Piosence
„Prophet In Me” Demonlord
Halabardnik kucał przy butwiejącej bramie budowli zewsząd tak samo widocznej. Popękany napis „Nie było, co było” nieregularnie migotał fioletowym światłem. Pląsały uczennice ubrane w kuse listki figowe.
- Nie żałuj się! – kpiąco chichotała gimnazjalistka o aleatorycznym wzroku.
- Bądź jako czysta świadomość – drwiła uczennica o addytywnym spojrzeniu.
Do gmachu bez drzwi można było wniknąć w każdym miejscu, aby znaleźć się w dowolnym pomieszczeniu z czterema stronami wpadającymi przez okno.
Pomimo że wszystkiemu analitycznie się przypatrywałem, nie stwierdziłem prawidłowości. Interesanci gorliwie przełazili z pieczary do pieczary, czytając instrukcje i na bukowej korze zapisując istotniejsze wskazówki, ale trud daremny. Jednak sytuację w budynku konstytuował porządek niedostrzegalny dla oka.
Petenci uczestniczyli w eschatologicznym procesie, w którym zachowali egzystencjalną i moralną autonomię, choć byli warunkowani czymś, co nie pozostawało w łączności ani z nimi, ani gmachem. Moja natrętna obserwacja polegała na porównywaniu z porównywalnym. Jednak gdybym zestawiał z tym, co nie do zestawienia i gdybym się uciekł do deterministycznej metodologii lub każdej innej, to i tak bym nie ogarnął tego, co działo się wokoło mnie.
Postanowiłem iść za staruszką, która półgłosem przeczytała w komentarzu do instrukcji, że może postępować, podporządkowując się widzimisię. Długo stała, jakby usunięto blask. Wtem pojęła, że zrozumienie zawiera się w niej, nie zaś w czymś poza nią.
W tej chwili ulepiła siebie, jaką chciała być, toteż jej istnienie i wszystko, co się z nim łączyło, uzyskało ekscytujący sens.
Jak sum rzucający się na zdobycz biegła do jednej z komisji. Gburowaty przewodniczący, który tłumaczył podwładnym, dlaczego należy sabotować obowiązki służbowe, skierował ją do głuchawej protokolantki. Popatrzyła na starowinkę jak na osobnika bez swojego „ja”, bez znaków umożliwiających identyfikację. Ironicznie poinformowała starowinkę, że ma prawo powrotu, ba, uzyskania nowej tożsamości, innego ciała, wyśnionego losu. Może być taką kobietą, jaką tylko zdoła sobie wyobrazić. To bowiem, czy jej żywot się wyżarza, czy rozżarza, nie zostało ustalone. Może również wybrać płeć mężczyzny. Może stać się, czym zechce. Rekinem. Owsem. Sroką... Oto różne drogi. Oto rozliczne możliwości. Którą otworzy? Z jakich skorzysta?
Staruszka położyła na blacie klucz, zatem zamknęła czas, przez który można wyjść poza gmach. Wtedy protokolantka podarła protokół, a przewodniczący kpiąco skinął, aby starowinka poszła won.
Kontemplując siebie samą i własne położenie, staruszka biegała od komisji do komisji, ale nikt nie chciał z nią rozmawiać. Jakby system się rozchwiał i nikomu nie zależało na jego uregulowaniu. Rozleniwiony przewodniczący przywołał ją, by oznajmić, że znów może zaistnieć poza gmachem, aby wszcząć nowe zadanie. Staruszka odmownie kręciła głową, wtedy spytał:
- Czy zawiniłaś czymś w swoim życiu?
- Nie!
Zerknąwszy do annałów, komisarz żachnął się. Sardonicznie szepnął:
- Byłaś uczciwa. Moralna i prawa... Czy zatem przyjmiesz karę?
- Tak!
Komisarz machnął ręką, by odeszła. Próbowałem racjonalnie określić postawę ukontentowanej petentki i rozpasanych komisji. Jednak stać mnie było tylko na impresjonistyczne majaki.
Starowinka usiadła przed komisją złożoną z krotochwilnych nastolatek. Najmłodsza ukłuła ją w środkowy palec lewej ręki. Iskierkę krwi położyła na fioletowym przyrządzie.
Staruszka zbladła, spociła się, rozdygotała, czując, że oto unicestwia melodyjny obraz siebie samej i nic już nie będzie nią, jaką była. Po dwudziestu sekundach kropka krwi stała się piaskową drobinką. Marudna nastolatka wsunęła ową kruszynę w dłoń petentki, której oczy nie traciły poetyckiej miłości do dopalającego się życia.
- Babinko – wołał tyczkowaty przewodniczący, który krawatem czyścił nogę stołu – możesz stąd odejść. Choćby natychmiast, by znów zaistnieć, jaką byłaś i wszystko powtórzyć, jak było!
- Nie, nie – szeptała, wpatrując się w swoje ręce, jakby idealizowała czas, który nimi cedziła.
Przewodniczący zabrał petentce okruch piasku, wsunął w fioletowe jabłko.
- Wszystko, czegoś doświadczyła – rechotał – odtąd trwa niby najstarsze gwiazdy, które po wypaleniu się istnieją nie inaczej, jak bełkotliwe echo mknące przez kosmos.
- Tak światło czci chaos, z którego stało się hymnem – rozanieliła się kobiecina.
Staruszce doradzano, aby opuściła budowlę zewsząd identycznie widoczną. Odmawiała, jakby swym uporem chciała uhonorować wszystko, czym była nie jako człowiek, ale esencja siebie samej.
Nieokiełznany podziw dla tworzywa, które ją ustanowiło i dla praw, których nie pragnęła poznać, przekonały wreszcie utytłanego przewodniczącego. ślamazarnie wyjąwszy z szuflady książkę bez okładek, powiedział, aby wybrała stosowną dla siebie karę. Mogła też skazać się wedle własnej koncepcji.
Starowinka nie spojrzała na książkę, chyżo podeszła do ściany, przyłożyła czoło do brudnej cegły i krótko opisała kaźń. Zaraz kilkadziesiąt strzykawek wbiło się w jej uda, brzuch, ramiona, a drewniane łyżki z bukowego drewna wydłubały oczy, wrzątek wlał się usta.
Lecz nie ukorzyłem się przed tym, czego można uniknąć, dlatego zostaje wybrane jako bezduszna konieczność.
Przedsionek przeźroczystości kolonizuje wiatr znikąd. Halabardnik pogrąża się w mowie brzasku.
Szpak pikuje w Staw Księżycowy. Gimnazjalistki sadzą dalie, opodal biały kot wącha nieżwawego motyla, gruszę syci chybotliwa światłość, jaką niesie kwiecień. Blask spłoszony wiatr gnie do pagórków i między ślubne czereśnie kładzie źdźbła ciszy.
Z zazdrością patrzę na ludzi, gdy w uduchowieniu idą po karę niczym ministrowie po nominacje.
2
Wiesz spodziewałem się po tej całej dyskusji o błędach czegoś lepszego...
W tekst nawsadzałeś długaśnych nie wiadomo jak mądrych słów, które w zasadzie jedynie przeszkadzają. Tak jak byś chciał sie pochwalić znajomością słownika wyrazów obcych ;P Sory ale ja naprawdę nie wiem jak wzrok może być aleatoryczny... A już zupełnie nie mam pojęcia jak wygląda addytywne spojrzenie.
I to nie dlatego że nie chciało mi się zajrzeć do słownika, zajrzałem i dalej nic nie rozumiem szanowny autorze... bełkoczesz... Albo ja jestem taki głupi.
A propo dyskusji o błędach, masz w tekście kilka powtórzeń. Pamiętaj ze wyrazy które brzmią podobnie również się zalicza(aliteracja!). Nie powiem Ci gdzie bo na pewno sam znajdziesz
Opowiadanie mi się nie podoba, jest irytujące, a ta garstka fabuły która przebija spod nawały zbędnych słów wcale mnie nie pociąga.
Pozdrawiam.
W tekst nawsadzałeś długaśnych nie wiadomo jak mądrych słów, które w zasadzie jedynie przeszkadzają. Tak jak byś chciał sie pochwalić znajomością słownika wyrazów obcych ;P Sory ale ja naprawdę nie wiem jak wzrok może być aleatoryczny... A już zupełnie nie mam pojęcia jak wygląda addytywne spojrzenie.
I to nie dlatego że nie chciało mi się zajrzeć do słownika, zajrzałem i dalej nic nie rozumiem szanowny autorze... bełkoczesz... Albo ja jestem taki głupi.
A propo dyskusji o błędach, masz w tekście kilka powtórzeń. Pamiętaj ze wyrazy które brzmią podobnie również się zalicza(aliteracja!). Nie powiem Ci gdzie bo na pewno sam znajdziesz

Opowiadanie mi się nie podoba, jest irytujące, a ta garstka fabuły która przebija spod nawały zbędnych słów wcale mnie nie pociąga.
Pozdrawiam.

"Tworzenie od niweczenia.
Kres od początku,
Któż odróżni z całą pewnością?"
Kres od początku,
Któż odróżni z całą pewnością?"
3
Jeden wielki bełkot. Wręcz "bełkotliwe echo mknące przez kosmos."
Zewsząd identyczna budowla, tak samo brama... na Posejdona. Cóż to znaczy? Do czego się to przyda czytelnikowi?
Słownictwo to katorga, która stanowi jakby chwalenie się znajomością języka. Wspaniale, Autorze, że znasz takie sformułowania, lecz to chyba oczywiste, że przeciętny (czytaj: normalny) odbiorca polegnie, czytając to, co żeś spłodził. Masakra. Najprostsze momenty są podniesione do rangi intelektualnego bełkotu, przyprawionego o absurd. Argh... równie dobrze mógłbym czytać książę telefoniczną... :(
Co ciekawsze, mimo znajomości języka, dochodzi do zabawnych potknięć typu
14. Unikaj przesady.
18. Pisz stylem jasnym i prostym.
Pełny dekalog Twaina można przeczytać tutaj:
http://www.fahrenheit.net.pl/forum/viewtopic.php?t=2192
Ten tekst jest nieprzyswajalny i odstraszający. Przeczytałem go do końca (w wielkim wysiłku) tylko po to, by móc mieć pewne zdanie w tym, co chciałem napisać po przeczytaniu kilkudziesięciu pierwszych zdań.
Ostatnia dyskusja i ów "dzieło" utrwalają mnie w przypuszczeniu, że (z całym szacunkiem) popadasz w samozachwyt, Drogi Ryszardzie. Więcej dystansu i... czytaj na głos, to co piszesz. Najlepiej komuś z rodziny (rodzina jest szczera do bólu). Obserwuj miny i potem zapytaj, ile zrozumieli.
Oddając pokłon pozdrowienia -
SkySlayer
Zdecydowane NIE.
Zewsząd identyczna budowla, tak samo brama... na Posejdona. Cóż to znaczy? Do czego się to przyda czytelnikowi?
Słownictwo to katorga, która stanowi jakby chwalenie się znajomością języka. Wspaniale, Autorze, że znasz takie sformułowania, lecz to chyba oczywiste, że przeciętny (czytaj: normalny) odbiorca polegnie, czytając to, co żeś spłodził. Masakra. Najprostsze momenty są podniesione do rangi intelektualnego bełkotu, przyprawionego o absurd. Argh... równie dobrze mógłbym czytać książę telefoniczną... :(
Co ciekawsze, mimo znajomości języka, dochodzi do zabawnych potknięć typu
Ryszard Jasiński pisze: Popatrzyła na starowinkę jak na osobnika bez swojego „ja”, bez znaków umożliwiających identyfikację. Ironicznie poinformowała starowinkę (...)
Ja tak samo, stąd moja zbudowana z emocji reakcja.Kristopher pisze: Wiesz spodziewałem się po tej całej dyskusji o błędach czegoś lepszego...
Radzę zapoznanie się z zasadami pisania, stworzonymi przez Marka Twaina. Oto kilka, które szczególnie chciałbym Ci uzmysłowić, Drogi Autorze:Ryszard Jasiński pisze: Moja natrętna obserwacja polegała na porównywaniu z porównywalnym.
14. Unikaj przesady.
18. Pisz stylem jasnym i prostym.
Pełny dekalog Twaina można przeczytać tutaj:
http://www.fahrenheit.net.pl/forum/viewtopic.php?t=2192
Ten tekst jest nieprzyswajalny i odstraszający. Przeczytałem go do końca (w wielkim wysiłku) tylko po to, by móc mieć pewne zdanie w tym, co chciałem napisać po przeczytaniu kilkudziesięciu pierwszych zdań.
Ostatnia dyskusja i ów "dzieło" utrwalają mnie w przypuszczeniu, że (z całym szacunkiem) popadasz w samozachwyt, Drogi Ryszardzie. Więcej dystansu i... czytaj na głos, to co piszesz. Najlepiej komuś z rodziny (rodzina jest szczera do bólu). Obserwuj miny i potem zapytaj, ile zrozumieli.
Oddając pokłon pozdrowienia -
SkySlayer
Zdecydowane NIE.
4
Kristopher
Tytułem sprostowania:
Wspomniana przez ciebie dyskusja dotyczyła błędów ortograficznych i interpunkcyjnych.
Ps. W opowiadaniu "koda" każdy wyraz został użyty świadomie i żaden nie będzie usuwany, zastępowany synonimem.
SkySlayer
Z zasady nie odnoszę się do wypowiedzi Krytyków i Czytelników i tej zasady nigdy nie złamię.
Tytułem sprostowania:
Wspomniana przez ciebie dyskusja dotyczyła błędów ortograficznych i interpunkcyjnych.
Ps. W opowiadaniu "koda" każdy wyraz został użyty świadomie i żaden nie będzie usuwany, zastępowany synonimem.
SkySlayer
Z zasady nie odnoszę się do wypowiedzi Krytyków i Czytelników i tej zasady nigdy nie złamię.
5
Z zasady nie odnoszę się do wypowiedzi Krytyków i Czytelników i tej zasady nigdy nie złamię.
Ps. W opowiadaniu "koda" każdy wyraz został użyty świadomie i żaden nie będzie usuwany, zastępowany synonimem.
Wybacz Ryszardzie że tak spytam: Po co więc wklejałeś ten tekst na forum?
"Tworzenie od niweczenia.
Kres od początku,
Któż odróżni z całą pewnością?"
Kres od początku,
Któż odróżni z całą pewnością?"
7
Spodziewam się, że moja reakcja nie da Ci zbyt wiele. Pozostawiłeś mnie z całkiem przyjemną mieszanką myśli i uśmieszkiem na ustach (piszę ten post w sali pełnej gimnazjalistek, może nie o "aleatorycznym wzroku" i "addytywnym spojrzeniu", ale...).
Nie będę się wypowiadać o "bełkocie", ponieważ wydaje mi się, że właśnie takie... kluczenie, powiedzmy, jest Twoim celem.
Pozdrawiam.
Nie będę się wypowiadać o "bełkocie", ponieważ wydaje mi się, że właśnie takie... kluczenie, powiedzmy, jest Twoim celem.
Pozdrawiam.
8
Eitai Coro
Weryfikator
Przeciwnie, Twoja reakcja dała mi wiele aż nazbyt, zwłaszcza że "budowla zewsząd widoczna" i "sala pełna gimnazjalistek" mają wiele wspólnego, przynajmniej jeśli chodzi o owe gimnazjalistki oraz inne postacie: w budowli - komisarza, w sali - Weryfikatora.
Co do moich intencji z zasady się nie wypowiadam, więc i tym razem będę wierny sobie. Jednak mogę powiedzieć tyle, dziwny to bełkot, skoro odczytałeś z "kody" tak wiele...
łączę pozdrowienia.
Weryfikator
Przeciwnie, Twoja reakcja dała mi wiele aż nazbyt, zwłaszcza że "budowla zewsząd widoczna" i "sala pełna gimnazjalistek" mają wiele wspólnego, przynajmniej jeśli chodzi o owe gimnazjalistki oraz inne postacie: w budowli - komisarza, w sali - Weryfikatora.
Co do moich intencji z zasady się nie wypowiadam, więc i tym razem będę wierny sobie. Jednak mogę powiedzieć tyle, dziwny to bełkot, skoro odczytałeś z "kody" tak wiele...
łączę pozdrowienia.
9
Może będę mało oryginalny, ale muszę to podkreślić.
BEłKOT.
Bełkot jakich mało.
Fabuła zmierza donikąd, epitety są bezsensowne i zupełni niczego nie obrazują.
Przekazu brak albo został skrzętnie ukryty.
Na dodatek zauważyłem coś ciekawego.
To jest już drugie czy nawet trzecie twoje opowiadanie, które dziś czytam i doznałem szoku.
Chwalisz się znajomością trudnych wyrazów, które dla niektórych są wyrazami obcego pochodzenia, ale one w twoich pracach sie powtarzają. Wnioskuję więc, że znasz tych trudnych słów pięć może z dziesięć i chwalisz sie nimi na prawo i lewo.
Po przeczytaniu tej twojej pracy poczułem się zniesmaczony, a ty wyszedłeś w moich oczach żałośnie.
Przykro mi, ale nie sądzę abym zdobył się na lekturę jeszcze jednej twojej pracy.
BEłKOT.
Bełkot jakich mało.
Fabuła zmierza donikąd, epitety są bezsensowne i zupełni niczego nie obrazują.
Przekazu brak albo został skrzętnie ukryty.
Na dodatek zauważyłem coś ciekawego.
To jest już drugie czy nawet trzecie twoje opowiadanie, które dziś czytam i doznałem szoku.
Chwalisz się znajomością trudnych wyrazów, które dla niektórych są wyrazami obcego pochodzenia, ale one w twoich pracach sie powtarzają. Wnioskuję więc, że znasz tych trudnych słów pięć może z dziesięć i chwalisz sie nimi na prawo i lewo.
Po przeczytaniu tej twojej pracy poczułem się zniesmaczony, a ty wyszedłeś w moich oczach żałośnie.
Przykro mi, ale nie sądzę abym zdobył się na lekturę jeszcze jednej twojej pracy.
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.
„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.
"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)
„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.
"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)
11
Nie rozumiem zarzutów pod adresem Jasińskiego. Tekst nie jest jasny i przejrzysty - to prawda. Nie ma też jakiegoś multum-głębokiego przesłania, jakich może maluczcy oczekują po tak wytrawnym słownictwie. Ale jest tekstem do przeczytania, ewentualnie refleksji. Sam, oczywiście, widzę w tym celowość i składność: osobiście jest to dla mnie wizja ewentualnego Sądu Ostatecznego, groteskowego Raju.
To, co wy wymieniacie jako wady oraz synkretyczne tendencje autora nie robią tekstu żałosnym: raczej awangardowym. Mimo to, wierzę, iż rozwój tego typu pisania (surrealistycznego? Futurystycznego?) może się rozwinąć i doprowadzić do wielkich sukcesów.
Pozdrawiam
Leiner
To, co wy wymieniacie jako wady oraz synkretyczne tendencje autora nie robią tekstu żałosnym: raczej awangardowym. Mimo to, wierzę, iż rozwój tego typu pisania (surrealistycznego? Futurystycznego?) może się rozwinąć i doprowadzić do wielkich sukcesów.
Pozdrawiam
Leiner
12
Dziwnym człowiekiem najwyraźniej jestem - bo mi tekst się podobał. Powiem więcej - Twój styl drogi Rysiu mi imponuje. Nie chodzi tu tylko o słowa, których używasz. Chodzi o to, jak ich używasz. W tym tekscie - to co powiem odebrane zapewne zostanie również jako bełkot - słyszę muzykę 
I niech się schowają stwory nocy, co nie widzą w twej twórczości sensu.
Pozdrawiam!

I niech się schowają stwory nocy, co nie widzą w twej twórczości sensu.
Pozdrawiam!
13
Genialne. Zewsząd genialny tekst. Niesamowity blask opisów i porównań. bezbłędne, trafne charakterystyki i ten cudowny... język..? Naprawdę majstersztyk.
Ode mnie. Poproszę o więcej.
Niesamowite słownictwo, niebanalne i nie spotykane – wyszukane!
PS: znalazłem tylko jeden. maluśki. Błąd.
odkąd trwają? - bo Twoje zdanie ni jak mi nie leży...
Ode mnie. Poproszę o więcej.
Niesamowite słownictwo, niebanalne i nie spotykane – wyszukane!
PS: znalazłem tylko jeden. maluśki. Błąd.
Wszystko, czegoś doświadczyła – rechotał – odtąd trwa niby najstarsze gwiazdy,
odkąd trwają? - bo Twoje zdanie ni jak mi nie leży...
„Daleko, tam w słońcu, są moje największe pragnienia. Być może nie sięgnę ich, ale mogę patrzeć w górę by dostrzec ich piękno, wierzyć w nie i próbować podążyć tam, gdzie mogą prowadzić” - Louisa May Alcott
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
Ujrzał krępego mężczyznę o pulchnej twarzy i dużym kręconym wąsie. W ręku trzymał zmiętą kartkę.
— Pan to wywiesił? – zapytał zachrypniętym głosem, machając ręką.
Julian sięgnął po zwitek i uniósł wzrok na poczerwieniałego przybysza.
— Tak. To moje ogłoszenie.
Nieuprzejmy gość pokraśniał jeszcze bardziej. Wypointował palcem na dozorcę.
— Facet, zapamiętaj sobie jedno. Nikt na dzielnicy nie miał, nie ma i nie będzie mieć białego psa.
14
Zachwytu zupełnie nie rozumiem. Lektura, którą co chwilę trza sprawdzać w słowniku z mojego punktu widzenia nie ma w sobie nic fascynującego. "Majstersztyk"? A co rozumiemy przez to słowo? Majstersztykiem jest dzieło, które trafia do każdego, które jest idealne, przyswajalne w każdym calu i treściwe... gwoli ścisłości: ten tekst nie ma takich cech. Przerost formy nad treścią, ot co.
Ot, ślepe zauroczenie. Zdania swojego nie zmienię - nie chciałbym, by taka literatura zalegała w księgarniach.
Mhm. Nie czuję się stworem nocy, z resztą każdy może mieć swoje zdanie. Zachwyt tym tekstem jestem w stanie porównać do wielbiącego spojrzenia skierowanego na francuską prostytutkę, która pod tonami pudru kryje skutki nie mycia się przez miesiącMasterMind pisze:I niech się schowają stwory nocy, co nie widzą w twej twórczości sensu.

15
Testudos, stwór nocy, przybywa!
Cóż.
Zdania są podzielone. Ja nie uważam, aby to był majstersztyk.
Pomieszanie z poplątaniem, chaos, fabuły brak. Absurd.
Ryszardzie, odpowiedz mi, proszę, bez kręcenia.
Jak wygląda aleatoryczny wzrok?
Słówko sprawdziłem i nijak nie pasuje ono do opisu wzroku.
Ciskasz złożonymi i rzadko używanymi słowkami wte i wewte. Po co? Gdyby miało jeszcze jakiś sens...
Aleatoryczny wzrok.
Cóż.
Swoją drogą, Ryszardzie, co ty masz do tych listków figowych? Wszędzie w twoich opowiadaniach są kobiety odziane w listki figowe...
Cóż.
Zdania są podzielone. Ja nie uważam, aby to był majstersztyk.
Pomieszanie z poplątaniem, chaos, fabuły brak. Absurd.
Ryszardzie, odpowiedz mi, proszę, bez kręcenia.
Jak wygląda aleatoryczny wzrok?
Słówko sprawdziłem i nijak nie pasuje ono do opisu wzroku.
Ciskasz złożonymi i rzadko używanymi słowkami wte i wewte. Po co? Gdyby miało jeszcze jakiś sens...
Aleatoryczny wzrok.
Cóż.
Swoją drogą, Ryszardzie, co ty masz do tych listków figowych? Wszędzie w twoich opowiadaniach są kobiety odziane w listki figowe...
Are you man enough to hold the gun?