21 stycznia. 2007
Dopiero się urodziłem. Z ostatnich dni mojego życia pamiętam tylko postać Hajle Selassjego. Kukułka oznajmiła 22:31. Nie jest pijana, ale fakt - czasem lubi odurzyć się w jednym z tutejszych podmiejskich klubów. Wychodząc tylko porozmawiać, odnajdywana zostaje w rowie pobliskiej autostrady. Zazwyczaj odtąd następuje całkowity proces regeneracji domowego ptaka, co wiąże się z odgłosem spawania, stukania sąsiadów, narzekań lewego stawu skokowego. Po wszelkich operacjach plastycznych ptak wygląda jak wcześniej. Nie będe kłamał! Ma gips na prawym uchu. Biały puch unosi się w domu, zupełnie zakrywając powyklejane skrawkami gazet ściany. Wisielce na żyrandolu zdają się na nowo ożywać. Jakby zaczerpnęły nowy oddech. Sprawdzam tymże pluszowym misiom linę wisielczą, czy aby napewno dobrze uregulowałem, czy przez przypadek nie będe dłużej ich męczył. - Zrozum kochanie. Chcę być dobrym katem. Pocóż męczyć tych niewinnych skazanych przez murzyńskie odurzone dziecię? Zrozum - świat potrzebuje nieomylnych katów tak samo jak niesprawiedliwych sądów. - wypowiedziałem słowa jak w pacierzu, wyrzucając je prosto w powietrzną otchłań.
Swąd rozkładu unosi się między rozmową a to jednego, a to drugiego wytworu mojego chorego umysłu.
- Przepraszam. Zapomniałem żono jak masz na imię. Marta? Magda? - następuje niema cisza. Zresztą zawsze tak jest. Cisza. Nie odpowie żadnym ze słów. Nie wypomnę przecież licznych błędów w moim wychowaniu raptem od wczoraj.
- Nie mów znów! Ewa? przestaje to być śmieszne Marto. Rozumiem twoje wsparcie. Grę słowną dążącą do polepszenia stanu mojego umysłu. - czymże innym odpowiedzieć na grobowe milczenie? Tak! Jestem lizusem. Gdyby nie Marta, hmmm. Może tak: Gdyby nie chyba-Marta to wegetowałbym już w którymś z pobliskich sanktuariów.
- Dobrze że dr Lambert powiedział jak masz sobie ze mną radzić. Na twoim miejscu dawno bym się zwolnił z tej pracy. - rozmowa zaczyna wyglądać jak spaghetti widziane lornetką zza bujnych krzaków lasu równikowego. Staje się rzadka i mało wilgotna. Nie czuć między nami zapachu potu wyzwalanego (według opowieści chyba-Marty) przy okazji wszelakich intymności. Dawno nie widziałem się chociażby z moim penisem. Nie wiem właściwie czy żyje. Nie odzywa się od dawna, jakby się obraził. Tak! Zapewne metoda konspiracyjna tzw. grobowej ciszy. Genialny, genialny.
22. lutego. 2007.
W tym dniu urodziłem się po raz 323, co za tym idzie umarłem po raz 324, bo gdzieś wcześniej nastąpił matematyczny błąd w obliczeniach. Nie wiem ile mam lat, kukułka nadal ćpa, dlatego właśnie nie oznajmia mi godziny. Może i lepiej. Bynajmniej nie patrzę na siebie jak na wyliniałą syberyjską pumę szukającą śmierci, nawet nie myślę o kosie grobowego sługi przeżywszy dopiero 323 dni. Chociaż może było ich 324?! Wplątując was w intrygę moim - ojcem czy kimśtam był Gall Anonim. Ponury dziadek z brodą. Opisywał pozytywnie, za średniej wielkości łapówki królów z długimi brodami (jeden podobno mieszał zupę łokciami), których następnie rysował mój wujek, niejaki Matejko. Wracając do chyba-ojca. Miał schizofremię paranoidalną. Najprawdopodobniej oddał mi chorobliwy gen, za co niezniermie go kocham.
- Tak chyba-Marto. Gdy widzę ludzi (jakby samochodowe wraki na auto-złomie) spuszczających wzrok, rano wyrzygane śniadanie wydaje się pyszne jak karpatka. - wzięło mnie na szczerość dzisiejszego ponurego dnia, pod wpływem chyba tych beznadziejnych zwierząt nazywających się ludźmi.
- Wiem, że zapewne nic nie powiesz. Zawsze jesteś taka cicha i nieobecna. Tylko mnie wylecz. Jakieś wyższe uczucia, chociażby miłość czy przyjaźń zostaw sobie na później. Nie jada się przecież ogryzków ze śmietnika. - ewidentnie wczułem się w monolog, eksponując język, który niedawno tarłem miękkim pumeksem.
Apropos języka. Mówię po polsku, białorusku i kambodżańsku (bodajże tak się pisze). Staram się mówić elokwentnie, ruszam językiem dynamicznie jak ten z Jożin z Bażin, skaczący między tramwajami. Tak! Każdy ma takiego bohatera na jakiego sobie zasłużył. Amerykański Spider-man, czeski Jożin, polski Janosik, angielski Robin co chudł. Jako, że my, Polacy niezliczonymi kompleksami targamy swe wytresowane umysły, zdołaliśmy pożyczyć bożyszcza Jożina, i aktualnie skacze na programie pierwszym w lokalnej TV, wywołując niezwykłe zadowolenie. Gdzie niegdzie widoczne są nawet pojedyncze orgazmy. Jeżeli pytasz o ten język kambodżański.
- ciulu kichany, ty wiadrze na zgniłe stolce - oznacza np: Kocham Cię, ty nadzieją na jasne Słońce. Czyż nie piękne? To narodowe powiedzenie każdego Kambodżanina, odnoszące się głównie do powodzi w tamtejszym rejonie Azji. Krajanie są bardzo optymistyczni, w odróżnieniu od zakompleksionych polaczków. Patrzcię w górę. Mówię wam ja - schizofremik, właśnie w ten dzień 323 urodziny i 324 pogrzeb.
23. marca. 2007
Wstałem, jest na mój wzrok około 3.30. Czuję zapach nieogarniętego przemijania. śmierdzi identycznie jak paląca się pijana jajecznica, w której przyrządzaniu ewidentnie zabrakło namiętności. Swąd pijaczki ucieka obok nosa, lekko gardząc węchem. źle się czuje, jajecznica przygląda się w milczeniu mej agonii. Chyba wczorajsi ludzie nadal stoją mi na żołądku. Nie mogąc ich przełknąć dostałem coś w rodzaju chorobliwego zapalenia jelit połączonego z depresją egzystencjonalną. Przy mojej chorobie, to nadal bardzo dobrze. Symetrycznie (na lewo) zaczesana grzywka przedłuża męskość, chowając za bujnymi porami włosów problemy nagromadzone po lewej części twarzy. Blizny z dzieciństwa wynikające bodajże z zachowania chyba-ojca, który żartobliwie przystawiał w tym miejscu pieczątki ze swych kronik.
- Nie mówiłem kochanie, że rodzice wysyłali mnie w najdalsze krańce świata, za pośrednictwem królewskiej pieczątki? - przypomniałem sobie lukę, którą pominąłem przy przedstawianiu swego życiorysu chyba-Marcie. Nie mogę jeszcze raz tego zapomnieć. Więc w pewnym momencie zbierałem wizy, pracowałem bodajże w cyrku, ale dr. Lambert mówi że żadna praca nie hańbi.
- Nie pytaj. Nie wiem, czy płacili mi jak zwierzętom tam występującym - odpowiadam na milczenie, widząc w oczach chyba-Marty jakieś uczucie, którego mnie nie uczono. Na ulicach po kolei zapalają się lampy, jedna pań lekkich obyczajów, ubrana w miniówkę zatrzymuje zdezolowanego Jaguara, bodajże rocznik 1960, rejestracji nie pamiętam.
Obserwowałem panią blisko trzy godziny, stojącą pod mglistym światłem latarnii. Widziałem dokładnie, bez lornetki. Tusza trzęsła się, przy ogromnym wysiłku zawsze powracając do pierwotnej formy. Jej czoło zdawało się układać w sylaby, trzaskając o rozczochrane włosy z takim hukiem, że dziecko państwa Niewiemjakich, obudziło się z płaczem, który właśnie wypełznął z kranu po drugiej stronie świata. Wielokrotnie widziałem dziecko w mieszkaniu obok, przez przezroczyste ściany, wychodzące z salonu, któremu z salonu (tak naprawdę) pozostała tylko nazwa. Jaguar rocznik 60, właśnie podjechał. Kobieta wolno wtłoczyła tyłek na tylne siedzenie. Zdjąłem wzrok zza szyby, zsunąłem się po parapecie, staczając kolejną walkę o spokojny sen.
24. kwietnia. 2007
środek dnia, spaliny samochodowe odczuwa nawet czajnik zipiący trwożnie w przedpokoju.
- Chyba czas umierać kolego. - mówię, błogosławiąc mojego wiernego towarzysza papierowym krucyfiksem, poświęconym oliwkowym żelem pod prysznic. Sądzę, że choć trochę pomogę.
Właściwie czajnik wypełnia mój umysł doszczętnie. Rzecz martwa? Więc jakim cudem umiera? Nie! Ona nie umiera - chyba. Najprawdopodobniej właśnie dokonuje swego żywota, w nieodkurzonym przedpokoju, w którym stu-milowe buty chyba-Marty tworzą istny korek. Nie mogę nigdzie postawić stopy. Wszędzie widoczne są jej kajakowe wiosła, okalane zewsząd drewnem, bodajże jesionowym, splecione zwięźle różowymi sznurowadłami, oklejone klejem wytworzonym zapewne przez tanią siłę roboczą. Buty lśnią się, jak człowiek, aby zaraz zgasnąć wobec niezniszczalnego obłoku czarnego dymu.
- Dlaczego właściwie dym unosi się, i nie można go poniżyć? Ani słowem, ani czynem, myślą bądź zaniedbaniem! Marny człowiecze. Dym jest naszym wzorem. Rozgonisz go - owszem, lecz on wróci w ramiona innego. - wykrzyczałem wewnętrznie, zwyczajnie będąc zazdrosnym o naturę dymu. Tego dnia prócz czajnika, to mój największy problem.
Z dotychczasowej egzystencji, nie zapamiętanej jednak dokładnie, mogę być zadowolony. Według chyba-Marty rozwijam się. Nieprzerwanie widzę to niewypowiedziane zdanie, w fali cieplejszych ruchów powietrza, nazywanych z kambodżańskiego 'pulą stocha'. Jak myślicie? Chyba-Marta podpuszcza, podlizuje się, czy naprawdę myśli, że jest możliwość częściowego zaleczenia mojej choroby? Mimo, że jej postawa i uczucie jakim niewątpliwie mnie darzy napawa optymizmem, posiadam unikatowe lustro. Jeszcze ono mi zostało. Widzę swoje odbicie, lśniącą czuprynę uczesaną odpowiednio, wąski pasek wąsów pod nosem, i naganny pesymizm.
- Phu! Miałem nie brać przykładu z ludzi! - wyrywając sobie włosy, po raz pierwszy od dłuższego czasu odprawiłem szczery rachunek sumienia. Bóg powinien karać za pesymizm. Owszem - można rozpaczać, lecz nie pesymistycznie. Można kochać, lecz nie pesymistycznie. Można jeść, zwyczajnie ciesząc się z posiłku, który zapewne zostanie niezapamiętany przez mój umysł.
2
Przejdę do rzeczy. Napisałeś coś, co w moich oczach nie ma żadnej wartości. Nie przemawia do mnie ten tekst, nie wywołuje emocji (choć z drugiej strony, nudę też można podciągnąć pod emocje, czyli jednak wywołuje).
Ja wiem, co w tym opowiadaniu dla mnie jest złe - bezsens, nicość, niepoukładanie. Ja mam takie odczucia. Nie jest to literatura dla mnie. Zdecydowanie.
Nie mogę Ci zarzucić, że tekst to bełkot schizofrenika, bo tak przecież miało być.
Nie bój sie napisać coś "normalnego", nie chowaj sie za takimi eksperymentami. Stać Cię może na tworzenie własnych światów, historii, losów, a Ty serwujesz mi tu jakieś gadanie szaleńca. żeby to jeszcze było ciekawe.
Zupełnie mi się nie podoba. Ale (teraz sprubuję Cię pocieszyć) Mityczny Weber powiedział kiedyś o sobie, że mu się rzadko co podoba. I o mnie ostatnio można powiedzieć to samo. Także na suchy i nieczuły grunt padł Twój tekst, ale ja na Twoje szczęście jestem tylko jeden :wink:
Pozdrawiam.
Ja wiem, co w tym opowiadaniu dla mnie jest złe - bezsens, nicość, niepoukładanie. Ja mam takie odczucia. Nie jest to literatura dla mnie. Zdecydowanie.
Nie mogę Ci zarzucić, że tekst to bełkot schizofrenika, bo tak przecież miało być.
Nie bój sie napisać coś "normalnego", nie chowaj sie za takimi eksperymentami. Stać Cię może na tworzenie własnych światów, historii, losów, a Ty serwujesz mi tu jakieś gadanie szaleńca. żeby to jeszcze było ciekawe.
Zupełnie mi się nie podoba. Ale (teraz sprubuję Cię pocieszyć) Mityczny Weber powiedział kiedyś o sobie, że mu się rzadko co podoba. I o mnie ostatnio można powiedzieć to samo. Także na suchy i nieczuły grunt padł Twój tekst, ale ja na Twoje szczęście jestem tylko jeden :wink:
Pozdrawiam.
4
Aż się w głowie kręciło od czytania. Może i dobrze oddałeś myśli osoby chorej (nikt kto nie był chory nie może być tu kompetentny w 100%), ale było tu nudzące i męczące. Co innego gdyby to był tylko element powieści o takim schizofreniku, ale jako całość - nikt by tego nie przeczytał.
Ale jako wprawka - czemu nie?
Ale jako wprawka - czemu nie?
5
Dziwne to wszystko..
Szczerze powiedziawszy to bardzo fajnie jeżeli odnajdujesz się w takich tekstach, ale trzeba także powiedzieć, żebyś popracował nad swoją książką zanim ją już napiszesz.. Chodzi mi o to, żebyś usiadł na skraju klifu wpatrując się w fale uderzające o brzeg. Może wtedy zdobędziesz jakieś natchnienie - o czym i jak napisać -. Powyższy tekst nie jest zły.. Ale taki bezcelowy i bezsensowny. Ludzi to nie pociąga.
Pozdrawiam,
7eventy
Szczerze powiedziawszy to bardzo fajnie jeżeli odnajdujesz się w takich tekstach, ale trzeba także powiedzieć, żebyś popracował nad swoją książką zanim ją już napiszesz.. Chodzi mi o to, żebyś usiadł na skraju klifu wpatrując się w fale uderzające o brzeg. Może wtedy zdobędziesz jakieś natchnienie - o czym i jak napisać -. Powyższy tekst nie jest zły.. Ale taki bezcelowy i bezsensowny. Ludzi to nie pociąga.
Pozdrawiam,
7eventy
„…ale ból w całej swojej okazałości jest najlepszym przykładem pozaziemskiego raju. Dzięki niemu właśnie rozumiemy istotę życia. Rozumiemy, ale do końca nie pojmujemy. Dlatego raj różni sie od bólu. poznanie tego pierwszego łączy sie ze zrozumieniem wszystkiego, a poznanie drugiego przedstawia tylko fragmenty poznania wielkiej całości”
6
Pierwsza myśl, jaka stuka mnie w ramię po przeczytaniu tego tekstu to zdecydowanie CHAOS.
Rozumiem, że to "Pamiętnik schizofrenika", że o to prawdopodobnie chodziło, ale tak czy siak - ani ja, ani najwidoczniej moi poprzednicy nie czerpali przyjemności z czytania. Tekst nudzi i męczy właśnie z tego jednego, głównego powodu - chaosu. Nawałnicy bezsensu. Burzy nic nie mówiących obrazów.
Nie jesteś pierwszym. Takich tekstów jest pełno, pamiętniki szaleńców, dzienniki psychopatów, opowiadania o szaleństwie z perspektywy szaleńca - niektóre są lepsze, niektóre gorsze, w większości jednak są kiepskie. Twój niestety nie stanowi wyjątku.
Według mnie taki utwór to pójście na łatwiznę. Zero fabuły, zero treści, zero czegokolwiek, żadnej wartości, tylko jak najwięcej dziwnych dziwności napaćkać. Może i Ty się twórczo wyżyłeś, ale jeśli dajesz to nam, czytelnikom, to powinieneś to przemyśleć.
No bo co czytelnik z tego ma? Rozrywkę? Jakieś złote myśli? Skłonienie do przemyśleń? Nie ma nic, tylko setny pamiętnik człowieka chorego na umyśle. Nie wydaje Ci się, że sto razy ciekawsze by to było, gdybyś pokazał człowieka próbującego normalnie funkcjonować, a który widzi ludzi, których nie ma? Rozmawia z kimś jak z normalną osobą, by później okazało się, że to był tylko jego wytwór. Rzuca się na prawdziwego człowieka, myśląc, że to widmo. Jakaś fabuła. Jakaś treść. Logika. Takie rzeczy. Nie bełkot i chaos.
Właściwie na tym mógłbym skończyć. Wydaje mi się, że dałeś dosyć niefortunny tekst na ocenianie Twojego stylu i ogólnych umiejętności. Bo w sumie się nie da. Ot, zwykły chaos jakiego pełno, nic z niego nie wynika, wkrótce zapomnę o tym tekście. Radziłym na przyszłość wrzucić na forum coś konkretniejszego, bo jak widzisz, masa chaosu nuży i nie pociąga.
Pozdrawiam.
Rozumiem, że to "Pamiętnik schizofrenika", że o to prawdopodobnie chodziło, ale tak czy siak - ani ja, ani najwidoczniej moi poprzednicy nie czerpali przyjemności z czytania. Tekst nudzi i męczy właśnie z tego jednego, głównego powodu - chaosu. Nawałnicy bezsensu. Burzy nic nie mówiących obrazów.
Nie jesteś pierwszym. Takich tekstów jest pełno, pamiętniki szaleńców, dzienniki psychopatów, opowiadania o szaleństwie z perspektywy szaleńca - niektóre są lepsze, niektóre gorsze, w większości jednak są kiepskie. Twój niestety nie stanowi wyjątku.
Według mnie taki utwór to pójście na łatwiznę. Zero fabuły, zero treści, zero czegokolwiek, żadnej wartości, tylko jak najwięcej dziwnych dziwności napaćkać. Może i Ty się twórczo wyżyłeś, ale jeśli dajesz to nam, czytelnikom, to powinieneś to przemyśleć.
No bo co czytelnik z tego ma? Rozrywkę? Jakieś złote myśli? Skłonienie do przemyśleń? Nie ma nic, tylko setny pamiętnik człowieka chorego na umyśle. Nie wydaje Ci się, że sto razy ciekawsze by to było, gdybyś pokazał człowieka próbującego normalnie funkcjonować, a który widzi ludzi, których nie ma? Rozmawia z kimś jak z normalną osobą, by później okazało się, że to był tylko jego wytwór. Rzuca się na prawdziwego człowieka, myśląc, że to widmo. Jakaś fabuła. Jakaś treść. Logika. Takie rzeczy. Nie bełkot i chaos.
Właściwie na tym mógłbym skończyć. Wydaje mi się, że dałeś dosyć niefortunny tekst na ocenianie Twojego stylu i ogólnych umiejętności. Bo w sumie się nie da. Ot, zwykły chaos jakiego pełno, nic z niego nie wynika, wkrótce zapomnę o tym tekście. Radziłym na przyszłość wrzucić na forum coś konkretniejszego, bo jak widzisz, masa chaosu nuży i nie pociąga.
Pozdrawiam.
"Życie jest tak dobre, jak dobrym pozwalasz mu być"
9
Witam. "Piękny Umysł" to jeden z moich ulubionych filmów mimo wielu przeinaczeń (chociażby homoseksualne incydenty Nasha), ale film to fikcja, i nie mam zamiaru zarzucać tego błędu.
Co do "Pamiętnika ..." - nie czytałem nic o schizofrenikach. Wiem, że to kompletnie wyśmiewa ten tekst, którego jakość i tak pozostawia wiele do życzenia, ale zwyczajnie chciałem ukazać tę chorobę, tak jak sobie wyobrażam. Niekoniecznie to musiała być schizofrenia. Mogła być jakaś inna, "niezbadana" choroba.
POZDRAWIAM !!!
Co do "Pamiętnika ..." - nie czytałem nic o schizofrenikach. Wiem, że to kompletnie wyśmiewa ten tekst, którego jakość i tak pozostawia wiele do życzenia, ale zwyczajnie chciałem ukazać tę chorobę, tak jak sobie wyobrażam. Niekoniecznie to musiała być schizofrenia. Mogła być jakaś inna, "niezbadana" choroba.
POZDRAWIAM !!!