Witam serdecznie,
Ponizej zaprezentowany fragment ma pelnic role prologu mojego opowiadania (niesmialo chcialbym napisac "ksiazki" - ale to bylby chyba najbardziej fantastyczny kawalek tego tematu). Prosze o szczera i brutalna ocene stylu, tresci i ilosci przecinkow. Z gory dziekuje. PS: jako, ze tekst ma pelnic role tylko epilogu - nie meczylem sie nad wymyslaniem mu zbyt sensownego tytulu. Z drugiej strony jednak pracuje dopiero nad tytulem calego cyklu - obiecuje, ze przed kolejnymi kawalkami tekstu sensowniej go zatytuluje.
Mieszkaniec drugiej Irlandii
Potępieńcze wrzaski dopływające z Ośrodka Kultury ucichły już przeszło kwadrans temu.
„Chyba chędożeńce już naprawdę skończyły” – iskierka nadziei pojawia się w józkowej łepetynie. Najwyższy czas zresztą: było już dobrze po północy. Zacna godzina, żeby zbuntowanych nastolatków odesłać do domu, a porządnemu trollowi umożliwić zarobienie na chleb.
Czy raczej kwas chlebowy.
Józek zaczyna wypełzać ze swego barłogu. Musi się śpieszyć, nie tylko jemu marzy się zebrać owoce młodzieńczych zabaw: sterty pustych puszek i szklanych butelek. Konkurencja jest duża, dlatego też troll cały dzień przespał w zaułku opodal dworca, z którego do Ośrodka Kultury w Będzinie może dotrzeć w dosłownie paredziesiąt sekund.
Zaprawdę, ciężki jest żywot trolla. Gdy parę lat temu obiecywano wybudowanie drugiej Irlandii, przybył tu wraz z wracającymi z emigracji polakami. Marzenia o własnym moście i zjadaniu dzieci zostały jednak dość brutalnie zweryfikowane przez rzeczywistość, zamiast zbierania złotych monet musiał przerzucić się na recykling.
Odgłos ciężkich kroków wyrywa Józka z ponurych rozmyśleń.
U wylotu zaułka stoi mężczyzna, czy raczej na oko szesnastoletni chłopiec. łysa głowa, ciężkie glany z białymi sznurówkami, szelki oraz ozdobiona jakimś dziwnym znaczkiem polówka wskazują na uczestnika zakończonego chwilę temu koncertu.
Józek nie ma zamiaru stracić okazji – zawsze warto nastraszyć dzieciarnie, a i perspektywa zdobyczy paru złotych nie jest wcale nie miła.
Ze zdwojoną energią wyskakuje ze swego legowiska, wydając parę nieartykułowanych odgłosów. Ofiara nie okazała po sobie jednak ani śladu zdziwienia, ba, zdecydowanie rusza w stronę legowiska.
-Porypało Cie gnojofrajerze, żesz będziesz mnie we śnie przeszkadzoł? - w głosie trolla słychać silny, wyspiarski akcent.
Chłopaczek jest chyba zbyt pijany, żeby nawiązać rozmowę. W milczeniu idzie przed siebie.
J ózek uśmiecha się paskudnie, doskakując do swej ofiary. Wyprowadza powolny cios pięścią. Ze zdziwnieniem poczuł zaciskające się na swym nadgarstku palce chłopaka – ruch jego ręki był zbyt szybki, by zaspany troll zdążył go zauważyć.
W tej samej chwili drugą ręką nieproszony gość wyprowadził cios, trafiając trolla prosto w szczękę. Warto wspomnieć, że Józek do ułomków nie należał – miał blisko dwa metry wzrostu i ponad setke kilogramów.
Mimo to, jeden cios wystarczył by powalić go na ziemię. Chłopak uklęknął nad nim, jego twarz wciąż nie wyrażała żadnych emocji.
Józek zaś zrozumiał, że pomylił się: to on był zwierzyną w tym polowaniu. Kolejny cios ciężkiej jak kowalski młot pięści spadł na głowę trolla, wybijając mu pół tuzina żółtych zębisk.
Szczęście jednak uśmiechnęło się do irlandzyka: palcami wolnej dłoni wyczuł szyjkę butelki – „Lecha”, którym umilał sobie oczekianie na koniec koncertu. Szeroki zamach, trzask pękającego szkła – flaszka spotkała się z ogoloną na łyso głową chłopaka.
Ten nawet nie krzyknął, na jego twarzy nie widać bólu ani krwii. Po raz kolejny uderza z ogromną siłą leżącego, rozbijając na miazgę jego łuk brwiowy.
Troll się boi. Wrodzona zdolność regeneracji nie działa tak szybko jakby chciał, bolesne ciosy ograniczają jego percepcje. Mimo to, wie co robić: szybkie wycofanie wolnej ręki i ponowny atak, tym razem mający na celu zabić przeciwnika.
świeżo co powstały tulipan wbija się w szyję siedzącego nań mężczyzny, szkło wchodzi w ciało jak w glinę.
Troll zaczyna ochryple się śmiać, będąc pewnym swej wygranej. Kolejny cios, równie potężny jak poprzednie wyprowadza go z błędu: na twarzy agresora nie widać wciąż żadnych uczuć ni bólu, z rany na szyi nie wypłynęła nawet kropelka krwii.
Jeszcze jedno uderzenie wystarcza, by Józek stracił przytomność. Mimo to, przeciwnik systematycznie okłada go jeszcze przez dobry kwadrans.
Gdy kończy, głowa trolla jest dosłownie wgnieciona w miejski bruk. Młodzienieć dokładnie ocenia swe dzieło – teoretycznie, nawet troll nie powinien być w stanie zregenerować takich ran.
Nie chce jednak ryzykować. Z tylnej kieszeni spodni wyjmuje woreczek z białym proszkiem. Równomiernie posypuje całe ciało pokonanego.
Jedna zapałka wystarcza, by zwłoki zajęły się ogniem. Po parunastu sekundach zwłoki spopielają się, dając gwarancję powodzenia misji. Dopiero teraz chłopiec pozwala sobie na lekki uśmiech.
Nagle o czymś sobie przypomina. Szybkim ruchem wyrywa sterczący wciąż z szyi tulipan, odrzuca go na bok. Robota na dziś wieczór została wykonana poprawnie. Może wrócić do domu.
Re: "Mieszkaniec drugiej Irlandii" [Urban Fantasy]
2Józkowej, wielką literą.Pank pisze:
„Chyba chędożeńce już naprawdę skończyły” – iskierka nadziei pojawia się w józkowej łepetynie. Najwyższy czas zresztą: było już dobrze po północy. Zacna godzina, żeby zbuntowanych nastolatków odesłać do domu, a porządnemu trollowi umożliwić zarobienie na chleb.
Najpierw "pojawia się", a potem "było"? Trochę konsekwencji w czasie narracji. Dość poważny błąd.
A "chędożeńce" bardzo mi się podobają:D To chyba z sentymentu do grubo ciosanej stylistyki krasnoludzkich wypowiedzi u Sapkowskiego;)
Chyba nie muszę mówić, że Polakami;)Zaprawdę, ciężki jest żywot trolla. Gdy parę lat temu obiecywano wybudowanie drugiej Irlandii, przybył tu wraz z wracającymi z emigracji polakami.
"Dzieciarnię" i "niemiła", ale może to wina literówek.Józek nie ma zamiaru stracić okazji – zawsze warto nastraszyć dzieciarnie, a i perspektywa zdobyczy paru złotych nie jest wcale nie miła.
Kolejny brak konsekwencji w odniesieniu do czasu narracji.Ze zdwojoną energią wyskakuje ze swego legowiska, wydając parę nieartykułowanych odgłosów. Ofiara nie okazała po sobie jednak ani śladu zdziwienia, ba, zdecydowanie rusza w stronę legowiska.
-Porypało Cie gnojofrajerze, żesz będziesz mnie we śnie przeszkadzoł? - w głosie trolla słychać silny, wyspiarski akcent.
"żesz"... Jakoś mi tu kompletnie nie leży.
Chyba wiadomo, o co znowu chodzi;)Wyprowadza powolny cios pięścią. Ze zdziwnieniem poczuł zaciskające się na swym nadgarstku palce chłopaka – ruch jego ręki był zbyt szybki, by zaspany troll zdążył go zauważyć.
"Setkę"miał blisko dwa metry wzrostu i ponad setke kilogramów.
"się pomylił" W języku polskim unikamy kończenia zdania zaimkiem "się", bo to błąd stylistyczny. Poza tym dziwnie brzmi;) To niby jest środek zdania, ale intonacja mówi sama za siebie.Józek zaś zrozumiał, że pomylił się: to on był zwierzyną w tym polowaniu.
"Irlandczyka"Szczęście jednak uśmiechnęło się do irlandzyka
"krwi" Jedno "i", błąd się powtarza, więc na literówkę zrzucić tego nie mogę.Ten nawet nie krzyknął, na jego twarzy nie widać bólu ani krwii.
Dość mocno niezręczne to "Troll się boi".Troll się boi. Wrodzona zdolność regeneracji nie działa tak szybko jakby chciał
To tyle, jeśli chodzi o takie rzucające się mocno w oczy błędy. Pewne literówki już przepuściłam. Doradzam uważne przeszukiwanie tekstu w celu wyłapania wszystkich zjedzonych ognonków w "ę". I zwracanie uwagi na wielkie litery. Styl momentami dość niezręczny. Nie czyta się tego zbyt lekko. Wydaje mi się, że widzę oczami duszy tę scenę;) I odnoszę wrażenie, że można by przeredagować ją tak, by niezniszczalny młodzieniec budził większą grozę. Dodałabym też wyrazistości Józkowi, bo to ciekawa postać, szkoda, że na samym początku ginie;)
Jedno, co mogę doradzić na pewno: baaaardzo dużo czytać. Ambitnych twórców i tych trochę mniej (ale tylko trochę). To rozwija język i sprawia, że styl staje się o wiele łatwiej strawny.
Wielką znawczynią urban fantasy nie jestem, ale zaciekawiło mnie, jaką też intrygę pociągniesz dalej i kim są te niezniszczalne potworki;) Zachęcam do pracy i porządnego redagowania tekstów, po kilka razy i do znudzenia. Twoje utwory na pewno na tym zyskają.
Pozdrawiam
kognitywna[/quote]
3
Serdecznie dziekuje za komentarz 
Odnosnie literowek wszelakich - szczerze przepraszam, nie dysponuje niestety pod ręką polskim Wordem, w efekcie tak wiele ich sie zaleglo. Przed wklejeniem kolejnego tekstu na pewno staranniej sie zajme ich wylapywaniem
Czas narracji - najpierw zaczalem pisac w czasie przeszlym, potem calosc przeredagowalem na czesc terazniejszy (w zamysle ma to nadac fragmentowi dynamiki - czy sie udalo? czy ma to sens?). Jak widac zrobilem to nie dosc dokladnie
Mam nadzieje, ze jeszcze ktos bedzie na tyle mily aby sie wypowiedziec. Powyzszy fragment zgodnie z sugestiami przeredaguje (az do znudzenia!) i pozwole go sobie wraz z kolejna czescia umiescic ponownie.
Pzdr,
K.

Odnosnie literowek wszelakich - szczerze przepraszam, nie dysponuje niestety pod ręką polskim Wordem, w efekcie tak wiele ich sie zaleglo. Przed wklejeniem kolejnego tekstu na pewno staranniej sie zajme ich wylapywaniem
Czas narracji - najpierw zaczalem pisac w czasie przeszlym, potem calosc przeredagowalem na czesc terazniejszy (w zamysle ma to nadac fragmentowi dynamiki - czy sie udalo? czy ma to sens?). Jak widac zrobilem to nie dosc dokladnie

Mam nadzieje, ze jeszcze ktos bedzie na tyle mily aby sie wypowiedziec. Powyzszy fragment zgodnie z sugestiami przeredaguje (az do znudzenia!) i pozwole go sobie wraz z kolejna czescia umiescic ponownie.
Pzdr,
K.
4
Jeśli chodzi o czas teraźniejszy, nadaje on dynamiki wtedy, gdy jest używany z umiarem. Najlepiej w scenach, w których naprawdę wszystko dzieje się błyskawicznie. Nie jest błędem, gdy normalnie narrację prowadzić w czasie przeszłym, a np. całą scenę walki napiszesz w teraźniejszym. Byle było widać, że czas jedt konsekwentnie wprowadzany.
Jeśli chodzi o korektę swojej pracy, ktoś mądry gdzieś uczył mnie (chyba na warsztatach z pisarzami z Drugiej Ery), że komputer zabija w nas więź z naszymi własnymi słowami. Dlatego dobrym sposobem jest pisanie najpierw ręcznie, bo wtedy czujesz, że musisz od razu pisać dobrze;) że nie możesz użyć klawisza Delete. A poza tym widzisz, że to Twoje słowa i lepiej je kontrolujesz.
Dobrym sposobem jest też czytanie pracy na głos. Wtedy od razu wyłapiesz, że jakieś zdanie ciężko się czyta, nie tak brzmi albo z intonacją coś nie tak.
Powodzenia życzę i już nie mogę się doczekać następnej porcji;) Bo intuicja mi mówi, że będą postępy, a ja lubię patrzeć, jak ludzie przekraczają własne ograniczenia:)
Pozdrawiam
kognitywna
Jeśli chodzi o korektę swojej pracy, ktoś mądry gdzieś uczył mnie (chyba na warsztatach z pisarzami z Drugiej Ery), że komputer zabija w nas więź z naszymi własnymi słowami. Dlatego dobrym sposobem jest pisanie najpierw ręcznie, bo wtedy czujesz, że musisz od razu pisać dobrze;) że nie możesz użyć klawisza Delete. A poza tym widzisz, że to Twoje słowa i lepiej je kontrolujesz.
Dobrym sposobem jest też czytanie pracy na głos. Wtedy od razu wyłapiesz, że jakieś zdanie ciężko się czyta, nie tak brzmi albo z intonacją coś nie tak.
Powodzenia życzę i już nie mogę się doczekać następnej porcji;) Bo intuicja mi mówi, że będą postępy, a ja lubię patrzeć, jak ludzie przekraczają własne ograniczenia:)
Pozdrawiam
kognitywna
7
Skinhead terminator miażdży
A Juzek nie wiem kompletnie czemu skojarzył mi się z Jozinem z Bazin... ;P Powtórzenia rzucają się w oczy, ale poza tym jest okay, choć oczywiście kompletny brak dialogów jest tutaj usprawiedliwiony odbywającą się akcją. tyle ode mnie, keep it up!

..::Drum'n'Bass::..
8
Na skinheadow-terminatorow mam calkiem spojny pomysl. Ale na ta chwile chyba pisanie tekstu na pareset stron przekracza jeszcze moje mozliwosci, zeby zas nie zmarnowac dobrego (przynajmniej na ta chwile, w mym mniemaniu) pomyslu zmarnowac; najpierw wiec dla przypomnienia "co i jak" pomecze sie chyba krotszymi opowiadaniami 
W ramach treningu postanowilem spelnic prosbe kognitywny. I tak, na szybko opowiadanie o tytule roboczym:
Rozmowa zamiejscowa
Pierwsze promienie słońca delikatnie zaczęły przebijać się przez dach jego legowiska. Józek wygramolił się zeń zaskakująco żwawo – miał poważne plany wobec dzisiejszego dnia.
Nic zresztą dziwnego. Gdyby miał kalendarz, na pewno na czerwono zakreśliłby tą jedną, jedyną datę: dwudziesty Marca, dzień świętego Patryka.
Nostalgia poważnie chwyciła jego trollowe serducho, zmuszając do działania. Wiedział, że musi dziś skontaktować się ze swym jedynym przyjacielem z Starego Kraju.
Niestety wymagało to sporego nakładu finansowego. Na szczęście, zgodnie z obietnicami polityków, zdobycie pieniądzy nie były problemem w Drugiej Irlandii.
Nie dla prawdziwego trolla.
Józek, zaniedbując (jak co dzień) poranną toaletę, wyruszył na obchód po mieście. Każdy śmietnik mógł skrywać niezmierzone skarby, każdy kontener dobra o jakich mu się nawet nie śniło.
Niestety, musiał być szybki – konkurencja w jego fachu była duża. Już przy pierwszym śmietniku ujrzał znajomą mordę.
-Hola, Jędrek, story dorniu! – W mowie trolla wyraźnie dało się usłyszeć wyspiarski akcent. Oraz brak jakiś trzech czwartych uzębienia.
Nawoływany mężczyzna obejrzał się podejrzliwie. Po krótkiej chwili jednak jego twarz rozjaśnił szczery, słowiański uśmiech. Znał Józka nie od dziś – nie raz i nie dwa wspólnie kradli studzienki kanalizacyjne.
Jędrek ochoczo uniósł dłoń w geście powitania. Niewątpliwie odrzekłby coś swemu przyjacielowi (w młodości uznawany był za prawdziwego mistrza ciętej riposty) – niestety, podczas jednej z licznych awantur na noże i butelki jego struny głosowe zostały brutalnie wyciszone raz na zawsze.
Nie tracąc czasu na zbędne formalności, ramię w ramię ponownie poczęli przekopywać stosy odpadków. Trzeba było się śpieszyć – niedługo nadjechać mogli śmieciarze: plugawe, pozbawione uczuć bydlęta, marzące tylko o tym, by zabrać możliwość uczciwego zarobienia paru groszy porządnym obywatelom.
Ktoś mógłby oczywiście rzec, że przebieranie w śmieciach to praca niegodna prawdziwego Trolla. Ktoś taki niewątpliwie zostałby przez Józka wyśmiany.
W Irlandii bowiem, prawdziwy Troll musiał siedzieć pod mostem (bądź w leśnej jaskini), cały dzień się ukrywać i modlić, coby jakiś nawiedzony łowca czarownic się o nim nie dowiedział.
W drugiej Irlandii zaś sytuacja była zgoła odmienna – w biały dzień Józek beztrosko spacerował po ulicach. To zadziwiające: liczne deformacje, ciało pokryte śluzem i olbrzymie, zielone narośla na plecach zdawały się wcale nie wyróżniającymi cechami wśród polskich zbieraczy butelek.
Józek czuł się jak prawdziwy człowiek, szanowany i potrzebny społeczeństwu. Nawet polskie dziewczyny przyjaznym okiem nań patrzały – idąc w stronę skupu szkła, minęli właśnie wraz z Jędrkiem Publiczną Toaletę.
Stojąca w drzwiach niewiasta zachęcająco uśmiechnęła się do pracowitych chłopaków, puszczając wyraźnie doń oczko.
-Byś se taką niunie, ten tego, nie Jędrek? – Przyjacielski kuksaniec Józka nieomal wytrącił przyjacielowi z rąk zebrane już butelki. Mimo, że człowiek nie mógł odpowiedzieć, wyraz bezkresnego zniesmaczenia wystarczał trollowi do podtrzymania rozmowy.
-No co, takie są najlypsze! Myśli se taka babulinka, że to juże jej łostatni raz. Ty se nawet, Jędrek, nie wyobrażasz jakie te staruchy cuda gotowe wyprawiać, kiedy się starają.
Niemowa pokręcił ciężko głową.
Józek zapewne odważnie stanąłby w obronie swych gustów – oto jednak dotarli do celu swej podróży. Załatwienie formalności związanych z sprzedażą zdobytych skarbów nie zajęło zbyt długo.
Mając kieszenie pełne pieniędzy (zapłatę za szkło i złom wypłacano zazwyczaj w niskich nominałach) przyjaciele rozstali się.
Józek pognał do najbliższego kiosku, stamtąd zaś bezpośrednio do stojącej nieopodal budki telefonicznej.
Należało uczcić dzień świętego Patryka, skontaktować się w końcu z jedynym przyjacielem z Starego Kraju, który ciągle chciał się do Józka odzywać. Osoby, która często bywała w Irlandii i mogła dokładnie zrelacjonować mu, co słychać w jego ojcowiźnie.
Do zakupionego woreczka wlał od razu trzy tubki „Kropelki” (na więcej nie starczyło pieniędzy), po czym przyłożył woreczek do ust. Cztery głębokie wdechy wystarczyły, by świat zawirował wokoło. Piąty zmotywował go, aby usiadł wygodnie na podłodze budki, czekając na nawiązanie kontaktu.
Po ósmym wdechu, Słońce na niebie uśmiechnęło się szeroko, niemal jak w dziecięcych kolorowankach.
-Pozdrowienia z domu, Józek! – zagadnęło, obejmując przyjaciela ciepłymi promieniami.
Nostalgia minęła jak ręką odjął.
[/b]

W ramach treningu postanowilem spelnic prosbe kognitywny. I tak, na szybko opowiadanie o tytule roboczym:
Rozmowa zamiejscowa
Pierwsze promienie słońca delikatnie zaczęły przebijać się przez dach jego legowiska. Józek wygramolił się zeń zaskakująco żwawo – miał poważne plany wobec dzisiejszego dnia.
Nic zresztą dziwnego. Gdyby miał kalendarz, na pewno na czerwono zakreśliłby tą jedną, jedyną datę: dwudziesty Marca, dzień świętego Patryka.
Nostalgia poważnie chwyciła jego trollowe serducho, zmuszając do działania. Wiedział, że musi dziś skontaktować się ze swym jedynym przyjacielem z Starego Kraju.
Niestety wymagało to sporego nakładu finansowego. Na szczęście, zgodnie z obietnicami polityków, zdobycie pieniądzy nie były problemem w Drugiej Irlandii.
Nie dla prawdziwego trolla.
Józek, zaniedbując (jak co dzień) poranną toaletę, wyruszył na obchód po mieście. Każdy śmietnik mógł skrywać niezmierzone skarby, każdy kontener dobra o jakich mu się nawet nie śniło.
Niestety, musiał być szybki – konkurencja w jego fachu była duża. Już przy pierwszym śmietniku ujrzał znajomą mordę.
-Hola, Jędrek, story dorniu! – W mowie trolla wyraźnie dało się usłyszeć wyspiarski akcent. Oraz brak jakiś trzech czwartych uzębienia.
Nawoływany mężczyzna obejrzał się podejrzliwie. Po krótkiej chwili jednak jego twarz rozjaśnił szczery, słowiański uśmiech. Znał Józka nie od dziś – nie raz i nie dwa wspólnie kradli studzienki kanalizacyjne.
Jędrek ochoczo uniósł dłoń w geście powitania. Niewątpliwie odrzekłby coś swemu przyjacielowi (w młodości uznawany był za prawdziwego mistrza ciętej riposty) – niestety, podczas jednej z licznych awantur na noże i butelki jego struny głosowe zostały brutalnie wyciszone raz na zawsze.
Nie tracąc czasu na zbędne formalności, ramię w ramię ponownie poczęli przekopywać stosy odpadków. Trzeba było się śpieszyć – niedługo nadjechać mogli śmieciarze: plugawe, pozbawione uczuć bydlęta, marzące tylko o tym, by zabrać możliwość uczciwego zarobienia paru groszy porządnym obywatelom.
Ktoś mógłby oczywiście rzec, że przebieranie w śmieciach to praca niegodna prawdziwego Trolla. Ktoś taki niewątpliwie zostałby przez Józka wyśmiany.
W Irlandii bowiem, prawdziwy Troll musiał siedzieć pod mostem (bądź w leśnej jaskini), cały dzień się ukrywać i modlić, coby jakiś nawiedzony łowca czarownic się o nim nie dowiedział.
W drugiej Irlandii zaś sytuacja była zgoła odmienna – w biały dzień Józek beztrosko spacerował po ulicach. To zadziwiające: liczne deformacje, ciało pokryte śluzem i olbrzymie, zielone narośla na plecach zdawały się wcale nie wyróżniającymi cechami wśród polskich zbieraczy butelek.
Józek czuł się jak prawdziwy człowiek, szanowany i potrzebny społeczeństwu. Nawet polskie dziewczyny przyjaznym okiem nań patrzały – idąc w stronę skupu szkła, minęli właśnie wraz z Jędrkiem Publiczną Toaletę.
Stojąca w drzwiach niewiasta zachęcająco uśmiechnęła się do pracowitych chłopaków, puszczając wyraźnie doń oczko.
-Byś se taką niunie, ten tego, nie Jędrek? – Przyjacielski kuksaniec Józka nieomal wytrącił przyjacielowi z rąk zebrane już butelki. Mimo, że człowiek nie mógł odpowiedzieć, wyraz bezkresnego zniesmaczenia wystarczał trollowi do podtrzymania rozmowy.
-No co, takie są najlypsze! Myśli se taka babulinka, że to juże jej łostatni raz. Ty se nawet, Jędrek, nie wyobrażasz jakie te staruchy cuda gotowe wyprawiać, kiedy się starają.
Niemowa pokręcił ciężko głową.
Józek zapewne odważnie stanąłby w obronie swych gustów – oto jednak dotarli do celu swej podróży. Załatwienie formalności związanych z sprzedażą zdobytych skarbów nie zajęło zbyt długo.
Mając kieszenie pełne pieniędzy (zapłatę za szkło i złom wypłacano zazwyczaj w niskich nominałach) przyjaciele rozstali się.
Józek pognał do najbliższego kiosku, stamtąd zaś bezpośrednio do stojącej nieopodal budki telefonicznej.
Należało uczcić dzień świętego Patryka, skontaktować się w końcu z jedynym przyjacielem z Starego Kraju, który ciągle chciał się do Józka odzywać. Osoby, która często bywała w Irlandii i mogła dokładnie zrelacjonować mu, co słychać w jego ojcowiźnie.
Do zakupionego woreczka wlał od razu trzy tubki „Kropelki” (na więcej nie starczyło pieniędzy), po czym przyłożył woreczek do ust. Cztery głębokie wdechy wystarczyły, by świat zawirował wokoło. Piąty zmotywował go, aby usiadł wygodnie na podłodze budki, czekając na nawiązanie kontaktu.
Po ósmym wdechu, Słońce na niebie uśmiechnęło się szeroko, niemal jak w dziecięcych kolorowankach.
-Pozdrowienia z domu, Józek! – zagadnęło, obejmując przyjaciela ciepłymi promieniami.
Nostalgia minęła jak ręką odjął.
[/b]
10
Uważaj na tego typu błędy. Spróbuj przeczytać to na głos – zaręczam, połamiesz sobie język. Przed „s” dajemy „ze”;)Wiedział, że musi dziś skontaktować się ze swym jedynym przyjacielem z Starego Kraju.
Pilnuj końcówek.zdobycie pieniądzy nie były problemem w Drugiej Irlandii.
Ten tekst o uzębieniu dobry, zdarzają Ci się takie kwiatuszki;) Nie wiem, czy zdajesz sobie sprawę, czego tutaj dokonałeś. Dzięki komentarzowi o uzębieniu wręcz słychać bohatera, a także czuć kropelki śliny tryskające przy każdym słowie;) Bardzo obrazowe, duży plus.-Hola, Jędrek, story dorniu! – W mowie trolla wyraźnie dało się usłyszeć wyspiarski akcent. Oraz brak jakiś trzech czwartych uzębienia.
To mnie rozwaliło:D Normalnie turlałam się ze śmiechu:D Oczywisty błąd logiczny, choć pewnie przez niedopatrzenie. Wyobrażam sobie, jak kradli te studzienki... Zaczajali się w nocy z młotem pneumatycznym (:D) i dzielnie rozwalają asfalt, a potem wrzucają studzienkę (:D) na jakąś sporą ciężarówkę. Zapewne chodziło o klapy od studzienek;)Znał Józka nie od dziś – nie raz i nie dwa wspólnie kradli studzienki kanalizacyjne.
Kolejny interesujący błąd logiczny – jakby mu ktoś uszkodził struny głosowe, toby go i zabił. Przez gardła poderżnięcie. Chociaż na medycynie nie jestem, nie znam się;)Niewątpliwie odrzekłby coś swemu przyjacielowi (w młodości uznawany był za prawdziwego mistrza ciętej riposty) – niestety, podczas jednej z licznych awantur na noże i butelki jego struny głosowe zostały brutalnie wyciszone raz na zawsze.
śmieciarze: plugawe, pozbawione uczuć bydlęta, marzące tylko o tym, by zabrać możliwość uczciwego zarobienia paru groszy porządnym obywatelom.

Melodia zdania trochę średnio – przeczytaj na głos i posłuchaj.Stojąca w drzwiach niewiasta zachęcająco uśmiechnęła się do pracowitych chłopaków, puszczając wyraźnie doń oczko.
„Ciężko” zamieniłabym na lepiej oddający sens epitet.Niemowa pokręcił ciężko głową.
świetny żart:D Nawias o nominałach po prostu wygrywa:DMając kieszenie pełne pieniędzy (zapłatę za szkło i złom wypłacano zazwyczaj w niskich nominałach) przyjaciele rozstali się.
Niezły chwyt, podoba mi się. Muszę to porządnie przeanalizować, żeby gdzieś to potem wykorzystać;) Nie wiem, co zrobiłeś, ale zrobiłeś dobrze;)Po ósmym wdechu, Słońce na niebie uśmiechnęło się szeroko, niemal jak w dziecięcych kolorowankach.
-Pozdrowienia z domu, Józek! – zagadnęło, obejmując przyjaciela ciepłymi promieniami.
Nostalgia minęła jak ręką odjął.
Widzę, że nauka nie poszła w las:) Nie zawiodłeś mnie:) Pilnuj się, czytaj tekst wiele razy i poprawiaj, poprawiaj, poprawiaj... (p. Filipiuk wie, co mówi;) ).
Styl masz interesujący, ciekawe sformułowania, bez nadmiaru i przesady. Przejrzysty. Spójny. Dałabym mu 4;) Nawet z plusem. Czytaj dużo, poszerzaj słownictwo i ucz się wykorzystywać poczucie humoru jak najtrafniej:)
Chociaż nie jestem wielką fanką takiego skupiania się na rzeczach obrzydliwych i odstręczających, tekst mi się podobał. Przez Józka;)
Zalety: dobra postać (Józka pokochałam momentalnie:D), niezłe poczucie humoru, ciekawe chwyty stylistyczne, oby jak najczęściej zamierzone.
Wady: brak przesłania. Chociaż, gdyby się uprzeć... Ale przesłanie ma być zamierzone;) A nie wychodzić przypadkiem;) Literatura jest najlepsza, gdy stanowi odbicie osobistych przemyśleń autora. PRZEMYśL to;)
Pozdrawiam
kognitywna
11
Ciekawe i humorystyczne historyjki.
Fajna sprawa, jeśli ktoś chce sie odprężyć.
Lekkie, nie wymaga zbędnego wysilania umysłu, super na wieczór po całym dniu ciężkiej pracy.
Dobrze też, że historyjki są takie krótkie. Na dłuższą metę mogłyby być męczące.
Pozdrawiam.
Fajna sprawa, jeśli ktoś chce sie odprężyć.
Lekkie, nie wymaga zbędnego wysilania umysłu, super na wieczór po całym dniu ciężkiej pracy.
Dobrze też, że historyjki są takie krótkie. Na dłuższą metę mogłyby być męczące.
Pozdrawiam.
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.
„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.
"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)
„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.
"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)
12
Przeczytałem tylko tekst drugi.
Jest w nim sporo błędów jak na tak krótki tekst.
Jednak zostały już wymienione, więc ja się powstrzymam od szukania kolejnych.
Nie podoba mi się Twoja maniera zaczynania prawie każdego zdania od litery "N". Strasznie mnie to drażniło. Nie potrafiłem się przez to skupić na tekście.
Jak zostało wcześniej powiedziane - krótkie, nie zmuszające do myślenia, można nawet pozwolić żeby pojawił się grymas na twarzy imitujący uśmiech.
Pozdro.
Jest w nim sporo błędów jak na tak krótki tekst.
Jednak zostały już wymienione, więc ja się powstrzymam od szukania kolejnych.
Nie podoba mi się Twoja maniera zaczynania prawie każdego zdania od litery "N". Strasznie mnie to drażniło. Nie potrafiłem się przez to skupić na tekście.
Jak zostało wcześniej powiedziane - krótkie, nie zmuszające do myślenia, można nawet pozwolić żeby pojawił się grymas na twarzy imitujący uśmiech.
Pozdro.
Po to upadamy żeby powstać.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.
Piszesz? Lepiej poszukaj sobie czegoś na skołatane nerwy.