(Umieszczam drugi fragment „Alicji”. Myślę, że sprawdziłem go dość dokładnie. Dużo namęczyłem się przy poprawkach dialogów i świadomie zrezygnowałem z opisów na rzecz właśnie sprawnego skonstruowania rozmowy. Opis burzy, pustego skalistego klifu przewyższał moje możliwości…
„Powrót” jest tytułem tylko dla potrzeb Weryfikatorium.
Skorzystałem z dwóch wierszy Rudyard’a Kipling’a z tomu dla dzieci „Takie sobie bajeczki” i trochę ryzykownie wykorzystałem imię Gaspode przynależne bohaterowi Terry’ego Pratchett’a. Zapraszam, czekam na ocenę i mam nadzieję, że komuś się spodoba.)
Patrzyliśmy jak wzburzone Morze pochłania resztki naszego kutra.
- No i po ptaszkach… - Gaspode splunął na ziemię. - Jak teraz zamierzasz wrócić, Ginsberg?
Nie odpowiedziałem. Gadający kot wyciągnął z kieszeni sztormiaka coś, co wyglądało na resztki paczki papierosów.
- Zostawiłem pod koją cały karton… - Mruknął.
- Pomyśl o czymś przyjemnym, gadający kocie. – Powiedziałem. Staliśmy na jakimś klifie, trzęśliśmy się z zimna i patrzyliśmy na wzburzone Morze.
- Gaspode. Ja mam imię, Ginsberg. – Powiedział twardo i cisnął pomiętą paczkę przed siebie. Uśmiechnął się.
- Wiedziałem... - Tryumfował gadający kot. - Przyznaj, że nie miałeś pomysłu na podróż!
Kiwnąłem głową.
- To rodzaj... ucieczki, Ginsberg?
- Nie wiem, Gaspode. Naprawdę nie wiem. Pewnego dnia poczułem taką ochotę. żałujesz?
Popatrzyłem na niego. Był moim jedynym przyjacielem.
- Jeszcze nie wiem. To może być ciekawe. Koty są silne, a ja jestem najsilniejszym z kotów. Mało jest rzeczy, które mogą nas złamać, a jeszcze mniej takich, które potrafią nas zabić, Ginsberg.
Popatrzył na niebo.
- Powinniśmy wtedy zmienić kurs. Ominęlibyśmy ją.
- Po co? – Zapytałem.
- Burza się zbliża, Ginsberg, a ja nie chcę zmoknąć…
Usiadł na twardej, skalnej powierzchni naszego klifu i podrapał się za uchem tylną łapą.
- Widzisz, Ginsberg? To ważne dla kota, by nie zmoknąć. Koty to szlachetne zwierzęta. Przeglądają się często w lustrach i kiedy widzą siebie z mokrym futrem, popadają w depresję. A kot w depresji to, uwierz mi, niezbyt ciekawa rzecz. Wyglądamy wtedy głupio, Ginsberg.
- Głupio zrobiłem zabierając w taką podróż gadającego kota.
- Gaspode! – Parsknął. – Ja mam imię, Ginsberg!
Musiałem uchylić się przed rzuconym przez niego kawałkiem skały.
- Podobno umiesz śpiewać. – Powiedziałem z uśmiechem.
- Każdy kot umie śpiewać, Ginsberg.
- Zaśpiewaj coś.
- Dobrze. To stara piosenka.
Pochylił głowę jakby przypominał dawno nie słyszane słowa, po czym zaczął:
„Nie znany mi Brazylii brzeg
Ni Amazonka – rzeka,
A statki „Magdalena”, „Don”
Płyną, gdy chcą, daleko!
Co tydzień statki z Southampton
Mkną, białe, poprzez wody,
Fale kołyszą je do Rio –
(W dal do Rio! W dal do Rio!)
I mnie się marzy: w dal do Rio –
Dziś, póki jestem młody!
Nie znany mi jaguar – zwierz,
Nie znam się z Armadillem –
I jego zbroi nie poznam też,
I jego sztuk, o ile
Nie pomknę w dal, aż do Rio,
Po dziwne te przygody,
W dal do Rio! W dal do Rio –
Wreszcie naprawdę w dal do Rio.
Ach, chciałbym płynąc w dal do Rio
Dziś, póki jestem młody!”
- Po co, Ginsberg?
Otworzyłem oczy.
- Co po co?
- Po co one zadają te zagadki?
- To chyba rodzaj zabawy. Wiesz… Burze nie mają zbyt wiele rozrywek.
- Czyżby burze nie miały nic innego do roboty?
I zastanowił się nad czymś głęboko. Nic nie mówiłem, bo nie chciałem mu przeszkadzać. Po chwili podniósł głowę, wskazał mnie łapą i powiedział:
- Ja wiem, o co chodzi, Ginsberg. Chodzi o ludzką wrażliwość. Będziesz walczył z burzą na zagadki, aby pokazać światu, że człowiek jest silniejszy od świata. Liczysz na książkę, albo choćby na pieśń o sobie. żeby ludzie śpiewali! Ha ha ha!!! To rodzaj hołdu złożonego człowieczeństwu, prawda?!
- A wy, koty, nie śpiewacie o swoich bohaterach? - Zapytałem z uśmiechem.
- Tylko, że my nie jesteśmy pasywni. Nie czekamy na cios, żeby go odeprzeć. Atakujemy pierwsi, a potem czekamy, co się dalej stanie. Zapaliłbym papierosa…
- Widzisz tę chmurę, Gaspode?
Popatrzył we wskazanym przeze mnie kierunku. Wiał coraz silniejszy wiatr. Raz po raz niebo rozjaśniało się błyskawicami i deszcz przybierał na sile.
- Jeśli wygramy, dostaniesz tyle papierosów, ile tylko być chciał.
Nie kłamałem. Burze potrafiły być bardzo hojne. Gaspode uśmiechnął się i popatrzył na mnie.
- A ty co dostaniesz, Ginsberg?
Nie odpowiedziałem. Patrzyłem na coraz ciemniejsze niebo. Wyprostowałem się. Sina, ogromna chmura była już nad nami. Kot przyjrzał mi się uważnie i niepewnie podniósł się z ziemi. Obaj nie mogliśmy oderwać wzroku od nadchodzącego żywiołu.
- A swoją drogą, czuję jakiś rodzaj przyjemności towarzysząc ci podczas tej walki. – Powiedział drżącym głosem.
- Nic nie mów, bo jeszcze się nie zaczęło. Już za chwilę będziesz myślał inaczej, gadający kocie...
- Gaspode… Mam na imię Gaspode…
Zamilkliśmy. Niebo i cały świat przeszył grzmot o takiej sile, że spod naszych stóp posypały się kamienie.
- Ja nie chcę, Ginsberg! – Wrzeszczał kot próbują przebić się przez huk burzy.– Tyle przede mną jeszcze!
- Nie narzekaj! Koty żyją przecież dziewięć razy! Nic ci się nie stanie! – śmiałem się.
- A co jak nie odpowiemy, albo odpowiemy błędnie?!
- Zginiemy! Chyba zginiemy!
Gaspode popatrzył na mnie i wbił mi pazury w policzek.
- Tylko ani słowa innym kotom. Jak dowiedzą się, że pomagam człowiekowi, wydrapią mi oczy!
- Wtedy ty będziesz mógł wydrapać moje, Gaspode.
Nagle wszystko ucichło. Wiatr przestał wiać, a ulewa zamieniła się w ciepłą mżawkę. Chmura popatrzyła na mnie i, miałem wrażenie, jakby nad czymś się zastanawiała. A potem powoli, błyskawicami, grzmotami i nagłymi podmuchami wiatru określiła swoje warunki turnieju. Zgodziliśmy się do jednego. Wszystko jest dozwolone…
Widziałem jak Gaspode drży ze strachu.
- Weź mnie za łapę, Ginsberg. Pobawię się w przestraszone dziecko, albo w kochankę, co?! Tylko sobie nic nie myśl! Skoro ona się dobrze bawi, my też możemy. Prawda?!
- Nie masz ochoty, żeby coś zaśpiewać? Wiesz… Może trochę ją udobruchamy…
- Trudne słowo, Ginsberg. Spróbuję.
Gadający kot zamknął oczy, przełknął resztki wilgotnego strachu i zaśpiewał”
„Kiedy luki okrętu zmierzchną w wiatru podmuchach
I mórz zieleń odbiją nam mroczną,
Kiedy okręt – uf – pnie się (a niepewny jest w ruchach),
Kiedy w wazę do zupy okrętowy wpadł kucharz,
Kiedy kufry ślizgawkę rozpoczną,
Kiedy to na podłodze widzisz wzgórek: Nianię,
A Mama, choć ją prosisz, mówi, że nie wstanie,
Kiedy was nikt nie zbudzi, nie odszuka spodni,
Wiedzcie (jeśli nie wiecie) – tu jest niezawodnie:
Pięćdziesiąt stopni szerokości północnej,
Czterdzieści – długości zachodniej…”
A potem usłyszeliśmy zagadkę.
Właściwie nie była to zagadka. Zobaczyliśmy przed oczami ciąg mglistych obrazów zmieniających się jak w …
- Jak w kalejdoskopie, co, Ginsberg?
- Tak…
- Jakie to piękne…
Jak w fotoplastikonie pojawiały się obrazy nieznanych nam miejsc i zdarzeń. Kobieta próbująca podnieść z ziemi brązową parasolkę. Dziecko, chyba chłopczyk, klęczący przy kałuży i przyglądający się żabie. Grube, stalowe liny przerzucone nad taflą brudnej wody. Znów kobieta… Och, jaka piękna! Ma czerwoną sukienkę i pochyla się nad studnią. Mężczyzna w kapeluszu z szerokim rondem wystukujący fajkę o podeszwę. Przeogromny transatlantyk wpływający do jakiegoś portu. Tysiące ludzi machających chorągiewkami na powitanie statku. Deszcz? Konfetti? Zmoknięty kot siedzący na relingu…
- A nie mówiłem, Ginsberg? Zmoknięci wyglądamy głupio!
Obrazy po chwili stawały się coraz mniej wyraźne, żeby po chwili zniknąć zupełnie. I nagle człowiek i kot patrzyli zafascynowani tylko na przejaśniające się niebo.
- Odeszła? – Zapytał Gaspode, kiedy chwilę potem siedzieliśmy już na skalnym podłożu.
- Nie. Wróci. Dała nam czas na rozwiązanie.
- No i co?! – Niecierpliwił się.
- No i nic. Mamy chwilę, żeby pomyśleć.
- Mogę zapalić? Myślisz, że burza się nie wkur… tego… no…nie zdenerwuje? To znaczy czy nerw jej nie strzeli?
- Nie mam pojęcia. Poza tym przecież nie masz papierosów, kocie.
- Gaspode… - poprawił mnie cicho, po czym dodał gwałtownie – Myślisz, Ginsberg?
- Staram się.
- Może ci zaśpiewać?
- Nie. To by za bardzo mnie rozproszyło.
- To może… - rozejrzał się wkoło, jakby sprawdzał, czy w pobliży nie spaceruje jakiś szpiegujący dachowiec.
- Co?
- …Może zamruczę. Podobno to koi.
Zaśmiałem się głośno, co bardzo go zirytowało.
- Gdybyś był tak łaskaw i przypomniał mi treść zagadki, to może trochę bym ci pomógł.
- Co mówiłeś, Gaspode?
- że… Chciałem tylko ci przypomnieć, że chodzi tu o moją głowę, której stracić nie chcę. Nawet mimo tego, że żyję dziewięć razy. Więc bądź tak łaskaw i przypomnij mi treść zagadki.
- Nie trzeba.
Wstałem.
- Jak to nie trzeba?! – Gaspode stanął przede mną jakby chciał podrapać mnie po twarzy.
- Znam odpowiedź.
- Co?!
- Znam odpowiedź. To Powrót. Tak brzmi odpowiedź.
- Powrót?
- Tak.
- …
Spojrzałem na przeogromną chmurę daleko na horyzoncie, przyłożyłem dłonie do ust i krzyknąłem .
- To Powrót!!! Następnym razem wymyśl coś trudniejszego!!!
W oddali zagrzmiało. ale daleki huk nie wydawał się już tak groźny. Uśmiechnąłem się ale intuicyjnie spojrzałem na Gaspode. Przytulił się do ziemi i nastroszył sierść, ale żył. I ja żyłem. Niepewnie podniósł głowę, popatrzył na mnie, potem na siebie i kichnął.
- Rzucam palenie, Ginsberg… - Powiedział cicho. - Nie ma co. Taki stres… Słowo, że wolałbym być teraz na dachu i polować na wróble niż grać z burzą w zagadki…
- Co się martwisz, kocie? Wygraliśmy pierwszą rundę. Teraz nasza kolej.
- Nie mogę… Strasznie dużo mnie to kosztuje…
- Teraz możesz zaśpiewać.
-W życiu!!! Sam sobie śpiewaj. Ja nawet nuty z siebie nie wydobędę dopóki sierść mi na grzbiecie nie opadnie! Ożesz!!! – Kot wpił się pazurami w moje ramię.
Z nieba, na koci łeb i wreszcie na skalne podłoże naszego klifu sfrunął karton egipskich papierosów.
Zaśmiałem się głośno. I Gaspode się śmiał!. Objęliśmy się mocno i patrzyliśmy przez łzy na świat, który zostawiliśmy. Wystarczyło się jednak odwrócić, by spojrzeć na świat, który nas czeka.
- Wreszcie wróciłem do Alicji.
Poszliśmy w dół klifu.
Ja Ginsberg i mój towarzysz Gaspode!
Dodane po 29 minutach:
"- Jeśli wygramy, dostaniesz tyle papierosów, ile tylko być chciał.) wybaczcie, nie zapamiętałem po jakichś poprawkach. Ma być: "- Jeśli wygramy, dostaniesz tyle papierosów, ile tylko zechcesz."
Dodane po 34 minutach:
Teraz widzę, że jednak trochę błędów jest. Kurde...
2
Nie wiem, mi by bardziej pasowało "tyle jeszcze przede mną" ale to kosmetyczne poprawkiTyle przede mną jeszcze!
dwukropek, jakiś błąd się wkradł
zaśpiewał”

zrobiłabym znak zapytania po zamruczę- …Może zamruczę. Podobno to koi.

przed "jakby" przecinek? <ale ja tam się nie znam>
Gaspode stanął przede mną jakby chciał podrapać mnie po twarzy.
Dużo "ale" i czemu przed jednym jest przecinek a przed drugim nie?Uśmiechnąłem się ale intuicyjnie spojrzałem na Gaspode. Przytulił się do ziemi i nastroszył sierść, ale żył.

tu też chyba jakiegoś przecinka brakujeZ nieba, na koci łeb i wreszcie na skalne podłoże naszego klifu sfrunął karton egipskich papierosów.
Pomysł:
właściwie, to ja nie wiem, o czym to jest <dystraktory niezależne ode mnie działają> ale mi się podoba

Mam jakąś taką słabość do mówiących kotów i ludzi, którzy zapominają o imieniu i zwracają się do innych: "gadający kocie". No, i bitwa z burzą?

Wykonanie:
Niezłe

Na początku trochę się gubiłam w imionach. Trzeba wziąć pod uwagę, że wśród czytelników są blondynki, dodatkowo obciążone rozpraszaczami. Z początku myślałam też, że dialogi są dziwne(szybko porzuciłam tą tezę) ale te po prostu pasują

Ja jestem absolutnie na Tak
( i to wcale nie dlatego, że mogę ci mówić Krzyś

Jakoś tak... bajkowo

Pozdrawiam serdecznie

"It is perfectly monstrous the way people go about, nowadays, saying things against one behind one's back that are absolutely and entirely true."
"It is only fair to tell you frankly that I am fearfully extravagant."
O. Wilde
(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.
"It is only fair to tell you frankly that I am fearfully extravagant."
O. Wilde
(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.
3
Hmm, w sumie to nie wiem co mam rzec.
Czytając to czułem się nieco zamotasupłany, więc wiele mogło mnie ominąć.
Niepotrzebnie stawiasz trzy wykrzykniki, nie rób tego. Jeden wystarczy.
Jak stwierdziła Arrianna postawiłeś na dialogi i chyba nie był to chybiony pomysł. Czuję, że gdybyś zaczął wszystko dokładnie opisywać znudziłbym się po chwili. Przynajmniej we wczorajszym stanie jakim się znajdowałem.
Kilka potknięć wymieniła Arrianna, ja się powstrzymam, nie czuję się dzisiaj na siłach. Wybacz.
W sumie to czytało się dobrze. Przez chwilę sądziłem, że zacytowane wiersze psują trochę tempo opowiadania, ale nie jest tak źle.
Jest ok.
Czytając to czułem się nieco zamotasupłany, więc wiele mogło mnie ominąć.
Niepotrzebnie stawiasz trzy wykrzykniki, nie rób tego. Jeden wystarczy.
Jak stwierdziła Arrianna postawiłeś na dialogi i chyba nie był to chybiony pomysł. Czuję, że gdybyś zaczął wszystko dokładnie opisywać znudziłbym się po chwili. Przynajmniej we wczorajszym stanie jakim się znajdowałem.
Kilka potknięć wymieniła Arrianna, ja się powstrzymam, nie czuję się dzisiaj na siłach. Wybacz.
W sumie to czytało się dobrze. Przez chwilę sądziłem, że zacytowane wiersze psują trochę tempo opowiadania, ale nie jest tak źle.
Jest ok.
Po to upadamy żeby powstać.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.