej byłoby urodzić się Spartanką. Tam na pewno przejrzeliby moją ułomność i zanim zdążyłabym się na dobre zadomowić (o ile możliwe jest zadomowienie się na tym padole łez i cierpienia) siup ze skały! Ale, jak już powiedziałam, mnie nic się nie udaje, nawet urodzić nie umiałam się porządnie. Przecież ostatni rok to jakiś koszmar. Siedzę cały czas w czterech ścianach, nie widuję światła słonecznego i nie ma tu nic do rzeczy centymetrowa warstwa brudu na szybach. światło słoneczne mnie razi. Nawet po zmierzchu, kiedy wychodzę do supersamu kupić karton papierosów i prażynki, wkładam okulary przeciwsłoneczne. Od roku żyję jak kret, zagrzebana w pościeli i resztkach pożywienia. A dzisiaj na domiar złego sylwester i moje 25 urodziny. Nigdy nie byłam specjalnie towarzyska, ale spędzać ten dzień samotnie to już porażka. Co prawda Lilly wpadła rano (koło 14.00), przyniosła mi chińszczyznę i, kiedy ja usiłowałam udusić dzwoniący budzik, zdążyła ogarnąć kuchnię i łazienkę, wynieść dwie reklamówki pustych butelek po winie, zrobić dozorcy awanturę, z powodu zepsutego ogrzewania i zapakować kilka ton ciuchów do pralni, po czym wyciągnęła mnie za bladą nogę, nieopatrznie wystającą spod kołdry, umyła, ubrała i zabrała na kawę. Kelner gapiąc się na nią omal nie wylał mi gorącego espresso na kolana. Nic nie powiedziałam, bo i wcale mu się nie dziwię- naprawdę jest na co popatrzeć. Na przykład na wielkie niebieskie oczy, albo rude, kręcone włosy, albo biust rozmiaru DD. Biorąc te wszystkie rzeczy pod uwagę, doprawdy nie wiem, dlaczego ona wciąż się ze mną przyjaźni: może to ukryte skłonności masochistyczne? W każdym razie szybko dopiłam kawę i już, już chyłkiem wycofywałam się ku drzwiom, bełkocząc przeprosiny, kiedy wpadłam na Richarda Chamberlaina. Przysięgam, wyglądał dokładnie tak samo! Identyczne kości policzkowe, szelmowskie spojrzenie i te usta, ach, te usta! Przeprosił grzecznie, uśmiechnął się (ach, ten uśmiech!) i stanął, jakby piorun w niego strzelił. Podążyłam za jego wzrokiem (chociaż ciężko było się oderwać) i na linii prostej zobaczyłam znajome wielkie niebieskie oczy, rude, kręcone włosy i biust rozmiaru DD. ów biust również stanął, jak wryty, po czym zerwał się od stolika z oburzeniem i zaczął tłumaczyć coś w obcym języku. To znaczy właściwie nie biust, tylko jego właścicielka. Korzystając z zamieszania czym prędzej czmychnęłam do swojej nory.

Ciekawa jestem, o co chodziło. Kim jest tajemniczy Chamberline? Co łączy go z Lilly? W jakim języku rozmawiali? Mogę wykluczyć angielski i japoński, bo te dwa znam. Czyli zostaje 2998. Okeeej, eliminację zacznę jutro, z samego rana. Dzisiaj muszę przede wszystkim znaleźć stopery, bo gwar tłumu wracającego z imprezy na Trafalgar Square mógłby mnie zabić.



1.01.2009

Tak, jak sądziłam, po tym całym sylwestrze pozostaly tylko kupy śmieci i sfatygowani imprezowicze powłóczący nogami w kierunku supersamu. To przykre, że nawet moja 80-letnia sąsiadka ma dzisiaj kaca, a ja jestem rześka i wypoczęta. Dla poprawy humoru postanowiłam pierwszy raz od roku zrobić porzadny makijaż, ale jedno spojrzenie w lustro odwiodło mnie od tych zamiarów. Katorżnicza praca nigdy nie jawiła mi się przyjemną perspektywą. Od ponurej kontemplacji oderwało mnie głośne pukanie do drzwi:

- Carrie, otwórz, wiem, że tam jesteś!

Na wszelki wypadek przestałam oddychać, może sobie pójdzie. Podkradłam się do drzwi i...

- Carrie, slyszę, jak sapiesz, otwieraj!

Nie było rady, otworzyłam. Lilly wpadła, jak prawdziwa furia.

- Dobijałam się do ciebie wczoraj całą noc! Wyszłam z imprezy, żeby przywitać z tobą nowy rok i dać ci prezent urodzinowy, a ty nie otwierałaś! Już się bałam, że zrobiłaś coś głupiego. No chodź, uściskaj mnie!

Uściskałam.

- Nie chcesz wiedzieć, co dostałaś?

Błysk w oku Lilly mocno mnie zaniepokoił. Szczególnie kiedy przeciągle gwizdnęła i w drzwiach pojawiło się dwóch rosłych facetów.

- Lilly, to nie wypada… To, że mam różne fantazje na temat robotników nie znaczy, że koniecznie chcę je realizować, no, może chcę, ale tak w biały dzień…

Totalna dezorientacja towarzystwa upewniła mnie, że znowu popełniłam gafę.

- Od dzisiaj otwieram ci okno na świat. Panowie, instalujemy!

- Kablówka?

- Lepiej, internet. I abonament opłacony z góry za pół roku, więc się nie wykręcisz!

Szokujący prezent. I niebezpieczny. Lilly wie, jak bardzo nie lubię niespodzianek.

- Wiem, jak bardzo nie lubisz niespodzianek, Carrie, ale ta ci się zdecydowanie przyda.

No, już panowie? Gotowe? Brawo. Do widzenia. A teraz, Carrie, zainstaluję ci kilka programów.

I tak właśnie już pół godziny siedzę w łazience pod pretekstem silnego rozwolnienia i myślę. To bardzo zmieni moje życie. A ja nie lubię zmian. Z doświadczenia wiem, że zmiany, WSZELKIE zmiany są złe. Cóż, w najgorszym razie przegryzę kabel.

Przez następną godzinę Lilly wbijała mi do głowy obsługę różnych podstawowych programów, po czym zrobiła chytrą minę i z namaszczeniem wyszeptała:

- skype, komunikator internetowy. Teraz możesz kontaktować się z ludźmi z całego świata, rozmawiać, czatować. założymy ci konto.

i założyła. po czym spojrzała na zegarek, krzyknęła w popłochu i wśród buziaków zniknęła z horyzontu. Dopiero, kiedy zamknęły się drzwi i usłyszałam stukot obcasów na chodniku przypomniałam sobie o facecie z kawiarni. Psiakrew, nie zdążyłam zapytać!



9.01.2009

Tak, jak przewidziałam- internet wtargnął w moje ustabilizowane życie i wywrócił je do góry do nogami. Zaczęło się bardzo niewinnie. Jak co rano włączyłam komputer i usiłowałam zmusić się do kontynuowania któregoś z siedmiu multimedialnych kursów językowych, gdy wtem z głośników ryknęła bliżej nieokreślona melodia. W popłochu usiłowałam wcisnąć się pod biurko, tak, jak uczyli nas na zajęciach przysposobienia obronnego , ale ze względu na jego rozmiary udało mi się jedynie rozlać kubek z kawą i wywalić pełną po brzegi popielniczkę. Hałas nie ustępował, więc postanowiłam łypnąć okiem na tego, jak sądziłam, bezczelnego wirusa, który właśnie pożerał mój system. Wirus poinformował mnie:

"Dzwoni użytkownik Lilly"

„Sprytna z niego bestia”- pomyślałam, „ podszywa się pod lilly, żeby siać spustoszenie w moich bezcennych plikach” (bezcenne pliki- kolekcja zdjęć nagich męskich torsów i wszystkie odcinki ‘Ptakow Ciernistych Krzewów”).Oczywiście nie odebrałam. Po chwili wszystko się uspokoiło i zadowolona z siebie wygramoliłam się spod komputera, wyrzuciłam pety i wróciłam do kontemplacji kursu "Podstawy języka norweskiego w 40 dni". Nagle znowu pojawił się znajomy komunikat. Postanowiłam ignorować upartego wirusa, chociaż jego determinacja mile połechtała moją próżność. Za piątym razem kliknęłam na przycisk 'odbierz' i w niepokoju czekałam, co się stanie. Przez kilka sekund panowała cisza, po czym nastąpiła istna kanonada krzyków i przeklinań. Profilaktycznie znowu wlazłam pod biurko, znowu wywalając, pustą tym razem popielniczkę. Spod biurka wystawiłam rękę, niczym peryskop, namacałam pokrętło odpowiedzialne dźwięk w głośnikach i zjechałam do minimum. Przez chwilę był spokój, lecz nagle niepokojąca myśl przeleciała mi przez głowę:

"Skoro pisało, że to Lilly, mówiło głosem Lilly, mówiło nawet to, co zwykle Lilly do mnie mówi, to może..." O, cholera, to Lilly! Po słusznej w tym wypadku tyradzie na temat mojej beznadziejności, powiedziała mi, że jej szef jest zainteresowany ofertą pewnej japońskiej firmy, ale nie jest w stanie odczytać z ich katalogu żadnych danych, bo katalog jest tylko w ich ojczystej wersji językowej i w związku z tym spytał Lilly, czy nie zna kogoś, kto mógłby mu w tym, za przyzwoitą opłatą, pomóc. Z radości pewnie po raz trzeci wywaliłabym popielniczkę, gdyby nie fakt, że akurat jeszcze nie zdążyłam jej podnieść. Co, jak co, ale przyzwoita opłata zdecydowanie mogłaby mi się przydać. Ostatnio musiałam zrezygnować z prażynek i trzeci dzień prowadzę oczyszczającą głodówkę. Obiecałam wpaść wieczorem po katalogi i przetłumaczyć je najdalej do końca tygodnia. Nie dość, że zarobię, to jeszcze na tym, co kocham najbardziej na świecie (może poza Chamberlainem, całą serią "szoguna" i "ptaków ciernistych krzewów") i na naukę czego poświęciłam pięć lat. Zresztą właśnie na uniwersytecie poznalam Lilly. Ona studiowała filologię rosyjską, ja- japońską. Obu nam nie wróżono znalezienia pracy i to nas chyba najbardziej do siebie zbliżyło. W moim przypadku wróżba spełniła się w 100%, w przypadku Lilly los okazał się przewrotny, zaraz po studiach wyjechała na staż do Moskwy, gdzie zatrudnił ją właściciel dużej firmy importującej rowery. Dwa lata spędziła na tym końcu świata, a po dwóch latach firma rozrosła się i główną siedzibę przeniosła do Londynu. Ja nie miałam tyle szczęścia. Skończylam co prawda studia w terminie, z wyróżnieniem, a co za tym idzie z możliwością stażu w kraju Kwitnącej Wiśni, lecz wtedy ścieżka mojego życia przecięła się z autostradą życia Jack'a. Poznałam go na jakiejś imprezie, w gronie znajomych. Kiedy tylko ujrzałam te zrośnięte brwi i błękitne oczy z miejsca się zakochałam. Zamieszkaliśmy razem i mogę śmiało stwierdzić, że pierwszy wspólny miesiąc był najlepszym czasem w moim życiu. Dalej wszystko potoczyło się nie do końca tak, jak sobie wyobrażałam. Klasyczna niezgodność charakterów. Ja, co mi słusznie zresztą wypominał podczas awantur, nudna, zachowawcza, absolutnie nie imprezowa, on natomiast, jako lider modnej kapeli wyznawał zasadę sex drugs & rock n’ roll, z tym, że sex i rock n’ roll zdecydowanie ustępowały miejsca dragom. Dość długo żyliśmy w trójkącie: ja, Jack i heroina, ale poligamia jest zdecydowanie nie dla mnie i popełniłam stary błąd kobiet narkomanów- kazałam Jack’owi wybierać. Nie miał z tym żadnych problemów- spakował się bardzo szybko. I tak też, w wieku 24 lat zostałam samotną panią magister języka japońskiego na zasiłku dla bezrobotnych. Nie muszę chyba dodawać, że w tym stanie trwam niewzruszenie od blisko roku? Zakończyłam smutne rozpamiętywanie przeszłości (w moim przypadku nigdy nie bywa wesołe) i wzięłam się za siebie. Godzinę później czysta i pachnąca już naciskałam dzwonek domofonu Lilly, gdy wtem drzwi od klatki gwałtownie się otwarły, odrzucając mnie o kilka metrów. Z niewybrednym epitetem na ustach gotowym do ciśnięcia w stronę prześladowcy podniosłam wzrok i kogo ujrzałam? Chamberleina! Pochylił się nade mną z troską w przepastnych oczach i pomógł się podnieść. Widocznie rozpoznał we mnie swoją wcześniejszą ofiarę, bo uśmiechnął się z poczuciem winy:

- Ojej, to pani, co za zbieg okoliczności!

- Dość bolesny- zauważyłam.

- Czy mógłbym w ramach rekompensaty zaprosić panią na kawę?

Takiego obrotu sprawy się nie spodziewałam.

- To zbyteczne, proszę pana, nie jestem aż tak poszkodowana.

Miało wyjść zalotnie, a wyszło, jak zwykle. Purpurowa, jak pomidor odwróciłam się na pięcie i weszłam przez otwarte jeszcze drzwi, żeby nie pogarszać swojej sytuacji. Byłam tak zażenowana, że nawet nie pomyślałam o tym, dlaczego Chamberlein wychodził z kamienicy Lilly w porze kolacji. Zabrałam katalogi nie dając namówić się na herbatę i pobiegłam do domu. Skoro każde moje wyjście na powierzchnię kończy się w taki sposób, najlepiej będzie te wyjścia ograniczyć. Trzymałam się tej zasady przez cały weekend, zresztą tłumaczenie pochłonęło mnie bez reszty. Wyjątek zrobiłam w niedzielę, żeby podrzucić Lilly katalogi, już przetłumaczone, które przyjęła z zaskoczonym uśmiechem.

- Nie sądziłam, że sobie poradzisz. Yyy, to znaczy, nie sądziłam, że w ogóle możliwe jest przetłumaczenie takiego tekstu w tak krótkim czasie, podziwiam cię!

- Głód motywuje do nadludzkich wysiłków, Lilly.- odparłam, znacząco patrząc jej w oczy

- A, tak, tutaj jest kasa, przelicz, powinno być według stawki.

- Kurczę, chyba się pomylił, tu jest o 50 funtów za dużo!

- Carrie, nikt przy zdrowych zmysłach by o tym nie wspomniał. Powiedzmy, że to gratis za ekspresowe tempo. A teraz pozwól, że cię odprowadzę, bo sama wychodzę, spotkanie biznesowe.

Nie oponowałam. Było już południe, a ja musiałam dokonać kilku zakupów. Z gotówką w kieszeni jest to nad wyraz przyjemne zajęcie. Tak przyjemne, że do domu wróciłam dopiero wieczorem- wykończona, za to z zapasem prażynek i wybielającej pasty do zębów na najbliższe 20 lat. Od razu rzuciłam się do komputera, w nadziei, że przyszła odpowiedź na któryś z moich błagalnych maili o pracę, ale niestety, skrzynka świeciła pustkami. Nagle na ekranie zaczęło coś migać. Nauczona doświadczeniem już dawno wyłączyłam głośniki, więc bez problemu kliknęłam w okienko i przeczytałam wiadomość. Ktoś zalogowany pod nickiem szpieg_szoguna wyrażał chęć rozmowy. Nawiązanie do ulubionego filmu przemogło we mnie niechęć i odpisałam. Chociaż nie uważam, żeby zawieranie znajomości przez Internet było szczególnie mądrym pomysłem. Powszechnie wiadomo, że przed monitorem nie siedzą ludzie sukcesu, ale życiowi nieudacznicy, zboczeńcy, erotomani albo żądne wrażeń nastolatki z trawą w głowie. Właśnie, kiedy zastanawiałam się, do której z tych kategorii zaliczyć szpiega_szoguna

rozległ się dzwonek telefonu. Nie używany od miesięcy porastał kurzem gdzieś pod pustymi opakowaniami po prażynkach.

- Carrie? Halo? To ja, Lilly, mam dla ciebie świetną wiadomość! Spotkajmy się za pół godziny w „Końcu świata”, tylko się nie spóźnij, mam prawdziwą bombę!

Po czym odłożyła słuchawkę. Jak zwykle. Pół godziny później czekałam na mrozie przed modnym ostatnio „Końcem świata” i wypatrywałam nerwowo znajomej, rudej czupryny. A kogo ujrzałam zamiast niej? Jacka! Więcej, Jacka otoczonego tłumem rozchichotanych fanek! Przepłynął obok nie zaszczycając mnie nawet spojrzeniem. Tylko jakiś jego kociak nadepnął mi na stopę i warknął „uważaj, gdzie stoisz, krowo”. Osłupiałam. I taką osłupiałą znalazła mnie Lilly, wciągnęła do klubu i posadziła przy stoliku. Nie musiałam nawet tłumaczyć, bo za chwilę ze sceny rozległ się dźwięk sztandarowego kawałka „Zdartych Flaków” i charakterystyczny, chrapliwy wokal mojego eks. Posłała mi tylko porozumiewawcze spojrzenie i chwilę później piłyśmy herbatę w zacisznej kafejce obok Main Street.

- Carrie, szef był zachwycony twoim tłumaczeniem, i chce ci zaproponować współpracę przy tym kontrakcie z Japończykami.

- żartujesz.

- Carrie, gdzie twój entuzjazm?! Oczywiście, że nie żartuję!

- żartujesz. Mnie się takie rzeczy nie zdarzają.

- No to właśnie ci się zdarzyła.

- To dlaczego ten twój cały szef sam mi nie zaproponuje współpracy?- usiłowałam sprytnie zdemaskować okrutny żart.

- To dziwak. Całe dnie spędza przed komputerem, nawet w firmie rzadko się pojawia. Na spotkania biznesowe wysyła przeważnie mnie i notariusza. Nie cieszysz się? Dostałaś lepszą ofertę?

- żartujesz?! żadnej. Odkąd mam Internet rozsyłam setki pytań o pracę dziennie i zero odzewu. Jeżeli mówisz serio i twój szef faktycznie potrzebuje tłumacza to zadzwoń do niego natychmiast i powiedz, że z ochotą, radością, chęcią i entuzjazmem się zgadzam!

- No, moja dziewczyna! Ale z tym natychmiast to nie przesadzajmy, jest praktycznie północ, zresztą czas na mnie. Zadzwonię jutro z samego rana.



O tak, to był wieczór pełen wrażeń.



10.01.2009

Zaraz po powrocie emocje dały o sobie znać- od razu zasnęłam. I w chwili, kiedy Richard Chamberlein właśnie rozchylał swoje wyjątkowo kuse kimono, usłyszałam coś, jakby zwielokrotniony huk tam- tamu. Z gąszczy wyskoczyli ludożercy, patrząc na nagi tors Szoguna z zainteresowaniem co najmniej równym mojemu (chociaż spowodowanym zdecydowanie innymi pobudkami), w momencie, gdy zaczęli rzucać w nas widelcami podświadomość widocznie się zlitowała i pozwoliła mi rozlepić lewą powiekę. Ogłuszona światłem słonecznym (pojawienie się słońca w Londynie autentycznie może ogłuszyć) czym prędzej oko zamknęłam. Ale złowróżbne tam- tamy nie ustawały. Powolutku rozlepiłam prawą powiekę, potem lewą, potem obie naraz i dotarło do mnie, że albo za drzwiami czai się dorodne stadko kanibali, albo ktoś bardzo energicznie puka do drzwi. Nie do końca jeszcze przebudzona bardziej skłonna byłam wierzyć w pierwszą ewentualność, bo kto fatygowałby się do mnie o… o, kurczę! Już południe! Rzuciłam się do drzwi, pewna, przekręciłam klucz w zamku i kto ukazał się moim oczom? Jack. W skórzanej kurtce, potarganych od wiatru włosach i z tym swoim nieziemskim uśmiechem na ustach. Muszę przyznać- zamurowało mnie. Prędzej spodziewałabym się tego stadka ludożerców.

- Heeej, Carrie, chyba cię nie obudziłem?- spytał, pakując mi się do mieszkania.

- Właściwie to nie, tylko, eee, pracowałam, tak, pracowałam.

- Ty? To znaczy, jasne, pracowałaś.- po tym niewątpliwym faux pas zamilkł na kilka sekund, przyglądając mi się badawczo.

- Wszystko u Ciebie w porządku, Carrie?

- Dziwne, że pytasz o to dopiero teraz.

- Wcześniej nie było okazji, byłem w trasie- zrobił ważną minę czekając na pisk zachwytu, czy coś w tym rodzaju. Widocznie za długo przebywa w towarzystwie swoich kociaków.

- Carrie, słuchaj.. Moglibyśmy usiąść?

- A musimy? Jestem dość, hmm, zajęta, bo, yyy, pracuję! Pracuję i jestem zajęta, więc raczej…

- Sluchaj, grałem wczoraj w „Końcu świata”, wiesz.

- Wiem. Nie raczyłeś mnie nawet zauważyć, otoczony tłumem wielbicielek.

- Ale ja cię zauważyłem! Właśnie dlatego przyszedłem. Myślę, że bardzo źle się to między nami skończyło. Wiesz, byłem wtedy nie w formie…- uhm, czyli naćpany, jak wróbelek.

- Słuchaj, Carrie, kiedy cię wczoraj zobaczyłem taką samotną, bezradną coś mnie ścisnęło za serce. Tak bardzo chciałem podejść, przytulić cię.. Chciałbym się tobą zaopiekować, żebyś już nigdy nie stała, taka bezradna. Przepraszam cię za tamto.. – czyli za porzucenie mnie bez słowa wyjaśnienia, bez środków do życia i ekspresu do kawy. -Dużo myślałem o.. nas i wiem, że kiedy mieszkaliśmy razem to były najlepsze chwile w moim życiu- pewnie dlatego, że za niego prałam, sprzątałam, gotowałam i zarabiałam.- I ja to wszystko spieprzyłem. Nawet nie wiesz, jak żałuję i jak chciałbym cofnąć czas… Carrie…

- A tak konkretnie to o co chodzi?

- Konkretnie to wyrzucili mnie z mieszkania i nie mam się gdzie podziać. Mógłbym się u ciebie przekimać? Tylko dzisiaj, wieczorem mam koncert i nie zdążę niczego znaleźć, proszę cię, inaczej będę musiał nocować na dworcu, albo na ulicy, albo…

- Dobra, dobra, daruj sobie… ale tylko dziś?

- Tylko dzisiaj, słowo, nawet mnie nie zauważysz. Jesteś boska, dzięki!!- wybiegł i wrócił z podręczną torbą, dwoma walizkami i futerałem na gitarę, co razem z moim zapasem prażynek praktycznie uniemożliwiało jakikolwiek ruch na 40 metrach kwadratowych miszkania.

- Jack, możesz dzisiaj tu nocować, ale jest jeden warunek. żadnych narkotyków, zrozumiano? Nie życzę sobie powtórki z rozrywki.

- Jasne, jasne, ja już prawie w ogóle nie biorę. Nic się nie martw, kotku. No, lecę na próbę, nie czekaj z kolacją- roześmiał się bezczelnie i już go nie było.



Dla ukojenia nerwów włączyłam komputer, zapaliłam papierosa i po minucie już byłam w innym świecie. Od wertowania portali plotkarskich oderwał mnie znajomy komunikat:

„Użytkownik szpieg_szoguna przesyła wiadomość”

Szumnie zapowiadana wiadomość brzmiała:

Cześć, co słychać?

Zastanowiłam się. Co słychać? Na dworze -15, w domu wysiadło mi ogrzewanie, na głowę zwalił mi się były chłopak narkoman razem ze swoim dobytkiem, prawdopodobnie zostałam zatrudniona, jako tłumaczka, ale nadal nie stać mnie na czynsz, grozi mi eksmisja, wypadają mi włosy i rwie mnie w kolanie. Co słychać?

W porządku.

Błogą ciszę przerwał dźwięk pijackiego śpiewu i głośny śmiech. Pełna złych przeczuć wyjrzałam przez okno. Pod oknem stały moje złe przeczucie w formie eks chłopaka otoczonego, jak zwykle tłumem długonogich blondynek. Coś mi mówiło, że nie spodoba się to właścicielce kamienicy.

- Jack, ucisz swoje kociaki, bo będziesz spał na klatce.

Na mój widok oblicze tego typa rozjaśniła wiekuista radość, szybko pożegnał fanki i długimi susami przemierzył kilka dzielących nas pięter. Kiedy zobaczyłam go z bliska, wrócił koszmar z przed roku. Blada, spocona twarz, źrenice, jak pięciopensówki i ten charakterystyczny zapach potu. Kazałam mu spać na ziemi.



11.01.2009

To była ciężka noc. Z jednej strony przeklinałam swoją głupotę, z drugiej dziękowałam bogu, że się rozstaliśmy. Nie wytrzymałabym ponownie tego ciągłego kontrolowania, sprawdzania, czy jeszcze oddycha, ale przede wszystkim paraliżującego strachu. To żenujące, ale bałam się, czy na haju nie zrobi mi krzywdy. Czy nie otworzę oczu i nie zobaczę go nad soba z nożem, albo coś w tym rodzaju. Zasnęłam dopiero nad ranem, a kiedy się obudziłam, Jacka już nie było. Rozejrzałam się po pokoju z nadzieją, że zabrał swoje graty (w końcu znikanie bez pożegnania to jego specjalność), ale ogromne walizy trwały nieporuszone. Nagle dobiegł mnie jakiś hałas. W pierwszym odruchu schowałam się spowrotem pod kołdrę, ale, jako młoda i dzielna kobieta poczułam się w obowiązku sprawdzić, kto zakłóca spokój mojego domostwa w tak wczesnych godzinach. Innymi słowy, chwyciłam z biurka popielniczkę i podkradłam się do drzwi. Ktoś grzebał w zamku! Przez głowę w momencie przetoczyły mi się wszystkie te zasłyszane historie o gwałtach, rozbojach, włamaniach, morderstwach dokonywanych na młodych i dzielnych kobietach i z tego wszystkiego, żeby uniemożliwić potencjalnemu gwałcicielowi, rozbójnikowi, włamywaczowi lub mordercy dostanie się do środka wsadziłam palec w zamek. Zapadła pełna konsternacji cisza. Oczyma wyobraźni widziałam, jak gwalciciel/rozbójnik/włamywacz/morderca schyla się, zagląda do zamka i widzi wetknięty weń mój paluch. Nie powiem, sprawiło mi to nie lada satysfakcję. Zamierzałam trwać tak nieporuszona, aż sapanie przeciwnika umilknie, ale sprawa przybrała nieoczekiwany obrót. Ten ktoś z drugiej strony również wepchnął do zamka paluch! Odskoczyłam, jak oparzona, a gwalciciel/rozbójnik/włamywacz/morderca to wykorzystał, prędko przekręcił klucz i wparował do mieszkania. Zasłaniając na wszelki wypadek głowę popielniczką (chociaż zdawało mi się, że zabrałam ją w innym celu) skuliłam się i rozdzierająco ryknęłam coś w stylu „ratuuu-unku! Paa-ali się!”.

- Carrie, co ty robisz?

Zapytał z podejrzanym zainteresowaniem gwalciciel/rozbójnik/włamywacz/morderca. Właściwie to z nie do końca w tym wypadku podejrzanym zainteresowaniem zapytał Jack.

- Myślałam, że to bandyci.- odparowałam, podnosząc się z podłogi.

- To może trzeba było zapytać?

Ta żelazna logika ogłuszyła mnie do końca. Potulnie otrzepałam ubranie i odłożyłam popielniczkę.

- Byłem w sklepie. Zaraz zrobię śniadanie.

Uhm, czyli nie znalazł sobie mieszkania. Zdenerwowana usiadłam przed komputerem i zapaliłam papierosa. życie niesie mi ostatnio zdecydowanie zbyt wiele emocji.

Na dodatek podłączył się jeszcze szpieg_szoguna.

„Hej, dlaczego tak wczoraj uciekłaś?”

No i co mam napisać? że były chłopak narkoman, który chwilowo u mnie pomieszkuję awanturował się ze swoim haremem pod oknem? Właściwie, czemu nie.

„Sądziłem, że w Wielkiej Brytanii haremy są nielegalne.”

Odpisałam mu, że zdecydowanie powinny być. I znowu się wylogowałam. Jack, wedle obietnicy przyniósł mi śniadanie. Położył tacę na stole, spojrzał błagalnie i spytał, czy mógłby przenocować jeszcze dzisiaj. że ma śpiwór i że nie będzie przeszkadzał i, że przeprasza za wczoraj.

- Jack, jak się umawialiśmy? Miałeś nie ćpać, póki u mnie mieszkasz, prawda?

- Carrie, to był ostatni raz, słowo. Nie wyrzucaj mnie na bruk, gdzie ja się podzieję?

- A twoje kociaki? Nie przygarną swojej gwiazdy?- spytałam z ironią, której albo nie chciał, albo nie był w stanie zauważyć.

- W większości to dzieciaki, mieszkają jeszcze z rodzicami. Tylko na ciebie mogę liczyć.

- Znasz takie przysłowie, Jack, „umiesz liczyć- licz na siebie”. I ja bym ci radziła się zastosować. Więc lepiej skocz do kiosku po gazetę i zacznij poszukiwania nowego lokum, bo tutaj do usranej śmierci nie zostaniesz.

Atmosfera zrobiła się jakaś taka ciężkawa, więc zaczęłam myśleć o odwiedzeniu Lilly, na szczęście Jack złamał się pierwszy. Zarzucił na plecy kurtkę, powiedział, że idzie na próbę i trzasnął drzwiami. Uznałam, że najwyższy czas dowiedzieć się u źródła, co z tymi tłumaczeniami.

- Halo? To ja, Carrie.

- Cześć kochana, co słychać?- odezwał się znajomy alt.

- Nienajlepiej. Chyba będę musiała cię prosić o kolejną podwyżkę.

- Jak to? To szef się do ciebie nie odezwał? Dałam mu twojego skype’a. Chciał się skontaktowac odnośnie pracy.

- A, no to super, to zmienia postać rzeczy. To sprawdzę może, czy się nie odezwał i pobędę dostępna, na wszelki wypadek.

- Jasne, w porządku. Wpadnij do mnie, jak będziesz miała chwilę.



I tak już szóstą godzinę czekam. Siedzę i czekam. Coś czarno to widzę.
hit the road, jack. and never come back.

2
Bardzo proszę o zapoznanie się z regulaminem.



Temat zostaje zablokowany do czasu aż zastosujesz się do odpowiedniego zapisu w regulaminie



pozdrawiam

Lan



Edit: odblokowany
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec

3
Kmiotku, to, że Imperatorka łaskawie odblokowała twój tekst nie znaczy, że inni nie mają zastrzeżeń. W temacie brakuje gatunku. Wpisz go w odpowiedzi albo dostaniesz warna. Masz cztery dni, czekam.





Grey, zluzuj też trochę, ten użytkownik ma imię, więc nie musisz zwracać się do niego "Kmiotku"; mógłbyś delikatniej, nawet patrząc na okoliczności - Patren



Zapamiętam. Grey.
Ostatnio zmieniony pn 19 sty 2009, 12:39 przez GreyMoon, łącznie zmieniany 1 raz.
(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.

5
Teraz możesz kontaktować się z ludźmi z całego świata, rozmawiać, czatować. założymy ci konto.

i założyła. po czym spojrzała na zegarek,
Zauważyłaś(bo "łaś" prawda?) tu coś dziwnego?


Tak, jak przewidziałam- internet wtargnął w moje ustabilizowane życie i wywrócił je do góry do nogami.
nie bardzo(i spacja przed myślnikiem)


obronnego ,
bez spacji



Nie jestem specjalistą ale ten zapis:
„Sprytna z niego bestia”- pomyślałam, „ podszywa się pod lilly, żeby siać spustoszenie w moich bezcennych plikach”
wydaje mi się trochę dziwny. Tak jak ten:
‘Ptakow Ciernistych Krzewów”
o_O

namacałam pokrętło odpowiedzialne dźwięk
no, czegoś brak


"szoguna" i "ptaków ciernistych krzewów"
teraz już bez wielkich liter?



Eh, wybacz znudziłam się trochę. Doczytam innym razem ale myślę, że samo to iż jakoś mnie nudzi ten tekst może funkcjonować jako koment. Szczerze tylko głębokie lenistwo i brak innych zajęć spowodowały, że nie rzuciłam czytania po 3 zdaniu. Jakoś mi ten początek nie leży.

Cóż, zobaczym, co będzie dalej. Póki co wstrzymam się przed dalszą oceną.



Pozdrawiam serdecznie :)
"It is perfectly monstrous the way people go about, nowadays, saying things against one behind one's back that are absolutely and entirely true."

"It is only fair to tell you frankly that I am fearfully extravagant."
O. Wilde

(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.

6
Ostatnio rzadko czytam takie teksty.

Zgaduję, że raczej nie będzie to nic z pogranicza kryminału czy sensacji, do których zupełnie się ograniczam.

Pozwól, że mimo to wymienię kilka mankamentów, które mi jako czytelnikowi odrobinę przeszkadzały.



Po pierwsze:


Kelner gapiąc się na nią omal nie wylał mi gorącego espressona kolana. Nic nie powiedziałam, bo i wcale mu się nie dziwię- naprawdę jest na co popatrzeć. Na przykład na wielkie niebieskie oczy, albo rude, kręcone włosy, albo biust rozmiaru DD.
Słuchaj, Carrie, kiedy cię wczoraj zobaczyłem taką samotną, bezradną coś mnie ścisnęło za serce. Tak bardzo chciałem podejść, przytulić cię.. Chciałbym się tobą zaopiekować, żebyś już nigdy nie stała, taka bezradna. Przepraszam cię za tamto.. – czyli za porzucenie mnie bez słowa wyjaśnienia, bez środków do życia i ekspresu do kawy.

- Jak to? To szef się do ciebie nie odezwał? Dałam mu twojego skype’a. Chciał się skontaktowac odnośnie pracy.

- A, no to super, to zmienia postać rzeczy. To sprawdzę może, czy się nie odezwał i pobędę dostępna, na wszelki wypadek.
Myślę, że pod tym aspektem można tekst raz jeszcze przejrzeć i spróbować w takich miejscach trochę pokombinować .



Po drugie:


W popłochu usiłowałam wcisnąć się pod biurko, tak, jak uczyli nas na zajęciach przysposobienia obronnego , ale ze względu na jego rozmiary udało mi się jedynie rozlać kubek z kawą i wywalić pełną po brzegi popielniczkę.
Po chwili wszystko się uspokoiło i zadowolona z siebie wygramoliłam się spod komputera, wyrzuciłam pety i wróciłam do kontemplacji kursu "Podstawy języka norweskiego w 40 dni".
Zastanawiam się czy udało się jej w końcu tam schować. Jeśli tak, to zamiast spod komputera, dałabym bardziej biurka.



Po trzecie:



Nie wiem czy takie eee, yyy czy taka forma


Odskoczyłam, jak oparzona, a gwalciciel/rozbójnik/włamywacz/morderca to wykorzystał, prędko przekręcił klucz i wparował do mieszkania.
ładnie wygląda w tekście, pomijając nawet fakt, że może tam i do tego akurat pasować. To burzy efekt wizualny. I nie szkodzi, jeśli nawet jest to krótki fragment dla mniejszego grona czytelników.



Całość utrzymana jest w dość luźnej konwencji i na to właśnie chcę zwrócić uwagę. Podoba mi się Twój styl. Taki prosty i przyjemny, dzięki czemu czytało się lekko z przebłyskami uśmiechu, co kilka zdań. Mogłabyś spokojnie napisać coś dłuższego z tzw. "lekkim przymrużeniem oka", bawiące i rozluźniające po ciężkim dniu.

Dlatego też, czekam na ciąg dalszy wydarzeń.



Pozdrawiam, R.
"Nawet najdalsza podróż, zaczyna się od pierwszego kroku."

7
Ja to czytałem kiedyś. Chyba. Nie miałem jednak okazji wtedy skomentować, ogólnie bałagan na strychu.



Cóż mogę rzec?

Brakuje kilku ogonków i kreseczek, to się rzuca w oczy mimochodem, więc musiałem wspomnieć.

Sama historia, cóż, z jednej strony nudziła, z drugiej zaś była napisana z przymrużeniem oka, co pozwalało doczytać do końca. Chociaż przyznam, że w ciągu tych kilku chwil spędzonych nad tym tekstem, bo czytałem go przed chwilą raz jeszcze dla przypomnienia, miałem ochotę rzucić to i przeskoczyć do innego tekstu.

Nie mam zbytnio ochoty na wypisywanie potknięć.

Powiem tylko, że było średnio i pójdę zaparzyć sobie świeżą herbatę, bo ta już wystygła.



Pozdrawiam.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

8
Teraz możesz kontaktować się z ludźmi z całego świata, rozmawiać, czatować. założymy ci konto.

i założyła. po czym spojrzała na zegarek,


Co to, to na górze? O kropkach mówię i małych literkach po nich? Oraz dziwnym akapicie tu. Jakże to tak, pisarz tak pisze? Jak pisarz będzie sławny i znany, to sobie opłaci korektora, co mu będzie pisania pilnował. Albo i sekretarkę, żeby spisywała teksty pod dyktando, czysto i bez błędów, ale na razie trzeba jednocześnie być pisarze, korektorem i sekretarką.



Mi się podobało. Mam poczucie, że gorsze rzeczy w okładkach zdarzyło mi się brać do ręki. Takie rozrywkowo - damsko - obyczajowe.

Napisać dalszy ciąg, porządnie, zastosować się do uwag rzemieślniczych i wysłać gdzieś do wydawnictwa, co drukuje jakieś tam grochole, czy kalicińskie... może co z tego będzie.



Zuzanna
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek

uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek

Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”