"Elita" [Obyczaj] I rozdział I częś

1
- A więc spędziliście razem całe wakacje, ale do niczego nie doszło? - zapytał

Brad Collins swojego najlepszego przyjaciela Nate'a Archera - To chyba

największy kit, jaki próbowałeś mi kiedykolwiek wcisnąć.

Brad poprawił swoją czarną marynarkę od Hugo Bossa i upił łyk szkockiej ze

szklaneczki, którą od dłuższego czasu trzymał w dłoni.

Nate prychnął i przechylił swoją szklankę. Został w niej sam lód. Nie chciał

odpowiadać na to pytanie, ponieważ prawda była zbyt pikantna i za bardzo

użyteczna. Zagrzechotał lodem w szklance.

- Chcesz się jeszcze napić? - zapytał - Pójdę zrobić drinki.

Brad podał mu kryształową szklaneczkę, lekko rozbawiony. Unikanie tematu

przez Nate'a mówiło samo za siebie. Dajcie spokój, w końcu znali się od

dziecka.

Rozejrzał się po salonie, odwzajemniając uśmiechy kobiet, które przyglądały

mu się z zainteresowaniem. Brad, ze swoimi ciemnymi, idealnie przyciętymi

włosami i piwnymi oczami wyglądał jak model z najnowszej kolekcji

Armaniego. Tyle, że był dużo przystojniejszy.

Dziewczyna, o którą wypytywał Nate'a nazywała się Kyndra van der Steen i

była ich przyjaciółką. Mimo, że ona i Nate próbowali za wszelką cenę ukryć

co ich łączy, nie wszyscy dali się nabrać. Odkąd tylko Kyndra pojawiła się w

apartamencie Archerów razem z matką i jej nowym przyjacielem, Nate

nieustannie się na nią patrzył. Nie tylko on.

Teraz Kyndra stała po przeciwnej stronie salonu, zabawiając kilku mężczyzn.

Wyglądała jak grecka bogini, jej długie, jasne włosy opadały luźno na nagie

ramiona i tworzyły idealny kontrast z czarną sukienką od Oscara de la Renty.

Na stopach miała czarne czółenka Jimmiego Choo, dzięki czemu jej zgrabne

nogi wydawały się jeszcze dłuższe niż były w rzeczywistości. Za każdym razem

gdy się śmiała odchylała lekko głowę do tyłu.

Gdy Kyndra się uśmiechała, uśmiechały się także jej oczy. Jej uśmiech był

magnetyczny, rozkoszny, jakby mówiący "Nie możesz oderwać ode mnie oczu

bo jestem super!". Nie była przy tym ani odrobinę zarozumiała, w końcu to

nie jej wina, że urodziła się piękna.

Mężczyźni uwielbiali na nią patrzyć, zapewne była najpiękniejszą

siedemnastolatką jaką widzieli. Kyndra natomiast uwielbiała owijać ich sobie

wokół palca, zazwyczaj robiła to nawet nieświadomie.

Od tak.

Była obiektem pożądania wszystkich mężczyzn w jej otoczeniu i świetnie o

tym wiedziała. Wyrafinowana, orginalna i zawsze oszałamiająca. Kto o niej

nie marzył?

Dziś wieczorem w apartamencie Archerów odbywała się kolacja na

zakończenie lata. To była już tradycja. Co roku wszyscy przyjaciele państwa

Archer wraz z dziećmi zbierali się w tym samym miejscu, o tej samej godzinie

w ostatni dzień wakacji, aby nawzajem opowiedzieć sobie o wspaniałych

wakacjach, które spędzili w Maine, Sun Valley, St. Barts i innych

przecudownych miejscach.

Colinsowie z synem Bradleyem, pani van der Steen z córką Kyndrą i

aktualnym narzeczonym, znany reżyser Bart Walters, jego żona Kristen i ich

dzieci, córka Cameron i syn Brian oraz państwo Herringway z córką Jude.

Brakowało tylko pani Carmichael i jej córki Victorii.

W salonie Archerów królowała głównie biel, przechodząca delikatnie w jasny

beż, poza tym pełno było w nim nowoczesnych dzieł sztuki. Z salonu

przechodziło się do jadalni, blado żółte ściany były obwieszone stroikami z

Takashimayi, sklepu z luksusowymi artykułami gospodarstwa domowego na

Piątej Alei. Na dużym stole leżały porcelanowe talerze, a na każdym z nich

spoczywał złoty kartonik z nazwiskiem.

Po kuchni kręciła się kucharka, przygotowując kolację, a młoda pokojówka

chodziła między gośćmi i napełniała im kieliszki. Wszystko szło po myśli

Gwyneth Archer, dzięki Bogu.

Winda zatrzymała się w przestronnym holu i wysiadła z niej urocza

dziewczyna o arystokratycznych rysach twarzy. Zdjęła beżowo czarny płaszcz

DKNY i ruszyła w fioletowej, satynowej sukience w stronę salonu. Sukienka

idealnie leżała na jej zgrabnym ciele tancerki, a w połączeniu z wysokimi

szpilkami od Manolo wyglądała na wyjątkowo szczupłą i wysoką, co jej

zdecydowanie odpowiadało. Oczywiście, nie była gruba, w końcu od trzeciej

klasy trenowała balet w szkółce na osiemdziesiątej szóstej, po prostu

"zawsze mogło być lepiej". Poprawiła delikatnie swoje brązowe włosy, które

były upięte wysoko w ciasnego koka. Już dawno przestała myśleć o tym jak

bolą ją od tego cebulki włosów. Jak powtarzała jej matka; do wszystkiego da

się przyzwyczaić. Na nieszczęście musiała przyznać jej rację.

Przecisnęła się zgrabnie przez tłum, wzrokiem szukając swoich przyjaciół.

- Victoria! - powiedział z zachwytem Cliff Archer, podchodząc do dziewczyny

z uśmiechem - Jak miło cię widzieć.

Hipokryta.

Jakby nie było wiadome, że zależy mu tylko na interesach z jej matką. Po

co ta udawana serdeczność?

- Oh, pana również, panie Archer - uniosła kąciki ust w górę i przyglądała

mu się uważnie, zastanawiając się po co ją w ogóle zatrzymał.

Swoją drogą pan Archer był bardzo przystojny, było oczywiste po kim Nate

odziedziczył geny. Te same rysy twarzy i cudowne niebieskie oczy, w których

można było się utopić. Oczywiście Nate prezentował się dużo lepiej, może to

zasługa złotawego odcienia jego włosów i wieku?

- Gdzie twoja olśniewająca matka? - spytał pociągając łyk szampana z

kieliszka.

Victoria zatrzepotała długimi rzęsami, wytrącona z zamyślenia, po czym

uśmiechnęła się słodko.

- Musiała zostać jeszcze w Londynie. Interesy.

Cliff Archer pokiwał głową z uznaniem.

- Zawsze podziwiałem samodzielne kobiety. - uznał - Mam nadzieję, że

szybko do nas wróci.

- Oby nie - powiedziała Victoria po czym przeprosiła pana Archera i szybko

się oddaliła, za czym on zdążył zrozumieć sens jej słów.

Zauważyła machające do niej Jude i Cameron, jej przyjaciółki z prywatnej

szkoły dla dziewcząt Marymount School.

- Vicky! - zawołały równo i zaczęły się z nią witać, nie przestając się przy

tym szczerzyć.

- świetnie wyglądasz - powiedziała z przejęciem Cameron, a jej ciemno

zielone oczy zamigotały. Poprawiła kilka rudawych kosmyków - Jak było w

Londynie? Opowiadaj.

- Nie ma o czym - spojrzała na nie bezmyślnym wzrokiem - Zamek w

Chelsea jest jeszcze nudniejszy niż zeszłoroczna wystawa w Barneys. Rodzice

byli dla siebie przesadnie mili, jakby bez powodu wzięli rozwód. - przewróciła

czekoladowymi oczami. Jej oczy były w takim samym odcieniu co włosy. Czekoladowym. W dodatku to był ulubiony kolor Victorii, czego chcieć więcej?

Wzięła drinka od przechodzącej pokojówki i zanurzyła w nim usta.

- Oh! - Cameron chwilę wyglądała na przejętą niezbyt udanymi wakacjami

przyjaciółki, jednak każdy kto ją choć trochę znał, wiedział że już nie może

wytrzymać, aby opowiedzieć co ona robiła - Ja byłam z rodzicami w Aspen

dwa tygodnie. Nawet nie wiecie ilu tam jest przystojniaków latem. A mój

instruktor... - westchnęła

- Myślałam, że umiesz jeździć - zdziwiła się Jude, marszcząc cienkie brwi.

- Bo umiem. - odparła - Ale uznałam, że dodatkowe lekcje mi nie

zaszkodzą - zachichotała - Zaraz po przyjeździe...

Zaczyna się.

Victoria spojrzała na Cameron poirytowana. Naprawdę, nie miała ochoty

wysłuchiwać jak jej przyjaciółki świetnie się bawiły, podczas gdy ona musiała

siedzieć całe dnie w pokoju. Tylko w ten sposób nie musiała patrzeć na

rodziców, którzy próbowali zachowywać się jakby nigdy nic. Najwidoczniej

myśleli, że ich córka żyje w błogiej nieświadomości i nie wie, o tym że się

nie cierpią.

Naprawdę uważali ją za tak głupią?

- Hej, nie wiecie gdzie jest...

- Kyndra? - wtrąciła Cameron, pewna że o nią chodziło Victorii - Jest tam -

skinęła głową.

Victoria myślała raczej o Nate'cie, ale i tak popatrzyła w tamtą stronę. W

momencie gdy zobaczyła Kyndrę w idealnie dopasowanej, czarnej sukience,

z kaskadą blond włosów, opadającymi na szczupłe ramiona i zabawiającą

grupkę mężczyzn, cała jej pewność siebie gdzieś wyparowała.

Kyndra van der Steen była dziewczyną do której wzdychali wszyscy chłopcy,

a dziewczyny zazdrościły jej wszystkiego, począwszy od wymarzonej figury i

olśniewającej urody, skończywszy na niezwykłej radości z życia. Była

dziewczyną, na której wszystko zawsze dobrze leżało, nawet gdy miała na

sobie swoje starte jeansy Seven i zniszczone mokasyny z Tod's, wyglądała

lepiej niż inni. Zawsze była tą wyższą i ładniejszą, a najgorsze było to, że

nie dało jej się długo nienawidzić, ponieważ była nadzwyczaj uprzejma i

szczera. No i była najlepszą przyjaciółką Victorii Carmichael.





******



Wiem, że może na razie nie jest zbyt ciekawie, ale mam zamiar wszystko

opisać stopniowo. Liczę na Wasze opinie.

2
Ehm...






Dajcie spokój, w końcu znali się od

dziecka.


Tu tak jakby narrator zwracał się do czytelnika. Nie mam nic do tego bo oczywiście twoja sprawa jak piszesz, ale ja jednak wyciął bym to, ponieważ troche mogłoby zamącić w głowie czytelnikowi.


Od tak.


To też jakby taki zwrot do czytelnika. Może sie myle ale przecież ja tylko poprawiam.




Hipokryta.

Jakby nie było wiadome, że zależy mu tylko na interesach z jej matką. Po

co ta udawana serdeczność?


Jeżeli to myśl np. tej dziewczyny, to można to zapisać np. kursywą czy w nawiasach. Zależy oczywiście od Ciebie.





Tekst dosyć dobry, tylko jak narazie to mnie z leksza nudzi bo nic się nie dzieje. Oczywiście wiem, że to początek i czekam na dalsze rozdziały. No i jak dla mnie to troche dużo nazwisk.




Colinsowie z synem Bradleyem, pani van der Steen z córką Kyndrą i

aktualnym narzeczonym, znany reżyser Bart Walters, jego żona Kristen i ich

dzieci, córka Cameron i syn Brian oraz państwo Herringway z córką Jude.

Brakowało tylko pani Carmichael i jej córki Victorii.


Po za tym wszystko pięknie i ładnie.
"Tylko te drzwi pozostaną zamknięte, do których nie pukałeś"

3
wyglądał jak model z najnowszej kolekcji

Armaniego
Zabrzmiało, jakby Armani projektował modeli, a nie ubrania.


Wyrafinowana, orginalna i zawsze oszałamiająca.
Oryginalna


Sukienka idealnie leżała na jej zgrabnym ciele tancerki, a w połączeniu z wysokimi

szpilkami od Manolo wyglądała na wyjątkowo szczupłą i wysoką,
Sukienka wyglądała na szczupłą i wysoką?


Oh, pana również, panie Archer
W polskim lengłiczu poprawnie jest "och".


powiedziała Victoria po czym przeprosiła pana Archera i szybko

się oddaliła, za czym on zdążył zrozumieć sens jej słów.
Chyba chodziło o "zanim"...


powiedziała z przejęciem Cameron, a jej ciemno

zielone oczy zamigotały.
ciemnozielone


miała na

sobie swoje starte jeansy Seven
Aliteracja niezbyt korzystna w tym wypadku. "Swoje" zupełnie niepotrzebne.





Historia na razie nie porywa, zaczyna się dość typowo, choć rozgrywa się w innym niż zazwyczaj w opowiadaniach środowisku. Sądząc po tytule będzie to opowieść rozgrywająca się podobnie jak "Moda na sukces" w kręgach najbogatszych i czytelnik będzie zasypywany Armanim i Versace aż do końca. Nie mówię, że to źle, zależy jak to dalej poprowadzisz. Uważaj, by nie wpaść w przesadę przy opisywaniu, kto, co i od kogo nosi, pije czy pali. Na dłuższą metę może to być męczące.



Bohaterowi jak na razie wszyscy piękni i nieskazitelni. Podejście trochę stereotypowe, bogata i w sukience od znanego projektanta = piękna i mądra. Chociaż to dopiero początek opowieści, mam nadzieję, że później bohaterowie okażą się mieć jakieś wady, itp., będą bardziej ludzcy i prawdziwi.



Styl masz porządny. Jakiś nie szczególnie zachwycający ani odpychający, taki po prostu... porządny. Można by na nim popracować, dodać trochę kolorytu. Dokładnie opisujesz rzeczywistość, ale tu potrzeba czegoś więcej.



I byłoby jeszcze lepiej, gdyby nie poważne problemy z interpunkcją... Radzę to porządnie poćwiczyć, bo na razie jest źle. Podobnie z zapisem dialogów.

4
polus pisze:
Dajcie spokój, w końcu znali się od

dziecka.
Tu tak jakby narrator zwracał się do czytelnika. Nie mam nic do tego bo oczywiście twoja sprawa jak piszesz, ale ja jednak wyciął bym to, ponieważ troche mogłoby zamącić w głowie czytelnikowi.
Od tak.
To też jakby taki zwrot do czytelnika. Może sie myle ale przecież ja tylko poprawiam.
Hipokryta.

Jakby nie było wiadome, że zależy mu tylko na interesach z jej matką. Po

co ta udawana serdeczność?
Jeżeli to myśl np. tej dziewczyny, to można to zapisać np. kursywą czy w nawiasach. Zależy oczywiście od Ciebie.


to wszystko to moje zwroty do czytelnika. Już się tak przyzwyczaiłam i tak

piszę. Mam nadzieję, że to nie będzie problemem.


polus pisze:
Tekst dosyć dobry, tylko jak narazie to mnie z leksza nudzi bo nic się nie dzieje. Oczywiście wiem, że to początek i czekam na dalsze rozdziały. No i jak dla mnie to troche dużo nazwisk.


Colinsowie z synem Bradleyem, pani van der Steen z córką Kyndrą i

aktualnym narzeczonym, znany reżyser Bart Walters, jego żona Kristen i ich

dzieci, córka Cameron i syn Brian oraz państwo Herringway z córką Jude.

Brakowało tylko pani Carmichael i jej córki Victorii.


Po za tym wszystko pięknie i ładnie.


Na razie faktycznie dużo się nie działo, mam zamiar to rozkręcić. Nazwiska

chwilowo pewnie będą się mylić jednak postaram się przedstawić dokładnie

każdego z głównych bohaterów, każdy jest inny i mam nadzieję, że mi się

to uda.

Dodane po 10 minutach:
Obywatelka AM pisze:
wyglądał jak model z najnowszej kolekcji

Armaniego
Zabrzmiało, jakby Armani projektował modeli, a nie ubrania.
Wyrafinowana, orginalna i zawsze oszałamiająca.
Oryginalna
Sukienka idealnie leżała na jej zgrabnym ciele tancerki, a w połączeniu z wysokimi

szpilkami od Manolo wyglądała na wyjątkowo szczupłą i wysoką,
Sukienka wyglądała na szczupłą i wysoką?
Oh, pana również, panie Archer
W polskim lengłiczu poprawnie jest "och".
powiedziała Victoria po czym przeprosiła pana Archera i szybko

się oddaliła, za czym on zdążył zrozumieć sens jej słów.
Chyba chodziło o "zanim"...
powiedziała z przejęciem Cameron, a jej ciemno

zielone oczy zamigotały.
ciemnozielone
miała na

sobie swoje starte jeansy Seven
Aliteracja niezbyt korzystna w tym wypadku. "Swoje" zupełnie niepotrzebne.


racja, można to jakoś poprawić?


Obywatelka AM pisze:
Historia na razie nie porywa, zaczyna się dość typowo, choć rozgrywa się w innym niż zazwyczaj w opowiadaniach środowisku. Sądząc po tytule będzie to opowieść rozgrywająca się podobnie jak "Moda na sukces" w kręgach najbogatszych i czytelnik będzie zasypywany Armanim i Versace aż do końca. Nie mówię, że to źle, zależy jak to dalej poprowadzisz. Uważaj, by nie wpaść w przesadę przy opisywaniu, kto, co i od kogo nosi, pije czy pali. Na dłuższą metę może to być męczące.


jeśli już trzeba porównywać do jakiegoś serialu to na pewno nie "Mody na sukces", której osobiście bardzo nie lubię. Racja, będzie to o bogatych nastolatkach, znane marki nie będą tu obce, ale mam zamiar stworzyć z tego naprawdę interesującą powieść. Mam mnóstwo pomysłów, które łącze z informacjami wyszukanymi na internecie i układam w całość.

Zgadzam się, że opisywanie kto w czym chodzi nie jest bardzo potrzebne, więc postaram się to robić rzadziej.




Obywatelka AM pisze:
Bohaterowi jak na razie wszyscy piękni i nieskazitelni. Podejście trochę stereotypowe, bogata i w sukience od znanego projektanta = piękna i mądra. Chociaż to dopiero początek opowieści, mam nadzieję, że później bohaterowie okażą się mieć jakieś wady, itp., będą bardziej ludzcy i prawdziwi.


Bohaterowie mają więcej wad niż by się wydawało na pierwszy rzut oka. O to właśnie mi chodziło, na początku są przedstawieni jako chodzące ideały, tak jak ich widzą inny, jednak wkraczając w ich codzienność będzie pokazane jak dużo im brakuje to tych ideałów. Także mają problemy z którymi muszą się uporać.


Obywatelka AM pisze:
Styl masz porządny. Jakiś nie szczególnie zachwycający ani odpychający, taki po prostu... porządny. Można by na nim popracować, dodać trochę kolorytu. Dokładnie opisujesz rzeczywistość, ale tu potrzeba czegoś więcej.



I byłoby jeszcze lepiej, gdyby nie poważne problemy z interpunkcją... Radzę to porządnie poćwiczyć, bo na razie jest źle. Podobnie z zapisem dialogów.


Mam nadzieję, że uda mi się poprawić styl, a interpunkcja to mój słaby punkt, muszę przyznać. Zwłaszcza przecinki, jednak pracuję nad tym.

Dodane po 4 minutach:

i oczywiście bardzo dziękuję za ocenę. Liczę, na kolejne Wasze opinie.

5
racja, można to jakoś poprawić?
Na forum nie ma opcji "edytuj", więc tekst musi pozostać tu w pierwotnej formie.


Bohaterowie mają więcej wad niż by się wydawało na pierwszy rzut oka. O to właśnie mi chodziło, na początku są przedstawieni jako chodzące ideały, tak jak ich widzą inny, jednak wkraczając w ich codzienność będzie pokazane jak dużo im brakuje to tych ideałów. Także mają problemy z którymi muszą się uporać.
Tak też myślałam, ale wolałam na wszelki wypadek o tym wspomnieć ;)

6
Rozdział II



- Kyndra skarbie! Jak dobrze znów cię widzieć! - Gwyneth Archer podeszła

do blondynki i objęła ją jedną ręką w cienkiej talii. Miała na sobie

srebrny kostium od Armaniego, który doskonale podkreślał jej figurę - Nie

wiem jak ty to robisz, ale mogę przysiąc, że za każdym razem gdy cię

widzę, wyglądasz lepiej niż poprzednio - mówiła wpatrując się w Kyndrę jak

w obrazek.

Wszyscy wiedzieli, że Kyndra była jej wymarzoną synową. Jej zdaniem

stworzyli by idealną parę razem z Nate'm - jej synem.

Dosłownie.

Oczywiście nie zamierzała się z tym kryć, wszystkim w koło opowiadała jaka

to Kyndra jest wspaniała.

Jakbyśmy jeszcze o tym nie wiedzieli.

- Oh, lepiej spójrz na siebie! - powiedziała Kyndra z uśmiechem - Schudłaś!

Wyglądasz rewelacyjnie.

Pani Archer zachichotała zadowolona, klepiąc się po swoim blond bobie.

Kyndra nadal się uśmiechała, lustrując stalowo niebieskimi oczami wszystkich

po kolei. Na jej twarzy gościł niezwykły spokój. Spokój jaki zyskuje się po

kupieniu odpowiedniej pary butów czy odpowiedniej torebki. Zawsze taka

była. Cokolwiek robiła, nigdy nie traciła spokoju.

- Przepraszam - powiedziała Kyndra odchodząc od pani Archer. Zauważyła

stojącą niedaleko Victorie, w towarzystwie Jude i Cameron. Nie mogła ukryć

podekscytowania, ona i Victoria były jak siostry, a nie widziały się

całe wakacje.

- Kyndra! - Victoria położyła dłonie na ramionach przyjaciółki i schyliła się,

by pocałować ją w oba policzki - Dobrze cię znowu widzieć. Pomysł na

spędzenie wspólnych wakacji z rodzicami jednak nie był dobry.

Kyndra zachichotała patrząc rozbawiona na przyjaciółkę. Spodziewała się tych

słów, zresztą nie bez powodu namawiała ją, żeby pojechały razem

do St. Barts.

- Mam nadzieję, że wszystko mi opowiesz - powiedziała Kyndra pociągając

łyk szampana z kieliszka.

- Poza tym, że strasznie się wynudziłam i wpadłam w nałóg czytania pewnego

komiksu publikowanego w New York Time'sie, nic specjalnego się nie działo

- odparła Victoria, także zanurzając usta w szampanie - Hej, słyszałam, że

Nate też był w St. Barts - przypomniała sobie.

Kyndra poczuła, że żołądek wywraca jej się do góry nogami.

- Tak, zdziwiłam się na jego widok, bo myślałam, że żegluje z ojcem w

Maine - uśmiechnęła się lekko i dopiła szampana.

Victoria popatrzyła na nią badawczo, zastanawiając się dlaczego tak

zaragowała. Kto jak kto, ale ona umiała poznać, kiedy Kyndra się

denerwowała. Nie zdążyła jednak nic powiedzieć, bo zrobił to ktoś inny.

- Właśnie się zastanawiałem, jak wam się udały wspólne wakacje - Brad

Collins stanął obok nich z chytrym uśmiechem na twarzy.

Kyndra spojrzała na niego zastanawiając się ile Nate już mu powiedział.

Właśnie, Nate.

Spojrzała w stronę, skąd przyszedł Brad. Zauważyła go, stał obok bufetu i

patrzył prosto na Kyndrę, a gdy napotkał jej spojrzenie, przygryzł dolną

wargę, jak zawsze kiedy był zakłopotany. A potem się uśmiechnął i ruszył

powoli w ich kierunku.

Ten uśmiech. Te oczy. Ta twarz.

Serce Kyndry zaczęło szybciej bić, kiedy Nate szedł w jej stronę.

Wyglądał tak idealnie.

Serce Nate'a biło jeszcze szybciej niż jej. Kyndra objęła Brada, potem

stanęła przed Nate'm.

- Hej - szepnęła, kiedy Nate ją obejmował. Gdy przyciskała swoją twarz do

jego piersi, czuła jakby cały świat stanął w miejscu. Chciała już tak zawsze.

Nate spalił cegłę. Próbował się uspokoić, ale nie mógł. Miał ochotę ją

pocałować. Całować bez końca i krzyczeć, że ją kocha, ale tego nie zrobił.

W końcu niecały tydzień temu, Kyndra go odrzuciła.

Brad, Jude i Cameron zaczęli szturchać się łokciami, przyglądając się

Kyndrze i Nate'owi. Było dla nich oczywiste, że coś ich łączy. Może nawet więcej niż myśleli.

Victoria spojrzała na zegarek.

- Kiedy będzie ta kolacja? - zastanawiała się chwilę. Sama nie wiedziała

dlaczego, ale ten idealny obrazek ją denerwował.

Po chwili, jak na życzenie, podeszła do nich pani Archer i zaprosiła do stołu.

Obok Victorii miejsce zajęła Kyndra, zawsze je sadzali koło siebie. Nawet

gdy były pokłócone, z nadzieją, że się pogodzą.

- Co jest między tobą i Nate'm? - Victoria spojrzała na Kyndrę. W każdym

razie próbowała. Kyndra sięgnęła po bułkę z koszyka, oderwała kawałek i

włożyła do ust. Wiedziała, że to niekulturalne zaczynać jedzenie, zanim

wszyscy usiądą, ale z pełnymi ustami nie musiała mówić, a naprawdę nie

miała na to tutaj ochoty.

- Nic - powiedziała po chwili, zakładając kosmyk blond włosów za ucho i uśmiechnęła się do Victorii.

Naomi, gosposia Archerów przyniosła kaczkę, suflet z żołędzi oraz buraczki

z sosem. Zaraz zaczęły brzęczeć talerze i srebrne sztućce, i zewsząd słychać

było pomruki "przepyszne".

Kyndra nałożyła sobie jedzenie na talerz, zerkając na Nate'a siedzącego

po przeciwnej stronie stołu. Był pogrążony w rozmowie ze swoim ojcem.

Na pewno rozmawiali o sporcie.

- Wina, panienki? - zapytała Naomi, stając z butelką wina po lewej

stronie Victorii.

- Tak, dziękuję - powiedziała Victoria - Chyba przegapiłam moment, w

którym przestałyśmy mówić sobie o wszystkim - patrzyła jak C?

7
Hmm, apel o rodzime imiona nic nie daje, więc nie przypomnę tu o nim nawet raz. Wyrażę tylko moją niechęć do tych, które zamieściłaś w swoim opowiadaniu. Dzięki nim czuję papierowość bohaterów.

Twoje wtrącenia do czytelników może i nie są czymś złym, ale bardziej pasowałyby do opowiadania słownego. W opowiadaniach mnie strasznie irytują, takie przerywniki, zatrzymanie się na chwilę żeby zwrócić się do czytelnika i sprawić złudne wrażenie tego, że jest uczestnikiem wydarzeń.

Rozdział drugi praktycznie niczym nie różni się w moich oczach od pierwszego. Akcja wygląda jakby w ogóle nie posunęła się naprzód.

Przyznam bez bicia, że wieje nudą.

Zacznij pisać o czymś co bardziej interesuje czytelnika. W tym momencie zawarłaś mnóstwo informacji, które mnie, szarego człowieka, nie interesują. Co mnie obchodzi jakaś Kyndra czy Brad? Ja chcę czegoś bardziej mi znajomego, czegoś czego mogę dotknąć nie tylko w wyobrażeniach, ale i czasem w rzeczywistości.



Dziękuję za uwagę.

Oczywiście czekam na więcej.

Kolejny rozdział pokaże mi dokładniej plusy i minusy Twojego stylu, zdolność adaptacji i ogólnie kierunek, w którym zmierza fabuła.



Aha, ustawienie tekstu w takie kolumny to Twoja sprawka? Czy po prostu tak się samo zrobiło po wrzuceniu z edytora? W sumie to nie podoba mi się za bardzo ten zabieg.



Pozdro.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”