Nosferatu. Jeźdźcy Walkirii [Urban fantasy]

1
Osobom w wieku <=15 lat się podobało, ciekawe jak w wyższym przedziale wiekowym.

Jeśli ktoś kojarzy "Hellsinga" albo współczesne horroropodobne filmy sensacyjne o wampirach, to znajdzie coś dla siebie. Chyba.

I tak czuję, że będzie źle, przynajmniej dla mnie.



---



Nosferatu. Jeźdźcy Walkirii





Zaułek nie należał do najprzyjemniejszych. Właściwie żaden nigdy nie należał, a już w szczególności ten, na który składały się obdrapane ściany zrujnowanych budynków, nierówny chodnik i cuchnący rynsztok, wijący się leniwie pomiędzy dziurami. Zdezelowana latarnia zalewała okolicę słabym, zielonkawym światłem. A w jej zasięg wpadły właśnie dwie osoby. Pierwsza była wysoka, dość szczupła i blada, a jej długi, czarny płaszcz powiewał na wietrze jak niewyprasowane prześcieradło. Mężczyzna stał przyparty do muru i drżąc ze strachu wpatrywał się w drugiego osobnika, jednocześnie szczerząc ostre kły. Tak, był wampirem. Tak, znalazł się w pewnej chwili w niewłaściwym miejscu i niewłaściwym czasie. I wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały, że zaraz miał zginąć.



Zamierzał mu w tym pomóc drugi wieczorny gość: rozrośnięty w barach, w stroju przypominającym czarną sutannę po modyfikacjach, z demonicznym uśmiechem na pooranej bliznami, upiornej twarzy, wyglądającej jakby stoczyła wojnę światową z maszynką do golenia. Grozę potęgował fakt, że jedyna latarnia, oświetlając mu twarz, rzucała światło na staromodne okulary o okrągłych szkłach tak, że wydawały się mocnymi reflektorami, zza których nie było widać złowrogich oczu złowrogiego typa.



Postąpił krok naprzód. Wampir nie miał się gdzie ruszyć, więc jedyne, co mu pozostało, to zamrzeć w niemym przerażeniu i z pokorą przyjąć wyrok. Zamknął oczy w chwili, gdy tamten wyciągnął zza pazuchy swego mrocznego płaszcza coś, co wyglądało jak hybryda sztyletu i młotka. Usłyszał brzęk tłuczonego szkła, prawdopodobnie jednej z wielu butelek, walających się tu i ówdzie. Wtedy też ostrożnie rozwarł powieki.



Masywne cielsko leżało bez ruchu w rynsztoku, zaś nad nią stała postać dość znacznych rozmiarów, lekko kiwająca się na boki. W ręku trzymała rozbitą butelkę i wymachiwała nią w sposób ewidentnie nie wskazujący na przyjazne zamiary.



- Zostaliście wyznaczeni do eliminacji na rozkaz Komendanta, za naruszenie strefy zamkniętej. Ty, wampirze, i on – oznajmił niskim, zachrypłym głosem. Rzeczony wampir przełknął głośno ślinę. Pomyślał, że śmierć od wąchającego obecnie rynsztok psychopaty-nożownika byłaby miłym prezentem w świetle tego, co go czekało od przełożonych nieproszonego wybawcy.



*



Aleksy Kudra już przed wejściem do tamtej knajpy wiedział, że coś się święci. Srebrne światło księżyca oświetlało puste ulice, tak samo było i wewnątrz, z tym że wystrój przypominał bliskie spotkanie z tajfunem. Tylko jeden stolik wyglądał w miarę porządnie, w przeciwieństwie do barczystego mężczyzny, siedzącego za nim i lustrującego wejście.



- W imię Boże, nieczyste dusze nieumarłych zostaną odesłane na wieczne potępienie! – huknął niespodziewanie, aż Kudrę przeszły dreszcze. Wampir przypuszczał, że obcy potem się przedstawił, ale nie usłyszał imienia i nazwiska z tej prostej przyczyny, że zmył się w sekundę po dostrzeżeniu agresora. Zresztą, po półtorej godzinie szalonego biegu zapomniał nawet jak się sam nazywa. Przypomniał sobie dopiero przyparty do muru przez łowcę, a następnie przez jego pacyfikatora.



*



Nieproszonym wybawcą okazał się wysoki, łysy osobnik o budowie kulturysty-fanatyka i nieprzyjemnej aparycji, przez twarz którego przebiegała długa, głęboka blizna. W tylnej kieszeni spodni zazwyczaj trzymał pistolet, jednakże teraz wolał celować nim w sparaliżowanych strachem więźniów. Po chwili marszu wpakował ich na pakę jakiegoś ciężarowego stara, związał leżącym nieopodal starym sznurem, po czym wsiadł do szoferki, zapuścił motor i skierował się tam, gdzie go oczy, a raczej rozkazy, poniosły.



- Widzisz, co narobiłeś? – warknął Kudra.



- Zamilcz, plugawy potworze, nie wiesz, z kim masz do czynienia – odparł zimno tamten; z jego twarzy można było jednak wyczytać, że i on w tej chwili odczuwa strach w końskiej dawce.



- Kim ty w ogóle jesteś, do ciężkiej cholery?



łowca zmierzył go wzrokiem zza zabrudzonych szkieł okularów.



- Aleksander Andreson. Poluję na plugastwa twojego pokroju, wampirze – syknął z wściekłością, z pewnością pragnąc zacisnąć ręce na gardle przeciwnika gdyby nie oczywisty fakt, że miał związane ręce. Kudra zresztą też. – Kim jest twój barczysty przyjaciel, potworze? – dodał po chwili.



- Gdybym ci powiedział o nazistach, trzęsących tym miastem jak długie i szerokie, i o tym, że on należy do jakiejś ich jednostki ochrony, to pewnie byś mi nie uwierzył?



- Nie.



- Więc dobrze. On jest kosmitą, który chce zgładzić ludzkość.



Twarz Andresona wykrzywiła się w grymasie, który przy odrobinie wyobraźni mógłby przypominać uśmiech.



- To co z tymi nazistami?



Kudra zaśmiał się w duchu. Prawdę mówiąc nie wiedział o nich nic ponad parę plotek, krążących w okolicy od dłuższego czasu, ale mimo to podzielił się szczątkowymi informacjami.



„Tysiąc” była to organizacja, która od dłuższego czasu panoszyła się w mieście, a przede wszystkim w dzielnicy portowej. Niektórzy mówili o tajemniczych konwojach ciężarówek ze swastykami na burtach. Inni o okrzykach nazistowskich pozdrowień, które od strony starych magazynów niósł wiatr. Dominująca większość mieszkańców uważała ich za wariatów, jednakże Kudra wiedział, że jest w tym ziarno prawdy. Bądź co bądź, ale wampiry to podobno też majaki.



Skończywszy opowiadać, uśmiechnął się do Andresona, a w migającym świetle latarni błysnęły jego ostre, białe zęby; równocześnie wpatrzył się w niego czerwonymi jak krzepnąca krew źrenicami, na co nieustraszony łowca mimowolnie odsunął się tak daleko, jak mógł. Po czym zebrał się w sobie i, wciąż szczękając zębami, oznajmił:



- Więc to jednak prawda. Ale ty...



- Al Kudra – przerwał Kudra. – Wampir i morderca, seryjny wysysacz mężów, matek i starców. Dnie spędzam w cmentarnym hotelu, a na podwieczorek jadam dzieci. Więc uważaj, bo kiedy tylko użyję swoich super-mocy i się uwolnię, to będziesz błagał o łaskę i przebaczenie za to, że śmiałeś mnie napaść... – zmierzył go wzrokiem. Po czym wybuchnął śmiechem i bezczelnie wyszczerzył zęby. – żartuję tylko.



Andreson nie wyglądał na pewnego siebie. W końcu, ostatnimi resztkami odwagi, odetchnął z ulgą i runął na wibrujące, drewniane podłoże, całe zabrudzone węglem. Kudra przez chwilę sądził, że ta niewydarzona parodia Van Helsinga najzwyczajniej w świecie straciła przytomność, ale w sekundę dotarło do niego, że łowca zrobił to specjalnie. Zerknął w stronę szoferki i zrozumiał dlaczego. Podczas gdy ciężarówka stała na światłach, łysy nazista obserwował ich przez tylną szybę czujnymi, czerwonymi źrenicami, szczerząc kły. Kudra pożałował, że podczas ucieczki przestał uważać na tak ewidentne zagrożenia, jak śmierć z rąk łysego wampirzego esesmana.



Gdy ciężarówka znów ruszyła, Kudra postanowił rozeznać się w swoim, i tak tragicznym już, położeniu, które nieuchronnie zmierzało do równie tragicznego finału. Na pace, oprócz niego i Andresona, leżały jakieś skrzynie, w tym jedna na wpół otwarta, z zawartością, która dała się zidentyfikować jako krew medyczna. Po co im to było - nie miał pojęcia, zorientował się jednak, że to jedyna szansa na wyjście z całej akcji z życiem. Pozostawał tylko jeden problem, w postaci samozwańczego Pacyfikatora Wampirów.



*



Star na następnych światłach się nie zatrzymał, pędząc ze sporą prędkością, podobnie jak na kilku innych. łysy szofer najwyraźniej dokądś się spieszył na złamanie karku. W końcu wykręcił i zaparkował pod ogromną, przerdzewiałą, opuszczoną halą starego magazynu portowego. Zerknął przez szybkę na więźniów w nadziei, że nadal leżą nieprzytomni i że nie wiedzą, gdzie przyszło im trafić.



I zamarł.



Obie liny leżały przegryzione, zaś zdobyczy nie było widać. Sklął ich w myślach stwierdziwszy, że po raz kolejny awans przeszedł mu koło nosa. W końcu wzruszył ramionami i, wezwawszy kilku podobnych do niego osiłków, kazał zanieść skrzynie do środka. Tego, że ta na wpół otwarta otwarta już nie była, oczywiście nie zauważył, wściekły na swojego kosmicznego pecha.



*



Tragarze rzucili skrzynie na stos innych, zanurzonych w mroku w jakimś odległym kącie hali, po czym oddalili się, chwiejąc na boki. W pewnej chwili rozległ się wysoki, zdecydowany okrzyk, wzywający wszystkie wampiry w okolicy na musztrę, skutkiem czego nikt nie zorientował się, że z pewnej skrzyni dobiegają nerwowe, przytłumione szepty.



- Zabierz tą wampirzą łapę, kreaturo.



- Odezwało się, niewiniątko. Złaź ze mnie.



- Po co? żebyś wydał mnie swoim krwawym, plugawym przyjaciołom?



- Nie znam ich! - warknął Kudra. - Nazywam się Al Kudra, jestem podrzędnym magazynierem w podrzędnej dzielnicy portowej i mam gdzieś współpracę z tymi skrzywionymi psychicznie wyznawcami Hakenkreuza. Jasne?



Coś stuknęło, zachwiało się, nagle skrzynia z łomotem stoczyła się ze sterty i roztrzaskała na kawałki. Zarówno Kudra, jak i Andreson siarczyście zaklęli, po czym ten drugi powoli wychylił głowę spod drewnianych szczątków, poplamionych zawartością rozerwanych saszetek.



Hala była rozległa i mroczna jak sieć kanalizacyjna. Wysokie filary podtrzymujące dziurawy dach pokrywały płaty pomarańczowej, odpadającej rdzy, podłoga przypominała poligon po przejściu legionu saperów-nowicjuszy. Wszędzie walały się beczki, skrzynie, gdzieniegdzie zaś pojedyncze, rozerwane saszetki po krwi. Andreson wzdrygnął się na samą myśl, że ktoś może pić to świństwo i chciał się zerwać, ale wtedy Kudra silnym ruchem przygwoździł go do ziemi i kazał siedzieć cicho. W odległości kilkunastu metrów właśnie zbierał się pokaźny tłumek potężnie zbudowanych mężczyzn bez włosów na głowie; wszyscy mieli karabiny w dłoniach i dziwnie wyciągali przed siebie prawice.



Kudra zaczął nasłuchiwać tego, na co od tak dawna uskarżali się okoliczni mieszkańcy.



- Sieg heil, Komendancie! - rozległ się zwielokrotniony okrzyk niskich, dudniących pod dziurawym sufitem głosów. A potem śmiech godny największego psychopaty, jaki mógł się urodzić w ciągu stu czterdziestu lat, rozdarł powietrze jak seria z karabinu. Głosy ucichły, a zamiast nich odezwał się nowy, mocny, zdecydowany, należący prawdopodobnie do samego Komendanta.



- Jesteśmy blisko. Bardzo blisko naszego celu, do którego dążymy nieustannie od pierwszych chwil naszego wspaniałego, wampirzego życia. My, łowcy Nocy, my, Pierwszy Batalion Zemsty. Już niedługo cała nasza potęga sprawi, że nasz ukochany Naród stanie się potężną rasą, potężnym ludem pod moją wodzą.



- Sieg heil! - zadudniło tysiąc głosów. - Tak nam dopomóż, Wodzu.



W tym momencie Andreson naprężył wszystkie mięśnie, prawdopodobnie z zamiarem zerwania się, wyemitowania jednego ze swoich bezczelnych, prowokacyjnych okrzyków, i padnięcia trupem pod gradem kul z pistoletów, ale, na jego nieszczęście, Kudra i tym razem zdołał go powstrzymać. Mimo tych wszystkich miłych chwil z nim spędzonych, nie miał najmniejszego zamiaru patrzeć, jak ginie w tak idiotyczny sposób, jakim był frontalny atak na uzbrojone legiony żołnierzy wroga. Kudra wolał tryb cichy, podstępny, kończący się natychmiastową ucieczką przy minimalizacji strat własnych, a nawet z Andresonem u boku. Oczywiście pozbawiony tak nieprzyjemnego elementu jak nagłe zdradzenie swojej obecności.



Tymczasem przysłuchiwał się bojowym okrzykom, pozdrowieniom i płomiennemu przemówieniu Komendanta, na dźwięk głosu którego zebrany tłum szalał jak na wojnie.



- ...już zbyt długo Naród nasz uginał się pod jarzmem wrogów z zewnątrz. W chwili, gdy zamienimy wszystkich rodaków naszych w wampiry - wspaniałe, nieśmiertelne stworzenia - na kolana padną nasi wrogowie i będą czcić nas i wielbić. Rzekłem! Dziś nadchodzi ostateczna chwila naszego wspaniałego triumfu...



Ryk uciechy rozlał się po hali jak wściekłe tsunami, Kudra natomiast błyskawicznie zrozumiał implikacje działań złowrogiej organizacji „Tysiąc”. W chwili, gdy wszyscy obywatele zamienią się w wampiry, wybuchnie głód krwi, który można będzie nasycić jedynie ofiarami z ludzi, przede wszystkim obcokrajowców. Jakoś nigdy nie przepadał za Niemcami, Rosjanami i Białorusinami, jednakże perspektywa wyssania całej ludności z zagranicy nie wydawała mu się dobrym pomysłem. Zaklął. Nie wiedział jeszcze jak, ale powstrzyma tę bandę narodowców-psychopatów, choćby miał walczyć do ostatniej kropli krwi Andresona. I, ewentualnie, swojej.



- Cholera, Tworki - jęknął nieustraszony łowca wampirów. Kudra nie odpowiedział, wsłuchując się w coraz bardziej zdecydowany ton Komendanta.



Z tej odległości nie widział go zbyt dobrze, jednakże z plotek wynikało, że jest raczej niski, gruby i nosi okulary o okrągłych szkłach, podobne do tych Andresona. O jego zdolnościach oratorskich krążyły złowrogie legendy, niejednokrotnie opowiadane niejednemu wampirowi w niejednej podejrzanej spelunie. Prawdopodobnie właśnie w knajpach znajdowały się punkty rekrutacyjne przyszłych esesmanów, potem szpikowanych sterydami, wizjami nieograniczonej władzy i zniszczenia wrogów ojczyzny. Kudra od dawna twierdził, że ze skrajnego nacjonalizmu nie ma nic dobrego...



- Oto nadszedł czas! - ryknął Komendant. - Za pół godziny wyruszamy konwojem do stacji filtrów wody na przedmieściach, by tam, pod osłoną nocy, wlać do wodociągów Mroczny Płyn, substancję, która zamieni mój ukochany naród w szlachetne, nieustraszone wampiry. Przewieziemy ją, w celu ochrony, w pierwszej ciężarówce. A potem - wojna!



Zadudniły ciężkie kroki i tłum momentalnie wyniósł się z hali, poruszając się jednostajnie, miarowo, jak zahipnotyzowany. Jednocześnie nikt nie raczył zaopiekować się stertą skrzyń z krwią tudzież niedoszłymi jeńcami w nich zatopionymi; Kudra z Andresonem błyskawicznie się zerwali i pognali ku wyjściu, w obawie przed nawrotem potworów. Po chwili przemierzali miasto.



- Oni są nienormalni - mruknął wielki łowca, wpadając w jakąś zrujnowaną, boczną uliczkę. Najwyraźniej nie był zadowolony ze swoich dotychczasowych poczynań. - W co ja się wpakowałem... Złowrogie plany, złowrodzy naziści, a ja oczywiście uciekam gdzie pieprz rośnie wraz z jedynym wampirem, którego mógłbym teraz bezproblemowo zabić.



- żałuj, tracisz wspaniałą okazję - sapnął Kudra w odpowiedzi. Szczerze wątpił, żeby przerażony do cna, samozwańczy łowca wampirów naraz się zreflektował i rzucił na niego z nożem czy co tam miał za pazuchą. On oczekiwał jedynie współpracy - kruchej, ale jednak. - Nie pozwolę tym chorym na mózg naziolom na przerobienie wszystkich ludzi w okolicy na żywe trupy mojego typu – dodał. - Co za dużo, to niezdrowo.



- żartujesz? Pryskajmy stąd póki można - syknął Andreson, przeskakując przez jakiś wywrócony śmietnik i wyganiając z niego dwa czarne, wychudzone koty. - Ratuj się, jeśli ci życie... e... no tak, nie żyjesz. W każdym razie jak im przeszkodzisz? Nie mów, że zamienisz się w nietoperza, jednym ciosem rozniesiesz konwój na strzępy, wyssiesz wszystkich żołnierzy, a potem...



- Za dużo filmów - mruknął do niego Kudra. - Jeśli wierzysz w te brednie o nieskończonej sile i wszechpotężnych mocach, to jesteś nie większym idiotą niż nasz wspaniały Komendant. Owszem, mam trochę więcej siły, owszem żyję trochę dłużej niż statystyczny obywatel tego zabitego dechami kraju. Owszem, czasem łyknę sobie trochę krwi - przeważnie z jakiegoś kota, bo na ludzką jestem uczulony...... Ale, zrozum, Bram Stoker nie miał zielonego pojęcia, o czym pisze, a tym bardziej młotki kręcące te różne Van Helsingi i inne. - Przeskoczyli przez jakiś na wpół rozwalony, drewniany płot obok na wpół zawalonego domostwa wielkości dobrej stodoły.



Oddalali się w szaleńczym tempie od nazistowskiej hali i źródła Mrocznego Płynu, mijając leżących gdzieniegdzie pijanych bezdomnych, legiony czarnych kotów i dwie czy trzy, wyzywająco ubrane, młode panny, o których można było powiedzieć wszystko, tylko nie to, że są dziewicami.



- Dlaczego taki jesteś? - raptem spytał Andreson. - Blady, żyjący w nocy i w ogóle.



- Ciekawski się, cholera, znalazł - mruknął Kudra. - Jakaś specjalna odmiana albinizmu, czy coś w ten deseń. Stąd czerwony oczy i blada skóra, z tym że dostaje się gratis zwiększoną wytrzymałość na ból. Coś ze zmniejszonym przewodnictwem receptorów bólowych, albo coś... Cholera, cicho!



Zatrzymali się i przywarli do rozpadającego się muru jakiejś mrocznej kamienicy, w nieznanym ciemnym zaułku mrocznej starówki, cechującej się tym, że ekipy remontowe zawsze omijały ją szerokim łukiem. Wytężyli słuch. W oddali pulsował ciężki, donośny warkot licznych silników ciężarówek, wymieszany z wojowniczymi okrzykami niskich głosów. Raptem hałaśliwe zjawisko się nasiliło i po ulicy przetoczyły się ze cztery wojskowe stary o powiewających plandekach, oznakowanych czarnym, przekrzywionym Hakenkreuzem. W tle, z silnych głośników, z szoferek sączyła się melodia „Ride of the Valkyries” Wagnera.



Są blisko stacji filtrów, pomyślał Kudra. Tylko miniecie stary wiadukt i jesteście na miejscu. Trzeba się spieszyć...



Wolał nie myśleć, co się stanie, gdy z domów nagle wylezą hordy wygłodniałych wampirów potraktowanych Mrocznym płynem, zupełnie nieprzystosowanych do nowych zdolności i ograniczeń. Przypuszczał jednak, że potem wywołają takie zamieszki, jakich nikt jeszcze nie widział. A jeśli widział, to nikomu o nich nie mówił, zarżnięty w jakimś zaułku przez co bardziej krewkiego buntownika z bronią typu sztacheta.



- Gdzieś tutaj mam wóz, szybko - syknął Kudra, gdy konwój był już na tyle daleko, by bezpiecznie wyjść z kryjówki. Andreson ochoczo kiwnął głową.



- świetnie, już się nie mogę doczekać. Odezwała się we mnie na nowo krwawa chęć zabijania potworów twojego pokroju, wampirze. Wykończmy ich. Wsiądźmy w twoją czarną, potężną maszynę z ryczącym silnikiem V8, szybką jak wiatr, uzbrojoną w... - urwał. Mina mu zrzedła na widok środka transportu, do którego Kudra już wsiadał.



Stary, niebiesko-czarny golf wyglądał jakby miał bliskie spotkanie z gwiezdnym niszczycielem, a potem został wyjęty ze złomowiska i był nieudolnie naprawiany domowymi metodami. Kołpaki nie od kompletu, popękane reflektory i lusterka, brak szyby w lewych drzwiach tudzież radia, powyginane resztki urwanej anteny, rdza na po stokroć wyklepywanej karoserii - to wszystko składało się na niezbyt zachęcający obraz krążownika szos Ala Kudry. Niestety, Andresonowi nie pozostawało nic innego, jak usiąść obok kierowcy i postępować zgodnie z jego szalonym planem.



- Czy ja wyglądam na jakiegoś Blade’a? - warknął Kudra zapuszczając wysłużony motor. Pod maską coś kaszlnęło, boleśnie zawyło i po dwóch próbach odpalenia wóz nieśmiało wyrwał przed siebie. - Nieważne. Plan jest taki: taranujemy pierwszego stara, konfiskujemy Mroczny Płyn i w nogi. Jasne?



Andreson skinął głową. Rozejrzał się z niepokojem za złowrogimi nazistami. W pewnej chwili w świetle popękanych reflektorów dostrzegli ciemną chmurę spalin, a przez rozbitą szybę dobiegł ich Wagner. Kudra przyspieszył. Plandeki powiewały jak złowrogie skrzydła nietoperza, ryk silników przypominał lawinę, ale co z tego, skoro wysłużone maszyny wlokły się jak żółwie po wąskiej, krętej, pooranej kraterami drodze podmiejskiej, na którą zsyła się drogowców w ramach kary.



Ignorując nerwowe podskakiwanie i złowrogie trzeszczenie golfa, Kudra dodał gazu i ostatnimi siłami silnika wyjechał przed konwój. I zastanowił się, co dalej, zdając sobie sprawę ze swojej idiotycznej głupoty, połączonej z bezgraniczną wiarą w stertę złomu, za kierownicą której siedział. Plan był dziurawy jak sito przestrzelone pociskiem przeciwczołgowym, gdyż stwierdził, iż kolizja golfa ze starem skończy się kasacją wobec tego pierwszego. Niedobrze.



Właśnie zastanawiał się, co zrobić, gdy z konsternacji wyrwał go Andreson. Ten, nie wiadomo skąd, wyciągnął jakiś kołek, przechylił mu się przez kolano, po czym za pomocą młotka ewidentnie próbował wbić mu to w serce. Kudra sklął w myśli na czym ten świat stoi, po czym ryknął:



- Co ty sobie wyobrażasz, chcesz nas pozabijać?!



- Nie poradzimy sobie z nimi, to chociaż z tobą skończę! - sapnął nieustraszony łowca wampirów i przystąpił do ataku ze zdwojoną siłą, rzucając się przy tym jak pijany karp wyciągnięty z wody. Machnął młotkiem raz i drugi, ale chybił kołkiem o pół metra, rozbijając resztki szyby.



- Rób tak dalej! - wycedził Kudra przez zęby, starając się nie zjechać do rowu. - Jak tak dalej pójdzie, to w końcu mnie trafisz, krew z mojego rozwalonego na kawałki serca tryśnie i zapaćka szybę tak, że nie będziesz nic widział i w końcu wrąbiemy się w jakieś drzewo... - Tu Andreson strzaskał klakson. - ...Oczywiście potem wywleką cię z wraku i rozstrzelają bez mrugnięcia okiem, ale ciebie to nie obchodzi! Bierz tą nogę od stołu i spieprzaj! - krzyknął i silnym ciosem posłał go z powrotem na siedzenie. łowca jednak zdążył skontrować, waląc Kudrę w rękę, przy okazji destabilizując kierownicę.



Rozległ się pisk opon, wśród którego golf gwałtownie wykręcił i poszedł kursem kolizyjnym prosto na pierwszą ciężarówkę! Star zatrąbił, wykręcił, w ostatniej chwili wymijając ruinę na kołach, nagle przechylił się i runął na burtę, przejechał parę metrów i się zatrzymał. Reszta konwoju, nim zdążyła zorientować się w sytuacji, z impetem wjechała w siebie, zmiażdżyła pakę wywróconego lidera i, wśród szaleńczego trąbienia, zgrzytów i przekleństw, zatrzymała się dopiero na pobliskim polu, a konkretnie gdzieś w jego centrum, zaryta po błotniki w błocie.



Kudra podniósł się znad kierownicy. Golf zatrzymał się na znaku drogowym, wyrywając go niemal całkowicie. Tablica ostrzegała o śliskiej nawierzchni. Spod maski dymiło, ale motor nadal mruczał, tak więc istniał jeszcze cień szansy na bezpieczną ewakuację. Wywalił przerażonego Andresona z wozu, po czym wysiadł.



Z wywróconej ciężarówki, lśniącej pod wpływem bladego blasku księżyca, sączyły się spaliny i jakieś jęki. Nasza szansa, pomyślał Kudra i rzucił się ku szoferce. Jednym ruchem wyrwał drzwi i ujrzał dwójkę nieprzytomnych, łysych wampirów. Pozabierał im broń i, dla pewności, jeszcze kilka razy przyłożył im kolbami ich własnych pistoletów.



Wycofał się. Mroczny Płyn musi tu gdzieś być, pomyślał, rozglądając się nerwowo. Wszak Komendant nigdy nie kłamie. Podobno. No, powiedzmy, że trochę. Co nie zmienia faktu, że w hali mówił...



Coś rozdarło mu kurtkę i dźgnęło go w plecy. Sądząc po obrzydliwym swądzie i nadspodziewanym gorącu, jakie błyskawicznie go zalały, stwierdził, że to srebro. Ba, poświęcone srebro. I że na domiar złego ktoś za jego pomocą stara się go ukatrupić. Uniósł ręce w górę i ostrożnie się odwrócił.



Przed nim stał Komendant. Wyglądał tak, jak o nim mówiono: raczej niski, gruby, w okularach o okrągłych, połyskujących jak reflektory szkłach. Blondyn, jakiś aryjczyk - cholera wie. Grunt, że celował w niego srebrnym sztyletem prosto w serce, a to, w przeciwieństwie do nogi od stołu Andresona, już mogło zrobić mu krzywdę. W prawej dłoni Komendant trzymał niewielką fiolkę, zawierającą zielonkawą substancję o konsystencji wymiocin, opatrzoną wielką plakietką z napisem „MROCZNY PłYN”.



- Tego chcesz? - syknął, potrząsając buteleczką. - Tego? Narzędzie mojego zwycięstwa?



Spod roztrzaskanej paki rozległy się przytłumione jęki zmaltretowanych nazistów, pewne też było, że za chwilę wpadną tu posiłki z odgrzebywanych z błota starów i zorganizują natychmiastową pacyfikację intruza. Kudra nie miał pojęcia, co zrobić. Ogarnęła go panika, zupełnie jak wtedy, kiedy tania podróbka Van Helsinga starała się dobrać mu do skóry. Zacisnął powieki w nadziei, że może to zły sen, że zaraz się obudzi za zawalonym butelkami stołem w jakimś obskurnym barze, a za oknem będzie świecić słońce.



Naprawdę nie chciał umierać.



Szczęk. Rozwarł powieki na tyle szybko, by zobaczyć, jak Komendant bezwładnie osuwa się na ziemię, upuszczając fiolkę. Kudra podniósł wzrok. Pewnie byłby podskoczył z radości na widok Andresona, który w ostatniej chwili ogłuszył napastnika za pomocą staranowanego przed chwilą znaku drogowego. Pewnie rzuciłby się mu w ramiona jak do najlepszego przyjaciela. Ten z kolei z równym entuzjazmem odrąbałby mu głowę. Ale, niestety, w sekundę potem rozległ się dziki ryk powracających z wykopek nazistów w natrętnym akompaniamencie strzałów, więc obaj wzruszyli ramionami, zaopiekowali się bezpańskim Mrocznym Płynem, po czym jak burza wpadli do zdezelowanego golfa i z piskiem opon odjechali.



- Dzięki - sapnął Kudra, co chwila nerwowo zerkając w pęknięte lusterko. Ciężarówki otoczyły wywróconego stara szczelnym murem, ale domyślał się, że za chwilę zaczną pogoń, w której to on, jego kompan i zdezelowany golf będą zwierzyną.



- Nie dziękuj. Pokrzyżowanie planów tym potworom to nasz priorytet. Nasza misja. Nasza krucjata przeciwko złu, występkowi, nazistom i...



- Dobra. Po prostu się stąd wynośmy - warknął Kudra i dodał gazu. Motor zawył jak potępieniec i wóz przyspieszył, drżąc na krateropodobnych dziurach i koleinach.



Upewniwszy się, że nic ich jeszcze nie ściga, dodał:



- Jak najdalej stąd. Zakładam, że w naszym ukochanym mieście już nie będziemy mile widziani po tym, jak zdeptaliśmy im odciski. No i mamy Mroczny Płyn, a tego to nam nie darują...



Andreson nie odpowiedział, ale gdy tylko Kudra skończył mówić, usłyszeli dźwięk pękającego szkła i tylne okno rozwaliła seria pocisków. Jednocześnie w lusterkach pojawiły się stary wyznawców Hakenkreuza, ewidentnie nie będących w dobrych humorach. Zdaje się, że w szoferce czołowej ciężarówki siedział rozcierający sobie głowę Komendant, któremu niestety wróciły zmysły.



Kudra ciężko westchnął. Zignorował Andresona, grożącego mu potworną śmiercią po planowanej likwidacji zbrodniczej organizacji Komendanta, po czym dodał gazu, mając nadzieję, że spełni się tylko to drugie.
Dark side of the Force

Odwiedź mój fanpejdżObadaj moje książkiNa Esensji też jestem

2
Masz na myśli film ,,Van Hellsing" czy anime ,,Hellsing"? Ani jednego, ani drugiego ciepłymi uczuciami nie darzę (a film to już była tragiczna, kiczowata żenada), no ale zobaczym, jak z tekstem będzie. Choć nie mieszczę się w przedziale wiekowym ,,do piętnastu lat". :]



Sam tytuł mi się nie podoba, bo i co ma piernik do wiatraka? Cóż, przeczytam - pewnie się dowiem.






rozrośnięty w barach
Jakoś... głupio to brzmi. o_O
jakby stoczyła wojnę światową z maszynką do golenia
,,światową" według mnie do wywalenia.
Grozę potęgował fakt, że jedyna latarnia, oświetlając mu twarz, rzucała światło na staromodne okulary o okrągłych szkłach tak, że wydawały się mocnymi reflektorami, zza których nie było widać złowrogich oczu złowrogiego typa.
No wybacz, ale mnie się to kojarzy jednoznacznie z Alucardem. Wcale nie jest tak ciężko wymyślić budzącą grozę postać, nie uciekając się do rażącego plagiatu. A poza tym: powtórzenie.
tamten wyciągnął zza pazuchy swego mrocznego płaszcza
Ten ,,mroczny płaszcz" bardziej bawi, niż straszy. :lol: Brzmi jak parodia.
– Kim jest twój barczysty przyjaciel, potworze? – dodał po chwili.



- Gdybym ci powiedział o nazistach (...)
A teraz mi pachnie jeszcze dodatkowo BloodRayne.
„Tysiąc” była to organizacja
Była organizacją.
równocześnie wpatrzył się w niego czerwonymi jak krzepnąca krew źrenicami, na co nieustraszony łowca mimowolnie odsunął się tak daleko, jak mógł
Według mnie ,,nieustraszony łowca" nie odsuwałby się od czegoś, na co poluje i czego się przecież nie boi, no nie? Nawet jeśli oboje są związani.
leżały jakieś skrzynie, w tym jedna na wpół otwarta, z zawartością, która dała się zidentyfikować jako krew medyczna.
Kolejne nawiązania do ,,Hellsinga". Tam też wampiry z organizacji żywiły się taką właśnie krwią.
nikt nie zorientował się, że z pewnej skrzyni dobiegają nerwowe, przytłumione szepty.
A co zrobili z zawartością ci, którzy się w niej schowali? Duszkiem wypili?
- Odezwało się, niewiniątko.
Bez przecinka.







Nie czytam dalej, bo zwyczajnie mi się NIE PODOBA. Wybrałeś elementy z różnych produkcji (z czego większość dość kiczowata) i połączyłeś w jedną, niezbyt spójną całość. Gdyby to był film, to klasy B, albo nawet G. Wampiry są takie, jak wszędzie, z naciskiem na to nieszczęsne anime o mhrochnym Alucardzie. Ponieważ nie doczytałam do końca, nie mogę stwierdzić, czy tytuł ma sens, czy nie. Wplątanie w to wszystko nazistów tylko upłyca fabułę (a poza tym to już było). Nic więcej powiedzieć się tu chyba nie da. Ewentualnie styl: czyta się nawet gładko, nie jest najgorzej. To na plus. :]



Pozdrawiam.
Z powarzaniem, łynki i Móza.

[img]http://img444.imageshack.us/img444/8180/muzamtrxxw7.th.jpg[/img]

לא תקחו אותי - אני חופשי

3
Przynajmniej odnośnie stylu nie jest tragicznie.

W założeniu powyższy potwór miał być właśnie parodią na wszelkiego typu mroczne horroro-komedie sensacyjne o wampirach. Nawiązania do anime/filmów celowe, włącznie z danymi personalnymi bohaterów (anagramy). W zasadzie mogłem w gatunek wrzucić "parodia" zamiast urban fantasy.


Ten ,,mroczny płaszcz" bardziej bawi, niż straszy. Laughing Brzmi jak parodia.
No bo to jest parodia.

BloodRayne, Hellsing, Blade. I może cos jeszcze.
Kolejne nawiązania do ,,Hellsinga". Tam też wampiry z organizacji żywiły się taką właśnie krwią.
W "Blade" zresztą też.
Według mnie ,,nieustraszony łowca" nie odsuwałby się od czegoś, na co poluje i czego się przecież nie boi, no nie? Nawet jeśli oboje są związani.
Andreson generalnie ma różne odpały. Kontrast do nieustraszonego psychopaty Alexandra Andersona.
A co zrobili z zawartością ci, którzy się w niej schowali? Duszkiem wypili?
Racja. Mogłem napisać, że niewiele tam tego było. Mój błąd.



[spam]

Manga Hellsing o niebo lepsza od serialu i serii OVA

"Van Helsing", nie "Van Hellsing" (częsty błąd)

[/spam]



I tak dzięki za fatygę.

Pzdr.

Dodane po 2 minutach:

Aha. W Hellsingu (manga, OVA) są naziści.
Dark side of the Force

Odwiedź mój fanpejdżObadaj moje książkiNa Esensji też jestem

4
No, dobra, człowieku z Tej Lepszej Strony Mocy (Come to the darkside, we have cookies!), skoro to parodia, to zobaczmy, choć po przeczytaniu komentarza Winky trochę się przeraziłam... :]


Mężczyzna stał przyparty do muru i drżąc ze strachu wpatrywał się w drugiego osobnika, jednocześnie szczerząc ostre kły.




Jak na mój gust... Widziałabym to zdanie następująco: "Mężczyzna stał przyparty do muru i, drżąc ze strachu, wpatrywał się w drugiego osobnika, jednocześnie szczerząc ostre kły".


po półtorej godzinie




"Po półtorej godziny"?


W końcu, ostatnimi resztkami odwagi, odetchnął z ulgą


Jakoś mi to dziwnie brzmi. W pierwszym odruchu pomyślałam, że oddychanie odwagą, a potem ulgą to całkowita pomyłka. XD Zastanawiam się, jak możnaby to zamienić... "W końcu odetchnął z ulgą, zachowując resztki odwagi"?


- Zabierz tą wampirzą łapę, kreaturo.


Tę łapę.


Owszem, mam trochę więcej siły, owszem żyję trochę dłużej niż statystyczny obywatel tego zabitego dechami kraju.


Przecinek po drugim "owszem".


uczulony......


Trzykropek ma tylko trzy kropki. Koniec. I kropka.


dwie czy trzy, wyzywająco ubrane, młode panny,


Bez przecinka po "trzy".


Stąd czerwony oczy i blada skóra, z tym że dostaje się gratis zwiększoną wytrzymałość na ból.


Przecinek po "tym".



Dobra, dalej nie chciało mi się szukać błędów. To, co zwykle, głównie interpunkcja, styl w porządku... Nie wiem, bez głębszych emocji. Całkiem zgrabne, o.



Pozdrawiam.

5
Jakoś mi to dziwnie brzmi. W pierwszym odruchu pomyślałam, że oddychanie odwagą, a potem ulgą to całkowita pomyłka. XD Zastanawiam się, jak możnaby to zamienić... "W końcu odetchnął z ulgą, zachowując resztki odwagi"?
No dobra, tutaj też trochę zamotałem.



Z resztą powyższych się zgadzam. Ale:



- Zabierz tą wampirzą łapę, kreaturo.



Tę łapę.
Skoro to jest dialog, stylizacja na mowę potoczną, to chyba oba przypadki są dozwolone?



No, przynajmniej styl jest dobry. Dzięki za sprawdzenie. Pzdr.
Dark side of the Force

Odwiedź mój fanpejdżObadaj moje książkiNa Esensji też jestem
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”