SW. Zaginione Imperium. [fanfic, sci-fi, nieukończone,

1
Ha! Pierwszy mój tekst jaki został tu "wrzucony" zmieszano z błotem :P

Ale to i dobrze, bo była to moja ostatnia próba pewnej zmiany. Test taki lekki, w którym chciałem sprawdzić, czy czegoś nie brakuje mojej perełce, którą jest właśnie poniższa praca...

Fanfiction ze świata Star Wars. Pisany powolutku, stopniowo, bez pośpiechu i z pełnym moim zaangażowaniem już od jakiegoś czasu.

Aby nieco zdołować weryfikatorów, to praca ta już ma swoich kilku miłośników, czy może stałych czytelników, jak kto woli, więc nie dostajecie tutaj tekstu dopiero co napisanego... :wink:

Zamieszczam tylko pierwszy rozdział. Całość niestety jest niemożliwa do zamieszczenia tutaj. Kto chętny do przewałkowania całości, tego zapraszam na:

http://repg.cba.pl/index.htm/



Miłego czytania... :wink:



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



Rozdział 1.



"Konkwistador", zmodernizowany niszczyciel typu Victory - II pędził przez nadprzestrzeń, do stacji zaopatrzeniowej Floty, aby pobrać zapasy na kolejne pół roku. Kolejna standardowa procedura, kilka godzin, przez które w jego hangarach wylądują wahadłowce z towarem, po czym ponownie udadzą się do sektora Tungra. Do absolutnie zapomnianego sektora, na który składały się raptem cztery zamieszkane systemy i kilkanaście całkowicie jałowych układów. Ale taka już była praktyka w Imperialnej Marynarce. Aby otrzymać dowództwo czegoś większego od korwety trzeba było pochodzić ze światów środka i być lojalnym. Albo lojalnym i wyróżniającym się przedstawicielem rasy ludzkiej.

Vamara rozejrzał się ze swojego fotela po mostku.

Tak. Jemu udała się ta druga droga. Pochodząc z Saporis, planety na skraju przestworzy Huttów nie liczył na oszamiałającą karierę w Marynarce. I z początku tak było, gdy po ukończeniu Imperialnej Akademii na Carridzie otrzymał patent porucznika i stanowisko pierwszego oficera na pokładzie "Coornta", leciwej korwety klasy CR90.

Jednak los pewnego dnia uśmiechnął się do niego, gdy jego dowódca zachorował, a on pod jego nieobecność przejął dowodzenie. Już w dwie godziny po tym fakcie na skraju patrolowanego przez jego okręt systemu pojawił się prom atakowany przez dwie podobne do jego okrętu jednostki pirackie. Vamara wysłał natychmiast sygnał alarmowy do pobliskiej bazy, po czym nakazał ruszenie z pełną prędkością na pomoc atakowanej jednostce.

Na widok odsieczy napastnicy zawrócili błyskawicznie, jednak dla młodego porucznika to było zbyt mało. Po krótkim pościgu udało mu się unieruchomić jedną ze ściganych korwet. Druga wpadła pod lufy przybyłego w tym czasie Gwiezdnego Niszczyciela.

Jak się potem okazało ściganym przez piratów promem leciał Moff sektora Morobe, a samych piratów najął gubernator planety, by uchronić się przed kontrolą i wyjawieniem jego machlojek finansowych. W raporcie z całego zdarzenia znalazło się i miejsce na wzmiankę o młodym i ambitnym poruczniku. Od tego momentu kariera Vamary delikatnie ruszyła, i po kilku latach służby na kilku pośrednich stanowiskach objął w końcu dowodzenie Gwiezdnego Niszczyciela. Jednak wrogowie, których zdążył sobie też narobić zadbali, by awans ten był jego ostatnim. W ten sposób Vamara wylądował na Zewnętrznych Rubieżach.

- Za chwilę wychodzimy z nadprzestrzeni, panie kapitanie - meldował jego pierwszy oficer, Jeric Timbert. Młody oficer znalazł się tu również w zamian za zasługi, i aby zniknął z oczu.

- Rozumiem. Proszę meldować na bieżąco.

Po chwili długie pasy światła za transparistalowymi szybami mostka zamieniły się w pojedyncze punkciki gwiazd. Niszczyciel powrócił do normalnych przestworzy. Kilka stopni na lewo od obecnego kursu okrętu migotały światła stacji CS-614, zawieszonego w pustce kosmosu punktu zaopatrzenia floty dla pobliskich systemów.

Sama stacja była standardową konstrukcją dobrze znanej firmy Bengel usprawnioną i dozbrojoną na użytek Marynarki Imperialnej. Jej niewielka załoga miała za zadanie zaopatrywać pobliskie jednostki we wszystkie niezbędne im do działania materiały, od żywności po części zamienne. Przebywająca tam również ekipa techników miała w razie konieczności pomóc w usuwaniu mniej poważnych uszkodzeń powstałych w warunkach bojowych. Jedyną obroną stacji - poza stanowiskami turbolaserów i działek laserowych - były dwie eskadry myśliwskie, oraz pobliskie okręty, które miały za zadanie pośpieszyć z odsieczą w razie ataku.

Jak dotąd nie znalazł się nikt na tyle szalony, by atakować Imperialną placówkę...

- Panie kapitanie, poza nami przy stacji znajdują się jeszcze dwie jednostki - meldował Timbert.

- Kto taki? - Vamara odwrócił się do pierwszego oficera.

- "Ohm'dwa" kapitana Ramesa Tauruma i "Burzyciel" kapitana Ismena Squira - odparł oficer.

- W porządku. Poczekamy na swoją kolej.

- W dodatku mamy tu przekaz od dowódcy stacji, oznaczoną jako tajną, tylko do pańskiej wiadomości - poinformował go Timbert spoglądając na niego.

- W porządku, odbiorę u siebie w gabinecie - poinformował go Vamara podnosząc się ze swojego fotela na mostku. - Proszę w tym czasie zająć się przygotowaniami do przyjęcia zapasów.

Kapitan skierował się ku swojemu gabinetowi. Gdy wszedł do środka zamknął drzwi, po czym usiadł za biurkiem. Uruchomił holokomunikator i po chwili przed jego oczyma pojawił się obraz starszego już oficera dowodzącego stacją. Jego twarz wyrażała smutek i troskę, a kapitan nie wiedział co mogło być tego przyczyną.

- Witam pana, kapitanie - zagadnął oficer.

- Ja również witam pana - odpowiedział grzecznie dowódca niszczyciela. - Cóż to za istotna informacja?

- Mam tu zapis wiadomości od admirała Pritticka. Proszę go zobaczyć.

Obraz w holowyświetlaczu zamigotał na chwilę, po czym pojawił się obraz oficera w białym, admiralskim mundurze.

- Do wszystkich jednostek Imperialnej Marynarki i Armii. - Zabrzmiał głos - Tu admirał Prittick. Z żalem muszę was poinformować, że trzy dni temu, w systemie Endor doszło do bitwy, w wyniku której zniszczona została większość z biorących w niej udział okrętów imperialnych z niszczycielem "Egzekutor" na czele. Zniszczona została również będąca w ostatnich fazach budowy Druga Gwiazda śmierci. Na jej pokładzie zginął również sam Imperator. - po tych słowach nastała chwila ciszy. - Rozkazuję więc, aby dowódcy sektorów rozpoczęli przegrupowanie swych sił i oddelegowali wszystkie dostępne jednostki do punktów zbiorczych w celu odtworzenia głównych sił Marynarki Imperialnej. Wszystkie okręty patrolujące sektory o poziomie zagrożenia od 3 wzwyż również mają udać się do punktów zbornych. Koniec przekazu.

Vamara wpatrywał się tempo w holowyświetlacz nie mogąc dojść z myślami do ładu. Endor. Druga Gwiazda śmierci. Imperator nie żyje. "Egzekutor" wraz z Lordem Vaderem zniszczony. Imperium waliło się w gruzy.

W końcu pojawił się wizerunek dowódcy bazy. Vamara spojrzał na niego.

- Czy to pewne informacje? - zapytał ściszonym głosem.

- Niestety tak. Z tym, że wiadomość przyszła już cztery dni temu, a więc od pogromu pod Endorem minął już tydzień - wyjaśnił oficer.

- Dokąd mam się udać?

- Proszę przybyć do mnie. Przekażę panu wszystkie informacje.

- Dobrze. Czy mam przekazać te wieści załodze?

- Tak.



Gdy w kwadrans później kapitan Vamara z mostka kończył informować swoją załogę za pomocą interkomu o ostatnich wydarzeniach mógł na własne oczy zobaczyć jak druzgocące wrażenie one zrobiły. Na mostku zapanowała śmiertelna cisza, a ze skierowanych na niego oczu załogi wyzierało przerażenie. On wcale im się nie dziwił. Rebelia, początkowo uważana za niewielki i niegroźny epizod, zadała morderczy cios w samo serce Imperium.

O ile można zrozumieć i zaakceptować stratę okrętów, czy nawet kolejnej superstacji, bo w końcu wszystko co istota ludzka stworzy, to inna zniszczyć może, to jednak śmierć samego Imperatora była czymś, nad czym nie można było przejść do porządku dziennego. To on stanowił symbol jedności i zapoczątkowanego przez siebie Nowego ładu, który miał przynieść pokój galaktyce. I nagle ta sama mało znacząca Rebelia wyrosła na pogromcę tych wszystkich ideałów. Los był teraz niepewny i spoczywał w rękach tych, którzy pozostali.

- Kapitanie Timbert - odezwał się w końcu Vamara. - Udam się teraz na stację, by porozmawiać z dowódcami pozostałych jednostek. Proszę w tym czasie przejąć dowodzenie.

- Tak jest, kapitanie - odparł nieobecnym głosem oficer.



W nieco ponad pół godziny później Vamara siedział już wraz z dwoma pozostałymi kapitanami dokujących przy stacji statków w niewielkim pomieszczeniu konferencyjnym na jej pokładzie. Obaj, podobnie jak on mieli nietęgie miny, z tą różnicą, że dowódca "Burzyciela" wydawał się dogłębnie rozmyślać nad sytuacją w czasie gdy drugi z kapitanów poddał się po prostu rozpaczy i spoglądał za okno w czarną pustkę przestworzy.

Po chwili drzwi do sali otworzyły się z cichym sykiem i do środka wszedł dowódca stacji. Teraz Vamara mógł przyjrzeć się mu dokładniej. Niskiego wzrostu, szczupłej budowy ciała, o owalnej twarzy i krótkich siwiejących już włosach jasnoskóry mężczyzna. Mógł mieć około pięćdziesiątki, a przynajmniej na tyle lat wyglądał przygnieciony ostatnimi wydarzeniami. Zajął miejsce przy stole na tle okna.

- Witam panów, jestem kapitan Ramon Perish - przedstawił się. - Moim zadaniem jest omówienie z panami obecnej sytuacji.

- Wydaje mi się, że wszystko jest już jasne, panie kapitanie - rzucił Squir. - Wiadomość od admirała Pritticka wyraźnie przedstawiła nam sytuację i ustaliła, jakie kroki mamy przedsięgnąć.

- Tak, ale ta wiadomość pochodzi sprzed czterech dni, a od tamtej pory pojawiły się jeszcze inne fakty.

- Może pan to sprecyzować? - zagadnął Vamara.

- Tak. Po pierwsze - admirał Prittick nie dowodzi ocalałą flotą.

- Ale to przecież on wysłał wiadomość o bitwie i jej skutkach, a potem wydał rozkaz o przegrupowaniu Imperialnej Marynarki! - zaoponował Squir.

- Jednak zrzekł się dowodzenia w kilka godzin po wysłaniu tej wiadomości. Tym, co pozostało dowodzi niejaki kapitan Pellaeon, dowodzący niszczycielem "Chimera". Część floty pod jego rozkazami udała się w kierunku Jądra.

- Jak to - część? - zapytał zdumiony Squir.

- Z moich informacji wynika, że po odwrocie spod Endoru Admirał Harrsk zebrał część floty lojalnej jemu i odleciał.

- Zdradził? - Odezwał się zdumionym głosem kapitan Taurum. - Jak to możliwe?

- Nie wiem jak to możliwe, ale stało się to faktem - odparł Perish. - Co więcej, służący jako stacja przekaźnikowa holonetu niszczyciel został zniszczony, a więc ani my, ani żaden z pobliskich sektorów niema łączności z Imperialnym Centrum.

- Skąd pan wie, że został zniszczony? - Zagadnął Vamara.

- łączności nie mieliśmy już od dwóch dni, więc wysłałem jeden z wahadłowców, aby ustalił, co się stało. Zastali wypalone resztki "Barbarzyńcy" - wyjaśnił komendant. - A na koniec mam jeszcze inne wieści.

- Nic gorszego już chyba pan niema? - Zapytał wyraźnie już zmęczony Squir. - Czy może już cała galaktyka jest w rękach buntowników?

- Prawie. W ciągu tego tygodnia Rebelianci powołali do życia niejaki Sojusz Wolnych Planet, do którego już całkowicie oficjalnie przyjmują członków. Dopóki nie utraciliśmy łączności dotarły do nas wieści o buntach na wielu planetach Szlaku Koreliańskiego. - To praktycznie uniemożliwia nam powrót do Jądra - odparł zaniepokojony Vamara. - Dotarcie do punktów zbornych bocznymi trasami zajmie nam tygodnie.

- Czy ktoś już próbował dostać się na miejsce spotkania? - zapytał dowódca "Burzyciela".

- Tak, obecny tu kapitan Taurum. Kapitanie? - zagadnął do niego Perish.

- Udaliśmy się stąd prosto na Szlak i wyszliśmy na skraju systemu Gerrenthum. Tam już na nas czekała fregata szturmowa, oraz eskadry myśliwców, które rzuciły się na nas natychmiast po wejściu do systemu - relacjonował. - W oddali dało się zauważyć jeszcze dwa okręty śpieszące w naszą stronę, więc nakazałem natychmiastowy skok z powrotem tutaj.

- Kiedy to miało miejsce? - Zapytał Vamara.

- Nieco ponad dobę temu.

- Myśli pan, że czekali na pana?

- Oczywiście - odparł bez wahania i z widocznym ożywieniem Taurum. - Byli gotowi i czekali dokładnie tam, gdzie mieliśmy się pojawić.

- Co panowie o tym sądzicie? - Perish skierował to pytanie do Vamary i Squira.

- Muszę przyznać, że w świetle przedstawionych faktów sytuacja naprawdę się skomplikowała - zaczął Squir. - Dynamicznie zmieniająca się sytuacja zmusza nas do zmiany celów i priorytetów.

- Zgadzam się z panem, kapitanie Squir - podjął Vamara. - Jednak przypadek kapitana Tauruma karze mi wnioskować, co innego.

- Co mianowicie?

- Oni nie tylko czekali na niego, oni szykowali się do ataku na tą stację. Nie od dziś przecież wiadomo, że Rebelianci mają problemy z zaopatrzeniem. Pojawienie się pańskiego krążownika - Vamara kontynuował zwracając się do dowódcy "Ohm'dwa". - Zaskoczyło ich. Powinniśmy ewakuować stację, aby nic nie dostało się w ich ręce, a potem ruszyć razem, by dołączyć do jakichś większych sił Imperialnych.

- Nie wszystko uda się zabrać - odparł szybko Perish. - A nawet jeśli by tak było, to ewakuacja zajmie trochę czasu.

- Bez obaw. Są tu trzy okręty, które mogą przez jakiś czas odpierać atak - uspokajał go Vamara.

- Niech i tak będzie - odparł zrezygnowany komendant stacji. - Ale całą odpowiedzialność bierze pan na siebie.

- Tak. A jeśli panowie pozwolą, to przejmę dowodzenie nad całością sił tu zgromadzonych.

- Oczywiście - odparł Squir. - Pójdę pod pańskie rozkazy, Komandorze Vamara. Do czasu dołączenia do głównych sił.

- Kapitanie Taurum?

- Ja również. Dowodzenie powinno znajdować się w jednym ręku.

- A więc ustalone - podsumował Vamara. - Niech pan rozpocznie ewakuację personelu i zapasów na wszystkie jednostki. Do pomocy skieruję wahadłowce z "Konkwistadora".

Perish skinął głową na znak zrozumienia, po czym wstał powoli i udał się do drzwi.

- Kapitanie Taurum, pan i pańska jednostka skierujecie się w kierunku wektora wejściowego, z którego przybyliście. Będzie pan strzegł go w razie napaści. Do pomocy dostanie pan eskadrę z pokładu mojego niszczyciela.

- Zrozumiałem - odparł oficer. - Czy to wszystko?

- Tak, może pan odejść - potwierdził Vamara, po czym skierował wzrok na kapitana Squira. Odczekał jednak chwilę, aż kapitan Taurum opuści pomieszczenie. - Gdy tylko zostanie pan załadowany proszę, aby dołączył pan ze swym okrętem do kapitana Tauruma.

- Ma pan wobec niego jakieś zastrzeżenia? - zapytał Squir beznamiętnym głosem.

- Na każdym z nas ta wiadomość odcisnęła piętno, jednak Taurum wydaje się być tym i ostatnią porażką totalnie zdruzgotany. Obawiam się, że nie będzie potrafił wywiązać się powierzonego mu zadania w należyty sposób - zakończył Vamara.

- Więc dlaczego mu je pan powierzył?

- Pokazanie mu braku zaufania w tak otwarty sposób sprawiłoby, że zamknął by się w sobie i zniszczył. Jest w szoku, ale szok w końcu minie, a do tej pory trzeba nad nim czuwać - podsumował komandor. - Imperium nie może sobie pozwolić już na żadne straty. - Rozumiem - odparł Squir. - Doceniam pańskie umiejętności. Wierzę, że dowództwo znalazło się w dobrych rękach.



Vamara wrócił na pokład "Konkwistadora" po trzech godzinach. Atmosfera na pokładzie niewiele się zmieniła. Ciszę wypełniały gdzieniegdzie ściszone rozmowy i dyskusje na temat pogromu floty i zniszczenia Gwiazdy śmierci. Komandor udał się na mostek, gdzie odebrał krótki raport od swego pierwszego oficera, po czym poprosił go do swego gabinetu.

- Kapitanie Timbert - zaczął. - Jak wygląda obecnie sytuacja na pokładzie?

- Jest... Można by rzec nie wesoła.

- Tyle to i ja wiem - odparł zirytowany Vamara. - Ale mnie interesują konkrety. Pan, jako pierwszy oficer jest ogniwem między mną, a załogą. To, czego ja nie słyszę powinien słyszeć pan. A więc co słychać? - Zakończył dobitnie.

- Ludzie się boją - odparł Timbert. - Uważają, że skoro Rebelianci mogli pokonać i zgładzić samego Imperatora, czy Lorda Vadera, to i nas czeka ten sam los. Morale spadło, choć ludzie nadal wypełniają swoje obowiązki.

- Co pan o tym sądzi, kapitanie?

- Nie sądzę, aby udało się nam zadziałać w jakiś zdecydowany sposób, kapitanie - odpowiedział ze ściśniętym gardłem Timbert. - Nie teraz. Ludzie są w szoku.

- Rozumiem, może pan odejść.

Chorąży zasalutował, po czym odwrócił sie i wyszedł z gabinetu. Vamara oparł ręce o blat biurka i schował twarz w dłoniach. Dzisiejszy dzień zapowiadał się tak spokojnie.



Admirał Eerin z wyraźnym niesmakiem przysłuchiwał się raportowi, który składał mu jeden z jego podwładnych. Przyczyną jego zgorszenia nie był jednak sposób składania meldunku, sam podoficer, czy jakieś uchybienia.

- Na wszystkie jednostki nałożono areszt i wkrótce zostaną pod eskortą odesłane do bazy - raportował podoficer. - W jednym przypadku trzeba będzie obsadzić frachtowiec załogą pryzową, bowiem załoga odmówiła współpracy, a w trakcie szamotaniny z oddziałem kontrolującym musiała być siłą obezwładniona.

Przemytnicy... Wszędzie było ich pełno. Przemycali wszystko, wszędzie i dla każdego. Czy była to broń dla przestępczego półświatka, czy też zabójcza i demoralizująca przyprawa. Każdy Kalamarianin gardził przestępcami, a takimi byli zwłaszcza przemytnicy. Eerin nie był więc wyjątkiem. Jego niechęci, podobnie jak i admirała Ackbara nie zmieniał fakt, że to często dzięki przemytnikom Rebelia miała potrzebne do swego funkcjonowania zapasy. Fakt, że to przemytnik pomagał w zniszczeniu obu Gwiazd śmierci też nie zmienił jego nastawienia. Tym bardziej, że był to jeden osobnik, a tutaj miał do czynienia z kilkoma tego typu aspołecznymi istotami.

- Dobrze. Polećcie porucznik Hakis przygotowanie się do odlotu - zarządził po chwili. - Powiadomcie Bazę Omega o ich planowanym przybyciu. Coś jeszcze?

- Tak. Przyszedł raport z Wywiadu - mężczyzna podał kalamarianinowi notatnik z wiadomością. - Według nich na tym terenie Imperium nie posiada żadnego krążownika typu Carrack, a więc jednostka, którą napotkaliśmy ostatnio musiała należeć do piratów.

- Doskonale. A więc zapolujemy sobie na nich - humor admirała poprawił się nieco na myśl o wyeliminowaniu kolejnego zagrożenia. - Czy ustalono jego wektor?

- Tak, ale według naszych danych na tym wektorze nie znajduje się żaden układ, do którego mogliby się udać.

- Interesujące. A więc zrobili krótki skok byleby tylko się od nas oddalić - dodał po chwili. - Gdzie mogliby się zatem udać?

- Wszystko wskazuje na system Phelos - zaczął podoficer. - Doskonałe miejsce, opuszczone, w pobliżu istotnych szlaków komunikacyjnych.

- A więc udamy się właśnie tam - zadecydował kalamarianin. - Proszę poinformować nawigatora by wyznaczył kurs i przekazał do pozostałych jednostek. Ruszymy, gdy tylko "Srebrny Jeździec" odleci do Bazy Omega.

- Tak jest.

- Jeśli to wszystko to może pan odejść.

Mężczyzna zasalutował, po czym odwrócił się i odszedł w kierunku stanowiska nawigatora.

Admirał Eerin odetchnął wilgotnym powietrzem, które wypełniało mostek i cały pokład jego krążownika. Był zadowolony z takiego obrotu sytuacji. Od kilku dni wszystko szło wręcz cudownie. Imperium zostało rzucone na kolana, a teraz zaczynała się już jego agonia. Z wieści przekazywanych mu przez dowództwo wynikało jasno, że po śmierci Imperatora prawie wszyscy ważniejsi imperialni dostojnicy rzucili się sobie do gardeł w walce o władzę. Jedynie nieliczni dostojnicy z Wezyrem Satem Pestagem próbowali zachować jedność w Imperium. Według informacji Wywiadu już dwa dni po zwycięstwie pod Endorem Admirał Harrsk oderwał część floty, której udało się przetrwać bitwę i odleciał na jej czele. Wszystko to destabilizowało Imperium i ukazywało je mieszkańcom Galaktyki jako twór niezdolny do zapewnienia im bezpieczeństwa. Tą lukę miał zapewnić Sojusz, a to wymagało takich działań jak zwalczanie zagrożenia ze strony piratów. Bo na niedobitki Imperialnej Marynarki trudno juz było trafić, zwłaszcza tu, na Zewnętrznych Rubieżach, które choć z natury proimperialne jednak zmienią swe sympatie, gdy to właśnie flota Sojuszu stanie się ich obrońcą.



Dwa myśliwce śmignęły tuż przed dziobem wiszącego w przestrzeni krążownika i skierowały sie ku macierzystej jednostce. Dziesięć pozostałych maszyn eskadry, zluzowane przez następną grupę również zmierzało ku hangarom niszczyciela. Ich godzinna runda dobiegła końca, a więc był czas na odpoczynek.

Porucznik Len Tamal pilotujący prowadzący jedną z par maszyn daleki był jednak od błogiego poczucia satysfakcji. Cały dzisiejszy dzień nie nastrajał do niczego poza nostalgią i niepewnością. Ciosy, które na nich spadły były dla młodego porucznika niemożliwe wręcz do opisania. Trzeba było być ślepym, aby tego nie dostrzec. Tamal obserwował u siebie i u swych kolegów tą samą niechęć do czegokolwiek. Odrętwienie, brak pewności siebie, rozkojarzenie. Można to było dostrzec nawet teraz obserwując manewry poszczególnych par maszyn za sterami, których siedzieli doświadczeni już i zgrani ze sobą piloci.

A jednak w ich działaniu można było zaobserwować pewien chaos i dekoncentracje. To nas może zaprowadzić do śmierci - pomyślał.

- Co o tym wszystkim sądzisz Len? - Odezwał się głos jego skrzydłowego, podporucznika Horna. Rok młodszy od Tamala pilot był do tej pory duszą towarzystwa i największym chyba dowcipnisiem na pokładzie "Konkwistadora", co omal nie przyczyniło się do jego wydalenia a Marynarki Imperialnej. Jednak teraz w jego głosie na próżno było szukać jakiejś wesołej nuty.

- O czym? - Odpowiedział pytaniem Tamal.

- O tym, co się dzieje - sprecyzował Horn. - Ewakuacja stacji i odlot do Jądra. Podobno mamy lecieć na Coruscant.

- Kto ci takich rzeczy nagadał? - Zagadnął lider.

- Na pokładzie szerzą się plotki, a ja znam też jednego gościa z sekcji nawigacji... - Zaczął skrzydłowy. - Więc wiesz, mam dość dobre informacje.

- Więc zachowaj je dla siebie, Horn - skarcił go porucznik. - Dopóki niema oficjalnych rozkazów niema nad czym się zastanawiać.

- Tak jest.

- Co dokładnie mówią? - Zagadnął Tamal, gdy zbliżali się już do hangaru niszczyciela. Ciekawość jednak zwyciężyła, tym bardziej, że jednak lepiej było skoncentrować się na jakichś plotka niż wciąż rozpamiętywać to, co się wydarzyło.

- Mówi się, że zostaliśmy tu otoczeni. "Ohm'dwa" wczoraj poleciał na Gerrenthum, gdzie już czekała na niego flota Rebeliantów. Zawrócili.

- Czyli jednak nie lecimy do Jądra, tylko tkwimy tutaj - podsumował Len.

- To dlaczego ewakuują stację? - zapytał Horn. - Jej działa zawsze były by dla nas wsparciem w trakcie walki.

- Nie wiem. Stary pewnie coś wymyślił - Tamara poczuł lekkie szarpnięcie drążka sterowniczego, gdy promień ściągający przechwycił jego maszynę, by usadowić ją bezpiecznie na stelażu wewnątrz hangaru. - Porozmawiamy przy innej okazji.



Na mostku "Konkwistadora" praca przebiegała niemal jak codzień. Niemal. Wiadomość sprzed kilku godzin nadal tkwiła jak cierń w umysłach ludzi, jednak praca związana z ewakuacją stacji zaopatrzeniowej, oraz przeniesieniem jej personelu w głównej mierze właśnie na pokład niszczyciela rozbudziła, choć w pewnym stopniu załogę. Z galerii przyglądał się ich pracy Vamara, który wraz z Perishem oczekiwał na zakończenie operacji.

- Dokąd teraz, komandorze? - Zapytał Perish.

- Zgodnie z rozkazami wydanymi jeszcze przez admirała Pritticka ruszamy do punktu zbornego - wyjaśnił Vamara. - Jednak nie możemy się tam udać najkrótszą drogą, tylko będziemy musieli kluczyć bocznymi trasami.

- Ile to potrwa?

- Normalnie potrwałoby to cztery dni, ale my będziemy potrzebować aż ośmiu by dotrzeć na Eriadu - zaczął Komandor, po czym uruchomił holomapę. - Udamy się do sektora Tungra, a potem sektorów Senexa-Juvexa, Vivenda i Seswenna. Po drodze zbierzemy jednostki znajdujące się w podobnej sytuacji. Wspólnie dotrzemy na Eriadu.

- Brzmi rozsądnie - Perish pokiwał głową z aprobatą. - Ale skąd będziemy wiedzieli co nas czeka w każdym z tych układów?

- Przed nami ruszą dwie kanonierki, które spenetrują punkt docelowy, a my sami wyskoczymy jeszcze kawałek przed każdym z tych układów i poczekamy na raport.

- świetnie.

- Obaj zwiadowcy ruszą na godzinę przed zakończeniem ewakuacji stacji - Vamara wyłączył holomapę. - Czy posiada pan jakiekolwiek dane na temat jednostek, które są przypisane do tamtejszych punktów zaopatrzeniowych?

- Nie - zaprzeczył komendant. - Ale według instrukcji na wypadek sytuacji kryzysowych moja stacja posiadała ściśle wyliczone ponadplanowe zapasy na wypadek utraty którejś z pobliskich stacji. Jednak nie więcej niż dla takiego niszczyciela jak pański.

- Czyli po drodze możemy trafić na drugiego Victora, lub kilka mniejszych jednostek - podsumował.

Perish przytaknął. Obaj skierowali spojrzenia za okna mostka, gdzie wahadłowce kursowały pomiędzy niszczycielem, a niemalże opustoszałą już stacją, na której pozostała już tylko szczątkowa obsada odpowiedzialna za załadunek transportów. Nieopodal na tle gwiazd wisiały dwie kanonierki, które miały stać się ich szpicą odpowiedzialną za bezpieczeństwo całej grupy. Daleko przed dziobem majaczyły sylwetki obu mniejszych krążowników zabezpieczających wektor, z którego mógł wyjść atak buntowników.



Dwie godziny później było po wszystkim. Stacja CS-614 pozostawała w tyle za oddalającymi się okrętami. Po chwili eksplodowała przyćmiewając na chwilę gwiazdy na swym tle. Główny jej korpus zniknął, gdy wybuchły pozostawione tam rakiety, protonowe torpedy, amunicja i paliwo dołączając do detonatorów termicznych pozostawionych tam przez ekipę saperów. Pozostałe części poszybowały w różnych kierunkach koziołkując w przestrzeni i oddalając coraz bardziej.

- Szkoda - mruknął Perish. Do momentu, gdy stacja istniała czuł się jeszcze kimś. Teraz, gdy uległa zniszczeniu poczuł się samotny, pozbawiony swego celu w życiu i zdany na łaskę losu.

- Szkoda, ale było to niezbędne, kapitanie - Vamara spojrzał na niego. - Nie byliśmy w stanie zabrać ze sobą więcej niż już jest na naszym pokładzie.

- Jesteśmy gotowi, panie komandorze - odezwał się kapitan Timbert.

- Doskonale. Przekazać na "Burzyciela" i "Ohm'dwa", a potem natychmiast ruszać.

- Gotowe - zameldował po kilku chwilach pierwszy oficer. W tym samym momencie gwiazdy za szybami mostka rozmyły się, gdy niszczyciel przyśpieszył do nadświetlnej.

- W układzie Phelos znajdziemy się za dwadzieścia godzin - Vamara zwrócił się do Perisha. - Przez ten czas musimy zastanowić się jak podnieść morale załogi.

Kapitan rozejrzał się po mostku. Załoga wypełniała swoje normalne obowiązki tak jak powinna, choć nieco wolniej.

- Wydaje mi się, że czas będzie tu najlepszym lekarstwem - mruknął.

- O ile będziemy go mieli - odparł komandor.

- Co może się wydarzyć? - Zapytał Perish. - Polecimy przecież bocznymi trasami.

- Ryzyko zawsze istnieje.



~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~



Oceniać proszę...

2
Victory - II
Ten myślnik nie jest zbędny przypadkiem? ;)
(...) kilkanaście całkowicie jałowych układów.
Albo coś jest jałowe, albo nie. Zbędny przysłówek - do wywalenia.
Ale taka już była praktyka w Imperialnej Marynarce. Aby otrzymać dowództwo czegoś większego od korwety trzeba było pochodzić ze światów środka i być lojalnym.
Niedobrze. Zmienić trzeba. Omijając powtórzenia można przy okazji uczynić narrację lżejszą i bardziej obrazową, tak więc warto bliżej przyjrzeć się swoim wypocinom (kilka[dziesiąt?] razy).

Np.

"Pieprzone zasady Imperialnej Marynarki...

(nowy akapit) Jeśli chciałeś dowodzić czymś większym od korwety, musiałeś pochodzić ze światów środka i być lojalnym. Albo lojalnym i wyróżniającym się przedstawicielem rasy ludzkiej."

To tylko przykład. Zdanie "Ale taka już była praktyka w Imperialnej Marynarce" schudło do czterech słów i nabrało bardziej surowego wyrazu. "Ale taka już była (...)" brzmi trochę jak narzekanie rozkapryszonego oficera ;) Potem wyleciała strona bierna (strona bierna śmierdzi. Jest brzydka, martwa, statyczna; nijak ma się do dobrej prozy) i zastąpiło ją skierowanie do drugiej osoby. To fajna sztuczka. Gdy King opisuje jakieś ciekawe miejsca, często uzupełnia opisy o coś takiego (przykład wymyślony na poczekaniu): "Zjeżdżalnia była tak długa, że twój żołądek chciał iść na spotkanie z mózgiem, gdy leciałeś w dół i darłeś się wniebogłosy (wpatrzony w czubki swoich butów, jakby miały zbawienną moc). Wierzyłeś, że przechodzisz w nadświetlną.

A potem lądowałeś w piachu...

No cóż. Tak to już jest życiu."

Jeśli wyćwiczyć w sobie elastyczność, powtórzenia będą Ci niestraszne. Drętwe zdania i zimna narracja też. Dokładnie przyglądaj się zdaniom (jedno po drugim) i kombinuj, jak coś ominąć (i przy okazji dodać kilka smaczków :twisted:). Strona bierna - do śmietnika. A przysłówki...

Przysłówki tylko w szczególnych okazjach :twisted:
Vamara rozejrzał się ze swojego fotela po mostku.
Jak na nim siedzi, to wiadomo, czyj jest fotel. Do wywalenia ten zaimek.
Pochodząc z Saporis, planety na skraju przestworzy Huttów[,] nie liczył (...)


Interpunkcja.
Już w dwie godziny po tym fakcie na skraju patrolowanego przez jego okręt systemu pojawił się prom atakowany przez[b/] dwie podobne do jego okrętu jednostki pirackie.


Makabryczne zdanie. Przeczytaj to sobie na głos "JUż W DWIE GODZINY PO TYM FAKCIE NA SKRAJU PATROLOWANEGO PRZEZ JEGO OKRęT SYSTEMU POJAWIł SIę PROM ATAKOWANY PRZEZ DWIE PODOBNE DO JEGO OKRęTU JEDNOSTKI PIRACKIE". W którymś momencie, gdy czytam na głos, brakuje mi oddechu. Rozbij te zdania, albo wyrzuć zbędne wyrazy i skróć o oczywistości. Np. "Dwie godziny później na skraju patrolowanego systemu natknął się na obcy prom zaatakowany przez dwie jednostki pirackie. Były podobne kolosowi, na którego mostku stał niedoświadczony dowódca z przypadku...

Vamar natychmiast wysłał sygnał alarmowy do pobliskiej bazy (...)". Rozumiesz?

Jak się potem okazało[,] ściganym...


Jak mniemam, tu powinien być przecinek.

(...) przez piratów promem leciał Moff sektora Morobe, a samych piratów najął gubernator planety, by uchronić się przed kontrolą i wyjawieniem jego machlojek finansowych.


I znów: mała elastyczność, powtórzenia i drętwe (zbyt rozbudowane) zdanko. Najlepiej napisz np. "ścigany statek (wiadomo przez kogo!) okazał się promem Moffa z sektora Morobe. Oprychów najął gubernator planety; skurwiel miał na koncie machlojki finansowe i chciał być niekontrolowany."

. Od tego momentu kariera Vamary delikatnie ruszyła,[po co przecinek?] i po kilku latach służby na kilku pośrednich stanowiskach objął w końcu dowodzenie Gwiezdnego Niszczyciela.


Drugie kilku - do wywalenia. "Delikatnie" i "W końcu" też bym chętnie wywalił, ale już nie będę się czepiał :twisted:

Hm. Nagle SRU! i w tym samym akapicie zaczynasz prawić o tym, że wrogowie chcieli mu ukręcić łeb.

Radzę nowy akapit w stylu "Miał być to jego ostatni awans. Przynajmniej takie zdanie na ten temat mieli wrogowie, których zdążył sobie narobić podczas służby...

(nowy akapit)Wylądowanie na Zewnętrznych Rubieżach było więc kwestią czasu".

(...) meldował jego pierwszy oficer, Jeric Timbert. Młody oficer znalazł się tu również w zamian za zasługi, i aby zniknął z oczu.


Eeee... o ssssoo chozzzii? Kes ke se? :twisted: Było jakieś zdanie, ale podczas wklejania niechcący je uciąłeś? Mam nadzieję, że tak. Poza tym niepotrzebne powtórzenie. Możesz od razu pisać, zaczynając zdanie od "Znalazł się tu (...)", albo usunąć młodego oficera i kropkę wcześniej, zastąpić kropkę przecinkiem i...

...i kombinować! :twisted:

(...) myśliwskie, oraz pobliskie okręty (...)


Zbędny przecinek.

(...) które miały za zadanie pośpieszyć z odsieczą w razie ataku.


Do wywalenia. Każdy wie, do czego są potrzebne te myśliwce.

- Panie kapitanie, poza nami przy stacji znajdują się jeszcze dwie jednostki - meldował Timbert.


Oj, będę się czepiał. Może ogranicz słowo "meldował" i zastąp je boskim "orzekł" albo "powiedział, mhm? ;)

poinformował go Timbert spoglądając na niego.


Usuń chociaż "go".

W porządku, odbiorę u siebie w gabinecie - poinformował go Vamara podnosząc się ze swojego fotela na mostku.


Kuźwa...

Chyba wyczułem, że "go" w poprzednim cytacie jest do wywalenia :twisted: Słuchaj, oczywiste jest, kto do kogo gada, więc możesz jedynie zaznaczyć po kwestii, że "Varmar podniósł się z fotela na mostku". Tak na wszelki wypadek, żeby czytelnik wiedział, kto to mówi.

Nic więcej... ;)

Kapitan skierował się ku swojemu gabinetowi. Gdy wszedł do środka zamknął drzwi, po czym usiadł za biurkiem. Uruchomił holokomunikator i po chwili przed jego oczyma pojawił się obraz starszego już oficera dowodzącego stacją. Jego twarz wyrażała smutek i troskę, a kapitan nie wiedział co mogło być tego przyczyną.


Słabo. Na upartego pchasz te zbędne zaimki. "Ku gabinetowi". Bez "swojemu". A potem wyliczanka rutynowych czynności...? "Kapitan skierował się ku gabinetowi. Gdy usiadł za biurkiem, uruchomił holokomunikator i ujrzał starszego oficera.

Twarz bladoniebieskiej kopii przepełniał smutek i troska. Co się z nim dzieje? - pomyślał Vamara." Można krócej i lżej. I żywiej, że tak powiem (bo jeszcze o myślach Vamara nie dowiedziałem się nic, tak więc na razie ten gość jest dla mnie makietą, a nie bohaterem opowiadania).

Witam pana, kapitanie - zagadnął oficer.

- Ja również witam pana - odpowiedział grzecznie dowódca niszczyciela. - Cóż to za istotna informacja?


"Zagadnął oficer" raczej do wywalenia. Po pierwsze - on nie zagaduje. To są zhierarchizowani, zdyscyplinowani służbiści. Po drugie - takie namolne wtrącenia opisowe do dialogów są po prostu wkurzające i psują klimat... niby mała rzecz, a denerwuje. To samo tyczy się "odpowiedział grzecznie dowódca niszczyciela". Czemu grzecznie?! To jest dwóch poważnych mężczyzn zajmujących ważne stanowiska, a nie dobry Papcio Dziadek i jego wnusio. Nie wspominaj o grzeczności, prędzej o szacunku do kogoś o wyższej randze.

- Do wszystkich jednostek Imperialnej Marynarki i Armii[.] - [Z]abrzmiał głos (...)


Kropka do wywalenia, "zabrzmiał" z małej litery.

(...) zniszczona została większość z biorących w niej udział okrętów imperialnych z niszczycielem "Egzekutor" na czele. Zniszczona została również będąca w ostatnich fazach budowy Druga Gwiazda śmierci. Na jej pokładzie zginął również sam Imperator. - [p]o tych słowach nastała chwila ciszy.


Powtórzenia. "Po" z dużej litery. Tej "zniszczonej jeszcze może bym się nie czepiał, bo żołnierz zdający relację może się naturalnie powtórzyć (w dialogu autor ma prawo do takiej stylizacji, co zresztą chwalę), ale "również" wali po oczach jak cholera ;)

Vamara wpatrywał się tempo w holowyświetlacz[,] nie mogąc dojść z myślami do ładu.


Cosik zmiksowane zdanie i brak przecinka.

Gdy w kwadrans później kapitan Vamara z mostka kończył informować swoją załogę (...)


Zaimek... GRRRR :twisted:

Gdy w kwadrans później kapitan Vamara z mostka kończył informować swoją załogę za pomocą interkomu o ostatnich wydarzeniach[,] mógł na własne oczy zobaczyć jak druzgocące wrażenie one zrobiły.


Zdanie drętwe, za dużo pierdół. I to "jak druzgoczące wrażenie one zrobiły" dziwnie brzmi. Jak jakiś ochłap, no bo "na kim? na czym?". Zmień to ;)

Na mostku zapanowała śmiertelna cisza (...)


I ciągle te cholerne powtórzenia ;)

On wcale im się nie dziwił.


Zdanie aż się prosi o nowy akapit.

(...) końcu wszystko co istota ludzka stworzy, to inna zniszczyć może (...)


Poruszasz się w świecie Gwiezdnych Wojen, a ten kawałek brzmi przez układ słów jak jakieś wiejskie, staropolskie porzekadło :twisted:

(...) to jednak śmierć samego Imperatora była czymś, nad czym nie można było przejść do porządku dziennego. (...) Los był teraz niepewny


Powtórzenia.

Obaj, podobnie jak[,] on mieli nietęgie miny (...)


Tu chyba powinien być przecinek ;)

(...) rozmyślać nad sytuacją w czasie[,] gdy drugi (...)


Tu też przecineczek.

- Ale to przecież on wysłał wiadomość o bitwie i jej skutkach, a potem wydał rozkaz o przegrupowaniu Imperialnej Marynarki! - zaoponował Squir.


Radzę pozostać przy boskich "powiedział, orzekł, rzekł, zauważył"...

Tym, co pozostało[,] dowodzi niejaki kapitan Pellaeon (...)


Przecinek.

- Jak to - część? - zapytał zdumiony Squir.


Khem? :twisted:

- Zdradził? - Odezwał


Odezwał z małej litery!

- Skąd pan wie, że został zniszczony? - [Z]agadnął


Czyżbyś miał świra na punkcie słowa "zagadnął"? :twisted: ( + mała literka)

- Nic gorszego już chyba pan niema? - Zapytał (...)


ARGH! Znów mała litera powinna być! <idzie po siekierę>

- Prawie. W ciągu tego tygodnia Rebelianci powołali do życia niejaki Sojusz Wolnych Planet, do którego już całkowicie oficjalnie przyjmują członków. Dopóki nie utraciliśmy łączności dotarły do nas wieści o buntach na wielu planetach Szlaku Koreliańskiego ( (. - ) ) To praktycznie uniemożliwia nam powrót do Jądra - odparł zaniepokojony Vamara. - Dotarcie do punktów zbornych bocznymi trasami zajmie nam tygodnie.


Co tu robi ten myślniki, hm? No co? ;)

- Tak, obecny tu kapitan Taurum. Kapitanie? - zagadnął do niego Perish.


:evil: <z rezygnacją odrzucił siekierę i poszedł po miotacz ognia>

- Kiedy to miało miejsce? - Zapytał Vamara.


Mam nadzieję, że widzisz, co jest źle.

Pojawienie się pańskiego krążownika - Vamara kontynuował[,] zwracając się do dowódcy "Ohm'dwa". - Zaskoczyło ich.


źLE. Powinno być tak: "Pojawienie się pańskiego krążownika - Vamara kontynuował, zwracając się do dowódcy "Ohm'dwa" - zaskoczyło ich."

- Gdy tylko zostanie pan załadowany[,] proszę


Przecinek.

Jezu, muszę odpocząć. Makabra, ostatnio ciągle oceniam coś mniej więcej do połowy, muszę się zebrać i wszystko dokończyć... o.O

Cały ten zwalisty początek brzmi właśnie jak kartka z raportu. Albo streszczenie jakiegoś filmu/książki. Chciałbym zobaczyć, co Vamara wyprawiał na mostku, gdy przypadkowo zajął miejsce oficera. Chciałbym znać jego myśli, ujrzeć jakieś bitwy opisane bezpośrednio przez narrację, a nie jakieś wzmianki, wyliczanki zdarzeń pod tytułem "Jak rozpoczęła się kariera Vamary". Flaki z olejem, zero akcji, nie zaciekawiłeś mnie tym wstępem.

W dialogach można się zagubić, na dodatek są zapisane niechlujnie. Opisy miejscami schematyczne, no i wspominasz o zbędnych pierdołach. Bohaterowie o coś tam walczą, coś knują, ale mam wrażenie, że słucham... no, jakiejś sucharowatej (nie pytajcie, skąd wytrzasnąłem to określenie) relacji ze zdarzeń.

Coś tak zimno... bez uczuć.

Interpunkcja czasem kuleje. Powtarzasz z upartością muła zaimki, przymiotniki i zwroty. Czasem pchasz do następnego zdania podmiot, który jest obrzydliwie domyślny. Z resztą - co ja tu będę biadolił! Musisz się nauczyć dokładnie czytać to, co napisałeś ;)

Bo większość błędów to kwiatki dosyć łatwe w wyłapaniu.

A styl... no cóż, w wypadku uniwersum Star Wars nie mam co się czepiać opisów niektórych mechanizmów, obyczajów, zasad pracy na pokładach i tym podobnych, ale dałoby się to wszystko wplatać bardziej zręcznie w narracje. Brzmią raczej jak z obowiązku bycia w opowiadaniu ze świata Star Wars. Jakby krzyczały "bez nas - to już nie Gwiezdne Wojny!". A historią są bohaterowie.

Na nich się skup.

I pokaż mi, dlaczego miałbym interesować się ich losem.

Na razie pozdrawiam i obiecuję, że jeszcze wrócę do reszty tekstu, tymczasem...

Serwus! ;)

3
Uffff...

Przede wszystkim chwała, że ktoś w końcu tu zerknął i zechciał przeczytać :P



Najpierw będę się bronił przed jedną Twoją uwagą.

Gdy stawiam kropkę, wykrzyknik, bądź pytajnik na końcu zdania, to zdanie się to kończy... No chyba, że w szkole polonistka uczyła mnie błędnie. A więc skoro te znaki oznaczają koniec zdania, a następne musi być z wielkiej litery, to dla mnie zrozumiałe jest, że po myślniku (w dialogu, żeby nie było...) następuje nowe zdanie, a więc... Chyba rozumiesz mój tok myślenia :)



A teraz po kolei.

Victory - II to określenie typu jednostki, a więc myślnik nie jest zbędny.

Całkowicie jałowe - użyłem tego dla podkreślenia, ale może faktycznie niepotrzebnie.

Staram się unikać powtórzeń jak tylko mogę, ale niekiedy jak widać to się nie udaje.

"Vamara rozejrzał się ze swojego fotela po mostku." Niestety... Na mostku bywa więcej miejsc do siedzenia, więc to konieczna informacja.
(...) które miały za zadanie pośpieszyć z odsieczą w razie ataku.
Do wywalenia. Każdy wie, do czego są potrzebne te myśliwce.
Ale, ale... Jeśli ja mam problemy z pisaniem, to ktoś inny z czytaniem. Wyrwałeś to zdanie z kontekstu i nadałeś mu całkowicie inne, błędne znaczenie. Przeczytaj jeszcze raz całe zdanie:
Jedyną obroną stacji - poza stanowiskami turbolaserów i działek laserowych - były dwie eskadry myśliwskie, oraz pobliskie okręty, które miały za zadanie pośpieszyć z odsieczą w razie ataku.
Co do "meldował/orzekł/powiedział", to pierwsze bardziej pasuje. Orzeka się w sprawie, a mówi w inny sposób. W tej sytuacji meldunek był prawidłowy.


Cały ten zwalisty początek brzmi właśnie jak kartka z raportu. Albo streszczenie jakiegoś filmu/książki. Chciałbym zobaczyć, co Vamara wyprawiał na mostku, gdy przypadkowo zajął miejsce oficera. Chciałbym znać jego myśli, ujrzeć jakieś bitwy opisane bezpośrednio przez narrację, a nie jakieś wzmianki, wyliczanki zdarzeń pod tytułem "Jak rozpoczęła się kariera Vamary". Flaki z olejem, zero akcji, nie zaciekawiłeś mnie tym wstępem.
A więc przede wszystkim, to ten rozdział jest de facto wprowadzeniem w dalszą część. Chciałem delikatnie już zaprezentować głównych bohaterów i kierunek w jakim się to będzie rozwijało. A więc nie wszystko stracone, akcja się pojawia, w jego myśli również będziesz mógł się zagłębić, choć nie tak często :wink:
W dialogach można się zagubić, na dodatek są zapisane niechlujnie. Opisy miejscami schematyczne, no i wspominasz o zbędnych pierdołach. Bohaterowie o coś tam walczą, coś knują, ale mam wrażenie, że słucham... no, jakiejś sucharowatej (nie pytajcie, skąd wytrzasnąłem to określenie) relacji ze zdarzeń.

Coś tak zimno... bez uczuć.
Dialogi - rozumiem. Ale zbędne pierdoły? Może dla kogoś to pierdoły, ale już dla innego są to ważne fakty.



Dobrze. Do reszty się przyznaję. Byków sporo, choć aż tylu nikt mi do tej pory nie wyłapał :roll:

Dziękuję za obietnicę, że jeszcze do tekstu wrócisz. Trzymam za słowo :wink:

Pozdrawiam...

4
Sien Vaar pisze:Gdy stawiam kropkę, wykrzyknik, bądź pytajnik na końcu zdania, to zdanie się to kończy... No chyba, że w szkole polonistka uczyła mnie błędnie. A więc skoro te znaki oznaczają koniec zdania, a następne musi być z wielkiej litery, to dla mnie zrozumiałe jest, że po myślniku (w dialogu, żeby nie było...) następuje nowe zdanie, a więc... Chyba rozumiesz mój tok myślenia Smile
A więc masz zły tok myślenia ;)

zajrzyj tu:

http://www.piszmy.pl/regulamin.php?ask=9

Na forum też ktoś o tym wspominał... bodajże Manta?
Victory - II to określenie typu jednostki, a więc myślnik nie jest zbędny.
Dlatego tutaj miałem wątpliwości ;)
"Vamara rozejrzał się ze swojego fotela po mostku." Niestety... Na mostku bywa więcej miejsc do siedzenia, więc to konieczna informacja.
Nie nie. Tutaj nie o to chodzi. Tutaj chodzi o to, że on na nim siedzi, więc wiadomo, że fotel należy do niego (zaimek domyślny). Będę się przy tym upierał ;)

Co do eskadr myśliwskich - mój błąd. Zamotałem się w tekście, przez skupienie na błędach :twisted:

Odnośnie meldowania - czepiam się tego, że nadużywasz tego słowa. Zastąpić je możesz czymkolwiek, ja podałem tylko przykłady ;)
A więc nie wszystko stracone, akcja się pojawia, w jego myśli również będziesz mógł się zagłębić, choć nie tak często Wink
Trzymam Cię za słowo ;)

Odnośnie pierdół powinienem dodać "czasem" i miałem na myśli zbyt szczegółowe opisy niektórych miejsc/przedmiotów, przez które te najważniejsze tracą na znaczeniu. Ale to tylko moje osobiste biadolenie, nie musisz się do niego stosować ;)

Staram się pamiętać, że to fanowski tekst w uniwersum Star Wars, a takowymi rządzą się nieco inne zasady. To, co ja mogę uznać za pierdołę, zagorzały fan potraktuje jak smaczek.

Za drugim podejściem będę bardziej wyrozumiały (oj, ciężko mi będzie :twisted:)

5
"Vamara rozejrzał się ze swojego fotela po mostku."
Ej. Ale swojego tu nie jest potrzebne. Uwierz.
Are you man enough to hold the gun?

6
SkySlayer pisze:
A więc masz zły tok myślenia ;)

zajrzyj tu:

http://www.piszmy.pl/regulamin.php?ask=9

Na forum też ktoś o tym wspominał... bodajże Manta?
Ok. Mea culpa. Myliłem się...
SkySlayer pisze:
Nie nie. Tutaj nie o to chodzi. Tutaj chodzi o to, że on na nim siedzi, więc wiadomo, że fotel należy do niego (zaimek domyślny). Będę się przy tym upierał ;)
Ależ SkySlayer... Jest kapitańska kajuta, dawniej, na wielkich krążownikach i pancernikach były nawet motorówki kapitańskie, a także osobne fotele na których pompatyczni (albo i nie) dowódcy składali swe majestatyczne cztery litery.

To bardzo szczegółowe określenie, że był to jego fotel ma podkreślić dwie rzeczy - był to tylko jego fotel, no i był to mebel inny niż cała reszta. Kapitański, a więc nie nieoheblowany, z krzywymi nogami, itp. :wink:
SkySlayer pisze:
Odnośnie meldowania - czepiam się tego, że nadużywasz tego słowa. Zastąpić je możesz czymkolwiek, ja podałem tylko przykłady ;)
Ja już "zagadnął" nadużywam. Meldunek pojawia się rzadko...
SkySlayer pisze:
Odnośnie pierdół powinienem dodać "czasem" i miałem na myśli zbyt szczegółowe opisy niektórych miejsc/przedmiotów, przez które te najważniejsze tracą na znaczeniu. Ale to tylko moje osobiste biadolenie, nie musisz się do niego stosować ;)
To wynika u mnie głównie z tego, że chcę, aby ktoś, kto będzie czytał moją pracę mógł sobie dokładnie wyobrazić miejsca i osoby występujące w niej. W wielu amatorskich pracach które czytałem opisy właśnie były piętą Achillesową. Może czasem ja przesadzam, ale to moim zdaniem lepsze, niż suche dialogi i od czasu do czasu wstawka z myślami bohatera.
SkySlayer pisze:
Za drugim podejściem będę bardziej wyrozumiały (oj, ciężko mi będzie :twisted:)
Za drugim podejściem postaraj się najpierw przeczytać całość bez doszukiwania się błędów :wink: Mnie bardziej chodzi o składność tego. Piszę to już dłuższy czas, więc czasem miewam obawy, że porobiły się cuda...



@Testudos: A ja obstaję przy swoim :wink:

7
Ależ SkySlayer... Jest kapitańska kajuta, dawniej, na wielkich krążownikach i pancernikach były nawet motorówki kapitańskie, a także osobne fotele na których pompatyczni (albo i nie) dowódcy składali swe majestatyczne cztery litery.

To bardzo szczegółowe określenie, że był to jego fotel ma podkreślić dwie rzeczy - był to tylko jego fotel, no i był to mebel inny niż cała reszta. Kapitański, a więc nie nieoheblowany, z krzywymi nogami, itp.
A skąd wiemy, że "'swój" nie oznacza w tym momencie ukochanego fotela z dzieciństwa, zabranego z domu babci i przyśrubowanego do ziemi? A może kapitan lubi się zrelaksować i jego fotel to fotel na biegunach? Określenie "swój" nie opisuje jaki ten cholerny fotel jest, tylko do kogo należy. Chcesz opisać - opisz. Swój jest niepotrzebny.


Ja już "zagadnął" nadużywam. Meldunek pojawia się rzadko...
To twoje zdanie.


Może czasem ja przesadzam, ale to moim zdaniem lepsze, niż suche dialogi i od czasu do czasu wstawka z myślami bohatera.
Ponownie - to twoje zdanie. Skoro nie chcesz przyswoić sobie opinii czytającego, to po diabła wrzucasz tu ten tekst?


Za drugim podejściem postaraj się najpierw przeczytać całość bez doszukiwania się błędów
A jeśli błędy przytłumiają odbiór całości?
Are you man enough to hold the gun?

8
Testudos pisze:
A skąd wiemy, że "'swój" nie oznacza w tym momencie ukochanego fotela z dzieciństwa, zabranego z domu babci i przyśrubowanego do ziemi? A może kapitan lubi się zrelaksować i jego fotel to fotel na biegunach? Określenie "swój" nie opisuje jaki ten cholerny fotel jest, tylko do kogo należy. Chcesz opisać - opisz. Swój jest niepotrzebny.
Są jednak pewne normy i zasady. Jeśli mowa jest o okręcie wojennym i jego dowódcy, to z pewnością wspomniany fotel nie będzie obity tapicerką w kaczuszki i z plamkami po obiadkach babuni.

Teraz się po prostu zbłaźniłeś :roll:


Testudos pisze:
Ponownie - to twoje zdanie. Skoro nie chcesz przyswoić sobie opinii czytającego, to po diabła wrzucasz tu ten tekst?
Ilu ludzi, tyle opinii. Gdybym miał się do nich wszystkich dostosować, to po prostu nic bym nie napisał.


Testudos pisze:
A jeśli błędy przytłumiają odbiór całości?
Wtedy na PW podaj adres, a przyślę Ci porządny kawał sznura. Mam nadzieję, że będziesz miał go do czego przyczepić i że sufit u Ciebie nie za nisko...

9
Prosiłbym o mniej złośliwości. Jeśli macie już rozmawiać w ten sposób to zróbcie to na PW lub w piaskownicy.

Koniec.

Od teraz mają się tutaj pojawiać tylko komentarze do tekstu. Każdy komentarz do komentarza będzie nagrodzony, zwłaszcza jeśli będzie napisany w tonie tego powyższego.



Dziękuję za uwagę.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

10
Drogi Autorze!

Powinieneś posłuchać kolegów bo mają rację. Co prawda czasem weryfikatorzy się mylą ale w przeważającej liczbie przypadków piszą mądre rzeczy więc nie ignoruj ich.

Nie powiem nic o błędach bo jest ich sporo i większość wymieniono. Nie irytuj się kiedy ktoś takie brudy wywleka, w końcu od tego jest forum literackie, nie?

Teraz o samym tekście.

Zasypujesz skomplikowanymi, suchymi nazwami, atakujesz cyferkami i wyliczeniami - nie rób tak - instrukcja obsługi pralki jest już bardziej fantazyjna.

Nie przeczytałam całości właśnie przez dziwne konstrukcje zdań i ogólny chaos.

Lubisz trzaskać czytelnikowi po oczach wielkimi zdaniami złożonymi. Nie ma w tym nic złego o ile takie zdania brzmią melodyjnie. U ciebie melodii brakuje i to jest kłopot.

Nie krzycz na forumowiczów, wszyscy się uczymy.

Proza wymaga kunsztu, kunszt wymaga pracy, praca wymaga czasu - tak to jest. Pisz dalej, pisz zawsze, to jest droga bez końca.

Nigdy nie powinieneś być w pełni zadowolony z dzieła, które stworzyłeś. Jeżeli czujesz doskonałą satysfakcję, znaczy to, że coś jest nie tak z tobą jako artystą.

;)



pozdrawiam - wiecznie niedouczona
Sprzeczne sprzeczności są podniecające. Taki mały zabieg a cieszy.

11
Vamara wrócił na pokład "Konkwistadora" po trzech godzinach. Atmosfera na pokładzie niewiele się zmieniła.
Powtórzenie!
- Ale mnie interesują konkrety. Pan, jako pierwszy oficer jest ogniwem między mną, a załogą.
Gdy litera "a" ma taką samą wartość logiczną jak "i" - nie stawiamy przed nią przecinka.
To, czego ja nie słyszę[,] powinien słyszeć pan. A więc co słychać?
Przecinek, a dalej zostawiłbym na Twoim miejscu tylko wymowne "A więc?".
- Tyle to i ja wiem - odparł zirytowany Vamara. - Ale mnie interesują konkrety. Pan, jako pierwszy oficer jest ogniwem między mną,a załogą. To, czego ja nie słyszę powinien słyszeć pan. A więc co słychać? - Zakończył dobitnie.

- Ludzie się boją - odparł Timbert. -
Powtórzenie. I gdy teraz patrzę na "zakończył dobitnie", to zastanawiam się, czy ta oczywista oczywistość nie jest zbędna... hm. Radzę wywalić.
Admirał Eerin z wyraźnym niesmakiem przysłuchiwał się raportowi, który składał mu jeden z jego podwładnych.
Zbędny zaimek... który jest z resztą powtórzony w następnym zdaniu.
Przemytnicy... Wszędzie było ich pełno. Przemycali wszystko, wszędzie i dla każdego. Czy była to broń dla przestępczego półświatka, czy też zabójcza i demoralizująca przyprawa. Każdy Kalamarianin gardził przestępcami, a takimi byli zwłaszcza przemytnicy. Eerin nie był więc wyjątkiem. Jego niechęci, podobnie jak i admirała Ackbara nie zmieniał fakt, że to często dzięki przemytnikom Rebelia miała potrzebne do swego funkcjonowania zapasy. Fakt, że to przemytnik pomagał w zniszczeniu obu Gwiazd śmierci też nie zmienił jego nastawienia.
Wkurzające powtórzenia.
- Dobrze. Polećcie porucznik Hakis przygotowanie się do odlotu


Zestawienie dwóch nieprzyjemnie (podobnie) razem brzmiący wyrazów.
- Tak. Przyszedł raport z Wywiadu[.] - [m]ężczyzna podał kalamarianinowi notatnik z wiadomością.
Brak kropki i wielkiej litery.
(...) a więc jednostka, którą napotkaliśmy ostatnio[,] musiała należeć do piratów.
Interpunkcja...
- Doskonale. A więc zapolujemy sobie na nich - humor admirała poprawił się nieco na myśl o wyeliminowaniu kolejnego zagrożenia.
Po "nich" kropka i "humor" z dużej litery.
- Tak, ale według naszych danych na tym wektorze nie znajduje się żaden układ, do którego mogliby się udać.

- Interesujące. A więc zrobili krótki skok byleby tylko się od nas oddalić - dodał po chwili. - Gdzie mogliby się zatem udać?

- Wszystko wskazuje na system Phelos - zaczął podoficer. - Doskonałe miejsce, opuszczone, w pobliżu istotnych szlaków komunikacyjnych.

- A więc udamy się właśnie tam - zadecydował kalamarianin.
Ple, ple, ple... powtórzenia :twisted:
Admirał Eerin odetchnął wilgotnym powietrzem, które wypełniało mostek i cały pokład jego krążownika.
Kult zbędnego zaimka, Drogi Autorze?
Porucznik Len Tamal pilotujący prowadzący jedną z par maszyn (...)
Zdecyduj się.
Ciosy, które na nich spadły[,] były dla młodego porucznika (...)
Interpunkcja.
Ciosy, które na nich spadły[,] były dla młodego porucznika niemożliwe wręcz do opisania. Trzeba było być ślepym, aby tego nie dostrzec. (...) Można to [n]było[/b] dostrzec nawet teraz obserwując manewry poszczególnych par maszyn za sterami, których siedzieli(coś tu jest nie tak - Sky) doświadczeni już i zgrani ze sobą piloci.
Tamal obserwował u siebie i u swych kolegów tą samą niechęć do czegokolwiek. Odrętwienie, brak pewności siebie, rozkojarzenie.
A jednak w ich działaniu można było zaobserwować pewien (...)
Powtórzenia. Makabryczne powtórzenia :twisted:
To nas może zaprowadzić do śmierci - pomyślał.
O Posejdonie, jednak ten gość o czymś myśli! :twisted:
- Co o tym wszystkim sądzisz Len? - [O]dezwał się głos
- O czym? - [O]dpowiedział pytaniem Tamal.
- Kto ci takich rzeczy nagadał? - [Z]agadnął lider.
- Na pokładzie szerzą się plotki, a ja znam też jednego gościa z sekcji nawigacji... - [Z]aczął skrzydłowy.
Zła budowa tekstu... chyba mało czytasz, bo w książkach wyraźnie widać te zasady ;) A jeśli czytasz dużo, to nieuważnie :twisted:
Dopóki niema oficjalnych rozkazów niema nad czym się zastanawiać.
A obok stała niema sitowska (sic!) prostytutka? :twisted:
Co dokładnie mówią? - [Z]agadnął Tamal, gdy zbliżali się już do hangaru niszczyciela.
Już wiesz w czym problem.
- Nie wiem. Stary pewnie coś wymyślił[.] - Tamara poczuł lekkie szarpnięcie drążka sterowniczego, gdy promień ściągający przechwycił jego maszynę, by usadowić ją bezpiecznie na stelażu wewnątrz hangaru.
Tu też.
(...) jednak praca związana z ewakuacją stacji zaopatrzeniowej, oraz przeniesieniem jej personelu w głównej mierze właśnie na pokład niszczyciela rozbudziła, choć w pewnym stopniu załogę.
Zbędny przecinek przed "oraz" i zbędne słowo.
- Dokąd teraz, komandorze? - [Z]apytał Perish.
- Brzmi rozsądnie[.] - Perish pokiwał głową z aprobatą.
- Obaj zwiadowcy ruszą na godzinę przed zakończeniem ewakuacji stacji[.] - Vamara wyłączył holomapę
Mhm...
- Nie - zaprzeczył komendant. - Ale według instrukcji na wypadek sytuacji kryzysowych moja stacja posiadała ściśle wyliczone ponadplanowe zapasy na wypadek utraty którejś z pobliskich stacji. Jednak nie więcej niż dla takiego niszczyciela jak pański.

- Czyli po drodze możemy trafić na drugiego Victora, (po co ten przecinek? - Sky) lub kilka mniejszych jednostek - podsumował.

Perish przytaknął. Obaj skierowali spojrzenia za okna mostka, gdzie wahadłowce kursowały pomiędzy niszczycielem, a niemalże opustoszałą już stacją (...)
Powtórzenia.
(...) a niemalże opustoszałą już stacją, na której pozostała już tylko szczątkowa obsada odpowiedzialna za załadunek transportów.
Przysłówki-śmiecie. Do wywalenia ;)
Wydaje mi się, że czas będzie tu najlepszym lekarstwem - mruknął.

- O ile będziemy go mieli - odparł komandor.

- Co może się wydarzyć? - Zapytał Perish. - Polecimy przecież bocznymi trasami.
Mruknął, westchnął, zapytał, jęknął, murknął itp.... dużo zbędnych określeń. Goła kwestia czasem pięknie brzmi, przemyśl to sobie.



Tekst jest nudny jak flaki z olejem, a główną winę ponosi styl autora - zbyt długie, rozbudowane zdania, oblepione ZBęDNYMI zaimkami, przysłówkami i natłokiem cech, które przyćmiewają się nawzajem. Dialogi drętwe, nie podobają mi się. Narracja skupia się na terminach wojskowych, sprzętach, nazwach planet, a historię jakąkolwiek ciężko jest wyłowić z tego natłoku znaków firmowych Star Wars. Narracja brzmi czasem jak recenzja czegoś większego... dziś, w dziale Admini-Modzi czytałem sobie wywody Andrzeja Filipczaka i natknąłem się na streszczenie dynamicznej sceny z pewnej ciekawej książki i gdy ją czytałem, pomyślałem sobie: kurde, niektóre teksty, które oceniam, są napisane w ten sposób

... no cóż, większa część narracji z tego tekstu brzmi właśnie tak. Jak streszczenie. "Bitwa rozegrała się szybko. Statek 'Różowy Dziubasek 7' zniszczył 'Super-hiper-blastera 22'. Na stację przybyła dodatkowa pomoc. Załoga szybko pokonała wroga. Wiadomość o tym, że jeden księżyców pękł na pół dotarła do komandora Pępokolisa dwa dni później." i tak dalej, tak dalej... zero życia, tylko suche zdania. Momentami strasznie ciężko się czyta.

Bohaterowie dalej są dla mnie tylko makietami wyciętym z kartonu. Ot, literackimi zombie. Ich losy nie są przedstawione obrazowo, tylko usystematyzowane jak w jakimś jednym wielkim podsumowaniu potężnego tworu, który znajduje się... no, my wszyscy chyba się nigdy tego nie dowiemy :twisted:

świat Gwiezdnych Wojen jest piękny, ale nie poczułem jego magii.
Sien Vaar pisze:Są jednak pewne normy i zasady. Jeśli mowa jest o okręcie wojennym i jego dowódcy, to z pewnością wspomniany fotel nie będzie obity tapicerką w kaczuszki i z plamkami po obiadkach babuni.

Teraz się po prostu zbłaźniłeś Rolling Eyes
Tes tylko pokazał Ci, jak bardzo można nadinterpretować jeden głupi zaimek. I dobrze to zobrazował.

Nikt się tutaj nie błaźni ;) Co najwyżej przewrażliwieni, niedopieszczeni, egzaltowani emo-Autorzy, do których Ty, mam nadzieję, nie należysz :twisted:
Sien Vaar pisze:
Testudos pisze:A jeśli błędy przytłumiają odbiór całości?


Wtedy na PW podaj adres, a przyślę Ci porządny kawał sznura. Mam nadzieję, że będziesz miał go do czego przyczepić i że sufit u Ciebie nie za nisko...


Tak nie będziemy rozmawiać. Postawiono Ci dobre pytanie, a odpowiedziałeś na nie jak smarkacz, którego nie stać nawet na wyrafinowane chamstwo ;) Ludzie, którzy odwiedzają Weryfikatorium, są w różnym wieku, ale w większość zachowuje się w porządku bez względu na to, jakiego kopa w dupę im ktoś zasadzi.

Może najpierw naucz się kultury, a potem pisania? ;)

Oczywiście, wszyscy możemy się mylić. Może ja jestem głupi i pieprzę brednie? Możliwe, bardzo możliwe, Daję złe rady i marnuję czyiś czas... za to Ty możesz być świetnym autorem, któremu nie dorastam do pięt. Dajmy na to, że ten świetny autor znajdzie się kiedyś na spotkaniu z czytelnikami i osoba z sali powie: "Twoja ostatnia książka jest okropnie napisana. Przez ten mendowaty styl nie zrozumiałem nawet, o co w tym wszystkich chodzi!" jak zareagujesz? Każesz mu się powiesić?

Pisanie to duża odpowiedzialność za to, co myślimy i za to, co chcemy ludziom pokazać. Przekazywanie treści wiąże się z osobą autora i skierowaną w jej stronę krytyką. Swoim aktualnym byciem, swoim "Ja" też wystawiasz ocenę wykonanej pracy. Zastanów się nad tym.

Doceniam Twój trud i dobre chęci ;)

To wspaniale, gdy ktoś chce coś stworzyć. Nie chcę nikogo gnoić i pisać w kółko "do bani, to źle, to mi się nie podoba". To nieprzyjemne. Naprawdę. Chciałbym czytać same świetne teksty na tym forum.

Niestety, nie wszystko jest możliwe.
Sola Sel pisze:Powinieneś posłuchać kolegów bo mają rację. Co prawda czasem weryfikatorzy się mylą ale w przeważającej liczbie przypadków piszą mądre rzeczy więc nie ignoruj ich.
święta prawda! I inteligenta kobieta : *

:twisted:
Sola Sel pisze:Nigdy nie powinieneś być w pełni zadowolony z dzieła, które stworzyłeś. Jeżeli czujesz doskonałą satysfakcję, znaczy to, że coś jest nie tak z tobą jako artystą.
Sola dobrze prawi.

Przejrzyj tekst jeszcze raz, popraw to, co chcesz. Do niczego Cię nie zmuszam ;) Pamiętaj, że poświęcenie czasu jest równoznaczne z chęcią pomocy, a pomoc trzeba doceniać.

Wtedy wszystko będzie super szło.

No, koniec mojego dzisiejszego wywodu ;)

Serwus!

12
Niskiego wzrostu, szczupłej budowy ciała, o owalnej twarzy i krótkich siwiejących już włosach jasnoskóry mężczyzna.
Brakuje jeszcze żebyś podał numer kołnierzyka i rodzaj bielizny.

Po co ta szczegółowość? W dodatku w jednym zdaniu i tak źle opisane. Mogłeś to fajnie włożyć w usta narratorowi rozkładając na części. A tak wyszło jak wyszło, nieciekawie.



Masa powtórzeń. Psuje to odbiór tekstu. Co rusz widzisz ten sam wyraz i zastanawiasz się: "Czy ja już tego nie czytałem?", co jest raczej minusem patrząc od strony czytelnika.


Główny jej korpus zniknął, gdy wybuchły pozostawione tam rakiety, protonowe torpedy, amunicja i paliwo dołączając do detonatorów termicznych pozostawionych tam przez ekipę saperów.
Szczegółowość jest dobra, ale w księgowości. Takie jest moje zdanie.


samotny, pozbawiony swego celu w życiu i zdany na łaskę losu
"Swego" jest zupełnie niepotrzebne. Domyślamy się, że chodzi o jego cel życia, nie o całej ludzkości czy Pana Zenka z warzywniaka.



Nie notowałem błędów. Widzę, że zrobili to inni, a nie chce dublować.



Powiem tak, jest słabo jeśli chodzi o warsztat. Musisz doszlifować kilka rzeczy jak interpunkcja, powtórzenia i nadmiar informacji. Pomysł masz, to się liczy. To czy interesujący to już inna sprawa. Ten mnie nie zachwycił za bardzo, ale to rzecz gustu.



Pozdro.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”