Manifex (surrealistyczne sf/obyczaj)

1
W Manifexie mieszkam od zawsze. Tu się urodziłem, tu pracuję i zapewne umrę tutaj, bo mamy ogromny cmentarz. To idealne miejsce do umierania. Na pięć milionów trupów. Zakontraktowany. Wykonany. Szczycą się nim. Nie pamiętam nawet ile kosztował. Każdy się składał. Po ile to było? Po piętnaście funtów chyba. Uzbierało się i jest. Pięć milionów miejsc. Ileś tam hektarów gnijącego truchła. Gdzieś musi gnić. Właśnie wyszedłem z Zamku. Cholernie tłoczna ulica. Nienawidzę jej. Trzeba te dwanaście godzin mozolnej służby odwalić. Mundurowy ma tu szacunek. Sobota dzisiaj. Zajdę chyba do herbaciarni. Popiję, popatrzę, może ktoś złamie przepis. Muszę wystawiać co najmniej dziesięć mandatów dziennie bo stracę premię. Kaczki w stawie za głośno. Ale ich nie mogę ukarać. Ale są obserwatorzy. Trzeba podejść. No panie. Proszę nakarmić kaczki. Jak to nie ma pan chleba? To kupić proszę, piekarnia jest po drugiej stronie. Co to za bezczynne patrzenie, twoim wzrokiem się mają najeść? Posłuchał. Nici z mandatu. Mogłem od razu wlepić, ale za dobre serce mam. Idę do herbaciarni. Co za przyjemny chłód. Trzeba sobie klapnąć. Nie za dużo i nie za mało tych ludzi. Palą. Wszystko w normie. Oho, jeden nie pali. Podejdę jak skończę. A jak będzie chciał wyjść przede mną to go zatrzymam. Chyba nie będę musiał pałować? Szkoda by było tak przy wszystkich. Aaa… wypiszę teraz, na kolanie. Kelner! Dołączysz tamtemu niepalącemu panu razem z rachunkiem, dobrze? Dziękuję. Dobra ta herbata. Gorzka. Ekspresowa. Tylko funt. Za lepszą płaci się trzy. A już za tą całkiem dobrą pięć. O no jak to tak. Zaraz sprawdzę. Herbata, herbata, herbata, herbata, tu też herbata, i tam także. Proszę pana! Tak, do pana mówię. Wszyscy piją herbatę, nie może pan zamówić soku. Nie dyskutujemy. Absolutnie. Mandat? Proszę bardzo. Sto funtów. Za co? Za jajco, by pan tyle nie gadał to by było pięćdziesiąt. Ale nie. My długi język mamy. Ktoś go panu utnie. Zobaczy pan. A teraz proszę się stąd zabierać. Tak. Spokojnie. Już po sprawie. Delektujcie się swoimi herbatami za funta, trzy albo pięć. Ta za funta nie jest zła. Polecam bardzo.

10:13. Idealna pora. Eh, taka godzina to tylko w herbaciarni. Tak wpółdo wyjdę i poszukam kolejnych denatów. Wydaje się wszystko w porządku. Mało przestępstw w takich miejscach. Dopiero dwóch mam. Choć jak na tą porę to dużo. Do dwudziestej na pewno będzie komplet. Twarde krzesło. Ciekawe z czego. Może by tak się przyczepić? Szkoda fatygi. Spokojnie tu zawsze, miło. Tylko twardo troszkę. Czas iść. Przechodzę próg herbaciarni wynurzając się na szary, popękany chodnik. Mogliby to naprawić. Przecież się złożymy. Drzewa już robią się niebieskie. W końcu jesień idzie. Wolę zimę. Ale śniegu z roku na rok mniej. Klimat się załamuje. Pulli pojechał. Pewnie dostał znów wezwanie do rodziny Marconi. Będę w Zamku to zostawię zgłoszenie o ten chodnik. Ktoś się bije pod straganem. Słusznie. Ludzie muszą sobie sami wymierzać sprawiedliwość. Ja jestem od banałów. Dlaczego? Bo diabeł tkwi w szczegółach. Nikt na nie nie patrzy. Każdy duży problem sam się musi rozwiązać, jeśli zadbano o detale. A małżeństwa się rozpadają przez głupie kłótnie. Albo Polska. Za dużo wieprzowiny miała. Tyle co nie powinna. I koniec, nie ma. A po co ja mam zęba stracić, albo nos złamać? Co se mają do powiedzenia to sobie pięścią wyperswadują. Tak jest po bożemu. Oko za oko. Ząb za ząb. Czego tu chcieć? Toż to raj jest. Widzę żula. Panie kloszardzie, co pan tam ma? Proszę mi to dać. Denaturat? Dlaczego owinięty papierem? Tak nie wolno. Nie ma się czego wstydzić, nikt panu za to nic nie zrobi, ale mandat musze wypisać za ten papier. Dziesięć funtów. Trochę złomu pan sprzeda i zapłaci. Dobrze, dobrze, masz tu pan dychę, ale mandat weź. Musze wyrobić dniówkę, niech będzie moja strata.

Teraz tylko się obejrzeć za siebie. Ktoś widział? Chyba nie. Ale nigdy nie wiadomo. Donosicielstwo jest tu na porządku dziennym. Nierzadko osiąga też wysokie ceny. Nawet za takiego kogoś jak ja, inni mogą zapłacić ładne pieniądze. Komukolwiek. Pijaczkowi, dzieciakowi na rowerze, albo komuś, kto dzień i noc obserwuje sytuacje które mogą przynieść mu dochód. Teraz muszę zajść do Zamku. Zajmie mi to jakieś dwadzieścia minut. Wieści roznoszą się błyskawicznie, będę więc wiedział już kiedy dojdę. Nikt nie będzie niczego ukrywał, w końcu, jak to aktualny prezydent powiedział: „Mam dość kłamstw moich poprzedników. Będę mówił prawdę, bo jestem od nich lepszy. Więc mówię. Nie obiecam drzew kokosowych, bo tu nie wyrosną. Nie wyrosną też banany ani papaje. Od dziś będziecie oszukiwani jawnie. Okradnę was. Tego możecie być pewni.” Tak samo i ja zostanę o donosie poinformowany, prosto w twarz. Może nawet powiedzą mi, kto zadenuncjował. I tak nie zdążę się zemścić. Cholera. Wezwanie do rodziny Marconi. Czyżby Pulli tak długo się z nimi użerał?

Wchodzę do kamienicy. śmierdzi. śmietniki pootwierane, nikt ich nie opróżnia, wokół stosy gnijących gówien. Marconi mieszkają na drugim piętrze. Nasze wizyty to prawie codzienność. Na ogół kradną prąd nieizolowanymi kablami. Nie może do nich dotrzeć, że muszę być izolowane. Trzeba czasem wyciągnąć pałkę i przejechać po nerkach. Dzieci zaczynają płakać, matka dostaje pięścią w nos, a za dwa lub trzy dni znów donos i kolejna patologia rodzinna z naszym udziałem. Już się przyzwyczaiłem. Ich dzieci urosną i będą nie nawidzieć policjantów. Ci ze slumsów nas nie lubią. A przecież chodzi tylko o te głupie kable, żeby ktoś nie stanął przypadkiem. Wciągam się powoli po tych schodach. Zawsze leży na nich jakieś ścierwo. Nierzadko przy piwnicy siedzi jakiś ćpun ze strzykawką w łokciu. Albo udzie… różnie bywa, czasem zrostów jest tyle, że dają sobie w tętnicę. Ale to rzadko. Na ogół dochodzą do wniosku, że lepszy będzie strzał śmierci. Warto takiego kopnąć zawsze, podkuli się, powie dzień dobry i będzie uważał, żeby nie zarazić jakiejś dziewczynki. Choć i tak matki przychodzą co dzień skarżąc się, że jakiś złamany chuj raczył wydymać ich śliczną córeczkę. Na HIV lek wymyślili. Ale go nie sprzedają. Stwierdzili, że lepiej jak umrą. Generalnie mają głęboko tam gdzie słońce nie dochodzi to, że nie tylko narkomani chorują, że ci narkomani czasem gwałcą i zarażają. A nawet, że czasami i w szpitalu się zdarza przenieść wirus. Lepiej zgeneralizować, będzie szybciej, mniej myślenia. Stoję pod drzwiami. Nawet nie ma żadnej tabliczki. żeby chociaż numer. Też nie. Niepotrzebny wydatek. A alkohol nie jest tani przecież. Naciskam klamkę. Drzwi nie są zamknięte. Stojąc w przedpokoju słyszę krzyki, to rozmowa, tutaj tak ona właśnie wygląda. Każdy się wydziera. Teraz jestem już w pokoju. Pulli siedzi na fotelu, jest związany. Tak słabo go przeszkolili? A może dał zwieść się rutynie, znał ich tyle lat. Nie podejrzewał. Tak. Na pewno. Pan Marconi trzyma mu nóż przy gardle. Matka stoi ze strzelbą przy piecu. Dzieci bawią się w drugim pokoju. Pewnie rodzice im kazali. Raczej nie wiedzą co się kroi. Panie Marconi. Spokojnie, proszę odłożyć nóż, zaraz wyjaśnimy sprawę. Znowu poszło o kable? Teraz słyszę: - Wypierdalaj psie. Nie twoja rzecz. Zarżnę tego służbistę, ty też chcesz? Powiedział, że napisze do urzędu, dzieci chce nam skurwiel zabrać. Zabije go, przysięgam rozkurwie tego sukinkota. – nóż przesuwa się po gardle, wypływa krew. Dużo krwi. Pulli trzęsie się, podskakuje, podryguje, nie wiem jak to nazwać. Chwytam za pistolet. Strzał.

Dzielnicowy Ed Martins dnia 27 września o godzinie 11:39 zginął na służbie podczas interwencji w domu rodziny Marconi. Miał 43 lata. Zostawił żonę. Bezdzietny.
Tych wszystkich którzy upajają się zgiełkiem mass mediów, kretyńskim uśmiechem reklamy, zaniedbaniem przyrody, brakiem dyskrecji wyniesionym do rzędu cnót, należy nazwac kolaborantami nowoczesności.

2
Bardzo chciałam doczytac to do końca, bardzo...

Ujrzałam wielką plamę tekstu, bez graficznego składu i ładu. Literki były jak mrówki - biegały przed moimi oczami. Wciąż potykałam się o krótkie, ostre zdania, grzmiące wielkie litery.

Bogowie, mimo, że tekst ten zapowiadał się interesująco, mimo, że uwierzyłam dobrej narracji, nie dałam rady.

Zrób coś z wyglądem i rytmem. To by się dobrze mówiło, ale oko, nie ucho i widok bloku liter męczy czytacza.



Ps. Narracja w 1os. i do tego dobra - rzadkośc.
Sprzeczne sprzeczności są podniecające. Taki mały zabieg a cieszy.

3
wpółdo
mamy cię!


Wydaje się wszystko w porządku
hm. może inny szyk?


nie nawidzieć
znowu cię mamy.



tyle sieczki z mojej strony.



strasznie rwane - za dużo kropek, za mało przecinków (również tam, gdzie być powinny). wprawdzie potem jest trochę lepiej pod tym względem, ale może odstraszać. powiedziałabym, że to właściwie główna wada tekstu. jeśli część zdań połączyć ze sobą, czyta się jednak nienajgorzej. narracja pierwszoosobowa zgrabna i wiarygodna, pasuje do cynicznego gliny. chociaż nie przepadam za takimi monologami i "strumieniami myśli", tu nie są to jakieś oderwane wątki, tylko budują w miarę spójną całość. ponura wizja świata również mi się podoba.



trochę nie rozumiem ostatniej informacji. ed to narrator, tak? czy to nadal on mówi, czy też to fragment jakiejś notatki policyjnej? jeśli zginął, to skąd wiadomo, o czym myślał?
"każdy ma u mnie szansę - to naprawdę nie moja wina, że tak wielu ją marnuje"



Obrazek

4
Tzn tak, akapity gdzies wcielo, jak pisalem w wordzie to podzielilem to i owo a jak wrzucilem na forum to gdzies mi ucieklo, tzn w sumie widac ze jest oddzielone gdzie nie gdzie

Dla wyjasnienia - narrator to Ed, na koncu jest notatka sluzbowa ktora pewnie powinienem jakos inaczej zaznaczyc ale sek w tym ze nie wiem jak, a to co wczesniej to jego jakby prywatny pamietnik ze sluzby
Tych wszystkich którzy upajają się zgiełkiem mass mediów, kretyńskim uśmiechem reklamy, zaniedbaniem przyrody, brakiem dyskrecji wyniesionym do rzędu cnót, należy nazwac kolaborantami nowoczesności.

5
więc skoro w pamiętniku opisuje interwencję u marconich, podczas której zginął, to coś tu zgrzyta. pisał ten pamiętnik wykrwawiając się na podłodze?
"każdy ma u mnie szansę - to naprawdę nie moja wina, że tak wielu ją marnuje"



Obrazek

6
i tu jest taki maly szkopul :P zamysl moj taki jest ze dopisal on to po smierci, wiem brzmi dziwnie, ale czemu ma nie byc dziwnie :P wiem ze nie jest to w tekscie wytlumaczone ale tez jak to zrobic... skoro pisze w pierwszej osobie... chociaz moze i powinienem jakos... raczej sie nikt nie domysli sam :P
Tych wszystkich którzy upajają się zgiełkiem mass mediów, kretyńskim uśmiechem reklamy, zaniedbaniem przyrody, brakiem dyskrecji wyniesionym do rzędu cnót, należy nazwac kolaborantami nowoczesności.

7
Bardzo ciekawe - to moje pierwsze wrażenie.

Dotychczas nie czytałam niczego podobnego więc to już ogromny plus dla Ciebie.



Jest trochę drobnych błędów, czasem brak przecinka.



świat, który stworzyłeś bardzo mnie zaintrygował, ale brakuje mi jakiegokolwiek opisu. Akcja prowadzona jest bardzo warto, krótkie zdania szybko prowadzą mnie śladami policjanta, ale nie wiem co się dzieje dookoła niego. Zaspokój trochę ciekawość czytelnika.

Szkoda też, że nie zagłębiłeś się bardziej w problem tej rodziny, w sytuację w państwie.



Dobrze, ale mógłbyś to jeszcze ulepszyć.
[img]http://www.odliczamy.pl/lech/500/obraz.png[/img]

8
Podobało mnie się! :D Ciekawy świat, fajny klimat i udana narracja w 1 os., a to rzadkość. Dobra, krótka forma. Nie lubię, gdy w niedługich tekstach autor atakuje nas masą informacji o wykreowanym przez siebie uniwersum. W tym wypadku mamy opowiedzianą historyjkę, przy której poznawaniu, poznajemy też świat. Jaki dokładnie jest ten świat, skąd i dokąd zmierza - to dla historyjki nieistotne! Ważne, że pozostawia wrażenie, iż ten świat (uff, ale powtórzeń :) ) istniał przed tym jak poznaliśmy Eda i będzie istniał po tym jak skończymy czytać ową historyjkę.



Co do końca - myślę, że wystarczy tylko tą notatkę wyraźniej od tekstu oddzielić + może kursywa.
Ludzkość wymyśliła wiele sposobów samobójstwa. Ci, którzy próbują uśmiercić swoje ciało, znieważają boskie przykazania na równi z tymi, którzy próbują uśmiercić swoją duszę, choć zbrodnia tych ostatnich jest mniej widoczna dla ludzkich oczu.

9
No to czas na moją (nad)interpretację. Bohaterem targa sprzeczność- z jednej strony jest zagubiony w dziwacznym, futurystycznym świecie którego nie rozumie, z drugiej zaś jest (do końca) sprawnie działającym trybem systemu, mechanicznie realizującym program - po prostu jest swego rodzaju maszyną. Potwierdza to sposób relacjonowania zdarzeń- proste, krótkie i rwane zdania nadają światu przedstawionemu surowy rytm, bezduszny, aczkolwiek budzący zaniepokojenie. Jak na surrealizm za mało tu poezji, w ogóle jej nie ma, nie ma więc surrealizmu jak dla mnie (i w tym, konkretnym przypadku to chyba dobrze). Nie podzielam opinii przedmówców, że warto wkleić jakiś opis czy coś dopowiedzieć- to zburzyłoby specyfikę tego tekstu.

P.S. Nie zmieniaj też zapisu zakończenia- tak jak jest, jest dobrze. Chyba wszyscy co doczytali, zrozumieli o co chodzi, a przejście od narracji pierwszoosobowej do tej notki dobrze wpisuje się w całość.
- Nie skazują małych dziewczynek na krzesło elektryczne, prawda?
- Jak to nie? Mają tam takie małe niebieskie krzesełka dla małych chłopców... i takie małe różowe dla dziewczynek.

10
Dość dobrze napisana miniaturka, utrzymujesz się w przyjętej konwencji. Tu nie potrzeba żadnych interpretacji, wszystko podane na widelcu. Realistyczny tok myślenia bohatera, proste sytuacje, nieskomplikowane i łatwe do przewidzenia zakończenie.



Tak naprawdę frapuje mnie myśl, że ów gliniarz wcale nie musiał przebywać w futurystycznej rzeczywistości, że to nie jest sf. Czytając, widziałem go w paru zakątkach miasta..., i bardzo łatwo mogę sobie wyobrazić, co by się działo w jego głowie. Właśnie coś takiego.

Nie dostrzegam w opku surrealizmu, raczej ironiczny realizm.



Trzymaj się!

11
Podoba mi się pomysł. Ciekawa dawka absurdu, niestandardowe wykonanie. Przyznaję, że z początku czytało się ciężko, ale jakoś się przyzwyczaiłam. Gdybyś używał dłuższych zdań, zgubiła by się specyfika tekstu.



Ja bym jednak wydzieliła akapity, bo naprawdę oczopląsu można dostać :)
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."

.....................................Wallace Stevens
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”