"Zaczarowana klatka" [fantastyka] fragment

1
To początek opowiadania, które napisałam 3 lata temu, kiedy inaczej patrzyłam na świat. Teraz piszę chyba inaczej, ale chciałabym, żebyście je ocenili.



***

Burza to magiczne zjawisko. Sama w sobie jest niezwykłym obrazem, lecz naznacza sobą również czas oczekiwania i pozostałości. Każda inna niż poprzednia. Pozornie niczym się nie różniąca. Najpiękniej burza wygląda na równinie. Tajemniczy moment oczekiwania. Każda cząstka świata spina się i tężeje, wiatr stopniowo przyspiesza drażniąc skórę świata. Słychać huk. Z niewielkim opóźnieniem pojawia się pierwszy błysk. Potem drugi, trzeci, czwarty… aż przestajemy liczyć. Robi się jasno jak za dnia. W oddali dostrzegamy dziwną ścianę, która zbliża się do nas. Przyglądamy się jej z zaciekawieniem dopóki nie dotrze do nas, że to deszcz, fala deszczu. Jak pędzący potwór niebezpiecznie zbliża się przed nasze twarze zalewając je kroplami wody. Razem

z naturą chłoniemy każdą cząstkę wilgoci, przyglądając się scenie dramatu nad naszymi głowami. Wydaje się jakby świat się skończył, jakbyśmy zostali sami, obdarzeni zaszczytem widza ostatniego aktu życia. Powoli wszystko zwalnia. Mniej błysków, przestaje padać, uspokaja się wiatr. Nastaje moment pozostałości. Wszystko nasiąknięte wodą czerpie na zaś pozostawione krople. W idealnej ciszy, zaczynamy słyszeć jak świat pije… Bo nigdy nie wiadomo czy to nie ostatni deszcz. Deszcz, który daje życie.



***

Przez las nasączony zapachem burzy szła jasnowłosa dziewczyna. Wydawało się, że jest w transie. Tańczyła między drzewami, śpiewając. Dotykała roślin, zapamiętywała zapach, kolor, smak powietrza. Niewinna i piękna oddawała całą siebie na poznanie. Chciała odejść ponad świat, zobaczyć i poznać coś więcej.

Nie zauważyła, że w ślad za nią, ukrywając się za pniami drzew, podążały czarne oczy. Błyszczące w nich niesforne chochliki były zarówno przyciągające jak i straszne. Postać otoczona cieniem poruszała się bezszelestnie. Jej stopy pewnie podążały między roślinami, omijając najmłodsze, świeże pędy i odnajdując bezpieczne miejsce.

Dziewczyna nadal nieobecnie podążała lasem, nieświadoma obecności kogokolwiek. Mimo, że poruszała się lekko i z gracją, pod jej stopami umierały maleńkie, niezauważalne istnienia. Z każdym jej zabójczym ruchem, nos tajemniczego towarzysza marszczył się z niesmakiem. W pewnym momencie prawie aż krzyknął, kiedy leśna tancerka prawie zgniotła gniazdo ptasiej rodziny. Pochód jednak wciąż trwał. Nieświadoma dziewczyna nadal tańczyła jak zaczarowana, a oczy szpiega śledziły każdy jej ruch.

Po następnych chwilach, kiedy taniec wydawał się zmierzać ku finałowi, tajemniczy szpieg znudził się obserwacją i z wielką nonszalancją, jak gdyby był towarzyszem tancerki, dołączył do niej.

- Fiorkou! – tancerka odskoczyła zmieszana – Co ty wyprawiasz?! Jak możesz mnie tak straszyć! Jak ty się tu… Jak mogłeś mnie śledzić!

Teraz kiedy szpieg stanął w pełnym świetle można było opisać każdy rys jego twarzy, każdą część stroju. Był to młody, przystojny mężczyzna, odziany wprawdzie w dość zniszczone szaty, lecz z materiałów

z najwyższej półki. Irak – istota pochodząca z Doffer - jedyna bliska zwierzętom bardziej niż ludziom. Jego twarz ozdobiona zawadiackim uśmiechem zdawała się wyrażać mimikę bliską dwornianemu pajacowi. Jednak wprawiony obserwator zauważyłby, że to jedynie maska, ukrywająca miliony uwag i przemyśleń.

- Och, Piękna Pani… - szpieg skłonił się jak przystało na teatralnego aktora – Racz darować urazy jakie przez próżność zraniły twe serce. Jam zwykły prostak, zważ na to ma pani i nie osądzaj pochopnie. Wybaczysz przestrach, O! Pani Artremis… którym ja, błazen w ciebie uderzył. Wybaczysz…? – ujął rękę dziewczyny

i upadł na kolana.

Artremis spojrzała na niego z politowaniem i wyrywając z jego dłoni swoją przewróciła iraka.

- Daruj sobie te parodię. Właściwie dobrze, że tu jesteś. Gdybyś mi nie przerwał nigdy nie wróciłabym do domu, a ojciec zapewne już się niecierpliwi. Idziesz? – zapytała i ruszyła przez las.

- A myślisz, że po co wlekłbym się taki kawał za tobą? – Fiorkou oczyścił szatę i poszedł w ślad za dziewczyną.

Szli tak w milczeniu kilkanaście minut, omijając coraz rzadziej rosnące drzewa. Artremis uwolniona już od transu, poruszała się dumnie, wyprostowana z brodą podniesioną lekko do góry. Teraz nie traktowała świata jak tajemnicy, której trzeba się nauczyć, lecz jak coś, co jest jej obojętne, jak coś, co nie zasługuje aby ją otaczać. Z niezwykłej, prawie magicznej istoty, stała się zimna i pyszna. Natura zdawała się także traktować ją inaczej. Już nie dawała czytać się jak otwarta książka. Podstawiała jej pod nogi kłody, drapała twarz gałęziami, rzucała pajęczyny.

Fiorkou obserwował to idąc za nią, nadal stąpając cicho i ostrożnie. „My mamy to we krwi. – myślał – Natura moją matką. Ona tego nie widzi. Niszczy życie i gardzi nim. Choć nawet nie wie, że niszczy siebie.”

- Piękna królewno ze złotej bajki, czy nie mogłabyś iść uważniej? Zaraz się potkniesz o stado biedronek.

- To nie moja wina, że tyle tu tych gałęzi. Wszystkie wpadają mi pod nogi. – potknęła się znowu – i nie tytułuj mnie tak. Mam dość wyróżnień.

- Ależ, śliczna. Powinnaś być dumna ze swoich tytułów.

Zatrzymała się i odwróciła do niego.

- Jakbyś miał tyle tytułów, przywilejów, praw i obowiązków, to zapewniam cię – nie byłbyś szczęśliwy. – patrzyła na niego, ale on wiedział, że myślami jest daleko. żałował, że nie może poznać choć części z nich.

- Wracajmy do zamku – Artremis wyrwała się z odrętwienia – Jesteś naszym gościem, lecz także przedstawicielem Doffer na Zlocie i masz swoje obowiązki.

Odgarnęła złote włosy z twarzy i idąc, zaczęła zaplatać je w warkocz.

- Obowiązki… - Fiorkou mocniej ścisnął rękojeść miecza.



***

Hora była przepiękną twierdzą. Wzniesiona na wzgórzu, górowała nad licznymi domami mieszczan

i rzemieślników oraz rozległymi równinami, które je otaczały. Mimo dziwnego, „odkrytego” położenia, zamku nie udało się jeszcze zdobyć. Chroniły go grube mury - nazywane przez mieszkańców warstwami.

Pierwsza warstwa otaczała główny zamek, czyli siedzibę króla i jego dworu. Za nieco grubszą drugą warstwą – pierwsza bardziej zdobiła niż chroniła – mieściły się domy wyższych rycerzy i doradców króla. Trzeci i czwarty mur odgradzał część reprezentacyjną zamku od części obronnej. Tworzył między nimi tunel, ozdobiony krzewami i kwiatami. Pod murem czwartym mieszkali żołnierze i wojownicy wraz z rodzinami tworząc tak zwaną ‘dzielnicę wojów’. Poza tymi czterema wzniesiono jeszcze dwa mury, między którymi znajdowała się fosa. Nikt do końca nie wiedział, jakie zwierzęta się tam znajdowały, a ten, kto je poznał, nie mógł już przemówić.

Od 778 lat, co roku w mieście odbywał się Zlot Coroczny. Był to zjazd wszystkich władców z ośmiu wysp, na którym omawiano problemy każdego narodu, starając się je rozwiązywać. Niestety tylko w założeniu. W rzeczywistości w ciągu tych kilku dni rozstrzygały się pokoje i wojny, spokój i konflikty - dobro i zło walczyły o władzę na arenie świetlistego miasta. Liczyło się to, kto na Zlot przybył, a jeszcze bardziej to, jak kto rozłożył karty.

Sprawozdanie z każdego Zlotu spisywał nadworny skryba, a swoje dzieło składał do Wielkiej Biblioteki Horyjskiej, gdzie 778 ksiąg upamiętniało szczytne postanowienia zebrania.



***

- Dwadzieścia pięć tysięcy! Tysięcy! Nie setek, lecz tysięcy! Czy to jeszcze mało?! Ilu jeszcze musi zginąć, aby Ketmia zareagowała?!

- Ależ my reagujemy. Wysłaliśmy posłańców z listami…

- Z listami?! Tonirze! Z listami? I wy myślicie, że to w czymś pomoże? Mam już tego dosyć. Jeżeli elfy nie wystąpią zbrojną ręką – zrywamy ugodę.

„I atakujemy elfy – pomyślał Tonir – wiedziałem, że ta ugoda na nic się nie przyda. Nimfy leśne kochają wzniecać wojny, a Meram jest tego tylko dobrym przykładem” - Porozmawiam z radą i przedstawię twoją postawę. Teraz jednak wybacz… - zabrał swój kielich i wyszedł do ogrodu. „To chyba jedyne miłe miejsce

w tym sztucznym zamku.”

Doszedł do placu z fontannami. Tu przechadzało się znacznie więcej osób. Dzień był piękny, a goście znudzeni, więc większość spędzała czas właśnie w ogrodzie.

Słońce mocno grzało, lecz jego żar tłumił niepozorny wiatr. Kwiaty otworzyły barwne kielichy, a niebo miało niezwykle błękitny kolor. Taki sam jak oczy Tonira.

Mimo, że na Zlot przybyło wiele ciekawych istot, elf wyróżniał się z tego grona. Jego długie włosy były prawie białe, smukłe ciało otaczała jasna szata. Był jak odbicie księżycowego światła – niezwykły i jakby ulotny.

Przeszedł przez wąską bramę i wszedł na niewielki plac. Na środku rosła rozłożysta lipa, królująca nad innymi roślinami. Tonir usiadł pod nią, oparł się o pień i zamknął oczy.

„Tu nikt mnie nie znajdzie – pomyślał znowu – ponad czasem, poza przestrzenią”. Dookoła panowała idealna cisza. Dziwne. Jeszcze chwilę temu wszystko otaczał gwar, a tu cisza. „Przesiedzę tu chyba całą imprezę – uśmiechnął się do siebie – Bez rozmów o polityce, finansach i gospodarce. Bez zbędnych pytań i głupich odpowiedzi. Jak w domu...”

„Prawie jak w domu.” – do jego głowy wkradł się jakiś głos. Otworzył oczy. Zobaczył starca z białą brodą w długiej ciemnej szacie.

- Teryplacjusz! – wykrzyknął i wstał, aby uściskać przyjaciela. – Jak miło cię znowu widzieć. Widzisz, myślałem właśnie…

- Wiem, wiem… O nieprzydatności tego całego przedstawienia – Staruszek uśmiechnął się – Wybacz, że zajrzałem do twoich myśli – stary nawyk. Jednak spójrz na to inaczej. Lepiej mieć do czynienia z czymś znanym, niż całkiem obcym.

- Tak, ale czemu takim kosztem…

- A jakbyś chciał?! W tym cała zabawa, że jest trudno. łatwość jest ciekawa tylko przez chwilę. – wyjął zza szaty jakieś zawiniątko – Wiesz, co to jest. Obiecałem zatrzymać to tylko do Jego śmierci. Teraz jest pod twoją opieką.

Tonir po chwili wahania zabrał pakunek i schował do torby.

- A teraz to, po co przyszedłem. Rozmawiałem z radą. Chcą wreszcie znaleźć królową…

- Chociaż ty daj mi spokój! – Tonir opadł znów pod drzewo. – Wystarczy, że na każdym kroku mi o tym przypominają. Chcę wreszcie odpocząć.

- Spokój spokojem, ale czy nie dociera do ciebie, że skoro tak często ci o tym przypominają, jest w tym prawda? – czarodziej spoglądał spod swej obszernej tiary – Ketmi potrzebna jest królowa. Wiesz o tym dobrze.

- A mi potrzebna jest żona! – Tonir poderwał się z ziemi i ruszył do bramy.

Teryplacjusz długo jeszcze patrzył za jego oddalającą się sylwetką.

- Biedny chłopak. – powiedział cicho – Bardzo biedny…



***

- Zobacz ilu gości! Wiedziałam, że się spóźnimy! – Artremis i Fiorkou wyszli już z lasu i przechodzili przez główną bramę, ozdobioną kwiatami jaśminu.

- Przestań się martwić. Skoro jest tu tylu gości, nikt nie zauważy braku księżniczki i pół-wilka. Twój ojciec nie uwięzi nas za spóźnienie… - irak zdawał się bawić zdenerwowaniem dziewczyny - …ale może nie dopuścić nas na bal. I co wtedy z biednym Kalem?

Artremis zatrzymała się tak nagle, że Fiorkou mało na nią nie wpadł.

- O czym ty mówisz? – w jej oczach płonął strach.

- Nie bój się tak. Brzydko ci jak jesteś taka blada. To nic strasznego.

- Jak ty się… dowiedziałeś? – spuściła wzrok, nie mogąc patrzeć na przyjaciela.

- Artremis, nie bądź dziecinna…

- Dziecinna?! Ja?! – Twarz dziewczyny zmieniała kolory jak tęcza. – Och… ty nic nie rozumiesz! – Pobiegła w stronę pałacu i wmieszała się w tłum.

Fiorku wcale się nie przejął. Szedł dalej powoli, obserwując wszystkich wkoło.

Gości rzeczywiście było wielu. Elfy, ludzie, syreny… nie brakowało chyba nikogo. Przechadzali się po uliczkach, rozmawiali, śmiali się. Gdzieniegdzie ktoś się pokłócił, wybuchały bójki.

W pewnej chwili irakowi mignęła przed oczami znajoma twarz.

- Alla! – krzyknął.

Wysoki blondyn wyszedł z tłumu. Przez moment patrzył ze zdziwieniem, zastanawiając się kto mógł go wołać.

- Do stu tysięcy mil morskich – zastanowienie ustąpiło miejsca szerokiemu uśmiechowi. – To przecież Fiorkou! – podbiegł i uścisnął iraka. Miał białą jedwabną koszule i podobne spodnie. – Myślałem, że mi się coś przywidziało. Ile my się nie widzieliśmy?

- Oj, spory kawał czasu – Fiorkou odwzajemnił uśmiech – A ty co taki wystrojony?

- Jak to co – na „Zlocie” jestem. Trzeba dobrze wyglądać. Ty też powinieneś o siebie zadbać…

- Więc chodźmy. Udowodnię ci, że nie tylko ty masz się czym pochwalić.

Ruszyli głównym holem, Pokój Fiorkou znajdował się na pierwszym piętrze w zachodnim skrzydle, więc zajęło im to kilka minut.

- Nie! Nie ma mowy. Tego nie odpuszczę. Masz ładniejszy widok z okna! – Alla oparty o szeroki parapet, przyglądał się połyskującemu w oddali morzu.

Fiorkou podszedł do niego i poklepał po ramieniu.

- Popływałbyś trochę, co? – powiedział zaczepnie.

Syren odszedł od okna i ciężko usiadł na sofie.

Nic w tym zresztą dziwnego, gdyż te istoty nie szczyciły się na lądzie takim wdziękiem jak

w wodzie. Zajmowanie przez nich miejsca przypominało mniej więcej rzucenie nań worka… z kamieniami.

- Zgadnij, przyjacielu, co moja śliczna dziewczyna stwierdziła odnajmując, że „nie jesteśmy dla siebie stworzeni” – zapytał Alla bawiąc się krawędzią jedną z poduszek. Przepadał za ciągłym zmienianiem tematu rozmowy i mieszaniem wątków. W innym razie zbyt się nudził.

- Dziewczyna? Zależy która. Ostatnio byłem na etapie zielonookiej-zielonowłosej i w ogóle całkiem

na zielono. To chyba nimfa leśna była… Ekarcis?

- Eufenis. Nie to nie ta. Losa – teraz BYłEM z Losą.

- Ach tak… Losa… Blondynka, też zielonooka, chuderlawa troszkę?

- Szczupła – wtrącił Alla.

- Patyczasta, chociaż niebrzydka syrenka. No i co? Rzuciła cię, biedaku? Widocznie niegłupia - dostał poduszką w twarz - A może nawet bardzo bystra.

Alla trzymał już drugą poduszkę, gotowy do rzutu, lecz Fiorkou skłonił się w geście przeprosin i udając wybitnego słuchacza, zasiadł na przeciwległej sofie. Syren kontynuował.

- Wyznała mi, w trakcie drobnego nieporozumienia…

Fiorkou wstał nagle i wyrecytował własny scenariusz.

- …nie kocha cię już. Niestety… bo zadurzyła się w twoim przeprzystojnym – uśmiech – przeuroczym – uśmiech – przeinteligentnym przyjacielu Fiorkou.

Alla spojrzał na niego z politowaniem.

- Ty nie jesteś do końca normalny…

- Nie do końca – potwierdził Irak, wstał i udał się w stronę kuchni – No dalej, opowiadaj. Będę już grzeczny.

- śliczna Losa uważa, że ja i moi pół-nienormalni przyjaciele, z tobą na czele, przyjaźnimy się jedynie dlatego, że wszyscy jesteśmy tak samo dziecinni i aroganccy.

Fiorkou, będący w połowie drogi do barku, do którego zmierzał, odwrócił się do niego powoli.

- Cofam jej bystrość… - powiedział przeciągając każdą z sylab – Napijesz się? – ruszył nagle rześkim krokiem do barku.

- Białego wina – Alla rozłożył się na sofie i zamknął oczy.

- Przezroczyste siuśki – mruknął Fiorkou – Już niosę – powiedział głośno i postawił kieliszek na niskim stoliku przed sofą. – Białe dla Jaśnie Pana…

Irak wyszedł do łaźni i wszedł do wanny pełnej gorącej wody i pachnących olejków. łaźnia połączona była z częścią basenową, w której na środku wbudowana została w podłogę spora wanna.

- Mmm… jak dobrze. – Fiorkou zanurzył się po brodę, sącząc z upodobaniem zawartość kieliszka. – Ktoś powiedział kiedyś „Wszystko płynie!”. Jaką miał rację. Musiał to być wybitny uczony.

- Na pewno… - do łaźni wszedł Alla z kielichem w ręku. Usiadł na jednej z ławek stojących pod ścianą – Nie lubię tych wielkich myśli. Opisują rzeczy tak proste i naturalne, że dziwię się, że im tuszu nie szkoda na ich zapisanie.

- Może i tak. Ale to one właśnie przypominają je nam, w czasie gdy my zajmujemy się bezcelowymi problemami. A! właśnie. Jak się miewa twoja siostra?

- Zaliczasz ją „do bezcelowych”? - Alla uśmiechnął się - Ciesz się, że tego nie słyszy. Miewa się świetnie. Miriam jak zwykle podbija serca męskiej elity na Zlocie i dobrze się przy tym bawi.

- To ona przyjechała?! Fantastycznie. Już się za nią stęskniłem. – Fiorkou wyszedł z wody i udał się

do garderoby – Gdzie mogę ją znaleźć?

- Nie martw się. Będzie na kolacji. Ona też za tobą tęskniła… - Alla uścisnął iraka, który akurat wychodził z garderoby - …jak my wszyscy.

- A ja za wami…



***

Zaczęło się ściemniać. Służba zewnętrzna i ogrodowa wieszała lampy, które rozświetlały dróżki

w parkach i kamienne uliczki. Z dużych pałacowych okien płynęło światło. Król szczególnie dbał o nocny wygląd komnat.

Hora z powodu „nocnego życia”, rozświetlonego wiecznie miasta, bogatych zdobień i dzieł sztuki, nazwana została Miastem światła. Niektórzy uważali ją za raj, miejsce w którym wszyscy są piękni i bogaci. Marzeniem każdego było chociaż raz ją odwiedzić. Naiwni…

Bogata i piękna była, ale tylko rodzina królewska. Ostatecznie do tej grupy dołączała elita, która była monarchom niezbędna, a tacy na ogół wysoko się cenią.

Tuż przed Zlotem, zanim przybyli pierwsi goście, król obdarowywał „lud pospolity”. Odnawiano domy, rozdawano pożywienie, gustownie odziewano i płacono ludowi za szeroki uśmiech.

Działano tak sumienie i szczerze, dokładnie dotrzymując wszystkich punktów – raz jedyny

w roku. Nikt nie narzekał, nie buntował się. Po co? W innym wypadku zostałby wygnany z miasta, a tak, przynajmniej raz mógł pożyć na odpowiednim poziomie. W całą tę farsę zamieszani byli wszyscy mieszkańcy

i twardo bronili swej tajemnicy. Dla ostrożności przez cały rok dbano o „drogę główną”, a do innych dzielnic obcych nie wpuszczano. Droga Główna była piękną uliczką, słodka i kolorowa, pełna kwiatów, złota, srebra

i szlachetnych kamieni.

Miastem zachwycał się każdy, a wspaniałemu królowi Filipowi, nadano przydomek „Dobry”,

za przykładną opiekę nad poddanymi…

Pałac – to „Dom” rodziny królewskiej, a więc wystawny być musiał. Król Filip kochał się w złocie

i diamentach, w związku z czym pałac tonął w takich właśnie ozdobach. Złote ramy, złote szafy, złote stoły, złote wanny, złoto, złota, złotka… Sam Filip, wedle plotki, sypiał na diamentowym łóżku. Nie można zaprzeczyć – był „Dobry”, ale z niego aktor, z cechami bliskimi szaleństwu. Cały dwór odziedziczył ten talent, wszyscy poddani. Dowodem jest fakt, że przedstawienie wciąż trwało, lecz nikt nie zauważył, że jest w teatrze.



Zbliżała się dziewiąta i trwały wielkie przygotowania do oficjalnego powitania gości w Wielkiej Sali. Tego roku królowa osobiście zadbała o dekoracje. Wedle własnego gustu – rzecz jasna – co spowodowało przesyt muszelek, wodorostów i słonej morskiej wody. Złoty piasek, który szczególnie spodobał się królowi, parzył

w stopy, a w powietrzu roznosił się mało przyjemny zapach ryb.

Jej Królewska Mość - wspaniała Sewilla była stereotypowym wzorcem syreny: długie i kręcone, blond włosy, niebieskie oczy i błękitny ogon. Faktycznie syrenka raziła urodą i to czasem tak mocno, że niektórzy zapominali z kim faktycznie mają do czynienia. Samego Filipa rozkochała jak większość jej krewniaczek - złudnym syrenim śpiewem.

Nowa królowa okazała się bardzo pojętnym uczniem i szybko nauczyła się zasad panujących w teatrze Hory. Co więcej w krótkim czasie stała się pierwszoplanową aktorką.

Sewilla od dawna zajęta przygotowaniami, dopiero teraz mogła zająć się własną osobą. Była wyraźnie niezadowolona - rzadko zdarzało jej się na coś podobnego pozwolić. Na kilka godzin przed północą pluskała się w królewskim basenie, a właściwie wannie, tyle, że o dość dużej powierzchni.

- Mero! - krzyknęła do służącej.

- Tak, proszę pani. - do brzegu basenu podeszłą elegancko ubrana służąca. Nikt tak jak królowa nie dbał o wygląd swego otoczenia.

- Karz przynieść tu duży bukiet róż. żółtych lub herbacianych. Brakuje mi kwiatów - podpłynęła do brzegu i oparła się o niego łokciami - Nie wiesz, gdzie jest moja córka?

- Księżniczka Artremis wyszła rano na spacer i dotąd nie wróciła. Poszedł za nią panicz Fiorkou, ale jego spotkałam jakąś godzinę temu, w zachodnim skrzydle. Nie było z nim panienki. Za to towarzyszył mu Książe Alla.

- Alla… Fiorkou… Same książęce głowy. Widać Artremis coś jednak po mnie odziedziczyła - królowa z zadowoleniem pokiwała głową, po czym zanurkowała. Po chwili wynurzyła się mówiąc:

- Otwórzcie drzwi mojej córce.

W tej samej chwili drzwi otworzyły się z hukiem i wbiegła Artremis.
"Robiłam wiele różnych rzeczy, na które nie byłam przygotowana. Później próbowałam jak szalona sobie z tym radzić."

2
Komentuję w trakcie czytania :) tak jest fajnie :P


Sama w sobie jest niezwykłym obrazem, lecz naznacza sobą również czas oczekiwania i pozostałości.
Jakie pozostałości? O_o

A jest dalej... tak czy siak moment pozostałości jest co najmniej dziwny :/
Racz darować urazy jakie przez próżność zraniły twe serce.
Próżnośc czyją?


Przesiedzę tu chyba całą imprezę – uśmiechnął się do siebie
Impreza jakoś mnie razi.


ale może nie dopuścić nas na bal
dopuścic?


Zajmowanie przez nich miejsca przypominało mniej więcej rzucenie nań worka… z kamieniami.
Nic nie rozumiem! Wyłożyłam się na tym jak długa!



Miasto światła - Miasto świateł? <lol> O_o (siilne skojarzenie)


Pałac – to „Dom” rodziny królewskiej, a więc wystawny być musiał.
eee?


Nie można zaprzeczyć – był „Dobry”, ale z niego aktor, z cechami bliskimi szaleństwu.
nie, nie, nieee


Dowodem jest fakt, że przedstawienie wciąż trwało, lecz nikt nie zauważył, że jest w teatrze.
zmieniasz czas narracji O_o



Sewilla - jako imię Syreny? za to zero litości przy ocenianiu! ;) <nie bój się, zawsze poziom litości jest zerowy :P>



Te syrenie ogony na lądzie stają się nogami tak? bo Sewilla ma ogon a tamten wyżej miał spodnie :P



Ufff

Teraz komentarz...

Widziałam tam jakieś inty i gdzieś tam też zapis dialogów śmierdział(niekiedy jakieś powtórzonko). Poza tym jakoś to dziwnie z edytora było wklejone ale to rozumiem, bo mnie edytory tekstowe też nie lubią ;P

Styl hmmm po tej części o burzy myślałam, że zejdę i zarzucę czytanie ale potem było lepiej. Właściwie dalej czytało się nieźle, poza kilkoma momentami, gdzie potykałam się na pojedynczych zdaniach. Właściwie jestem ciekawa jak piszesz teraz... chyba, że teraz też piszesz fantasy... to wtedy nie jestem ciekawa.

Widzisz, problem w tym, że ja nie lubię fantasy! A takie jak to tutaj jest dla mnie ZUEM w krystalicznie czystej postaci! Wszyscy główni bohaterowie się ładni i pachnący, są nimfy, syrenki, elfy i co tam jeszcze(już nie mogę nerwowo, wszyscy bohaterowie z tego opowiadania mi się zlewają!). Mówię temu "NIE!" wielkimi literkami!

Słowem przeczytałam, bo dalsza częśc nie męczyła ale ani nie jestem ciekawa ciągu dalszego tej historii ani nie wrócę do niej. Właściwie, to już ledwie pamiętam o co tam chodziło.

Przewiduję natomiast, że jeśli tak pisałaś 3 lata temu to pewnie teraz piszesz lepiej, poczekam więc na coś bardziej na czasie ;) i może nie fantasy :P



Pozdrawiam serdecznie :)
"It is perfectly monstrous the way people go about, nowadays, saying things against one behind one's back that are absolutely and entirely true."

"It is only fair to tell you frankly that I am fearfully extravagant."
O. Wilde

(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.

3
Nienawidzę oceniać teksty, które swoją młodość przeżywały lata temu.

To tak jakby patrzeć na zdjęcie dziecka i mówić czy w przyszłości będzie maszynistą czy punkiem. Bez sensu.

Jednak skoro już mam chwilę do stracenia rzucę okiem mimo, że jest to fantasy, którego nie cierpię.



Zrobię to szybko i pobieżnie. W sumie to nawet nie zauważysz śladów mojej obecności tutaj. Tak tylko ja potrafię.



Ok, lecimy z tym.

Fragment o burzy rzeczywiście odstrasza. Dalej jest nieco lepiej, ale nieznacznie gdyż wciąż powtarzają się dziwne, niefortunne sformułowania.

Znajdą się powtórzenia, ale o tym mówić chyba nie muszę.

Tekst nie wybija się poza to co znam z fantasy, a czego tak nie cierpię.

Szkoda.



Koniec, nie ma co tracić czasu na coś co już jest przeszłością. Skupmy się na teraźniejszości. Jeżeli chciałaś nas sprawdzić tym tekstem to Ci się nie uda. Przynajmniej jeśli chodzi o mnie.



Pozdro i do zobaczenia w czymś świeższym.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

4
Sens pokazywania czegoś zleżałego jest co najmniej problematyczny, ale przynajmniej uprzedziłaś... Lekcja pierwsza - nie dawaj wskazówek typu: to było dawno, teraz piszę inaczej, bo sugerujesz, że serwujesz odgrzewanego kotleta, a każdy lubi dania świeże.



Sam tekst przefajniony jak odpustowy landszafcik. Zupełnie niepotrzebnie, gdyż historia powinna mówić sama za siebie. Tym bardziej, że masz zupełnie czytelny styl i całkiem dobrze rozwiniętą wyobraźnię.

Nudziłem się w trakcie lektury...



Trzymaj się!
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”