Rozdział I
- Antyniosie szanuję cię. Wiem, że jesteś inteligentniejszy od nas wszystkich tu zebranych. Dlatego nie mogę zrozumieć twojej decyzji. Antyniosie lubię cię, dlatego żałuję że nie mogę cię przekonać do jej zmiany – mówił młody mężczyzna, pociągający łyk wina, przy każdej pauzie podczas swojej wypowiedzi. Jak na Atlanta był niski, miał zaledwie metr siedemdziesiąt wzrostu. Również krótkie włosy nie były popularne wśród złotej młodzieży wyspy. Jasnoniebieskie oczy zamglone alkoholem skakały z osoby na osobę, zwracając uwagę na każdą nawet drobną zmianę w zachowaniu.
- Lysteosie! Przyjacielu, jestem ci wdzięczny za troskę jaką mnie otaczasz. Wiem że się martwisz, jak wy wszyscy. Ale zapewniam cię, zapewniam każdego z was, że dokładnie przemyślałem swój wybór. Wziąłem pod uwagę wszelkie możliwe konsekwencje, jakie niesie za sobą ta decyzja. Toczyłem w myślach zażarte kłótnie, przytaczałem najróżniejsze argumenty, jakie przyszły mi do głowy. Za jedną i za drugą opcją. I wydałem wyrok. Podjąłem ostateczną decyzję – odparł spokojnie Antynios. Obejrzał srebrny puchar, który trzymał w ręku, odgarnął kosmyk czarnych włosów opadających na duże ciemne oczy i napił się z tego pięknego naczynia. Nie każdy na wyspie miał okazję trzymać w ręku dzieło atlantyckich jubilerów, a jeszcze mniej osób miało szansę pić z takiego wyrobu. Jednak dla młodych szlachciców z Fistii był to przedmiot codziennego użytku. Potrafili oczywiście zachwycać się doskonale rzeźbionymi w srebrze motywami winorośli, czy zwierząt zamorskich, lecz przywykli do zbytku i zbytek odczuwali jako coś naturalnego.
- Jak mówiłem decyzja jest ostateczna – kontynuował – Oznacza to Lysteosie, że jej nie zmienię. Możemy drodzy bracia dyskutować o niej, – tu pokazał białe równe zęby w uśmiechu – ale jest podjęta. Spust pociągnięty, kula jest w locie.
Lysteos zmrużył swoje i tak wąskie oczy, które teraz przypominały narysowane pędzelkiem linie i głęboko westchnął.
- Znakomicie! – krzyknął jeden z biesiadników. Wyższy od Antyniosa blondyn o szerokich barkach i zaokrąglającym się brzuchu. – Ja się zgadzam z tobą w pełni. świetnie, świetnie! – Mówiąc pił wino wprost z butelki, i obgryzał pieczone indycze udo.
- Dziękuję za wsparcie Deystosie – powiedział Antynios.
- Tylko jedno. Jedno mnie męczy.
- Pytaj odpowiem.
- Po co? Po co chcesz tam iść? Bo przecież nie dla pieniędzy. Masz ich nadmiar. A jak ci ich zabraknie, pożyczymy ci. – Mężczyźni parsknęli głośnym śmiechem – Co ja mówię? Damy ci je. Jeśli nie pieniądze, to może sława? Mnie też pociąga. Kobiety kochają sławę, a ja kocham kobiety. Tym się nie różnimy. – Na chwilę przerwał by wlać w siebie kolejną ilość trunku – Ale sławę można zdobyć także w inny sposób. Chcesz pokażę ci sposoby? – Uśmiechnął się chytrze do Antyniosa. – Jeszcze jeden powód przychodzi mi do głowy. Przygody. Ach te podróże w miejsca w których nigdy nie postawię stopy. I te widoki. Aż mi się włosy jeżą na myśl o nich. Ale nie chcę widzieć piękna, które będzie ostatnim pięknem, jakie zobaczę. Nie chcę stawiać nóg w miejscach, które mi nogi odbiorą. – Na te słowa zamilkł, a jego twarz przybrała kolor dojrzałej maliny. Spojrzał na przyjaciela, od którego powiało chłodem. Wszyscy wstrzymali oddech.
- Wybacz Antyniosie. Wino. Zapomniałem.
- Wybaczam Deystosie – odpowiedział.
Na chwilę zamilkli. W pokoju było sześciu młodych mężczyzn, siedzieli w głębokich fotelach lub leżeli na kanapach. Na półkach stały butelki z winem, tace z owocami, ciastem i mięsem. Między przyjaciółmi znajdowały się cztery trójkątne stoły zastawione jedzeniem. Z kilku świec padało blade światło, w pokoju panował półmrok. Antynios po chwili przerwał milczenie.
- Deystosie, Lysteosie. I wy, Marastasie, Yeonie i Jastyasie. Chcecie wiedzieć, co skłania mnie, aby opuścić wasze towarzystwo na trzy lata ryzykując stratę życia i zdrowia? Odbierając sobie znakomite jedzenie i luksusy Fistii? I robię to na własne życzenie. Dziwi was to?
- Tak. Antyniosie chcemy cię zrozumieć – przerwał mu smutnym głosem Lysteos.
- Mam pieniądze, dlaczego nie mam mieć ich trochę więcej? Jestem sławny już tylko z powodu noszenia nazwiska Kari. Ale czy dodatkowa sława jest szkodliwa? Podróże, odkrycia? Tak, to interesujące. Jednak to tylko dodatki. Tym, co mnie pociąga, co sprawia że chcę się rzucić w tą trzyletnią przepaść, jest chwała! Chwała jaką zdobędę – rozejrzał się dokoła roziskrzonymi od pijaństwa i podniecenia oczami – Chwałę muszę osiągnąć.
- To piękne – krzyknął piskliwym głosem Jastyas – będziesz nieśmiertelny – i ku uciesze wszystkich spadł pijany z fotela.
- Brawa dla Jastyasa – wrzasnął Deystos, dławiąc się kawałkiem mięsa. Odkaszlnął i dodał – Niech żyje nieśmiertelna chwała. I wino niech żyje!
Yeon wstał z kanapy, na której leżał dotąd cicho, podniósł troskliwie młodszego brata i ułożył go na swoim miejscu. Sam zaś usiadł w fotelu.
- Tylko proszę cię Antyniosie. Nie zgiń tam – powiedział.
- Nie zginę Yeonie. Obiecuję. I obiecuję wrócić jako bohater.
- I generał – dodał pijany już strasznie Deystos. Wstał i zaczął śpiewać jakąś świątynną pieśń, co sprowokowało Marastasa do ataku słownego w obronie religii. Lysteos patrzył tylko zniesmaczony jak Deystos popisuje się swoimi niskim głosem, fałszuje niemiłosiernie. Zabawa trwała jeszcze ponad godzinę, za nim ostatni z Atlantów osunął się na miękki dywan, lub zasnął na kanapie.
Następnego dnia w południe, goście zjedli śniadanie i zaczęli się żegnać ustalając termin kolejnego spotkania. Deystos stwierdził, że powinno odbyć się u niego. Z racji tego, że to będzie pożegnanie Antyniosa i trzeba będzie zaprosić znacznie więcej osób. On zaś z całej grupy przyjaciół miał największy pałac. Wszyscy przyznali, że to świetny pomysł i zaczęli wychodzić.
- Zaczekaj chwilę – powiedział Lysteos do Antyniosa, kiedy ten stał już na schodach prowadzących na ulicę.
- Tak Lysteosie? W czym mogę ci pomóc?
- Posłuchaj przyjacielu – mówiąc to położył mu dłoń na ramieniu – Wiem, że nic nie zmieni twojego postanowienia, jesteś stanowczy.
- Raczej uparty – zaśmiał się Antynios.
- Tak, to lepsze słowo. To dobra cecha, nie raz ci się przyda, zresztą sam wiesz. Ale wracając do meritum, mówisz o chwale, myślisz o ryzyku, wolności. Dobrze, jeśli tego pragniesz.
- Tego pragnę – powiedział wesoło – znasz mnie jak nikt.
- Proszę cię tylko zapamiętaj, że armia to nie zabawa.
Antynios spojrzał głęboko w mądre oczy przyjaciela – Wiem, że to nie zabawa. Każdego dnia kiedy spotykam swojego wuja, przypominam sobie o tym. Do zobaczenia przyjacielu! – uścisnął mu dłoń i zbiegł po schodach. Lysteos stał jeszcze jakiś czas, patrząc na wsiadającego do powozu i odjeżdżającego Antyniosa.
- Czeka go klęska albo chwała. Nie ma miejsca na kompromisy w jego życiu – powiedział do siebie i wrócił do środka.
Rozdział II
Dwa dni później w dużym salonie zabarwionym freskami ściennymi oraz światłem malowanym przez witraże w licznych oknach, Antynios z rodziną jadł obiad. Długi stół zapełniony był najróżniejszymi potrawami, różnokolorowymi owocami, sałatkami, mięsem, rybami, wodą, oraz oczywiście winem. Atlanci uwielbiali winorośle, a wino kochali szczególnie. Górzyste ukształtowanie Atlantydy nie pozwalało na wysoko rozwiniętą uprawę zbóż, kukurydzy, czy ziemniaków. Po tym jak liczba ludności wyspy przekroczyła dziesięć milionów skupili się wyłącznie na uprawię winnic, oliwek, oraz hodowli kóz i owiec. Resztę produktów sprowadzali z krajów zachodnich i wschodnich ogromnymi statkami handlowymi.
W salonie jadalnym pałacu Thiniosa Kari posilali się przedstawiciele najważniejszej rodziny tego wielkiego rodu. Na całej Atlantydzie ludzi o nazwisku Kari, którzy mogli udowodnić pokrewieństwo ze szlachetną linią żyło ponad trzystu. Poza tym istniało wielu krewnych podpisujących się inaczej. Do Karich należeli Atlanci na najwyższych szczeblach władzy, jak i najzwyklejsi obywatele. Ta mieszanka tworzyła potężną siłę, która mogła się równać z każdą atlantycką dynastią. Kari dokonali także świetnego wyboru łącząc ojca Antyniosa z Lysteną Dann. Matka chłopca należała do rodu, który istniał już przed wielkim zjednoczeniem, a co ważniejsze uczestniczył czynnie w tym wydarzeniu. Od ponad tysiąca lat ich wpływy znacznie osłabły dając miejsce takim, jak Kari, Talusten czy Landesten. Mimo to Dann mieli przedstawiciela w parlamencie, a nazwisko to wciąż posiadało moc i znaczny prestiż.
Antynios jadł z apetytem, po porannej przejażdżce konnej czuł zmęczenie i głód. Był świetnym jeźdźcem i zdążył poznać już wszystkie zamiejskie okolice Fistii podczas swoich wypraw. Teraz z przyjemnością pochłaniał jagnięcinę na słodko, starając się nie mlaskać. Ojciec patrzył z zadowoleniem na swojego syna, który jako jedyny potomek był wyłącznym spadkobiercą jego wysokiej pozycji. Razem z Lysteną wypytywali, co chwila Antyniosa o zmiany wywołane przez wiosenną porę, jakie dostrzegł poza miastem. Rozmawiali o błahych i mało istotnych sprawach zgodnie z radami Theliosa Tuli, najsłynniejszego lekarza Atlantydy, wybitnego naukowca. Tuli stwierdził, że rozmowy o polityce i pieniądzach przy posiłku szkodzą zdrowiu i źle wpływają na trawienie. A Atlanci ufali naukowcom i lekarzom.
Przy stole siedział także Tanios Kari, starszy brat Thiniosa. Jakby nieprzytomny wpatrywał się w swój posiłek. Nie dziwiło to domowników zbytnio, bo ostatnimi laty zdarzało mu się to dość często.
Po mniej więcej godzinie wszyscy byli już tak syci, że nikt nie myślał nawet o kęsie. Antynios wiedział, że czeka go poważna rozmowa z ojcem i zaczął odczuwać przyjemne zdenerwowanie. Stres prawie zawsze sprawiał mu przyjemność. Umysł stawał się jasny, zmysły się wyostrzały.
Wiedział jak bardzo ojciec nie będzie zadowolony z jego decyzji o wstąpieniu do armii. Widział zdenerwowanie rodzica, kiedy on wsiadał na konia, wypływał w morze, a nawet wychodził wieczorem by spotkać się z przyjaciółmi i miał wrócić nazajutrz. Ale wiedział też jak bardzo dba o reputację.
Kiedy wyszli z salonu do pokoju pracy Thiniosa, Lystena została z Taniosem. Lubili przebywać razem, to Tanios poznał ją z bratem. Byli przyjaciółmi.
Lystena spotkała go po raz pierwszy, kiedy miała zaledwie szesnaście lat. On był już znanym generałem, imponował jej swoim intelektem, wiedzą i sławą. Dziadek Antyniosa Takstas Kari wpadł na pomysł żeby bezdzietnego wdowca, swojego młodszego syna Thiniosa, ożenić z piękną dziewczyną z rodu Dann. Podupadająca rodzina chętnie się zgodziła na transakcję, która mogłaby się stać szansą na odbudowę ich potęgi. Tanios jako przyjaciel Lysteny stał się głównym mediatorem w tej sprawie. Wszyscy jej bliscy zachwalali Thiniosa, który mimo że był prawie dwukrotnie starszy miał wiele uroku i był atrakcyjnym mężczyzną. Lystena zgodziła się wreszcie i trzy lata po poznaniu Taniosa wyszła za jego brata. W czasach jej młodości takie małżeństwa nie były czymś rzadko spotykanym, chociaż już wtedy liczono się ze zdaniem panny młodej. Tym razem panna młoda dała się przekonać. Z czasem naprawdę pokochała swojego męża miłością dojrzałą i świadomą. Czuła się spełniona i zadowolona ze swojego życia.
- Antynios to wspaniały młodzieniec, czeka go wielka kariera – odezwał się po chwili milczenia Tanios.
- Z pewnością – odpowiedziała – Zostanie wielkim politykiem jak jego ojciec.
- Tak – powiedział i uśmiechnął się enigmatycznie.
- Myślisz, że czeka go inny los?
- Skąd taki wniosek moja droga?
- Twoje „tak”, zabrzmiało jak byś coś ukrywał.
- Doprawdy? Tylko tak zabrzmiało. I co innego mogłoby spotkać Antyniosa niż kariera w polityce?
- To prawda, nic. Ale nie zapominaj, że ja cię znam wystarczająco długo Taniosie, aby wiedzieć kiedy coś ukrywasz.
- Kochana Lysteno, a więc wiesz także, że jeśli coś złego miałoby spotkać mojego bratanka, zrobiłbym wszystko aby mu pomóc. Tak jak ty martwię się o niego i powiedziałbym ci, jeśli coś by mu groziło.
- Więc jestem spokojna.
- Tak bądź spokojna – odparł i znów zapadł w zadumę.
W tym samym czasie, kilka pokoi dalej odbywała się znacznie mniej spokojna rozmowa. Gabinet Thiniosa był niewielkich rozmiarów. Dwa małe okna dawały nikłe światło, jednak wiele świec uzupełniało ten brak i panowała wystarczająca jasność. Thinios siadł w jednym z foteli i poprosił o to samo syna. Patrzyli sobie w oczy.
- Chciałeś ze mną o czymś porozmawiać, prawda?
- Ojcze, zawsze chętnie z tobą rozmawiam.
- Tak. Ale chyba masz do mnie jakąś konkretną sprawę? Czy się mylę?
- Nie ojcze. Oczywiście nie mylisz się, chciałem z tobą porozmawiać. I chciałem porozmawiać o ważnej sprawię.
Thinios zmarszczył brwi, i przenikliwie spojrzał się na Antyniosa.
- Nie martw się ojcze, nie zrobiłem nic złego – Antynios zachwiał się w swojej pewności siebie czując, że ojciec już wie, że problem nie jest błahy. Nie miał przecież doczynienia z byle kim. Rozmawiał z Thiniosem Kari, wielkim politykiem i człowiekiem, który nauczył go jak być przebiegłym i ukrywać prawdę, kiedy jest taka potrzeba.
Zaczął się wić jak żmija w swoich wypowiedziach. Thinios naciskał, w końcu zapytał z gniewem i irytacją.
- Mów, o co chodzi? Nie bądź tchórzem.
- Nie jestem tchórzem ojcze, ale cię kocham i wiem, że nie będziesz zadowolony z tego, co powiem. Nie chcę ci sprawiać przykrości – wystrzelił szybko słowa.
źrenice Thiniosa zwiększyły się ze zdziwienia. Po chwili ciszy, już spokojnie powiedział.
- Mów.
- Mam zamiar wstąpić do armii – zrobił pauzę po tych słowach obserwując kamienną twarz ojca – Podjąłem decyzję – dodał po chwili.
- Oszalałeś – zachichotał Thinios. Antynios otworzył szeroko usta i zaciągnął się mocno powietrzem.
- Nie ojcze. Idę na trzy lata do armii. To nie jest długi okres.
- Nie jest długi okres – powtórzył kpiącym tonem – trzy lata w armii, to nie jest długi okres. Chyba nie wiesz, co mówisz Antyniosie?
Nie tego spodziewał się młody Atlant. Liczył na wybuch ojca, nie na żarty z siebie. To sprawiło, że stracił kontrolę nad przebiegiem rozmowy.
- Ojcze śmiej się ile chcesz, przeklinaj mnie, krzycz na mnie, – uniósł się gniewnie - ale jestem już mężczyzną, nie cofnę się.
- Ty jesteś mężczyzną? – mówił już chłodno – A zachowujesz się jak chłopiec. Chcesz się bawić w wojnę, a armia to nie zabawa.
- Wiem ojcze. Jestem świadomy.
- Jesteś świadomy? Wiesz, co robisz?
- Tak – odrzekł.
- To spójrz na swojego wuja. Chcesz stracić jak on nogi, czy może wolisz stracić życie?
- Wuj jest bohaterem. Poświęcił się dla dobra Atlantydy.
- Tak? Sugerujesz więc, że ja tego nie zrobiłem bo jestem cały? że budowanie dobrobytu kraju, dbanie o ład i porządek nie jest poświęceniem?
- Jest ojcze. Zamierzam iść w twoje ślady, ale najpierw chcę iść w ślady wuja.
- Porozmawiaj z nim, może on wybije ci to z głowy. Na pewno żałuję tego.
- Rozmawiałem z nim.
- Co? – Thinios prawie się zakrztusił własną śliną z wrażenia, Antynios zaczerwienił się na twarzy. Miał o tym nie mówić, wymknęło mu się niespodziewanie. Thinios łapiąc oddech zaczął mówić tonem wzrastającym z cichego i powolnego szeptu, do szybkiego i chaotycznego krzyku. żalił się na los, jaki go spotkał, na niesprawiedliwość życia. Zaklinał Antyniosa i mu groził. A syn stał ze spuszczoną głową i pokornie słuchał. Różne myśli kłębiły mu się w głowie, stracił orientację, odciął się na moment od świata na tę krótką chwilę. Naglę klęknął przed ojcem, objął jego nogi i płacząc powiedział.
- Przebacz mi ojcze. Wybacz, że pragnę tak bardzo abyś był ze mnie dumny, aby cały nasz ród był ze mnie dumny. To pycha. Wiem. Ale proszę cię, wybacz że chcę być taki jak ty. że pragnę przynieść więcej jeszcze chwały Kari. Stać się godny tego miana. Przebacz mi. Kocham cię tato – ułożył głowę na kolanach Thiniosa i zamilkł. Ze stalowych i niewzruszonych prawie nigdy oczu tego męża stanu popłynęły łzy. Cieknąc po policzkach odrywały się od brody i padały na długie czarne włosy, jego jedynego syna. Kucnął obok, objął go obiema rękami tuląc mocno i łkając, wyszeptał.
- Wybaczam ci wszystko. Jestem z ciebie dumny. - Na twarzy roztrzęsionego chłopca pojawił się na chwilę lekki triumfalny uśmiech, którego nawet sam Antynios nie był świadom.
2
Jednocześnie czytam i sprawdzam... tzn znęcam się :p
dywan i kanapa u Atlantów? dziwne ale masz do tego prawo (chyba)
uprawie - chyba literówka, ę jest zbędne, poza tym nie uprawia się winnic 

Tanios Thinios - rozumiem, że taka konwencja ale zaraz się pogubię
Szkoda, że nie posunąłeś sie dalej i nie napisałeś, że ta scena była grą z uczuciami ojca i że uśmiech triumfu był świadomy i chytry
Poza tym, mam pytanie -> jakim cudem jego wuj stracił nogi? koń go przygniótł? Jakoś trudno mi sobie to wyobrazić(na hasło Atlantyda cofam sobie intuicyjnie czas wstecz).
Teraz podsumowanie(czy coś tak jakby):
Dużo błędów interpunkcyjnych(pewnie nie wychwyciłam wszystkich), parę literówek i zły zapis dialogów. Dziwi mnie też kanapa, dywan i nawiązanie do pistoletu ale nie osadziłeś tego jakoś konkretnie w czasie i jest to fantasy, więc rób co chcesz
masz prawo.
Styl nie jest jakiś wybitny ale mi akurat czytało się dobrze. Więc, nie będę się go czepiać.
Pomysł jest dość schematyczny(przynajmniej na tym etapie, zobaczymy co będzie dalej
). Póki co, bohaterowie są bogaci, młodzi, piękni a jeśli już starsi, to strasznie prominentni(zrymowałam
). Czyli strasznie typowo.
Jak już wcześniej napisałam jestem zawiedziona ostatnim fragmentem, zrobiła się z tego łzawa scena(mimo iż lubię zazwyczaj łzawe sceny, ta jakoś mi nie przypadła do gustu) a można to było rozegrać inaczej.
Sam pomysł z Atlantydą też jakiś odkrywczy nie jest ale powstrzymam się przed oceną świata przedstawionego do momentu, w którym go lepiej poznam.
Więc w gruncie rzeczy to tak bardzo średnio mi się podobało ale przynajmniej się dobrze czytało
Czekam na resztę, żeby wyrobić sobie zdanie o całości.
Pozdrawiam
(i przepraszam za rozbebeszenie tekstu
)
Kula, spust, pistolet na Atlantydzie?! no nieźleSpust pociągnięty, kula jest w locie.
po "pytaj" przecinek- Pytaj odpowiem.
kropka po "kontynuował"- Jak mówiłem decyzja jest ostateczna – kontynuował – Oznacza to Lysteosie, że jej nie zmienię.
zapis dialogów! kropki nie tam gdzie trzeba!- Po co? Po co chcesz tam iść? Bo przecież nie dla pieniędzy. Masz ich nadmiar. A jak ci ich zabraknie, pożyczymy ci. – Mężczyźni parsknęli głośnym śmiechem – Co ja mówię?
przed "by" przecinek, kolejną ilość trunku? po "różnimy" bez kropki, za to przydała by się jedna po "trunku" -> eh, zapis dialogu: nie, nie, nie!Tym się nie różnimy. – Na chwilę przerwał by wlać w siebie kolejną ilość trunku – Ale sławę można zdobyć także w inny sposób.
dywan i kanapa u Atlantów? dziwne ale masz do tego prawo (chyba)

przed "jak" przecinek, swoim - literówka. Poza tym, ja bym to zdanie zmieniła- trochę zgrzyta. Może"Lysteos patrzył tylko zniesmaczony, jak Deystos, popisując się swoim niskim głosem, fałszował niemiłosiernie. (a tak w ogóle, to może słuchał jak fałszował a nie patrzył?)Lysteos patrzył tylko zniesmaczony jak Deystos popisuje się swoimi niskim głosem, fałszuje niemiłosiernie.
przed "kiedy" przecinekWiem, że to nie zabawa. Każdego dnia kiedy spotykam swojego wuja, przypominam sobie o tym
nie znam sie na interpunkcji ale tu chyba czegoś brakujePo tym jak liczba ludności wyspy przekroczyła dziesięć milionów skupili się wyłącznie na uprawię winnic, oliwek, oraz hodowli kóz i owiec.


i miał świętą racjęTuli stwierdził, że rozmowy o polityce i pieniądzach przy posiłku szkodzą zdrowiu i źle wpływają na trawienie.

może kolejnym kęsie?
Po mniej więcej godzinie wszyscy byli już tak syci, że nikt nie myślał nawet o kęsie.
lepiej będzie niezadowolony ;P po "wiedział" przecinekWiedział jak bardzo ojciec nie będzie zadowolony z jego decyzji o wstąpieniu do armii.
przed "by" przecinek (w ogóle druga część tego zdania zgrzyta...)Widział zdenerwowanie rodzica, kiedy on wsiadał na konia, wypływał w morze, a nawet wychodził wieczorem by spotkać się z przyjaciółmi i miał wrócić nazajutrz.
Tanios Thinios - rozumiem, że taka konwencja ale zaraz się pogubię
po "odpowiedziała" kropka, po "politykiem" przecinek- Z pewnością – odpowiedziała – Zostanie wielkim politykiem jak jego ojciec.
przed "aby" przecinekzrobiłbym wszystko aby mu pomóc.
po "tak" przecinek- Tak bądź spokojna – odparł i znów zapadł w zadumę.
po "nie" przecinek, po "oczywiście" też.- Nie ojcze. Oczywiście nie mylisz się, chciałem z tobą porozmawiać.
przecinek konieczny?Thinios zmarszczył brwi, i przenikliwie spojrzał się na Antyniosa.
po "dumny" nie robimy kropeczki a "na" zaczynami małą literą(chyba, że przeniesiesz to do nowego akapitu).
Wybaczam ci wszystko. Jestem z ciebie dumny. - Na twarzy roztrzęsionego chłopca pojawił się na chwilę lekki triumfalny uśmiech, którego nawet sam Antynios nie był świadom.
Szkoda, że nie posunąłeś sie dalej i nie napisałeś, że ta scena była grą z uczuciami ojca i że uśmiech triumfu był świadomy i chytry

Poza tym, mam pytanie -> jakim cudem jego wuj stracił nogi? koń go przygniótł? Jakoś trudno mi sobie to wyobrazić(na hasło Atlantyda cofam sobie intuicyjnie czas wstecz).
Teraz podsumowanie(czy coś tak jakby):
Dużo błędów interpunkcyjnych(pewnie nie wychwyciłam wszystkich), parę literówek i zły zapis dialogów. Dziwi mnie też kanapa, dywan i nawiązanie do pistoletu ale nie osadziłeś tego jakoś konkretnie w czasie i jest to fantasy, więc rób co chcesz

Styl nie jest jakiś wybitny ale mi akurat czytało się dobrze. Więc, nie będę się go czepiać.
Pomysł jest dość schematyczny(przynajmniej na tym etapie, zobaczymy co będzie dalej


Jak już wcześniej napisałam jestem zawiedziona ostatnim fragmentem, zrobiła się z tego łzawa scena(mimo iż lubię zazwyczaj łzawe sceny, ta jakoś mi nie przypadła do gustu) a można to było rozegrać inaczej.
Sam pomysł z Atlantydą też jakiś odkrywczy nie jest ale powstrzymam się przed oceną świata przedstawionego do momentu, w którym go lepiej poznam.

Więc w gruncie rzeczy to tak bardzo średnio mi się podobało ale przynajmniej się dobrze czytało

Pozdrawiam


"It is perfectly monstrous the way people go about, nowadays, saying things against one behind one's back that are absolutely and entirely true."
"It is only fair to tell you frankly that I am fearfully extravagant."
O. Wilde
(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.
"It is only fair to tell you frankly that I am fearfully extravagant."
O. Wilde
(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.
3
Jak stracił nogi wój, jest wyjaśnione trochę później.
Moi Atlanci znają proch.To moja własna Atlantyda, wymyślona jeszcze w liceum.Nazwa jest tylko nazwą,nijak odnosi się to do Atlantydy nam znanej,no może poza wyspą.
Na styl wybitny nie będę się silił. Czyta się dobrze,a to mnie cieszy i mi wystarczy.
Nie cieszą mnie błędy, zwłaszcza typu patrzenie,zamiast słuchania.
- przykre, że byłem tak nieuważny.
Co do treści. To już kwestia upodobań, cieżko mi zmienić Antyniosa, to dobry chłopak. Nie wszyscy Atlanci są bogaci i piękni.Co później też jest pokazane.
Bardzo rzeczowy komentarz.Bardzo jestem wdzięczny za niego.Jeśli wrzucę kolejne dwa rozdziały,będą jeszcze lepiej dopracowane.
Pozdrawiam
Moi Atlanci znają proch.To moja własna Atlantyda, wymyślona jeszcze w liceum.Nazwa jest tylko nazwą,nijak odnosi się to do Atlantydy nam znanej,no może poza wyspą.
Na styl wybitny nie będę się silił. Czyta się dobrze,a to mnie cieszy i mi wystarczy.
Nie cieszą mnie błędy, zwłaszcza typu patrzenie,zamiast słuchania.

Co do treści. To już kwestia upodobań, cieżko mi zmienić Antyniosa, to dobry chłopak. Nie wszyscy Atlanci są bogaci i piękni.Co później też jest pokazane.
Bardzo rzeczowy komentarz.Bardzo jestem wdzięczny za niego.Jeśli wrzucę kolejne dwa rozdziały,będą jeszcze lepiej dopracowane.
Pozdrawiam
4
Arrianna wychwyciła Ci już większość błędów, ale postaram się dorzucić coś od siebie...
Uogólniając: niepoprawne zapisywanie dialogów, zatrważająca ilość błędów interpunkcyjnych oraz kilka stylistycznych.
A to kilka przykładów:
Oczy nie mogą skakać! Co najwyżej, może to robić wzrok lub spojrzenie. Nie mówiąc już o błędach interpunkcyjnych. Proponowałabym napisać:
"Zamglone alkoholem, jasnoniebieskie oczy wpatrywały się w zebranych. Ich spojrzenie skakało z osoby na osobę, zwracając uwagę na każdą, nawet drobną, zmianę w zachowaniu"
przed "jako" i po "był" powinny być przecinki lub myślniki
Ten tekst nie zachwycił mnie i nie wzbudził wielkiego zainteresowania. Plusem jest lekki styl, dzięki któremu, twoje opowiadanie czyta się łatwo, szybko i przyjemnie.
Mam nadzieje, że w dalszym ciągu tego tekstu opowiesz nam (czytelnikom) więcej o przedstawionym świecie i poznasz nas bliżej z głównym bohaterem. Dodam, że scena rozmowy z ojcem bardzo mnie zawiodła, ale mam nadzieje, że w dalszym ciągu opowiadania naprawisz to złe wrażenie.
Pozdrawiam
Uogólniając: niepoprawne zapisywanie dialogów, zatrważająca ilość błędów interpunkcyjnych oraz kilka stylistycznych.
A to kilka przykładów:
Jasnoniebieskie oczy zamglone alkoholem skakały z osoby na osobę, zwracając uwagę na każdą nawet drobną zmianę w zachowaniu.
Oczy nie mogą skakać! Co najwyżej, może to robić wzrok lub spojrzenie. Nie mówiąc już o błędach interpunkcyjnych. Proponowałabym napisać:
"Zamglone alkoholem, jasnoniebieskie oczy wpatrywały się w zebranych. Ich spojrzenie skakało z osoby na osobę, zwracając uwagę na każdą, nawet drobną, zmianę w zachowaniu"
Lepiej brzmiałoby: "Ja się w pełni z tobą zgadzam."
Ja się zgadzam z tobą w pełni.
Powinieneś rozdzielić te słowa przecinkiem lub kropką.
Pytaj odpowiem.
"Ach te podróże do miejsc, na których nigdy nie postawię stopy"
Ach te podróże w miejsca w których nigdy nie postawię stopy.
powinno być: "Był świetnym jeźdźcem i podczas swoich wypraw, zdążył poznać już wszystkie zamiejskie okolice Fistii", zastanowiłabym się również, nad wywaleniem "wszystkie", nie brzmi dobrze.
Był świetnym jeźdźcem i zdążył poznać już wszystkie zamiejskie okolice Fistii podczas swoich wypraw.
Ojciec patrzył z zadowoleniem na swojego syna, który jako jedyny potomek był wyłącznym spadkobiercą jego wysokiej pozycji.
przed "jako" i po "był" powinny być przecinki lub myślniki
Ten tekst nie zachwycił mnie i nie wzbudził wielkiego zainteresowania. Plusem jest lekki styl, dzięki któremu, twoje opowiadanie czyta się łatwo, szybko i przyjemnie.
Mam nadzieje, że w dalszym ciągu tego tekstu opowiesz nam (czytelnikom) więcej o przedstawionym świecie i poznasz nas bliżej z głównym bohaterem. Dodam, że scena rozmowy z ojcem bardzo mnie zawiodła, ale mam nadzieje, że w dalszym ciągu opowiadania naprawisz to złe wrażenie.
Pozdrawiam
"Nie każda szara masa ma coś wspólnego z mózgiem" Lec
5
Tzn mnie też nie zachwyca
jak by mnie zachwycał to był bym frustratem,który nie rozumie dlaczego jeszcze nie wydają jego książek i nie jest sławny. Z interpunkcją, wiem że źle, ale no nie jestem przekonany do Twoich rad.
Wiesz,kiedy mi zwróciłeś uwagę na te zdania,to fakt bym je poprawił.jednak myślę,że trochę inaczej.
To oczywiste, bo trudno tak wejść i pozmieniać komuś zdania,aby było dobrze.
No,ale dzięki zwłaszcza za oczy bo to fakt, i te zgadzanie się w pełni, szyk jest zły.
No i kolejna osoba męczy głównego bohatera, on taki jest trochę ciotowaty, to wrażliwy chłopak jest,a nie jakiś macho
No budowa zdań i przecinki to rzecz do zmiany,ale gustów się nie da zmienić.
Bardzo dziękuję i pomyślę nad radami.
Pozdro All

Wiesz,kiedy mi zwróciłeś uwagę na te zdania,to fakt bym je poprawił.jednak myślę,że trochę inaczej.
To oczywiste, bo trudno tak wejść i pozmieniać komuś zdania,aby było dobrze.
No,ale dzięki zwłaszcza za oczy bo to fakt, i te zgadzanie się w pełni, szyk jest zły.
No i kolejna osoba męczy głównego bohatera, on taki jest trochę ciotowaty, to wrażliwy chłopak jest,a nie jakiś macho

No budowa zdań i przecinki to rzecz do zmiany,ale gustów się nie da zmienić.
Bardzo dziękuję i pomyślę nad radami.
Pozdro All

6
"Rozdział jeden, rozdziały dwa i książka już prawie gotowa, tralala."
Ale tekst, tekst, bo o niego teraz chodzi. Trzymajmy się tekstu panowie.
Właśnie, opowiadanie. Pierwsze co rzuca się w oczy to mnogość imion, które w tak krótkim fragmencie nic mi nie mówią i niemiłosiernie drażnią.
Pierwszy dialog, który, że się tak wyrażę, wprowadza nas w tekst jest sztuczny do granic sztuczności. Czemu? Nie wiem. Ty mi powiedz.
Jumping eyes mnie zaskoczyły. Szczerze.
Ogólnie sporo tych potknięć, Arrianna wykonała porządną robotę. Muszę ją pochwalić. Wolałbym jednak zrobić to w przypadku autora, chciałbym powiedzieć - "Dziękuję Ci za uwagę w wyłapywaniu błędów w tekście, który wyszedł spod Twej ręki". Coś w tym stylu. Chciałbym byś i Ty poczuł się kontent. Jednak nie jest mi to dane.
Niestety tekst wywołał u mnie raczej negatywne wrażenia.
Mam cichą nadziej, że w następnej odsłonie będzie przyjemniej i pozwolisz mi na okrzyk radości.
Teraz niestety było słabo.
Pisz, nie opowiadaj.
Pozdro.
Ale tekst, tekst, bo o niego teraz chodzi. Trzymajmy się tekstu panowie.
Właśnie, opowiadanie. Pierwsze co rzuca się w oczy to mnogość imion, które w tak krótkim fragmencie nic mi nie mówią i niemiłosiernie drażnią.
Pierwszy dialog, który, że się tak wyrażę, wprowadza nas w tekst jest sztuczny do granic sztuczności. Czemu? Nie wiem. Ty mi powiedz.
Jumping eyes mnie zaskoczyły. Szczerze.
Ogólnie sporo tych potknięć, Arrianna wykonała porządną robotę. Muszę ją pochwalić. Wolałbym jednak zrobić to w przypadku autora, chciałbym powiedzieć - "Dziękuję Ci za uwagę w wyłapywaniu błędów w tekście, który wyszedł spod Twej ręki". Coś w tym stylu. Chciałbym byś i Ty poczuł się kontent. Jednak nie jest mi to dane.
Niestety tekst wywołał u mnie raczej negatywne wrażenia.
Mam cichą nadziej, że w następnej odsłonie będzie przyjemniej i pozwolisz mi na okrzyk radości.
Teraz niestety było słabo.
Pisz, nie opowiadaj.
Pozdro.
Po to upadamy żeby powstać.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
7
Ale ja czuję się kontent
Uwierz mi,że nie planowałem iść z tym tekstem do jakiegoś wydawcy.Jestem kontent,za rady, w postaci wymienionych błędów.
O np to o tych imionach,nie pomyślałem wcześniej o tym.Teraz widzę,że to prawda.Zresztą to oczywista oczywistość
i powinienem to sam zauważyć.
Co do dialogu wprowadzającego- Tak myślę,że to kwestia stylizacji.Tzn moich usiłowań,a jak widać niezbyt udanych.
A z tym opowiadaniem, to jestem zaskoczony.Bo gdzieś słyszałem,że nie należy pisać tylko opowiadać.Tzn,aby opowiadanie było ciekawe, to musi być przede wszystkim opowiedziane.Bo podobno w innym przypadku każdy porządniejszy mgr filologii byłby pisarzem tylko dlatego,że sprawnie buduje zdania. Więc sam nie wiem.
Jednak skoro tak mówisz,to będę musiał to przemyśleć.
Dzięki
Dodane po 4 minutach:
aha wniosek, jaki wyciągam z rad arrianny i margota.Muszę poprawić interpunkcje i sposób zapisywania dialogów,a wtedy będę mógł liczyć na bardziej przydatne mi porady. Bo tak zawsze, coś napiszę i zamiast mi powiedzieć co powinienem poprawić w sposobie pisania, to każdy mi liczy te przecinki i nic się nie mogę dowiedzieć na temat tekstu. Więcej jeszcze skupienia nad tymi cho... przecinkami
i będzie lepiej 

O np to o tych imionach,nie pomyślałem wcześniej o tym.Teraz widzę,że to prawda.Zresztą to oczywista oczywistość

Co do dialogu wprowadzającego- Tak myślę,że to kwestia stylizacji.Tzn moich usiłowań,a jak widać niezbyt udanych.
A z tym opowiadaniem, to jestem zaskoczony.Bo gdzieś słyszałem,że nie należy pisać tylko opowiadać.Tzn,aby opowiadanie było ciekawe, to musi być przede wszystkim opowiedziane.Bo podobno w innym przypadku każdy porządniejszy mgr filologii byłby pisarzem tylko dlatego,że sprawnie buduje zdania. Więc sam nie wiem.
Jednak skoro tak mówisz,to będę musiał to przemyśleć.
Dzięki
Dodane po 4 minutach:
aha wniosek, jaki wyciągam z rad arrianny i margota.Muszę poprawić interpunkcje i sposób zapisywania dialogów,a wtedy będę mógł liczyć na bardziej przydatne mi porady. Bo tak zawsze, coś napiszę i zamiast mi powiedzieć co powinienem poprawić w sposobie pisania, to każdy mi liczy te przecinki i nic się nie mogę dowiedzieć na temat tekstu. Więcej jeszcze skupienia nad tymi cho... przecinkami

