,,Apokalipso" ( fantasy/Horror, część cz

1
Witam.

Z obawą prezentuję tutaj pierwszą cześć serii opowiadań, która piszę. Wdzięczny będę za krytykę.











,,A gdy otworzył pieczęć drugą,

usłyszałem drugie Zwierzę mówiące:

,,Przyjdź!”

I wszedł inny koń barwy ognia,

a siedzącemu na nim dano odebrać ziemi pokój”

(Ap 6 [3, 4.5])



Odcinek 1

,,KONIEC"







Było ciepłe, Majowe popołudnie. Letni, orzeźwiający wiatr wlatywał do sali poprzez otwarte okna i przelatywał pomiędzy ławkami w których siedzieli uczniowie rozmawiając ze sobą lub słuchając muzyki.

Panował chaos i gwar blisko czterdziestu głosów mieszając się ze sobą zagłuszał słowa nauczyciela stojącego przy tablicy. Była to normalna lekcja matematyki w I kl. Liceum ogólnokształcącego o profilu humanistycznym.

Cedrik ziewnął i szturchnął śpiącego obok niego w ławce Vieara.

- Ty, ile jeszcze?

Viear otworzył jedno oko.

- Pewnie zbyt wiele...

- Daj spokój - Cedrik ze zniecierpliwieniem zamachał ręką- Masz zegarek, to sprawdź.

Drugie oko Vieara otwarło się powoli i teraz spojrzenie jego obu, czarnych jak węgiel oczu przyszpiliło Ceda do stołka.

- Nie chcę mi się. - na jego twarzy pojawił się paskudny uśmiech - Spytaj Alaka, bo chyba się mu nudzi.

W samej rzeczy. Trzeci z przyjaciół siedział dwa stoliki przed nimi i kiwając się sennie na krześle czytał jakąś książkę.

Ced westchnął i zakrzyknął cicho:

- Alak!

Alak drgnął i obrócił się do Ceda. Miał jasno-rude włosy i piegowatą twarz. Spojrzenie miał pogodne i spokojne, co odzwierciedlało jego charakter. Rzadko wpadał w gniew.

- Tak? - zapytał się trochę nieprzytomnym głosem.

- Która godzina?

- A bo ja wiem? - Alak wzruszył ramionami - Dzisiaj nie wziąłem ze sobą komórki.

Cedrik zmarszczył brwi.

- Aha, to fajnie. Co czytasz?

-Coś bardzo ciekawego...

- Nie drocz się tylko mów. Coś z fantastyki?

Alak uśmiechnął się drapieżnie.

- Nie. Encyklikę. Prosto z Watykanu!

Cedrik parsknął i odwrócił się do Vieara, który zdążył już zasnąć. Po paru próbach obudzenia go zrezygnowany usiadł w miejscu i potoczył wzrokiem wokoło.

Gdzie tylko nie padł jego wzrok ktoś albo rozmawiał, albo grał na komórce, albo zajadał ze smakiem ,,klasowy hit/shit”- chińską zupkę.

A pod tablicą dalej stał profesor i ze spokojem wygłaszał wielkie matematyczne prawdy. Ced popatrzył się na niego. Może i by go żałował, gdyby nie to, że ten cały chaos to była właśnie jego wina...W większości jego.

Pierwszym przewinieniem było to, że pozwolił im sobie wejść na głowę. Nie było by to nawet takie złe, gdyby tylko żył z nimi w przyjaźni. Wtedy na pewno sytuacja nie byłaby aż tak dramatyczna.

Był jak ślepy. Toczył się przez życie nawet nie zauważając co się wokół niego dzieje. Można to było doświadczyć widząc jego spojrzenie, a nie było to spojrzenie inteligentnego człowieka... I chyba profesor nie należał do najinteligentniejszych. Owszem, uczył matematyki, więc musiał być pojętny... Problem tkwił jednak w tym, że wielokrotnie gubił się i gmatwał w podsuniętych mu przez uczniów zadaniach ponadprogramowych, nie mogąc ich w końcu rozwiązać. Stąd też zaczęto podejrzewać, że Profesor Niedźwiedź uczy tego, co wrył na pamięć a reszty najzwyklej w świecie nie umiał.

- Jeszcze dziesięć minut. - z zamyślenia wyrwał go głos Vieara.

- Słucham? Coś mówiłeś? – Cedrik otrząsnął się i popatrzył na przyjaciela, który o dziwo już nie spał.

- Mówiłem, że dziesięć minut.

Ced jęknął. Dziesięć minut matematyki. Dziesięć minut męki. Okropność!

Viear wyszczerzył zęby.

- No co? Pytałeś, to odpowiadam.

- Taa...Super masz refleks- burknął Ced.

Viear zripostował to jakoś, ale jego słowa zagłuszył nagły perlisty śmiech jednej z koleżanek. Profesor Niedźwiedź odwrócił się od tablicy i spojrzał na siedzącą w pierwszej ławce dziewczynę.

- Anka, chcesz odpowiadać?

- Nie, nie panie Profesorze - Odparła uśmiechając się dziewczyna - Przepraszam.- A gdy nauczyciel odwrócił się z powrotem do tablicy dodała cicho:

- Kurna, ale buc.

Profesor znieruchomiał nagle przy tablicy. W klasie zrobiło się cicho. Wszyscy w napięciu wpatrywali się w plecy nauczyciela. Anka pobladła nagle i wyprostowała się w krześle.

Z bezwładnych nagle palców profesora Niedźwiedzia wysunęła się kreda i upadła na podłogę. W pełnej napięcia ciszy uderzenie zabrzmiało jak wybuch.

- Panie Profesorze?- Odezwała się drżącym głosem Anka - Ja...

W tym momencie w oczach Cedrika czas jakby zwolnił tempo; zobaczył, jak nauczyciel odwraca się od tablicy. Na jego twarzy...Właściwie to już nie była jego twarz. Malowała się bowiem na niej taka wściekłość i agresja jakiej nikt z obecnych w klasie jeszcze nie widział. Anka, która siedziała najbliżej do końca swojego krótkiego życia nie mogła zapomnieć wzroku profesora, gdy z szybkością o jaką nikt nie mógł go podejrzewać rzucał się ku niej.

O tym, że powinna nabrać powietrza przypomniała sobie dopiero wtedy, gdy jego palce zacisnęły się mocno na jej szyi, lecz było już za późno. Zwalił ją z krzesła i rycząc przydusił do podłogi. Kopnięta przez niego ławka poszybowała w powietrzu i rozbijając okno spadła z drugiego piętra na ulicę. On sam jedną rękę wciąż trzymając zaciśniętą na szyi dziewczyny, a drugą wymierzył cios w brzuch. Krew trysnęła jej z ust, mieszając się w powietrzu z jego śliną. A on ryczał i bił ją...Bił...Bił...

Klasa siedziała w osłupieniu patrząc na to, co działo się przed ich oczami. Szok jednak nie potrwał długo. Chwilę później wszyscy krzycząc zerwali się z miejsc. Wybuchła panika. Niektórzy rzucili się do drzwi. Inni wołali aby wezwać pogotowie, inni, żeby biec po jakiegoś nauczyciela. Parę osób zemdlało. Ced stał i trzęsącymi się rękoma próbował spakować podręczniki do torby. Nie myślał nawet o bezsensowności tego co robi w obliczu zaistniałej sytuacji. Po prostu musiał się czymś zająć... Byleby nie spanikować! Czuł, że nie wolno mu spanikować. W jakiś sposób było to ważne. Nie wiedział czemu, ale było. Obok niego Viear stał i bezradnie patrzył jak koleżanka wije się na ziemi pod razami nauczyciela. Naraz obok niego przebiegł jeden z kolegów; Krzysztof z okrzykiem doskoczył do profesora chcąc go powstrzymać. Rzucił się na niego, próbując odciągnąć od zemdlonej i pokrwawionej koleżanki. Nauczyciel jednym ciosem posłał go parę metrów dalej, gdzie z impetem uderzył głową o kant ławki i padł bez przytomności.

Wtem przez otwarte drzwi wbiegło kilkoro starszych uczniów wraz z nauczycielami. Widząc co się dzieje natychmiast rzucili się ku profesorowi i po paru minutach szarpaniny obezwładnili i odciągnęli go od ofiary.

Gdzieś z ulicy rozległ się skowyt radiowozu.



***



Trzej przyjaciele w milczeniu szli przez ulicę. Ich trupioblade twarze kontrastowały z wiosennym popołudniem. Zatrzymano ich w szkole jeszcze dwie godziny i każdy musiał złożyć zeznanie. Niektórzy uczniowie wymagali opieki medycznej. Ankę i Krzysztofa odwieziono do szpitala.

Gdy tak szli szurając nogami i przypatrując się słonecznemu dniu, oraz mijanym po drodze, uśmiechniętym ludziom całe to zdarzenie wydawało się im tylko złym snem. Kolejnym koszmarem wykreowanym wiedział, że przez najbliższe noce będą wszyscy skazani na koszmary, gdy ich przez wyobraźnię. Ich umysły działały bez zarzutu. Wspomnienia blakły, by nie zwariowali. Wszystko zacierało się i traciło ostrość. Pomimo to wiedzieli, ze to wszystko było prawdą, oraz, że nie zapomną tego do końca życia.

Cedrik, który pasjonował się psychologią umysły będą starały się ,,wyżyć” i wypuścić cały ten ładunek stresu. Wiedział, że dzisiaj w nocy nie zaśnie na pewno.

- Jedno mnie tylko zastanawia. - mruknął Viear - Jak u licha był taki silny?

- Silny?- zapytał Alak

- No, widziałeś, co zrobił... Krzysztof przeleciał przez prawie całą salę... A ta ławka? Nie sądzę, aby normalny człowiek mógł zrobić coś takiego, a już na pewno nie on.

- Da się to wytłumaczyć - mruknął Ced, bardziej do siebie niż do innych.

- Co? Jak?

- No... - Cedrik podniósł wzrok - Właściwie, to on wpadł w szał... I to w szał Berserkera, o ile się nie mylę. Ludzie, którzy w coś takiego wpadną zyskują naprawdę ponadludzkie zdolności. Myślę, że coś takiego właśnie się wydarzyło.

Viear w zamyśleniu potarł brodę. - Dostać tego szału z powodu jednej obelgi? Od kiedy on taki czuły? Nie pasuje mi to...

- To nie wiem, tam, gdzie go zawieźli na pewno go zbadają i dowiedzą się co mu odbiło. Ale narazie widzę że, musimy się chyba rozstać.

W istocie zbliżali się już do rozwidlenia ulic, z którego każdy szedł w inną stronę. Ochrzcili to miejsce ,,Pod baranem” gdyż dokładnie na rogu znajdującej się tam kamienicy wyrzeźbiony był barani łeb. Było to ich specjalne miejsce spotkań. Czasem żartowali, że gdy nadejdzie dzień konca świata dzwoneczek na szyi zwierzęcia ożyje i rozdzwoni się na całą okolicę.

Gdy Cedrik uniósł głowę ogarnęło go wrażenie jakby coś się zmieniło... Jakby baran się poruszył. Uznał jednak, że może być to przewidzenie wywołane stresem i opuścił wzrok.

W milczeniu podali sobie ręce.

- Wiecie co? - odezwał się Alak - Przynajmniej to jest na plus, że lekcje odwołali.

Viear popatrzył na niego w zamyśleniu.

- Może... Ale ja jednak wolałbym, żeby były według planu...

Alak westchnął.

- Chciałem tylko żebyśmy się nie rozstawali w takich wisielczych humorach. Popatrzcie: żyjemy nadal. świat jest piękny, a Bóg nie dopuści, aby spotkało nas coś złego.

- Oby- westchnął Ced- Jak na razie jednak mnie ten świat nie cieszy... Narka, chłopaki.

- Cześć.

- Do zobaczenia.

Idąc w stronę domu Cedrik nie podejrzewał nawet jak szybko będzie żałował, że jednak nie cieszył się tym pięknym, majowym dniem.



***



Wbiegł po schodach na drugie piętro kamienicy i otwarł drzwi.

- Cześć!- wykrzyknął na całe mieszkanie.

Na prawo od wejścia była kuchnia. Przy kuchence stała babcia; tęga kobieta z krótkimi blond włosami. Gdy tylko wszedł podniosła na niego wzrok.

- Cześć, kochanie - powiedziała - Dzwonili ze szkoły... - głos jej się załamał - To prawda? Tak długo go znałam...

Cedrik zamarł rozwiązując buty. No tak, zapomniał, że babcia tyle lat przepracowała w tym samym Liceum, do którego on chodzi. Była nauczycielką angielskiego.

Westchnął i wstał powoli. Wspomnienia powróciły. Słoneczny dzień został gdzieś tam, z tyłu, a w mieszkaniu zapanował mrok.

- Tak...To prawda. Na lekcji...

Babcia postąpiła ku niemu krok.

- Kochanie... On był zawsze dobrym człowiekiem...

Poczuł, jak na całym ciele występuje mu gęsia skórka.

- Nie chcę o tym rozmawiać.- uciął. - Nie jem dzisiaj obiadu. Dziadek jest?

- Jest... Siedzi w pokoju. Twój ojciec przyjdzie lada moment.

Cedrik odwrócił się i szybkim krokiem skierował się do jednego z dwóch sypialnych pokoi umiejscowionych naprzeciw przedpokoju.

Pochodził z rozbitej rodziny. Matka i jego roczny brat mieszkali za miastem, a on razem z tatą i jego rodzicami w śródmieściu. Nie było mu z tego powodu żal. Już nie. Rozwiedli się cztery lata temu, zdążył się przyzwyczaić.

Wszedł do pokoju. Ogarnął go blask słońca wpadającego przez wielkie okna. Torbę z książkami rzucił gdzieś w kąt i usiadł przy komputerze. Nie włączył go jednak. Zastanawiał się - przed czym uciekał? Ona przecież chciała tylko porozmawiać...Tyle, że on nie chciał. Tak. Wiedział to na pewno. Jeszcze za wcześnie, aby o tym mówić. To dopiero się stało...

Nagle ogarnęły go mdłości i pobiegł do toalety. Długo klęczał przed sedesem a jego ciałem wstrząsały torsje.

Dopiero teraz dotarło do niego co tak naprawdę się stało. Jego koleżanka została zawieziona do szpitala, pobita przez nauczyciela! Pamiętał, jak wyglądała. Boże, on pomógł ją wynieść!

Rozbolała go głowa. Przed oczami pojawiły się obrazy wściekłej twarzy matematyka. Pełnych nienawiści oczu i tego wycia...

Trząsł się jak w febrze. Drżącymi rękoma otarł usta i wstał. Wyminął zatroskaną babcię i wolnym krokiem podążył do łazienki. Przez godzinę stał pod prysznicem próbując zmyć z siebie odór krwi Anki, lecz ten nie chciał zejść. Potem wszedł do pokoju i włączył komputer.

W trakcie, kiedy surfował po Internecie przyszedł tata. Próbował nawiązać rozmowę, lecz Ced uparcie milczał. Wreszcie dał sobie spokój.

Wieczorem wszystkich domowników rozbolały głowy. Podejrzewali, że czymś się zarazili, więc Cedrikowi - jako jedynemu, któremu ból nie dolegał nie pozwolili się do siebie zbliżać.

Gdy poszli wcześniej spać Cedrik jeszcze chwilę surfował, lecz nie przyniosło mu to ulgi. Po chwili namysłu on także udał się na spoczynek.



***



Kraków ogarnęła noc. Mroczna i zimna. Znad Wisły uniosła się mgła, wspięła się po bulwarach i drapieżnymi mackami sunęła cicho pomiędzy kamienicami.

Dzisiejsza noc była dziwna. żaden samochód nie przejechał ulicami. Po chodnikach tylko co jakiś czas przemykały zagadkowe, ludzkie cienie.

W schronisku na przedmieściach nagle rozszczekały się psy. Ich głośne ujadanie zawsze budziło okolicznych mieszkańców, którzy prawie codziennie dzwonili do właściciela schroniska z prośbą o uciszenie zwierząt. Dziś jednak telefon milczał a psy szczekały. Wreszcie ujadanie osłabło, aż w końcu ucichło zupełnie. Pięć minut później rozległ się wściekły skowyt ucięty nagle niczym szpadą. Potem nastała cisza, której już nic nie zagłuszyło.

Parę kilometrów dalej grupa szalikowców podążała ciemną ulicą śpiewając pijackie pieśni. Ich głosy przetaczały się pustymi ulicami niczym grzmoty. Naglę jeden z nich dostrzegł stojącą na ulicy postać w krótkiej minispódniczce.

- Patrzcie! - zawołał- Lalunia dla nas!

Obskoczyli ją ze wszystkich stron tak szybko, że nawet nie zdążyła się wycofać. Zamknęła oczy, gdy naśmiewali się z niej, macali i kpili. Jej usta drżały.

- Zostawcie mnie - wyszeptała.

- Jej!- jeden z łysoli zaśmiał się głośno - Takie lubię! Nieśmiałe i wstydliwe! Choć tu, kwiatuszku, zabawimy się...

Mówiąc to przygarnął ją do siebie i chciał pocałować. Dziewczyna naglę otwarła oczy.

- O kurwa. - Wyszeptał.

Chwilę później ulicami przetoczył się wrzask.



***



Cedrik obudził się z krzykiem. Jego ręka powędrowała do szyi. Dyszał ciężko, jakby przebiegł właśnie długi dystans. To tylko sen...To naprawdę tylko głupi koszmar - Uspokajał sam siebie w myślach.

Przełknął ślinę i rozejrzał się po ogarniętym ciemnościami pokoju. Na łóżku metr dalej spał łagodnie oddychając tata. Z sąsiedniego pokoju dobiegało chrapanie dziadka. Wszystko było w porządku.

Sięgną ręką w bok. Obok łóżka stała zawsze butelka wody. W nocy zawsze chciało mu się pić. Tym razem także na nią natrafił. Była jednak pusta. Ced zerknął na wyświetlacz elektronicznego budzika. Druga w nocy. Westchnął i ostrożnie wstał z łóżka. Następnie po cichu poszedł do kuchni po nową butelkę.

Gdy znalazł się przy lodówce i otworzył drzwi zamarł nagle. Było cicho... Za cicho. Okno kuchenne wychodziło co prawda na szkolne boisko znajdującej się w sąsiedztwie podstawówki, ale zaraz obok była ulica. W nocy zawsze jeździły po niej samochody. Cedrik wzruszył ramionami. Czasem mogły przecież nie jeździć.

Wrócił do pokoju. Tata pochrapywał lekko przez sen. Wszystko było OK.

Ced potrząsnął głową. To tylko głupie koszmary, przestań dziwaczyć - upomniał sam siebie. W końcu sam przewidział, że po tym co dzisiaj się...Nie. Nie myśleć o tym. Nie teraz.

Napił się wody i położył się z powrotem do łóżka. Zasnął szybko i zapadł w ciemną otchłań snu.

***



Gdy się obudził nie wiedział co się dzieje. Było jeszcze ciemno. Zdezorientowany pomachał ręką w powietrzu. Natrafił na coś. Coś mięsistego. Usłyszał ochrypły warkot i czyjeś ręce zacisnęły się mocno wokół jego szyi.

Zacharczał. Jego wzrok przyzwyczaił się do ciemności na tyle, aby mógł zobaczyć pochylonego nad nim człowieka. Próbował się wyrwać, lecz silne ręce trzymały go mocno. Zaczał wierzgać. Bolała go szyja. Brakowało tlenu. Próbował krzyknąc, lecz przez gardło nie przedostał się żaden dźwięk oprócz cichego skowytu. Ręce zaciskały się coraz mocniej i mocniej. Wyrywając się natrafił przez przypadek na lampkę, która zapaliła się i upadła na podłogę. Rozległ się odgłos tłuczonego szkła. W krótkim rozbłysku światła Cedrik zdążył jednak zobaczyć twarz swego ojca wykrzywioną w wściekłym grymasie. Tym, co go najbardziej przeraziło były jego oczy. Białka gdzieś znikły a ich miejsce zastąpiły ogromne tęczówki. źrenice wyglądały jak dwie, wielkie, czarne dziury bez dna.

Udało mu się krzyknąć. Chciał wołać o pomoc dziadków, lecz zdążył wydać z siebie tylko krótki kwik.

Przed oczami zaczęły latać mu kolorowe plamy. Jego ojciec zacisnął dłonie jeszcze bardziej. Cedrik poczuł, jak z naczynia krwionośne w nosie pękają mu z powodu ciśnienia. Słyszał wściekły łomot własnego serca. Krew szumiała mu w uszach. Umierał. Umierał duszony przez własnego ojca. Z nosa wylewała się prawdziwa rzeka krwi momentalnie zalewając łóżko i kapiąc na ziemię. Gdzieś w dole poczuł wilgoć i uświadomił sobie, że puściły mu zwieracze. Nagle konwulsyjnie szarpnął całym ciałem. Zacisk na jego szyi zelżał. Cedrik nie czekał na powtórkę. Adrenalina pompowana do jego żył pozwoliła mu zerwać się i pobiec do pokoju dziadków. Usłyszał, jak jego ojciec wstając poślizgnął się na plamie krwi i upadł na podłogę.

Otwarł drzwi. W pokoju paliła się mała lampka a na łóżku...

Ced wrzasnął. Na łóżku leżał martwy dziadek. Nad nim klęczała babcia trzymając w dłoniach tasak, który opuszczała i podnosiła w mechanicznym tempie rąbiąc leżące pod nią ciało.

Nagle czyjaś ręka opadła mu na ramię. Odwrócił się i spojrzał prosto w wielkie źrenice ojca.

Wyrwał się i krzycząc pobiegł przez mieszkanie. Pokój. Okno. Zegar. Nie!. Pokój. Dywan. Podwinięty. Kurwa!

Przewrócił się. Mocna ręka chwyciła go i podniosła do pionu. Poczuł uderzenie w twarz. Pociemniało mu w oczach. Usłyszał obrzydliwy charkot. Wyrwał się i zachwiał. Upadł. Uświadomił sobie, że ma złamany nos. Ojciec pochylił się nad nim znowu wyciągając rękę.

Ced wierzgnął nogami. Potem na czworakach przeczołgał się szybko do przedpokoju i zatrzasnął za sobą drzwi. Przekręcił sterczący w zamku klucz. Po drugiej stronie usłyszał wściekłe wycie. Dwie szyby znajdujące się w drzwiach eksplodowały szklanymi odłamkami a w pustych miejscach pokazały się ręce, które zaczęły majstrować przy zamku. Cedrik wyjął klucz i podczołgał się do drugiego pokoju dysząc ciężko i skamląc.

Wychylił się ostrożnie. Babcia dalej zawzięcie rąbała czerwoną miazgę, która kiedyś była jej mężem. Cedrik schował się z powrotem za próg.

- Co robić? Co robić? - Szeptał do siebie drżącym głosem - Kurna, co ja mam zrobić?!

Jego wzrok spoczął na wieszaku stojącym w przedpokoju. Kurtka. Buty. Drzwi.

Tak, musi uciekać. Pójdzie...Pójdzie do jakiś ludzi i wszystko im opowie... Nagle zatrząsł się i zaczął płakać. Nie, nie płakać. Zawodzić i skomleć. Jego ojciec... Jego bliscy... Chcieli go zabić... łkanie wstrząsnęło jego ciałem. Siedział na podłodze kiwając się w przód i w tył słuchając jak w jednym pokoju tata szarpie się wściekle a w drugim babcia warcząc masakruje ciało dziadka.

Coś nagle trzasnęło. Cedrik wydał coś pośredniego między wrzaskiem a kwikiem. Ojciec próbował wywarzyć drzwi stołkiem.

Ced zerwał się na równe nogi. Boże, siedzi tu jak głupek a to było jasne, że prędzej, czy później to... coś się przedostanie.

łkając podbiegł do wieszaka i szybko ubrał buty i kurtkę. Potem otwarł drzwi i wypadł jak oszalały na korytarz. Za nim ojciec właśnie wywarzył drzwi i z głośnym rykiem rzucił się ku niemu. Chłopak nie zwlekając zbiegł po schodach i wypadł na ulicę.

Ogarnął go chłód. Chłód jakiego nie powinno być w drugiej połowie maja nawet w nocy. Latarnie świeciły słabiej tłumione przez mgłę. Cedrik jednak na to nie zważał. Dopadł do sąsiedniej kamienicy i począł walić pięścimi w bramę. Potem jak oszalały dzwonił do wszystkich mieszkań. Nikt nie odpowiadał.

- Otwórzcie! Błagam!- łkał łomocząc w odrzwia.

Po chwili rozległo się zbawcze brzęczenie i brama stanęła otworem. Cedrik wparował do środka i pobiegł na pierwsze piętro. Jak oszalały począł dobijać się do drzwi jednego z mieszkań. Otwarła mu złotowłosa dziewczyna w koszuli nocnej. Jej oczy były niebieskie. Stała tak i patrzyła się na niego a jej twarz powoli bielała. Otworzyła usta, lecz zamiast słów wylała się z nich krew. Dziewczyna upadła u stóp chłopaka a z jej pleców sterczał nóż.

Zza niej wychynął młody mężczyzna. Mógł być jej mężem lub bratem. Cedrik podniósł wzrok i spojrzał w wielkie źrenice tamtego. Mężczyzna uśmiechnął się i postąpił krok do przodu. Ced odwrócił się i w panice uciekł z powrotem na ulicę.



***

Biegł ścigany odgłosami miasta, które już nie było tak ciche. Zewsząd dochodziły go ryki, warkot i okropne wycia. Miasto obudziło się. Na dobre.

A on biegł ulicami zatykając sobie uszy i wyjąc opętańczo. Z jego oczu ciekły łzy.



***



Dopadł wreszcie jednego z kościołów. Jeśli gdzieś miało być spokojnie to właśnie tutaj. łkając przebiegł przez całą świątynię i znalazł wejście na dzwonnicę.

Wbiegł drewnianymi schodami na samą górę i legł na deski. Jego ciałem raz po raz wstrząsał konwulsyjny szloch. Kulił się w kącie starając się nie dopuścić do siebie dźwięków, które rozbrzmiewały w całym mieście. Okropnych dźwięków setek tysięcy mordów jakie się rozgrywały.



Nie spał przez całą noc trzęsąc się i gryząc palce aby nie krzyczeć. W ciemności, samotny i bezbronny słuchał. Słuchał, jak miasto umiera a z nim cały jego świat.



***



O piątej nad ranem zawyła syrena. Raz. Rozpaczliwie. Aby na zawsze zamilknąć zduszona ochrypłym wrzaskiem.

2
No to się zabieram za komentowanie, bo już dawno tego nie czyniłam.



A dlaczego Majowe popoludnie z dużej litery?


Panował chaos i gwar blisko czterdziestu głosów mieszając się ze sobą zagłuszał słowa nauczyciela stojącego przy tablicy.
Podzieliłabym to na dwa zdania. Kropka byłaby wtedy po słowie "glosów".


Daj spokój - Cedrik ze zniecierpliwieniem zamachał ręką- Masz zegarek, to sprawdź.
Po "ręką" kropka, potem spacja. Zresztą weź do ręki pierwszą lepszą powieść i zerknij jak to tam wygląda. To oszczędzi ci potem wielu minut poprawiania. Wiem coś o tym :| :P


- Nie chcę mi się. - na jego twarzy pojawił się paskudny uśmiech - Spytaj Alaka, bo chyba się mu nudzi.
"Na" koniecznie z dużej litery.


W samej rzeczy. Trzeci z przyjaciół siedział dwa stoliki przed nimi i kiwając się sennie na krześle czytał jakąś książkę.
A nie przypadkiem: "W rzeczy samej"? :wink:


Miał jasno-rude włosy i piegowatą twarz. Spojrzenie miał pogodne i spokojne, co odzwierciedlało jego charakter.
Powtórzenie.


Gdy tak szli szurając nogami i przypatrując się słonecznemu dniu, oraz mijanym po drodze, uśmiechniętym ludziom całe to zdarzenie wydawało się im tylko złym snem.
Widzę, że trochę kuleje u Ciebie interpunkcja. Po "ludziom" przecinek.


Kolejnym koszmarem wykreowanym wiedział, że przez najbliższe noce będą wszyscy skazani na koszmary, gdy ich przez wyobraźnię.
A cóż to za bezsens?


Wbiegł po schodach na drugie piętro kamienicy i otwarł drzwi.
Napisałabym raczej: "otworzył drzwi".


Cedrik zamarł rozwiązując buty.
Po "zamarł" przecinek.


No tak, zapomniał, że babcia tyle lat przepracowała w tym samym Liceum, do którego on chodzi.
Nie wiem z jakiej racji "liceum" jest z dużej litery.


Obok łóżka stała zawsze butelka wody. W nocy zawsze chciało mu się pić.
Powtórzenie" "zawsze".


Stała tak i patrzyła się na niego a jej twarz powoli bielała.
Jakoś mi to "bielała" nie pasuje. Raczej "bardziej pobladła" albo "bielsza".



Ok, to by było na tyle tych komentarzy. Było (sama się powtarzam :P ) oczywiście więcej błędów, ale te najbardziej rzuciły mi się w oczy.



I co tu rzec? :wink:

Widać już niestety na pierwszy rzut oka, że jest to trochę amatorszczyzna, tzn. przez te błędy i może trochę sztucznie, albo raczej niewprawnie skonstuowane zdania itp.

Mimo to, twój tekst mi się podobał, a co najważniejsze - zaciekawił mnie :)

Wydawał się w niektórych momentach trochę za bardzo krwawy (patrz: babcia rąbiąca tasakiem dziadka :twisted: ), ale to horror, więc uznaję, że tak powinno być. Dziwne to wszystko, tak ogólnie, ale jestem... na tak :wink: He, he :)

Nad stylem, interpunkcją itd. możesz jeszcze popracować, a właściwie - musisz popracować, jeśli chcesz osiągnąć coś naprawdę dobrego. Reszta jednak jest w porządku.



Pisz dalej! :)
Strona autorska: http://zalecka-wojtaszek.pl

Wsparcie dla pisarzy: http://www.gabinet-holistic.com/
Pracuję z pisarzami, którzy mają poczucie, że nie do końca wykorzystują swój czas i potencjał i nie realizują się tak, jak by chcieli. Pomagam im przezwyciężać przeszkody związane z procesem twórczym i śmiało dzielić się sobą ze światem.

3
Ha, dzięki...Skoro zaciekawiłem... jestem zadowolony :)

A błędy poprawie.

Hmm... Dobrze, że przynajmniej tą jedną opinię dostałem :)
Pisanie to życie a życie to zabawa

4
Skoro błędy poprawione, to dobrze.

A co do innych opinii, to cierpliwości, na pewno ktoś jeszcze skomentuje. Przecież dopiero wczoraj to zamieścileś na WM :wink:
Strona autorska: http://zalecka-wojtaszek.pl

Wsparcie dla pisarzy: http://www.gabinet-holistic.com/
Pracuję z pisarzami, którzy mają poczucie, że nie do końca wykorzystują swój czas i potencjał i nie realizują się tak, jak by chcieli. Pomagam im przezwyciężać przeszkody związane z procesem twórczym i śmiało dzielić się sobą ze światem.

6
Hmm... Jestem fanem opowiadań grozy. Nie zdziwisz się chyba, jeśli powiem, że pomysł mnie nie zaskoczył? Niestety czytając Twój tekst przypomniał mi się inny, o podobnej treści... ''Komórka'' Kinga. Dlaczego niestety? Cóż, King to King.

Ale dobra tam, ocenię w miarę obiektywnie :wink: . Całość czytało się przyjemnie, choć niekiedy trafiałem na jakieś nielogiczne, bądź dziwnie napisane zdanie. Dialogi mogą być, generalnie nie były jakąś superlatywom tekstu. Czego mi zabrakło? Chyba większego rozmachu, z tymi opisami akcji... Tak ogólnie może być.
,,Dovete adunque sapere,

come sono due generazioni da combattere...

Bisogna essere vople e leone .''

Nicolo Bernardo Machiavelli

7
Z bezwładnych nagle palców profesora Niedźwiedzia wysunęła się kreda i upadła na podłogę.


Tak właśnie psuje się klimat. Nie po kolei - wyobraź sobie sytuację. Facet upuścił kredę - później opisuj efekt, czy okoliczności. Nie zaczynaj od palców, bo one grają mnnajmniejszą rolę.


Kolejnym koszmarem wykreowanym wiedział, że przez najbliższe noce będą wszyscy skazani na koszmary, gdy ich przez wyobraźnię.
że, co?! Jak mogło Ci to umknąć?


Idąc w stronę domu Cedrik nie podejrzewał nawet jak szybko będzie żałował, że jednak nie cieszył się tym pięknym, majowym dniem.
Paskudztwo. Przeczytaj to na głos, sam się przekonasz.


Mówiąc to przygarnął ją do siebie i chciał pocałować. Dziewczyna naglę otwarła oczy.

- O kurwa. - Wyszeptał.

Chwilę później ulicami przetoczył się wrzask.
To wyszło fajnie. Literówka Ci się wkradała, poza tym tak powinno się kończyć akapity. Bardzo dobre.


Wyrywając się natrafił przez przypadek na lampkę, która zapaliła się i upadła na podłogę. Rozległ się odgłos tłuczonego szkła.


Wyobraź sobie taką scenę filmie. Najpierw odgłos, później wyjaśnienia.


Nie!. Pokój. Dywan. Podwinięty. Kurwa!


Ten sam kłopot. Kolejnosć. Jakby wiedział, że dywan jest podwinięty, nie zaliczyłby gleby.


Biegł ścigany odgłosami miasta, które już nie było tak ciche.


Aż się prosi o przecinek po "biegł".



Kłopociki z inerpunkcją. Jeśli załapiesz chwyt z kolejnością przekazywania obrazów, będzie coraz lepiej. Choć wieje klimatem "Komórki", czy innych opowieściach o zobie, podobało mi się. Zaraz przeczytam częsć drugą, tam powiem więcej o fabule.
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."

.....................................Wallace Stevens

8
<śpiewając sobie - "W oceanie tekstów płynę jak czółno">



Hmm, przeczytałem.

Początek mnie uderzył jak młotek poprzedniej nocy. W sumie to mocniej. Jest taki sztampowy, że aż poczułem się jakbym to już gdzieś czytał. Niektóre zdania swoją budową zasługują na tytuł "Babola miesiąca". Wybacz, ale przede wszystkim szczerość. Używasz dziwnego szyku momentami co utrudnia czytanie i każe wrócić lub zatrzymać się na chwilę czytelnikowi żeby pomyśleć o co chodzi autorowi. I te imiona. Boże. Wiem, że jestem nudny jeśli o to chodzi, ale dlaczego nie Piotr, Kasia, Marcin czy inna Daria czy Dagmara? Nie wiem czy łatwiej byłoby mi się utożsamić z bohaterem, ale przynajmniej wyglądałoby to lepiej według mnie. Zdarza ci się zapomnieć o kosmetycznych szczegółach jak spacja przed niektórymi znakami.


Alak uśmiechnął się drapieżnie.


Sory, ale według mnie lepiej nie używać takich zwrotów, gdyż brzmią śmiesznie.


Może i by go żałował, gdyby nie to, że ten cały chaos to była właśnie jego wina...W większości jego.

Pierwszym przewinieniem było to, że pozwolił im sobie wejść na głowę. Nie było by to nawet takie złe, gdyby tylko żył z nimi w przyjaźni.


To, to, to, to... Szczegół, ale muszę się przyczepić. Powoduje to zatrzymanie się co kilka wyrazów.

Wbiegł po schodach na drugie piętro kamienicy i otwarł drzwi.
Ja się tego nie czepiam, żeby nie było. Wiem, że jest to poprawne, ale "otwarł" pochodzi od wypychanego z mowy czasownika "odewrzeć", który trzyma się tylko w gwarach. Moim zdaniem, więc lepiej byłoby użyć "otworzył".



Ogólne wrażenia mieszane. Mnie też przypominało "Komórkę". W sumie stylowo było tak sobie, a ogólnie średnio.



Pozdro.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”