ROXY
.świat w którym na pierwszym miejscu jest wyobraźnia.
Rozdział 9.
-Powinienem powiedzieć Ci coś więcej na temat Grasp, skoro jesteś teraz jedną z nas -powiedział do mnie Lance następnego dnia wieczorem. Przyszedł do mnie i to byly pierwsze słowa które usłyszałam zaraz po tym, jak go wpuściłam do pokoju. Usiadł koło mnie na łóżku i objął mnie ramieniem. Milczeniem dałam mu do zrozumienia ze może mówić.
-Grasp istnieje już około pięciuset lat. Ich przywódcą jest Axley, najstarszy żyjący wampir. Posiada wielką moc. Każdy kto mu się postawił zginął albo z jego rąk albo z rąk jego sługusów. Z tego co mi wiadomo, on rzadko odwala najcięższą robotę. Czyli nie szuka ofiar aby się najeśc, robią to dla niego Plenipotentiary. Jeśli chodzi o walkę lub jakikolwiek spór on także siedzi wygodnie w swoim fotelu, prawie nigdy w tym nie uczestniczy. Wampiry które walczą w jego imieniu i obronie nazywane są Fighter'ami. Natomiast wampiry które po prostu są służącymi, najniżej postawionymi, nazywa się Serf'ami.
-Jaką Axley ma moc? -zapytałam.
-Jest to magiczna moc, jaką posiada każdy wampir, lecz jego jest bardzo rozwinięta. Możliwe że to przez jego wiek, a może jest to zasługa Naszyjnika Firmness. Tego nikt nie jest pewny.
-Naszyjnik Firmness? Co to? -patrzyłam na niego z zaciekawieniem. Tyle nowych rzeczy, nowy świat, nowe życie.
-Zwiększa on magiczną moc, nosząc go stajesz się nieśmiertelnym, dzięki niemu można zawładnąć dowolną osobą. Wszystkie jego zdolności nie są do końca znane. Wiele osób próbowało go zdobyć, jednak zostali zabici. Podobno Axley nosi go na szyi, jednak nie wiadomo czy bez przerwy. Możliwe że tylko wtedy, kiedy ma coś do zrobienia. Gdyby tak było można by go w jakiś sposób wykraść, jednak to nie byłoby łatwe.
-A nie lepiej by było zorganizować coś w rodzaju Grasp i wtedy ich zaatakować?
-Było by lepiej, ale większość się boi mu przeciwstawić. Poza tym, nawet gdyby wszyscy którzy nie należą do Grasp się zebrali to i tak jest nas znacznie mniej.
-Ale zawsze można spróbować...
-No tak, ale musielibyśmy przekonać innych by się zgodzili. Musielibyśmy wybrać przywódce i w ogóle.
Widać było że nie jest do końca pewien czy to dobry pomysł.
-To wampiry chcą w końcu wykraść ten naszyjnik czy nie? -zapytałam niecierpliwie.
-Chcą. Ale cholera zrozum że to niebezpieczne! Niektórzy mają rodziny i boją się że ich stracą.
-Dzieci też? -zapytałam zdziwiona.
-No tak. Czemu jesteś taka zaskoczona?
-No bo przecież wampiry są w pewnym sensie... martwe. To jak można urodzić dziecko?
-Nie da się urodzić dziecka. Ale jeśli spotka się jakieś potrzebujące pomocy, bez rodziny lub w ciężkim stanie, trudnym do wyleczenia można je przemienić.
Nagle na dole coś huknęło i usłyszałam krzyki Tranley'a i reszty. Popatrzyłam wystraszona na Lance'a po czym wstałam szybko z łóżka i podbiegłam do drzwi. Chciałam wyjść ale Lance chwycił mnie za rękę i zatrzymał.
-Zaczekaj tu -powiedział wychodząc.
-Nie ma mowy -odpowiedziałam i go wyprzedziłam. Zbiegłam schodami na dół i zobaczyłam Rogley'a, Coruel'a i inne wampiry walczące z Tranley'em, Lia i Axel'em. Walka prawie w ogóle nie różniła się od walk zwykłych ludzi. Okładali się pięściami, kopali, od czasu do czasu gryźli. Gdyby nie to, że kiedy któryś z nich kopnął swojego przeciwnika który poleciał pare metrów dalej i uderzył z taką siła w ściane że zrobiła się dziura, albo w mebel który się rozleciał, lub że niektórzy unosili się w powietrzu i byli okładani niewidzialnymi pięściami można by było pomyśleć że są zwykłymi ludźmi.
-Wracaj na góre i nie wychodź z tamtąd dopóki ktoś z nas po Ciebie nie przyjdzie -powiedział Lance, gdy zszedł ze schodów i zobaczył co się dzieje.
-Chce pomóc -popatrzyłam na niego wzrokiem mówiącym "Nie pozbędziesz się mnie".
-Nie porafisz. Mówię Ci wracaj na góre! -jego głos wyrażał zdenerwowanie. Niechętnie go posłuchałam i poszłam do swojego pokoju. To chyba nie był odpowiedni moment na kłutnie. Jednak to jest niesprawiedliwe! Jestem jedną z nich i chciałabym im pomóc! Poza tym skąd on może wiedzieć czy potrafię czy nie? Z dołu dobiegały do moich uszu trzaski i krzyki. Usiadłam na łóżku. Jednak nie dane mi było siedzenie i wsłuchiwanie się w odgłosy dochodzące z dołu bo ktoś zapukał do drzwi. Myślałam że to Lance, lub inny mieszkaniec tego domu więc podeszłam i je otworzyłam..
-Kim Ty do cholery jesteś? -spytałam gdy za drzwiami zamiast znanej twarzy, zobaczyłam jakiegoś wampira całego we krwi.
-Cześć malutka -odpowiedział i zanim zdąrzyłam cokolwiek zrobić, przywalił mi pięścią w nos. Upadłam na podłogę, ale nie leżałam długo. Wstałam prędko i odwdzięczyłam mu się tym samym, tyle że on zamiast upaść na podłogę, wyleciał przez okno które było na przeciwko moich drzwi. Ze zdziwieniem spojrzałam na swoją pięść. Nie wiedziałam że mam aż tyle siły. Uśmiechnęłam się i weszłam z powrotem do pokoju, ponownie siadając na łóżku. Jednak już nikt nie raczył zakłócić mojego spokoju. Dopiero po pewnym czasie nudzenia się do pokoju wpadł Axel. Był zakrwawiony i zmęczony.
-Zbieraj swoje rzeczy i schodź szybko na dól -powiedział zasapany i wyszedł. Rozejrzałam się dookoła. Nie miałam tutaj żadnych rzeczy, nie pozwolili mi wrócić do domu mamy po nie. Kazali mi zapomnieć o moim dotychczasowym życiu.
Wyszłam z pokoju i tak jak kazał Axel, zeszłam na dół. W kuchni była tylko Lia. Piła gorącą krew.
-Co się dzieje? -zapytałam siadając na stołku.
-Musimy uciekać. Tych pokonaliśmy, nie było ich wielu, a siły i tak dużo nie mieli. Ale jeśli Axley się dowie, a na pewno się dowie, to tylko kwestia czasu, to wyśle ich więcej i wtedy już możemy sobie nie poradzić.
-To gdzie teraz zamieszkamy?
-W Poder -powiedział Tranley nalewając sobie krwi do kubka. Nawet nie zauważyłam kiedy wszedł.
-Nie słyszałam o tym mieście.
-To miasteczko wampirów. Powstało w 1345 roku. Ludzie o nim nie wiedzą, bo gdy tylko ktoś tam trafia, nie wychodzi już jako człowiek.
-Widzę że miasteczko bardzo... przyjazne dla otoczenia.
-Nie możemy pozwolić aby ludzie dowiedzieli się o nim. To mogłoby nam zagrozić -włączył się do rozmowy Lance.
-Nie mamy czasu. Porozmawiamy jak dotrzemy na miejsce -powiedział Tranley wstając ze stołka i odkładając kubek. -Wszyscy maja swoje rzeczy?
Kiwnęliśmy głowami na znak zgody i wyszliśmy z domu. Wsiedliśmy do auta, ja siedziałam z Lance'em i Axel'em z tyłu a Lia i Tranley, który prowadził, z przodu. Popatrzyłam na dom mojej mamy, właśnie gdzieś wychodziła. Była rozdygotana i chyba płakała. żal mi się jej zrobiło. Nie zostawiłam jej żadnej kartki, nic. Nie ma pojęcia co się ze mną dzieje, gdzie jestem, co robię. Nawet nie wie że za nią tęsknie. Otarłam ukradkiem łzę i odwróciłam wzrok od okna. Muszę zacząć nowe życie i zapomnieć o starym.
Jechaliśmy prawie pięć godzin. Gdy dotarliśmy na miejsce słońce już wschodziło. Wszystko wyglądało normalnie. Zwykłe domki, ogródki. Nic nadzwyczajnego. W ogóle nie wyglądało jak miasteczko które zamieszkują tylko wampiry.
-Gdzie się zatrzymamy? -spytał Axel.
-Tam gdzie kiedyś mieszkaliśmy -odpowiedział Tranley. Chwile po tym zatrzymał się przed piętrowym domem. Był dość stary, jednak nie wyglądał na taki który ma się zaraz rozpaść, a wręcz przeciwnie. Wyglądał na bardzo stabilny. Wysiedliśmy z auta i za Tranley'em podeszliśmy pod drzwi. Spodziewałam się że wyciągnie z kieszeni klucze i otworzy drzwi, jednak on wystawił prawą rękę i przystawił do zamka. Jego twarz wyrażała skupienie ale nie trwało to długo. Coś zaskrzypiało i po odgłosie który wydobył się z zamka można było się domyśleć że coś zmieniło swoje położenie. Tranley chwycił klamkę i nacisnął na nią otwierając przed nami drzwi. Wszedł pierwszy. Znaleźliśmy się w holu, na przeciwko nas były schody na góre, po prawej stronie było wejście do salonu, a po lewej do kuchni. Obok drzwi przez które weszliśmy stał wieszak. Na jego czubku wisiał stary kapelusz.
-Będe musiał jechać do szpitala po krew. Niestety tutaj nie ma ani kropli -odezwał się Tranley rozglądając się dookoła. -Roxy, zamieszkasz w pokoju na końcu korytarza.
Wchodząc po schodach miałam wrażenie że w każdej chwili mogą się zawalić. Do trzeciego schodka było wszystko w porządku, potem zaczęły skrzypieć. Na górze było sześć pokoji. Na przeciwko schodów była łazienka. Minęłam ją i poszłam w prawą stronę małym korytarzykiem. Doszłam na jego koniec i weszłam do ostaniego pokoju. ściany były ciemno fioletowe, z sufitu zwisał kwadratowy żyrandol, na przeciwko drzwi w których stałam było wielkie dwuosobowe łóżko. Po prawej stronie była duża szafa pomalowana na jasny fiolet. Podeszłam do niej, w środku były ciuchy. Chwyciłam niebieską sukienkę z jedwabiu, sięgającą kolan. Była trochę zakurzona, więc przetarłam ją ręką.
-To była jej ulubiona sukienka -powiedział Axel. Odwróciłam szybko głowę w jego stronę.
-Kogo? -zapytałam zdezorientowana.
-Byłej właścicielki pokoju.
-Kim ona była?
-Miała na imię Juno, była wampirzycą ale niestety zdarzył się pewien wypadek i nie ma jej już wśród nas.
-Co się stało?
-Kiedy indziej -powiedział i już się odwracał by wyjśc ale zatrzymał się plecami do mnie i nie odwracając się powiedział -Jeśli chcesz to weź sobie te ciuchy. Nie ma sensu żeby tu leżały bezużytecznie.
Zamknął drzwi i poszedł. Rozglądnęłam się po pokoju. Po lewej stronie była komoda, a na ścianie obok wielkie lustro. ściągnęłam ciuchy i włożyłam na siebie sukienkę. Leżała idealnie. Wpatrywałam się w lustro. Nadal nie mogłam się przyzwyczaić do mojego nowego wyglądu. Czułam się trochę obco. Lia mówiła że to minie, i pewnie ma rację.
Spojrzałam na komodę. Leżał na niej magnetofon, a obok niego kilka kaset. Wszystko było zakurzone. Wzięłam do ręki pierwszą kasetę i włożyłam do magnetofonu. Z głośniczków wydobyła się spokojna melodia i cichy lekko zachrypnięty głos mężczyzny. Odłożyłam ją z powrotem i w rytm muzyki zaczęłam się kręcić dookoła. To szybciej, to wolniej, aż zakręciło mi się w głowie i upadłam na łóżko. Westchnęłam, to wszystko wydaje się takie ciekawe, więc dlaczego tęsknie do starego życia? Czy tęsknota kiedyś minie? Czy wiecznie będe rozmyślać, co by było gdybym została z tatą? Lub gdybym nie poznała Lance'a? Lub gdybym nie znała Stacy? Nadal byłabym człowiekiem? żyłabym? To nie ma sensu. Los najwyraźniej chciał żeby tak się stało.
Ktoś zapukał lekko w drzwi.
-Proszę -powiedziałam siadając na łóżku. Do pokoju wszedł Lance.
-I jak Ci się tu podoba? -zapytał siadając obok mnie.
-Jest super.
Oparłam głowę o jego ramię a on objął mnie ramieniem.
-Tęsknisz?
-Yhm... -mruknęłam przytakująco. Podniosłam głowę i go pocałowałam. Tak dawno nie byłam z nim sam na sam na dłużej. Odkąd mnie Lia przemieniła, zawsze coś się działo. Nie było chwili spokoju, nie można było się nudzić. Brakowało mi tego spokoju.
Lance lekko położył mnie na łóżku. Przytulił się do mnie wciąż mnie całując. Brakowało mi go. Brakowało mi tego uczucia, kiedy wszystko inne jest mało ważne i liczy się tylko on i ta chwila. Jednak i tym razem nie dane było nam na długo pozostać razem. Znowu ktoś zapukał do drzwi. Usiedliśmy na łóżku.
-Proszę -powiedziałam lekko rozdrażniona. Do pokoju weszła Lia.
-Przepraszam że przeszkadzam, ale Tranley kazał wszystkim się zebrać w salonie. Ma coś ważnego do powiedzenia -powiedziała i wyszła z powrotem zamykając drzwi.
-Chodźmy -powiedział Lance wstając i ciągnąc mnie dla zachęty za rękę.
- Poczekaj chwilkę, muszę się przebrać.
-Po co? Przecież ładnie Ci w tej sukience -pocałował mnie w policzek.
-Ale nie jest moja. Dziwnie bym się czuła chodząc w niej. Poza tym i tak nie oswoiłam się jeszcze z moim nowym wyglądem -ściągnęłam sukienkę i ubrałam z powrotem spodnie i bluzkę. Wzięłam go za rękę i zeszliśmy do salonu.
-Usiądźcie -powiedział do nas Tranley. Zrobiliśmy co powiedział. Wszyscy już byli, tylko nas brakowało.
-No więc, o co chodzi? -zapytał Axel.
-Teraz może być niebezpiecznie. Lepiej będzie jeśli nie będziecie pojedynczo wychodzić. Axley ma poparcie niektórych wampirów w tym miasteczku.
-To nie lepiej by było gdybyśmy się gdzie indziej zatrzymali?
-Ale jest w tym miasteczku też wiele wampirów którzy są przeciwko Axley'owi i którzy w razie potrzeby mogą nam pomóc. Mamy tutaj przyjaciół którzy na pewno nie pozwolą nas skrzywdzić. Ale na prawdę, uważajcie na siebie. I dobrze by było gdybyście też zwracali uwagę na to z kim kto przesiaduję. Ci którzy kiedyś byli po naszej stronie, mogą teraz być o stronie Axley'a.
-Ale jak mamy poznać kto po której jest stronie? -zapytała Lia.
-Zadajcie proste pytanie. Co sądzą o Axley'u i jego działalności. Jeśli są po jego stronie to nie będą mogli skłamać że uważają to za złe. Każdy z jego ludzi ma pewną więź z nim. Jeśli powie coś złego na jego temat, Axley się o tym od razu dowie a wtedy ten wampir długo nie pożyje. Mam nadzieję że wszyscy rozumieją powagę sytuacji. Axley nie spocznie dopóki nie okaże nam swojej złości. Pokonaliśmy jego ludzi, to dla niego zniewaga. A on lubił powtarzać słowa "Ta zniewaga krwi wymaga" wiec...
Jego słowa przerwało pukanie do drzwi.
-Są -to były pierwsze słowa po tym jak Axel otworzył drzwi. Stała tam kobieta z długimi do pasa bląd włosami, ubrana na czarno. Widząc nas odwróciła się i biegiem pognała w stronę lasu na obrzeżach miasta. Przepchnęłam się przez drzwi i pobiegłam za nią.
-ROXY WRACAJ!!!!! -krzyknął za mną Lance. Nie przejęłam się tym, nadal za nią biegłam. Była szybka jak na babke która biega w butach na obcasach. Dobiegłyśmy do lasu, tam już jej nie szło tak dobrze. Było błoto i jej buty zapadały się przez co zwolniła. Gdy byłam już wystarczająco blisko, rzuciłam się na nią powalając ją na ziemię.
-Jesteś od Axley'a? -zapytałam wciąż na niej leżąc.
-Co Cie to obchodzi? -warknęła próbując się wyrwać. Przycisnęłam ją jeszcze mocniej.
-Czyli tak -powiedziałam siadając na niej i wykręcając rękę.
-Puść mnie!!!! -wrzasnęła. Poruszyła się zbyt gwałtownie przez co zleciałam z niej a ona znów chciała uciec, jednak zatrzymał ją chłopak o czarnych włosach.
-Gdzie się tak śpieszysz? -zapytał z udawaną uprzejmością.
-Chyba nie chcesz nas tak szybko opuścić? -koło niego pojawił się brązowo włosy młodzieniec.
-Pożałujecie tego -szepnęła jadowicie kobieta. Patrzyłam na to wszystko z uwagą. Brązowo włosy chłopak wbił swoje śnieżno białe kły w jej szyje. Pisnęła. Po chwili jego przyjaciel zrobił to samo, tyle że wbił zęby w jej nadgarstek. Po chwili puścili ją a ona upadła na ziemię martwa.
-Wybacz że musiałaś na to patrzeć. Ale takich jak ona nie można żałować -powiedział do mnie czarno włosy podając ręke i pomagając wstać. -Jestem Tinvy a to jest Morey -wskazał na swojego przyjaciela.
-Jestem Roxy -powiedziałam chwytając jego dłoń i wstając. -Muszę się przyzwyczaić do widoku krwi.
-Jesteś nowa? -zapytał Morey.
-Tak
-Czym Cię wkurzyła ta oto kobieta że ją ścigałaś? -spytał Tinvy wskazując na ciało.
-Zdawało mi się że jest od Axley'a -odpowiedziałam zerkając znowu na nią.
-I dobrze Ci się zdawało.
-Od takich lepiej się trzymać z daleka -dodał Tinvy.
-Roxy?! Nic Ci nie jest? -dobiegł do mnie Lance i chwycił za ramiona.
-Jest cała i zdrowa. I troche ubłocona -odpowiedział za mnie Morey.
-Cześć chłopaki -przywitał się z nimi. -Dobrze was znów widzieć -popatrzył na kobietę leżącą na ziemi. - Widzę że się nią zajęliście.
-Roxy sama też by sobie poradziła -Tinvy puścił do mnie oczko.
-Nie wątpie -powiedział Lance i pocałował mnie w głowę. -Wpadniecie na chwilę?
-Jasne. Tyle czasu się nie widzieliśmy, musimy was w końcu pomęczyć -zaśmiał się Morey. Wyszliśmy z lasu i skierowaliśmy się w stronę domu. Coraz więcej wampirów było na ulicy, gapili się na mnie jak na intruza. Może dlatego że jestem nowa, albo dlatego że jestem cała w błocie. Z ulgą weszłam do domu kryjąc się przed ich spojrzeniami.
-Morey! Tinvy! -krzyknęła Lia i rzuciła im się na szyję. Widocznie wszyscy ich tu znali. -Miło was widzieć.
-Ciebie również. Nic się nie zmieniłaś. Jesteś równie piękna jak kiedyś -pocałował ją w rękę Morey.
-Dzięki -zaśmiała się.
-Witajcie panowie -powiedział Tranley, podając im dłoń.
-Cześć Tranley! A gdzie Axel?
-Tutaj -odezwał się wychodząc z kuchni. -Wy nadal tu mieszkacie?
-No oczywiście. A was co tutaj sprowadza? -zapytał Tinvy.
-Chodźmy do salonu -zaproponował Tranley. Wszyscy zajęli miejsca.
-Zgadnij -odpowiedział na pytanie Tinvy'ego, Lance.
-Znowu uciekacie przed Axley'em?
-Tak. I gdybyście nie załatwili tej babki to już by wiedział gdzie jesteśmy.
-Oh nie martw się. Tu jest jeszcze więcej jego ludzi. I tak prędzej czy później się dowie. Ale wiecie że na nas zawsze możecie liczyć -Morey rozsiadł się jeszcze bardziej na fotelu.
-Już to pare razy pokazaliście -powiedział Tranley.
-Wy też nie raz nam pomogliście. W każdym razie cieszę się że wróciliście. Nudno tu bez was było. Poza tym coraz więcej wampirów dołącza do Grasp. Pamiętacie Gary'ego? Ostatnio on nas opuścił.
-A co z Rose?
-Zostawił ją.
-Nie sądziłam że jest do tego zdolny... -powiedziała zaskoczona Lia.
-Tak samo Terry, Mia, Lorenzo, Yorex, Dextor... teraz już nie wiadomo kto jest przyjacielem a kto wrogiem -powiedział Tinvy.
-Czyli w miasteczku już pozostało niewiele wampirów które są przeciwko Axley'owi? -zapytał z niezadowoleniem Tranley.
-Dokłanie -skinął głową Morey.
-Nie rozumiem tego. Kiedyś tak strasznie go nienawidzili! A teraz się do niego przyłączają -oburzyła się Lia.
-Było, minęło, może kiedyś wróci. Ale wydaje mi się że oni to zrobili ze względu na swoje bezpieczeństwo. Będąc z nim nie są zagrożeni. Przynajmniej ze strony Axleya.
-Beznadzieja... -szepnął Axel.
-Muszę się już zbierać, obiecałem że odwiedzę Yyoko -powiedział wstając.
-Ja też się zbieram. Wpadniemy jutro -obiecał Tinvy.
-W takim razie do jutra -pożegnaliśmy ich.
Zamknęłam drzwi i poszłam do salonu. Usiadłam na kanapie i wpatrzyłam w obraz nad kominkiem. Przedstawiał kobietę i czerwono czarnej sukni z włosami spiętymi w kok z którego wystawało kilka pasm rudych włosów.
-Kim jest ta kobieta? -zapytałam Tranley'a który właśnie wszedł do pokoju.
-To moja żona -popatrzył na obraz..
-Co się z nią stało? -zapytałam wciąż podziwiając jej piękno.
-Została zabita przez Axley'a. Już prawie sto lat minęło -westchnął i wstał. -Jadę po krew. Za niedługo wrócę. Uważajcie na siebię -wyszedł z domu.
Pewnie między innymi dlatego nienawidzi Axley'a. Zabił mu żonę.
2
Weryfikatorem nie jestem, ale chciałem CI ten tekst zopiniować. I nie czepiam się nawet tyle ortografii etc - tylko błędów które rażą mnie, mimo iż sam ich sporo popełniam.
mnie, mnie, mnie - i wiesz nie chodzi tylko o powtórzenia (mam podobny problem), ale o ten nieszczęsny zaimek. Mnie, mnie, mnie, mnie - musisz w każdym zdaniu umieszczać dopowiedzenie, że to do ciebie, do ciebie?
Nie wiem, może:
-Powinienem powiedzieć Ci coś więcej na temat Grasp, skoro jesteś teraz jedną z nas - zwrócił się do mnie Lance, następnego dnia, wieczorem, na samym początku wizyty. Usiedliśmy na łóżku, a on objął mnie ramieniem.
***
Rąk, rąk - jeszcze nie błąd, pewno zamierzona stylizacja wypowiedzi.
Po co tyle zaimków? Jak radził wujcio Kres - wywalać zaimki ile się da.
Może (mniej zmian niż ostatnio):
-Grasp istnieje już około pięciuset lat. Ich przywódcą jest Axley, najstarszy żyjący wampir. Posiada wielką moc. Każdy kto mu się postawił zginął albo z jego rąk albo z rąk jego sługusów. Z tego co mi wiadomo, rzadko odwala najcięższą robotę. Nie szuka ofiar, aby się najeść, robią to dla niego Plenipotentiary. Jeśli chodzi o walkę lub jakikolwiek spór siedzi sobie wygodnie w fotelu, prawie nigdy w niej nie uczestniczy. Wampiry które walczą w jego imieniu i obronie nazywane są Fighter'ami. Natomiast wampiry które po prostu są służącymi, najniżej postawionymi, nazywa się Serf'ami.
imieniu i obronie... nie wiem... walczą w jego imieniu, chronią /bronią???
***
jego, jego - wywalamy jak najwięcej zaimków.
***
Zaimki, zaimki, zaimki - powywalać i już. I - moim zdaniem - mogłabyś to przebudować. Na jakieś mniej toporne...
***
AD1. Jakoś się to nie klei...
AD2. Powtórzenia...
***
Aaaaa.... Zaimki, dziwaczny opis. Może zamiast walka (od walki) mniej powtórzeń? Hmmm...
***
Błędy podkreśliłem... Tak się nie klei... Cholera, już teraz widzę jeden poważny zarzut - monotonię. To, co że jest walka, spory... Tja - ale w kółko (niemal) jedna osoba - Ty, ty, ty, ty. I mi zdarza się ten błąd, acz rzadziej no i staram się go nie popełniać i poprawiać - bo jak pisał wspomniany Kres - monotonia taka zabije Ci tekst...
***
Powtórzenia (nie wskazuję już wszystkiego - dopadło mnie zniechęcenie)... Zaimki, zaimki, zaimki i znów jakoś tak mało klejące się do siebie, moim zdaniem...
Dotarłem do tego momentu, przejrzałem dalej.
Zadam Ci ważne pytanie: co narrator pierwszoosobowy wnosi do tej historii? W założeniach taki typ narracji powinien podkreślać refleksje etc. Ino, że w Twoim tekście narracja trzecioosobowa dałaby te same efekty, może by nawet coś pomogło, mniej monotonii i zaimków? Zresztą - kto wie...
Więc, krótko o wadach: niekiedy krótkie zdania. Czasem - serio - były dla mnie irytujące - taka kanonada w czytelnika. Zrobić z tego kilka bardziej sensownych zdań złożonych (ale nie wiele... bez popadania w drugą stron ę przesady). Po co dokładnie wymieniać krok po korku, ruch po ruchu - to tutej się nie sprawdza...
Dialogi - dość dobre - są tam błędy dość ogólne: zaimki, zaimki, powtórzenia, czasem stylizacja wypowiedzi przyprawia o ból głowy ale do całości pasuje. Tylko, że całość już taka dobra nie jest.
Podsumowanie:
Dialogi są u Ciebie lepsze niż narracja, dość monotonna narracja. Nie wiem czemu, ale nie chciałem dobrnąć do końca. (Nie jestem Weryfikatorem - nie musiałem
- wredny żart...).
Pracując i kreśląc usilnie zaimki (ale bez przesady), modyfikując zdania, upraszczając, trochę uogólniając to tu to tam tekst zyska. Póki co - monotonny przeciętniak.
O świecie etc - nie wypowiadam się.
-Powinienem powiedzieć Ci coś więcej na temat Grasp, skoro jesteś teraz jedną z nas -powiedział do mnie Lance następnego dnia wieczorem. Przyszedł do mnie i to byly pierwsze słowa które usłyszałam zaraz po tym, jak go wpuściłam do pokoju. Usiadł koło mnie na łóżku i objął mnie ramieniem.
mnie, mnie, mnie - i wiesz nie chodzi tylko o powtórzenia (mam podobny problem), ale o ten nieszczęsny zaimek. Mnie, mnie, mnie, mnie - musisz w każdym zdaniu umieszczać dopowiedzenie, że to do ciebie, do ciebie?
Nie wiem, może:
-Powinienem powiedzieć Ci coś więcej na temat Grasp, skoro jesteś teraz jedną z nas - zwrócił się do mnie Lance, następnego dnia, wieczorem, na samym początku wizyty. Usiedliśmy na łóżku, a on objął mnie ramieniem.
***
-Grasp istnieje już około pięciuset lat. Ich przywódcą jest Axley, najstarszy żyjący wampir. Posiada wielką moc. Każdy kto mu się postawił zginął albo z jego rąk albo z rąk jego sługusów. Z tego co mi wiadomo, on rzadko odwala najcięższą robotę. Czyli nie szuka ofiar aby się najeśc, robią to dla niego Plenipotentiary. Jeśli chodzi o walkę lub jakikolwiek spór on także siedzi wygodnie w swoim fotelu, prawie nigdy w tym nie uczestniczy. Wampiry które walczą w jego imieniu i obronie nazywane są Fighter'ami. Natomiast wampiry które po prostu są służącymi, najniżej postawionymi, nazywa się Serf'ami.
Rąk, rąk - jeszcze nie błąd, pewno zamierzona stylizacja wypowiedzi.
Po co tyle zaimków? Jak radził wujcio Kres - wywalać zaimki ile się da.
Może (mniej zmian niż ostatnio):
-Grasp istnieje już około pięciuset lat. Ich przywódcą jest Axley, najstarszy żyjący wampir. Posiada wielką moc. Każdy kto mu się postawił zginął albo z jego rąk albo z rąk jego sługusów. Z tego co mi wiadomo, rzadko odwala najcięższą robotę. Nie szuka ofiar, aby się najeść, robią to dla niego Plenipotentiary. Jeśli chodzi o walkę lub jakikolwiek spór siedzi sobie wygodnie w fotelu, prawie nigdy w niej nie uczestniczy. Wampiry które walczą w jego imieniu i obronie nazywane są Fighter'ami. Natomiast wampiry które po prostu są służącymi, najniżej postawionymi, nazywa się Serf'ami.
imieniu i obronie... nie wiem... walczą w jego imieniu, chronią /bronią???
***
-Jest to magiczna moc, jaką posiada każdy wampir, lecz jego jest bardzo rozwinięta. Możliwe że to przez jego wiek, a może jest to zasługa Naszyjnika Firmness. Tego nikt nie jest pewny.
jego, jego - wywalamy jak najwięcej zaimków.
***
Zwiększa on magiczną moc, nosząc go stajesz się nieśmiertelnym, dzięki niemu można zawładnąć dowolną osobą. Wszystkie jego zdolności nie są do końca znane. Wiele osób próbowało go zdobyć, jednak zostali zabici. Podobno Axley nosi go na szyi, jednak nie wiadomo czy bez przerwy. Możliwe że tylko wtedy, kiedy ma coś do zrobienia. Gdyby tak było można by go w jakiś sposób wykraść, jednak to nie byłoby łatwe.
Zaimki, zaimki, zaimki - powywalać i już. I - moim zdaniem - mogłabyś to przebudować. Na jakieś mniej toporne...
***
(1)
-Było by lepiej, ale większość się boi mu przeciwstawić. Poza tym, nawet gdyby wszyscy którzy nie należą do Grasp się zebrali to i tak jest nas znacznie mniej.
-Ale zawsze można spróbować...
(2)
Nagle na dole coś huknęło i usłyszałam krzyki Tranley'a i reszty. Popatrzyłam wystraszona na Lance'a po czym wstałam szybko z łóżka i podbiegłam do drzwi. Chciałam wyjść ale Lance chwycił mnie za rękę i zatrzymał.
-Zaczekaj tu -powiedział wychodząc.
AD1. Jakoś się to nie klei...
AD2. Powtórzenia...
***
-Nie ma mowy -odpowiedziałam i go wyprzedziłam. Zbiegłam schodami na dół i zobaczyłam Rogley'a, Coruel'a i inne wampiry walczące z Tranley'em, Lia i Axel'em. (1) Walka prawie w ogóle nie różniła się od walk zwykłych ludzi. Okładali się pięściami, kopali, od czasu do czasu gryźli. Gdyby nie to, że kiedy któryś z nich kopnął swojego przeciwnika który poleciał pare metrów dalej i uderzył z taką siła w ściane że zrobiła się dziura, albo w mebel który się rozleciał, lub że niektórzy unosili się w powietrzu i byli okładani niewidzialnymi pięściami można by było pomyśleć że są zwykłymi ludźmi.
Aaaaa.... Zaimki, dziwaczny opis. Może zamiast walka (od walki) mniej powtórzeń? Hmmm...
***
-Nie porafisz. Mówię Ci wracaj na góre! - jego głos wyrażał zdenerwowanie. Niechętnie go posłuchałam i poszłam do swojego pokoju. To chyba nie był odpowiedni moment na kłutnie (!!!). Jednak to jest niesprawiedliwe! Jestem jedną z nich i chciałabym im pomóc! Poza tym skąd on może wiedzieć czy potrafię czy nie? Z dołu dobiegały do moich uszu trzaski i krzyki. Usiadłam na łóżku. Jednak nie dane mi było siedzenie i wsłuchiwanie się w odgłosy dochodzące z dołu bo ktoś zapukał do drzwi. Myślałam że to Lance, lub inny mieszkaniec tego domu więc podeszłam i je otworzyłam..
-Kim Ty do cholery jesteś? -spytałam gdy za drzwiami zamiast znanej twarzy, zobaczyłam jakiegoś wampira całego we krwi.
-Cześć malutka -odpowiedział i zanim zdąrzyłam (!!!) cokolwiek zrobić, przywalił mi pięścią w nos. Upadłam na podłogę, ale nie leżałam długo. Wstałam prędko i odwdzięczyłam mu się tym samym, tyle że on zamiast upaść na podłogę, wyleciał przez okno które było na przeciwko moich drzwi. Ze zdziwieniem spojrzałam na swoją pięść. Nie wiedziałam że mam aż tyle siły. Uśmiechnęłam się i weszłam z powrotem do pokoju, ponownie siadając na łóżku. Jednak już nikt nie raczył zakłócić mojego spokoju. Dopiero po pewnym czasie nudzenia się do pokoju wpadł Axel. Był zakrwawiony i zmęczony.
Błędy podkreśliłem... Tak się nie klei... Cholera, już teraz widzę jeden poważny zarzut - monotonię. To, co że jest walka, spory... Tja - ale w kółko (niemal) jedna osoba - Ty, ty, ty, ty. I mi zdarza się ten błąd, acz rzadziej no i staram się go nie popełniać i poprawiać - bo jak pisał wspomniany Kres - monotonia taka zabije Ci tekst...
***
-Zbieraj swoje rzeczy i schodź szybko na dól -powiedział zasapany i wyszedł. Rozejrzałam się dookoła. Nie miałam tutaj żadnych rzeczy, nie pozwolili mi (1) wrócić do domu mamy po nie. Kazali mi zapomnieć o moim dotychczasowym życiu.
Wyszłam z pokoju i tak jak kazał Axel, zeszłam na dół. W kuchni była tylko Lia. Piła gorącą krew.
(...)
-To gdzie teraz zamieszkamy?
-W Poder -powiedział Tranley nalewając sobie krwi do kubka. Nawet nie zauważyłam kiedy wszedł.
-Nie słyszałam o tym mieście.
-To miasteczko wampirów. Powstało w 1345 roku. Ludzie o nim nie wiedzą, bo gdy tylko ktoś tam trafia, nie wychodzi już jako człowiek.
-Widzę że miasteczko bardzo... przyjazne dla otoczenia.
-Nie możemy pozwolić aby ludzie dowiedzieli się o nim. To mogłoby nam zagrozić -włączył się do rozmowy Lance.
-Nie mamy czasu. Porozmawiamy jak dotrzemy na miejsce -powiedział Tranley wstając ze stołka i odkładając kubek. -Wszyscy maja swoje rzeczy?
Powtórzenia (nie wskazuję już wszystkiego - dopadło mnie zniechęcenie)... Zaimki, zaimki, zaimki i znów jakoś tak mało klejące się do siebie, moim zdaniem...
Dotarłem do tego momentu, przejrzałem dalej.
Zadam Ci ważne pytanie: co narrator pierwszoosobowy wnosi do tej historii? W założeniach taki typ narracji powinien podkreślać refleksje etc. Ino, że w Twoim tekście narracja trzecioosobowa dałaby te same efekty, może by nawet coś pomogło, mniej monotonii i zaimków? Zresztą - kto wie...
Więc, krótko o wadach: niekiedy krótkie zdania. Czasem - serio - były dla mnie irytujące - taka kanonada w czytelnika. Zrobić z tego kilka bardziej sensownych zdań złożonych (ale nie wiele... bez popadania w drugą stron ę przesady). Po co dokładnie wymieniać krok po korku, ruch po ruchu - to tutej się nie sprawdza...
Dialogi - dość dobre - są tam błędy dość ogólne: zaimki, zaimki, powtórzenia, czasem stylizacja wypowiedzi przyprawia o ból głowy ale do całości pasuje. Tylko, że całość już taka dobra nie jest.
Podsumowanie:
Dialogi są u Ciebie lepsze niż narracja, dość monotonna narracja. Nie wiem czemu, ale nie chciałem dobrnąć do końca. (Nie jestem Weryfikatorem - nie musiałem

Pracując i kreśląc usilnie zaimki (ale bez przesady), modyfikując zdania, upraszczając, trochę uogólniając to tu to tam tekst zyska. Póki co - monotonny przeciętniak.
O świecie etc - nie wypowiadam się.
Huginn ok Muninn flięga hverian dag
i??rmungrund yfir;
óomk ek of Huginn, at hann aptr ne komit,
þó si??mk meirr um Muninn.
-------------------------------------------------------
Witajcie w Kraju Umarłych!
Tutaj śmiech zniewoli Wasze lęki!
A marzenia i sny...
Spełni Wielki Papier!!!
i??rmungrund yfir;
óomk ek of Huginn, at hann aptr ne komit,
þó si??mk meirr um Muninn.
-------------------------------------------------------
Witajcie w Kraju Umarłych!
Tutaj śmiech zniewoli Wasze lęki!
A marzenia i sny...
Spełni Wielki Papier!!!
3
To nie list - ci z małej litery.tranley pisze: -Powinienem powiedzieć Ci (...)
tranley pisze: (...) powiedział do mnie Lance następnego dnia wieczorem. Przyszedł do mnie i to byly pierwsze słowa które usłyszałam zaraz po tym, jak go wpuściłam do pokoju. Usiadł koło mnie na łóżku i objął mnie ramieniem.
Po pierwsze: powtórzenia. Masakryczne powtórzenia. Po drugie: przecinek przed "które". Za to przed "jak" nie powinno być przecinka - przed "jak", "jakby" itp. nie stawiamy go. Wyjątek, to porównanie. Np. "Był czerwony, jak burak.".
Radziłbym usunąć kropkę po "robotę", wywalić czyli, i wstawić średnik. No i jeszcze "najeśc" - literówka.tranley pisze: (...) on rzadko odwala najcięższą robotę. Czyli nie szuka ofiar aby się najeśc (...)
Przecinek przed "które", przecinek przed "nazywane są". Potem znów: "przecinek przed "które"... interpunkcja się kłania. W przeciwieństwie do huginna będę czepiać się każdego takiego przypadku. tranley, musisz wyrobić w sobie dokładność, a wcześniej to wszystko wyćwiczyć. Zajrzyj tu (całkiem nieźle opisane zasady interpunkcji. Jeśli znajdę coś jeszcze lepszego, to podeślę Citranley pisze: Wampiry które walczą w jego imieniu i obronie nazywane są Fighter'ami. Natomiast wampiry które po prostu są służącymi, najniżej postawionymi, nazywa się Serf'ami.

http://eduseek.interklasa.pl/artykuly/a ... 086/idc/2/
I znów: dokładność. Co tu jest źle? - myślniki przyklejone do słów. W całym tekście jest tego całe mnóstwo - porób spacje. Tak się nie piszetranley pisze: -Jaką Axley ma moc? -zapytałam.

Usuń przecinek przed "jaką".tranley pisze: -Jest to magiczna moc, jaką posiada każdy wampir (...)
Przecinek przed "że"...tranley pisze: Możliwe że to przez jego wiek(...)
To samo... no i powtórzenie, które wytłuściłem. Niby jest daleko... ale jednak i tak szczypie w oko.tranley pisze: Możliwe że tylko wtedy (...)
Raczej: "boi się". Dziwaczny szyk słów.tranley pisze: - Było by lepiej, ale większość się boi mu przeciwstawić.
Znów: zły szyk + przecinek przed "to".tranley pisze: (...) się zebrali to i tak jest nas znacznie mniej.
Przecinki przed "że"i "czy".tranley pisze: Widać było że nie jest do końca pewien czy to dobry pomysł.
-To wampiry chcą w końcu wykraść ten naszyjnik czy nie? -zapytałam niecierpliwie.
-Chcą. Ale cholera zrozum że to niebezpieczne! Niektórzy mają rodziny i boją się że ich stracą.
Usunąłbym przecinek przed "trudnym" i wstawił bym go przed "można".tranley pisze: Ale jeśli spotka się jakieś potrzebujące pomocy, bez rodziny lub w ciężkim stanie, trudnym do wyleczenia można je przemienić.
Przecinek przed "ale".tranley pisze: Chciałam wyjść ale Lance chwycił mnie za rękę i zatrzymał.
Powtórzenia...tranley pisze: Zbiegłam schodami na dół i zobaczyłam Rogley'a, Coruel'a i inne wampiry walczące z Tranley'em, Lia i Axel'em. Walka prawie w ogóle nie różniła się od walk zwykłych ludzi.
Przecinek przed "który", przed "że", "Ciebie" z małej, przecinek przed "co",tranley pisze: kopnął swojego przeciwnika który poleciał pare metrów dalej i uderzył z taką siła w ściane że zrobiła się dziura, albo w mebel który się rozleciał, lub że niektórzy unosili się w powietrzu i byli okładani niewidzialnymi pięściami można by było pomyśleć że są zwykłymi ludźmi.
-Wracaj na góre i nie wychodź z tamtąd dopóki ktoś z nas po Ciebie nie przyjdzie -powiedział Lance, gdy zszedł ze schodów i zobaczył co się dzieje.

"Ci" z małej. No i "jego głos wyrażał zdenerwowanie" - to zdanie zaśmiecające, nadużycie logiczne - to oczywiste, że gość jest zdenerwowanytranley pisze: -Nie porafisz. Mówię Ci wracaj na góre! -jego głos wyrażał zdenerwowanie.

Zbędny zaimek "go", kłótnie przez "ó" zamknięte (!!!), przecinek przed "czy", przecinek przed "skąd".tranley pisze: Niechętnie go posłuchałam i poszłam do swojego pokoju. To chyba nie był odpowiedni moment na kłutnie. Jednak to jest niesprawiedliwe! Jestem jedną z nich i chciałabym im pomóc! Poza tym skąd on może wiedzieć czy potrafię czy nie? Z dołu dobiegały do moich uszu trzaski i krzyki. Usiadłam na łóżku. Jednak nie dane mi było siedzenie i wsłuchiwanie się w odgłosy dochodzące z dołu bo ktoś zapukał do drzwi. Myślałam że to Lance, lub inny mieszkaniec tego domu więc podeszłam i je otworzyłam..
-Kim Ty do cholery jesteś? -spytałam gdy za drzwiami zamiast znanej twarzy (...)
Wiem wiem - teraz ktoś powie, że się czepiam, ale... to zdanie brzmi dla mnie jakoś... idiotycznie. Nie wiem dlaczego, więc nie musisz tego traktować jak błądtranley pisze: zobaczyłam jakiegoś wampira całego we krwi.

Odpowiada się, gdy ktoś zada pytanie. W tym wypadku "rzekł", "powiedział", "ozwał się", ale nie "odpowiedział...tranley pisze: -Cześć malutka -odpowiedział (...)

Przecinek przed "które" i przed "że". Wiem - to już enty raz, ale pokazuję Ci to, byś nałożył jako taką korektę na ten tekst. Poprawki + ćw = sukcestranley pisze: (...) przez okno które było na przeciwko moich drzwi. Ze zdziwieniem spojrzałam na swoją pięść. Nie wiedziałam że (...)

Na moje oko "to tylko kwestia czasu" zaśmieca zdanie. Za dużo tego. Albo napisz inaczej, albo skreśl.tranley pisze: Ale jeśli Axley się dowie, a na pewno się dowie, to tylko kwestia czasu, to wyśle ich więcej i wtedy już możemy sobie nie poradzić.
Przecinek przed "nalewając"...tranley pisze: -W Poder -powiedział Tranley nalewając sobie (...)
Przecinek przed "że"...tranley pisze: -Widzę że (...)
Przecinek przed "a", przed "co" i przed "że" (za każdym razem podaję błędy według kolejnościtranley pisze: Wsiedliśmy do auta, ja siedziałam z Lance'em i Axel'em z tyłu a Lia i Tranley, który prowadził, z przodu. Popatrzyłam na dom mojej mamy, właśnie gdzieś wychodziła. Była rozdygotana i chyba płakała. żal mi się jej zrobiło. Nie zostawiłam jej żadnej kartki, nic. Nie ma pojęcia co się ze mną dzieje, gdzie jestem, co robię. Nawet nie wie że za nią tęsknie. Otarłam ukradkiem łzę i odwróciłam wzrok od okna. Muszę zacząć nowe życie i zapomnieć o starym.

Tu na chwilę odpocznę. Kark mnie boli.
Jak na razie razi interpunkcja, znalazłem również jednego orta. Styl mało skomplikowany - dosyć proste zdania, żadnych "przemytów", barwnych opisów. Większość zdań to bliźniaczo podobne "podmiot + orzeczenie". W tej chwili mało manipulujesz słowem, językiem. Trza dużo czytać! Fabuła - zagmatwana. Mało zrozumiałem, może przez to, że skupiłem się na błędach, ale tak czy siak - początek historii jest mało porywający (i niech nikt nie myśli, że twierdzę tak przez to, że nie lubię wampirów i tym podobnych).
Sądzę jednak, że możesz pisać, ale (tak jak my wszyscy) potrzebujesz doświadczenia i masy ćwiczeń. Nie poddawaj sie i ciężko pracuj. Resztę poprawię później...
SkySlayer
4
Jak na razie razi interpunkcja, znalazłem również jednego orta
Jednego rota ponad to, co ja? Czy tylko jednego orta?
Ja znalazłem: kłutnie i zdąrzyłam.
A interpunkcji się nie czepiałem, bo sam ją ćwiczę. Dzieki za linka

Styl mało skomplikowany - dosyć proste zdania, żadnych "przemytów", barwnych opisów. Większość zdań to bliźniaczo podobne "podmiot + orzeczenie". W tej chwili mało manipulujesz słowem, językiem. Trza dużo czytać! Fabuła - zagmatwana
Otóż to... Choć - jak Ty - wampiry nawet lubię.
Huginn ok Muninn flięga hverian dag
i??rmungrund yfir;
óomk ek of Huginn, at hann aptr ne komit,
þó si??mk meirr um Muninn.
-------------------------------------------------------
Witajcie w Kraju Umarłych!
Tutaj śmiech zniewoli Wasze lęki!
A marzenia i sny...
Spełni Wielki Papier!!!
i??rmungrund yfir;
óomk ek of Huginn, at hann aptr ne komit,
þó si??mk meirr um Muninn.
-------------------------------------------------------
Witajcie w Kraju Umarłych!
Tutaj śmiech zniewoli Wasze lęki!
A marzenia i sny...
Spełni Wielki Papier!!!
5
Każdy ćwiczy - całe życie
Ja wyłapałem tylko "kłutnie" - albo nie dotarłem do drugiego orta, albo udzielił mi się niedobór kawy i przemęczenie
Jeszcze odnośnie tekstu: wszystko dzieje się jakoś za szybko. Nie poczułem również żadnego klimatu - oczywiście, to tylko początek, więc może później się rozkręci? Niestety jak na razie - taki raczej suchar. Ale suchar dobrze rokujący
Mówię w kółko: trza ćwiczyć, szlifować, kształcić się... inaczej zawsze będzie kuso.

Ja wyłapałem tylko "kłutnie" - albo nie dotarłem do drugiego orta, albo udzielił mi się niedobór kawy i przemęczenie

Jeszcze odnośnie tekstu: wszystko dzieje się jakoś za szybko. Nie poczułem również żadnego klimatu - oczywiście, to tylko początek, więc może później się rozkręci? Niestety jak na razie - taki raczej suchar. Ale suchar dobrze rokujący

Mówię w kółko: trza ćwiczyć, szlifować, kształcić się... inaczej zawsze będzie kuso.
6
Dzięki za ocene :wink: co do interpunkcji to zawsze miałam z nią problem
Wiem że mało opisów ale to się na pewno zmieni, muszę tak jak wy mówicie, poprostu ćwiczyć :wink:
Akcja... hmm może za szybko ale nie mam pojęcia co mam zrobić żeby nie było nudno więc dlatego wszystko się dzieje tak szybko
W każdym razie na pewno będę ćwiczyć i może kiedyś stworzę coś co się będzie nadawało do czytania

Wiem że mało opisów ale to się na pewno zmieni, muszę tak jak wy mówicie, poprostu ćwiczyć :wink:
Akcja... hmm może za szybko ale nie mam pojęcia co mam zrobić żeby nie było nudno więc dlatego wszystko się dzieje tak szybko

W każdym razie na pewno będę ćwiczyć i może kiedyś stworzę coś co się będzie nadawało do czytania

"Some of them want to use you.
Some of them want to get used by you.
Some of them want to abuse you.
Some of them want to be abused."
Some of them want to get used by you.
Some of them want to abuse you.
Some of them want to be abused."
7
Cóż, dziwi mnie wypominanie jedynie błędów ort, int, etc. Zwróćmy uwagę też na sens tego wszystkiego.
Ogółem, dość naiwna narracja. Konstrukcja fabuły (znaczy akcja) idzie w ograny, nieciekawy sposób. Zabójcze imiona, hehe, coś na przełomie "wyjętych z gry komputerowej" a "naprawdę chwytliwych i ciekawych". Trochę brak wampirzego klimatu, niekiedy rozmowa przypomina dialogi nastolatków. Albo lepiej - młodej, nieśmiałej imprezowiczki, która ma przejść inicjację do gangu 17-latków.
Opis walki też jest nijaki, bo w sumie, to go nie ma, a wysysania krwi z kobiety brzmi sucho, jakby ją ino ugryźli. Gdzie rytmiczne ruchy grdyk, szemrzące odgłosy ssania, ciche "szryt", gdy parę kropel umyka ustom któregoś z nich?
Do plusów można zaliczyć to, że opowieść jest ciągła i nie ma w nich zatrważających zmian czasu, że nie ma zbyt wielu ortów i intów, że imiona włoskiej mafii czasem nawet budują jakiś nastrój.
Ogółem:
Pomysł - 2
Styl - 3
Schem. - 2
Błędy - 3
A ocena jest chyba średnią. Wcześniej chyba nikt nie "pocisnął", więc mogę być pierwszy. Wybacz surowość.
Ekhm, szczerze oddany
Leiner
Ogółem, dość naiwna narracja. Konstrukcja fabuły (znaczy akcja) idzie w ograny, nieciekawy sposób. Zabójcze imiona, hehe, coś na przełomie "wyjętych z gry komputerowej" a "naprawdę chwytliwych i ciekawych". Trochę brak wampirzego klimatu, niekiedy rozmowa przypomina dialogi nastolatków. Albo lepiej - młodej, nieśmiałej imprezowiczki, która ma przejść inicjację do gangu 17-latków.
Opis walki też jest nijaki, bo w sumie, to go nie ma, a wysysania krwi z kobiety brzmi sucho, jakby ją ino ugryźli. Gdzie rytmiczne ruchy grdyk, szemrzące odgłosy ssania, ciche "szryt", gdy parę kropel umyka ustom któregoś z nich?
Do plusów można zaliczyć to, że opowieść jest ciągła i nie ma w nich zatrważających zmian czasu, że nie ma zbyt wielu ortów i intów, że imiona włoskiej mafii czasem nawet budują jakiś nastrój.
Ogółem:
Pomysł - 2
Styl - 3
Schem. - 2
Błędy - 3
A ocena jest chyba średnią. Wcześniej chyba nikt nie "pocisnął", więc mogę być pierwszy. Wybacz surowość.
Ekhm, szczerze oddany
Leiner
8
Dzięki Adam Leiner :wink: będe musiała jeszcze popracować
Dodane po 8 godzinach 26 minutach:
poprawiłam ósmy rozdział i postanowiłam wam go pokazać xD myślę że będzie w nim mniej błędów :wink:
8.
Wiatr rozwiewał gałęzie drzew które jeszcze w południe były spokojne. Ciemne chmury szybko przewijały się na niebie, jakby probując uciec od zła będącego na ziemi. Liście pozostały mimo że jesień już się skończyła, na ziemi wprawione w ruch poprzez podmuchy wiatru tańczyły walca wokół sceny rozgrywanej w parku. Miedzy drzewami były cztery postacie. Dziewczyna leżąca na ziemi z ciemno brązowymi włosami rozrzuconymi wokół głowy i ręką która była brudna od czerwono bordowej krwi. Twarzy jej nie było widać, jednak można było się domyśleć że była wykrzywiona w niemym bólu tak samo jak twarz jej przyjaciółki trzymanej przez mężczyznę ubranego na czarno. Czarne spodnie, czarne buty, czarny podkoszulek i czarna kurtka idealnie dopasowywały się do otaczającej ich ciemności.. Byli zbyt daleko by światła latarni ich dosięgnęły. Drugi mężczyzna był ubrany niemal że identycznie jak jego przyjaciel z tym wyjątkiem że na jego ustach i rękawach kurtki wciąż było widać ślady krwi.
Ból który czułam pogłębiał się z każdą sekundą, traciłam również siły i powoli zapadałam się w ciemną odchłań zbliżającą się nieubłaganie. Jednak siłą woli wciąż próbowałam się utrzymać na nogach i nie zamykać oczu pełnych nadziei, nie chciałam im dać tej satysfakcji, chciałam pokazać że nie jestem słaba. Postacie które widziałam wyraźnie na alejce koło latarni powoli przerodziły się w rozmazane zbliżające się plamki, dodawające mi sil. Nie miałam pojęcia co się ze mną stanie, jednakże byłam pewna że zrobią wszystko żeby mnie uratowac. Nogi zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa pragnąc opaść na ziemię i odpocząć od ciężaru mojego ciała. Niechętnie poddałam się im i powoli osunęłam na zimną trawę.
-Rogley zostaw ją! -usłyszałam krzyk Lance'a. Niestety nie mogłam go zobaczyć, moja twarz zwrócona była w ziemię a włosy zasłaniały obraz po bokach.
Na ten okrzyk wampir trzymający mnie w uścisku odskoczył od szyi jak oparzony. Zaczął się rozglądać a gdy ujrzał grupkę wściekłych wampirów zbliżających się w jego stronę puścił mnie i upadłam z głuchym hukiem na ziemię.
-Czego chcesz Brozur? -warknął drugi wampir, stojący obok zwłok Stacy.
-Przecież powiedziałem przed chwilą idioto. Chcę żebyście ją zostawili -powiedział z rozdrażnieniem i pewną irytacja, jakby uwarzał że osoba do której przemawia przeoczyła coś tak oczywistego ze pięcio letnie dziecko by go bardziej zrozumiało -I tą drugą dziewczynę też -dodał widząc że ten którego nazwał Rogley szykuje się do kopnięcia w nią, chcąc wyładować złość.
-A co nam zrobisz jeśli cię nie posłuchamy? -zakpił przyjaciel Rogley'a, lecz mimo jego pewności siebie, głos zdradzał panike.
-Z biegiem czasu zadajesz coraz głupsze pytania Coruel -wtrącił się do rozmowy Axel.
-Pomyśl co ci mogą zrobić cztery wampiry. Przypominam że jesteśmy dużo starsi, prawie o dwieście lat i że tak powiem... mamy większe doświadczenie -dodała Lia.
-Większe doświadczenie? -prychnął Coruel. -Wy nie polujecie na nic co żyje, a my to robimy od samego początku, więc nie mów mi że wy macie większe doświadczenie!
-To że teraz nie polujemy, nie znaczy że nigdy tego nie robiliśmy -odezwał się spokojnie wujek Lance'a.
-Nadal pamiętasz Tranley?
-A kto by zapomniał o swoim największym błędzie popełnionym po śmierci? Poza tym ja przynajmniej zmądrzałem i skończyłem z tym. A ty nadal jesteś zaślepiony. Masz czarne klapki na oczach, które tobie wydają się różowe! -pod koniec uniuł głos, jakby myślał że wtedy te słowa dotrą do Coruel'a z większą siłą i może pozostawią po sobie jakiś ślad.
Podczas tej wymiany zdań udało mi się doczołgać bliżej Lance'a. Podszedł do mnie i oparł moją głowę o jego kolana oparte na trawie.
-Dosyć tego! -krzyknął. Wszyscy umilkli i wpatrywali się w jego twarz wyrażającą złość i smutek. -Kiedy indziej sobie pogadacie i powspominacie dawne niemiłe czasy! Rogley i Coruel radze wam się stąd zmywać bo wierzcie mi, mało brakuje żebym okazał swoją złość, a ty Lia chodź do mnie.
Posłuchali go, Rogley i Coruel poszli w stronę huśtawek najpierw powoli, jednak po chwili przyspieszyli i po kilku sekundach nie było po nich śladu. Natomiast Lia i reszta kucnęli wokół mnie.
-Co zamierzasz zrobić? -spytał Axel.
-Nie mogę pozwolić żeby umarła, a jest tylko jedno wyjście. Lia? -popatrzył na nią błagalnym wzrokiem. Jego siostra spojrzała na mnie swoimi fioletowymi jak fiołki oczami i przez chwilę jej twarz wyrażała nieobecność. Odezwała się po chwili.
-Jesteś pewien? Wiesz co to oznacza -patrzyła na niego surowym wzrokiem.
-Tak
-A może jej spytamy czy chce, zanim cokolwiek zrobimy? -zapytał Tranley.
-Tak, to dobry pomysł. Roxy posłuchaj uwarznie -zwrócił swoje oczy w moją stronę. -Wiem że to trudne i nie masz siły się teraz skupić ale to bardzo ważne. Jedyną drogą żeby cię ocalić jest zrobienie z ćiebie wampira...
-Zgadzam się -wychrypałam słabym głosem.
-Ale posłuchaj. Będziesz musiała opuścić rodzinę, zapomnieć o niej na zawsze i o całym poprzednim życiu, zacząć wszystko od nowa. Jesteś pewna że tego chcesz?
Nie odpowiedziałam od razu. To było trudne zapomnieć o tych których się kocha, ale jeśli umrę to nawet o Lance'ie będe musiała zapomnieć. O ile po śmierci jeszcze się myśli i czuje. W mojej głowie trwała burza, wielki chaos ogarnął moje myśli i uczucia co bardziej potęgowało zmęczenie i ból. Od tej decyzji zależy wszystko. To czy nadal będe żyla -to znaczy jeśli zostanę wampirem to i tak życ nie będe. Przynajmniej w pewnym sensie. Bo jednak będe jeszcze na świecie, tyle ze jako żywy trup?
-Zgadzam sie.
Lia podeszła do mnie bliżej. Popatrzyła trochę niepewnie po czym nadgryzła swój nadgarstek po którym zaczęła spływać krew. Nadstawiła go nad moimi ustami i zęczełam połykać krople ciemno czerwonej cieczy czując przyjemne ciepło w miejscach w których płynęła. Po chwili ciepło przerodziło się w gorąc, a potem we wrzątek. Czułam się tak, jakby moje ciało zostało spalane od środka. Wiłam się i krzyczałam, a z oczu płynęły mi łzy. Ból był nie do zniesienia, straciłam przytomność.
Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu. Był to pokój o szarych ścianach z ciemno brązowymi meblami i z jednym oknem na przeciwnej ścianie. Koło dużego łóżka na którym leżałam była nocna szafka z trzema szufladami, a na niej stała mała lampka jarząca się słabym, fioletowym światłem. Na dużej szafie po mojej prawej stronie było wielkie lustro. Usiadłam powoli, ze zdziwieniem stwierdzając że już mnie nic nie boli. Popatrzyłam na rękę, była teraz biała jak śnieg, a palce wydawały się minimalnie dłuższe i zgrabniejsze. Zeszłam z łóżka i podeszłam do lustra. Przyjrzałam się sobie uważnie, moje włosy były teraz koloru ciemno rudego, oczy fioletowo zielone, usta czerwone, jakby pociągnięte szminką. Dotknęłam ich i potarłam lekko, po czym spojrzałam na rękę, ale nie było żadnego śladu. Popatrzyłam znowu na lustro. Byłam trochę wyższa i miałam większe wcięcie w talii. Dopiero wtedy zauważyłam że jestem w samej bieliźnie. Rozejrzałam się po pokoju ale nie zobaczyłam swoich ciuchów, na krześle koło komody leżały jakieś spodnie i bluzka z długim rękawem, a na niej kartka. Podeszłam i przeczytałam:
Ubierz się w to i zejdź na dół. Na pewno zgłodniałaś.
Lia
Ubrałam się prędko i spojrzałam jeszcze raz w lustro. Ciekawe co dadzą mi do jedzenia. Krew? Zeszlam po schodach i weszłam do kuchni gdzie wszyscy siedzieli. Na mój widok przerwali rozmowę. Przez chwilę była cisza, w końcu odezwał się Lance.
-Zgłodniałaś?
-Chyba tak -odpowiedziałam niepewnie, rozglądając się dookoła. Kuchnia byłaby normalna gdyby nie słoiki z krwią na szafkach i w lodówce. Tranley podał mi kubek z ciepłym czerwonym napojem. Popatrzyłam na niego niepewnie po czym napiłam się. Krew w gruncie rzeczy była bardzo smaczna, smakowała prawie jak kompot. Usiadłam z nimi przy stole, a gdy wypiłam połowę kubka zapytałam:
-Kim byli ci dwaj co zaatakowali mnie i Stacy? -siłą woli próbowałam powstrzymać łzy gromadzące się w moich oczach. Nie chciałam teraz płakać, nie przy nich wszystkich.
-To wampiry, należą do zgromadzenia Grasp
-Co to za zgromadzenie?
-Oni uważają że ludzie są potrzebni tylko po to żeby mieć co jeść. Nie mają skrupułów co do zabijania. Niestety mają dużą przewagę liczebną, takich jak my, czyli takich którzy nie zabijają by zdobyć krew i są temu przeciwni, jest mało. Jednak niektórzy z Grasp boja się nas. Zwłaszcza tych starszych, bo mimo ze nie zabijamy to jednak mamy więcej siły i oni zdają sobie z tego sprawę -wyjaśnił mi Tranley.
-Należał pan kiedyś do nich?
-Nie mów do mnie 'pan', mów poprostu Tranley -uśmiechnął się. -To długa historia -powiedział po chwili. Zrozumiałam że nie ma ochoty teraz o tym rozmawiać. Nie chciałam nalegać, więc tylko skinęłam głową i znowu się napiłam. Czułam że jeszcze nie raz się spotkam z Rogley'em i Coruel'em, i że jeszcze będzie nie jedna okazja by spytać Tranley'a o jego przeszłość.

Dodane po 8 godzinach 26 minutach:
poprawiłam ósmy rozdział i postanowiłam wam go pokazać xD myślę że będzie w nim mniej błędów :wink:
8.
Wiatr rozwiewał gałęzie drzew które jeszcze w południe były spokojne. Ciemne chmury szybko przewijały się na niebie, jakby probując uciec od zła będącego na ziemi. Liście pozostały mimo że jesień już się skończyła, na ziemi wprawione w ruch poprzez podmuchy wiatru tańczyły walca wokół sceny rozgrywanej w parku. Miedzy drzewami były cztery postacie. Dziewczyna leżąca na ziemi z ciemno brązowymi włosami rozrzuconymi wokół głowy i ręką która była brudna od czerwono bordowej krwi. Twarzy jej nie było widać, jednak można było się domyśleć że była wykrzywiona w niemym bólu tak samo jak twarz jej przyjaciółki trzymanej przez mężczyznę ubranego na czarno. Czarne spodnie, czarne buty, czarny podkoszulek i czarna kurtka idealnie dopasowywały się do otaczającej ich ciemności.. Byli zbyt daleko by światła latarni ich dosięgnęły. Drugi mężczyzna był ubrany niemal że identycznie jak jego przyjaciel z tym wyjątkiem że na jego ustach i rękawach kurtki wciąż było widać ślady krwi.
Ból który czułam pogłębiał się z każdą sekundą, traciłam również siły i powoli zapadałam się w ciemną odchłań zbliżającą się nieubłaganie. Jednak siłą woli wciąż próbowałam się utrzymać na nogach i nie zamykać oczu pełnych nadziei, nie chciałam im dać tej satysfakcji, chciałam pokazać że nie jestem słaba. Postacie które widziałam wyraźnie na alejce koło latarni powoli przerodziły się w rozmazane zbliżające się plamki, dodawające mi sil. Nie miałam pojęcia co się ze mną stanie, jednakże byłam pewna że zrobią wszystko żeby mnie uratowac. Nogi zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa pragnąc opaść na ziemię i odpocząć od ciężaru mojego ciała. Niechętnie poddałam się im i powoli osunęłam na zimną trawę.
-Rogley zostaw ją! -usłyszałam krzyk Lance'a. Niestety nie mogłam go zobaczyć, moja twarz zwrócona była w ziemię a włosy zasłaniały obraz po bokach.
Na ten okrzyk wampir trzymający mnie w uścisku odskoczył od szyi jak oparzony. Zaczął się rozglądać a gdy ujrzał grupkę wściekłych wampirów zbliżających się w jego stronę puścił mnie i upadłam z głuchym hukiem na ziemię.
-Czego chcesz Brozur? -warknął drugi wampir, stojący obok zwłok Stacy.
-Przecież powiedziałem przed chwilą idioto. Chcę żebyście ją zostawili -powiedział z rozdrażnieniem i pewną irytacja, jakby uwarzał że osoba do której przemawia przeoczyła coś tak oczywistego ze pięcio letnie dziecko by go bardziej zrozumiało -I tą drugą dziewczynę też -dodał widząc że ten którego nazwał Rogley szykuje się do kopnięcia w nią, chcąc wyładować złość.
-A co nam zrobisz jeśli cię nie posłuchamy? -zakpił przyjaciel Rogley'a, lecz mimo jego pewności siebie, głos zdradzał panike.
-Z biegiem czasu zadajesz coraz głupsze pytania Coruel -wtrącił się do rozmowy Axel.
-Pomyśl co ci mogą zrobić cztery wampiry. Przypominam że jesteśmy dużo starsi, prawie o dwieście lat i że tak powiem... mamy większe doświadczenie -dodała Lia.
-Większe doświadczenie? -prychnął Coruel. -Wy nie polujecie na nic co żyje, a my to robimy od samego początku, więc nie mów mi że wy macie większe doświadczenie!
-To że teraz nie polujemy, nie znaczy że nigdy tego nie robiliśmy -odezwał się spokojnie wujek Lance'a.
-Nadal pamiętasz Tranley?
-A kto by zapomniał o swoim największym błędzie popełnionym po śmierci? Poza tym ja przynajmniej zmądrzałem i skończyłem z tym. A ty nadal jesteś zaślepiony. Masz czarne klapki na oczach, które tobie wydają się różowe! -pod koniec uniuł głos, jakby myślał że wtedy te słowa dotrą do Coruel'a z większą siłą i może pozostawią po sobie jakiś ślad.
Podczas tej wymiany zdań udało mi się doczołgać bliżej Lance'a. Podszedł do mnie i oparł moją głowę o jego kolana oparte na trawie.
-Dosyć tego! -krzyknął. Wszyscy umilkli i wpatrywali się w jego twarz wyrażającą złość i smutek. -Kiedy indziej sobie pogadacie i powspominacie dawne niemiłe czasy! Rogley i Coruel radze wam się stąd zmywać bo wierzcie mi, mało brakuje żebym okazał swoją złość, a ty Lia chodź do mnie.
Posłuchali go, Rogley i Coruel poszli w stronę huśtawek najpierw powoli, jednak po chwili przyspieszyli i po kilku sekundach nie było po nich śladu. Natomiast Lia i reszta kucnęli wokół mnie.
-Co zamierzasz zrobić? -spytał Axel.
-Nie mogę pozwolić żeby umarła, a jest tylko jedno wyjście. Lia? -popatrzył na nią błagalnym wzrokiem. Jego siostra spojrzała na mnie swoimi fioletowymi jak fiołki oczami i przez chwilę jej twarz wyrażała nieobecność. Odezwała się po chwili.
-Jesteś pewien? Wiesz co to oznacza -patrzyła na niego surowym wzrokiem.
-Tak
-A może jej spytamy czy chce, zanim cokolwiek zrobimy? -zapytał Tranley.
-Tak, to dobry pomysł. Roxy posłuchaj uwarznie -zwrócił swoje oczy w moją stronę. -Wiem że to trudne i nie masz siły się teraz skupić ale to bardzo ważne. Jedyną drogą żeby cię ocalić jest zrobienie z ćiebie wampira...
-Zgadzam się -wychrypałam słabym głosem.
-Ale posłuchaj. Będziesz musiała opuścić rodzinę, zapomnieć o niej na zawsze i o całym poprzednim życiu, zacząć wszystko od nowa. Jesteś pewna że tego chcesz?
Nie odpowiedziałam od razu. To było trudne zapomnieć o tych których się kocha, ale jeśli umrę to nawet o Lance'ie będe musiała zapomnieć. O ile po śmierci jeszcze się myśli i czuje. W mojej głowie trwała burza, wielki chaos ogarnął moje myśli i uczucia co bardziej potęgowało zmęczenie i ból. Od tej decyzji zależy wszystko. To czy nadal będe żyla -to znaczy jeśli zostanę wampirem to i tak życ nie będe. Przynajmniej w pewnym sensie. Bo jednak będe jeszcze na świecie, tyle ze jako żywy trup?
-Zgadzam sie.
Lia podeszła do mnie bliżej. Popatrzyła trochę niepewnie po czym nadgryzła swój nadgarstek po którym zaczęła spływać krew. Nadstawiła go nad moimi ustami i zęczełam połykać krople ciemno czerwonej cieczy czując przyjemne ciepło w miejscach w których płynęła. Po chwili ciepło przerodziło się w gorąc, a potem we wrzątek. Czułam się tak, jakby moje ciało zostało spalane od środka. Wiłam się i krzyczałam, a z oczu płynęły mi łzy. Ból był nie do zniesienia, straciłam przytomność.
Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu. Był to pokój o szarych ścianach z ciemno brązowymi meblami i z jednym oknem na przeciwnej ścianie. Koło dużego łóżka na którym leżałam była nocna szafka z trzema szufladami, a na niej stała mała lampka jarząca się słabym, fioletowym światłem. Na dużej szafie po mojej prawej stronie było wielkie lustro. Usiadłam powoli, ze zdziwieniem stwierdzając że już mnie nic nie boli. Popatrzyłam na rękę, była teraz biała jak śnieg, a palce wydawały się minimalnie dłuższe i zgrabniejsze. Zeszłam z łóżka i podeszłam do lustra. Przyjrzałam się sobie uważnie, moje włosy były teraz koloru ciemno rudego, oczy fioletowo zielone, usta czerwone, jakby pociągnięte szminką. Dotknęłam ich i potarłam lekko, po czym spojrzałam na rękę, ale nie było żadnego śladu. Popatrzyłam znowu na lustro. Byłam trochę wyższa i miałam większe wcięcie w talii. Dopiero wtedy zauważyłam że jestem w samej bieliźnie. Rozejrzałam się po pokoju ale nie zobaczyłam swoich ciuchów, na krześle koło komody leżały jakieś spodnie i bluzka z długim rękawem, a na niej kartka. Podeszłam i przeczytałam:
Ubierz się w to i zejdź na dół. Na pewno zgłodniałaś.
Lia
Ubrałam się prędko i spojrzałam jeszcze raz w lustro. Ciekawe co dadzą mi do jedzenia. Krew? Zeszlam po schodach i weszłam do kuchni gdzie wszyscy siedzieli. Na mój widok przerwali rozmowę. Przez chwilę była cisza, w końcu odezwał się Lance.
-Zgłodniałaś?
-Chyba tak -odpowiedziałam niepewnie, rozglądając się dookoła. Kuchnia byłaby normalna gdyby nie słoiki z krwią na szafkach i w lodówce. Tranley podał mi kubek z ciepłym czerwonym napojem. Popatrzyłam na niego niepewnie po czym napiłam się. Krew w gruncie rzeczy była bardzo smaczna, smakowała prawie jak kompot. Usiadłam z nimi przy stole, a gdy wypiłam połowę kubka zapytałam:
-Kim byli ci dwaj co zaatakowali mnie i Stacy? -siłą woli próbowałam powstrzymać łzy gromadzące się w moich oczach. Nie chciałam teraz płakać, nie przy nich wszystkich.
-To wampiry, należą do zgromadzenia Grasp
-Co to za zgromadzenie?
-Oni uważają że ludzie są potrzebni tylko po to żeby mieć co jeść. Nie mają skrupułów co do zabijania. Niestety mają dużą przewagę liczebną, takich jak my, czyli takich którzy nie zabijają by zdobyć krew i są temu przeciwni, jest mało. Jednak niektórzy z Grasp boja się nas. Zwłaszcza tych starszych, bo mimo ze nie zabijamy to jednak mamy więcej siły i oni zdają sobie z tego sprawę -wyjaśnił mi Tranley.
-Należał pan kiedyś do nich?
-Nie mów do mnie 'pan', mów poprostu Tranley -uśmiechnął się. -To długa historia -powiedział po chwili. Zrozumiałam że nie ma ochoty teraz o tym rozmawiać. Nie chciałam nalegać, więc tylko skinęłam głową i znowu się napiłam. Czułam że jeszcze nie raz się spotkam z Rogley'em i Coruel'em, i że jeszcze będzie nie jedna okazja by spytać Tranley'a o jego przeszłość.
"Some of them want to use you.
Some of them want to get used by you.
Some of them want to abuse you.
Some of them want to be abused."
Some of them want to get used by you.
Some of them want to abuse you.
Some of them want to be abused."
9
Przecinek przed "które".
Wiatr rozwiewał gałęzie drzew które jeszcze w południe były spokojne.
***
próbując
Ciemne chmury szybko przewijały się na niebie, jakby probując uciec od zła będącego na ziemi.
***
Za drugim czytaniem złapałem o co chodzi. Może lepiej byłoby z użyciem myślników? Albo zmiana zdania? (Liście - mimo iż jesień już się skończyła - pozostały na ziemi. Wiatr porywał je w powietrze, by tańczyły walca dookoła sceny rozgrywanej w parku)
Liście pozostały mimo że jesień już się skończyła, na ziemi wprawione w ruch poprzez podmuchy wiatru tańczyły walca wokół sceny rozgrywanej w parku.
***
Polecam zmienić to jakoś, na bardziej czytelne, poskładane. Moim zdaniem ten opis czwórki postaci zwyczajnie się rwie. Twarz wykrzywiona w niemym bólu? Twarz może wykrzywić grymas.
Między drzewami były cztery postacie. Dziewczyna leżąca na ziemi z ciemno brązowymi włosami rozrzuconymi wokół głowy i ręką która była brudna od czerwono bordowej krwi. Twarzy jej nie było widać, jednak można było się domyśleć że była wykrzywiona w niemym bólu tak samo jak twarz jej przyjaciółki trzymanej przez mężczyznę ubranego na czarno. Czarne spodnie, czarne buty, czarny podkoszulek i czarna kurtka idealnie dopasowywały się do otaczającej ich ciemności.. Byli zbyt daleko by światła latarni ich dosięgnęły. Drugi mężczyzna był ubrany niemal że identycznie jak jego przyjaciel z tym wyjątkiem że na jego ustach i rękawach kurtki wciąż było widać ślady krwi.
(Między drzewami widać było dwójkę mężczyzn i dwie kobiety. Jedna z nich, z rozrzuconymi ciemnobrązowymi włosami, leżała na ziemi, zasłaniając twarz ręką umazaną we krwi. Druga - z twarzą wykrzywioną w grymasie bólu - spoczywała w ramionach ubranego na czarno mężczyzny. Czarne spodnie, czarne buty, czarny podkoszulek i czarna kurtka idealnie dopasowywały się do otaczającej ich ciemności... Ubranie drugiego z mężczyzn, identyczne jak pierwszego, a także jego usta poplamione były krwią. Niknęli w mroku, odlegli od kręgu ciepłego światła latarni.)
***
Tak jak fragment poprzedni - do przebudowy. Już teraz widzę, że prócz interpunkcji zdarzają Ci się potknięcia innego rodzaju - o wiele dla tekstu gorsze. Ale o nich na końcu, w podsumowaniu.Ból który czułam pogłębiał się z każdą sekundą, traciłam również siły i powoli zapadałam się w ciemną odchłań zbliżającą się nieubłaganie. Jednak siłą woli wciąż próbowałam się utrzymać na nogach i nie zamykać oczu pełnych nadziei, nie chciałam im dać tej satysfakcji, chciałam pokazać że nie jestem słaba.
(Ból, który czułam potęgował się z każdą upływającą sekundą. Traciłam siły, zapadając w nieuchronnie przybywającą otchłań. Byłam pełna nadziei, walczyłam by nie zamknąć oczu. Nie chciałam dać im satysfakcji, niech wiedzą, że jestem silna)
***
Interpunkcja, interpunkcja... przed które, przed co. I są pewne mało logiczne fragmenty... To właśnie Twoja pięta achillesowa, ale do naprawienia. No i co to za fragment z tymi nogami. Wybacz - ale w moim odczuciu to jakieś głupoty.
Postacie które widziałam wyraźnie na alejce koło latarni powoli przerodziły się w rozmazane zbliżające się plamki, dodawające (chyba dodające) mi sil. Nie miałam pojęcia co się ze mną stanie, jednakże byłam pewna że zrobią wszystko żeby mnie uratowac. Nogi zaczęły odmawiać mi posłuszeństwa pragnąc opaść na ziemię i odpocząć od ciężaru mojego ciała. Niechętnie poddałam się im i powoli osunęłam na zimną trawę.
(Widziane przed chwilą, przeze mnie postacie przerodziły się w zbliżające się ku mnie rozmazane plamki. Czułam jakby dodawały mi sił, nie wiedziałam jednak co się ze mną stanie, wierzyłam, że plamki mnie uratują. (swoją droga wizja fajna, narkotyczno-prawie-agonalna) Nogi odmówiły w końcu posłuszeństwa, miały dość dźwigania ciężaru mego ciała. Upadłam na zieloną trawę.)
***
-Rogley zostaw ją! -usłyszałam krzyk Lance'a. Niestety nie mogłam go zobaczyć, moja twarz zwrócona była w ziemię a włosy zasłaniały obraz po bokach.
Na ten okrzyk wampir trzymający mnie w uścisku odskoczył od szyi jak oparzony. Zaczął się rozglądać a gdy ujrzał grupkę wściekłych wampirów zbliżających się w jego stronę puścił mnie i upadłam z głuchym hukiem na ziemię.
-Czego chcesz Brozur? -warknął drugi wampir, stojący obok zwłok Stacy.
-Przecież powiedziałem przed chwilą idioto. Chcę żebyście ją zostawili -powiedział z rozdrażnieniem i pewną irytacja, jakby uwarzał że osoba do której przemawia przeoczyła coś tak oczywistego ze pięcio letnie dziecko by go bardziej zrozumiało -I tą drugą dziewczynę też -dodał widząc że ten którego nazwał Rogley szykuje się do kopnięcia w nią, chcąc wyładować złość.
-A co nam zrobisz jeśli cię nie posłuchamy? -zakpił przyjaciel Rogley'a, lecz mimo jego pewności siebie, głos zdradzał panike.
-Z biegiem czasu zadajesz coraz głupsze pytania Coruel -wtrącił się do rozmowy Axel.
-Pomyśl co ci mogą zrobić cztery wampiry. Przypominam że jesteśmy dużo starsi, prawie o dwieście lat i że tak powiem... mamy większe doświadczenie -dodała Lia.
-Większe doświadczenie? -prychnął Coruel. -Wy nie polujecie na nic co żyje, a my to robimy od samego początku, więc nie mów mi że wy macie większe doświadczenie!
-To że teraz nie polujemy, nie znaczy że nigdy tego nie robiliśmy -odezwał się spokojnie wujek Lance'a.
-Nadal pamiętasz Tranley?
-A kto by zapomniał o swoim największym błędzie popełnionym po śmierci? Poza tym ja przynajmniej zmądrzałem i skończyłem z tym. A ty nadal jesteś zaślepiony. Masz czarne klapki na oczach, które tobie wydają się różowe! -pod koniec uniuł głos, jakby myślał że wtedy te słowa dotrą do Coruel'a z większą siłą i może pozostawią po sobie jakiś ślad.
Podczas tej wymiany zdań udało mi się doczołgać bliżej Lance'a. Podszedł do mnie i oparł moją głowę o jego kolana oparte na trawie.
-Dosyć tego! -krzyknął. Wszyscy umilkli i wpatrywali się w jego twarz wyrażającą złość i smutek. -Kiedy indziej sobie pogadacie i powspominacie dawne niemiłe czasy! Rogley i Coruel radze wam się stąd zmywać bo wierzcie mi, mało brakuje żebym okazał swoją złość, a ty Lia chodź do mnie.
Posłuchali go, Rogley i Coruel poszli w stronę huśtawek najpierw powoli, jednak po chwili przyspieszyli i po kilku sekundach nie było po nich śladu. Natomiast Lia i reszta kucnęli wokół mnie.
-Co zamierzasz zrobić? -spytał Axel.
-Nie mogę pozwolić żeby umarła, a jest tylko jedno wyjście. Lia? -popatrzył na nią błagalnym wzrokiem. Jego siostra spojrzała na mnie swoimi fioletowymi jak fiołki oczami i przez chwilę jej twarz wyrażała nieobecność. Odezwała się po chwili.
-Jesteś pewien? Wiesz co to oznacza -patrzyła na niego surowym wzrokiem.
-Tak
-A może jej spytamy czy chce, zanim cokolwiek zrobimy? -zapytał Tranley.
-Tak, to dobry pomysł. Roxy posłuchaj uwarznie -zwrócił swoje oczy w moją stronę. -Wiem że to trudne i nie masz siły się teraz skupić ale to bardzo ważne. Jedyną drogą żeby cię ocalić jest zrobienie z ćiebie[b/] wampira...
-Zgadzam się -wychrypałam słabym głosem.
-Ale posłuchaj. Będziesz musiała opuścić rodzinę, zapomnieć o niej na zawsze i o całym poprzednim życiu, zacząć wszystko od nowa. Jesteś pewna że tego chcesz?
Tutaj nawiasu z własną wersją nie będzie, ale to nie oznacza, że ten fragment jest dobry. Wręcz przeciwnie - jest w nim sporo błędów. Do dialogów wiele nie wnikam. ale... zdają się być pisane bez polotu. Twoje postacie gadają tak... oderwanie. Niby spoko dialog jest, trzyma się kupy i pasuje do (wywnioskowanego) kontekstu, ale... powinnaś go poprawić.
Specjalnie nie zaznaczałem Ci zaimków, interpunkcji - a tych błędów (oprócz powtórzeń) jest sporo. Rażące błędy podkreśliłem.... Pracuj dalej nad tym.
***
Nie odpowiedziałam od razu. To było trudne zapomnieć o tych których się kocha, ale jeśli umrę to nawet o Lance'ie (tak się toto odmienia?) będe musiała zapomnieć. O ile po śmierci jeszcze się myśli i czuje. W mojej głowie trwała burza, wielki chaos ogarnął moje myśli i uczucia co bardziej potęgowało zmęczenie i ból. Od tej decyzji zależy wszystko. To czy nadal będe żyla -to znaczy jeśli zostanę wampirem to i tak życ nie będe. Przynajmniej w pewnym sensie. Bo jednak będe jeszcze na świecie, tyle ze jako żywy trup?
-Zgadzam sie.
Powtórzenia, błędy ortograficzne, logiczne, dziwna gramatyka i taki niesmak jest. A i zapomniałem o interpunkcji... To co masz podkreślone uważam za coś... niewartego komentarza. Dywagacje tak popier... niczone, że nie radzę czytać. To musisz zmienić koniecznie!!!!
(Nie odpowiedziałam od razu. To trudne zapomnieć o tych, których się kocha, ale... jeżeli umrę to i o Lance'ie (???) będę musiała zapomnieć, o ile po śmierci można myśleć i czuć. W głowie szalała burza, wielki chaos ogarnął myśli i uczucia, potęgując ból i zmęczenie. Wiedziałam, że od tej decyzji zależy wszystko - a zwłaszcza moje życie... Znaczy się jeśli zostanę wampirem to słowo życie, w moim przypadku, straci znane mi tak dobrze znaczenie.
-Zgadzam się)
Dodane po 24 minutach:
Lia podeszła do mnie bliżej. Popatrzyła trochę niepewnie po czym nadgryzła swój nadgarstek po którym zaczęła spływać krew. Nadstawiła go nad moimi ustami i zęczełam połykać krople ciemno czerwonej cieczy czując przyjemne ciepło w miejscach w których płynęła. Po chwili ciepło przerodziło się w gorąc, a potem we wrzątek. Czułam się tak, jakby moje ciało zostało spalane od środka. Wiłam się i krzyczałam, a z oczu płynęły mi łzy. Ból był nie do zniesienia, straciłam przytomność.
Tralalala, błędy widzę. I to ile. Zaimki, powtórzenia, nielogiczności... W tym temacie jesteś niezmienna przez cały tekst.
(Lia podeszła bliżej, spojrzała na mnie niepewnie, po czym ugryzła się w nadgarstek. Zaczęłam połykać krople, ciemnoczerwonej cieczy, kapiące do mych ust. Czułam wewnątrz przyjemne ciepło, rozchodzące się wraz z krwią, ciepło narastające, które szybko przerodziło się w gorąc. Czułam się tak, jakby moje ciało było spalane od środka. Wiłam się i krzyczałam, a z oczu płynęły mi łzy. Ból był nie do zniesienia, straciłam przytomność.)
***
Obudziłam się w ciemnym pomieszczeniu. Był to pokój o szarych ścianach z ciemno brązowymi meblami i z jednym oknem na przeciwnej ścianie. Koło dużego łóżka na którym leżałam była nocna szafka z trzema szufladami, a na niej stała mała lampka jarząca się słabym, fioletowym światłem. Na dużej szafie po mojej prawej stronie było wielkie lustro. Usiadłam powoli, ze zdziwieniem stwierdzając że już mnie nic nie boli. Popatrzyłam na rękę, była teraz biała jak śnieg, a palce wydawały się minimalnie dłuższe i zgrabniejsze. Zeszłam z łóżka i podeszłam do lustra. Przyjrzałam się sobie uważnie, moje włosy były teraz koloru ciemno rudego, oczy fioletowo zielone, usta czerwone, jakby pociągnięte szminką. Dotknęłam ich i potarłam lekko, po czym spojrzałam na rękę, ale nie było żadnego śladu. Popatrzyłam znowu na lustro. Byłam trochę wyższa i miałam większe wcięcie w talii. Dopiero wtedy zauważyłam że jestem w samej bieliźnie. Rozejrzałam się po pokoju ale nie zobaczyłam swoich ciuchów, na krześle koło komody leżały jakieś spodnie i bluzka z długim rękawem, a na niej kartka. Podeszłam i przeczytałam:
Jakby lepiej, ale nie do końca. Irytujący (ale nie aż tak) jest sposób jak zaczynasz coś opisywać, musisz robić to w kilku różnorakich zdaniach, nie zawsze udanych? Tutaj nawiasowych propozycji nie będzie, ale poprawić powinnaś. Połączyć cześć zdań, i podszlifować tak by się gładziej czytało.
***
Ubrałam się prędko i spojrzałam jeszcze raz w lustro. Ciekawe co dadzą mi do jedzenia. Krew? Zeszlam po schodach i weszłam do kuchni gdzie wszyscy siedzieli. Na mój widok przerwali rozmowę. Przez chwilę była cisza, w końcu odezwał się Lance.
-Zgłodniałaś?
-Chyba tak -odpowiedziałam niepewnie, rozglądając się dookoła. Kuchnia byłaby normalna gdyby nie słoiki z krwią na szafkach i w lodówce. Tranley podał mi kubek z ciepłym czerwonym napojem. Popatrzyłam na niego niepewnie po czym napiłam się. Krew w gruncie rzeczy była bardzo smaczna, smakowała prawie jak kompot. Usiadłam z nimi przy stole, a gdy wypiłam połowę kubka zapytałam:
-Kim byli ci dwaj co zaatakowali mnie i Stacy? -siłą woli próbowałam powstrzymać łzy gromadzące się w moich oczach. Nie chciałam teraz płakać, nie przy nich wszystkich.
-To wampiry, należą do zgromadzenia Grasp
-Co to za zgromadzenie?
-Oni uważają że ludzie są potrzebni tylko po to żeby mieć co jeść. Nie mają skrupułów co do zabijania. Niestety mają dużą przewagę liczebną, takich jak my, czyli takich którzy nie zabijają by zdobyć krew i są temu przeciwni, jest mało. Jednak niektórzy z Grasp boja się nas. Zwłaszcza tych starszych, bo mimo ze nie zabijamy to jednak mamy więcej siły i oni zdają sobie z tego sprawę -wyjaśnił mi Tranley.
-Należał pan kiedyś do nich?
-Nie mów do mnie 'pan', mów poprostu Tranley -uśmiechnął się. -To długa historia -powiedział po chwili. Zrozumiałam że nie ma ochoty teraz o tym rozmawiać. Nie chciałam nalegać, więc tylko skinęłam głową i znowu się napiłam. Czułam że jeszcze nie raz się spotkam z Rogley'em i Coruel'em, i że jeszcze będzie nie jedna okazja by spytać Tranley'a o jego przeszłość.
Do poprawienia... Wygładzenia, szlifowania... Zarzuty jak wcześniej.
PODSUMOWANIE:
Narracja etc:
Jest sporo (oj tak) wad. Dziwaczne zdania klejące się jak jeż do jeża (wcale, albo z bólem i wstydem), błędy głównie interpunkcyjne, ortograficzne i logiczne. Co zaś do niektórych zdań.
Szalejesz między dwoma skrajnościami. Raz skrupulatnie, wręcz detalicznie coś opisujesz i przez to,, dla czytelnika zostaje tylko przelecieć po tym wzrokiem, i iść dalej. Innym znów razem jesteś jakby tajemnicza i chyba przez to gubisz słowa (wychodzą głupie śmiesznostki i śmieszne głupotki). Jeżeli to jakby zamierzone to nie zabijaj swego tekstu.
I popracuj koniecznie nad słownictwem i wygładzaniem tekstu, niech się czyta lżej, prowadź czytelnika zgrabnymi zdaniami (jest ich trochę, ale nie tyle by teks wywindować).
Dialogi:
Zacytuję tutaj Adama Leinera:
niekiedy rozmowa przypomina dialogi nastolatków. Albo lepiej - młodej, nieśmiałej imprezowiczki, która ma przejść inicjację do gangu 17-latków.
Fabuła:
Przyznam, że śledziłem mniej niż pobieżnie (bo nie chciało mi się przez zdania etc). Zresztą nie traciłem zbyt wiele, taka jest prawda. Historia może nie jest nudna, ale... o! mam: nieklimatyczna (Adam Leiner już Ci to zarzucał), nijaka. Jakaś fabułka jest, ale licha, oj licha. I wiesz nawet licha fabułka może sobie poradzić gdy wspiera ją piękny opis, współgrający sam ze sobą opis, żywa akcja, brak mankamentów na jakie uwagę już zwróciłem (te zdania jak jeże). Ale lichych zdań fabuła dobra nie wybroni. Więc pracuj nad językiem, czytaj to, co napiszesz (ale po jakimś czasie), poprawiaj, kreśl, zmieniaj i sporo czytaj - to najlepsze lekarstwo.
Summa summarum:
Nie jest (prawie nie jest) tragicznie, ale nie licz, że jest dobrze. Rokujesz, tekst rokuje, ale czytając ROXY tak się zastanawiam nad sensem tego i owego... I nie widzę (ach te zdania)...
To co dałem Ci w (nawiasach) to luźne propozycje i wizje tego jakby niektóre zdania mogły lepiej grać ze sobą. To oczywiście jeden z setek sposobów i raczej nikłej jakości, ale zawsze coś.
Pisz dalej, pisz i poprawiaj i CZYTAJ TO, CO NAPISZESZ! A jak czytasz to czytaj dokładniej

Huginn ok Muninn flięga hverian dag
i??rmungrund yfir;
óomk ek of Huginn, at hann aptr ne komit,
þó si??mk meirr um Muninn.
-------------------------------------------------------
Witajcie w Kraju Umarłych!
Tutaj śmiech zniewoli Wasze lęki!
A marzenia i sny...
Spełni Wielki Papier!!!
i??rmungrund yfir;
óomk ek of Huginn, at hann aptr ne komit,
þó si??mk meirr um Muninn.
-------------------------------------------------------
Witajcie w Kraju Umarłych!
Tutaj śmiech zniewoli Wasze lęki!
A marzenia i sny...
Spełni Wielki Papier!!!
10
Przeczytałem 9 rozdział...
...to znaczy, prawie przeczytałem.
Próbowałem sie zmusić, żeby go dokończyć, ale nie dałem rady.
Ogólnie jest tak, jak wspomniał Adam Leiner. Wybacz mi to stwierdzenie, ale wieje amatorszczyzną.
Opowiadania o wampirach są strasznie oklepane. Temat ten był już tryliardy razy przerabiany, mielony i jeszcze raz składany, a każda następna historia z tej serii jest coraz bardziej banalna. Skoro jednak chcesz pisać o wampirach, to nikt ci nie zabroni. Musisz tylko pamiętać, że genialny pomysł (nawet jeśli nie tylko tobie wydaje się on być genialny) to nie wszystko. Ważne jest aby pisać poprawnie (mam na myśli pisanie bez błędów interpunkcyjnych i logicznych) i w stylu, który będzie za razem barwny i konkretny, tak żeby jak najlepiej trafiał do odbiorcy.
Nawet najciekawsza historia, opisana beznadziejnie, będzie beznadziejna. Nawet proces robienia kanapki z dżemem, przedstawiony w odpowiedni sposób, może wywołać u czytelnika tzw efekt "wow".
Nie ukrywam, że przed tobą jeszcze DUżO pracy, ale nie lękaj się i nie poddawaj. Nie ma takich schodów, na które nie dałoby się wejść
Moje rady:
1) Wkuj zasady interpunkcji na blachę i skupiaj się na nich pisząc;
2) Dużo czytaj, zwracając przy tym uwagę, jak autor przedstawia wymyślone przez siebie sytuacje (od dziś nie patrz na książkę pana Iksińskiegi jak czytelnik, tylko jak kolega po fachu, rozkładaj ją na czynniki pierwsze);
3) Dużo pisz. Znawcy twierdzą, że powinno się pisać kilka stron dziennie. Wiem z doświadczenia, że jest to niewykonalne, zwłaszcza kiedy ktoś ma też inne obowiązki, ale staraj się pisać jak najwięcej.
4) Pisząc, co jakiś czas czytaj to, co już masz, najlepiej na głos. Skup się na tym, czy ma to sens i jak brzmi. Staraj się czytać swoje dzieła jak cudze twory, to ułatwia wyłapywanie niedociągnięć.
5) Na razie daruj sobie większe objętościowo formy. Napisz parę kilkustronicowych opowiadań. Przy każdym staraj się osiągnąć jakiś cel, np barwne opisy albo klimat czy jak najmniejsza liczba błędów.
Możliwe, że teraz to wszystko wydaje ci się być zbyt obszernym tematem do ogarnięcia, ale wierz mi, za jakiś czas na wszystkie te aspekty (klimat, poprawne dialogi itd) nie będziesz nawet zwracał uwagi, a tworzenie będzie ci przychodziło lekko, wręcz machinalnie.
życzę powodzenia w walce i pozdrawiam.
...to znaczy, prawie przeczytałem.
Próbowałem sie zmusić, żeby go dokończyć, ale nie dałem rady.
Ogólnie jest tak, jak wspomniał Adam Leiner. Wybacz mi to stwierdzenie, ale wieje amatorszczyzną.
Opowiadania o wampirach są strasznie oklepane. Temat ten był już tryliardy razy przerabiany, mielony i jeszcze raz składany, a każda następna historia z tej serii jest coraz bardziej banalna. Skoro jednak chcesz pisać o wampirach, to nikt ci nie zabroni. Musisz tylko pamiętać, że genialny pomysł (nawet jeśli nie tylko tobie wydaje się on być genialny) to nie wszystko. Ważne jest aby pisać poprawnie (mam na myśli pisanie bez błędów interpunkcyjnych i logicznych) i w stylu, który będzie za razem barwny i konkretny, tak żeby jak najlepiej trafiał do odbiorcy.
Nawet najciekawsza historia, opisana beznadziejnie, będzie beznadziejna. Nawet proces robienia kanapki z dżemem, przedstawiony w odpowiedni sposób, może wywołać u czytelnika tzw efekt "wow".
Nie ukrywam, że przed tobą jeszcze DUżO pracy, ale nie lękaj się i nie poddawaj. Nie ma takich schodów, na które nie dałoby się wejść

Moje rady:
1) Wkuj zasady interpunkcji na blachę i skupiaj się na nich pisząc;
2) Dużo czytaj, zwracając przy tym uwagę, jak autor przedstawia wymyślone przez siebie sytuacje (od dziś nie patrz na książkę pana Iksińskiegi jak czytelnik, tylko jak kolega po fachu, rozkładaj ją na czynniki pierwsze);
3) Dużo pisz. Znawcy twierdzą, że powinno się pisać kilka stron dziennie. Wiem z doświadczenia, że jest to niewykonalne, zwłaszcza kiedy ktoś ma też inne obowiązki, ale staraj się pisać jak najwięcej.
4) Pisząc, co jakiś czas czytaj to, co już masz, najlepiej na głos. Skup się na tym, czy ma to sens i jak brzmi. Staraj się czytać swoje dzieła jak cudze twory, to ułatwia wyłapywanie niedociągnięć.
5) Na razie daruj sobie większe objętościowo formy. Napisz parę kilkustronicowych opowiadań. Przy każdym staraj się osiągnąć jakiś cel, np barwne opisy albo klimat czy jak najmniejsza liczba błędów.
Możliwe, że teraz to wszystko wydaje ci się być zbyt obszernym tematem do ogarnięcia, ale wierz mi, za jakiś czas na wszystkie te aspekty (klimat, poprawne dialogi itd) nie będziesz nawet zwracał uwagi, a tworzenie będzie ci przychodziło lekko, wręcz machinalnie.
życzę powodzenia w walce i pozdrawiam.
"Małymi kroczkami cała naprzód!!" - mój tata.
„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.
"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)
„Niech płynie, kto może pływać, kto zaś ciężki – niech tonie.” - Friedrich Schiller „Zbójcy”.
"Zapal świeczkę zamiast przeklinać ciemność." - Konfucjusz (chyba XD)