PAłAC KULTURY I NAUKI
- Chodź, nikt się nie dowie..!
Zuza nie jest pewna. Grizzly patrzy na nią swoimi pięknymi, niebieskimi oczami, jakby chciał jej odradzić wycieczkę. Zuza drapie go za uchem, tak jak lubi najbardziej. Jak Grizzly lubi.
- Ale... Nikt nie chodzi wyżej, no...
- Oj Zuzka, chodźże! - Krzyczy Ewka o głosie przesyconym podnieceniem. Prawie mogę usłyszeć bicie jej serca. Obciągam swoją za dużą koszulkę i bawię się jej brzegiem, rolując go i wyprostowując. Zuza ciągle stoi niezdecydowana w swoim ładnym ogródku, w biało różowej piżamie. Ewka i Kamil też są w piżamach. Tylko ja, jak ten palant stoję na ulicy w bokserkach i w t-shircie...
Kilka srebrnych gołębi przelatuje nam nad głowami.
Sufit jest bardzo wysoko...
- No dobra... Ale przed szóstą muszę być z powrotem.
- Dobra. - Mówię. Cieszę się, że idzie z nami. Lubię Zuzkę. Grizzly warknął cicho, jakby ku przestrodze. Dziewczyna podchodzi do swojego pięknego, białego płotka i przeskakuje go niezgrabnie. Jak to dziewczyna. No dobra, Ewka umie na przykład nieźle skakać. No i wspinać się.
Nie jest zimno. Głębokie sale są chłodne, ale tylko ja niezauważalnie drżę w swoich bokserkach. Idziemy we czwórkę naszą ulicą. Mijamy dom Ewki, a potem ulica się kończy. Grizzly zawył cichutko za swoją odchodzącą panią. Tylko nie zdradź nas psiaku! Nie wolno chodzić poza ulicę po nocy...
Przez pierwsze pół godziny idziemy w milczeniu. Ewka prowadzi. W półmroku widać jej drobną sylwetkę i śniadą skórę. Ma fajową piżamkę, całą czarną z takim białym napisem po angielsku. Ma trzynaście lat, ale wygląda na czternaście. Kamil to jej brat. Zuzka co chwilę zerka przez ramię, w kierunku domu.
- Nie bój się - mówię cicho szczękając zębami. Co mnie podkusiło? Rzuca mi urażone spojrzenie.
- Nie boję się. Za to ty szczękasz zębami.
Nic nie odpowiadam.
- Zimno ci? - Pyta.
- Niee... - Zapewniam ją gorąco.
Dochodzimy do ściany. Mijamy „Gołębi Sracz”. To takie miejsce, gdzie po ścianie spływa zaschnięta kaskada białego gówna. Dzieciaki często spotykają się przy „Gołębim Sraczu”. Tym razem wchodzimy w wąski korytarz, którego sufit podparto niezdarnie deskami.
- No... A te wystawy..? - Pyta wreszcie Zuza szeptem.
- Są tam. Co nie Ewka? Widzieliśmy tydzień temu. - Rzuca cicho Kamil, rozglądając się ze strachem.
- Przestańcie szeptać, bo zaczniemy się wszyscy bać i zawrócimy! Jasne że są!
Wszyscy wiedzą, że Ewa jest sprytna. Idziemy dalej, opowiadając niezdarnie stare dowcipy. Zuzka bardzo stara się śmiać z moich. Pokonaliśmy już trzy kondygnacje ogromnych schodów i stoimy teraz nad okrągłą dziurą w żelbetonowej podłodze. Dziura jest ciemna, ale wyczuwam z niej podmuch cieplejszego nieco powietrza.
- Kto pierwszy? - Pyta Ewka. Pytając zapewniła sobie każdą pozycję oprócz pierwszej... Zuza się boi. Kucam i skaczę do dziury.
Moje bose stopy plasnęły o beton jakieś dwa i pół metra niżej. Serce o mało nie wyskoczyło mi z klatki piersiowej, gdy spod moich stóp z piskiem uciekło kilka oślizgłych myszy...
- Janek..! - Krzyczy Ewa z góry. A Zuza nic... Mogłaby się trochę po interesować. Ech, strugać bohatera na darmo.
- Nie jest wysoko... - mówię masując sobie obolałe stopy. - Nie za bardzo widzę... Jest jakaś drewniana szafka, będzie można wspiąć się z powrotem na górę! Skaczcie!
- Nie skaczmy tam..! Janek, wyłaź, wracajmy do domu!
- No co ty Zuza... - Słyszę szelest piżamy i Ewka opada na czworaka niedaleko mnie. - Au..!
- Kamil, nie skacz..! - Kolejne plaśnięcie.
- Chodź Zuziu, złapiemy cię! - Mówię.
- Nie wygłupiaj się Janek..! Masz, podsuniemy Ci szafkę...
Nigdy jeszcze nie widziałem takiej przestrzeni.
Idziemy długim i wysokim korytarzem, który nie ma lewej ściany. Zamiast niej jest ogromna, pusta przestrzeń. Po drugiej stronie jest normalnie, betonowa ściana i kolejne piętra. Nie podchodzimy za blisko przepaści, ale widać, że jest bardzo głęboka.
- Patrzcie, wystawy..! - Szepcze Zuza.
Rzeczywiście!
Pełno różnych przedmiotów! Ubrania, manekiny siedzące przy stołach, sztuczne kwiaty...
- Ale tego jest..! - Mówię głośno i podbiegam do szyby za którą stoją dziwaczne szklane twory. Ewka i Kamil mówią, że dalej są ciekawsze rzeczy.
Rozbiegamy się w poszukiwaniach.
- Prawdziwy? - Pyta Ewka.
- Chyba tak - odpowiadam ściskając chłodną butelkę. Jest mi ciepło w tej miłej, skórzanej kurtce, którą znalazłem. Jest trochę na mnie za duża, ale jak się podwinie rękawy to jest super. Kamil bawi się swoją nową lampą. Może regulować światło, decydować o kolorze, może zrobić strobo, albo ultrafiolet. Może nawet sprawić, żeby lampa emitowała ciemność.
Zazdrościłbym mu tej lampy, gdyby nie nóż, który znalazłem... Czuję go, jak ciąży mi w kieszeni. Czegoś takiego jeszcze nie widzieli... Ale nie pokazałem go im na razie. Ten nóż jest mój. Nikt nie musi o nim wiedzieć...
Zuzanna znalazła ładny płócienny kawał materiału, który zdecydowała się używać jako szalika. Ma też cały pas szklanych fiolek wypełnionych jakąś srebrną cieczą. Są ładne ale jeszcze nie wiemy, co można z nimi zrobić. Ewka ciągle ściska w dłoniach tę żelazną laskę z miedzianymi przewodami zapętlonymi się na jednym z końców, a na czole ma gogle ze szkłami wypełnionymi jakimś zielonym gazem. Twierdzi, że świetnie widać w nich w ciemności, ale nikomu nie dała założyć...
Tyle znaleźliśmy po dwóch godzinach szukania.
Zaraz wracamy do domu.
Czteroskrzydłe, ślepe gołębie przelatują stadami przez otwartą przestrzeń. My stoimy na tarasie, niebezpiecznie wychylającym się w przepaść.
- Otwierasz, czy nie?! - Woła zniecierpliwiona Ewa.
- No już, kurde...
Mocuję się z korkiem. Odległe dudnienie, które słyszymy od jakiejś godziny cały czas napełnia nas niepokojem. A także to, że tu nie ma już myszy. Wcześniej Ewka musiała oczywiście nas wszystkich przestraszyć wspomnieniem tego, co to miało tu kiedyś wyleźć z jakiejś dziury. Nasza osada straciła wtedy dwóch dorosłych...
Korek strzela i odbiwszy się od żelbetonowej podłogi odlatuje w przestrzeń i niknie w przepaści. Piana ścieka mi po palcach. Próbuję.
- Szampan - mówię podając butelkę Ewie. Upija kilka łyków i uśmiecha się.
Stoimy we czwórkę nad przepaścią z naszymi nowymi zabawkami; jest późna noc. Ciche gołębie ciągle latają dookoła nas, a ja uciekając wzrokiem przed spojrzeniem pijącej szampana Zuzy modlę się, żeby to nie był sen.
Zaraz wrócimy do domu, uprzednio upychając nasze skarby w Tajnym Schowku, a jutro rano niewyspani będziemy uczyć się czytać w Sali Zebrań, rzucając sobie rozbawione spojrzenia, których nikt oprócz nas nie będzie rozumiał.
Ale na razie pijemy szampana znalezionego na stole, przy dwóch manekinach, w wiadrze ze sztucznym lodem, a nasz śmiech odbija się echem pewnie po wszystkich piętrach Pałacu.
Modlę się żeby to nie był sen.
2
Przeczytałam kolejne z Twoich opowiadań ;-)
Czyta się przyjemnie, szybko.Jednym słowem "wciąga" ;-)
Jest coś co mi się bardzo, ale to bardzo podoba.Mianowicie jestem zwolenniczką powtarzających się motywów.Przykładowo tutaj :
Nadają opowiadaniu coś jeszcze, niż tylko treść.
Dla mnie zazwyczaj mają charakter refleksyjny ;-)
Pozdrawiam ;-)
Czyta się przyjemnie, szybko.Jednym słowem "wciąga" ;-)
Jest coś co mi się bardzo, ale to bardzo podoba.Mianowicie jestem zwolenniczką powtarzających się motywów.Przykładowo tutaj :
Modlę się żeby to nie był sen.
Nadają opowiadaniu coś jeszcze, niż tylko treść.
Dla mnie zazwyczaj mają charakter refleksyjny ;-)
Pozdrawiam ;-)
"-dbaj o dochody
jak twój kolega Kartezjusz
-bądź przebiegły
jak Erazm
- poświęć traktat
Ludwikowi XIV
I tak go nikt nie przeczyta"
Zbigniew Herbert
jak twój kolega Kartezjusz
-bądź przebiegły
jak Erazm
- poświęć traktat
Ludwikowi XIV
I tak go nikt nie przeczyta"
Zbigniew Herbert
5
zaczynam się powtarzać 
brawo!
podoba mi się, aczkolwiek nie tak bardzo ja wcześniejsze teksty

brawo!

"Rada dla pisarzy: w pewnej chwili trzeba przestać pisać. Nawet przed zaczęciem".
"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".
- Nieśmiertelny S.J. Lec
"Dwie siły potężnieją w świecie intelektu: precyzja i bełkot. Zadanie: nie należy dopuścić do narodzin hybrydy - precyzyjnego bełkotu".
- Nieśmiertelny S.J. Lec
6
A Młoda "przyczepialska" jak zwykle musi dodać coś od siebie 

ogółem podobało mi się, choć zgadzam się z Lan - poprzednie były lepsze, a szczególnie to o psie

zdanie jest poprawne, ale moim zdaniem lepiej brzmiałoby wychodzićNie wolno chodzić poza ulicę po nocy...
pointeresować pisze sie razemMogłaby się trochę po interesować.

bez "go" - po prostu czuję, jak ciąży mi w kieszeniCzuję go, jak ciąży mi w kieszeni.
nie który, tylko któregoZuzanna znalazła ładny płócienny kawał materiału, który zdecydowała się używać jako szalika.
zdanie nie powinno zawierać słowa "się"żelazną laskę z miedzianymi przewodami zapętlonymi się na jednym z końców
to zdanie także jest poprawne, ale lepiej brzmiałoby "czytania" zamiast "czytać"a jutro rano niewyspani będziemy uczyć się czytać w Sali Zebrań,
ogółem podobało mi się, choć zgadzam się z Lan - poprzednie były lepsze, a szczególnie to o psie

"But I'm on the outside, I'm looking in
I can see through you, see your true collors
Cause inside you're ugly, You're ugly like me
I can see through you, see to the real you.."
I can see through you, see your true collors
Cause inside you're ugly, You're ugly like me
I can see through you, see to the real you.."