Flexi time (lekka groteska, humoreska? cos w tych okolicach)

1
Anton przebudził się właśnie. Przepracował sporą część nocy. Zasnął pewnie gdzieś w okolicach czwartej godziny. Teraz mały, srebrny budzik wskazywał godzinę dziewiątą. ów zegarek dostał jako łapówkę w zamian za przyśpieszenie wykonania pewnej formalności. Rozmiary prezentu nie były jednak w stanie znacząco przyspieszyć wspomnianej procedury. Tak czy siak, była niedziela, a to znaczyło, że pracy nie ma. Można iść do domu. Obejrzeć jakąś głupią komedię, albo film familijny i wypić browara nie martwiąc się, że w pracy ktoś wyczuje alkohol. Przynajmniej nie stracił dwudziestu pięciu groszy na gumę do żucia.

Cóż więc było zrobić. Tylko wstać i zmierzać w stronę domu. Przejść kilka ulic, powiedzieć dzień dobry paru osobom i po sprawie. Noc spędził na fotelu, a przyznać trzeba, że nie jest to mebel szczególnie uprzyjemniający spanie. Zdecydowanie bardziej nadaje się do tego łóżko. Trudno jednak wymagać, aby w biurze było łóżko, bo i po co>? Nikt normalny nie spędza nocy w pracy, chyba, że jest pracoholikiem. Suma summarum był fotel i dwa krzesła. Więc Anton wstał i wcale nie przyszło mu to łatwo. Rozejrzał się pobierze (He, jakby nigdy go nie widział), dopił kawę, która była zimna, wszak zrobiona dobrych parę godzin temu. Następnie założył marynarkę. W jego mniemaniu były to ostatnie chwile w biurze. Ale nie ma tak dobrze. Podszedł do drzwi. Klamka się zbuntowała, drzwi nie zostały otwarte. „Ktoś zamknął je na klucz! Cholera, nie wyjdę.” – Pomyślał sobie. Zajrzał do kieszeni, ale nie miał tam kluczy. Spokojnie, jest telefon… właściwie, co z tego, że jest. I tak nie zna żadnych numerów, bo wszystkie połączenia przekierowuje do niego sekretarka. Każdy zna numer na policję, ale, po co od razu tyle szumu robić… Kilka różnych opcji przewinęło mu się przez głowę, większość bezsensownych. Kto mógł wykręcić taki numer? Komu zależało, aby zamknąć pospolitego urzędnika w jego biurze? To musi być spisek. Tak. To na pewno spisek i na pewno Niemcy! Co robić, co robić, może ktoś tu zaraz przyjdzie mnie zabić? Cholera, trzeba uciekać. No tak, niedziela, ani jednej żywej duszy w całym budynku, przyjdą, zastrzelą, nikt nie usłyszy. Zimne ciało znajdą dzień później. Sprawcy zdążą zatrzeć wszystkie ślady i uciec. Nikt nie będzie im przeszkadzał. No naprawdę nieciekawa sprawa. Zastanów się, myśl, myśl do cholery! Rusz ten swój łeb! Monotonna biurowa praca (w której potrzebna jest rutyna bo inaczej człowiek by przy niej umarł) zrobiła swoje. Teraz ciężej uruchomić myślenie, a stawka tu wysoka, o ludzkie życie chodzi. Trzeba wybić okno i skakać, ale zaraz to czwarte piętro… bankowo coś sobie połamię, ale co lepsze – parę złamanych kości czy śmierć? W gruncie rzeczy to jeszcze nie tak wysoko, może się udać, ewentualnie zejść po rynnie! Tak! To jest to. Geniusz z ciebie Anton, geniusz w czystej postaci, w końcu ci się te szare komórki rozgrzały, jesteśmy uratowani(bohater i ja, narrator. A myślicie, że co. Nie martwię się? Do jasnej cholery, jak zginie bohater to i ja długo tu nie zabawię). No więc chwyta krzesło i sruu! Poszła szyba, nie zdążyli wymienić na plastiki bo byłoby ciężej. Paru przechodniów spojrzało z zaciekawieniem w górę, ale nie żeby wezwać policję, albo co, skądże znowu. Będą tylko stać i się gapić, a jak gość spadnie to jękną chóralnie „ooo!” (coś w stylu kibiców na meczu, jak piłkarz przestrzeli). Czas nagli Anton! Właź na parapet i chwytaj tą rynnę. O! Posłuchał mnie. Dobrze, teraz tylko nie patrzeć w dół, mocno trzymaj i będzie dobrze. Oho, jakiś przechodzień wyciąga komórkę. Zaraz pewnie straż przyjedzie. No, no uważaj Anton! No co ty robisz?! Zabić się chcesz? Ześlizgnął się trochę, na szczęście nie puścił rury, ale sobie na pewno trochę łapy pokaleczył. Przynajmniej zyskał parę metrów. Jesteś coraz bliżej, powoli, spokojnie. Aj! Nie, nie, wiedziałem… Już po ptakach. Trochę niżej niż drugie piętro. Prosto na plecki, kręgosłup poszedł jak nic, a pewnie nie tylko on. Anton, Anton… a mówiłem powoli…

* * *

Anton za sprawą poklepywanego ramienia, przebudził się.

- Nie śpij! Chcesz, żeby szef zauważył? – To powiedziała blondwłosa współpracownica Antona. Miała zielone oczy, a to się rzadko trafiało przy tym kolorze włosów. Miała niestety taki naiwny charakter, że wszystkim pomagała i wszystkich kryła.

- Ale miałem sen, mówię ci, no okropny. Ktoś mnie zamknął w jakimś biurze i musiałem przez okno skakać, kręgosłup sobie łamać… - tutaj miał kontynuować opowieść o swym tragicznym śnie, niestety przerwało mu dwóch uzbrojonych mężczyzn, żądając opróżnienia kas.

* * *

PS od narratora:

Ale jaja, nieźle mnie zrobili. Myślałem, że to koniec bohatera i przy okazji mnie. No, bo jak gość łamie sobie kręgosłup to co tu dalej szukać… jestem takim narratorem, że nie lubię tematów ze strefy okołoszpitalnej. A tu masz babo placek – to tylko jego sen. I było stresować narratora? Nie można by tak uprzedzić? Więcej się nie dam namówić temu autorowi. Właściwie to, w której ja osobie jestem, co? Może mi ktoś wyjaśni, bo raz każą mówić tak, raz inaczej, świra można dostać. Będę w pralni u ojca pracował, tam nie będzie tyle nerwów.



PS od autora:

Jak narrator rzekł tak i zrobił. Był to niestety jego błąd. Pralnię ojca odwiedziła mafia, żądając haraczu i prania pieniędzy raz w miesiącu. Ponadto musieli przechowywać heroinę w pudełkach po proszku. Nie trzeba wspominać, że wiąże się to z ciągłym ryzykiem i stresem. W myśl narratora – „masz babo placek” – ktoś życzliwy doniósł, wpadło FBI z tymi od narkotyków, a może mają ich u siebie, nie wiem. W każdym razie narrator i jego ojciec poszli do paki, początkowo za domniemany handel narkotykami, a później jak się okazało za współpracę z mafią. A było narratorze ze mną zostać?
Tych wszystkich którzy upajają się zgiełkiem mass mediów, kretyńskim uśmiechem reklamy, zaniedbaniem przyrody, brakiem dyskrecji wyniesionym do rzędu cnót, należy nazwac kolaborantami nowoczesności.

2
Ani groteska, ani humoreska. Zresztą mniejsza o szufladki, to zwyczajnie nie jest specjalnie śmieszne. Możliwe że nasze poczucie humoru rozmija się mocno, ale sądzę raczej, że to wina przyciężkiej, nieco chaotycznej narracji. I mizernego pomysłu - gość zdrzemnął się w robocie, coś sobie uroił, skoczył przez okno... Zdarza się. Potem okazało się, że śnił. Dobra. Może teraz stanie się coś ciekawego? Niestety, końcowa próba konfrontacji narratora i autora, wychodzi sztucznie, sprawia wrażenie wykoncypowano ad hoc, dla zaintrygowania za wszelką cenę czytelnika.

Widziałem znacznie lepsze tekst Twojego autorstwa. Co zresztą jest normalne - nikt nie pisze samych arcydzieł, czasem wpada się w ślepą uliczkę.



Trzymaj się!

3
Popieram Jacka. Nic interesującego, błędy bywały (brakujące przecinki, zły zapis dialogu w jednym czy dwóch miejscach), łączenie narratora i bohatera jest jakimś pomysłem, tutaj się faktycznie nie sprawdziło, okazało wysilone. Cały tekst typu "pitu-pitu" o niczym, a że nie broni go także styl... Cóż, do zapomnienia i do czasu napisania czegoś lepszego.



Trzymam za Ciebie kciuki i pozdrawiam.
"Tymczasem zaś trzymajcie się ciepło i bądźcie dla siebie dobrzy".

Przedmowa - list do Czytelnika z "Zielonej mili" Stephena Kinga.



"Zawsze wiedziałem, że jestem cholernie wyjątkowy".

Damon Albarn
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”