Dziadek Samotność [fantastyka]

1
Opowiadanie już zostało wrzucone na Fahrenheita, ale załapało tylko jeden komentarz, więc tutaj wersja prawie niepoprawiona (uwzględniłam trzy poprawki interpunkcyjne i jeden zaimek - nawet nie wiem czy miał racje xD). To tyle, żeby mi nikt nie gadał, że tam mi ostro wypucowali, a tu się chwale. Milej lektury.



Dziadek Samotność.



Idzie ulicą.

Niewidoczna dla ludzi.

Bez sensu, bez wiary.

Otoczona nicością.

Wszyscy pragną o niej zapomnieć.

Nie myśleć o niej wcale.

To idzie Starość,

z Dziadkiem Samotność pod ramię.



Siedziałem w kawiarni, niedaleko Parku Oliwskiego. Sączyłem powoli piwo, przyglądając się pozostałym klientom „Delfina”. Oczywiście, picie alkoholu samemu, w stanie już nieco nietrzeźwym, szczególnie w miejscu, gdzie ludzie zazwyczaj grzecznie zamawiają herbatkę lub kawkę, było żałosne. Nie miałem jednak zamiaru przejmować się taką drobnostką. Istota ze mnie wyjątkowo stara. Starsza od tych wszystkich, którzy tam przyszli oraz zmęczona jak żaden z nich. Przyzwyczaiłem się do litościwych, a nawet pogardliwych spojrzeń. Za to nie lubię, gdy mnie ktoś nie zauważa lub po prostu udaje, że nie widzi. A to się zdarza najczęściej.

Zatrzymałem wzrok na parze siedzącej przy stoliku obok. Młody mężczyzna, brunet o roześmianej twarzy patrzył z uwielbieniem na swoją ukochaną, delikatnie ściskając jej smukłą dłoń. Laleczka miała długie, rude włosy splecione w gruby warkocz, uroczą piegowatą buzię, czerwone usteczka i jadowicie zielone oczy. Pożałowałem wtedy, że jestem brzydkim, zapijaczonym staruszkiem, który już nigdy nie zazna dotyku gładkiej, kobiecej skóry i nie poczuje gorącego oddechu kochanki na szyi. Miewam czasami takie głupie refleksje, zanim jeszcze nie schleje się w trupa.

Porzuciłem szybko te nieciekawe myśli i zacząłem przysłuchiwać się ich rozmowie.

- A jest taki śmieszny przepis w Anglii. Niech sobie przypomnę. - Młody mężczyzna podrapał się po głowie, robiąc mądrą minę. - łeb martwego wieloryba, którego znaleziono na wybrzeżu Wielkiej Brytanii trzeba oddać królowej. - Ruda zachichotała figlarnie. - Bzdurne, nie?

- Mhm. - Skinęła głową. - Skąd ty takie rzeczy wiesz to ja nie wiem, kochanie.

Zachwycony nadarzającą się możliwością, wtrąciłem:

- Pan się myli. - Oboje momentalnie obejrzeli się na mnie. Wyszczerzyłem zęby w szczerbatym uśmiechu. Zawsze wyczekuje tej chwili, w której przestaje być niewidzialny dla innych. - Głowa jest należna królowi, a królowej ogon.

Nieznajomy wydawał się dość zirytowany moją uwagą, więc nie podchwyciłem jego ostatniej myśli. Bo i po co? Mniej więcej wiedziałam, co bym zobaczył – siebie, siedzącego cicho i nie zakłócającego mu jego idealnej randki.

- Skoro mowa o Brytyjczykach to jest taki dowcip... - zacząłem. Jak ludzie tego nie cierpią. Nie wiedzą, co zrobić. Wypada słuchać, a potem śmiać się, choćby z grzeczności. Tyle, że spalam wszystkie kawały. - Idzie pijany Anglik do pubu. Bardziej pijany ode mnie. - Znów uśmiechnąłem się, a ruda odwzajemniła ten gest sztucznie oraz na siłę. Dobre i to. - Chce zamówić whisky, ale bełkocze tak, że barman go wyprasza i jednocześnie obiecuje obsłużyć następnego dnia. Anglik niezrażony idzie do następnego pubu i tam widzi jeszcze bardziej pijanego mężczyznę. Ten mężczyzna podchodzi do baru, bierze głęboki oddech i wyrzuca z siebie jednym tchem: „Poproszę whisky!”. Nasz Anglik naśladuje go, bierze głęboki oddech i krzyczy to samo do barmana. A barman na to: „Z lodem, czy bez?”. I wtedy Anglik: „Zbla, bla, blaa.”

Brunet wykrzywił usta w gniewnym grymasie, ale ruda roześmiała się głośno. Chyba naprawdę rozweseliłem nieznajomą, bo gdzieś zniknęła jej wcześniejsza sztuczność. Zanim oboje odwrócili się do mnie plecami, uchwyciłem spojrzenie zielonych oczu. W umyśle zobaczyłem rudą w ramionach jakiegoś mężczyzny. Mężczyzną nie był jednak brunet, z którym ściskała się za rączkę, tylko jakiś gogusiowaty blondyn. Westchnąłem cicho. Liczyłem, że kobieta pomyślała o mnie coś miłego, a ona zwyczajnie zaczęła wspominać chwile z jakimś kochankiem i tylko dlatego jej śmiech był taki szczery.

Od lat kręcę się po świecie i szukam choć jednej osoby, która nie uzna mnie za żałosnego, niechlujnego dziada. Choć przecież nim jestem. Odkąd odszedłem z Nieba tylko naprzykrzam się innym i chleje. Tyle, że naprawdę nie mam nic innego do roboty. Pracowałem jako jeden ze Stróżów i chce do tego wrócić. Tym razem jednak wolałbym pilnować kogoś, kto na to - w moim mniemaniu - zasłuży, a nie jakiegoś dupka, który po prostu był „potrzebny” lub „ważny dla sprawy”. Pierdolić wielce ważne dla dobra ogółu sprawy! Od zawsze byłem, jestem i będę egoistą. Dlatego nigdy nie pomogę brunetowi, nie naprowadzę na ślad zdrady jego cudownej laleczki. Niech mu rośnie piękne poroże.

Parka wyszła z kawiarni godzinę później. Akurat zamawiałem trzecie piwo. Chwile potem do „Delfina” weszła czwórka nastolatków. Usiedli przy niedawnym stole rudej i bruneta. Zagadałem towarzystwo równie głupio, co tamtych i opowiedziałem ten sam kawał. Potem popatrzyłem w szare, zmrużone oczy chłopaka ubranego na czarno. W mojej głowie pojawiła się piękna wizja spienionego piwa i paczki papierosków.

Czy naprawdę wszyscy na świecie tak bardzo chcą zapomnieć, że w ogóle istnieje? - spytałem w duchu.

Po jakimś czasie zauważyłem, że jedna osoba z czwórki nastolatków ukradkowo zerkała na mnie. Dziewczyna o długich, kręconych włosach koloru czekolady, ubrana na czarno, jak i reszta jej towarzystwa. Dziwna ta moda - naprawdę nigdy nie zrozumiem, co ludzie widzą w przebieraniu się za ciemną plamę na horyzoncie.

Byłem już trochę zmęczony i całkiem nietrzeźwy, ale resztkami sił chwyciłem ostatnią myśl nastolatki. Zobaczyłem... siebie. Z jakąś kobietą, młodszym mężczyzną i dwójką dzieciaków. Dziewczyna zastanawiała się czy mam rodzinę? Współczuła mi?

Wstałem i chwiejnym krokiem opuściłem kawiarnie, zostawiając niedopite piwo.



***



Ma na imię Monika.

Któregoś razu wyszła z domu bardzo zmęczona – bidulka, co chwile ziewała. Idąc do szkoły, nie zauważyła czarnego BMW, które wyjechało zza zakrętu, który akurat przemierzała. Kierowca w ogóle nie uważał na drogę, prowadził jakąś arcyważną rozmowę telefoniczną. Jednak jego stopa nacisnęła na hamulec. Tak jakby obca siła nim pokierowała, hehe.

Zastanawiam się, kiedy mnie dopadną i anihilują za wtrącanie się do spraw ludzi, bez potrzebnych uprawnień. Liczę, że niezbyt prędko. Monika jest taka roztrzepana, a tylu nieuważnych kierowców po naszych polskich drogach jeździ.
Małe, żółte i kopie? Mała, żółta kopareczka.

2
Witaj.



Opowiadanie dość zgrabnie napisane, choć fabuła mnie nie porwała. Jakieś to takie... spokojne. Za spokojne.

Zabrakło mistycznej otoczki, starcowi charyzmy. Pomysł niezły, ale kilkakrotnie się z czymś podobnym spotkałam.

Sprawa techniczna - zjadasz ogonki na końcach wyrazów. Chleję, robię, miał rację.



ładne, poprawne acz bez polotu. Czwórka.



Mała żółta kopareczka... BOMBA! :lol:
"Niechaj się pozór przeistoczy w powód.
Jedyny imperator: władca porcji lodów."

.....................................Wallace Stevens

3
Przynam bez bicia, iż pomimo licznych nałogów, dziadzio da się lubić. Szczególnie w końcowej scenie :wink:



Całość zgrabna, przechodziło się przez to płynnie, a podstawy stabilne. Szkoda, że trwało to tak krótko :)

4
łasic pisze:Witaj.



Opowiadanie dość zgrabnie napisane, choć fabuła mnie nie porwała. Jakieś to takie... spokojne. Za spokojne.

Zabrakło mistycznej otoczki, starcowi charyzmy. Pomysł niezły, ale kilkakrotnie się z czymś podobnym spotkałam.

Sprawa techniczna - zjadasz ogonki na końcach wyrazów. Chleję, robię, miał rację.



ładne, poprawne acz bez polotu. Czwórka.



Mała żółta kopareczka... BOMBA! :lol:


Miało być spokojnie i maksymalnie zwyczajne ;) Bardziej chodziło mi o ukazanie mojego stylu (pi razy oko) niż o pomysł. Bo jak stawiam na pomysł to tworze za długie opowiadanie na warsztaty (moim zdaniem). Nie chce nikogo zadręczać epopeją :P



Ten.

Dodane po 40 sekundach:

Ps. Dzięki za komentarz :P

Dodane po 54 sekundach:

Znaczy oba komentarze (ach ta umiejętność sprawnego wyrażania własnych myśli).
Małe, żółte i kopie? Mała, żółta kopareczka.

5
Oczywiście, picie alkoholu samemu, w stanie już nieco nietrzeźwym, szczególnie w miejscu, gdzie ludzie zazwyczaj grzecznie zamawiają herbatkę lub kawkę, było żałosne.
to zdanie lepiej by brzmiało, jakby rozdzielić je na dwa.


Istota ze mnie wyjątkowo stara. Starsza od tych wszystkich, którzy tam przyszli oraz zmęczona jak żaden z nich.
jak żadna z nich (istota jest podmiotem przecież)



Opowiadanie przyjemne, choć postać starca nie za bardzo mnie przekonuje. Jest za bardzo uładzony.

Styl masz całkiem dobry. Opowiadanie zaliczyłabym do takich scenek rodzajowych. Narracja poprowadzona sprawnie. Niewiele więcej można jednak o tym tekście powiedzieć. Nie wzbudził we mnie żadnych odczuć, nie poruszył mnie.



pozdrawiam
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”