Karolina weszła do mieszkania i zamknęła drzwi na klucz. „Nareszcie w domu!” Pomyślała. Była wykończona. Szef kazał zostać jej w pracy po godzinach. Była tylko jego sekretarką, więc nie miała wiele do gadania. Oczywiście okazało się, że ten 'zboczony cham', jak zwykła go nazywać, znowu szukał okazji, by zostać z nią sam na sam. Dzisiaj nie wytrzymała. Kiedy sprawdzała poprawność wszystkich dokumentów poczuła jego oddech na swoim karku. Obróciła się gwałtownie na biurowym krześle i wyszła zostawiając służbową plakietkę na jego biurku.
„Czemu nawet pracować nie mogę w spokoju?” pomyślała wchodząc do wanny. „Zresztą, teraz to już nieważne. Zaczynam nowe życie. Który to już raz?” uśmiechnęła się do siebie. Poczuła ciepło na całym ciele. Potrzebowała tego – ciepłej wody, olbrzymiej piany i zapachu ulubionego płynu do kąpieli. Wiedziała, że do tej pracy już nie wróci. że od jutra musi zacząć szukać nowego zawodu. Jednak przerażało ją to. Ile już razy musiała wszystko rzucać, bo znalazł się ktoś, kto uparcie rujnował jej życie. Pierwsza praca i wredna szefowa. Wieczne szykany z powodu jej długich ciemnych włosów i jasnej cery. Przeprowadzka do rodziców i praca w szkole. Nauczanie początkowe. A potem śmierć rodziców i kolejna zmiana pracy i miejsca zamieszkania. Wiedziała, że nie wytrzyma w domu, który pachniał perfumami jej matki i dymem tytoniowym jej ojca. Teraz problemy z szefem.
Jednak za każdym razem Karolina wierzyła, że to już ostatnia zmiana w jej życiu. Sądziła, że wszystko się ułoży. Cechował ją optymizm w każdym momencie życia. To pomagało jej przetrwać.
Karolina wyciągnęła korek z wanny. Chwyciła ręcznik wiszący na wieszaku i powoli wstała. Nagle stopa jej się przesunęła o kilka centymetrów. W ostatnim geście desperacji złapała się wieszaka na ręczniki. Niestety, było już za późno i całym ciężarem wypadła z wanny prosto na głowę.
Kobieta powoli otworzyła oczy. świat wydał się jej czerwony, widziała jakby przez mgłę, a potworny ból głowy nie pomagał w rozeznaniu. Powoli zamknęła oczy i jeszcze wolniej je otworzyła. Obraz się wyostrzał, ale nadal widziała przez czerwień. Pod nagim ciałem poczuła coś miękkiego. Dopiero po chwili zorientowała się, że leży na kanapie w swoim mieszkaniu. Była naga, przykryta tylko ręcznikiem. „Co się stało?” powoli zaczęła sobie wszystko przypominać. Kłótnie z szefem, gorącą kąpiel i wypadek. „Ale jak ja się tu znalazłam? Sama doszłam?” pomyślała i jej wzrok padł na mężczyznę stojącego obok telewizora naprzeciw kanapy.
Kim jesteś? - Karolina szybko usiadła w ostatniej chwili przytrzymując ręcznik, który mało co nie zsunął się z jej nagiego biustu.
Przyszedłem po ciebie. - uśmiechnął się mężczyzna. Miał około metr osiemdziesiąt wzrostu i zgrabną budowę. Długie, czarne włosy okalały blade policzki. Czarny, długi płaszcz sprawiał wrażenie, jakby płonął. „Ten odcień czerni jest tak nienaturalnie intensywny i żywy...” pomyślała Karolina i spojrzała w twarz przybysza. Był młody i na swój dziwny sposób piękny. Uśmiechał się szyderczo, a w jego oczach było widać najczystszą miłość.
Przyszedłeś... po mnie? Kim jesteś? Jak ja się znalazłam na kanapie?
Anioł śmierci, miło mi. - wybuchnął złowieszczym śmiechem mężczyzna. - Mów mi Adam, ok?
Yyy... Czy... ja śnię?
Nie.
Uciekłeś ze szpitala psychiatrycznego? - zapytała Karolina, lecz nadal miała nadzieję, że to sen.
Hmm... Wątpię. Nie sądzisz, że jestem za przystojny na świra? - uśmiechnął się Adam i usiadł na brzegu kanapy. Karolinie wydało się, że mężczyzna mógłby płynąć nad ziemią, a poruszanie nogami sprawia mu zwyczajną frajdę. Szybko potrząsnęła przecząco głową. - W sumie można uznać, że śnisz... - zaczął powoli mężczyzna. - Ty po prostu nie żyjesz. Przyszedłem po ciebie.
Wybacz, ale nie wierzę w duchy, zjawy, anioły czy inne dziwactwa.
Ateistka? Więc czemu co wieczór prosisz Boga o to, by jutrzejszy dzień był lepszy?
Nie twoja sprawa. Nie wszystko tak działa, jak ci się wydaje!
Mi się nic nie wydaje, ja wiem jak to działa. Przyłóż dłoń do głowy. Z tyłu.
Karolina powoli wykonała polecenie. Następnie spojrzała na swoją dłoń. Była cała w krwi. Poczuła, że ból głowy się natęża. Obraz przed oczami stawał się coraz bardziej niewyraźny i czerwony.
Ja... nie chcę umrzeć...
Już umarłaś. Daj mi dłoń, skończymy to. To nie boli.
Nie wierzę ci! Ja nie chcę umierać! Nie chcę! Nie! - kobieta wstała z kanapy zupełnie nie panując nad emocjami. Ręcznik zsunął się z jej ciała, jednak nie zwróciła na to uwagi.
Mężczyzna przesunął wzrok po jej sylwetce od czubków palców od stóp aż po czubek głowy. Jej ciało było teraz idealnie blade z powodu utraty krwi. Kobieta zaczęła nerwowo chodzić po pokoju. „Już czas” usłyszała słowa Adama. Nagle przyszedł do głowy jej ostatni pomysł, ostatnia nadzieja. Podbiegła do mężczyzny i namiętnie go pocałowała. Poczuła zimno bijące od niego, czuła jak z zimna cała drży. A może drżała z podniecenia? Nie wiedziała. Nic już nie wiedziała, nic już nie widziała. Przylgnęła do mężczyzny całym swym ciałem i całą nagością. Nagle poczuła na sobie jego silne ramiona. „Już jest mój” pomyślała. Chwilę potem poczuła jak mężczyzna odpycha ją z całej siły.
Co ty robisz kobieto! Przyszedłem cię stąd zabrać, a nie zaspokajać seksualnie! Myślisz, że nie znam twojej przeszłości? Nie miałaś chłopaka od wielu lat! I nigdy nie będziesz miała! Ty już nie żyjesz!
Nie chcę umierać. Zrozum. Ja myślałam. Miałam nadzieję...
Nie całujesz aż tak dobrze, żebym z tego powodu złamał zasady!
Błagam. - powiedziała Karolina i usiadła na kanapie. Poczuła jak po twarzy spływają jej łzy. Zaczęła się bać. Czuła, że to nie sen, że On mówi prawdę.
Jest jeden sposób. - powiedział Adam po chwili. Karolina nie wiedziała, czy wzbudziła w nim litość. Ale wątpiła w to. Raczej on znalazł dla siebie lepszy interes, lepszą zabawę. Postanowiła nie przerywać. - Daję ci pół roku. W tym czasie otrzymam od ciebie trzy ofiary: mężczyznę, który cię prawdziwie pokocha i będzie pożądać, staruszkę, która swą inteligencją przewyższa niejednego i dziecko, tak czyste i nieskazitelne jak ty. - skończył Adam i zniknął. A Karolina poczuła, jak łapie ją nagły sen. Chciała coś jeszcze powiedzieć, sprzeciwić się, ale usta odmówiły jej posłuszeństwa, a powieki opadły z nieporównywalnym do niczego ciężarem.
Był ranek. Słońce nieśmiało zaglądało do małego pokoju w centrum miasta. Promienie dawały przyjemne, wiosenne ciepło, a ptaki powoli budziły się do życia witając dzień swym świergotem.
Karolina też się budziła. Pewna, że miała najgorszy sen w swoim życiu, leniwie przeciągnęła się w łóżku i otworzyła oczy.
Dziewczyna wstała i otworzyła okno. Poczuła w płucach oddech miasta. Na jej twarz padły promienie słońca, a ona stała i głęboko oddychała wiedząc, że dzisiaj nigdzie nie musi się spieszyć. „Jest sobota!” powiedziała do siebie i wybuchnęła radosnym śmiechem. Może cały dzień nic nie robić i niczym się nie martwić. A nowa praca? Cóż, poszuka w poniedziałek. życie znów było piękne.
Karolina wyjęła z szafy cienką, kremową sukienkę i skierowała swoje kroki do łazienki po drodze włączając radio. Z głośników rozległ się śpiew Gwen Stefani. To nie był jej styl, ale mimo wszystko zaczęła cicho podśpiewywać skoczną melodię i robić małe piruety na pięcie.
Kobieta weszła do łazienki i zaczęła myć zęby. Pochyliła się, aby wypluć nadmiar piany z ust i wyprostowała z uśmiechem na ustach. Nad swym ramieniem ujrzała męską twarz. Karolina gwałtownie się odwróciła rozlewając kubek z wodą do płukania ust. Ku jej zaskoczeniu nikogo tam nie było. „To z nadmiaru wrażeń.” pomyślała i odwróciła się, by ponownie spojrzeć w lustro. Mężczyzna stał tam nadal. „Buu.” cicho się rozległo nad jej ramieniem. Wiedziała już, że nie ma sensu się odwracać. Koszmar dopiero się zaczyna...
Twarz mężczyzny wydała się jej dziwnie znajoma. Ta sama bladość skóry... I te oczy... „Adam!” krzyknęła Karolina odsuwając się od lustra i przywierając do ściany po przeciwnej stronie. „No, nareszcie” odezwał się mężczyzna. Karolina zaczęła nerwowo szczypać swą rękę, lecz koszmar nie chciał zniknąć.
Czego ode mnie chcesz! - wybuchnęła siadając na płytkach i nie odrywając wzroku od twarzy mężczyzny. Był on tak dziwnie piękny...
Pamiętasz naszą umowę, prawda?
Ja nic nie podpisywałam. Z tego co mi wiadomo pakt z diabłem zawiera się poprzez upuszczenie krwi.
Kochanie, ale ja jestem Aniołem, nie diabłem. - powiedział powoli mężczyzna kładąc nacisk na słowo 'Anioł'.
Karolina nagle wybuchnęła nerwowym śmiechem. Nie mogła się opanować, tylko się śmiała, śmiała, śmiała. Adam przyglądał się jej z wyraźnym zaciekawieniem, a ona nie mogła przestać. Stanęła na nogi, ale nie przestawała się śmiać. W końcu lekko się kołysząc podeszła do lustra i wysyczała przez zaciśnięte zęby „Jesteś tylko wytworem mojej wyobraźni! Spójrz, śmieję się, czuję radość, więc jestem żywa. O, spójrz, czuję zimno umywalki, wilgoć wody. Jestem żywa, a ty nie istniejesz. Wystarczy, że stłukę lustro, a ty znikniesz!”. „Chciałabyś, ale wiesz, że to nie prawda. Zauważ, że ja też czuję, poczułem twój pocałunek, ale jednak nie jestem żywy. Trzy ofiary.” usłyszała Karolina w swojej głowie i postać w lustrze zniknęła.
Po trzech godzinach Karolina opuściła łazienkę. Była w szoku. „Takie rzeczy się nie dzieją” powtarzała sobie w myślach, ale z każdym razem coraz bardziej zaczynała wierzyć. Dopiero teraz zauważyła szczegóły ze swojego 'snu', które do tej pory nie zrobiły na niej większego wrażenia. Koc na kanapie, wilgotna plama na dywanie. Wszystko układało się w całość. „To nie może być prawda... Przecież... Ja nie mogę zabijać!” krzyknęła kobieta i usiadła na kanapie. Przed oczami cały czas miała twarz Adama. Wiedziała, że gdyby nie był, tym czym jest, zakochałaby się. „Ale on jest zły.” powtarzała.
Karolina nic nie rozumiała. Jak istota, która podaje się za Anioła, może być zła? Jak można zabić tylko po to, by przeżyć? Czy niebo istnieje? A może miała trafić do piekła? Przecież wysłannik niebios nie stawiałby takich warunków. Ale za co do piekła?
„Adam! Mam kilka pytań!” krzyknęła kobieta w przestrzeń. Odpowiedziała jej cisza. „Adam, do diaska! Gdzie jesteś!” powtórzyła zawołanie, lecz to nic nie dało. Zrozumiała, że będzie miała z nim kontakt tylko wtedy, gdy on tego zapragnie. A to, że mógł się pojawić w każdej chwili było dla niej najgorsze.
„A więc mam pół roku życia. To zawsze coś”. Powiedziała do siebie Karolina opierając rękę na barze i zamawiając kolejne piwo. Dzień jak na złość był przepiękny. Słońce świeciło wysoko na niebie wskazując godziny popołudniowe, ptaki cicho świergotały, dzieci za szybą baru się śmiały ganiając się z pistolecikami na wodę. Lecz w tym cudownym krajobrazie Karolina wyczuwała coś złowrogiego, nieprzyjaznego. Czuła, że jak powie Adamowi, że odmawia, to możliwe, że dzisiejsze popołudnie jest jej ostatnim. Nagle przeszywający ucisk żalu ścisnął jej serce. Po policzku popłynęła łza. „To koniec... To już naprawdę koniec...” powtarzała w głowie po każdym kolejnym łyku trunku. Zamówiła coś mocniejszego. Nigdy w życiu nie upiła się tak naprawdę, tak w samotności i bez okazji. „Koniec.” powiedziała, gdy ciepło napoju rozeszło się po jej ciele.
„Dolać? Stało się coś?” zagaił barman do na wpół nieprzytomnej Karoliny dolewając jej alkohol do szklanki. Dziewczyna spojrzała na niego niewidzącym wzrokiem. „Co byś zrobił, gdyby zostało ci pół roku życia?” powiedziała i kpiąco się uśmiechnęła. Mina barmana wyrażała przerażenie i głęboką troskę. Właśnie tych dwóch uczuć potrzebowała w tym momencie. Wybuchnęła głośnym śmiechem. ”Dolej mi, dolej!” wybełkotała.
Pani już wystarczy... - uśmiechnął się barman i nalał Karolinie do szklanki soku pomarańczowego.
On jest taki... pomarańczowy. Jak słońce. Jak radość... - powiedziała kobieta dokładnie przyglądając się szklance soku. - Nie macie czegoś szarego? Albo w kolorze gnijącego ludzkiego ciała? - krzyknęła nachylając się w stronę barmana tak, że mógł poczuć jej nietrzeźwy oddech.
Mężczyzna się uśmiechnął. Jego oczy wyrażały błogi spokój. „Kończę aniołku za pół godziny. Poczekaj, odprowadzę cię do domu.” powiedział powoli i zdecydowanie. Karolina w jego głosie wyczuła nacisk i agresję. A może to tylko procenty robiły swoje? Może to była najzwyklejsza kulturalna propozycja dżentelmena? Wybuchnęła śmiechem na tę myśl. „Nie ma prawdziwych dżentelmenów już... Odeszli w siną dal...” zanuciła, na nikomu nieznaną melodię, dość niewyraźnie, jednak na tyle głośno, że każdy w barze mógł ją usłyszeć. Trzy kobiety w eleganckich żakietach i ołówkowych spódnicach spojrzały się na Karolinę z niesmakiem, która w podzięce pokazała im język. Barman uśmiechnął się jeszcze szerzej. „Marcin, miło mi!” powiedział wyciągając rękę do Karoliny. Ta nie zareagowała. Jej uwagę przyciągnęła mucha czołgająca się po ladzie z dziwacznie wykręconym jednym ze skrzydeł. „Ona też umiera...” powiedziała cicho i usnęła.
Karolinę obudził przeraźliwy ból głowy. Próbowała otworzyć oczy, jednak promienie słoneczne padające zza okna raziły jej wzrok. Powoli usiadła na łóżku i zmusiła się do rozejrzenia. Była w swoim domu i właśnie siedziała na swoim łóżku. Jej ubranie okropnie śmierdziało alkoholem. Karolina zamrugała kilka razy. Jednak czarne plamy pozostały przed oczami. W dodatku zbierało się jej na mdłości.
„Proszę, to dla ciebie” powiedział jakiś nieznany mężczyzna i podał Karolinie szklankę z wodą. „To na kaca.” uśmiechnął się i usiadł na fotelu naprzeciwko łóżka. „Co ty tu robisz? Kim jesteś?” pomyślała kobieta jednak postanowiła się na razie nie odzywać. Walczyła z narastającymi mdłościami, a ponadto zaczęło jej się kręcić w głowie. Napiła się wody i odstawiła szklankę na podłogę.
Czy my... - zaczęła mówić starając się dobrać odpowiednie słowa, lecz nic nie przychodziło jej do głowy. świat zaczął wirować jeszcze szybciej.
Nie, ależ skąd. Jestem Marcin. Ty... Karolina, tak? Wczoraj piłaś w barze w którym pracuję i tak jakoś się złożyło, że cię obsługiwałem. - powiedział mężczyzna.
Nie tak głośno... - jęknęła Karolina łapiąc się za głowę. Nigdy nie miała prawdziwego kaca. Czy to musi tak boleć? - Jak ja znalazłam się w domu?
Miałaś torebkę, więc sprawdziłem w dowodzie osobistym. Nie mogłem cię zostawić w barze.
Karolina łyknęła wody. Powoli wstała z łóżka, aby rozprostować wszystkie kości. Bolał ją każdy mięsień, każde ścięgno. Jednak ból przestał być taki dokuczliwy. Przypomniała sobie powód swojego picia i tylko to pochłonęło jej uwagę.
„Dość” powiedziała do siebie i postanowiła przyjrzeć się swojemu 'wybawcy'. Miał na sobie obcisły, brązowy sweter i dżinsy. Jego oczy były przepięknie zielone, a włosy średniej długości, uroczo potargane. Karolina pierwszy raz od dwóch dni się uśmiechnęła. „Co dzisiaj mamy?” spytała. Odpowiedź brzmiała: „Niedzielę.”.
Karolina powoi podeszła do lustra i spojrzała w nie. Tylko ona, jej zapuchnięte oczy, zmęczona cera i potargane włosy. żadnych niespodzianek. Zobaczyła przy ustach malutką zmarszczkę. „Super. Dwadzieścia pięć lat i zmarszczki.” pomyślała lekko się uśmiechając, jednak po chwili mina znowu jej posmutniała. „Zostało mi pół roku.” pomyślała.
Odwróciła głowę i spojrzała na Marcina. Uśmiechnął się do niej. Mimowolnie odwzajemniła uśmiech.
Czy... czy... pani ma raka? - powiedział bardzo cicho Marcin. Karolina spojrzała na niego wyczekująco. Skąd ten pomysł? - Bo... wczoraj... Pytała pani, co bym zrobił, gdybym miał umrzeć za pół roku...
Ach tak. - powiedziała cicho Karolina i spojrzała w lustro. - Mam raka.
Przez chwilę kobiecie wydało się, że zobaczyła w lustrze uśmiech Adama. Szybko się odsunęła, lecz nikogo tam nie było. Spojrzała na Marcina. Przytulił ją. A potem wyszeptał jej do ucha „Zostawiłem ci mój numer na lodówce. Daj znać, jak nie będziesz chciała być sama”. I wyszedł zostawiając Karolinę samą w najgorszej chwili jej życia.
Był już wieczór. Cały dzień dziewczyna spała. Po porannym przebudzeniu i wszystkich następnych wydarzeniach jedyne co była w stanie zrobić, to się położyć. Zasnęła jak dziecko. Obudziło ją delikatne pukanie do drzwi.
Ostrożnie wstała z łóżka. Na szczęście kac jej przeszedł. Czuła się rześka i zdrowa. Znowu warto było żyć. Gdyby nie jedna rzecz...
„Puk, puk!” ponownie się rozległo, tylko tym razem głośniejsze i bardziej stanowcze. Karolina podbiegła do drzwi i je otworzyła.
Adam! Od kiedy ty pukasz? - powiedziała blokując swym ciałem wejście do domu.
Witaj. Mogę? - spytał mężczyzna powoli przeciągając każdą sylabę i nie czekając na odpowiedź delikatnie, lecz stanowczo odepchnął Karolinę i wszedł do mieszkania. - Musimy omówić parę kwestii... - powiedział i usiadł na kanapie.
Karolina spojrzała na niego. Wiedziała już, że to nie sen. Wiedziała, co chce zrobić. Jednak zaczęły nią teraz szarpać sprzeczne emocje. „Chcesz żyć” usłyszała głos Adama, jednak mężczyzna w ogóle nie poruszył ustami. „Ja to wiem i ty to wiesz. Usiądź, bądźmy dla siebie mili.”
Kobieta usiadła na kanapie obok mężczyzny. Czuła się niepewnie, bezbronnie. Jedyne co jej pozostało, to go wysłuchać. Ostatnie chwile życia spędzi na rozmowie z Aniołem śmierci. „Ciekawa perspektywa.” powiedziała do siebie w duchu z głębokim sarkazmem.
Pewnie ciekawi cię, co mam do powiedzenia. Otóż, musimy dokładnie omówić nasz hmm... kontrakt. - zaczął powoli mężczyzna. - Dzisiaj jest pierwszy maja. Otrzymałaś ode mnie pół roku... Nie przerywaj! Będę tak łaskawy, że czas zacznę ci liczyć od dzisiaj. Czyli, pierwszy listopada to teoretycznie twój ostatni dzień.
Nie zabiję. - odezwała się Karolina, lecz Adam spojrzał się na nią tak spokojnie i pobłażliwie, jak na dziecko kłócące się czyja zabawka jest lepsza, że od razu ucichła.
Twój wybór. Ale daj mi łaskawie skończyć. - mężczyzna się uśmiechnął – Jeśli będziesz chciała się zabawić moim kosztem, tzn. pożyjesz pół roku, ale nic nie dostanę w zamian. Cóż, nie umrzesz. Zagwarantuję ci długie i niemonotonne życie. Tak, choćbyś nie wiem czego próbowała będziesz żyć. Ale nie tak jak pragniesz. Może na początek jakiś wypadek, potem częściowy paraliż? Hmm... Przemyślę to.
A jeśli już wiem, że nikogo nie zabiję? - powiedziała Karolina. W jej głosie pierwszy raz od wypadku w wannie można było wyczuć prawdziwy upór i determinację.
Masz pół roku na decyzję. Ale będę obserwował twoje postępy, nie baw się mną. A jak uznasz, że czyjeś życie jest ważniejsze od twojego... Cóż. Droga do mnie jest bardzo łatwa, wystarczy pomyśleć. - powiedział Adam, a na jego twarzy zakwitł uśmiech.
„On się ze mną bawi” pomyślała Karolina, ale już wiedziała, że nie ma wyboru. „Zgoda” usłyszała swój głos tak mocny i nienaturalnie głośny, a potem zobaczyła, jak jej własna dłoń ściska dłoń Adama. Jeszcze tylko niepewny uśmiech i mężczyzna zniknął.
„Pobudka, dzisiaj mamy cudowny dzień. Słońce świeci, ptaki śpiewają, a nasze radio budzi najlepiej!” rozległ się wesoły głos spikera. Karolina naciągnęła kołdrę na głowę. To był najdziwniejszy etap w jej życiu. Jedna mała bitwa, w której niezależnie jak poprowadzi swoją armię – przegra.
Po pół godzinie kobieta w końcu zmusiła się do wstania z łóżka. Faktycznie, pogoda za oknem była tak piękna jak twierdził radiowiec. Karolina mimowolnie się uśmiechnęła. „To zawsze pół roku.” pomyślała i przyrzekła sobie nie martwić się zaistniałą sytuacją. Nie teraz, nie dzisiaj. Nie może tracić czasu na rozmyślania. „Trzeba znaleźć pracę” powiedziała do siebie i uśmiechnęła się do odbicia w lustrze.
Widzę tu bardzo duże doświadczenie zawodowe... Nauczycielka, sekretarka, sprzedawczyni... Dlaczego teraz radio? - spytała wysoka kobieta o posągowej urodzie.
Szukam zawodu, który przyniesie mi nowe, ciekawe doświadczenia. Zawsze fascynowały mnie media. - powiedziała Karolina delikatnie uśmiechając się do kobiety. Odwzajemniła uśmiech.
„Jestem na dobrej drodze” pomyślała Karolina. Uśmiech przyszłej pracodawczyni to praktycznie obietnica zatrudnienia. Tyle razy była już na rozmowie kwalifikacyjnej, miała wprawę. Mimo to trema jej nie opuszczała. „Odrobina tremy mobilizuje.” pomyślała i wzięła łyka wody stojącej na biurku. Kobieta naprzeciwko przeglądała właśnie cv i list motywacyjny Karoliny. Uśmiechała się, co było dobrym znakiem.
Dlaczego pani zrezygnowała z ostatniej pracy? Sekretarki? - spytała kobieta. Karolina spojrzała na nią. Wiedziała, że nie może powiedzieć prawdy. Ale nie potrafiła kłamać. „Już po mnie.” pomyślała.
Eee, zmiana kadr... wyrzucali każdego, kto nie odpowiadał jego normom... to znaczy jej... tej firmy.... - Karolina zaczęła się jąkać. Czemu miała opowiadać o tych przykrych zaczepkach, chwytaniu za kolano, niedwuznacznych propozycjach. Zrezygnowała i tyle! Jednak kobieta patrzyła na nią wyczekująco.
Nagle Karolina poczuła czyjąś dłoń na ramieniu. „Adam” wyszeptała. Na szczęście kobieta nie zwróciła na to uwagi tylko zaczęła ponownie przeglądać dokumenty Karoliny. „Kobieta do pracy w radiu nie może się jąkać...” usłyszała głos jej rozmówczyni, jednak ona nie poruszyła ustami. Chciała odwrócić głowę, lecz jakaś dziwna siła jej nie pozwoliła. „Chcesz tę pracę, czy nie?” usłyszała syk Adama i poczuła jego lodowaty oddech na karku. „Anioły nie oddychają” przeszła jej myśl, lecz usłyszała tylko ciche parsknięcie śmiechu za sobą. Wiedziała już, że Adam kiedy zechce może odczytać jej myśli. I wyraźnie się jej to nie spodobało.
Stało się coś? Słabo pani wygląda... - odezwała się kobieta patrząc na Karolinę.
Ach, nie, nic.
Powiedz o szefie. Powiedz, że był paskudnym zboczeńcem, który molestował wszystko co się poruszało. Powiedz. - Karolina usłyszała za sobą głos Adama. Przez chwilę się wahała.
Jeśli chodzi o ostatnią sprawę... O mojego byłego szefa... Miałam... z nim problemy... - zaczęła niepewnie Karolina.
Ostrzej! Ona lubi ostro. - powiedział Adam spacerując dookoła biurka. Delikatnie smagnął włosy kobiety. Tamta zaniepokojona się rozejrzała i spojrzała szybko w lusterko, czy jakaś ze szpilek w jej misternie układanym koku czasem nie zmieniła swojej pozycji. Karolina ledwo powstrzymała wybuch śmiechu.
On był zboczeńcem. Obmacywał wszystko co się ruszało, więc odeszłam. - powiedziała Karolina pewnym głosem i spojrzała rozmówczyni w oczy. Kobieta się uśmiechnęła. Adam w kącie pokoju wybuchnął śmiechem.
„Masz tę pracę.” rozległ się damski i męski głos w gabinecie. Karolina powstrzymała wybuch radości, profesjonalnie uścisnęła dłoń szefowej i wyszła.
A kiedy już opuściła olbrzymi wieżowiec, w którym miała się stawić następnego dnia o piątej rano wybuchnęła śmiechem i z radości przytuliła się do przechodzącej obok starszej kobiety. „Mam tę pracę!” wykrzyknęła całując ją w policzek i biegnąc w podskokach w stronę domu.
„Trzeba to uczcić...” myślała idąc. Przestała zadręczać się myślą, o tym, że to w jakimś sensie koniec. Od dziecka matka uczyła ją, jak złe rzeczy obracać w dobre. Zdarzały się chwile słabości, załamania, jak każdemu. Jednak Karolina nadzwyczajnie szybko potrafiła się z tym pogodzić i odwrócić sytuację na swoją korzyść. Teraz zrozumiała, że ma okazje zmienić swoje życie, spełnić marzenia, pokazać na co ją stać. Postanowiła sobie, że będzie żyć każdym kolejnym dniem, szczęśliwie wykorzystując chwile dane jej przez Boga.
Kiedy mijała wystawę luksusowego sklepu odzieżowego zwolniła krok. Na manekinie wisiała prześliczna garsonka i ołówkowa spódnica do kompletu. Najpierw pomyślała, że taki sklep jednak nie jest dla niej, jednak po chwili się zatrzymała i postanowiła przynajmniej ją zmierzyć. Była taka śliczna.
„Leży na pani doskonale! Ten kolor doskonale podkreśla odcień pani cery, a materiał wydobywa delikatność kobiecej natury. Naprawdę doskonale...” zachwycała się ekspedientka. Karolina uśmiechnęła się do niej. „W końcu za to ma płacone” pomyślała. Mimo wszystko, musiała się zgodzić ze sprzedawczynią. Faktycznie, doskonale jej było w tym odcieniu szarości. I oczy nabrały jakiegoś takiego dziwnego blasku...
Po godzinie Karolina była już w domu i oglądała się dokładnie w swoim lustrze. Kupiła. To było szaleństwo z uwagi na cenę, ale skoro za pół roku umrze, nie musi już oszczędzać. To dopiero raj! Myślała obracając się na pięcie i robiąc wdzięczne minki do lustra niczym do aparatu fotograficznego. W końcu wybuchnęła śmiechem.
Nagle usłyszała pukanie do drzwi. Szczęśliwa pobiegła je otworzyć. Stał tam jakiś znajomy mężczyzna.
Hej... - zaczęła Karolina niepewnie.
Hej. To ja Marcin, ten z baru. Mam dzisiaj wolne i pomyślałem, że może dasz się zabrać na spacer.
Spacer? - uśmiechnęła się figlarnie kobieta widząc zmieszanie na twarzy chłopaka.
No właściwie, to chciałem zaproponować ci... ten tego... randkę. Połączoną ze spacerem. Albo lodami. Albo tym i tym. Jak wolisz.
Z chęcią pójdę z tobą na randkę! - wybuchnęła śmiechem Karolina. Był taki uroczy w tej swojej nieśmiałości. A poza tym i tak nie miała żadnego ciekawego zajęcia.
„Dzisiaj mija tydzień...” powiedziała Karolina wtulając się w ramię swojego chłopaka – Marcina. „Tak, faktycznie. Nie chciałabyś jakiejś rocznicy? Może kino z tej okazji?” zapytał chłopak, jednak Karolina go nie słuchała. Nie to miała na myśli. Nie tydzień od ich pierwszej randki, ale tydzień od zawarcia umowy z Adamem. Od rozmowy kwalifikacyjnej się nie pojawił. Przecież nie zapomniał o naszej umowie...
A jednak tydzień minął, a on nie dawał żadnych znaków. Zero pogróżek, że ma wziąć się do roboty, zero poganiania, zero niezapowiedzianych spotkań i tych... dziwnych uśmiechów, które Karolina tak polubiła. Mimo, że ją przerażał, a żądania były niewykonalne, to w jego uśmiechu było coś takiego ciepłego, dającego jakąś siłę.
Nagle obok zerwało się z trawnika stado gołębi strasząc karmiące je dzieci. Karolina i Marcin spojrzeli w tamtą stronę.
„Moja babcia mówiła, że jeśli ptaki tak gwałtownie i bez powodu zrywają się do lotu, to znaczy, że ktoś właśnie umarł...” powiedział Marcin i się zamyślił. „Wybacz...” dodał po chwili. Wiedział, że Karolina umiera. Powiedziała mu, że ma raka, a on bezkrytycznie jej uwierzył. Unikał przy niej tematyki śmierci, a gdy ona chciała o tym porozmawiać szybko ucinał rozmowę w myśl zasady: „Nie myśl tyle, bo będzie ci smutno.”
W końcu zaczęło się ściemniać i chłopak postanowił odprowadzić swoją dziewczynę do domu.
„Może wejdziesz?” spytała Karolina stojąc pod klatką, jednak on się tylko uśmiechnął, delikatnie musnął swoimi ustami jej usta i odszedł.
Karolina usiadła przed telewizorem z butelką jej ulubionego, czerwonego wina, za 28 złoty w najbliższym supermarkecie. Chciała nalać sobie lampkę, jednak po chwili zastanowienia napiła się prosto z butelki. Kupiła ją na wypadek, gdyby Marcin chciał wejść. Ale on znowu odmówił. Uwielbiała go, ale zauważyła, że mają inne podejście do spotkań we dwoje. Dla niej zaproszenie do domu nie było niczym innym jak zaproszeniem do domu, które, ewentualnie, skończyłoby się bardzo namiętnymi pocałunkami na kanapie. I może delikatnymi obmacywankami. Marcin zaś traktował zaproszenie do domu, jak zaproszenie do łóżka, propozycję seksu. A pod tym względem był bardzo konserwatywny. Dla Karoliny ta powściągliwość była bardzo seksowna, zresztą jej też nie kręciła taka szybka 'konsumpcja' związku.
Ale przecież nie używała przemocy i kilku kopniaków po to, by zmusić go, aby się z nią przespał, tylko kulturalnie zapraszała go do domu na lampkę wina!
„Muszę omówić z nim tę kwestię” powiedziała do siebie i wzięła jeszcze jednego łyka. „Wystarczy ci dziewczyno, bo zaczynasz bredzić...” pomyślała odstawiając butelkę na podłogę. Wstała i złapała mały zeszyt leżący nieopodal na podłodze. Obiecała sobie, że będzie podsumowywać każdy tydzień, aby potem było łatwiej odejść.
Otworzyła notes, jeszcze czysty. Miało się w nim pojawić około dwudziestu wpisów, w zależności od tego, kiedy nadarzy się okazja, by ze sobą skończyć. Karolina zaczęła intensywnie myśleć, a po chwili ładnym, okrągłym charakterem pisma zaczęła notować:
„ Stan mojej duszy z dnia ósmego maja 2008 roku. TYDZIEń PIERWSZY
Sukcesy:
Jestem zakochana i mam wspaniałego chłopaka. Mimo to utrzymuje wstrzemięźliwość, co jest dużym plusem dla mojej silnej woli i charakteru. Ja i Marcin jesteśmy bardzo szczęśliwi, on jest kulturalny, słodki i uroczy. Oraz delikatny. Wszystkie te przywary są bardzo dużą zaletą u mężczyzny. Ponadto znalazłam fascynującą pracę w radiu. Czyli praca w mediach, na razie tylko obserwuję, podłączam mikrofony, pomagam przy notatkach, ale w najbliższym czasie postanowiłam awansować. Kolejnym sukcesem jest kupno bardzo drogiej garsonki i spódnicy, co świadczy o mojej gospodarności oraz umiejętności właściwego operowania pieniądzem, skoro miałam za co kupić te ubranie. Sprawiłam też radość pewnej starszej kobiecie przytulając się do niej na ulicy. Uśmiecham się do obcych ludzi, a oni odwzajemniają uśmiech. Sprawianie przyjemności innym jest olbrzymim sukcesem.”
Karolina powoli i dokładnie przeczytała to co napisała. Nagle po policzku poczuła jak spływa jej łza. W ataku złości i histerii wyrwała kartkę i zaczęła pisać od nowa, nie zwracając jednak uwagi na charakter liter.
„ 8 marca 2008. Moje życie jest jedną wielką pomyłką i biegiem w stronę śmierci. Niekończąca się gonitwa, w której nad niczym nie panuje. Sukcesy: zero. Porażki: każdy dzień, w którym udaje, że jestem taka jak każdy.
Podsumowanie? DUPA!”
Pamiętnik został zamknięty z hukiem, a Karolina zaczęła szlochać, aż w końcu zasnęła na dywanie w głównym pokoju. Z głośników telewizora cicho pogrywała melodia „Don't worry, be happy...”, a kobieta czuła jak powieki stają się coraz cięższe, a głowa eksploduje od nagromadzonych emocji, z których jedna wyraźnie się wywyższała: cierpienie.
„Znowu zalana…” usłyszała cichy szept tuż nad swoim uchem. „Która godzina?” wymamrotała. Nie obchodziło jej, kto też stoi obok w jej prywatnym mieszkaniu. Jedyne o czym myślała, to że trzeba wstać i iść do pracy. Ale ból głowy nie dawał jej się skupić. Zacisnęła mocniej powieki i przewróciła się na drugi bok. „Nie wiedziałem, że twoim sposobem na samobójstwo będzie zalanie się na trupa… Trzeba przyznać ci oryginalność…” znowu rozległ się głos, tym razem jeszcze bliżej, aż Karolina poczuła lodowaty oddech na swoim karku.
„Adam!” w jednej chwili otrzeźwiała, otworzyła oczy, usiadła i odsunęła się pod ścianę, byle jak najdalej Pana śmierci.
- Co ty tu robisz?
- Jak to co? Obserwuję cię. Bardzo dokładnie… Muszę przyznać, że masz ciekawy sposób, na przeżycie ostatnich chwil… - powiedział sarkastycznym tonem i wybuchnął śmiechem wskazując na leżący obok jego stopy pamiętnik dziewczyny.
-To nie twoja sprawa! – powiedziała Karolina wstając. – Czy pije pan herbatę? Czy żywi się jedynie ludzkim cierpieniem? – dodała przechodząc do małej kuchni i wstawiając wodę.
Czuła jak emocje się w niej gotują. Adam przyglądał się jej uważnie, ale sprawiał wrażenie, jakby nie miał zamiaru się odezwać. „Przestań się gapić!” pomyślała Karolina zasypując, a następnie zalewając herbatę. Wczoraj nie wypiła dużo. Ból głowy nie był zbyt intensywny. Jednak czuła się podle. Czemu on się pojawia w najbardziej poniżających dla niej sytuacjach? I czemu, do cholery, tak zależy jej na jego opinii?
Poczuła jak Adam staje za nią i delikatnie obejmuje ją w pasie. Chciała się wyszarpnąć, jednak jego siła była wyjątkowa. Nie miała szans. „Uspokój się. Chcę tylko porozmawiać.” „To przestań mnie obmacywać!” wysyczała Karolina mu prosto do ucha i poczuła jak uścisk się poluźnia.
„Nie, nie puszczaj...” pomyślała, ale po chwili zbeształa się za to. Nie wiedziała co robi, gdzie jest. Była tylko ona i jego ręka w jej talii. Tak przyjemnie lodowata...
Adam szyderczo się uśmiechnął i przeszedł do pokoju. Kiedy wyszedł Karolina spojrzała w okno. Ujrzała swoje rozmyte odbicie. Deszcz na zewnątrz dodatkowo je zniekształcał, nie wspominając już o kiepskiej jakości szkła. „Moja dusza rozbita na tysiąc malutkich kawałków... Raniąca tafla szkła...” pomyślała i przeszła do drugiego pokoju niosąc herbatę w jednej dłoni, a drugą trzymając się za brzuch.
Widok Adama siedzącego na kanapie napawał ją jednocześnie obrzydzeniem i zafascynowaniem. Czuła się przy nim wolna, wyzwolona od ludzkiej powłoki, swoich błędów. Przy nim była twarda i zdeterminowana. Jego pycha dawała jej siłę, której tak teraz potrzebowała. Jednocześnie on ją przerażał. Przerażał ją fakt, że Anioł może tak się zachowywać. Nieistotne, czy śmierci, czy życia. W końcu był Aniołem. Przerażała ją jego cielesna powłoka, tak piękna, a jednocześnie odpychająca, bo zimna, sprawiająca wrażenie przesiąkniętej bólem. Ale najgorszy dla Karoliny był fakt, że gdzieś pod tym wiecznie kpiącym uśmiechem wyczuwa miłość do każdej żyjącej istoty. To, że czuła, że byłby on w stanie kogoś prawdziwie pokochać, było najgorsze. Z sarkazmem mogła walczyć sarkazmem, ze złem – dobrem. Ale jak walczyć z miłością Anioła do człowieka?
Karolina usiadła na kanapie.
A więc słucham. Chciałeś porozmawiać... - zaczęła.
Nie. To TY chciałaś porozmawiać. Nie umiesz się przyznać, że się boisz, bo nie tak cię wychowano. Ty masz do mnie pytania. A ja jestem, by na nie odpowiedzieć. - uśmiechnął się Adam.
Nie mam pytań... Nie boję się.
Człowiek, który nie ma pytań i się nie boi, nie jest człowiekiem.
Karolina delikatnie się uśmiechnęła, jednak był to uśmiech wymuszony. Faktycznie, miała masę pytań...
Dlaczego ja?
Przypadek. Los. Lub jak kto woli fortuna.
Nie miałam tego zapisanego?
Nie... Ludzie żyją, jak chcą. Tylko od nich zależy co się wydarzy. Z tego co wiem, nie istnieje coś takiego jak zapis. Albo przynajmniej żaden z Aniołów nie jest tego świadom.
Czy to będzie bolało?
Nie musi... Wiesz, że nie musisz umrzeć. To twój wybór. - Adam spojrzał wyczekująco na Karolinę. - Pytasz, czy umieranie boli. Przecież już raz umarłaś. To zawsze wygląda podobnie...
Ale powiedziałeś wtedy, że przyszedłeś po mnie. Gdzie chciałeś mnie zabrać? Gdzie jest niebo, raj?
My tego nie wiemy. My tylko odprowadzamy Was do pewnych drzwi. Kiedyś wiedzieliśmy, jednak Najwyższy, Bóg, Allach, czy jak chcesz go nazywać, zabrał nam te wiedzę, żeby czasem nikt z nas się nie wygadał. Wielkie jajko niespodzianka!
Czemu akurat ty?
Hmm... Zaskakujesz mnie. Nie mogę odpowiedzieć na takie pytanie, bo nie umiem. Może to tylko przypadek, a może przeznaczenie? Jest nas wielu, o całkowicie różnych charakterach. Anioły są i te lepsze, i te gorsze. Uważaj mnie za jakiego chcesz. Po prostu nagle zobaczyłem, że umierasz, byłem w okolicy i tak jakoś wyszło.
Przestań! Tak jakoś wyszło. A co z moim Aniołem Stróżem? Co z Bogiem? Czemu w Was nie ingeruje, nie pomaga? Czemu takich złych jak ty nie karze?
Adam posmutniał. Karolina poczuła, że przesadziła. Jednak może o to chodziło? Może musi go złamać, by powiedział jej prawdę?
Nie wiesz, z kim igrasz. Albo nie chcesz wiedzieć. Pamiętaj, że mimo, że większość wyborów jest twoja własna, to możemy ingerować w twoje życie. Pytasz, czemu Bóg mnie nie ukarze za tę grę jaką z Tobą prowadzę? Prawda jest taka, że żaden z nas nie wie, czy Bóg istnieje. To zależy tylko od wiary. Niektóre Anioły wierzą, inne nie. Nie jestem pierwszy i nie ostatni. Od tysięcy lat znajdywały się wśród Aniołów odmieńcy, którzy lubili igrać z ludźmi, poznawać złożoność ich charakteru...
Czyli nie jestem pierwsza wystawiona na taką próbę?
Adam pobłażliwie się uśmiechnął. „W jakimś sensie jesteś. Każdy człowiek jest wyjątkowy, każdy jego wybór i każdy Anioł. Oraz każda próba. To jak z niej wyjdziesz uczyni cię wyjątkową, a jednocześnie pierwszą, bo jedyną.” Usłyszała w swojej głowie szept Adama. Po chwili spostrzegła, że zniknął. „Znowu…” pomyślała i spojrzała na zegarek. Dochodziła trzecia. Musiała się zacząć szykować do pracy. „Pomyślę o tym później…” obiecała sobie, jednak wiedziała, że nie da rady cały dzień unikać TEJ myśli.
Karolina znowu zaczęła się bać. Do tej pory sądziła, że skoro Anioł po nią przyszedł, to Niebo istnieje. Więc w jakiś sposób przestała się bać. Teraz strach do niej powrócił. Czy potem zniknie? Może więc warto zabić, by żyć?
„Nie. Nie jestem zła.” Powiedziała do siebie Karolina. Jednak czuła strach tak silny, że nie wiedziała, jak sobie z nim poradzić. „Zostało mi tak niewiele czasu…” myślała, jednak miała pewność, że nie umie uciec, wybrać ‘tej lepszej drogi’. Nie teraz, nie po tej rozmowie, która dała jej więcej pytań, zamiast odpowiedzi.
Puk puk! – rozległo się w domu Karoliny. Spojrzała na zegarek, dochodziła szósta. „To Marcin.” Pomyślała, jednak nie spieszyło się jej do otwarcia drzwi. Chciała być sama. Miała męczący poranek, a w pracy było fatalnie – wszystko leciało jej z rąk, wylała kawę na biurko szefowej. Na szczęście jej nie wyrzuciła. Ale i tak jedyne o czym marzyła w tej chwili to była gorąca kąpiel i sen – jedyna nadzieja na chwilę zapomnienia.
Puk, puk! – tym razem było głośniejsze i bardziej stanowcze. Adam zadzwonił dzisiaj do niej i powiedział, że przyjdzie. W pierwszej chwili uznała, że to będzie fantastyczny sposób na relaks. Nie spodziewała się, że wieczorem będzie tak zmęczona.
Jednak ostatkiem sił Karolina podeszła do drzwi i je otworzyła. „Marcin!” udała zaskoczenie i zdziwienie rzucając się swojemu chłopakowi na szyję. „Przepraszam, że zapomniałem o naszej rocznicy. Wiem, jakie to było dla ciebie ważne. Zabieram cię do kina. Tylko weź kurtkę, bo jest chłodno.” Powiedział chłopak, a następnie pomógł Karolinie się ubrać i wyciągnął ją roześmiany na podwórze.
Mijały tygodnie, a Adam znowu nie dawał o sobie znać. Karolina porzuciła postanowienie pisania dziennika – nie potrafiła. Obiecała sobie, że nie będzie myśleć o przyszłości. Jednak nie była w stanie. Zbyt się bała, by nie myśleć. Jednak chciała być twarda. Musiała. Nie wiedziała, co należy myśleć o danej sytuacji. Zdrowy rozsądek jej mówił, że takie rzeczy się nie dzieją. A jednak była w środku tej sytuacji, zamknięta w klatce, z której nie ma ucieczki. I nigdy nie będzie.
Kiedy minął dokładnie miesiąc wiedziała już co musi zrobić. Innego wyjścia nie było. Nie potrafiła żyć w strachu, oszukiwać Marcina, który był jej naprawdę bliski. Wiedziała, że musi TO zrobić.
Był ciepły, słoneczny piątek, kiedy Karolina wzięła sznur. „Nie boję się” powiedziała na głos, lecz nie było w niej determinacji. Słyszała u siebie ból i strach, choć się do tego nie przyznawała.
Powoli skierowała swe kroki w stronę łazienki. Szła boso, czuła zimno podłogi, cudowne, kojące zimno. Jej oczy były intensywnie wilgotne, a dłonie się trzęsły. „Dasz radę, idiotko!” powiedziała do siebie przechodząc obok lustra. Zobaczyła wrak człowieka – kobietę słabą, o tłustych włosach, młodą, a jak zmęczoną. Uśmiechnęła się do siebie smutno i weszła do łazienki. Uchwyt od prysznica był w sam raz na miejsce ostatecznego splotu.
Karolina weszła na krzesło i zawiązała supeł. Mocny. Poczuła jak po policzku cieknie jej łza. Zacisnęła pętle wokół swojej szyi. Wiedziała, że musi dobrze zawiązać, inaczej zacznie się dusić. A jedyne czego bardziej bała się od śmierci, to śmierci przez uduszenie. „I odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom” powiedziała na głos i skoczyła z krzesła. Przez chwilę wydało jej się, że naprzeciwko stoi roześmiany Adam. I ciemność, przerażająca ciemność.
Czy to już? - powiedziała powoli Karolina otwierając oczy. Stał nad nią Marcin i patrzył przerażonym pustym wzrokiem w jej oczy.
Dlaczego? Dlaczego mi to robisz? Dziewczyno, z twoją umiejętnością wiązania supłów to lepiej było podciąć sobie żyły! - wybuchnął chłopak wstając i ciskając szamponem, który akurat był pod ręką, wprost w przeciwległą ścianę.
Delikatny, różowy płyn trysnął we wszystkie strony tworząc kolorową mozaikę składającą się z tysiąca baniek mydlanych mieniących się wszystkimi kolorami tęczy, spośród których najbardziej wyróżniał się róż.
Ty nic nie rozumiesz... - zaczęła Karolina wstając i patrząc na Marcina. Jeszcze nigdy nie widziała go w takim stanie, tak zdenerwowanego, przerażonego. „Czy ja też tak wyglądałam, gdy zmarli rodzice?” przemknęła jej myśl przez głowę, odciskając na jej twarzy ból i cierpienie. - To nie jest takie łatwe, jak ci się wydaje! Ty nic nie rozumiesz!
Rozumiem! Umierasz! Ale do cholery nie przyśpieszaj tego. Jak śmiesz się niszczyć? W imię czego? W imię tego, by było ci łatwiej? Chcesz uciec. Masz żyć. Pytasz dlaczego? Bo ja tak chcę! Bo cię kocham i nie pozwolę byś umarła!
Zostało mi niecałe pięć miesięcy życia. Kiedy to do ciebie dotrze? Nie miałeś się we mnie zakochać, ja nie miałam się w tobie zakochać. Wszystko jest takie trudne!
Trudne? Kurwa, trudne! - chłopak wybuchnął szyderczym śmiechem. - Wiesz co jest trudne? To, że cię kocham, a nie mogę ci pomóc. To, że mnie oszukujesz! Wiem, że nie mówisz mi całej prawdy. Nigdy nie byłaś w szpitalu! Czy ty naprawdę sądzisz, że ci pomogę umrzeć? Nie pozwolę, choćbym miał zamknąć cię w kaftanie. - tym razem Marcin stał nad skuloną w kącie Karoliną i krzyczał, krzyczał, krzyczał.
„Dlaczego? Błagam, zostaw mnie...” myślała dziewczyna. Pierwszy raz bała się swojego chłopaka. Poczuła jak ten szarpie ją za włosy i wyciąga z łazienki. Po chwili została rzucona na dywan. „Co powiesz na to?” krzyknął chłopak i otworzył okno. Spojrzał na nią z przerażającym uśmiechem, a po chwili wyskoczył. Jedyne co Karolina zdążyła zrobić to krzyknąć: NIE! Ale było już za późno. Podbiegła do okna i wyjrzała. Na dole stał tłum gapiów, a jej chłopak w dziwaczny sposób leżał powykręcany na chodniku.
Gratuluję, jednak zabiłaś... - Karolina usłyszała za sobą męski głos i błyskawicznie się odwróciła. Adam patrzył się na nią z kpiącym uśmiechem. Miał na sobie obcisłe czarne spodnie i jeszcze bardziej obcisły top, a włosy były trochę krótsze niż ostatnio. Karolina poczuła ogromną nienawiść do Anioła. Znowu dała się omamić jego ludzkiej powłoce, znowu przyglądała mu się z zachwytem. Nigdy więcej!
Ja go nie zabiłam! Jak śmiesz!
Zabiłaś, choć nie tak do końca. On od zawsze to planował, ale się bał. Szukał pretekstu, ty nim byłaś...
On mnie kochał, on zrobił to dla mnie...
Kochał – tak. Ale zrobił to tylko dla siebie samego. Otwórz oczy! Gdyby chciał zrobić coś dla ciebie, to by nie popełniał tak drastycznego kroku. Chciał uciec, więc gdy się nadarzyła okazja – uciekł. Zobaczył, że jest słabszy od ciebie. Ta świadomość popchnęła go ku tej decyzji.
Nienawidzę cię! - krzyknęła Karolina i zaatakowała Adama. Z całej siły uderzała go pięściami, kopała, jednak nie słabnął pod jej atakiem, wręcz sprawiał wrażenie jeszcze silniejszego i weselszego. „Nienawidzę cię, nienawidzę!” powtarzała Karolina jakby w hipnozie, w nagłym ataku szału i bólu. W końcu przestała go atakować i tylko łkała nieświadomie przytulona do jego piersi: „Nienawidzę, nienawidzę...”
Wiem, kochanie, wiem... Ale spójrz na to z innej strony. Mężczyzna, który prawdziwie cię pokocha. Zostały jeszcze tylko dwie osoby. - powiedział Adam patrząc jej prosto w oczy, które Karolina skierowała w jego stronę, gdy tylko zaczął mówić.
Dziewczyna autentycznie się wystraszyła. On miał rację. Zabiła swojego chłopaka. Ale najbardziej przestraszyła ją najczystsza miłość, jaką ujrzała w jego spojrzeniu. Miłość, która ją przeraziła. Miłość, którą znienawidziła. Miłość, którą... zrozumiała? Czy człowiek może zrozumieć miłość Anioła, nawet tego złego? Tego, który choć innym życzy dobrze, to przy tobie jest cały czas?
„To przez ciebie pękł sznur. Umiem robić węzły. Byłam w harcerstwie.” przekazała mu wiadomość w myślach, a on się uśmiechnął. Po chwili rozległ się dzwonek do drzwi, a Karolina upadła na ziemię, gdyż Adam, na którym w sytuacji bólu pozwoliła sobie oprzeć się ciężarem całego ciała, po prostu zniknął. A ona wylądowała na miękkim, pachnącym malinowym środkiem piorącym, dywanie.
Dzwonek rozległ się ponownie, jednak ona nie miała zamiaru nikomu otwierać. Płakała. Tym razem nie był to płacz istoty zrzucającej na kogoś winę, a płacz winowajcy, płacz tęsknoty i bólu za kimś utraconym, kto już nie wróci.
Nawet przez chwilę nie wierzyła, że Marcin przeżył. Cały czas miała przed oczami wykręcone członki i łypiące nad nią spod na wpół przymkniętych powiek błękitne oczy, które sprawiały wrażenie jakby mówiły: ty to zrobiłaś, cha cha cha! To twoja wina, kurewko! Cha cha cha!
A może to było tylko wrażenie zakodowane w jej podświadomości? Czy z trzeciego piętra byłaby w stanie dojrzeć te oczy, w które tak kochała się wpatrywać?
Karolina usłyszała, jak do mieszkania wchodzą obcy ludzie. Podniosła głowę i poprzez łzy ujrzała starszego mężczyznę o życzliwym uśmiechu i z odznaką w ręce. „Kochałam go.” powiedziała Karolina, choć nie wiedziała, czy ktokolwiek ją usłyszy. Jednak mężczyzna sprawiał wrażenie, jakby zrozumiał co ona mówi, wziął ją za rękę i odprowadził na dół, do policyjnego radiowozu.
Wszystko było przerażająco ciche, gdy Karolina była prowadzona do samochodu. Ptaki ucichły, wiatr nie wył przerażająco, ludzie patrzyli na nią osłupiali, nawet nie szepcząc, niektóre życzliwe osoby, próbowały się uśmiechnąć, jakby chciały powiedzieć: jestem twoją sąsiadką, przetrwamy to razem. Lecz u nikogo Karolina nie mogła znaleźć tego, czego najbardziej potrzebowała w tej chwili – ciepłego uśmiechu Marcina.
Piętnaście minut w ciągu których Karolina pokonywała drogę na komisariat, było najgorszym kwadransem w jej życiu. Całą drogę milczała zastanawiając się nad jedną rzeczą: czy to jej wina? Nie wiedziała co myśleć o słowach Adama. Jej myśli były tak chaotyczne, że jedyne co mogła czuć to ból po stracie naprawdę bliskiej osoby.
„Czemu wszyscy których kocham odchodzą?” myślała. Jednak nie potrafiła znaleźć odpowiedzi na to pytanie. Fakt, że przeżyła tylko dzięki pomocy Adama, istoty, która mówiła jej, że w każdej chwili może uc
2
Nie przeczytałam całości. Opowiadanie nie wciągnęło mnie właściwie wcale. Jest strasznie przewidywalne, a przynajmniej do momentu, gdzie skończyłam (gdy Karolina upija się w barze). Anioł śmierci, oczywiście zajebiście przystojny i pociągający - hm, czyżbym czytała to gdzieś już setki razy?
Na domiar złego, opowiadaniu brakuje klimatu, jest napisane tak beznamiętnie, że naprawdę ciężko poczuć to, co bohaterka, odczuć nastrój poszczególnych scen, itd. Czy jest wesoło, czy smutno, czy bohaterce dzieje się krzywda, czy wręcz przeciwnie - wszystko jest napisane jednym tonem.
Sceny, które mają być straszne, nie są (czego przykład Ci później zacytuję).
Wypowiedzi bohaterów lepiej zapisywać od myślników, a nie w cudzysłowach, będą bardziej czytelne. I będą brzmiały bardziej naturalnie, jeśli w środku wypowiedzi napiszesz np. jakim tonem mówi bohater, jakie gesty w tym czasie wykonuje, itd.
Porównaj:
- Dolać? - spytał barman, wskazując głową opróżnioną szklankę. Mówił obojętnym, wyzutym z uczuć tonem, jakby nie widział zrozpaczonej twarzy dziewczyny. W końcu problemy klientów to nie jego sprawa. Nie wytrzymał jednak długo i już po chwili dodał zatroskanym głosem - Stało się coś?
i
"Dolać? Stało się coś?"
Jak dla mnie pierwsza wersja jest i ciekawsza i bardziej realistyczna, niż druga, czyli Twoja.
Masz trochę problemów z interpunkcją.
Ogólnie opowiadanie nie podobało mi się, o czym zresztą świadczy fakt, że nie potrafiłam się zmusić, by przeczytać je do końca. Jest przewidywalne, miejscami nudne, niestraszne, niewesołe, niesmutne, w ogóle żadne, miałkie i bez klimatu. Błędy stylistyczne to swoją drogą.
Popracuj nad budowaniem klimatu, oryginalniejszą fabułą i naturalnością dialogów. W obecnej chwili to wady tekstu, które najbardziej rzucają się w oczy.
Na domiar złego, opowiadaniu brakuje klimatu, jest napisane tak beznamiętnie, że naprawdę ciężko poczuć to, co bohaterka, odczuć nastrój poszczególnych scen, itd. Czy jest wesoło, czy smutno, czy bohaterce dzieje się krzywda, czy wręcz przeciwnie - wszystko jest napisane jednym tonem.
Sceny, które mają być straszne, nie są (czego przykład Ci później zacytuję).
Wypowiedzi bohaterów lepiej zapisywać od myślników, a nie w cudzysłowach, będą bardziej czytelne. I będą brzmiały bardziej naturalnie, jeśli w środku wypowiedzi napiszesz np. jakim tonem mówi bohater, jakie gesty w tym czasie wykonuje, itd.
Porównaj:
- Dolać? - spytał barman, wskazując głową opróżnioną szklankę. Mówił obojętnym, wyzutym z uczuć tonem, jakby nie widział zrozpaczonej twarzy dziewczyny. W końcu problemy klientów to nie jego sprawa. Nie wytrzymał jednak długo i już po chwili dodał zatroskanym głosem - Stało się coś?
i
"Dolać? Stało się coś?"
Jak dla mnie pierwsza wersja jest i ciekawsza i bardziej realistyczna, niż druga, czyli Twoja.
Oba "jej" niepotrzebne. Nieumiarkowanie w pisaniu "jej/jego" podczas, gdy w danym kontekście jest oczywiste, że dana rzecz jest JEJ (bohaterki), to ciężki grzech początkujących pisarzy.Wiedziała, że nie wytrzyma w domu, który pachniał perfumami jej matki i dymem tytoniowym jej ojca.
PowtórzeniaDługie, czarne włosy okalały blade policzki. Czarny, długi płaszcz sprawiał wrażenie, jakby płonął. „Ten odcień czerni jest tak nienaturalnie intensywny i żywy...”
Szyderstwo i miłość? Dziwne połączenie.Uśmiechał się szyderczo, a w jego oczach było widać najczystszą miłość.
we krwiByła cała w krwi
Naprawdę mówisz "palce od stóp" zamiast "palce stóp"?Mężczyzna przesunął wzrok po jej sylwetce od czubków palców od stóp
To samo. "Jej" niepotrzebne.Poczuła jak po twarzy spływają jej łzy.
Powtórzenie. A poza tym to przykład sceny, która powinna być straszna. I byłaby, gdybyś jej niepotrzebnie nie rozwlekła. Wspomnienie o kubku, w którym była woda, która służyła do płukania ust, blablabla przesuwa w czasie zdanie "kulminacyjne", które swoją drogą też powinno być krótsze i stanowcze, np "Nikogo tam nie było!". Bohaterka jest tym wielce zaskoczona, podczas gdy czytelnik już zdążył ochłonąć i domyślić się, co będzie dalej, w czasie, gdy Ty zajmowałaś się kubkiem. Rozumiesz, co mam na myśli?Kobieta weszła do łazienki i zaczęła myć zęby. Pochyliła się, aby wypluć nadmiar piany z ust i wyprostowała z uśmiechem na ustach. Nad swym ramieniem ujrzała męską twarz. Karolina gwałtownie się odwróciła rozlewając kubek z wodą do płukania ust. Ku jej zaskoczeniu nikogo tam nie było.
Dziwny szyk zdania, to po pierwsze. A po drugie... "bu"?! "Bu" mówi dziecko z prześcieradłem na głowie udające ducha, a nie szanujące się stworzenia z zaświatów w horrorach.„Buu.” cicho się rozległo nad jej ramieniem.
Lekka przesada? Co ona tam robiła TRZY GODZINY? Siedziała na posadzce i patrzyła przed siebie? To by już jej, za przeproszeniem, tyłek zdrętwiał. Normalny człowiek potrzebuje do ochłonięcia co najwyżej kilku minut. Zresztą, gdyby mnie coś nastraszyło w łazience, czym prędzej bym stamtąd wyszła.Po trzech godzinach Karolina opuściła łazienkę.
Powtórzenie. Poza tym, czy nie lepiej po ludzku "za oknem" lub "na zewnątrz", a nie "za szybą baru". Dziwnie to brzmi. Bo to jest właściwie szyba okna baru, prawda?dzieci za szybą baru się śmiały ganiając się z pistolecikami na wodę.
Powtórzenia. I lepiej: "będzie jej ostatnim".Czuła, że jak powie Adamowi, że odmawia, to możliwe, że dzisiejsze popołudnie jest jej ostatnim.
Ucisk ścisnął? Masło maślane.Nagle przeszywający ucisk żalu ścisnął jej serce
"Proszę pani, a on się na mnie spojrzał! A on się bije! A on się przezywa!". To brzmi śmiesznie, tak mówią dzieci w przedszkolu.Trzy kobiety w eleganckich żakietach i ołówkowych spódnicach spojrzały się na Karolinę z niesmakiem
Masz trochę problemów z interpunkcją.
Ogólnie opowiadanie nie podobało mi się, o czym zresztą świadczy fakt, że nie potrafiłam się zmusić, by przeczytać je do końca. Jest przewidywalne, miejscami nudne, niestraszne, niewesołe, niesmutne, w ogóle żadne, miałkie i bez klimatu. Błędy stylistyczne to swoją drogą.
Popracuj nad budowaniem klimatu, oryginalniejszą fabułą i naturalnością dialogów. W obecnej chwili to wady tekstu, które najbardziej rzucają się w oczy.
3
Trochę nudne<chrapanie>. Jak dla mnie mało zaskakujące i ździebko nie klimatyczne. Nie znam się tak na błędach interpunkcyjnych i ogólnie jak moja przedmówczyni ,więc nie wypowiadam się na temat takowych błędziaków.
Ale o fabule ,klimacie itd, itp. już trochę rzec mogę
Trening czyni mistrza!- nie zapomnij!
Powodzenia w przyszłości
Ale o fabule ,klimacie itd, itp. już trochę rzec mogę

Trening czyni mistrza!- nie zapomnij!

Powodzenia w przyszłości

"Wiara przychodzi z serca i duszy.Jeśli ktoś potrzebuje dowodu na istnienie Boga ,wtedy sama idea duchowości rozpływa się w sensualizmie i redukujemy to, co święte do tego ,co logiczne."
-Drizzt Do'Urden
-------------------------------------------------------
http://img382.imageshack.us/img382/6497 ... oligon.jpg
Załap się! Jeszcze dziś!
-Drizzt Do'Urden
-------------------------------------------------------
http://img382.imageshack.us/img382/6497 ... oligon.jpg
Załap się! Jeszcze dziś!
5
Nie masz się co kłopotać...ja sam mistrzem nie jestem 

"Wiara przychodzi z serca i duszy.Jeśli ktoś potrzebuje dowodu na istnienie Boga ,wtedy sama idea duchowości rozpływa się w sensualizmie i redukujemy to, co święte do tego ,co logiczne."
-Drizzt Do'Urden
-------------------------------------------------------
http://img382.imageshack.us/img382/6497 ... oligon.jpg
Załap się! Jeszcze dziś!
-Drizzt Do'Urden
-------------------------------------------------------
http://img382.imageshack.us/img382/6497 ... oligon.jpg
Załap się! Jeszcze dziś!
9
dawanie specjalnie gorszego tekstu to marnowanie naszego czasu, a także pewne dziecięce traktowanie siebie - zawsze możesz powiedzieć: teraz piszę znacznie lepiej (to takie moje zdanie na ten temat.
Tekst nie jest beznadziejny, ale zdecydowanie brakuje mu klimatu. Niestety u twojej bohaterki nie czuć strachu. Poza tym fabuła przewidywalna - przez co tekst jest nudnawy. Denerwował mnie także sposób budowania dialogów - są sztuczne, zbyt przegadane. Postać Anioła śmierci schematyczna.
kończąc chciałabym wspomnieć, że jak na stary tekst, ten zawiera zbyt wiele błędów. przykładami mogą być:
pozdrawiam i mam nadzieję, że wrzucisz coś świeższego, abyśmy mogli naprawdę zobaczyć jak piszesz.
Tekst nie jest beznadziejny, ale zdecydowanie brakuje mu klimatu. Niestety u twojej bohaterki nie czuć strachu. Poza tym fabuła przewidywalna - przez co tekst jest nudnawy. Denerwował mnie także sposób budowania dialogów - są sztuczne, zbyt przegadane. Postać Anioła śmierci schematyczna.
kończąc chciałabym wspomnieć, że jak na stary tekst, ten zawiera zbyt wiele błędów. przykładami mogą być:
łyk wodypomyślała i wzięła łyka wody stojącej na biurku.
za to jej płacąW końcu za to ma płacone
uśmiechnęła się figlarnie kobieta-to bym wywaliła , widząc zmieszanie na twarzy chłopaka.
Nagle obok zerwało się z trawnika stado gołębi, strasząc karmiące je dzieci.
nie można zalać się na trupa, jedynie w trupa
będzie zalanie się na trupa…
pozdrawiam i mam nadzieję, że wrzucisz coś świeższego, abyśmy mogli naprawdę zobaczyć jak piszesz.
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".
"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".
- Nieśmiertelny S.J. Lec
"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".
- Nieśmiertelny S.J. Lec