Jak zmotywować sprawiedliwego? [Miniaturka]

1
Miniaturka do której postanowiłem dodać szczyptę przemówienia.





 Kierowca prowadzący niebieskie volvo sprawnym ruchem zmienił pasu ruchu i skierował się na podziemny parking, który był integralną częścią Central Shop Jeans . Krople deszczu przestały rozbryzgiwać się na przedniej szybie. Pochmurna i deszczowa pogoda została zmieniła się na suchy i dobrze oświetlony parking. Leonardo Grish. Takie nazwisko przedstawiała plakietka przyczepiona do munduru na wysokości piersi.

Leonardo Grish, Służba do walki z terroryzmem.

Mężczyzna skręcił tuż za jednym ze stropów podtrzymujących konstrukcję i zatrzymał samochód. Poprawił się w fotelu, po czym zgasił silnik i wyciągnął kluczyki ze stacyjki. W pełni świadom jak długi wieczór go czeka, zabrał ze sobą – wbrew regułom – książkę. Bo kto wytrzymałby siedząc kilka godzin w jednej pozycji, przy tym wpatrując się w pustą ścianę? Na pewno nie agent Grish. Na razie jednak książka pozostawała w schowku.



 Wysoka kobieta o siwiejących włosach i ostro zarysowanych kościach policzkowych podeszła do samochodu. Grish, naciskając odpowiedni przycisk uchylił boczną szybę. – Co jest Margaret? – zapytał.

– Od wczoraj nic się nie zmieniło – oznajmiła kobieta. Leonardo zauważył jak porusza kącikami ust. Jednak żywi do mnie sympatię, pomyślał.

 – Gdzie ekipa?

Grish splótł dłonie i wyłamał palce.

 – Powinni zaraz tu być – oznajmił.

 – Rozumiem, że za każdym razem będą zjawiać się zaraz za tobą?

 – Kochana, wyczuwam ironie?

 – Kochany, skądże! – urwała. Pochyliła się ku szybie; ich oczy spotkały się mniej więcej na tym samym poziomie. – Do ciebie jestem jak najbardziej pozytywnie nastawiona.

 Mężczyzna poruszył ustami jakby w geście desperacji; nie miał dokąd uciekać. Wcale nie chciał. Delikatnie przygładził włosy i spojrzał w wewnętrzne lusterko.

 – Spójrz za siebie, skarbie – rzucił.



 Nieoznakowany transporter pojawił się w polu widoku. Bardzo powoli pokonał dystans dzielący go od samochodu, w którym znajdował się Leonardo Grish, po czym zaparkował kila metrów dalej. Wyszedł z niego stary mężczyzna, zupełnie łysy z kilkudniowym zarostem, ubrany w kurtkę z widniejącym z tyłu dużym napisem AATC . Otworzył tylne drzwi furgonetki po czym wszedł do środka i zatrzasnął je z hukiem.

 – Zaczyna się – wtrącił Grish zapalając papierosa.

 – Właśnie widzę… może mnie poczęstujesz?



 W środku transportera ten sam mężczyzna, którego przed chwilą widział Leonardo Grish usiadł naprzeciwko pięciu zamaskowanych agentów mającym za kilka chwil przeprowadzić akcje uwolnienia zakładników oraz likwidacji zagrożenia jakie stwarzali terroryści. Wyprostował nogi i starał się przyjąć postawę wybitnego mówcy.

 – Panowie! – rozpoczął dosyć ambitnie. – Nie jesteście już dziećmi i wiecie na co stać tych religijnych wariatów, wierzących w istotę swojego zbawienia poprzez pozbawienie życia siebie i osób nam bliskich. Prosta robota. Znacie procedury. Wchodzicie, czyścicie, wychodzicie! Jednak apeluje; wśród zakładników jest mój siostrzeniec. Nie mam najmniejszego zamiaru słuchać lamentu siostry, że mogłem zrobić to lepiej, wybrać lepszych ludzi i tym podobnych. Rozumiecie mnie, prawda? Dlaczego wybrałem Was? Na miłość boską – jesteście najlepszymi z najlepszych.

Przypomnijcie sobie początki; przypomnijcie mróz na jakim przyszło walczyć; przypomnijcie chwile, kiedy zwyciężaliście.


Nie ma mocy (słyszycie mnie, nie?), nie ma takiej siły, żeby te marności nad marnościami wyrządziły komukolwiek ze zniewolonych krzywdę! Postarajcie się! – przerwał by złapać tchu.



 – Gdy wyjdziecie z tego samochodu nie pozwólcie sobie na moment nieuwagi czy dekoncentracji! Dobrze wiecie, że to może spartaczyć całą robotę. Biegnijcie w pełni skoncentrowani. Rozwalcie drzwi, wrzućcie cuchnący gaz i jeśli będzie trzeba pozostawcie resztki ich mózgu na ścianach! Jesteście jedyną nadzieją, zarówno moją, jak i tych, którzy są przetrzymywani tam na górze… „ [...] samotność nie jest naszym przeznaczeniem, a samych siebie poznajemy tylko wtedy, kiedy możemy się przejrzeć w oczach innych ludzi”.

Gdzieś w tej nieudolnej Ameryce, przed telewizorem zasiadają ojcowie, matki i córki. Zaciskając pięści, uderzając nimi w stół mając nadzieję (być może ostatnią), że agencja ich macierzystego kraju pomoże zakładnikom. Jestem pewien, że jesteście gotowi tak, jak ja jestem gotów. Podnieście swoje tyłki i pokażcie kto tu rządzi! Czarnuchy oplatające się kilogramami ładunków wybuchowych, czy „żołnierze Ojczyzny” rozwalający ich puste łby?

Gdybym miał wybierać pomiędzy swoim życiem, a życiem drugiego człowieka… uratowałbym zarówno jego, jak i siebie. Dziś stajecie przed identycznym wyborem. życie albo śmierć! Chciałem zacytować fragment z Biblii, ale myślę, że każdy z Was – pomijając fakt robienia w spodnie – właśnie odmawia dziesiątek różańca.

Panowie! Za kogo umierał Chrystus na drzewie krzyża? To Jemu zawdzięczacie to, że możecie spoglądać w moje piękne oczy, czuć mój świeży oddech i w ogóle mnie dotykać. Tylko zbyt wiele sobie nie wyobrażajcie – ekipa parsknęła śmiechem. – Albert, Don, William, Bruny, Thomas… jesteście mi jak dzieci, których nigdy nie miałem! – otarł łzę spływającą po policzku.

 – Zatem do dzieła wojownicy światła! Byliście niemowlakami, by stać się prawdziwymi mężczyznami. Teraz stańcie się mężami światłości, by być wzorowymi śmiertelnikami.



Agenci znajdujący się w furgonetce wymienili spojrzenia. Każdy z nich wiedział na co się gotuje; każdy był gotowy. Nikt jak oni (pomijając lekarzy) nie wiedział więcej co do kwestii ratowania ludzkiego życia. Przemawiający mężczyzna otworzył drzwi i wypuścił każdego z nich po kolei. Gdy ostatni, Don Green gotował się do wyjścia złapał go za ramię i powiedział:

 – Tylko mi tego nie schrzańcie Donny, tylko nie schrzańcie.



 Piątka mężczyzn gotowych oddać swoje życie w służbie innych ruszyła w kierunku schodów. Akcja rozpoczęła się na dobre. Leonardo Grish rozsiadł się wygodnie zagłębiając się w lekturę, a Margaret rozkoszowała się smakiem papierosów.
Najtrudniej nauczyć się tego, że nawet głupcy mają czasami rację. – Winston Churchill

2
"Pochmurna i deszczowa pogoda została zmieniła się na suchy i dobrze oświetlony parking."

teraz powiedz mi, co tu jest nie tak :)







"Takie nazwisko przedstawiała plakietka przyczepiona do munduru na wysokości piersi."

moze byc w innym miejscu?

pewnie tak, ja swoja nosze przyczepiona... nie powiem gdzie.

glupot sie czepiam.



"...wierzących w istotę swojego zbawienia poprzez pozbawienie życia..."

nie lubie blisko siebie podobnie brzmiacych slow.





ale gadka motywacyjna bohatera! piekna! serio!





"Za kogo umierał Chrystus na drzewie krzyża?"

to mi wyjasnij, prosze, bo takiego sformulowania nie kumam.





"Gdy ostatni, Don Green gotował się do wyjścia złapał go za ramię i powiedział..."

gdy ostani ale co? wiem, ze gdy ostatni wyszedl, to tylko uwaga, ze dziura sie zrobila.





deczko interpunkcja siada ale to sie kazdemu zdarza, wiec tragedii z tego nie robie.





ogolnie tekst mnie wciagnal! bardzo!

to zadne slodzenie ale nie potrafie przeanalizowac tekstu tak, jak robia to inni.

zdecydowanie lepiej i wartosc tychze opinii jest bardziej miarodajna.

Dodane po 33 minutach:

"Gdy ostatni, Don Green gotował się do wyjścia złapał go za ramię i powiedział..."

juz rozumiem!!!!

nie zalapalam za pierwszym razem.wstyd mi.

no ale moze skoro nie zajarzylam, to cos tu mozna poprawic? :)

bo jakos nadal mi to nie lezy.

przecinki, zaimki, czy cos.
"czas nie leczy ran tylko przyzwyczaja do bolu"

3
"Gdy ostatni, Don Green, gotował się do wyjścia". :)

Tak poprawić by należało.

Bądź też, co preferuję:

"Gdy ostatni - Don Green - gotował się do wyjścia".



Jeśli o chodzi o całość tekstu, nie czuję się odpowiednią osobą do oceny z technicznego punktu widzenia. W moim własnym zaś odczuciu mowa, która, jak mniemam, miała być główną osią miniatury, była zbyt patetyczna, zbyt podniosła. I to, niestety, w sposób nieudany, przez co jest po prostu śmieszna.

Nie poczułem, czytając, jakiegoś drgnięcia serca, uczucia melancholii, czy łezki w kąciku oka. To nie ironia - lubię dobrze skonstruowany patos w sensownych dawkach. Ale, niestety, nie tu.

4
Hmm... Taką dawkę patosu trawię tylko w fantasy, a i to nie zawsze :) Poza tym, szczerze mówiąc, nie wiem o czym to jest (oczywiście nie wszystko musi być o czymś :P ) i po co zostało napisane... Nie leży mi. Przepraszam, może po prostu czegoś nie łapię ;/
Ludzkość wymyśliła wiele sposobów samobójstwa. Ci, którzy próbują uśmiercić swoje ciało, znieważają boskie przykazania na równi z tymi, którzy próbują uśmiercić swoją duszę, choć zbrodnia tych ostatnich jest mniej widoczna dla ludzkich oczu.

5
A jak dialogi? Pomijając oczywiście fakt... "przemówienia".
Najtrudniej nauczyć się tego, że nawet głupcy mają czasami rację. – Winston Churchill

6
mnie pasuja.

zwiezle i sensowne.



nie wiem jednak jak je ocenic tak dokladnie.





koncowka to piekne podsumowanie.

zgrabnie zamyka tekst.
"czas nie leczy ran tylko przyzwyczaja do bolu"

7
Dziekuje MC.



Widzę, że mocno się angażujesz. Nie ma to jak zmotywowana (i w pełni o tym świadoma) kobieta :)))
Najtrudniej nauczyć się tego, że nawet głupcy mają czasami rację. – Winston Churchill

8
staram sie ale...



jest tu kilka osob, ktorych opinie maja znaczenie.

ich oceny sa wiarygodne.

znaja sie na rzeczy ot co.

przyznam, ze podpatrujac ich rozbieranie tekstow na czesci, sama dochodze do pewnych przemyslen.

tekst nie staje sie juz wylacznie do czytania.

da sie czasem w cudzym tekscie cos wychwycic ale nie w takim stopniu, jak to ma miejsce tutaj.



ja w temacie dopiero raczkuje.

ale jezeli w dobra strone kieruje swoje nieporadne kroki, to juz jakis plus.

jednak odwagi nie mam wcinac sie tam, gdzie konkretne osoby komentuja tekst.

unikam smiesznosci.

staram sie tez wybierac teksty hmmm... moze nie takie trudne; albo inaczej - te, ktore do mnie przemawiaja i jestem w stanie je zrozumiec.



ciezko tak sluchac z pelna powaga mojego zdania i mu wierzyc, kiedy sama prozy nie pisze :cry:

kto wie, moze...





wybaczcie spam.
"czas nie leczy ran tylko przyzwyczaja do bolu"

9
<patrzy z ukosa na tą dyskusję, potem ciężko wzdycha i kręci głową> Boziu... <mówi cicho i macha na to ręką>

Krótkie to jest, więc... Bój się :P




Kierowca prowadzący niebieskie volvo sprawnym ruchem zmienił pasu ruchu

Pochmurna i deszczowa pogoda została zmieniła się na suchy i dobrze oświetlony parking.
O_o widzimy co jest nie tak?


Służba do walki z terroryzmem.
ja tam się nie znam na organizacjach ale to jakaś brzydka nazwa jest


tuż za jednym ze stropów podtrzymujących konstrukcję
ten strop mi tam nie pasuje... bo mi się strop kojarzy z czymś na górze. Tak na samej górze. Wiki potwierdza moje obawy. Mógł skręcić za słupem <strop przenosi obciążenie na słup>.


Grish splótł dłonie i wyłamał palce.
zaiste dziwny ma zwyczaj. Tak się mówi? "wylamał"?




 Nieoznakowany transporter pojawił się w polu widoku.
pole widoku dla mnie brzmi dziwnie



czasem robisz dziwne spacje przed kropkami


pięciu zamaskowanych agentów mającym
mających!


– Panowie! – rozpoczął dosyć ambitnie.
dlaczego dosyć ambitnie?


Nie jesteście już dziećmi i wiecie na co stać tych religijnych wariatów, wierzących w istotę swojego zbawienia poprzez pozbawienie życia siebie i osób nam bliskich. Prosta robota.
długie zdanie, krótkie zdanie. Dziwnie :P <chodzi mi o to jak to brzmi, to długie zdanie mi się nie podoba >


Przypomnijcie sobie początki; przypomnijcie mróz na jakim przyszło walczyć; przypomnijcie chwile, kiedy zwyciężaliście.
czyste zuo O_o

Nie ma mocy (słyszycie mnie, nie?), nie ma takiej siły, żeby te marności nad marnościami wyrządziły komukolwiek ze zniewolonych krzywdę!
jak tam było czyste to tu jest krystalicznie czyste zuo





<odpuszcza sobie resztę tego przemówienia... musi>

<ale wyłapała to:>


Thomas… jesteście mi jak dzieci, których nigdy nie miałem! – otarł łzę spływającą po policzku.
eee... ee... e... Nie! temu mówię stanowcze NIE! <poza tym w tym przypadku "otarł" dużą literą>

Nikt jak oni (pomijając lekarzy) nie wiedział więcej co do kwestii ratowania ludzkiego życia.
Nikt inny nie wiedział więcej w kwestii...



dużo "każdego"


życie w służbie innych
chyba innym?





No, więc...

Brakuje kilku przecinków, kilka powtórzeń, no i te grzechy powyżej.

Szczerze mówiąc nie zainteresowało mnie. Dialog na początku psuły mi "przypisy autora" a przemówienie sprawiło, że miałam ochotę rzucić to wszystko i wrócić do "kryminalnych zagadek" <właśnie są w TV>

Ja też lubię przemycać patos <zuo! O_O> ale tutaj aż od niego kipi i to w niezbyt zjadliwym opakowaniu. Jakoś nie widzę jak ktoś wygłasza coś takiego przed akcją. Widzę zestresowanych ludzi, którzy tak się boją, że nie mają siły mówić a tu... łaaa <przegląda> taaaka mowa.



Jakoś nie w moim guście. Cały tekst opiera się na tej mowie a mowa sama w sobie... pominęłam ją :P Więc jestem na Nie. Sorki ale wierzę, że będzie lepiej :P





Pozdrawiam serdecznie :)
"It is perfectly monstrous the way people go about, nowadays, saying things against one behind one's back that are absolutely and entirely true."

"It is only fair to tell you frankly that I am fearfully extravagant."
O. Wilde

(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.

10
Czytam i rozbieram.


Kierowca prowadzący niebieskie volvo sprawnym ruchem zmienił pasu ruchu
Ten ruch tutaj źle wygląda... w ogóle, wiem o co chodzi, ale ta zmiana pasa, powinna wynikać z prowadzenia pojazdu...


skierował się na podziemny parking,
Skierował samochód... bo te się brzydko wygląda i psuje ogólny wydźwięk zdania.


Pochmurna i deszczowa pogoda została zmieniła się na suchy i dobrze oświetlony parking. Leonardo Grish.
Tutaj jest błąd edycji. W ogóle pogoda nie zmieniła się, tylko otoczenie, więc może to miałeś na myśli?


Mężczyzna skręcił tuż za jednym ze stropów podtrzymujących konstrukcję
Szedł po suficie? Stropy są na suficie, a filary pomiędzy sufitem a podłożem i za nimi można skręcić :D


Powinni zaraz tu być – oznajmił.
Wczesniej też użyłeś oznajmił. Tutaj pasowałoby, odparł.



Czy ci agenci, to jacyś antyterroryści? Jeżeli tak, to przemowa tego typu, furgon itd to bardzo filmowe rozwiązanie, ale dalekie do prawdy.



i jeszcze to zdanie:
Akcja rozpoczęła się na dobre. Leonardo Grish rozsiadł się wygodnie zagłębiając się w lekturę, a Margaret rozkoszowała się smakiem papierosów.


Przeczytałem tekst również w wersji bez przemówienia. średni - nie widzę żadnego zawiązania, akcji... twistu...
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott

   Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
   — Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
   — Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
   — Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”