kamienie

1
KAMIENIE



„Biegnij, biegnij, szybciej…” – głos w jej głowie dodaje sił, miesza się z krótkim oddechem. Potyka się o kamienie, o zabite ciała, ale strach, który ją dławi, odgłos spadających bomb powoduje, że myśli tylko o tym, żeby jak najszybciej znaleźć schronienie. Ciemna brama kamienicy, tam się skryje. „Boże, dopomóż”. Jest już w środku, zbiega po schodach w dół. Ciemna piwnica. Szmery, szepty. Nie jest tutaj sama. Z przerażonych twarzy wyzierają wielkie oczy. Nie musi się tłumaczyć. Tak trudno – och, następna eksplozja – tak trudno uspokoić dudniące serce, tak ciężko zapanować nad drżącymi nogami. Siada w kąciku cichutko jak mysz. Nie płacze, nie można tracić sił na niepotrzebne łzy. Modli się bezgłośnie. Zdaje sobie sprawę, że nie potrafi rozmawiać z Bogiem, więc on pewnie jej nie wysłucha. „Jerzy… Jerzy… miej go, Boże w swojej opiece”. Kurz, pył wdzierają się w jej gardło, w płuca. Zamyka oczy, widzi jego jasne włosy, błękit jego oczu. Niemal czuje jego dłoń zamykającą jej palce w czułym uścisku.

Jerzy się nie boi. Jerzy zawsze ją pociesza, dodaje sił. „Moje kochanie, jutro się zobaczymy”. Gdyby tylko miała tę pewność, że dożyje, że będzie czekał za tym wąskim murem…. Los nie jest sprawiedliwy. życie jest podłe. Mogliby teraz być szczęśliwi, gdyby nie wojna, gdyby nie śmierć. Mieliby dziecko, może nawet dwójkę. Jerzy tak bardzo kocha dzieci.

Dym wciska jej się pod powieki. To przecież nie łzy, to ten nieszczęsny dym… Kiedy pierwszy raz spotkała Jerzego była wiosna. Usiadł obok jakby się już wcześniej spotkali, popatrzył jak na kogoś z kim jada się śniadania, obiady, a w niedzielne popołudnia nawet podwieczorki. Może zaintrygowała go jej książka, może jej niesfornie opadające na czoło kosmyki. A może ona zamarła zniewolona głębią jego oczu? Kto wie?... Nie pamięta wiele z tej pierwszej rozmowy. Nie wiedziała, że chłonął jej zapach, że uwodził go delikatny zarys jej szyi. śmiał się później; „ zaczarowałaś mnie, ty chyba nie jesteś żydówką, ale Cyganką, rzuciłaś na mnie urok”. Chowała się w jego ramionach, szukała schronienia.

Otwiera szeroko oczy, nagły przeszywający serce ból. Głos jego ojca, zimny i odbijający ślad w jej trzepoczącym sercu. „To żydowska szmata, nie wolno ci…” Nie wolno czego? Kochać? Szanować? Całować? Uciekła od tych słów, od niego, od siebie samej. A on tak bardzo tęsknił za jej czarnymi włosami, za jej lekko skrzywionym nosem. Kiedy ją w końcu odnalazł, zamknął pod płaszczem ramion, szepcząc „to nie ma znaczenia…”. Usłyszała po raz pierwszy jak mówi „kocham cię” i znów mogła, znów chciała chłonąć jego ciepło i siłę.

Wracają kolejne wspomnienia. Zobaczyła ich dwa lata temu. Paradowali w tych swoich mundurach ulicami Warszawy. Słońce odbijało się w przewieszonych na barkach karabinach. Wściekłe psy, dzieci szatana. Nie wiedziała wtedy jeszcze, że ich ręcę będą ociekać krwią. że ich piękne błyszczące buty potrafią tak mocno kopać.

Opiera głowę o wystający kamień. Uciekli kiedyś przed całym światem na opuszczony strych. Nie liczyła się wtedy stara śmierdząca słomianka, czy smród stęchlizny. Kochał ją, czuła jego dotyk na rozpalonej skórze, gorący oddech we włosach. Stopili się w jedno. Nagle zniknęła wojna, ludzkie krzyki, cierpienie.

Gdyby nie ten mur wciąż by go widywała. Stała na ulicy i patrzyła jak powstaje. Cegła za cegłą, a każda z nich wbijała się ostrym kantem w jej duszę. Odgrodzili ją od Jerzego. Jerzego od niej. Chodziła do godziny policyjnej wzdłuż tego muru niczym węszący pies. Sama nie wie, jak to się stało, ktoś ją odnalazł przekazał paczkę od Jerzego. Obracała niezręcznie pakunek w dłoniach, nie wiedząc, że godzinę wcześniej on też długo trzymał szary papier, próbując tchnąć w niego życie. Przekazać jej siłę. Długo przeżuwała każdy kęs. I wtedy zauważyła mały kamień. A na nim wyrytą małą literkę „M”. Patrzyła zdziwiona, chcąc zrozumieć, odgadnąć. Schowała kamień do kieszeni.

łącznik, zaufany człowiek powiedział, gdzie ma czekać. Przez małą szczelinę w murze, co wieczór, tuż przed godziną policyjną Jerzy przeciskał tamtędy małą paczuszkę. Przez ułamki sekund dotykał jej palców. łagodne muśnięcie, przepełniony bólem, bezgłośny szept. Te chwile dawały jej siłę by trwać. Każda z tych paczuszek zawierała kolejny kamyk. MOJA układała i patrzyła jak zaczarowana. Najpierw układała swoje kamienie, później dopiero jadła.

Ktoś – nie mogła znać jego imienia, dał jej adres. Dobrzy ludzie dali jej schronienie pod deskami swojej podłogi. W ciemnościach, w cieple była bezpieczna. żydowska Organizacja Bojowa dbała o nią, przemieszczając ją z jednego miejsca w drugie. Ratując jej życie. Regularnie dostawała też paczki od Jerzego.





Nie śmiem patrzeć na moją babcię. Niewypowiedziane słowa zastępują łzy. A ona patrzy gdzieś poza mnie.

- Chcesz wiedzieć, kto mnie ocalił? To byli ci wszyscy dobrze ludzie. Ale kierował nimi zawsze Jerzy. Jak dobry duch. Anioł Stróż.

Staruszka podchodzi pomalutku do szafy i wyciąga z niej małe zawiniątko. Trzęsącymi rękami wysypuje zawartość na stół.

Układa je niezgrabnie.

- Wyszłam za Stefana. To był dobry człowiek, ale… nie do niego należałam.

Patrzę na stół. Litery układają się w całość. MOJA żONA.

2
Potyka się o kamienie, o zabite ciała
Kontekst mówi sam za siebie, słowo: "zabite" jest niepotrzebne, a i samo sformuowanie:"zabite ciała" jest niefortunne.


zbiega po schodach w dół
Jeśli zbiega, to niewątpliwie w dół.


Kurz, pył wdzierają się w jej gardło, w płuca. Zamyka oczy, widzi jego jasne włosy, błękit jego oczu. Niemal czuje jego dłoń zamykającą jej palce w czułym uścisku.
Zwróć ponadto uwagę na przecinki, brakuje kilku.



Całkiem niezłe opowiadanie, poruszające. Mam wrażenie, że posłużyłaś się obrazem Getta i postacią prześladowanej żydowskiej dziewczyny jedynie, jako tłem, potraktowałaś tragiczne okoliczności, niczym swoisty wzmacniacz emocji. Bo opowiadanie jest o uczuciu. O czystej, pełnej poświęcenia, niespełnionej miłości. Brawo za wrażliwość, za chwilę zadumy. Historia krótka, lecz pełna treści.



Trzymaj się!

4
głos w jej głowie dodaje sił, miesza się z krótkim oddechem. Potyka się o kamienie, o zabite ciała [..]
głos się potyka? Może lepiej dodać - dziewczyna, kobieta etc.


małą paczuszkę
skoro mała, to nie potrzebne jest tutaj dodatkowe zdrobnienie.





Kilka powtórzeń, błędy interpunkcyjne, ale o tym już wiesz.

Płynność tekstu ulotna.

Podoba mi się początek, bo tak zwyczajnie czuję w nim jakieś emocje. Dalej tylko pojedyncze zdania. Zgubiłam się gdzieś w połowie i opowiadanie straciło dla mnie sens. Być może o uczuciach winno pisać się z umiarem? Krok po kroku tak, jak powoli się ono w nas rodzi?



To tylko moje odczucia, a jakby nie patrzeć jestem zwykłym czytelnikiem, możliwe, że brakuje mi doświadczenia, by obiektywnie oceniać teksty.

Nie pozostaje mi więc nic innego, jak zachęcić do dalszego pisania, bo tutaj każdy z nas ma kolejną szansę, a potem następną i tak do końca...
"Nawet najdalsza podróż, zaczyna się od pierwszego kroku."

5
Od wczoraj zastanawiam się co powiedzieć na temat tego opowiadania. W porównaniu do poprzedniego Twojego tworu, który czytałem to est zupełnie inne. W tamtym przypadku miałem do czynienia z czymś, nie obraź się, śmieszącym swoja naiwnością i niektórymi zwrotami. Tutaj jednak muszę powiedzieć, że pomysł na historię przypadł mi do gustu.

Z początku chciałem powiedzieć, że dobrze, by było gdybyś bardziej się poświęcił opisom, rozwinął trochę opowieść,dodał trochę smaczku. Jednak teraz sądzę, że gdybyś je wydłużył straciłoby na znaczeniu, stałoby się nudne i niezbyt strawne. Teraz jest dobrze.

Na Twoim miejscu wróciłbym kiedyś do niego, gdy Twój warsztat się poprawi i je poprawił nieco. Trochę ulepszył, na pewno znajdziesz wtedy na to sposób.

Teraz stylowo trochę zgrzyta, ale nieznacznie. Czyta sie szybko, a to plus gdyż nie powodujesz zmęczenia oczu u czytelnika.

Kilka potknięć Ci już wymieniono, aj się więc powstrzymam.

Mam nadzieję, że będziesz robił taki progres z tekstu na tekst.





Pozdro.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

6
Muszę zweryfikować dwa tematy. Po pierwsze, Weber, jestem kobietą. Ale to moja wina, przyznaję się bez bicia, że tak się zalogowałam. Po drugie, to mój pierwszy tekst na tej stronie. Mam nadzieję, że nie ostatni. Ale tym bardziej cieszy mnie Twoja opinia. Dziękuję, a błędy, które popełniłam zostały zakodowane i postaram się ich już nie popełniać.

7
Damn, znów pamięć mnie zawiodła. Pomyliły mi się osoby :oops:

Jednak to co się tyczy dokładnie Twojego tekstu jest prawdą.



Nigdy więcej nie zabiorę się za weryfikację po 60 godzinach pracy w tygodniu i niewielkiej ilości snu.



Jeszcze raz przepraszam za pomyłkę i życzę miłego dnia.



Pozdrawiam.
Po to upadamy żeby powstać.

Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.

8
Zgubiłam się gdzieś w połowie i opowiadanie straciło dla mnie sens. Być może o uczuciach winno pisać się z umiarem? Krok po kroku tak, jak powoli się ono w nas rodzi?


Mi pasuje takie zanurzenie w uczuciu - w sumie czytelnik wpada w tę więź od razu, po uszy - tekst jest zbyt krótki, aby budować coś powoli. Poza tym to pasuje do gwałtowności wojny, która, jak Jacek Skowroński zauważył, a ja to potwierdzam, wydaje się być przykrywką do prawdziwej treści.



I pochwała za bardzo przyjemny pomysł z kamyczkami. Moja żona :) Ciepłe, przyjemne.



Ale interpunkcję i zaimki popraw, bo razi.
(\__/)
(O.o )
(> < ) This is Bunny. Copy Bunny into your signature help him take over the world.

9
Jak to mówią, różne są gusta i guściki, a o nich ponoć lepiej nie dyskutować :wink:



Każdy z nas oczekuje czegoś innego, ja uwielbiam kontrasty. Dla mnie ogrom wspomnień, wyczerpuje wszelki materiał na potem. Nie zmienia to faktu, iż pomysł jest godny uwagi. Dobranoc ^ ^
"Nawet najdalsza podróż, zaczyna się od pierwszego kroku."

10
Podobał mi się pomysł, wykonanie natomiast słabsze. Trochę jednak zbyt krótkie - bo miejscami niezrozumiałe.



Nie widzę powiązania miedzy początkowym kryciem się w kamienicy, a końcowym - otrzymywaniem kamieni i paczek od Jerzego. Początek gryzie się z założeniem "wspomnienia".



Trochę błędów np:
głos w jej głowie dodaje sił, miesza się z krótkim oddechem. Potyka się o kamienie,
wychodzi na to, że głos potykał się o kamienie



Wydaje mi się, że powinnaś powrócić do tego tekstu za jakiś czas, a na razie ćwicz - bo warto





pozdrawiam
"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".

"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".

- Nieśmiertelny S.J. Lec
ODPOWIEDZ

Wróć do „Opowiadania i fragmenty powieści”