Bajka dla Krzysia[bajka]

1
(początek długaśnej chyba bajki już teraz wyłącznie dla dzieci. Mam nadzieję, ze komuś się to spodoba. To świeży tekst, ale przeczytany sto tysiecy milionów razy i chyba napisane technicznie nieźle. Chciałem formą zbliżyć się Dzieciakowi. Jednak jak znam swoje pisanie, błędów co niemiara...)





Wiesz, Krzysiu, dawno, dawno temu, za górą i rzeką mieszkał sobie diabełek Belcio. Miał dwa, tępe czerwone różki i do ziemi ogonek. Nie nosił butów, bo zaraz by spadły z jego kopytek.

I nie pasował do miejsca, w którym przyszedł na świat.

- Kiedyś będziesz jeszcze rasowym diabłem – zwykł mawiać mu jego Tata, gdy nasz diabełek zbyt często przesiadywał w Niebie. A potem zwykle dawał Belciowi klapsa, ale nie mocno, tylko tyle, żeby diabełek pamiętał. Ale on nie pamiętał nigdy, bo bardziej od słuchania Taty wolał wyprawiać się poza granice miasteczka, w którym mieszkał.

Pewnej ciepłej nocy, kiedy Tata pojechał po nowe kotły do duszenia wątróbki z cebulą, Belcio wziął swój podróżny tobołek, w którym miał masę niepotrzebnych rzeczy, pod pachę włożył pudełko warcabów i wymknął się, jak zwykle, do Nieba.

- Ty znowu tutaj… - westchnął zrezygnowany święty Piotrek i uchylił furtkę.

- Ja tylko na chwilę! – wykrzyknął diabełek, gdyż Tata uczył go, by mówił głośno i wyraźnie.

- Pamiętaj tylko, żeby się za bardzo nie rzucać w oczy! – wykrzyknął święty Piotrek, ale diabełek go już nie słyszał. Był daleko, a poza tym, nawet gdyby usłyszał jednym, i tak wypadłoby mu to drugim uchem.

- Cześć, panny pszczoły! Cześć, mości trutnie! Jak zdrowie?

Diabełek szedł doskonale sobie znaną ścieżką pomiędzy ulami. Jego kopytka stukały o marmurową kostkę, którą wyłożona była alejka.

- Ty znowu tutaj…

Diabełek zatrzymał się i zobaczył zasuszonego i malutkiego staruszka w ogromnych rękawicach i kapeluszu z siatką na twarzy.

- Dzień dobry …– grzecznie powiedział diabełek i ukłonił się. – …Panie Boże.

- Bardzo dobry, Belciu! – zaśmiał się staruszek i poklepał się po dość sporym brzuchu. – Chyba muszę porozmawiać z twoim Tatą.

- Ale Tata wie… - skłamał diabełek. - A zresztą jestem umówiony na warcaby z Michasiem i muszę lecieć. Do widzenia, Panie Boże.

- Uważaj tylko na siebie! I nie siedź zbyt długo. Tata będzie się niepokoił.

Ale diabełek tego nie usłyszał. A jeśli nawet, to i tak jednym uchem wpadło, a drugim wypadło mu Słowo Boże.

Kiedy dotarł wreszcie do małego domku Michasia, zerwał długaśny listek trawy, wcisnął go pomiędzy dłonie, przyłożył do ust i dmuchnął. Tak się z Michasiem witali.

- Belciu! – wykrzyknął Michaś rzucając się w objęcia przyjaciela.

- Michaś!

I wyściskali się tak mocno, jakby nie widzieli się wieki, co w sumie było prawdą. W Niebie bowiem, czas płynie inaczej.

- A wiesz, że… ale patrz, jak komuś powiesz! Powiedz „jak budu dudu nie powiem”!

- Jak budu dudu nie powiem, Michaś!

- Wiesz, że Wyższe Chóry też chodzą w sukniach! – konspiracyjnie powiedział aniołek, kiedy siedzieli na ganku i jedli watę cukrową.

- Naprawdę?! I faceci też?

- Na równi z facetkami, Belciu!

Diabełek złapał się za głowę ze zdziwienia. W Piekle, gdzie mieszkał, noszenie nie tylko sukien, ale noszenie czegokolwiek było niewłaściwe.

- Katastrofa…

- Ci mówię – szepnął Michaś. – A pod tymi sukienkami, to oni mają takie…

Chłopcy nagle ucichli, słysząc groźny pomruk zbliżającej się burzy.

- …chciałem powiedzieć, że mają takie przepaski…

- No i nici z biegania po chmurach – zrezygnowany Belcio popatrzył na otaczające ich obłoki.

- Zawsze jeszcze możemy pograć w warcaby!

Weszli do domku zanim ciepłe krople zdołały zmoczyć ich włosy. W środku, oprócz małego, drewnianego stolika, dwóch krzeseł i wąskiego łóżka nie było nic. No, był jeszcze kominek, na którym można było zaparzyć herbatę. Aha! Był jeszcze jeden paź królowej, który szukał jakiegoś nosa do wylądowania.

Belcio rozłożył sprawnie warcaby, a Michaś, nalawszy wody do garnuszka, powiesił go nad ogniem.

- Wiesz, Michaś?

- Co? – zapytał aniołek i zbił diabełkowi aż trzy pionki. – Damka!

- Ech… - diabełek podrapał się za prawym różkiem. – Tata mówi, że diabełkowie nie potrafią latać.

- A aniołki, nawet małe nie mają ogonków od opędzania się od motyli. Czasami siadają nawet na nosie i nie sposób ich zgonić.

- Chciałbym choć przez chwilę być aniołkiem i pomagać Panu Bogu przy pszczołach…

Belcio westchnął, ale na pewno nie z powodu kolejnych dwóch straconych pionków.

- Druga! – zaśmiał się Michaś. – I znów wygrałem!

Diabełek zastanowił się.

- A może byśmy tak na chwilę, tak tylko na jeden dzień zamienili się…

- Jak to? Chcesz, żebym ja poszedł do Piekła na jeden dzień, a ty, na jeden dzień zostałbyś tutaj?

- Jak byśmy uważali, na pewno by się udało. Zaczekaj!

Belcio zerwał się i podbiegł do kominka, gdzie leżał jego pękaty tobołek. Rozsupłał rzemyk i wyjął okrągłe, metalowe pudełko. Schował je w dłoniach, rozejrzał się wkoło i wrócił do stolika.

- Czasami, kiedy idziemy w gości z Tatą, to smaruję brązową pastą kopytka, żeby błyszczały. Posmarujemy ci buzię, rączki i nóżki i na pewno wszyscy wezmą ciebie za rasowego diabełka.

Michaś patrzył przez chwilę poważnie, ale po chwili coraz szerszy uśmiech zaczął rozświetlać mu twarz.

- A różki? – zapalił się aniołek. – Różki zrobię sobie z wodnych ślimaków! Pełno ich przy stawie! Są takie szpiczaste! Akurat w sam raz!

- A jak ci się rozejdą po głowie? Jak zaczną łazić po uchu i łaskotać?

- Nie rozejdą. One nic nie robią tylko cały czas śpią na kamieniach. A jak coś, to się przytrzyma, czy coś…

- Dobrze. Co dalej? Ogonek… Hmm… - zastanowił się Belcio.

- Będzie ogonek! Przecież od roku hodujemy Pana Padalca w słoiku!

- A jak ci zwieje?! Pan Padalec na wolności w Piekle nie jest zbyt częstym widokiem, Michaś. Poza tym nasz Pan Padalec przeżyłby to za bardzo. Trzeba coś innego.

- No tak… A sznur od żurawia?!

- Trzymacie żurawie na sznurach? – zapytał niepewnie Belcio, bo jakoś mu się to z Niebem nie kojarzyło.

- Ha ha ha!!! Nie! żuraw, to taki dźwig do wyciągania wody ze studni. Ogonek już mam! Włosy poczochram i posmaruję błotem z kałuży. Zaraz mi powiesz, jak robi się błoto. Kopytka?

- Hmmm… mam kilka starych puszek po mielonce. Pomaluje się na brązowo, przywiąże i będą kopytka.

- Hurrrraaaaa!

- No nie wiem, czy tak hura, Michaś…

Belcio po raz kolejny się zastanowił. Jak na początek dnia to i tak było bardzo dużo.

- Co zrobimy z twoimi skrzydełkami, Michasiu?

I na chwilę, choć oczywiście w Niebie czas płynie inaczej, zapadła w małym michasiowym domku cisza.

- Może zakryć i powiedzieć, że to garb? – nieśmiało zaproponował Michaś.

- W sumie można. Mało to garbatych diabłów w Piekle? Ale Tata od razu by poznał. Przecież ja nie mam garba… garbu… nie jestem garbaty. O jejku, Michaś… Nie uda się…

- Przestań lamentować, jak Serafin w chwili uniesienia! Utniemy.

I znów przez chwilę zapadła cisza, że słychać tylko było trzepot pazia królowej, który wyliczał, na którym nosie ma wylądować. Belcio popatrzył uważnie na przyjaciela. Pierwszy raz diabełek Belcio był poważnym, odpowiedzialnym i rasowym diabłem.

- Wtedy nie byłaby to zabawa, Michaś.

W końcu postanowili po prostu okręcić michasiowe plecy razem ze skrzydełkami resztką sznura z żurawia.

- No i ostatnia rzecz.

Belcio popatrzył uważnie na przyjaciela, westchnął i położył dłonie na biodrach.

- Jaka? Przecież wyglądam już prawie jak ty. Nikt się nie spostrzeże.

Michaś stał chwiejnie w dwóch puszkach po mielonce, ze sznurem zwisającym do ziemi i udającym ogonek i ślimakami śpiącymi na rozczochranej i brudnej od błota głowie.

- Oho! Nawet kiedy byś wszedł tak do Piekła i powiedział, ze nazywasz się Belcio, i tak nikt by ci nie uwierzył.

- Dlaczego? – spytał Michaś i poprawił wodnego ślimaka, który chyba nie za bardzo chciał spać.

- Bo w Piekle wszyscy chodzą na golasa, Michaś…

- Hmmm…

Niesforny paź królowej wciąż próbował znaleźć miejsce do lądowania.

- Trudno – powiedział stanowczo aniołek i wypiął dumnie swoją chudą, anielską pierś. – Ciekawość wymaga poświęceń!

I zerwał z siebie błękitne, anielskie szaty.

Belcio gwałtownie popatrzył na podłogę, bo nagle podłoga zdała się mu być najciekawszą rzeczą w Niebie i, wciąż się w nią wpatrując, podał Michasiowi pudełko pasty do kopytek.

- Masz. Wysmaruj się cały. Ja pójdę na ganek i popatrzę, czy jeszcze pada. Katastrofa…

Chwilę później, kiedy Belcio wrócił do domku, paź królowej widział już dwa diabełki i zastanawiał się, a to naprawdę rzadkie wśród motyli, czy czegoś przypadkiem nie przeoczył? I z czystego poczucia bezpieczeństwa postanowił nie siadać na żadnym z dwóch obecnych i usmolonych nosów.
"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll

2
Ten Krzysio to mi się kojarzy z Kubusiem Puchatkiem. :) Czyli pewnie nadaje się do bajki.

Ogólnie czytałam z prawdziwym zainteresowaniem. Bajka jest z jednej strony naiwna (jak to bajki), a z drugiej strony wydaje mi się, że może mieć drugie dno i jakiś głębszy sens. Były chyba tylko jakieś bardzo drobne błędy na początku, a przynajmniej ja nic więcej nie wyłapałam.

Podsumowując, naprawdę mi się podobało. Czekam na ciąg dalszy.

3
No tak... i zapomniałem o gotującej się wodzie na herbatę... Dzięki za opinię, Madison.
"Ostatecznie mamy do opowiedzenia tylko jedną historię." - Jonathan Carroll

4
Ja tylko na chwilę! – wykrzyknął diabełek, gdyż Tata uczył go, by mówił głośno i wyraźnie.

- Pamiętaj tylko, żeby się za bardzo nie rzucać w oczy! – wykrzyknął święty Piotrek,
bu, powtórzenie


- No i nici z biegania po chmurach – zrezygnowany Belcio popatrzył na otaczające ich obłoki.
"zrezygnowany" raczej z wielkiej literki.


Weszli do domku zanim ciepłe krople zdołały zmoczyć ich włosy.
przed "zanim" chyba przecinek ale ja tam nie wiem :/


W środku, oprócz małego, drewnianego stolika, dwóch krzeseł i wąskiego łóżka nie było nic
za "łóżka" też bym przecinaka rzuciła ale nie wiem


- Ech… - diabełek podrapał się za prawym różkiem
"diabełek" wielką



Czasem miałam wątpliwości jak powyżej, czy tam jakiegoś inta nie gubisz. Momentami ten zapis dialogów. No, ale to kosmetyczne poprawki. Co do odczuć...

O Boziu... <rozpływa się>Jakie boskie! Michaś, Belcio i ten motyyyylek. Jak dla mnie przebija Psa, choć nie<myśli chwile>. Pies to inna kategoria, bajka bardziej refleksyjna a tu... humor! Jak dla mnie świetne. Znowu spójne do tego stopnia, że w stylu bym nic nie poprawiała. Kan, ja chcę ciąg dalszy! Koniecznie! :)



Pozdrawiam serdecznie i ściskam :P <motylka, nie ciebie :P>

A tak: ten Krzysio... no wiesz, samemu sobie bajkę opowiadać? :P
"It is perfectly monstrous the way people go about, nowadays, saying things against one behind one's back that are absolutely and entirely true."

"It is only fair to tell you frankly that I am fearfully extravagant."
O. Wilde

(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.

5
Osobiście, bardziej mnie ujął klimat "Psa", no ale cóż, tamto było baśnią dla dużych i małych, a tu mamy bardzo ładnie napisaną bajkę dla dzieciaków. Piękna sprawa.



A teraz dostaniesz po uszach: co Ty sobie, u diabła, myślisz?! Siedzisz sobie w tej swojej mroźnej i białej Kanadzie, jeździsz psimi zaprzęgami, czasem wyślesz bajkowe opko, krygując się przy tym jak panna, co chciałaby, a boi się. Siadaj natychmiast do spisu wydawnictw, sprawdź ich profile i sposób nadsyłania propozycji wydawniczych, a potem avanti! Nikt za Ciebie nie zrobi pierwszego kroku. Grrr!



Trzymaj się!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”