"Wolność" [dramat]

1
Dzień dobry!



Wrzucam tekst do oceny.



-----



Wolność



Na ziemi leżała szklana, zielona butelka z rozbitą szyjką, lekko przybrudzona. Mężczyzna schylił się z trudem z racji swego bólu pleców, podniósł ją i wrzucił do worka, pełnego innych podobnych butelek.

- Dżony, czy nie powinniśmy już wracać do ośrodka? – spytał go drugi, odrobinę niższy mężczyzna.

- Jeszcze nie, łysy, jeszcze nie. Znajdziemy jeszcze jedną i dopiero zadanie będzie wykonane.

Dżony był tęgim mężczyzną, o wystającym brzuchu, długiej siwej brodzie i zniszczonej, ziemistej cerze. Niósł worek pełen zużytych, pustych butelek.

- Spójrz, ile ich mam, łysy. – Powiedział, pokazując na worek, a potem wyjął z niego jeden ze swoich szklanych skarbów i zaczął go obracać w dłoni. Akurat zza chmur wyjrzało jesienne, ciepłe słońce i szkło zaczęło się mienić.

Obaj mężczyźni szli po trawie, patrząc uważnie pod nogi, wypatrując leżących tu butelek. Parę metrów dalej znajdował się śmietnik, a gdy mężczyźni zbliżyli się do niego, łysy zawołał:

- Popatrz, Dżony, jakie to jest piękne… W sam raz na ciebie. No, spójrz, założysz go i będzie pasował.

łysy pokazywał teraz palcem na leżący niedaleko śmietnika szary, paskowany garnitur. Dżony schylił się po raz kolejny tego dnia, po raz kolejny jęknął z bólu. Odgarnął z garnituru jesienne, żółto-pomarańczowe liście i uniósł go do góry. W jednym miejscu garnitur był podarty, a dziura była dosyć pokaźna.

- Masz rację, łysy, to jest na mój wzrost. Masz całkowitą rację… – Zamyślił się, po czym dodał: – Tym razem to się nazywa prawdziwe szczęście. Przez blisko połowę życia nie mam domu i przez cały ten czas najwyższej kilka razy przytrafiło mi się coś tak niezwykłego. Znaleźliśmy garnitur!



W ośrodku dla bezdomnych łóżka nie zawsze były wolne, ale nawet kiedy były, Dżony przychodził tam rzadko. Nie lubił być pod kuratelą opiekunów z ośrodka, bo uważał, że odbierają mu niezależność.

Tego dnia obaj mężczyźni wrócili do ośrodka z garniturem i z mnóstwem butelek. Dżony był zadowolony z tego, ile ich udało im się znaleźć do jego kolekcji. Wieczorem, przed lustrem w sali, gdzie ustawione były dwa rzędy łóżek, oglądał się w nowym stroju. Dziura w garniturze była akurat pod pachą tak, że kiedy szło się, nie machając rękami, nie było jej widać. Dżony odwracał się na lewo i prawo przed lustrem, chodził przed nim pewnym krokiem. Od dawna nie chodził tak wyprostowany, tak dumny z siebie. Jego długa broda zasłaniała miejsce, gdzie powinien być krawat, a była szara, zabrudzona koszula.

- Te, elegant, pokaż no się – krzyknął do Dżonego jeden z bezdomnych. Kilka osób zgromadziło się wokół mężczyzny w garniturze i zaczęli go oglądać.



Kolejnego dnia Dżony wybrał się na samotny spacer w swoim nowym garniturze. Od czasu do czasu zauważał na ziemi lśniące szkło, ale nie podnosił go, nie interesowało go już. Był dumny ze swego garnituru.

Pamiętał rozmowę o butelkach z łysym:

- Dlaczego je zbieramy…? Czy to, co robimy nie powinno służyć jakiemuś celowi? Jaki jest sens zbierać butelki?

- Najważniejsze, łysy, to żyć, żyć i cieszyć się życiem – odpowiedział Dżony. – Cieszyć się tym, że można wykonywać swoje codzienne prace. Reszta jest nieważna…

Dżony wiedział, że prędzej czy później wróci do zbierania butelek. Jednak dzisiaj nie było sensu tego robić. Dżony w swym garniturze szedł powoli chodnikiem, nie poruszając rękami i spoglądał na twarze mijanych ludzi. Chciał z nich odczytać, jakie wrażenie wywiera na nich jego garnitur. Chciał być podziwiany i czuł się akceptowanym. Czuł, że przez swój nowy wygląd ma prawo być akceptowanym.



Wiał chłodny, ale nie zimny, jesienny zefirek, delikatne, ciepłe słońce świeciło z nieba. Dżony z racji swego bólu pleców szedł odrobinę zgarbiony. Wtem nagle i bez zapowiedzi zaczął padać deszcz.

Dżony spacerował więc w deszczu, a woda ściekała mu po twarzy. Nie myślał o powrocie do ośrodka, ani gdziekolwiek, gdzie miało być teraz jego miejsce. Gdy do jego ciała przylegał przemoczony garnitur, nie chciał wracać do świata podporządkowania, świata rozkazów, wydawanych przez opiekunów z ośrodka. Był tu i teraz wolny, skacząc po kałużach. Czuł się jak dziecko, mimo że plecy zaczynały go boleć ze wzmożoną siłą. Czuł przyjemne orzeźwienie, gdy zimne krople deszczu uderzały go po twarzy.

Wtem, Dżonego zauważyły nastolatki z osiedla.

- Hej, pamiętasz go, tego w garniturze? – krzyknął jeden z nich, tak głośno, żeby Dżony słyszał.

- Nie, co z nim? – zapytał drugi wyrostek z osiedla.

- To żebrak, tyle że w garniturze. Spójrz na niego. Ale numer! żebrak w garniturze, skaczący po kałużach. Czegoś takiego jeszcze nie widziałem. Ale numer!

Dżony usłyszał nastolatków i przestał skakać. Widząc, jak podnoszą kamienie, miał ochotę uciekać. Kiedy pierwszy rzucony kamień uderzył go w skroń, nie pobiegł jednak. Postanowił zostać. Postanowił wybrać i wybrał nie ucieczkę, lecz pozostanie na miejscu. Z jego czoła sączyła się krew, a rana piekła go tym bardziej, że cały czas silnie padały na nią krople deszczu. Kolejne kamienie spadały na Dżonego. Ale on chciał zostać. Czuł, że ma prawo zostać. Kamienie raniły jego twarz, uderzały go w klatkę piersiową. Jakiś kamień ranił go w oko.

Ale Dżony czuł, że ma prawo zostać.

2
 Cześć pawels87!





 Przeanalizowałem już kawałek tekstu; jak na razie nie natrafiłem na żadne nieścisłości. Jedyne co mam (nie wiem, czy winienem mieć) do zarzucenia to zdanie"...wrócili do ośrodka z garniturem i z mnóstwem butelek(...)", gdzie preferowałbym korektę poprzez usunięcie "z" sprzed wyrazu "mnóstwem". Kolejno "...był zadowolony z tego, ile ich udało im się znaleźć do jego kolekcji(...)", które stanowi no... niezbyt udaną konstrukcję. Warto lekko skorygować na np. ogarniała go fala radości z powodu poszerzenia kolekcji butelek. W każdym razie, coś w tym stylu.


Jego długa broda zasłaniała miejsce, gdzie powinien być krawat, a była szara, zabrudzona koszula(...)
Hę? Nie do końca zrozumiałem nawet kilkakrotnie powtarzając to zdanie.



  śledząc dalej natrafiam na takie oto cuuuś: "- Te, elegant, pokaż no się – krzyknął do Dżonego jeden z bezdomnych(...)" Tu radziłbym Ci wykluczenie określenia podmiotu, bowiem wynika to z kontekstu. Kilka osób zgromadziło się wokół mężczyzny w garniturze i zaczęli go oglądać(...) A może by tak drobne ulepszenie? Czy kilka osób zgromadziło się wokół mężczyzny w garniturze bacznie mu się przyglądając nie brzmi lepiej?

"...ale nie podnosił go, nie interesowało go już" zmień na: ale nie podniósł go, nie stanowiło jego zainteresowania.





  Tekst, który nam zaprezentowałeś, jak dla mnie nie jest aż tak dramatyczny. Oczekiwałem czegoś lepszego (nie wiem czemu). Styl pisania masz dobry, przyzwoity to już na pewno. No cóż.

  Wbrew wszystkiemu nie zawiodłem się, nie wpędziłeś mnie w kompleksy itd. Powiem szczerze, naprawdę - podobało mi się. Co mogę dodać? Do następnego razu chłopie!
Najtrudniej nauczyć się tego, że nawet głupcy mają czasami rację. – Winston Churchill

3
Co ja mogę powiedzieć?

Również spodziewałem się nieco większego dramatyzmu.

Pojawiła się tylko iskierka.

Palenisko muszę rozpalić sam w głowie.

Szkoda.



Nie mam nic do zarzucenia. Na szukanie błędów jestem zbyt zmęczony, więc niech pozostanie na tym, że nie jest źle.

Gdybyś wprowadził nieco bardziej w czytelnika w historię, pozwolił zaprzyjaźnić się z bohaterem byłoby lepiej. W tym momencie jego los jest mi obojętny. Zabili go? Zdarza się.

Re akacja powinna być inna, zupełnie inna.

Z pewnością wiesz o co mi chodzi.

Poćwicz działanie na emocjach czytelnika i wtedy wróć z dramatem.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

4
Właśnie, głównym problemem tego tekstu, jest błąd autora - czyli twój. Wszystko byłoby ok, gdybyś bardziej zaprzyjaźnił czytelnika z bohaterem. Bardziej udramatyzował ten "dramat".

W chwili obecnej los bezdomnego jest mi obojętny, powinieneś zagrać na emocjach czytelnika.



Jeśli chodzi o styl i warsztat jest dobrze. Błędów niewiele i nieduże - głównie drobne potknięcia stylistyczne, podobne do tych, wymienionych przez Richarda.

Reasumując, podobało mi się, ale i tak powinieneś to poprawić.



pozdrawiam
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”