(kolejne dwa, tym razem trochę obszerniejsze fragmenty zbioru. Mam nadzieję, ze zachowałem humor, choć trochę je rozbudowałem. zapraszam.)
PAN JOHN STRATEGIEM
Zachwycony przemiłym zaproszeniem do lokalnej lokomotywowni, Pan John postanowił nie zabierać parasola z domu. Nie zdążył jednak wyjść na ulicę, gdyż zobaczył na szybie salonu pierwsze, spadające krople nadchodzącej, letniej ulewy.
- Zaliż pozostaje mnie szlachetna gra w szachy! – krzyknął uradowany, albowiem chyba nikt nie był zachwycony przemiłym zaproszeniem do żadnej lokomotywowni. – Adalbercie!
- Słucham, szanowny jaśnie panie? – mruknął lokaj, wnosząc do salonu nutę delikatnej, małomiasteczkowej nienawiści do pracodawcy.
- Przecie mówiłem ci, jak trzeba zwracać się do mię – upomniał przyjacielsko pan John.
- Echem… Serwus, przyjacielu i bracie we spólnej doli i niedoli…
Po czym korzystając z chwilowego kichnięcia pracodawcy, Adalbert splunął niewerbalnie do wewnątrz siebie jako takiego. – Na zdrowie, jak to u nas mawiajo…
Pan John skrupulatnie otarł zaczerwieniony nos.
- Dziękuję ci, bracie. Aura sprzyja zaziębieniom. Adalbercie…?
- Jaśnie… echem… Bracie w doli i niedoli, czy mogie coś rzec?
- Oczywiście, mój najmilszy druhu. Pytaj!
- Bo normalne lokaji, to mówio do swoich państwa jakoś tak ulegle i się kłaniajo do ich aż do kuta…
- W pas. W pas się kłaniają, Adalbercie.
- Aha… Może niektórzy to i w pas. I czy my by nie mogli tak jakoś po normalnemu? Jak Pan i jego sługa?
- Hmmm… - zastanowił się pan John nad różnicami klasowymi. – Ciekawa myśl. Pozwolisz, że o tym podumam w wolnej chwili, których mam tak dużo?
- Tak, jaśnie…
- Echem!
Adalbert westchnął zrezygnowany.
- Tak, szanowny przyjacielu i bracie w doli i niedoli… Panie… To znaczy… Wzywałeś mnie, kolego umiłowany? – Adalbert, nauczonym gestem rozejrzał się, czy aby jego towarzysze z socjalistycznej bojówki nie czają się za którąś z francuskich komód.
- Czy żeśmy zachowali jeszcze te chińskie szachy, które dostałem byłem na Wilię, od ciotki mej Deotymy?
- żeśmy zachowali, kumplu i kamracie zjednoczony w braku granic klasowych…
- Racz zatem przynieść ową szlachetną grę. Strzelimy, he he he, jak to mówią, partię!
- Ja tam do żadnej partii nie szczelałem i szczelać nie bede! – skłamał Adalbert.
- Ha ha ha!!! Adalbercie! Rozegramy li tylko partię szachów, gry największych strategów i możnych tego świata. Przynieśże je szybko. Czuję, że dzień, choć deszczowy, to jednak sprzyja mnie szczęściem!
Partia jednak trwała bardzo krótko. Adalbert nie był mocen przemyśliwać trzech ruchów naprzód. Nie był mocen przewidywać jednego. Letnia burza tańczyła po przedpołudniowym świecie.
- Szach królowi! Szach i mat! Zadałem ci, druhu, szachową śmierć skoczkiem, czyli tak zwanym koniem!
Adalbert osunął się na oparcie ludwika XVI. Wzbierało już w jego sercu uczucie buntu klasowego podżeganego jeszcze słowem „koń”.
- świnia kapitalistyczna… - wycedził służący.
- Nie, przyjacielu i bracie. Koń szachowy.
I na tym pięść skierowana przeciw znienawidzonym kapitalistom opadła lekko i przylgnęła do spodni z lampasami. Określenie „konia kapitalistycznego” nigdy się nie przyjęło. „świni” jednak tak.
W końcu jednak przestało padać i Adalbert mógł ruszyć spokojnie na targ po świeże jaja, serwatkę, prasę codzienną i trzy koktajle mołotowa, a pan John wdział fartuch i poszedł do szklarni, by podlać bławatki.
PAN JOHN I ZIMNA FUZJA
Któregoś poniedziałkowego poranka, Pan John wesoło wyskoczył z arabskiego łoża. Poprzedniego wieczoru zaplanował bowiem dokonanie „zimnej fuzji” jeszcze przed śniadaniem. Kiedy zasypywał mąką roztrzepane jajka, zadzwonił domofon.
- Słucham? – kulturalnie zapytał słuchawki.
- Czy wie pan, kim jest Bóg? – odpowiedziała również pytaniem. W tle słychać było anielskie chóry w analogowej jakości
- Który?
Odpowiedzi jednak nie uzyskał. Usłyszał li tylko nieprzyjemny odgłos ataku tytoniowego kaszlu, trzask wyłączanego magnetofony marki „Kasprzak” – znał bowiem się na magnetofonach kasetowych - i niemrawe słowa:
- Przepraszam, ale zostawiliśmy żelazka włączone w domach…
Pan John wrócił do kuchni.
- Miło, że dokonam zimnej fuzji jeszcze przed śniadaniem – powiedział uśmiechnięty i poprawił szlafmycę. Lubił bowiem rozpoczynać dzień od prostych przyjemności dawanych światu jako takiemu. Już zaczął siekać świeżą natkę pietruszki, gdy niewerbalnie odczuł czyjąś obecność w kuchni.
- żem przyszedł – mruknął Adalbert i wyjął z szuflady brzeszczot.
Pan John otarł wilgotne dłonie o nocną koszulę, której nie zdążył jeszcze zdjąć i z troską zapytał:
- Któż ci, Adalbercie miły nałożył te kajdany? Zaliż niewiasta w chwili miłosnego uniesienia?
- Nie. To polityczna sprawa miłościwy… tfu! Druhu drogi i bracie bez skazy uprzedzeń klasowych.
I wyszedł w sobie tylko znanym celu.
Pan John westchnął i, po raz kolejny, wrócił do siekania pietruszki.
- Jeszcze tylko koperek, muszkatołowa gałka w ilości ociupinnej, podgrzać na wolnym ogniu i…
…zadzwonił telefon.
- W jakiejż to sprawie? – Pan John starał się być uprzejmy, choć lekko denerwował się, gdy mu przeszkadzano w czynnościach jako takich.
- Pragnę cię… hmmm… pragnę twojego ciała… ach! …słyszysz, jak chcę twojego dotyku… rozpalasz mnie do czerwoności, rumaku…
Pan John uderzył się otwartą dłonią w czoło.
- O właśnie! Dziękuję za przypomnienie. Swoją drogą, serwis macie szybki.
Odłożył słuchawkę i zmniejszył ogień.
Usiadł przy stole, westchnął i podparł głowę dłonią. Zawsze w takich chwilach zaczynał wspominać z rozrzewnieniem dzieciństwo i edukację u sióstr. Pamiętał szkołę oficerską i figle czynione z sympatii kolegom z internatu. Miła przeszłość uderzała w niego celnie i mocno nie czyniąc szkody, a wzmacniając. Tak zanurzony we wspomnieniach, pan John zasnął. Zimna fuzja przestała już mieć znaczenie, zwłaszcza, że prawie cała zdążyła wykipieć. Szczęściem, Adalbert zdążył zakręcić gaz i, popatrzywszy na uśmiechniętego i pochrapującego pana John’a westchnął i, z ostałej masy, zrobił pyszne naleśniki.
- Innym razem – powiedział potem pan John. – Zimna fuzja może poczekać. Adalbercie! Szykuj walizki. Wyjeżdżam, by znów poczuć się młodym!
I wreszcie zdjął szlafmycę.
ha ha ha
2ha ha ha ha ha... doskonałe! no może nie ze wszystkim, coś by się znalazło do podszlifowania ale nie o to chodzi! Pan John jest boski, kocham go!
w podskokach poprzez las, do Babci spieszy Kapturek
uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek
Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat
uśmiecha się cały czas, do Słonka i do chmurek
Czerwony Kapturek, wesoły Kapturek pozdrawia cały świat
4
Wigilię? przecinek po mej a nie po Wiliiktóre dostałem byłem na Wilię, od ciotki mej Deotymy?

Mam cię! A gdzie kropka:
??- Czy wie pan, kim jest Bóg? – odpowiedziała również pytaniem. W tle słychać było anielskie chóry w analogowej jakości
literówka
magnetofony
po miły jeszcze jeden przecinek <te tam takie małe te >- Któż ci, Adalbercie miły nałożył te kajdany?
;( Zawiedzionam! Na całej linii! Raz ci powiem, że mi się absolutnie to wszystko nie podoba! No, nie! Tak być nie może! Gdzie jest ciąg dalszy?

Ja zazwyczaj mówię, że mi się podoba i tak jest. Teraz też. Tyle, że teraz pozostał we mnie taki wielki niedosyt. Czytam sobie, czytam i bach! Koniec ;( A ja chcę czytać dalej

Pozostaję wielką fanką i pozdrawiam ściskająco

"It is perfectly monstrous the way people go about, nowadays, saying things against one behind one's back that are absolutely and entirely true."
"It is only fair to tell you frankly that I am fearfully extravagant."
O. Wilde
(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.
"It is only fair to tell you frankly that I am fearfully extravagant."
O. Wilde
(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.
7
Sorry. Wiem jak to jest, bo sam nieraz dostaje bardzo złe komentarze do opowiadan, które pisze.
Strasznie cięzko mi sie to czytało. NIe znalazłem niestety nic oryginalnego. Przeczytałem to raz, a gdy zobaczyłem komentarze, kolejny raz. Nic to nie zmieniło -
Strasznie cięzko mi sie to czytało. NIe znalazłem niestety nic oryginalnego. Po pierwszym zdaniu liczyłem na jakis absurdzik, przeliczyłem sie.
Skąd wiedział, że chce zapytac?
Strasznie cięzko mi sie to czytało. NIe znalazłem niestety nic oryginalnego. Przeczytałem to raz, a gdy zobaczyłem komentarze, kolejny raz. Nic to nie zmieniło -
Strasznie cięzko mi sie to czytało. NIe znalazłem niestety nic oryginalnego. Po pierwszym zdaniu liczyłem na jakis absurdzik, przeliczyłem sie.
- Jaśnie… echem… Bracie w doli i niedoli, czy mogie coś rzec?
- Oczywiście, mój najmilszy druhu. Pytaj!
Skąd wiedział, że chce zapytac?
8
Faktycznie... To chyba jedyne zdanie, które jest panu dżonowi na "nie". I dobrze! Mam dość pisania, które się podoba! Pora - myślę - dać coś naprawdę dobrego. W moim mniemaniu oczywiście. Kan to nie tylko "pan John" przecie!
"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll
10
Nie. Według
Kana to coś, czym jesteś bombardowana, że pan dżon to wszystko, a co napiszę innego, to nieważne. Mam swoje lale - nie umrę z głodu. Mam dość maili Poprzeczkę mam wysoko. Dobrze. Focha może i stroję, ale się wkur...iam.
Kana to coś, czym jesteś bombardowana, że pan dżon to wszystko, a co napiszę innego, to nieważne. Mam swoje lale - nie umrę z głodu. Mam dość maili Poprzeczkę mam wysoko. Dobrze. Focha może i stroję, ale się wkur...iam.
"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll
11
Za tego focha, Kan... Co Ty chrzanisz?! A "Słoń"?! A czytelników trza szanować, bo ja o mały włos bym się obraziła. Przecież nie piszesz dla siebie. Ale już nie marudzę. Pisz. Lubię, podoba mi się jak piszesz. W ogóle, miałam się nie wtrącać... Aj, co za porypany dzionek.
Szanuj czytelników, tyle Ci powiem. Cały jesteś... Kanowaty
Szanuj czytelników, tyle Ci powiem. Cały jesteś... Kanowaty

"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."
.....................................Wallace Stevens
Jedyny imperator: władca porcji lodów."
.....................................Wallace Stevens
13
Aj, ja się nie gniewam
Po prostu dziwi mnie, że kręcisz nosem, kiedy chwalimy. Mało kiedy zdarza się, że kogoś chwalę. A Ty naprawdę fajnie piszesz
I napisałeś "Słonia"! Słoń jest... Taki, że się go momentami boję. Mam ochotę przeczytać, ale się boję własnych odczuć. I w tym świetle nie masz prawa narzekać.
Pisz.


Pisz.
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."
.....................................Wallace Stevens
Jedyny imperator: władca porcji lodów."
.....................................Wallace Stevens