Twierdza Gastard [ heroic fantasy ] ( fragment powieści

1
   Kilkudziesięciotysięczne miasto Dornak było stolicą, a zarazem największą metropolią, potężnego imperium Kazdar. Oplatał je, wysoki na dwanaście metrów mur, nad którym górowały liczne wieżyczki obserwacyjne. Główna brama, zbudowana z majestatycznych, okutych żelazem, drewnianych wrót, mogłaby przetrzymać uderzenia, nawet największych na świecie taranów. Szczerze powiedziawszy Dornak, przypominał bardziej warowny obóz, twierdzę nie do zdobycia, niż piękne, tętniące życiem miasto, godne imperialnej stolicy. Wewnątrz grodu stacjonował pokaźny regiment, złożony z pięciuset kuszników i łuczników, tysiąca tarczowników, trzech setek, wyborowych halabardników, stu jeźdźców w pełnej płytowej zbroi, a także stu pięćdziesięciu, świetnie wyszkolonych, będących elitą wśród wojska, żołnierzy imperialnej gwardii królewskiej. Centralną część metropolii zajmował olbrzymi rynek z pięknym ratuszem, zbudowanym z dwukrotnie wypalanej czerwonej cegły.

   Lanea szła spokojnym krokiem, mijając liczne gospody, w których zmęczeni wędrowcy zaspokajali swoje najbardziej wyszukane potrzeby. Poruszała się głównym traktem, wiodącym prosto do serca miasta - rynku. Miała nie małe problemy przepychając się przez gęsty tłum mieszkańców stolicy. Prawda była taka, że metropolię kiepsko zurbanizowano i przeludniono, czego efekty w postaci zatłoczonych ulic, były nader często widoczne.

   - Wszystko trzeba przebudować. - stwierdziła spokojnie kobieta, jak zwykle opanowanym i spokojnym głosem.

   Rzadko dawała się wyprowadzić z równowagi, po za tym szanowała własne zdrowie i wiedziała, że złość piękności szkodzi. W tym wypadku, mógł zaszkodzić i to poważnie, gdyż Lanea była nieprzeciętnie piękna. Miała około metra sześćdziesięciu wzrostu i charakteryzowała się szczupłą budową ciała. Nie była wysoka, ale bez dwóch zdań, był to tylko jej atut, ponieważ wyglądała niczym niewinna dziewczynka, bardzo delikatna i wrażliwa, ale smukłe ramiona, jędrne nie za duże piersi, wąska talia i śliczna pupa nadawały jej cech prawdziwej kobiety.

   Lanea'i udało się przecisnąć przez zatłoczoną ulicę i wydostać się wprost na szeroki, pełen licznych kramów, rynek. Kontynuowała swoją podróż do ratusza, w którym to miała otrzymać kolejne zlecenie. Usługi najemnej zabójczyni kosztowały fortunę, jednakże była warte swojej ceny. Lanea posługiwała się krótkim łukiem, ale posiadała także dwie miniaturowe kusze zawieszone na biodrach, krótki miecz oraz kilka noży i shurikenów do rzucania. Umiała zrobić odpowiedni użytek ze swojego oręża, ponieważ wyróżniała się nadludzką szybkością i sprawnością. W rękach mężczyzny jej bronie wyglądały jak zabawki, ale ona przemieniała je w zabójczy sprzęt.

   Podeszła do dwóch halabardników pilnujących wejścia do budynku i podała swoją godność. Odczekała krótka chwilę, po czym została wprowadzona do obiektu. Strażnik zaprowadził ją do podziemnych sal, a dokładniej niewielkiego, ciasnego pomieszczenia, w którym to czekał już na nią mężczyzna. Skinieniem ręki odwołał on żołnierza i rozkazał mu zamknąć drzwi. Miał niski, matowy głos, który wydawał się być troszkę zmęczony i znużony. Mimo panujących w pokoju ciemności, (paliła się zaledwie jedna świeczka na stole) zabójczyni starała się dostrzec twarzy zleceniodawcy, ale była ona skutecznie ukryta w mroku.

   - Widzę, że zależy panu na anonimowości i poufności -zaczęła kobieta - ale pragnę pana uprzedzić, że zapewniam pełnią dyskrecję, więc owe środki bezpieczeństwa są zbędne.

   - Proszę jednak uszanować moją prywatność, widzi pani, wolałbym nie pokazywać swojego oblicza. Mam nadzieję, że nie będzie to pani przeszkadzać. - wyjaśnił mężczyzna.

   - Skoro taka jest pańska wolna, niech tak pozostanie -powiedziała spokojnie, pewnym tonem.

   - Dziękuję - odrzekł zleceniodawca, po czym dodał – może od razu przejdę do rzeczy?

   Zabójczyni, krótkim, ledwo dostrzegalnym skinieniem głowy, przystała na propozycję. W tym ruchu było coś diabolicznego, co wywołało u mężczyzny strach, jego powieka lekko drgnęła, a usta wykrzywiły się w dziwnym grymasie.

   - Dobrze więc. - zaczął niepewnie, jednakże szybko odzyskał rezon i pewnym tonem kontynuował:

   - Chciałbym skorzystać z pani usług, w imieniu imperium Kazdar, widzi pani, jesteśmy nękani już od dłuższego czasu przez pewien drobny, aczkolwiek, bardzo złośliwy problem.

   Lanea, ponownie skinęła głową, przyjmując do wiadomości te informacje, a zarazem zezwalając przyszłemu pracodawcy na kontynuowanie wypowiedzi.

   - Na czym to ja... aha, więc jak już mówiłem, ten doskwierający problem trzeba rozwiązać, innymi słowami wyeliminować. Jednakże pragniemy by nie zabijała pani obiektu, a jedynie go schwytała, ponieważ jego egzekucja musi się z pewnych względów odbyć publicznie, na oczach tłumu.

   - To będzie cię kosztować, dużo, cholernie dużo, normalnie nie zajmuje się takimi zleceniami, ale jeśli klient odpowiednio zapłaci, to wszystko da się wykonać. -beznamiętnie, oznajmiła zabójczyni.

   - Przygotowaliśmy się na taką ewentualność, jednakże najpierw pragnąłbym pani udzielić kilku informacji na temat tego... obiektu - zakończył, czekając na jej reakcję.

   - Zamieniam się w słuch.

   - Otóż, trzeba będzie schwytać, pewnego okropnego kryminalistę, podłego wyrzutka, parszywego gwałciciela i rabusia...

   - Niech już pan sobie oszczędzi! - przerwała ostro Lanea, co wywołało zafrasowanie na twarzy zleceniodawcy, po czym dodała - Ja chcę znać jedynie fakty i szczegóły, wszystkie epitety i historyjki o podłych ludziach, niech pan zachowa dla siebie! - skończyła.

   Nienawidziła jak ktoś mówił o rabusiach i gwałcicielach, bo przywracało jej to smutne wspomnienia. W dzieciństwie jej rodzice i bracia zostali zamordowani przez takiego właśnie wyrzutka, starsza siostra natomiast, zanim została zadźgana nożem, była kilkukrotnie w podły sposób, wykorzystywana seksualnie przez swojego oprawcę. Najemniczka przeżyła, tylko dlatego, że ukryła się w niewielkim kredensie z zastawą, jednakże reszta jej familii już nie zdążyła.

   - Przepraszam... Nie chciałem pani urazić, przejdę w takim razie do konkretów. Pani celem będzie mężczyzna o imieniu Ritz, mniemam, że zna pani tą personę?

   - Tak, znam, ale muszę rzec, że za takie zlecenie stawki są podwójne, dodając do tego fakt, że musi być on żywy, będziecie musieli zapłaci poczwórną stawkę, czyli tysiąc goldenów.

   - Pani chyba żartuje! To jest niewyobrażalna kwota, nie stać nas na to! - wyrzekł zdenerwowany i wyraźnie oburzony mężczyzna.

   - Was nie stać?! Pan chyba kpi, żegnam. - oznajmiła krótko Lanea, odwracając się na pięcie w kierunku drzwi.

   - Nie, proszę zaczekać! Błagam, na pewno się dogadamy.

   - Też tak myślę. - westchnęła zabójczyni, zatrzymując się i kontynuując - Moje ostatnie słowo to tysiąc goldenów!.

   Mężczyzna nie miał innego wyjścia, musiał się zgodzić na jej warunki, ponieważ była jedyną osobą mogącą schwytać Ritza. Doborowa jednostka imperialnej gwardii królewskiej wielokrotnie próbowała go zabić, ale bezskutecznie. Płatni najemnicy nie byli w stanie nawet zbliżyć się do niego. Nie miał innej opcji, ostatnią szansą była ona, płatna morderczyni, najlepsza w swoim fachu, jednakże kosztowała niewyobrażalne sumy.

   - W takim razie niech będzie, połowa płatna teraz, a połowa po wypełnieniu zadania. Po odbiór reszty pieniędzy zgłosi się pani, po odstawieniu obiektu do twierdzy Gastard, najpóźniej za tydzień. Mam nadzieję, że nie pożałuję tego.

   Wypowiedziawszy to mężczyzna, rzucił ciężką sakiewkę na stół, za którą można by było kupić dziesięć bogatych wsi, lub też wystawić sześćdziesięciu jeźdźców, w pełnej, płytowej zbroi.

   - Dziękuje, nie pożałuje pan tego, zapewniam. - powiedziała Lanea chwytając sakiewkę i przywiązując ją do pasa. Nie musiała jej specjalnie zabezpieczać przed kieszonkowcami, ponieważ mało kto na świecie miał porównywalny do niej refleks i ewentualną próbę kradzieży od razu by spostrzegła. Skłoniła się jeszcze nieznacznie swojemu zleceniodawcy, po czym wyszła z ciasnego pomieszczenia. Będąc już na rynku i wdychając świeżego powietrza, zaczęła się zastanawiać nad przyjętym zleceniem.

   - To będzie cholernie trudne zadanie, mała. - powiedziała sama do siebie, lekko się uśmiechając, po czym dodała - ale damy radę, tak jak zawsze.

   

   

                  ***





Ritz podjechał na swoim bojowym ogierze pod drzwi gospody. Był to dość szczupły, niezbyt wysoki mężczyzna o jasnej, piegowatej cerze i rzadkich blond włosach. Miał niebieskie, lekko podkrążone oczy, a na twarzy rzadki, kilkudniowy zarost. Na pierwszy rzut oka nie wyglądał na nikogo groźnego, jednakże prawda była zupełnie inna. Niespiesznie zsiadł z konia, po czym oddał swojego rumaka pachołkowi, który błyskawicznie zjawił się przy kliencie.

   - Daj mu najlepszej paszy i umyj go solidnie, bo inaczej własnoręcznie obedrę cię ze skóry. - zagroził kryminalista, szyderczo się przy tym uśmiechając.

   - Tak panie. - wyjąkał troszkę przestraszony chłopak. Dla którego groźby i cęgi to był chleb powszedni.

   Ritz opatulił się szczelnie grubym, skórzanym płaszczem, z powodu zimna i siąpiącego deszczu. Na plecach przypięte miał na krzyż, dwa miecze o zakrzywionych ostrzach, których pochodzenie nie było nikomu znane, natomiast do prawego uda przymocowany, długi na trzydzieści centymetrów, wykonany z najszlachetniejszej stali, kebryjeski sztylet. Pchnął drzwi gospody, po czym lustrując wnętrze pomieszczenia zauważył wolny stolik w rogu karczmy.

   - Karczmarz! - wychrypiał, gdyż miał zaschnięte gardło.

   - Czego chcesz?! - odrzekł niemile gospodarz, sądząc że przybysz nie jest zbyt ważną i majętną personą. Popełnił błąd. Wściekły rabuś, nawet nie wstając za stołu, błyskawicznym, mechanicznym ruchem, do którego jego ramię już dawno przywykło, pochwycił rękojeść miecza i płaską jego stroną, zdzielił, nie za mocno, krnąbrnego właściciela w twarz, mówiąc:

   - Ja ci zaraz dam, co ty sobie myślisz?! Uważasz, że możesz mną pomiatać? Wiesz kim jestem?! Co, pytam się czy wiesz, do kurwy nędzy kim jestem? Odpowiadaj jak do ciebie mówię!

   - Nie panie, nie wiem. - odpowiedział przestraszony karczmarz.

   - Jestem Ritz i podejrzewam, że to imię coś ci mówi!

   - Rrrr... Ritzzz... - właściciel lokalu ledwo to wypowiedział, gdyż ślina stawała mu w gardle, a strach zapierał dech w piersiach.

   - Niech mi miłościwy pan najmocniej wybaczy moja głupotę i niewiedzę, proszę powiedzieć czego pan sobie życzy?

   - Od razu lepiej śmieciu! Przynoś mi tutaj migiem dzban piwa i cos ciepłego do żarcia. Każ także przyszykować pokój i podeślij później, jak skończę posiłek, jakąś dziewkę, mam ochotę się dzisiaj troszkę zabawić. - uśmiechnął się obleśnie kryminalista.

   - Jak łaskawy pan sobie życzy. Czy każe pan przyszykować także kąpiel?

   - A czy prosiłem o kąpiel?!

   - Nie, panie.

   - No właśnie, więc nie bądź nadgorliwy, rób tylko to, co mówię, a nie pożałujesz. - zakończył Ritz, po czym rzucił w powietrze jedną srebrną monetę, którą sprawnym ruchem złapał karczmarz, mówiąc:

   - Dziękuje, hojny panie, już każe wszystko przynieść i przygotować, niech się pan niczym nie martwi. - powiedział, służalczym głosem.

   - Tak już lepiej, tylko sprężaj się bo umieram z głodu.

   Po kilku minutach, przestępca zaczął pochłaniać ze smakiem

   kaszę ze skwarkami, popijając ją zimnym, nieco sikowatym piwem. Po zaspokojeniu swoich podstawowych potrzeb Ritz, wstał od stołu i poszedł do swojego pokoju, w którym to czekała już na niego, podesłana przez karczmarza, dziewka. Dziewczyna ta nie wyglądała nazbyt atrakcyjnie, co tu dużo mówić, była po prostu brzydka i śmierdziało od niej potem. Nie przeszkadzało to jednakże spragnionemu mężczyźnie, który to musiał przecież rozładować napięcie, jakie zgromadziło się w nim w ciągu tego tygodnia. Wyrżnął kilkukrotnie, brutalnie i boleśnie, tak jak to miał już w zwyczaju, ową dziewczynę, po czym zmęczony, nader wyczerpującym dniem, położył się spać.

   

   

                  ***



   

   Wyłamane drzwi, które z tępym dźwiękiem uderzyły w brudną posadzkę pomieszczenia, natychmiast wyrwały ze snu zaskoczonego Ritza. Nagi, wyczerpany bardzo „pracowitą" nocą i dość mocno skacowany, musiał błyskawicznie zmobilizować organizm do pracy na sto procent. Wyskakując szybko z łóżka, chwytając rękojeści swoich wykrzywionych mieczy, pospiesznie analizował zaistniała sytuację. Przeciwników było trzech, a przynajmniej tylu widział, podejrzewał, co prawda, że reszta jest na korytarzu lub w głównej izbie, ale nie chciał się rozpraszać w tym momencie niepotrzebnymi informacjami. Nigdy nie był atakowany przez mniej niż trzy osoby, przynajmniej tak było zazwyczaj, a to była najwyraźniej zaplanowana akcja. Jego przeciwnicy byli niezbyt rośli, ale solidnie umięśnieni, wszyscy mieli na sobie stalowe pancerze z godłem imperialnej gwardii królewskie.

   - To będzie bułka z masłem. - pomyślał Ritz.

   Pierwszy żołnierz od lewej, zaatakował szybkim sztychem, prowadzonym na udo przeciwnika. W tym samym momencie uderzyła także pozostała dwójka. Ten z prawej strony ciął z góry, celując w szyję, natomiast środkowy atakował uderzeniem na korpus. Byli szybcy i zsynchronizowani. Jednakże mieli do czynienia ze starym i doświadczonym wygą.

   Ritz sparował uderzenie gwardzisty celującego w jego szyję, półobrotem uniknął ciosu z lewej, po czym odbił w prawą stronę, lewą ręką, atak żołnierza na jego tułów.

   Korzystając z chwilowego zamieszania, błyskawicznie skoczył między dwóch napastników, obracając się frontem do ich pleców, tnąc prawym mieczem na odlew żołnierza, któremu zszedł z linii ciosu. W tym samym momencie blokował drugim ostrzem, szybki i stosunkowo prosty sztych wyprowadzony przez środkowego napastnika, podbijając jego broń do góry.

   Zaatakowany gwardzista, odbił wyjątkowo szybkie uderzenie, ale stracił przy tym równowagę, Ritz natomiast, wykorzystując siłę odbicia, ciął od dołu po skosie prawą ręką, trzymając nienaturalnie ułożoną rękojeścią ku górze, broń w lewę udo zaskoczonego żołdaka stojącego dokładnie na środku pokoju, po czym szybkim ruchem odwrócił miecz nad głową i poprawił tnąc od góry, przecinając jego kirys. Poszatkowany mężczyzna z przerażeniem w oczach zaczął ekspresowo się wykrwawiać, ponieważ ciosy mu zadane byłe celne i precyzyjne.

   - Pierwszy z głowy. - pomyślał Ritz, wiedząc, że ma jednego żołdaka za plecami, a drugiego wprost przed sobą. Stał w kałuży krwi i beznamiętnie patrzył w oczy swojego przeciwnika, pozwalając tym samym podnieść się gwardziście, którego miał za sobą. Dzięki adrenalinie, był już całkowicie rozbudzony i skoncentrowany. Miał ochotę się troszkę zabawić, dlatego też nie atakował, lecz pozwolił przeciwnikom na krótki odpoczynek i przeprowadzenie kolejnego natarcia.

   Pierwszy uderzył gwardzista, znajdujący się za plecami Ritza, wyprowadzając fałszywe cięcie na korpus, które w ostatniej chwili zamienił na pchnięcie, celując w nogę kryminalisty. Doświadczony szermierz tego się właśnie spodziewał. Odwrócił się piekielnie szybko, robiąc piruet na prawej nodze, po czym sparował prawym mieczem sztych przeciwnika, zbijając jego ostrze w stronę podłogi, tnąc jednocześnie, szeroko, lewym ostrzem na odlew, zadając śmiertelne uderzenie żołnierzowi w szyję.

   Ostatni napastnik, mylnie wnioskując, że bandyta może być zaskoczony spróbował szczęścia, wyprowadzając uderzenie z góry na plecy Ritza. Obdarzony świetnym refleksem mężczyzna, wykonał unik, przepuszczając rozpędzonego napastnika obok siebie, zadając mu krótkie, ale głębokie pchnięcie pod pachę. Zraniony gwardzista zwalił się z impetem na podłogę, charcząc krwią.

   Kryminalista, patrzył na to bez najmniejszego poruszenia, widział już w życiu wiele bólu, a jeszcze więcej sam zadał. Był usatysfakcjonowany i lekko zmęczony, jednakże nie byli to dla niego zbyt wymagający przeciwnicy. Elita wojska, nawet najlepiej wyszkolona, nie mogła się równać z takim szermierzem jak on.

   - Ciekawe kto ich przysłał tym razem? - zafrasował się stojąc wciąż nagi, po czym dodał - nieważne, nic mnie to nie obchodzi, będę musiał rozmówić się z karczmarzem, który popełnił wielkie głupstwo wydając mnie, pożałuje tego. - pogroził, a następnie zaczął pospiesznie się ubierać i pakować swoje manatki. żałował, że nie ma już w pokoju dziewki, z która tak uroczo spędzał wczoraj czas, ponieważ naszła go straszna ochota na rozładowanie napięcia, bo przecież walka na śmierć i życie z samego rana jest mocno stresująca i Ritz miał prawo poczuć się nieco spięty.

   Zebrawszy wszystko do podróżnego plecaka, wciąż trzymający zakrzywione miecze w rękach, Ritz opuścił pokój, schodząc cicho i spokojnie ze schodów.

   - Pewnie zaraz znowu zaatakują mnie jacyś durnie. - powiedział szeptem, sam do siebie kryminalista.

   Jak się okazało w głównej izbie czekała na nagie całkiem miła niespodzianka. W pomieszczeniu nie było bezmyślnych żołdaków do zaszlachtowania, ani karczmarza, który pewnie był już daleko stąd, jedynie mała, bezbronna dziewczynka siedziała skulona w rogu pod stołem.

   - A to milutki prezent los mi zsyła, nie dość że kobieta, to i jeszcze pewnie dziewica. - pomyślał obleśnie mężczyzna, po czym odłożył, nieroztropnie swoje miecze na pobliski stół i zaczął pospiesznie rozpinać rozporek. Nie sądził, że coś mu grozi, ponieważ gwardziści na pewno by zaatakowali, gdyby zszedł do głównej izby, dlatego też pozbawił się głównego oręża, mając jedynie swój kebryjski sztylet, przymocowany do prawego uda.

   - Spokojnie, nie bój się, tatuś ci nic nie zrobi, nie będzie bolało. - zaczął szyderczo i cynicznie mówić kryminalista.

   Dziewczynka była zapłakana, wyraźnie przestraszona i zaczęła coraz mocniej zaciskać drobne, smukłe palce na nodze stołu. Ritz był już coraz bliżej, z wywalonym interesem na wierzchu wyglądał jak wygłodniały lew spoglądający na swoją ofiarę.

   - No chodź dziewczynko, daj mi się zerżnąć. - powiedział

   sprośnie bandyta, głośno się przy tym zaśmiewając.

   - Pierdol się zboczeńcu. - odpowiedziała spokojnym, pozbawionym strachu głosem dziewczynka, po czym błyskawicznie skoczyła ku zaskoczonemu mężczyźnie.

   Miała na nogach, ciężkie, skórzane buty na wysokim obcasie, które były w tym momencie poważnym atutem. Nie była już zapłakaną dziewicą, lecz strasznie groźna kobietą, zrzuciła maskę jaką musiała przybrać, aby zaskoczyć tego wyśmienitego szermierza. Lanea utrzymując równowagę na lewej nodze, z całej siły kopnęła mężczyznę w rękę, w której to trzymał już wyciągnięty nóż, wytrącając mu jedyną broń z ręki. Spokojnie wylądowała, po czym ponowiła atak lewą nogą, z obrotu, trafiając szpilką dokładnie tam gdzie zamierzała - w klejnoty bandyty. Kompletnie zaskoczony Ritz, który miał idiotyczny wyraz twarzy, zawył piekielnie, po czym runął, jak długi, twarzą na ziemię. Zabój czyni nie traciła ani chwili, trafiając szpicem buta wprost w skroń mężczyzny, pozbawiając go, tym samym, przytomności. Z ukontentowaniem patrzyła na ten żałosny widok, wielkiego szermierza pokonanego przez nieokiełznany męski instynkt.

   - Gdyby sperma nie zalała ci mózgu, to może byś wyszedł z tego cało, a tak czeka cię tylko jedno - Gastard. - powiedziała z pogardą w głosie związując jeńcowi ręce.

   Następnie zaklaskała w dłonie dwa razy, po czym do gospody wpadło pięciu gwardzistów spoglądających z podziwem na górującą nad Ritzem kobietę. Lanea gestem pozwoliła zniecierpliwionemu żołdakowi zadać wpierw pytanie.

   - Można wiedzieć co się stało z trzema moimi żołnierzami, pani? - zapytał dowódca oddziału.

   - Musieli zginąć, aby rozproszyć jego uwagę, inaczej cały ten fortel by się nie udał, przykro mi. - wyjaśniła najemniczka.

   - Trudno, polegli oddając życie za ojczyznę - westchnął kapitan, a następnie zapytał - zabrać więźnia i rozpocząć przygotowania do wymarszu, pani?

   - Tak, musimy jak najszybciej dostać się do Gastard.

   - Kierując się gościńcem cały czas na zachód, będziemy w twierdzy za trzy dni. Będziemy jedynie musieli wymienić konie w miasteczku o nazwie Fardo, szybciej się nie da, pani.

   - Rozumiem, zdążymy - odpowiedział krótko Lanea.

   Była dumna z siebie, bo schwytała prawdopodobnie najlepszego szermierza na ziemi i to w dodatku gołymi rękami. Zgubiła go pycha i brak ostrożności, tak zawsze kończyli najwięksi.

   - Ja będę mieć się na baczności, cały czas. - poprzysięgła sobie najemniczka, wychodząc z gospody i wskakując na swojego wierzchowca.

   - Wszystko gotowe, pani, możemy ruszać. - poinformował kapitan.

   - No to w drogę. - odpowiedziała Lanea, ruszając stępa.

   



   

2
Prawda była taka, że metropolię kiepsko zurbanizowano i przeludniono
Metropolia to mało trafne określenie na gród. A i zdanie brzmi tak jakby miasto nie tylko kiepsko zurbanizowano, ale i kiepsko przeludniono, czyli chcesz nam okrężną drogą przekazać, że w rzeczywistości miasto cierpi na wyludnienie.


Lanea posługiwała się krótkim łukiem, ale posiadała także dwie miniaturowe kusze zawieszone na biodrach, krótki miecz oraz kilka noży i shurikenów do rzucania.
Czy naprawdę ci wszyscy wojownicy w fantasy muszą nosić więcej broni, niż Robocop miał spluw?


W tym ruchu było coś diabolicznego, co wywołało u mężczyzny strach, jego powieka lekko drgnęła, a usta wykrzywiły się w dziwnym grymasie.
Przed chwilą pisałeś, że facet nie było widać w półmroku. To skąd ta informacja, ze mu powieka drgała?


- To będzie cię kosztować, dużo, cholernie dużo, normalnie nie zajmuje się takimi zleceniami, ale jeśli klient odpowiednio zapłaci, to wszystko da się wykonać. -beznamiętnie, oznajmiła zabójczyni.

   - Przygotowaliśmy się na taką ewentualność, jednakże najpierw pragnąłbym pani udzielić kilku informacji na temat tego... obiektu - zakończył, czekając na jej reakcję.

   - Zamieniam się w słuch.
Babka nagle zaczyna mówić do niego na "ty", on dalej zwraca się per pani. Przypominam Ci, że to zleceniodawca jest szefem dla zabójcy, a nie na odwrót. Zwłaszcza, że w tym przypadku, jak mniemam, zleceniodawca to jakiś wyżej postawiony miejski dygnitarz.




Doborowa jednostka imperialnej gwardii królewskiej wielokrotnie próbowała go zabić, ale bezskutecznie.
Z jakiej racji? Ritz używał czarów? Nie, on po prostu był dobrym szermierzem. Tak dobrym, że termin przewaga liczebna przestał mieć dla niego znaczenie. Może armia amerykańska powinna zainwestować w karateków, którzy w pojedynkę rozwalaliby całe bataliony.



Jakby tego było mało, nasz heros zostaje pokonany nie mieczem, a butami założonymi na kobiece stópki. Ale co fakt to fakt, glany to istne narzędzie eksterminacji.



Co do całości, to nie lubię (właściwie nie cierpię) takich gatunków, a mimo to nie czytało mi się źle, nawet ze sporą dawką zaciekawienia. Czyli chyba nie jest najgorzej. Ale bierz pod uwagę, że nie jestem koneserem heroic fantasy, więc może mi się podobać byle co.

Pozdrawiam.

3
"- Spokojnie, nie bój się, tatuś ci nic nie zrobi, nie będzie bolało. - zaczął szyderczo i cynicznie mówić kryminalista.

   Dziewczynka była zapłakana, wyraźnie przestraszona i zaczęła coraz mocniej zaciskać drobne, smukłe palce na nodze stołu. Ritz był już coraz bliżej, z wywalonym interesem na wierzchu wyglądał jak wygłodniały lew spoglądający na swoją ofiarę.

   - No chodź dziewczynko, daj mi się zerżnąć. - powiedział

   sprośnie bandyta, głośno się przy tym zaśmiewając.

   - Pierdol się zboczeńcu. - odpowiedziała spokojnym, pozbawionym strachu głosem dziewczynka, po czym błyskawicznie skoczyła ku zaskoczonemu mężczyźnie.

   Miała na nogach, ciężkie, skórzane buty na wysokim obcasie, które były w tym momencie poważnym atutem. Nie była już zapłakaną dziewicą, lecz strasznie groźna kobietą, zrzuciła maskę jaką musiała przybrać, aby zaskoczyć tego wyśmienitego szermierza. Lanea utrzymując równowagę na lewej nodze, z całej siły kopnęła mężczyznę w rękę, w której to trzymał już wyciągnięty nóż, wytrącając mu jedyną broń z ręki. Spokojnie wylądowała, po czym ponowiła atak lewą nogą, z obrotu, trafiając szpilką dokładnie tam gdzie zamierzała - w klejnoty bandyty. Kompletnie zaskoczony Ritz, który miał idiotyczny wyraz twarzy, zawył piekielnie, po czym runął, jak długi, twarzą na ziemię. Zabój czyni nie traciła ani chwili, trafiając szpicem buta wprost w skroń mężczyzny, pozbawiając go, tym samym, przytomności. Z ukontentowaniem patrzyła na ten żałosny widok, wielkiego szermierza pokonanego przez nieokiełznany męski instynkt."



Ten teks... nie przemawia do mnie :D Napisany infantylnie i bez konsekwencji, dziewczynki skaczące na zaskoczonych mężczyzn :D (no bo jak już na niego skoczy, to przecież musi być zaskoczony ;) ). Z całkowitą szczerością i totalnie obiektywnym obiektywizmem (bo przecież tego wszyscy oczekujemy... prawda?) mówię, że tekst mi sięnie podobał. Na grubo zaznaczyłem rzeczy, które mi nie pasują, albo powinny całkiem zniknąć (wypowiedź Ritz'a na początku). Wybrałem jeden fragment, fakt, przez tekst przeleciałem bez emocji i większego zastanowienia, ale tylko dlatego, że nie skłonił mnie do zatrzymania się na chwilę i głębszej analizy. Przeczytaj pare razy i sam zauważysz gdzie są zgrzyty. Pozdrawiam :).
These dreams in which I'm dying are the best I ever have.

I'd like to learn how to play irish melody on flute.

"Dreaming dreams no mortal ever dare to dream"
E.A. Poe "The Crow"

Re: Twierdza Gastard [ heroic fantasy ] ( fragment powie"

4
Ojeju, ojeju!
SamUraj pisze:(...) było stolicą, a zarazem największą metropolią, potężnego imperium Kazdar (...) (Przecinek po "metropolią" niepotrzebny)
Oplatał je, wysoki (Przecinek do wywalenia) na dwanaście metrów mur (...)
(...) drewnianych wrót, mogłaby przetrzymać uderzenia, nawet (I kolejny)największych na świecie taranów. Szczerze powiedziawszy Dornak, (Tutaj przecinek nie z tej strony "Dornak", co trzeba ;)) przypominał bardziej warowny obóz (...)
(...) trzech setek, wyborowych (...i jeszcze jeden) halabardników, stu jeźdźców w pełnej płytowej zbroi, a także stu pięćdziesięciu, świetnie (...i kolejny) wyszkolonych, będących elitą wśród wojska, żołnierzy (...niekończąca się historia ;)) imperialnej gwardii królewskiej.
Ok. Pierwszy akapit to masakra. Rzuciłeś nam suchy opis miasta, przedstawiając mnóstwo niepotrzebnych rzeczy. Liczebność armii możesz spokojnie ukazać podczas oblężenia, a jeżeli do takiego nie dojdzie... po co nam wtedy taka informacja?

Poza tym przesadziłeś z przymiotnikami. Ale jedziemy dalej.


Miała nie małe (Niemałe) problemy przepychając się przez gęsty tłum mieszkańców stolicy. Prawda była taka, że metropolię kiepsko zurbanizowano i przeludniono, czego efekty w postaci zatłoczonych ulic, były (I następny przecinek do przecinkowego nieba) nader często widoczne.
(...) po za (Poza) tym szanowała własne zdrowie i wiedziała, że złość piękności szkodzi. W tym wypadku, mógł (Mowa o złości, a zatem: mogła) zaszkodzić (...) Miała około metra sześćdziesięciu wzrostu (...) Nie była wysoka (...) (Twoja historia dzieje się w świecie fantasy. Większość broni, ubrań, budynków itp. jest średniowieczna. Zwróć więc uwagę, że w średniowieczu kobieta o takim wzroście jednak była dość wysoka)
Lanea'i (Lanei!) udało się przecisnąć
Lanea posługiwała się krótkim łukiem, ale posiadała także dwie miniaturowe kusze zawieszone na biodrach, krótki miecz oraz kilka noży i shurikenów do rzucania. (Alan już o tym napisał, a ja dodam trzy grosze: naprawdę dobra w swoim fachu zabójczyni poradziłaby sobie bez dwóch miniaturowych kusz czy shurikenów)
Umiała zrobić odpowiedni użytek ze swojego oręża, ponieważ wyróżniała się nadludzką szybkością i sprawnością.
I znowu - niepotrzebnie nam to mówisz. Jeżeli tak jest, opowiedz o tym w odpowiednim czasie.


- Skoro taka jest pańska wolna, (Literówka) niech tak pozostanie -powiedziała spokojnie, pewnym tonem.
czasu przez pewien drobny, aczkolwiek, bardzo (Przecinek po "aczkolwiek" niepotrzebny) złośliwy problem.
- To będzie cię kosztować, dużo, cholernie dużo, normalnie nie zajmuje (Zajmuję) się takimi zleceniami, ale jeśli klient odpowiednio zapłaci, to wszystko da się wykonać. -beznamiętnie, oznajmiła (Przecinek do wywalenia) zabójczyni.
- Niech już pan sobie oszczędzi! (Raz mówi do niego "ty", raz "pan". Coś jest nie tak) - przerwała ostro Lanea
Pani celem będzie mężczyzna o imieniu Ritz, mniemam, że zna pani tą () personę?
będziecie musieli zapłaci poczwórną stawkę, czyli tysiąc goldenów.(Nie wiem czemu, ale rozśmieszyła mnie zangielszczona nazwa polskiej waluty w fantasy ;))
Wypowiedziawszy to mężczyzna, rzucił (Przecinek nie z tej strony "mężczyzna") ciężką sakiewkę na stół

Ritz podjechał na swoim bojowym ogierze pod drzwi gospody. Był to dość szczupły, niezbyt wysoki mężczyzna o jasnej, piegowatej cerze i rzadkich blond włosach. Miał niebieskie, lekko podkrążone oczy, a na twarzy rzadki, kilkudniowy zarost.
- Ja ci zaraz dam, co ty sobie myślisz?! Uważasz, że możesz mną pomiatać? Wiesz(,) kim jestem?! Co, pytam się(,) czy wiesz, do kurwy nędzy(,) kim jestem? Odpowiadaj(,) jak do ciebie mówię!
- Dziękuje, hojny panie, już każe (Każę) wszystko przynieść i przygotować, niech się pan niczym nie martwi. - powiedział, (Ty naprawdę lubisz te przecinki, co? ;)) służalczym głosem.
Wyłamane drzwi, które z tępym dźwiękiem uderzyły w brudną posadzkę pomieszczenia (Odwołam się do późniejszej treści. Jeżeli gwardziści mieli pomoc karczmarza, czy naprawdę musieli wyłamywać drzwi tak, żeby obudzić cel? Jak dla mnie to błąd logiczny)
Pierwszy żołnierz od lewej, (Zbędny przecinek) zaatakował szybkim sztychem
Kryminalista, (I jeszcze jeden) patrzył na to bez najmniejszego poruszenia, widział już w życiu wiele bólu, a jeszcze więcej sam zadał.
Nie sądził, że coś mu grozi, ponieważ gwardziści na pewno by zaatakowali, gdyby zszedł do głównej izby (A czy nie pomyślał, że gwardziści mogą wpaść, kiedy tylko zacznie się zabawiać?)
skoczyła ku zaskoczonemu (...no właśnie :D)
Zabój czyni (No tak, czyni ten zabój, tylko kto? ;)) nie traciła ani chwili
- Można wiedzieć co się stało z trzema moimi żołnierzami, pani? - zapytał dowódca oddziału.

   - Musieli zginąć, aby rozproszyć jego uwagę, inaczej cały ten fortel by się nie udał, przykro mi. - wyjaśniła najemniczka.

   - Trudno, polegli oddając życie za ojczyznę - westchnął kapitan (To chyba najbardziej drętwa reakcja na wieść o śmierci trzech żołnierzy, jaką słyszałem. Nawet jeśli musieli zginąć, ich przywódca powinien przynajmniej zapłakać nad swoimi trzema doborowymi powdładnymi)
będziemy w twierdzy za trzy dni. Będziemy jedynie musieli wymienić konie w miasteczku o nazwie Fardo


Tyle w kwestii technicznej. Jak widać, masz pewne problemy z interpunkcją i kilka błędów wynikających z niechlujstwa.





Dałeś nam wyidealizowaną bohaterkę. Bohaterkę, która za pierwszym podejściem pokonuje najlepszego szermierza na świecie przy użyciu jedynie butów. żeby czytelnik polubił postać, ta musi mieć ludzkie problemy i słabości. Zagalopowałeś się (W swoim powitaniu napisałeś, że lubisz Ziemiańskiego. Odnoszę wrażenie, że po lekturze "Achai", której to nie udało się pokonać najlepszego szermierza na świecie, postanowiłeś stworzyć własną bohaterkę, której to się uda [Choć "Achai" nie lubiłem, sam byłem zdruzgotany, kiedy pokonał ją półżywy... jak mu było? No, pewnie wiesz, o kogo mi chodzi] Ale to moje odczucie)



I choć onegdaj byłem wielkim fanem fantasy, nie podobał mi się twój tekst, przede wszystkim z powodu przesadzenie zarąbistej bohaterki.



Pozdrawiam!

5
Dziękuje bardzo za komentarze. Dopiero jak ktoś to wszystko tak ładnie wypunktuje to człowiek widzi swoje ( czasami infantylne ) błędy. Z interpunkcją faktycznie jest źle, ale zauważyłem ( teraz ) wiele innych prostych błędów. Z kreacją głównej bohaterki to faktycznie się zagalopowałem ... no i te bronie ;)



Pozdrawiam

6
. - stwierdziła spokojnie kobieta, jak zwykle opanowanym i spokojnym głosem.
   

Ehh....


-powiedziała spokojnie, pewnym tonem
Zapomniałeś spacji i powtarzasz się. Czy ona mówi coś niespokojnym tonem?

Darowałbym sobie co rusz zaznaczanie jaki to był ton, jaki głos, jaki grymas.



Cholera, straciłem ochotę do wklejania błędów. Im więcej ich tym gorzej się czuję. Tutaj prawie umarłem z bólu.



Sporo powtórzeń, brak spacji, dziwna budowa zdań i inne błędy sprawiły, że opowiadanie czytało się ciężko. Momentami nawet bardzo.

Tekst jest infantylny. Pokazuje jak młodzi widzą fantasy. Ten obraz nie jest bliski memu sercu, nie jest też bliski moim kiszką. Mam nadzieję, że to przeminie jak każda moda.



Tekst do całkowietej korekty.

Zostawiłbym go póki co i zajął się czymś innym. Spróbowałbym sił w jakimś innym gatunku. W takim, w którym nie będzie miejsca na tak przerysowane postacie.



Pozdro.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

7
Nie będę wypisywała błędów, bo nie chcę Cię namawiać, żebyś to poprawiał. Zostaw to na dysku na pamiątkę, po jakimś czasie sam dostrzeżesz to, czego się czepiamy.



świat, który przedstawiasz jest już tak pospolity, że nikt nie będzie chciał go zwiedzać. Bohaterka maksymalnie sztuczna. Nie kupuję tego. Nie zaciekawiło mnie. Dialogi równie sztuczne...



Pisz, czytaj... Musisz nabrać wprawy. Może jakiś obyczaj na początek? Popracuj nad interpunkcją, zwracaj na nią uwagę przy czytaniu książek.
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."

.....................................Wallace Stevens
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”